» 1 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; rozdziały są dość długie, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza i dobrze się czyta ^^

***

Tamtej nocy Hyunjin nie mógł zasnąć. Był zmęczony, ale jego organizm nie chciał pozwolić, by odpoczął. To powoli zaczynało go irytować; przekręcał się z boku na bok już któryś raz z rzędu.

Ten dzień był okropny, a powinien być chociaż dobry. Wreszcie zebrał się, żeby powiedzieć Chanowi, co leży mu na sercu. Zmienił ścieżkę, którą chciał podążać, teraz wszystko miało wrócić do normy. Wszystko miało zacząć układać się po jego myśli.

Ale Chan nieszczególnie potrafił go zrozumieć. A może po prostu nie mógł znieść tego, że kolejny z nich chciał odejść? Sam nie wiedział, ale wiedział za to, że przez tamtą rozmowę nie czuje się tutaj dobrze.

Miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Głowa go bolała, ciało było opadnięte z sił, a myśli wydawały się urządzać w jego umyśle całkiem fajną potańcówkę.

W końcu jęknął z irytacji i wstał z łóżka. Nie mógł spędzić tutaj ani chwili dłużej.

Idąc korytarzem w stronę windy, starał się poruszać jak najciszej, żeby przypadkiem nikogo nie obudzić. Chociaż, tak szczerze, obawiał się, że to urządzenie wyda najwięcej dźwięków i chłopcy zaraz przyjdą zaspani i zdezorientowani, by sprawdzić, co się dzieje.

Tak się jednak nie stało, ale Hyunjin nie miał nic przeciwko; w tamtym momencie naprawdę wolał pobyć sam. Nie miał ochoty na rozmowy.

Oparł się plecami o tył windy i czekał, aż dojedzie na dach. Potrzebował świeżego powietrza. Teraz. Już.

Drzwi otworzyły się. A Hyunjin prawie krzyknął.

Zwariowałeś.

To było jedyne racjonalne wyjaśnienie.

Przecież Jeongin nie mógł tak po prostu zniknąć na sekundę i pojawić się z powrotem... prawda?

Nie mógł się ruszyć. Mógł jedynie opierać się o tył windy, zaciskając jedną z dłoni na barierce, a drugą zakrywając usta. Patrzył na majaczącą w światłach karuzeli postać młodszego chłopaka. Jeongin siedział tam, jak gdyby nigdy nic; sam, w ciszy, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

Minęła chwila, zanim Hyunjin zebrał się i wyszedł w końcu z windy. Zrobił to wręcz w ostatnim momencie, bo drzwi miały się już zamykać; prawie przycięły mu ramię.

Starał się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie chciał, żeby młodszy go zauważył.

Powoli skierował swoje kroki za ceglaną ścianę ograniczającą windę z tylnej strony, wychylając się zza niej, żeby móc dobrze widzieć. Jeongin dalej się nie ruszał i przez to Hwang denerwował się jeszcze bardziej. Dlaczego jeszcze nie spał? I dlaczego, do cholery jasnej, znikał i pojawiał się jak wyjątkowo irytująca awaria?

Nie rozumiał, co się tutaj działo. Może to przez zmęczenie? Wcześniej coś podobnego stało się z Feliksem i Changbinem, ale to było zaraz po kłótni z Chanem. Jego wzrok mógł zawieść, w końcu wtedy miał załzawione oczy.

Z tej odległości dzięki światłu dwóch księżyców (Dlaczego są dwa księżyce? Co się tutaj odwala? Ja chyba naprawdę wariuję) był w stanie zobaczył, jak chłopak wzdycha i podnosi głowę, by spojrzeć na niebo.

Co się dzieje, Jeongin?

Przygryzł wargę, zastanawiając się, czy nie powinien do niego podejść. Ale co by to zmieniło? Oprócz tego był zbyt... czuł się zbyt źle, by rozmawiać. Jasne, to był Jeongin. Z nim chciałby spędzić całe życie, świetnie się dogadywali i czuł się dobrze w jego towarzystwie. Ale teraz... teraz miał wrażenie, że niewidzialne ręce ściskają go za gardło. Nie był pewien, czy w ogóle dałby radę się odezwać.

Dlatego też stał w jednym miejscu i przyglądał się przyjacielowi, dopóki ten nie wstał i nie zjechał windą na odpowiednie piętro.

Przymknął oczy i oparł głowę o ścianę. Musiał powiedzieć jutro Jeonginowi, że odchodzi.

Obawiał się, że to złamie mu serce.

***

Rano miał problem ze wstaniem, jak zawsze zresztą. Ale nigdy nikt nie wołał go tak błagalnym głosem, jakby Hyunjin miał być jego ostatnią deską ratunku.

Przeciągnął się powoli, dopiero po dłuższej chwili orientując się, że ktoś naprawdę go woła.

Poderwał się z łóżka i wybiegł z pokoju, podążając za krzykiem. Próbował rozróżnić głosy, ale był zbyt zaspany. Był jedynie pewien, że woła go więcej, niż jedna osoba.

Momentalnie oprzytomniał, gdy zobaczył swoich przyjaciół zamkniętych w ogrodzeniu z siatki.

— Co... co się stało? — wydukał, podchodząc bliżej. — Co się stało, do cholery jasnej?!

Obiegł ogrodzenie. Mój Boże. Nogi się pod nim ugięły, gdy zorientował się, że Minho, Jisung, Seungmin i Jeongin zostali uwięzieni.

— Mówisz, jakbyśmy sami wiedzieli, co się stało — prychnął z irytacją Lee, krzyżując ręce na piersiach. — Obudziliśmy się tutaj, a to pieprzone cholerstwo nie chce się ruszyć!

Uderzył w siatkę, ale ona tylko lekko zadrżała. Hyunjin poczuł, jak łzy napływają do jego oczu. Świat zaczął wariować, a on został sam.

Zaczął gorączkowo myśleć, przygryzając wargę i rozglądając się po pomieszczeniu. Było wręcz pusto, tylko w kącie stało kilka pudełek po ich rzeczach. Podszedł do nich z nadzieją, że jakimś cudem znajdzie w środku coś przydatnego.

Niestety, były kompletnie puste. Co mógł zrobić z kartonowymi pudełkami?

— Hyung? — zaczął, odwracając się w stronę przyjaciół z kartonem w rękach. — Próbowaliście się wspiąć po siatce?

Minho wywrócił oczami.

— Nie wszyscy mają pustą głowę. Oczywiście, że próbowaliśmy!

Irytacja najstarszego sięgała zenitu.

Nagle odezwał się Seungmin, który do tej pory siedział cicho i zastanawiał się nad czymś:

— To ogrodzenie jest zbyt wysokie i nie jest w stanie nas utrzymać. Jisung prawie z niego spadł — wytłumaczył, podnosząc się. — Może to dziwne, ale mam wrażenie, że przy każdej próbie to coś rośnie do góry, żebyśmy nie mogli wyjść.

Hyunjin zacisnął zęby, odkładając pudełko. W pewnym momencie napotkał wzrok Jeongina, który ze smutkiem wpatrywał się w niego. Jedną dłoń trzymał na siatce i ten widok łamał Hwangowi serce. Tak bardzo chciał ich wszystkich stamtąd wyciągnąć.

Podszedł do najmłodszego i spojrzał mu w oczy. Nic nie mówił. Chyba nawet nie potrafił ułożyć żadnego sensownego zdania, chociaż jego serce wręcz krzyczało.

W końcu odsunął się, spojrzał na resztę i powiedział:

— Pójdę czegoś poszukać. — Już miał wychodzić, kiedy odwrócił się i dodał: — Wrócę jak najszybciej. Obiecuję.

I wybiegł.

Biegł, ile sił w nogach. Przeszukał chyba wszystkie pomieszczenia. Nie znalazł niczego, co mogłoby się przydać. Powoli zaczynał panikować coraz bardziej, sytuacja robiła się poważniejsza z minuty na minutę.

***

W końcu wybiegł z budynku. Łzy zakrywały mu pole widzenia, dlatego dopiero po chwili zorientował się, że przed nim idą...

Zwariowałem, zwiariowałem, zwariowałem.

— Jak się wydostaliście? — zapytał, dysząc lekko. Był zdezorientowany. Żaden nie odpowiadał. Spojrzał na każdego z osobna i zamarł. — Changbin hyung? Jak ty się tu znalazłeś?

Chłopak się nie odzywał. Szedł dalej z resztą, która wciąż nie zwracała uwagi na Hyunjina. Próbował ich zatrzymać, ale nawet ten najbardziej rozsądny z nich Seungmin nie reagował.

Kiedy Hwang ponownie się odwrócił, Changbina nigdzie nie było.

I wtedy cały świat zaczął wariować.

Zerwał się silny wiatr, a ziemia zatrzęsła. Hyunjin stracił równowagę. Przewrócił się na asfalt, upadając na kolana. Musiał zamknąć oczy i złapać się za głowę. Chyba krzyczał, nie był pewien. Jego ciało drżało i za wszelką cenę próbowało przetrwać... cokolwiek to było.

I mogło to zabrzmieć szalenie, ale wydawało mu się, że wśród krzyków i wiatru słyszał głos Chana wołający go z oddali.


Hyunjin, musisz ich znaleźć. Musisz znaleźć ich wszystkich, windę i uciec z tego miejsca. Pospiesz się, nie mamy wiele czasu. Proszę cię, posłuchaj mnie i zrób to, o co proszę. Jestem w windzie, znajdź ją, wyjaśnię ci wszystko. Błagam cię, musimy wydostać się stąd wszyscy, inaczej nikt się nie wydostanie.


Otworzył oczy, gwałtownie nabierając powietrza do płuc. Zakrztusił się, jego głowa bolała, a serce biło jak szalone. Potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić się do światła słonecznego i zbyt szybko zmienionej pozycji.

Rozejrzał się powoli po swoim otoczeniu. Dlaczego kojarzył to miejsce? Budynki, puste ulice...

Przecież to opuszczone miasto, do którego wróciliśmy po ucieczce z City Jungle.

Jak się tutaj znalazł? Przecież jeszcze wczoraj wieczorem kładł się spać w swoim pokoju w budynku, który znajdował się w zupełnie innej części opuszczonego miasta.

Ale dlaczego miał wrażenie, że wygląda inaczej? Czy to była jakaś jego część, w której nigdy nie był? To niemożliwe — ostatnio spędzał tam prawie całe dnie, błądził po pustych ulicach i próbował uspokoić swoje myśli.

Wstał i zaczął iść przed siebie. Coś było nie tak i musiał się dowiedzieć, co. Na dodatek ostatniej nocy śnił mu się naprawdę dziwny koszmar — czwórkę jego przyjaciół uwięziono w ogrodzeniu z siatki, Changbin nagle rozpłynął się w powietrzu, a po Chanie i Feliksie nie było śladu. Zaśmiał się pod nosem na wspomnienie tego idiotycznego snu. Coś takiego nie mogło się wydarzyć.

...prawda?

— Hyung, obudziłeś się już? — Obok niego pojawił się nagle Jeongin i złapał go za ramię, jakby chciał go podtrzymać. — Chodź, Minho hyung zrobił śniadanie. Może nie jest jakieś wspaniałe, bo to zapasy z któregoś ze sklepów niedaleko, ale zawsze coś. Uważaj, wczoraj zemdlałeś.

— Zemdlałem? — zapytał, marszcząc brwi. — O czym ty mówisz, Jeongin?

Młodszy spojrzał na niego ze zdziwieniem.

— Nie pamiętasz? Jak ktoś zamknął nas w pułapce, potem uwolnił, Changbin hyung pojawił się i zniknął, a na koniec ziemia zaczęła się trząść? Chyba naprawdę mocno uderzyłeś się w głowę, kiedy upadłeś na ulicę.

Hyunjina zamurowało. Więc... to nie był sen?

To znaczy, że...

...wszystko, co się wydarzyło w moim śnie naprawdę miało miejsce, a Chan naprawdę poprosił mnie o...

Mój Boże.

— Jest ktoś jeszcze oprócz ciebie i hyunga? — wydukał, przełykając głośno ślinę.

— Nie, tylko my.

Usiedli przy prowizorycznym stoliku i Minho nałożył im jedzenie na papierowe talerzyki. Hwang nie miał pojęcia, skąd wytrzasnęli talerze, pałeczki i dobrze smakujące kimchi oraz resztę artykułów spożywczych, które najstarszy z tej trójki wykorzystał do zrobienia śniadania.

Nie potrafił się skupić na czymkolwiek i skończyło się na tym, że pozostała dwójka wpychała w niego jedzenie. Błądził myślami gdzieś daleko, próbując połączyć wątki.

— Musimy znaleźć windę — wypalił w pewnym momencie. Zrobił to trochę nieświadomie, przez co dopiero po kilku sekundach zorientował się, dlaczego przyjaciele patrzą na niego jak na idiotę. Musieli pomyśleć, że przez upadek jego mózg został uszkodzony czy coś w tym stylu. — Wczoraj słyszałem głos Chana. Kazał nam znaleźć windę. On jest w windzie.

Minho i Jeongin milczeli, analizując słowa chłopaka. To wszystko było dziwne. Sami nie rozumieli, co się tutaj dzieje, ale to, co powiedział Hyunjin, wcale nie wyjaśniało sytuacji.

— Okej — odezwał się Lee, odkładając pałeczki na bok. — Więc... jaki masz plan?

Hyunjin musiał się poważnie nad tym zastanowić. Musieli przeszukać miasto, to fakt. Tylko gdzie powinni iść najpierw? Po lewej stronie zobaczył porozwalane ściany budynków, jakby ktoś wyjątkowo nieumiejętnie próbował je zburzyć. Po prawo natomiast domy były nienaruszone.

W którą stronę powinni pójść?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro