saudade

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— ♡ —

     W jadącym zbyt szybko samochodzie panowała krępująca cisza. Seokjin posłał krótkie spojrzenie w stronę wpatrującego się w okno Jungkooka i zwinnie zmienił bieg, przyspieszając jeszcze bardziej.

     — W schowku są kasety — powiedział ochrypłym od długiego milczenia głosem. — Możesz coś wybrać, jeśli chcesz.

     Ciemnowłosy chłopak siedzący w fotelu pasażera przez moment nie poruszył się nawet o milimetr, ignorując starszego, lecz po chwili leniwie wyprostował się, wzdychając ciężko pod nosem. Jego smukłe ręce na oślep powędrowały w stronę klamki schowka i szarpnęły za nią z odpowiednią siłą, aby popsute od lat drzwiczki otworzyły się, ukazując dość ubogą zawartość: stare papiery i rachunki przyrzucone bladoróżowym aparatem natychmiastowym, rozsypane w nieładzie zdjęcia oraz pięć kaset – każda z nich opatrzona kolorową naklejką ze starannym podpisem. Jungkook od razu je rozpoznał, dlatego też na jego twarzy po raz pierwszy odkąd wszedł do samochodu Seokjina pojawił się niewielki uśmiech, a serce zabiło nieco szybciej.

     — Nadal je ze sobą wozisz? — zapytał, lecz brzmiało to bardziej jak stwierdzenie przepełnione niedowierzaniem.

     Wszystkie te kasety były prezentami, a Jungkook dokładnie pamiętał każdą chwilę poświęconą na ich nagranie – długie godziny spędzone przed starym radiem ojca, które psuło się częściej niż powinno. Mimo to szatyn z uśmiechem na ustach nagrywał na nim kasety dla Seokjina, aby następnie podarować dość kiepskie nagrania starszemu w dniu jego urodzin. A Jin nigdy nie narzekał na ich jakość i zawsze słuchał ich z wielką radością.

     — A dlaczego niby miałbym się ich pozbyć? Są na nich moje ulubione piosenki — powiedział z lekkim oburzeniem Seokjin, nie dodając jednak tego, co podpowiadało mu serce.

     (Przecież są od ciebie).

     Pięć kaset. Pięć lat. Tyle czasu Seokjin był dla Jungkooka całym światem.

     Pięć kolejnych lat oraz pięć nieistniejących kaset – tyle wystarczyło, aby Jungkook nauczył się żyć bez Seokjina. I wtedy też los postanowił na nowo skrzyżować ich ścieżki, wystawiając słabe już serce Jeona na kolejną okrutną oraz bolesną próbę.

     Szatyn ukrył niewielki uśmiech pod maską obojętności i bez zastanowienia sięgnął po kasetę z niebieską naklejką, po czym wsunął ją do samochodowego odtwarzacza. Z głośników starego auta od razu wydobył się delikatny dźwięk gitary, wypełniając ciszę i pozwalając skrępowanej dwójce na chwilę odetchnąć z ulgą.

     Jungkook westchnął cicho i na powrót wlepił wzrok w okno pasażera, odwracając się plecami do starszego mężczyzny. Na jego nadal wyglądającej dziecięco twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, ale nie był on ani trochę spowodowany koniecznością przebywania z Seokjinem, wręcz przeciwnie – Jungkook bardzo cieszył się na to spotkanie po latach, nie oczekiwał jednak, że atmosfera między niegdyś najlepszymi przyjaciółmi może stać się tak napięta. Jeon nie miał pojęcia, kiedy dokładnie wszystko się popsuło. Może były to wakacje tuż przed wyjazdem Seokjina? A może stało się to nawet wcześniej? Nieważne jak długo by to analizował, nie potrafił znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytanie.

     (Co się z nami stało, hyung?)

     Cichy śpiew Seokjina do Wild Flower wyrwał Jungkooka z jego myśli i sprawił, że chłopak spojrzał w stronę Kima z lekko otwartymi ustami, ledwo powstrzymując westchnięcie pełne podziwu. Głos starszego brzmiał znajomo, a jednocześnie obco; coś w nim przypominało Jungkookowi zarówno ciepłe dni spędzone wspólnie na szkolnym boisku, jak i samotne noce wypełnione lśniącymi łzami. Nawet i teraz Jeon nie mógł powstrzymać słonych kropel, które zaczęły zbierać się w kącikach jego oczu, dlatego też szybko odwrócił wzrok od Seokjina i wlepił go w swoje splecione na kolanach dłonie, ukrywając twarz za ciemną grzywką. To wszystko bolało dużo bardziej, niż się spodziewał. 

     Jungkook dokładnie pamiętał pewne słoneczne popołudnie, które spędzał w cieniu wielkiego drzewa rosnącego przy boisku. Leżał na trawie z zamkniętymi oczami, wspierając głowę na wypchanym zeszytami plecaku, a zapach wiosny otaczał go z każdej strony, przyjemnie pieszcząc jego wrażliwy na zapachy nos. Czyjeś szybkie kroki dudniły o ziemię, ale Jungkook nie zwracał na nie uwagi, dopóki nie ustały. Wtedy też przyjemny dla ucha głos zawołał z radością jego imię, a Jungkook otworzył oczy, aby dostrzec przed sobą piękną twarz Seokjina. Starszy chłopak kucnął obok niego i z zapałem opowiadał o nowej piosence, na którą się natknął w radio, a Jeon ze wszystkich sił starał się skupić na wyrzucanych przez Kima słowach, a nie na jego pełnych ustach.

    Kaseta opatrzona niebieską naklejką była ostatnią, jaką Jungkook nagrał, a piosenka Wild Flower, którą Jin tak bardzo pokochał, znajdowała się na niej dwa razy. Pierwszy raz zapisana pod numerem trzecim, drugi natomiast został na liście pominięty – było to amatorskie wykonanie Jungkooka umieszczone na samym końcu po kilku minutach ciszy z nadzieją, że Seokjin nigdy go nie odkryje.

     — No dalej Jk, przyłącz się — powiedział nagle Kim, wyrywając młodszego z zamyślenia i posyłając mu niepewny uśmiech.

     I przez moment Jungkook był pewien, że ostatnie pięć lat przepadło, zwyczajnie zniknęło; znów poczuł się jak zakochany po uszy szczeniak, nagrywający po nocach kasety w garażu ojca, aby później wraz z Seokjinem wspólnie fałszować do nich podczas drogi do szkoły. Przełknął niechciane łzy i wydobył z siebie nieco drżący głos, który jednak po chwili ustabilizował się i wprawił prowadzącego auto Seokjina w osłupienie. Jako nastolatek Jeon nie potrafił całkowicie wykorzystać potencjału drzemiącego w swoim głosie, dwudziestotrzyletni Jungkook mógł za to z łatwością zwrócić na siebie uwagę cudownym śpiewem, który chwytał za serce. Seokjin zamilkł na moment, zasłuchując się w głosie szatyna, po chwili jednak dołączył do niego, posyłając mu ciepły uśmiech. Jungkook odwzajemnił go, wpatrując się w profil Jina zdecydowanie zbyt intensywnie.

     — Brakowało mi tego — powiedział nagle Seokjin, kiedy ostatnie dźwięki piosenki ucichły, aby następnie zmienić się w całkiem inny utwór. — Brakowało mi ciebie, Jungkook-ah — dodał, nie patrząc na młodszego; być może czegoś się obawiał.

     Serce Jungkooka zabiło szybciej i Jeon nie wiedział czy stało się to na skutek niespodziewanych słów Jina czy może przez złość, którą od dawna w sobie dusił.

     — To nie ja zerwałem kontakt — warknął młodszy, nim zdążył ugryźć się w język.

     Samochód szarpnął gwałtownie na skutek nagłego ruchu kierownicą, Kim jednak szybko zapanował nad pojazdem, rzucając Jungkookowi zagubione spojrzenie; spomiędzy jego warg wydobyło się ciężkie westchnięcie.

     — Ja... — zaczął Seokjin, skupiając się na drodze. — Przepraszam. Po prostu... — urwał, kręcąc głową; jego czoło przecięła zmarszczka zmartwienia. — Naprawdę cię przepraszam, Jk.

     — Dlaczego? — zapytał z wyrzutem Jungkook, wlepiając ostre spojrzenie w starszego. — Skoro tak bardzo ci mnie brakowało, to czemu nie zadzwoniłeś? Ani jednej wiadomości, hyung! Nawet głupiego podziękowania za życzenia urodzinowe. Wiesz jak bardzo mnie to zraniło? Obiecałeś mi coś przed samym wyjazdem, a potem zwyczajnie tę obietnicę złamałeś! — rzucał oskarżeniami Jungkook, nie hamując już nawet cisnących się do jego oczu łez.

     — To nie tak — usiłował bronić się Seokjin, ale Jeon nie pozwolił mu dojść do słowa; zbyt długo trzymał w sobie wszystkie żale do starszego, aby tak łatwo się powstrzymać przed ich wyrzuceniem.

     — Nie chcę tego słuchać, hyung. Przecież wiem, że zabrałeś mnie ze sobą tylko ze względu na Namjoona, gdyby nie zaprosił mnie na swoje wesele, pewnie nigdy byś się do mnie nie odezwał. Robisz to tylko dlatego, że nadal przyjaźnię się z twoim bratem! — zawołał gniewnie Jungkook, po czym zabrał się za nerwowe odpinanie pasa bezpieczeństwa, który jak na złość nie chciał z nim współpracować.

     — Co robisz? — zapytał zdezorientowany Seokjin, rzucając w stronę młodszego przepełnione paniką spojrzenie; z trudem panował nad swoimi emocjami oraz nad pojazdem jednocześnie.

     — To, czego obydwoje chcemy. Zatrzymaj samochód, wychodzę — oznajmił stanowczo Jeon, zwyciężając pojedynek z pasem.

     — Jungkook... — zaczął Kim, lecz młodszy znów wpadł mu w słowo:

     — Zatrzymaj to cholerne auto! — krzyknął, na co Jin bez zastanowienia zjechał na pobocze, hamując gwałtownie; jego oddech był szybki i nierówny, a serce boleśnie obijało się w piersi.

     Jeon w pośpiechu szarpnął za klamkę i wyszedł z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami. Kątem oka Seokjin dostrzegł spływające po jego policzkach łzy, zanim szatyn skrył się w swoich ramionach, kucając na ziemi kilka kroków od auta. Jin zaklął głośno i uderzył dłońmi w kierownicę, samemu ledwo powstrzymując się przed płaczem. Oglądanie Jungkooka w takim stanie zawsze łamało mu serce, a świadomość, że sam stał się przyczyną cierpienia młodszego, wcale mu nie pomagała. Czy miał w ogóle prawo, aby go teraz pocieszać?

     Z głośników samochodu wydobywał się irytujący dźwięk kompletnie niepasującej do nastroju piosenki, a Jin jeszcze przez moment przyglądał się skulonemu Jungkookowi, pozwalając słonym łzom spływać po swoich policzkach. Po chwili zawahania mężczyzna wyłączył irytujące radio, otarł twarz dłonią i pospiesznie wyszedł z samochodu, pociągając nosem w całkowicie nieładny sposób. Jeon nawet nie zauważył, kiedy starszy zbliżył się do niego.

     — Jk — mruknął cicho Seokjin, zatrzymując się w rozsądnej odległości od szatyna. — Kook-ah, proszę cię, wróć do auta — nalegał.

     Jungkook z trudem łapał oddech przez duszony w sobie szloch. Nie chciał wychodzić przed Jinem na beksę, na Boga, przecież nie był już dzieckiem! Jego emocje jednak za długo pozostawały w ukryciu, przez co nie potrafił wstrzymywać ich już dłużej – nie przy osobie, która tak bardzo go skrzywdziła. Był zły i smutny, i musiał to pokazać. Kim Seokjin musiał zobaczyć, do jakiego stanu go doprowadził swoim zachowaniem.

     — W-wezwę ta-aksówkę — wyszlochał Jungkook, nie podnosząc twarzy spomiędzy ramion.

     Seokjin chciał go przytulić i powiedzieć mu, że wszystko już w porządku, że więcej go nie zostawi, ale nie miał na to odwagi. Poza tym mężczyzna był pewny, że w tym momencie młodszy nawet nie chciałby słyszeć od niego takich słów. Prawdą było, że to Kim wszystko zniszczył i teraz to on powinien próbować to naprawić, ale za cholerę nie wiedział, jak mógłby się za to zabrać. Zawiódł Jungkooka na całej linii i nawet nie chciał się usprawiedliwiać, szczerze mówiąc wolałby, żeby nigdy się nie poznali, wtedy przynajmniej nikt by nie cierpiał.

     — Naprawdę... — zaczął Seokjin, kręcąc się niespokojnie — chciałbym mieć dla siebie jakiekolwiek logiczne usprawiedliwienie, Jk, ale... Nie będę zmyślał, nie będę też udawał, że wszystko jest jak dawniej, bo wiem, że nawaliłem. Wiem to. I cholernie tego żałuję, ale nie potrafię cofnąć czasu. Nie mogę też... — przerwał, wydymając usta w geście poddania. 

     (Nie mogę powiedzieć ci prawdy).

     Jungkook prychnął lekceważąco i w końcu uniósł głowę znad splecionych ramion. Po słonych łzach pozostały jedynie wilgotne ślady na jego policzkach oraz zaczerwienione oczy, które zwrócił w stronę Seokjina. Spojrzenie młodszego przepełniało tak wiele emocji, że Jinowi trudno było wyłowić z nich jedną i skupić się na niej; pod jego wpływem ciałem Kima wstrząsnął dziwaczny dreszcz. Nie miał odwagi dłużej patrzeć w oczy Jungkooka, dlatego też odwrócił wzrok i wlepił go w ziemię, przygryzając dolną wargę. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co chciał powiedzieć młodszemu, toteż postanowił nie mówić nic.

     Spomiędzy warg Jungkooka wydobyło się ciężkie westchnięcie, po którym rozbrzmiał jego krótki, pozbawiony cienia wesołości śmiech. Seokjin zamknął oczy, uświadamiając sobie, jak bardzo tęskni za prawdziwie wesołym, dźwięcznym chichotem Kooka.

     — Jungkook-ah — zaczął Kim drżącym głosem. — Proszę... — urwał, zwracając spojrzenie w stronę wpatrzonego w ziemię szatyna.

     Młodszy chłopak pokręcił głową, lecz po chwili wyprostował się, wycierając nos rękawem ciemnej bluzy. Dzisiejszy dzień był ważny dla Namjoona, który najbardziej wspierał Jungkooka przez ostatnie pięć lat, dlatego też Jeon nie miał najmniejszego zamiaru psuć go swojemu hyungowi. Musiał pojawić się na ślubie, a Seokjin był jedyną rozsądną opcją biorąc pod uwagę kilometry, poza tym wytrzymali już ze sobą niemal pół drogi. Szczędząc najmniejszego spojrzenia Kimowi, Jungkook ruszył w stronę auta i wsiadł do środka bez słowa. Jin jeszcze przez chwilę stał w miejscu, wpatrując się przed siebie bez celu, po chwili jednak również podszedł do samochodu i zajął miejsce za kierownicą. Mężczyźni ruszyli w długą drogę przepełnioną przytłaczającą ciszą, której jednak żaden z nich nie miał odwagi przerwać.

     Dwa ciemne garnitury kołysały się na haczyku, szeleszcząc okrywającymi je foliami i zasłaniając jedno z tylnych okien auta.

— ♡ —

     Dom państwa Kim wyglądał niemalże tak samo jak kilka lat temu. Jedyną zmianą był odnowiony płot, który w ten wyjątkowy dzień ozdobiono także kolorowymi wstążkami oraz balonami. Kiedy tylko auto Jina wjechało na zadbane podwórko, ze sporej rezydencji na przywitanie nowo przybyłych gości wybiegła piękna kobieta w średnim wieku, uśmiechając się ciepło.

     — Seokjinnie! Jungkookie! — zawołała z radością, gdy tylko mężczyźni wyszli z samochodu; podbiegła do swojego najstarszego syna i z całej siły przytuliła go do siebie, całując jego policzki z czułością. — Tak dawno was nie widziałam — mówiła z przejęciem, przesuwając dłońmi po szerokich ramionach Kima, po chwili jednak puściła swojego syna i z błyskiem w ciemnych oczach zamknęła w mocnym uścisku stojącego nieopodal Jungkooka. — Nie było cię tu już tak dawno. Pamiętam cię jako nastoletniego chłopaka — zwróciła się do Jeona, biorąc w dłonie jego policzki. — Zmężniałeś — rzuciła, przypatrując się uważnie szatynowi; Jungkook zaśmiał się uroczo, kłaniając jej, a Seokjin całkowicie odpłynął, wpatrując się w jego profil. — Chodźcie do środka, wszyscy czekają — powiedziała Soojin, przywracając swojego syna na ziemię.

     Jungkook wraz z panią Kim weszli do domu, wywołując swoją obecnością harmider i głośne przekrzykiwania. Pan Kim z uśmiechem przytulił szatyna, klepiąc go wielką dłonią w plecy, i nie chciał puścić, dopóki Namjoon nie odciągnął go na bok – narzekając przy tym niesamowicie – aby samemu zamknąć w uścisku swojego przyjaciela.

     — Tęskniłem — oznajmił Joon, klepiąc nieco za mocno łopatki Jungkooka, przez co szatyn miał wrażenie, że jego ciało z pewnością nie przeżyje tylu uścisków.

     — Ja też, hyung — odparł młodszy, wyplątując się z w końcu z ramiona Namjoona; na jego twarzy gościł uśmiech.

     Jeon czuł się idealnie. Kiedy przebywał z rodziną Kim, miał wrażenie, że w końcu jest na swoim miejscu, że gdzieś pasuje. Czuł się niemalże jak trzeci syn, którego wszyscy kochali, lecz teraz na pewno byłoby mu dużo lepiej, gdyby jego relacja z Seokjinem nadal wyglądał tak, jak pięć lat temu. Tkwiąc z brunetem w tych wszystkich niedomówieniach, nie mógł w pełni cieszyć się przebywaniem w tak przyjaźnie nastawionym do niego miejscu.

     Seokjin w końcu wszedł do środka, niosąc ze sobą dwa garnitury oraz sportową torbę Jungkooka i robiąc przy tym masę hałasu.

     — Zaniosę nasze rzeczy na górę — rzucił, po czym skierował się w stronę schodów prowadzących na piętro.

     — Przyszykowałam dla Jungkooka dodatkowe nakrycia! — krzyknęła do niego Soojin, a następnie pochwyciła Jungkooka za łokieć i nachyliła się w jego stronę, szepcząc do jego ucha: — Zostaniesz z nami na trochę, prawda? — zapytała, uśmiechając się ciepło.

     Jeon z trudem przełknął gulę, która powstała w jego gardle. Nie miał odwagi odmawiać kobiecie, kiedy ta patrzyła na niego z tak wielką nadzieją widoczną w błyszczących oczach, ale nie chciał też narzucać się swoją obecnością Jinowi. Spojrzał wymownie na Namjoona, który przecież orientował się nieco w ich skomplikowanej relacji, ten jednak uśmiechnął się, ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach.

     — Oczywiście, że zostanie — oznajmił nagle, zarzucając rękę na ramię Jungkooka. — Mój drużba nie może włóczyć się po hotelach — dodał, posyłając Jeonowi uroczy uśmiech. — Ale w kwestii łóżka musisz dogadać się z Jinem — mruknął mu na ucho, klepiąc go pokrzepiająco w ramię.

     Jungkook pomału zaczynał żałować swojego przyjazdu w to miejsce.

— ♡ —

     — Jak to nie potrafisz zawiązać krawata? — zapytał przepełnionym paniką głosem Namjoon, ściskając w drżących dłoniach końce czarnego materiału przewieszonego przez jego szyję. — Jungkook, jesteś moim drużbą, powinieneś umieć takie rzeczy! — rzucił z wyrzutem.

     — A ty jesteś panem młodym, sam powinieneś to potrafić, hyung — odpyskował Jungkook, szukając w telefonie pomocnej i zrozumiałej instrukcji. Namjoon jęknął głośno, zamykając oczy, i przycupnął na skraju swojego łóżka, obserwując Jeona, który z wysuniętym czubkiem języka usiłował na własnym krawacie wcielić w życie kolejną porcję niepomocnych rysunków z internetu. — Może jednak zawołam twoją mamę? — westchnął Jungkook, z rezygnacją opuszczając niewłaściwie zawiązany węzeł.

     Jasnowłosy mężczyzna już miał coś odpowiedzieć, kiedy nagle drzwi do jego pokoju otworzyły się gwałtownie, a do środka wszedł uśmiechnięty Seokjin. Jego czarne włosy ułożone były tak, że odsłaniały większość czoła, a mieniący się delikatnie garnitur idealnie podkreślał jego szerokie ramiona, sprawiając, że wyglądał niesamowicie atrakcyjnie. Jungkook na moment zapomniał, jak się oddycha.

     — Co z wami? — zapytał Jin, przyglądając się swojemu zmartwionemu bratu. — Idziemy na ślub, nie na pogrzeb — dodał, uśmiechając się.

     — Ślubu nie będzie — oznajmił z ogromną powagą w głosie Namjoon, na co zarówno Seokjin, jak i Jungkook posłali w jego stronę przerażone spojrzenia. — Co to za pan młody bez krawata! — rzucił z wyrzutem, po czym zwinnym ruchem ściągnął czarny materiał ze swojego karku i cisnął nim o łóżko.

     Przez chwilę w pokoju panowała cisza, którą zaraz jednak przerwał głośny śmiech Jina. Był to dźwięk, za którym Jungkook niesamowicie tęsknił – jedyny w swoim rodzaju. Kilka sekund później dołączył do niego chichot Jungkooka, którego szatyn nie potrafił wstrzymać. Namjoon popatrzył na rozbawioną dwójkę z wyrzutem, lecz po chwili również zaniósł się śmiechem, rozluźniając się i zapominając o całym stresie związanym ze ślubem. Kiedy zbyt długi śmiech zaczął wyciskać z oczu trójki mężczyzn łzy, Seokjin był pierwszym, który przybrał na twarz maskę powagi.

     — Daj mi ten krawat — powiedział nagle do swojego brata, podchodząc w jego stronę, i chwycił z jego wyciągniętej dłoni czarny materiał. Namjoon prędko podniósł się z łóżka i stanął wyprostowany przed Jinem, pozwalając mu na zawiązanie odpowiedniego węzła. — Masz już dwadzieścia sześć lat, pracujesz w poważnej firmie, a mimo to nadal nie potrafisz zawiązać krawata? — zapytał z politowaniem Seokjin, kręcąc głową.

     — Jungkook też nie potrafi — usprawiedliwiał się blondyn, krzywiąc się.

     Jin spojrzał w stronę wspomnianego szatyna i zmarszczył czoło, oceniając go wzrokiem, gdy tylko jego oczy spotkały się z ogromnymi oczami Jungkooka, natychmiast odwrócił głowę i wzruszył ramionami, zaciskając węzeł na szyi Namjoona.

     — On jest młodszy, ma prawo — rzucił cicho, po czym przyklepał ciemny materiał do klatki piersiowej swojego brata, uśmiechając się jednym kącikiem ust. — Następny — mruknął, odwracając się niepewnie w stronę Jungkooka.

     Ciemnowłosy chłopak szybko wyprostował się, opierając o ścianę za swoimi plecami. Nieśmiały uśmiech zakwitł na jego twarzy, przyprawiając Jina o szybsze bicie serca. Jeon nie miał jednak odwagi spojrzeć w oczy starszego, dlatego też wlepił wzrok w stojące wzdłuż bocznej ściany lustro, w którym mógł dostrzec cały profil Kima. Brunet delikatnie chwycił w dłonie węzeł na krawacie Jungkooka i zwinnie zaczął go rozplątywać swoimi lekko krzywymi palcami. Jeon je uwielbiał, ale mimo to często się z nich naśmiewał, raz nawet na urodziny starszego włożył do jego tortu powykrzywiane świeczki tylko po to, żeby mu dokuczyć – Jin oczywiście nigdy nie miał mu tego za złe. Teraz spojrzenie Kooka z ciekawością utkwione było w lustrzanym odbiciu dłoni starszego, które zręcznie wiązały cienki krawat. Od Seokjina biło przyjemne ciepło; pachniał cudownie, uzależniająco. Przez chwilę Jungkook miał wrażenie, że wszystko jest tak, jak dawniej, potem jednak, pod wpływem dziwnego impulsu, spojrzał w oczy starszego, a zatapiając się w ich głębi, zaczął tonąć także w bolesnych wspomnieniach z ostatnich kilku lat i nawet delikatny uśmiech Jina, który z precyzją wygładzał materiał czarnego krawatu, nie był w stanie go z nich wyciągnąć.

     — Gotowe — oznajmił Seokjin, ociągając się z odejściem od młodszego; Jungkook chciał się cofnąć, lecz ściana za jego plecami nie pozwoliła mu na to, dlatego jedynie skulił się, minimalizując kontakt fizyczny z ciałem starszego.

     — Dzięki — mruknął ledwo słyszalnie szatyn, a Jin odsunął się nieco, zauważając, że młodszy najwidoczniej czuje się niekomfortowo.

     Zranione uczucia Jungkooka jednak brały nad nim górę. Mimo iż wybaczył Jinowi już dawno, to nadal nie potrafił się przełamać – zwyczajnie bał się ponownego zranienia. Kim nigdy nie wykazał żadnej inicjatywy w odnowieniu ich zagrzebanej dawno przyjaźni, dlatego Jeon nie był w stanie na nowo mu zaufać. Był pewien, że ich drogi nigdy by się nie przecięły, gdyby nie ślub Namjoona. Obecność Jungkooka na tej uroczystości była niemalże obowiązkowa, ponieważ to właśnie młodszy z braci Kim pozostał przy jego boku, kiedy Seokjin zerwał z nim wszelkie kontakty. Jedynie Namjoon wiedział, przez co Kook wtedy przechodził i tylko on wspierał go w trudnych chwilach. Jungkook czasem żałował, że to nie w nim ulokował swoje uczucia, lecz niestety miłość nie działała w ten sposób.

     — Spóźnimy się — powiedział nagle Namjoon, spoglądając spod przymrużonych powiek na dwójkę swoich drużbów; Jin prędko oderwał świdrujący wzrok od Jungkooka i z udawanym entuzjazmem klasnął w ręce, spoglądając kątem oka na widniejące w lustrze odbicie Jeona.

— ♡ —

     Wesele odbywało się w ustronnym pałacyku otoczonym pięknym ogrodem, który o tej porze roku mienił się tysiącami barw. Tuż przed strojnym budynkiem znajdowała się spora fontanna, a w niej pływały bladoróżowe lilie wodne. Żywa muzyka wypełniała cały dworek, goście prowadzili ze sobą ożywione dyskusje na tarasie oraz przy stołach, a niektórzy szaleli w najlepsze po parkiecie. Gdzieś pośród tego całego zgiełku siedział Jungkook, wpatrując się bez celu w pusty talerz leżący tuż przed nim na śnieżnobiałym obrusie. Namjoon zdecydował, że posadzi Jeona oraz Seokjinia tuż obok siebie, z racji roli, jaką odgrywali tego wieczoru, przez co szatyn czuł się skrępowany i marzył jedynie o tym, aby ta koszmarna noc wreszcie się skończyła. To nie tak, że nie cieszył się ze ślubu swojego hyunga, Jungkook po prostu czułby się o wiele lepiej, gdyby nie musiał widzieć Jina, który jak na złość siedział obok niego, cały czas plątał się gdzieś w jego polu widzenia, a nawet kilkakrotnie starał się go zabawiać – zupełnie jakby wszystko było po staremu.

     Krzesło zarezerwowane dla Seokjina odsunęło się nagle, wyrywając Jungkooka z dziwnego stanu zawieszenia. Mężczyzna spojrzał niepewnie na osobę, która przy akompaniamencie szelestu białych falban usiadła tuż obok niego, i odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył kim była. Yoonji – świeżo upieczona żona Namjoona. Jungkook poznał ją dopiero dziś, ale wiele o niej słyszał i od razu zauważył, że idealnie pasuje do młodszego Kima. Ta dwójka tak bardzo się od siebie różniła, a mimo to stanowili perfekcyjne połączenie.

     — Czy naprawdę sama muszę poprosić drużbę do tańca? — zapytała z nutą irytacji w głosie kobieta, wygładzając fałdy na swojej sukni.

     Jungkook przez chwilę miał ochotę odmówić, lecz zdał sobie sprawę z tego, że właściwie nie ma nic lepszego do roboty, więc prędko podniósł się ze swojego krzesła i skłonił się nisko w stronę Yoonji, wyciągając ku niej swoją dłoń.

     — Czy mogę prosić? — zapytał, uśmiechając się szczerze.

     Ciemnowłosa kobieta prędko chwyciła jego rękę i pociągnęła go na sam środek parkietu pomiędzy tańczących gości, którzy niemalże natychmiast stworzyli okrąg wokół pary i zaczęli kręcić się dookoła nich, trzymając się za dłonie. Jungkook potrafił tańczyć, dlatego od razu przejął prowadzenie, wirując w rytm muzyki z roześmianą Yoonji, która poruszała się po parkiecie z niesamowitą gracją. Kobieta przysunęła się blisko niego, aby w dyskrecji móc szepnąć mu kilka słów do ucha bez obawy, że ktoś ich usłyszy.

     — Seokjin jest bardzo trudny do rozgryzienia — powiedziała do Jungkooka, opierając podbródek na jego ramieniu. — Z pewnością znasz go dłużej niż ja, ale jedno mogę ci zagwarantować: skubany nie daje się nijak podejść. Możesz próbować, ale i tak niewiele się od niego dowiesz – albo cię zbyje, albo naopowiada ci bajek, w które będziesz skłonny uwierzyć. To trudny człowiek, ale w gruncie rzeczy ma dobre serce, jak na Kima przystało — mówiła spokojnie, spoglądając przed siebie, a Jungkook zmarszczył czoło, intensywnie nad czymś myśląc. — Namjoon mówił mi trochę o tym, co się między wami stało. Widać też, że jest wam ciężko. Domyślam się, że może być ci trudno, ale spróbuj chociaż wydobyć z niego prawdę, może wtedy wam ulży? — przekonywała dalej Yoonji.

     Jungkook milczał przez chwilę, usiłując pohamować zbierające się w nim emocje. Nie chciał wybuchać przy wszystkich, dlatego też odetchnął głośno, odsuwając się od Yoonji i przerywając tym samym ich taniec. Posłał jej nieco sztuczny uśmiech.

     — Dziękuję — powiedział jedynie, kłaniając się ciemnowłosej, po czym rzucił ukradkowe spojrzenie na otaczający ich okrąg ludzi i przecisnął się między nimi poza parkiet.

     Yoonji przez chwilę patrzyła za nim, kręcąc głową, a następnie chwyciła do tańca stojącego nieopodal niej chłopaka i cała gromada na nowo zaczęła się bawić, a Jungkook stanął jak wryty, kiedy nagle niespodziewanie znalazł się oko w oko z opierającym się o marmurową ścianę Seokjinem, który najwidoczniej przyglądał się z bezpiecznej odległości tańcom. Między dwójką mężczyzn przez moment panowało niezręczne milczenie, po chwili jednak Seokjin uśmiechnął się lekko do Jungkooka i już miał coś powiedzieć, kiedy nagle ktoś zawołał głośno jego imię. Kim odwrócił się w stronę, z której dobiegał odgłos, i zaśmiał się cicho, machając dłonią do dwójki mężczyzn idących w jego stronę. Jeden z nich zadziwiająco przypominał Yoonji, przez co Jungkook odruchowo rzucił okiem w stronę parkietu, na którym szalała panna młoda.

     — Yoongi, Hoseok! — zawołał wesoło Jin, obejmując obydwóch mężczyzn na przywitanie. — Cały wieczór gdzieś mi uciekacie, nie miałem okazji jeszcze was przywitać. Jak się macie? — zapytał, spoglądając na nich z ciekawością i całkowicie zapominając o Jungkooku, który patrzył na całą scenę z trawiącą go od środka zazdrością.

     — Jakoś sobie radzimy — mruknął pod nosem mężczyzna podobny do Yoonji, po czym westchnął ciężko i przybrał na twarz poważną minę. — Przekaż Namjoonowi — warknął — że mam go na oku, jeśli tylko skrzywdzi moją siostrę, to...

     — Uspokój się, Yoongi — skarcił go natychmiast drugi mężczyzna – Hoseok. — Wszyscy wiemy, że o nią dbasz, ale Namjoon to naprawdę najlepsza partia — powiedział do mniejszego, lecz pod wpływem jego złowrogiego spojrzenia natychmiast dodał: — Oczywiście zaraz po tobie, skarbie.

     Jungkook nie mógł poradzić nic na to, że zachichotał cicho, widząc nagłą zmianę na twarzy mniejszego mężczyzny; niestety zwróciło to na niego uwagę całej trójki. Natychmiast odchrząknął, pesząc się, i już chciał się oddalić, kiedy nagle poczuł na swoim łokciu uścisk ręki Seokjina.

     — To jest mój Jungkook — powiedział Kim do swoich znajomych, dbając o to, żeby Jeon nigdzie nie uciekł; szatyna przeszedł dziwny dreszcz na słowa starszego, lecz zignorował go i skłonił się nowo poznanej dwójce, na co tamci odpowiedzieli tym samym.

     — O! — zawołał nagle Hoseok, prostując się i przypatrując uważniej Kookowi. — To ten Jungkook? — zapytał z entuzjazmem Jina. — Miło cię w końcu poznać — powiedział do szatyna. — Seokjin ciągle tylko o tobie mówił, ale nigdy nie chciał nam cię przedstawić. Gdyby Namjoon nie potwierdził jego słów, uznalibyśmy, że hyung ma coś nie tak z głową i sobie wszystko wymyślił — dodał, puszczając mu oczko, a Jin natychmiast wciął się mu w słowo:

     — Nie przesadzaj — zawołał, a koniuszki jogo uszu zaczęły się lekko czerwienić, po chwili między dwójką mężczyzn wybuchła żywa dyskusja.

     A Jungkook poczuł coś dziwnego. Jakieś niesamowicie przyjemne ciepło rozlało się po jego sercu, dając mu nikłą nadzieję na to, że może między nim a Jinem znów może być tak, jak dawniej. Może Kim naprawdę zasługiwał na drugą szansę? Jeśli tylko trochę by o niego zawalczył, Jungkook mógłby się przezwyciężyć i zaryzykować... Szatyn oprzytomniał ze swoich myśli, kiedy uścisk na jego łokciu nieco zelżał. Seokjin tak bardzo wdał się w dyskusję z Hoseokiem, że bezwiednie zsunął swoją dłoń nieco powyżej nadgarstka Jungkooka, splatając ich przedramiona. Jungkook uśmiechnął się lekko, lecz powoli spróbował uwolnić swoje ramię, czym znów zwrócił na siebie uwagę starszego. Kim posłał mu pytające spojrzenie.

     — Muszę do toalety — mruknął Jungkook, patrząc wymownie na ich złączone ręce, na co Jin wydał z siebie krótki pomruk zdziwienia i niemalże natychmiast puścił młodszego; brunet jeszcze przez chwilę spoglądał tęsknym wzrokiem za odchodzącym w stronę łazienek Kookiem, bezwiednie kiwając głową w odpowiedzi na pytania Hoseoka, których nawet nie słuchał.

— ♡ —

     Toalety, podobnie jak cały pałacyk, urządzone były w niesamowicie wystawnym stylu. Czarno-złote kafelki mieniły się w ciepłym świetle kryształowych żyrandoli, ogromne lustro zajmujące całą ścianę otaczała cienka linia małych żaróweczek, a wzdłuż ciemnych blatów z marmuru poustawiano przeróżne ozdoby – kwiatki w niedużych wazonach, świeczki, serwetki oraz małe kolorowe mydełka. Jungkook czuł się w tym wnętrzu niemalże jak intruz. Myjąc dłonie w pozłacanym zlewie, obserwował uważnie swoje odbicie, marszcząc brwi. Jego ciemne loki swobodnie opadały na czoło, zupełnie już nie przypominając fryzury, z jaką przybył na wesele; zbyt strojny garnitur całkowicie do niego nie pasował, mieniąc się w przytaczającym świetle łazienki; krawat już dawno zwisał niechlujnie na jego szyi, a pierwszy guzik białej koszuli został odpięty zaledwie chwilę po zaserwowanym w pałacyku późnym obiedzie. Jungkook nie czuł się dobrze w tak wystawnych miejscach.

     Ochlapał twarz zimną wodą, a kiedy uniósł ją znad umywalki, w lustrzanym odbiciu ujrzał uśmiechniętego Hoseoka, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, trzymając w wyciągniętej dłoni jedną z serwetek. Jungkook zawahał się, lecz po chwili chwycił ją i wytarł twarz oraz ręce, obserwując rudowłosego mężczyznę spod przymrużonych powiek. Hoseok oparł się o marmurowy blat tyłkiem i skrzyżował ramiona na piersi, wzdychając cicho.

     — Swego czasu Seokjin bardzo zawrócił mi w głowie — wyznał rudowłosy, patrząc w drzwi jednej z kabin przed sobą; na jego ustach gościł nieco smutny uśmiech. — Poznałem go w czasie studiów i szybko złapaliśmy kontakt, ale mimo to często wydawał się mało osiągalny. Chodził smutny, często zerkał na telefon i wpatrywał się w niego bez celu, a kiedy już dzwonił, ignorował go — powiedział, na co Jungkook poczuł niewielkie ukłucie w sercu. — Gdy do naszej paczki dołączył Yoongi, Seokjin nieco się otworzył, ale nadal zachowywał się dziwnie. W końcu pewnego dnia powiedział nam o tobie i wtedy już wiedziałem, że nie mam z tobą najmniejszych szans — oznajmił z parsknięciem, odgarniając rudą grzywkę z czoła. — Nie jestem tu, żeby go usprawiedliwiać, po prostu widzę, jak na siebie patrzycie i męczy mnie wasza pozbawiona sensu drama. Dajcie sobie szansę — mówił, nie odrywając wzroku od zamkniętej kabiny.

     Jungkook patrzył na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. To, że Seokjin pociągał Hoseoka nie było dla niego zaskakujące, w końcu jego hyung był bardzo atrakcyjny, zdumiewające za to były słowa rudowłosego, sugerujące, jakoby Jungkook był dla Jina kimś więcej niż przyjacielem.

     — Seokjin i ja nie byliśmy parą — wydusił z siebie młodszy, zanim zdążył się powstrzymać. Hoseok gwałtownie odwrócił się w jego stronę, śmiejąc się krótko.

     — Nic takiego nie powiedziałem — zaprotestował, potrząsając energicznie głową i przyglądając się z rozbawieniem Jungkookowi, którego policzki natychmiast pokryły się obfitym rumieńcem.

     W jednej z kabin ktoś nagle spuścił wodę – ciemne drzwi otworzyły się, ukazując Namjoona, który marszczył czoło w zamyśleniu. Dwójka stojących przy zlewie mężczyzn w nerwowej ciszy obserwowała, jak jasnowłosy podchodzi do umywalki i starannie myje w niej ręce, nie zaszczycając ich nawet najmniejszym spojrzeniem.

     — Hoseok-hyung ma rację — powiedział niskim głosem blondyn, spłukując różową pianę z dłoni.

     Jungkook czuł, że zaraz spali się ze wstydu. Prędko wyrzucił mokrą serwetkę do pobliskiego kosza i ruszył w stronę wyjścia z łazienki, czując na sobie spojrzenia Hoseoka oraz Namjoona, ale miał to w poważaniu. Miał dziwne wrażenie, że całe wesele zmieniło się w wielką akcją pod tytułem: Wybacz Seokjinowi. W jednej chwili cały wieczór stał się dla szatyna okropną męczarnią, którą musiał jednak jakoś przetrwać.

     Przemykając przez parkiet ze zirytowaniem wymalowanym na twarzy, Jeon zorientował się, że nastał czas zabaw weselnych. Wszyscy goście zaczęli gromadzić się na środku sali, okrążając pannę młodą, która ze zniecierpliwioną miną zerkała ponad ramieniem Jungkooka, wypatrując tam kogoś. Szatyn zerknął za siebie i dostrzegł Namjoona oraz Hoseoka. Kim uśmiechał się przepraszająco do Yoonji, a kiedy mijał Jeona, poklepał go pokrzepiająco w plecy i puścił mu oczko, po czym zniknął między tłumem czekających na niego gości. Hoseok zrównał kroku z Jungkookiem i położył mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się do niego delikatnie. Stanęli w niewielkiej odległości od otaczającego pannę młodą okręgu kobiet i z zaciekawieniem obserwowali, jak Yoonji powoli wiruje w rytm żywej muzyki z zamkniętymi oczami, by za chwilę wyrzucić ze zbyt dużą siłą niewielki bukiet kwiatów, który przeleciał ponad głowami damskiej części gości i wylądował tuż pod nogami Jungkooka.

     — O stary — zaśmiał się Hoseok, klepiąc ramię zdezorientowanego szatyna.

     Muzyka nagle ucichła a cała sala rozbrzmiała wiwatami i chichotami pań, które z zaciekawieniem obserwowały Jungkooka podnoszącego z ziemi kolorową wiązankę.

     — Co się stało? — zapytała zdezorientowana Yoonji, nie mogąc dostrzec całej sytuacji przez okrąg otaczających ją kobiet, kiedy jednak wychyliła się pod odpowiednim kątem i zauważyła trzymającego jej bukiet Jungkooka, od razu zaśmiała się ciepło i klasnęła w ręce. — Zatrzymaj go, rzucę welonem — powiedziała z rozbawieniem, powstrzymując szatyna przed zwróceniem jej kwiatów, po czym ściągnęła z głowy biały materiał i na nowo zachęciła zebrane wokoło panie do zabawy.

     Żywa muzyka na nowo wypełniła salę, Hoseok ostatni raz klepnął ramię Kooka, posyłając mu wesoły uśmiech, i odszedł w tylko sobie znanym kierunku, ginąc gdzieś wśród tłumu. Jungkook westchnął ciężko, ważąc w dłoni kolorowy bukiet i marszcząc czoło, posłał krótkie spojrzenie rozentuzjazmowanemu zbiegowisku wokół młodej pary, po czym podszedł w stronę jednego ze stołów i chwycił z niego otwartą butelkę wina, a następnie skierował się do wyjścia na taras. Potrzebował świeżego powietrza oraz spokoju.

— ♡ —

     Znalezienie Jungkooka stanowiło dla Jina niemałe wyzwanie, kiedy jednak trafił już na zewnątrz, od razu dostrzegł odbijającą się w świetle parkingowych latarni biel koszuli szatyna oraz otaczający go dym. Kim pewnym krokiem ruszył w stronę siedzącego na trawniku Jungkooka i przystanął dopiero w niewielkiej odległości od niego, przyglądając się jego wąskim plecom. Jeon od razu wyczuł czyjąś obecność; uniósł na Jina nieco zmęczone spojrzenie i wyjął z ust papierosa, powoli wypuszczając dym spomiędzy swoich wąskich warg.

     — Palisz? — zapytał głupio Seokjin, przyglądając się z zaciekawieniem młodszemu.

     — Jak widać — mruknął Jungkook. Między mężczyznami zapadła cisza, po chwili Jeon posunął się nieco w lewo, robiąc Seokjinowi miejsce na swojej rozłożonej na trawie marynarce. — Przyłączysz się? — zapytał cicho.

     Kim przez moment stał zdezorientowany, po chwili jednak szybko usiadł na ciemnym materiale, zderzając się ramieniem z Jungkookiem. Młodszy od razu zaproponował mu swojego papierosa, patrząc na niego z uniesioną w niemym pytaniu brwią. Jin zaśmiał się krótko w odpowiedzi i przyjął fajkę, od razu się nią zaciągając. Czuł na sobie intensywny wzrok Jeona, jednakże wcale go to nie peszyło; wypuścił dym nosem, śmiejąc się do siebie.

     — Pamiętasz jak pierwszy raz dałem ci zapalić? — zapytał Seokjin, patrząc w błyszczące od gwiazd niebo. — Myślałem, że zakaszlesz się na śmierć — dodał z przejęciem, ponownie zaciągając się papierosem.

     — Nie dostałem żadnych instrukcji — burknął pod nosem Jungkook, ściskając w prawej dłoni szyjkę butelki wina; jego wzrok utkwiony był w ziemi. — Potem oberwałem za fajki od ojca — dodał, przypominając sobie surową minę swojego rodzica, którą wywołała przesiąknięta papierosowym dymem bluza.

     — Pamiętam — zaśmiał się Jin, mierzwiąc swoje czarne włosy. — Miałeś szlaban, ale i tak co wieczór wymykałeś się oknem, żeby przyjść do mnie — dodał, kręcąc głową z podziwem wymalowanym na twarzy.

     Jungkook uniósł butelkę wina do ust i wziął dużego łyka, po czym odwrócił się w stronę Seokjina, częstując go. Kim zmierzył poważnym wzrokiem jego twarz i złapał w prawą dłoń lewy policzek Kooka, trzymając dymiącego papierosa niebezpiecznie blisko jego ciemnych włosów. Śmiesznie wykrzywiony kciuk Jina pogładził niewielką bliznę na twarzy Jungkooka, przyprawiając ciało młodszego o dziwny dreszcz oraz o szybsze bicie serca. Niewielka szrama była konsekwencją nocnych ucieczek Jeona; jako szesnastolatek nabawił się jej, kiedy przez nieuwagę pośliznął się na jednej z gałęzi i spadł z drzewa, spiesząc do Seokjina na ich godzinę gier. Po tylu latach blizna nadal przypominała mu o poirytowanym Jinie, który krzyczał coś o nieodpowiedzialności i agresywnie przykładał nasączony wodą utlenioną wacik do krwawiącej rany na policzku młodszego. Każdy syk bólu wydobywający się z pomiędzy zaciśniętych warg Jungkooka spotykał się jedynie z poirytowanym spojrzeniem Kima, w którym jednak dało się dostrzec ogromne przejęcie, a może nawet i panikę. 

     — Całkiem ładnie się zagoiła — mruknął bardziej do siebie Seokjin, nachylając się nad szatynem. — Nawet nie wiesz, jak bardzo się wtedy o ciebie bałem. Głupek — prychnął Jin, patrząc intensywnie w oczy Jungkooka z trudnym do odczytania wyrazem, po chwili uniósł dłoń nieco wyżej i pstryknął go delikatnie w czoło, przerywając panujące między nimi napięcie, które zaczynało robić się nieco niebezpieczne.

     Jeon warknął z wyczuwalną irytacją i szturchnął Jina w ramię, zabierając mu z dłoni papierosa, którego starszy zamierzał właśnie włożyć do ust. Tym razem to Seokjin warknął na szatyna, lecz w odpowiedzi otrzymał od niego butelkę wina, którą z radością przyjął.

     Przez chwilę między mężczyznami panowała cisza, którą zakłócała jedynie dochodząca z daleka muzyka weselna. Zarówno Jungkook, jak i Seokjin czuli się w końcu ze sobą komfortowo, chociaż wiszące nad nimi widmo trudnej rozmowy nie do końca dawało im cieszyć się tą chwilą spokoju. Jungkook podał Jinowi końcówkę papierosa, w zamian za co na powrót otrzymał od niego wino. Wziął dużego łyka, czując, że alkohol powoli zaczyna na niego działać. Być może to właśnie dzięki niemu Jeon w końcu odważył się pociągnąć dalej rozmowę.

     — Czym się teraz zajmujesz? — zapytał, zahaczając paznokciem etykietę na ciemnej butelce.

     — Pracuję w reklamie. Wymyślam głupie hasła i tym podobne nudy — mruknął Jin, gasząc papierosa o podeszwę eleganckiego pantofla. — A ty? Namjoon mówił mi, że po skończeniu szkoły wyjechałeś — podjął Jin, wplątując dłoń w swoje czarne włosy, następnie oparł łokieć na kolanie i wlepił zaciekawione spojrzenie w młodszego.

     — Tak, dostałem się na studia, a potem zająłem się grafiką i jakoś leci — odparł Jungkook, po czym podał Jinowi w połowie opróżnioną butelkę z obdartą etykietą.

     — Czyli nie mieszkasz już z rodzicami — mruknął Seokjin, przejmując wino. Jungkook pokręcił głową, zagryzając dolną wargę, i wlepił wzrok w ziemię. Jin westchnął cicho. — Za dorosłość — powiedział bez entuzjazmu, wznosząc toast, i napił się z butelki, spoglądając na szatyna.

     Dopiero wtedy dostrzegł, że trząsł się on lekko od nocnego chłodu, siedząc jedynie w cienkiej koszuli. Bez słowa ściągnął z siebie marynarkę garnituru i przysunął się możliwie najbliżej Jungkooka, zarzucając na ich ramiona ciemny materiał. Jk wyglądał na zdziwionego, ale bez słowa skinął lekko głową w podziękowaniu i niepewnie przybliżył się do Jina, lgnąc do ciepła bijącego od jego ciała. Na ustach Kima wykwitł uśmiech, a po chwili jego uwagę przykuł leżący przy nogach Jungkooka bukiet, którego wcześniej nawet nie zauważył.

     — Skąd to masz? — zapytał, marszcząc czoło.

     Młodszy posłał mu zagubione spojrzenie, a następnie podążył za jego wzrokiem. Na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech, kiedy zdał sobie sprawę z tego, o co pyta Jin.

     — Złapałem — powiedział z rozbawieniem Jungkook, biorąc do ręki wiązankę. Seokjin zaśmiał się, przyglądając kolorowym kwiatom. Jego dłoń powędrowała do jednej z drobnych różyczek.

     — W takim razie niedługo ktoś stanie się wielkim szczęściarzem — powiedział niemal z żalem Jin, gładząc dłonią maleńkie płatki.

     Jungkook gwałtownie wciągnął powietrze nosem, uważnie przyglądając się profilowi bruneta. Nie miał pojęcia, w jakiego rodzaju grę grał z nim Seokjin, ale nie mógł powiedzieć, że mu się nie podobała, dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę i się przyłączyć. W końcu nie miał już niczego do stracenia – Jin i tak od dawna nie był częścią jego życia, ponowna jego strata zapewne bolałaby już mniej.

     — Tak uważasz? — zapytał Jeon, patrząc na Seokjina błyszczącymi oczami. Starszy bez zawahania pokiwał głową, krzyżując spojrzenie z Jungkookiem i uśmiechając się do niego nieco smutno. Wtedy właśnie szatyn zauważył, że ich twarze są bardzo blisko siebie i że oczy Kima szkliły się od wstrzymywanych łez; jego serce zabiło boleśnie. — Hyung? — mruknął cicho, wpatrując się z przejęciem w twarz starszego.

     Seokjin prychnął pod nosem, odwracając wzrok, i mrugnął kilka razy powiekami, odpędzając łzy. Przyłożył butelkę wina do ust i pociągnął dużego łyka, zostawiając jedynie niewiele substancji na dnie.

     — Jestem głupkiem — mruknął po chwili, spoglądając w nocne niebo z dziwnym wyrzutem. — Głupim tchórzem — dodał głośniej, boleśnie zaciskając palce na szyjce butelki. — Zwyczajnie stchórzyłem, Jk — powiedział, wydymając wargi niczym niepocieszone dziecko.

     Jungkook bez zastanowienia wyciągnął butelkę z mocnego uścisku dłoni Seokjina i wyrzucił ją kawałek dalej, zamykając jego rękę w swojej własnej.

     — Tak strasznie cię przepraszam, Jungkook. Naprawdę. — Po policzkach Jina zaczęły spływać łzy, odważył się jednak spojrzeć w twarz Jeona. — To mnie przytłoczyło, nie byłem gotowy i zwyczajnie się bałem. Za dużo dla mnie znaczyłeś i nie chciałem cię skrzywdzić, i przez to zraniłem cię jeszcze bardziej. Ja uciekłem, bo... bo... Bo się w tobie zakochałem — wyjąkał Kim, uważnie obserwując reakcję Jungkooka.

     Szatyn patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, nie do końca dowierzając jego słowom. Czy to możliwe, że przez cały ten czas Jin odwzajemniał jego uczucie? Że nie zniknął dlatego, że chciał się pozbyć Jungkooka ze swojego życia, a jedynie dlatego, że bał się wyznać mu prawdę? Coś w tym wszystkim nie pozwalało Jungkookowi całkowicie uwierzyć Kimowi.

     — Co w tym złego, hyung? — odważył się zapytać Jeon, śmiało patrząc w wypełnione łzami oczy Seokjina.

     — Nic — odparł Jin, uśmiechając się słabo. — Teraz już nic, Jk, ale wtedy... Wtedy byłeś dla mnie prawie jak młodszy brat i nie potrafiłem się z tym pogodzić, bo przecież młodszego brata nie darzy się takim uczuciem. Musiałem się odciąć i wszystko sobie ułożyć, przemyśleć. Wtedy wydawało mi się, że byłeś zbyt młody, niedojrzały, ale okazało się, że jedynym niedojrzałym byłem ja, usiłując uciec od miłości. — Pokręcił głową z rezygnacją, prychając pod nosem. — Spotkało mnie największe szczęście, a ja nie potrafiłem tego docenić — powiedział, spuszczając wzrok na ich złączone dłonie. — Ja... wiedziałem, co do mnie czułeś i to przerażało mnie jeszcze bardziej. Bałem się, że nie spełnię twoich oczekiwań. Wiem, że to głupie tłumaczenie i nie oczekuję, że zapomnisz o wszystkim i mi wybaczysz, ale... zasługujesz na prawdę — dodał, spoglądając niepewnie na szatyna.

     Po policzkach Jungkooka spływały łzy, znacząc jego skórę mokrymi ścieżkami, które mieniły się w świetle latarni. Mężczyzna tłumił w sobie szloch, zagryzając dolną wargę. Milczał, ponieważ nie ufał teraz swojemu głosowi, Seokjin jednakże zinterpretował tę ciszę inaczej, dlatego też usiłował wstać z ziemi, żeby zostawić Jungkooka w spokoju, ale dłoń młodszego nagle zacisnęła się mocniej wokół tej Seokjina i z powrotem pociągnęła go na rozłożoną na trawie marynarkę. Kim znów wylądował obok Kooka, który natychmiast przytulił się do niego, opierając swój podbródek na szerokim ramieniu Jina. Brunet był nieco zdezorientowany, lecz prędko doszedł do siebie i odwzajemnił uścisk, przyciągają Jungkooka jak najbliżej swojego serca.

     — Nienawidzę cię — wyszlochał Jk. — Zostawiłeś mnie bez słowa i ot tak wyrzuciłeś mnie ze swojego życia. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to zabolało. Codziennie zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak. Dlaczego nie chcesz mnie znać? Gdzie popełniłem błąd? Byłem aż tak nieznośny, a może niepotrzebny? — wyrzucał z siebie Jungkook, nie odrywając się od swojego hyunga.

     Seokjin potrząsnął gwałtownie głową, zaprzeczając niemądrym słowom młodszego, i wplótł dłoń w jego miękkie włosy, przeczesując je z uczuciem.

     — Nigdy nie byłeś niepotrzebny, Jk. Dla mnie zawsze liczyłeś się tylko ty, dobrze o tym wiesz — zapewnił go Seokjin, kołysząc ich delikatnie na boki. Jego słowa mogły nie pokrywać się z czynami, ale mimo to były szczere.

     Jungkook bardzo pragnął wierzyć Jinowi; pomimo tego, ile przez niego wycierpiał, naprawdę miał nadzieję, że danie starszemu drugiej szansy nie będzie złą decyzją. W końcu nawet najgorszy człowiek zasługiwał na możliwość poprawy, dlaczego więc Jungkook miał przekreślić Seokjina przez jeden głupi błąd? Jeon był bardzo bliski przekreślenia grubą krechą i wymazania ze swoich wspomnień ostatnich pięciu lat smutków.

     — Pokażę ci coś — rzucił nagle Seokjin, podrywając się gwałtownie z trawy i ciągnąc za sobą Jungkooka.

     Zabrali swoje marynarki i ruszyli w stronę zaparkowanego niedaleko auta Kima, trzymając się za ręce. Gdy dotarli do zniszczonego wozu, Jin otworzył jego drzwi kluczykiem i wgramolił się do środka, rzucając mieniące się okrycia na siedzenie obok. Otworzył okno od strony pasażera, z uśmiechem zerkając przez nie na pochylonego Jungkooka, który czekał na zewnątrz. Włączył samochodowy odtwarzacz i przewinął znajdującą się w nim kasetę do doskonale znanego sobie miejsca, po czym wcisnął przycisk startu i podkręcił głośność. Na nagraniu panowała cisza, podczas której Jin zdążył wyjść z auta i obejść je dookoła, aby stanąć tuż obok Jungkooka. Szatyn w oniemieniu spojrzał na starszego, wyczuwając już, o co może mu chodzić.

     — Wiedziałeś o nim? — zapytał Jeon, nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi.

     Seokjin jedynie pochylił się w jego stronę, wyciągając ku niemu dłoń i prosząc go do tańca. Z odtwarzacza wydobyły się pierwsze dźwięki Wild Flower – ukrytej na taśmie wersji w wykonaniu Jungkooka. Szatyn bez wahania chwycił dłoń Kima, rozpoczynając z nim wolny taniec – nieco niezdarny i całkowicie niepasujący do rytmu piosenki. Jungkook myślał, że to już koniec wrażeń, lecz kiedy do jego nagranego na taśmie głosu dołączył drugi, należący do Jina, jego serce zabiło dużo szybciej, a on sam potknął się, wpadają na starszego. Seokjin przytrzymał go za ramiona, spoglądając na niego uważnie z widocznym zaniepokojeniem.

     — Coś nie tak? — zapytał, łapiąc z szatynem kontakt wzrokowy. Jungkook podkręcił głową, prychając cicho pod nosem.

     — Nie, hyung. Wszystko w porządku, tylko... Nie spodziewałem się tego — wyznał Jungkook, wspierając dłonie na klatce piersiowej Jina. — Miałem nadzieję, że nigdy nie znajdziesz tego nagrania — dodał, pesząc się nieco.

     — Wolę je dużo bardziej od oryginału — oznajmił Jin. — Może wejdziemy do auta, jest dość zimno — zaproponował nagle, pocierając chłodnymi dłońmi drżące ramiona Jungkooka.

     Młodszy skinął głową, po czym obaj wgramolili się na tylne siedzenie samochodu, przylegając do siebie jak najbliżej. Kaseta przestała grać, pogrążając dwójkę w ciszy, która niczym nie przypominała jednak niezręczności panującej między nimi podczas wcześniejszej jazdy. Teraz było inaczej – Jungkook postanowił dać Jinowi ostatnią szansę, ale...

     — Co teraz będzie? — zapytał Jeon, opierając głowę na ramieniu starszego.

     Seokjin nie odpowiedział od razu; powoli chwycił dłoń Jungkooka i zaczął się nią bawić, wydymając przy tym wargi.

     — Jutro wieczorem wracam do swojego mieszkania w Seulu — oznajmił Jin, nie patrząc w oczy młodszego.

     Jungkook poczuł lekkie ukłucie w sercu na samą myśl o tym, że znów miałby stracić swojego hyunga. Cholernie tęsknił za Seokjinem i nie przeżyłby rozstania z nim, nawet jeśli tym razem mieliby zachować ze sobą kontakt.

     — Weź mnie ze sobą — rzucił Jeon, marszcząc czoło w zamyśleniu.

     — Jasne. Mogę odstawić cię pod twoje mieszkanie i... — zaczął Kim, lecz przerwał mu dźwięczny śmiech szatyna, który zbił go z tropu.

     — Głupek. — Pokręcił głową młodszy, prychając pod nosem. — Zabierz mnie do siebie, do Seulu — sprecyzował, trącając zadziornie kciukiem brzuch Seokjina. Brunet popatrzył na niego niepewnie, marszcząc nos i mrugając kilkakrotnie obojgiem oczu.

     — Mówisz poważnie, Jk? Chcesz tego? — dopytywał, jakby nie do końca wierzył w słowa Jeona. Kookie w odpowiedzi energicznie kiwnął głową, patrząc przekonująco w oczy starszego.

     — Nic nie trzyma mnie w Anyang. — Wzruszył ramionami, udając obojętność, chociaż w gruncie rzeczy bał się odpowiedzi Seokjina. Być może zbyt pochopnie podejmował niektóre decyzje i niepotrzebnie pospieszał ich dopiero co odbudowaną znajomość, pchając ją na niebezpiecznie obce im tory?

     — W takim razie wyjedziemy trochę wcześniej, żebyś mógł zabrać część swoich rzeczy, a resztą zajmiemy się później — powiedział z uśmiechem Seokjin i dość nieśmiało ścisnął dłoń młodszego w swojej.

     Kiedy Jungkook odwzajemnił uścisk, Kim pochylił się nad nim niepewnie, by po krótkiej chwili zawahania pocałować czubek jego głowy. Jeon gwałtownie wciągnął powietrze nosem, odchylając się tak, aby móc spojrzeć w twarz starszego. Uszy Jina zaczynały robić się czerwone, a w jego oczach widoczna była panika, która jednak szybko zniknęła, gdy brunet dostrzegł zadziorny uśmiech na ustach Jungkooka.

     — Co cię tak bawi? — zapytał z udawaną irytacją Jin, śmiesznie wybałuszając przy tym oczy.

     — Twoja twarz, staruszku — odparował Jungkook, po czym zachichotał krótko z niepoważnej miny starszego. Po chwili uniósł się lekko na swoim miejscu i cmoknął jego policzek, czując w sobie nagły przypływ odwagi. Przecież w końcu obydwoje coś do siebie czuli. — Wygrałem — oznajmił zadziornie, odsuwając się od siedzącego w osłupieniu Kima, i z powrotem ułożył się na jego ramieniu, uśmiechając do siebie.

     — Nie wydaje mi się — rzucił nagle Seokjin, przytomniejąc, po czym uniósł wymownie brwi. Jungkook spojrzał w jego kierunku i wtedy też Seokjin złapał jego twarz w dłonie i przyciągnął go do siebie, łącząc ich usta w przepełnionym uczuciem oraz tęsknotą pocałunku.

     Świat Jungkooka zawirował i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie mógł uwierzyć w to, że jeszcze rankiem wsiadał do samochodu Seokjina, obawiając się ich spotkania po latach, a teraz raptem całował się z nim w tym samym aucie, czując się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

     Z miłości często robi się głupie rzeczy, Jeon miał jednak nadzieję, że wybaczenie Seokjinowi nie okaże się błędem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro