»» 8 ««

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; zapomniałam dodać w piątek, przepraszam >.<

przedostatni rozdział! jutro dodam też epilog!

***

Dotarli na miejsce późnym wieczorem. Gdy wysiadali z autobusu, zauważył, jak Chan dyskretnie odwraca się i szuka wzrokiem ich autobusu. Po chwili spojrzał na Hwanga i przytaknął lekko. Udało im się.

Teraz musieli poczekać, aż dostaną białe uniformy do przebrania. Kolejka była długa i Hyunjin miał wrażenie, że w tym roku jest jakieś dwa razy więcej osób niż kiedy oni przyjechali do District Nine po raz pierwszy.

Kiedy przebrali się w nowe ubrania, krótko obcięty Koreańczyk z białą maską na twarzy zaprowadził ich do budynku, w którym mieściły się sypialnie. Wszyscy szli za nim w ciszy, w tym samym tempie, takim samym krokiem.

Hyunjinowi przypomniało się, jak po raz pierwszy założył swój biały strój, jak po raz pierwszy szedł tym korytarzem. Wtedy był zdezorientowany i zestresowany; oczywiście, wiedział, że co roku pewnego dnia zabierają część uczniów do District Nine, ale zawsze wydawało mu się być to takie... abstrakcyjne. Nie przejmował się tym zbytnio i nigdy nie przywiązywał do tego większej uwagi, dopóki nie okazało się, że kolej na niego i jego przyjaciół.

Z początku myślał, że się przyzwyczai. Ale po kilku miesiącach wszyscy zgodnie stwierdzili, że to nie jest ich miejsce. Wtedy zaczęli myśleć nad ucieczką i w końcu im się udało — i wszystko miało być w porządku.

Patrząc na to teraz, Hyunjin wiedział, że nic nie było w porządku.

W końcu w którymś momencie musieli „zgubić" drugiego Jeongina. I miał bardzo silne wrażenie, że stało się to właśnie w District Nine.

Z rozmyślań wyrwał go głos mężczyzny:

— Witamy w District Nine. W tym roku jest was dużo więcej, więc będziecie mieszkać w dwuosobowych pokojach — wytłumaczył chłodnym głosem. — Ustawcie się w pary. Każda para wchodzi do jednego pokoju, reszta idzie dalej za mną.

Serce Hyunjina zabiło szybciej. Gdy tylko mężczyzna się odwrócił, chłopak zaczął przepychać się w stronę Jeongina. Wcześniej zostali rozdzieleni, ale teraz nie mógł pozwolić, żeby Yang wylądował z kimś nieznajomym w pokoju.

Błagam.

Miał też nadzieję, że Chan i Minho trafią do tego samego pokoju.

W końcu udało mu się. Stanął obok Jeongina i starał się uspokoić przyspieszony oddech. Przymknął na chwilę oczy.

Mój Boże, moje serce zaraz zatrzyma się z emocji.

Kątem oka zobaczył, że młodszy jest zdenerwowany. Złapał delikatnie jego dłoń i kiedy ten jej nie zabrał, splótł ich palce razem. Zanim doszli do swojego pokoju, Jeongin trochę się rozluźnił.

Ale kiedy Hyunjin zamknął za nimi białe drzwi, okazało się, że chłopak wcale nie czuł się lepiej.

Z początku Hwang nie rozumiał, co się dzieje. Myślał, że to tylko teatralny upadek na kolana i równie teatralne westchnięcie. Naprawdę myślał, że młodszy zaraz wstanie i zaśmieje się.

Przeraził się, kiedy Jeongin złapał się za gardło i nie mógł nabrać powietrza.

— Jeongin?! — krzyknął, upadając na podłogę obok przyjaciela. — Jeongin, co się dzieje?!

Nie odpowiadał. Cały się trząsł. Był chorobliwie blady. Drżącą dłoń zacisnął słabo na ramieniu przyjaciela. W jego oczach było widać przerażenie.

Hyunjin poczuł, jak łzy zaczynają płynąć po jego policzkach.

— Jeongin... mój Boże, Jeongin...

Nie wiedział, co zrobić. Mój Boże, był przerażony. Bał się, że on... nawet nie chciał o tym myśleć.

Pod wpływem chwili przyciągnął młodszego do siebie. Trzymał jego głowę blisko swojego serca i obejmował go mocno.

Po kilkunastu minutach i hektolitrach wylanych przez starszego łez Yang przestał się trząść i zaczął oddychać normalnie.

— C-co to było? — wydukał Hwang, pociągając nosem. Jeongin wciąż pozostawał w jego objęciach, teraz już spokojnie wsłuchiwał się w bicie serca przyjaciela. — Co się stało?

— Chyba miałem atak paniki — wyszeptał, wtulając twarz w koszulę starszego. — To przez drugiego mnie. Myślałem, że zaraz umrę, hyung.

Hyunjin starał się odgonić łzy, które po raz kolejny tego wieczora zasłoniły mu pole widzenia.

Minęła godzina, może dwie, kiedy Jeongin powiedział, że powinni już wstać z podłogi. Wciąż wyglądał, jakby czuł się okropnie, ale Hwang wolał nie zaczynać tego tematu. Szczególnie, że młodszy wolał ukrywać swoje negatywne emocje.

— Powinniśmy pójść do hyungów i zacząć szukać już teraz? — zapytał Yang, siadając na łóżku. — Czy wolałbyś jutro?

— Nie jesteś zmęczony? — zdziwił się Hyunjin. — Nie chcesz odpocząć?

Jeongin pokręcił głową.

— Nie, jest w porządku. Poza tym, mam wrażenie, że i tak nie dałbym rady zasnąć.

— No dobrze, chodźmy.

Poszedł pierwszy. Uchylił lekko drzwi i starał się rozejrzeć, co jednak było bardzo trudne, zważywszy na ciemność panującą na korytarzu. Odczekał chwilę, zanim wyszedł z pokoju. Zaraz za nim szedł Jeongin, który cichutko zamknął drzwi. Szli na palcach, starali się nawet oddychać ciszej.

— Hyung, widziałeś, do którego pokoju wchodzą? — wyszeptał młodszy, podchodząc bliżej. Hwang wzdrygnął się, gdy poczuł ciepły oddech na karku. Jedną dłonią wodził po ścianie, szukając klamki do pomieszczenia obok, drugą zaś próbował znaleźć Jeongina. — Tu jestem — powiedział, łapiąc rękę przyjaciela.

Czując ciepło palców Yanga na swoim nadgarstku poczuł się pewniej.

— Powinni być w pokoju obok — odpowiedział, robiąc kolejne kroki przed siebie.

Więcej się nie odezwali. Co jakiś czas jeden ściskał mocniej dłoń drugiego, by upewnić się, że na pewno trzyma jego rękę. Między pokojami była kilkumetrowa odległość, a oni musieli zachować ostrożność. W każdej chwili ktoś mógł usłyszeć ich kroki albo przyspieszone oddechy.

Hyunjin bał się nawet myśleć, co stałoby się z nimi, gdyby ktoś ich przyłapał.

W końcu poczuł pod palcami chłodny metal. Zacisnął dłoń na klamce i otworzył drzwi. Na chwilę jego serce przestało bić.

A co, jeśli to wcale nie jest pokój Chana i Minho?

— Hyunjin? Jeongin? Co wy tu robicie? — zapytał zaspanym głosem Lee.

Hwang wypuścił głośno powietrze z płuc.

Całe szczęście.

— Zaczynamy szukać teraz? — spytał najmłodszy, puszczając dłoń przyjaciela. Hyunjin chciał ją złapać, ale Yang zdążył już odejść wystarczająco daleko, by nie mógł tego zrobić.

Jesteś zbyt przewrażliwiony, przecież są tu tylko Minho i Chan, nic mu nie będzie.

— W nocy będzie łatwiej — wtrącił Chris, który do tej pory siedział cicho. W pokoju było ciemno, więc wszyscy wzdrygnęli się, gdy nagle usłyszeli kroki chłopaka. — Przyjrzałem się trochę ochronie i kamerom, kiedy to szliśmy. Zero zmian, skoro udało nam się dwa lata temu, teraz też powinno się udać. No, i skoro wy przeszliście z pokoju do pokoju, to już nawet nie zamykają drzwi na noc.

Hyunjin przytaknął, dopiero po chwili orientując się, że w ciemności i tak nikt nie zobaczył tego gestu.

Odchrząknął.

— To... idziemy?

— Dajcie mi chwilę, przysnęło mi się — mruknął Minho. Po chwili usłyszeli, jak wstaje z łóżka i przeciąga się. Mruczał przy tym jak kot. — Dobra, zbieramy się.

Hwang miał już łapać za klamkę, gdy nagle poczuł uścisk na ramieniu.

— Ja będę szedł pierwszy — powiedział Bang, po czym dodał, tym razem szeptem, żeby tylko Hyunjin był w stanie usłyszeć jego słowa: — pilnuj Jeongina. Nie wiemy, co może się stać, gdy on i drugi Jeongin będą blisko siebie. Jeongin jest naszym priorytetem.

— Jasne — szepnął. — Oczywiście, że będę go pilnował. Jakbym wcale nie był w stanie skoczyć w ogień, żeby go ochronić.

— Wiem o tym. Ale teraz naprawdę nie wiemy, co może się stać. Musimy uważać jeszcze bardziej. — Puścił ramię Hwanga. — Dobrze, idziemy. Trzymajcie się razem, nie rozdzielamy się. I bądźcie najciszej, jak się da.

Wyszli z pomieszczenia. Ciemność zapewniała im ochronę przed oczami innych, ale sprawiała również, że czuli niepokój. Nie wiedzieli, co czai się za rogiem korytarza. Nie mogli wiedzieć, czy tak naprawdę nikt obok nich nie stoi i nie podąża za nimi.

Hyunjin szedł ostatni. Taki był plan — gdyby ktoś pojawił się przed nimi, Chan i Minho mieli się tym zająć, podczas gdy jego zadaniem było odciągnięcie Yanga w bezpieczne miejsce. Jak powiedział Bang, ich priorytetem było odnalezienie drugiego Jeongina, dopiero potem mieli martwić się windą i kluczem.

Serce Hwanga biło niespokojnym rytmem. Teraz, kiedy byli tak blisko końca tego wszystkiego, był jeszcze bardziej zdenerwowany. Wiedział, że jeśli popełnią jeden błąd, to będzie koniec — i nie będzie odwrotu.

Wiedział, że przez jedną złą decyzję może stracić wszystkich. Przyjaciół, który czekali na nich w autobusie, przyjaciół, którzy szli razem z nim i Feliksa, który był zawieszony gdzieś między wymiarami i czekał, aż uda im się wydostać.

Z rozmyślań wyrwało go uderzenie w klatkę piersiową.

— Jeongin? — Dotknął ramienia chłopaka, który chwilę temu zatrzymał się gwałtownie i na niego wpadł. — Wszystko w porządku?

To, co powiedział młodszy, sprawiło, że serce Hyunjina zatrzymało się na jedną, długą sekundę.

— Ktoś za nami idzie — szepnął z przerażeniem w głosie. — Wydaje mi się, że kogoś słyszałem, hyung.

Hyunjin przygryzł wargę i powoli się odwrócił. Zobaczył jedynie ciemność.

Nawet, jeśli ktoś tu jest, i tak go nie zobaczę. Ale mogę chociaż spróbować sprawdzić, czy naprawdę ktoś za nami idzie.

Wyciągnął rękę i zamachnął się.

Jego oczy powiększyły się ze strachu, gdy poczuł stalowy uścisk na nadgarstku.

Jęknął głośno, kiedy upadł na posadzkę. Cokolwiek to było, przed chwilą prawie wyrwało mu rękę ze stawu.

— Hyunjin! — krzyknął Jeongin, rzucając się w stronę przyjaciela. Potknął się o jego ciało i upadł na nie, przez co oboje wydali z siebie jęk bólu. — Przepraszam, jesteś cały?

— T-tak, nic mi nie jest — skłamał, podnosząc się i masując bolące ramię. Miał nadzieję, że nikt ich nie usłyszał.

— Chłopaki? Co się stało? — spytał Minho, starając się podejść do nich i przy okazji ich nie podeptać. — Czemu krzyczeliście?

— Ktoś za nami szedł i zaatakował Hyunjina hyunga — powiedział Yang drżącym głosem.

— Musimy się pospieszyć — ponaglił ich Chan. — Nie mamy czasu, a do wyjścia jeszcze trochę. Jeśli ten ktoś dalej tu jest, może nas dopaść zanim stąd wyjdziemy.

Hyunjin, którego ramię pulsowało od bólu, zacisnął zęby i zaczął iść za przyjaciółmi.

Czuł rosnące w powietrzu napięcie. Miał wrażenie, że bicie jego serca słychać nawet w najdalszym kącie korytarza. Teraz stresował się jeszcze bardziej. Ktoś oprócz nich tu był, ale nie mieli pojęcia, kto i chyba właśnie to było najgorsze — nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać.

Kilka minut i pokonanych metrów oraz stopni później otworzyli jedne z bocznych drzwi. Tak jak dwa lata temu, były ukryte na końcu krętego korytarza, gdzie nikt nie chodził.

Oprócz Chana, który kiedyś awansował na pomocnika za dobre sprawowanie i miał dostęp do miejsc i informacji niedostępnych dla innych.

Wyszli na zewnątrz. Hyunjin poczuł chłodny powiew wiatru na twarzy; wzdrygnął się lekko.

Rozejrzał się. Musiał przyzwyczaić się do zmiany jasności. Przy dróżce co kilka metrów stały lampy, które słabym światłem przecinały ciemność.

Przynajmniej teraz coś widać.

— Chodźmy — powiedział Chan. — Rozglądajcie się uważnie, nie możemy nic przegapić.

Szli powoli. Po jakimś czasie zauważyli migoczący kilka metrów nad nimi dron.

Przynajmniej chłopaki nas obserwują.

Będąc na otwartej przestrzeni, Hyunjin czuł się... trochę gorzej. Lampy oświetlały tylko część przestrzeni, która była jedynie małą częścią. Ciemność wydawała się być wręcz przerażająca.

Nagle kątem oka zobaczył czyjś cień wchodzący do labiryntu z żywopłotu.

— Ktoś tam jest — szepnął, wskazując palcem w odpowiednią stronę. — Co robimy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro