Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziło mnie walenie do drzwi. Filip wstał i je otworzył, nawet nie sprawdził kto to, wiadomo było, że Julia. Chłopak wrócił do łózka i położył się znowu mnie obejmując. Zaspana patrzyłam na uradowaną Julie która skoczyła na łóżko.

- Co jest gołąbeczki? Wstawajcie z łóżka?

- Która godzina ?- zapytałam zaspanym głosem.

- Siódma rano. Richard dzwonił do mnie, bo do ciebie się nie dodzwonił. Mamy umówione spotkanie na 12.

- Jezus, na 12 a ty nas o 7 budzisz ?!- powiedział zirytowany Filip.

Do pokoju weszła Megan zapatrzona w telefon. Spojrzała na nas i się dziwnie uśmiechnęła.

-Dobra Julia, dajmy im jeszcze pospać. Wyglądają jak by się bardzo zmęczyli w nocy - poruszyła znacząco brwiami.

- Chyba masz racje - powiedziała moja siostra i wstała z łóżka.

- Wyglądamy tak bo to myśmy prowadzili auto a wy spałyście- chwyciłam za poduszkę i rzuciłam w nie- Wypierdalać stąd.

- No już już, spokojnie siostra- zaśmiała się Julia i wyszła z pokoju ciągnąc za sobą Megan.

- Ale ty jesteś niegrzeczna - mruknął Filip wtulony w moją szyje i przyciągnął mnie bliżej siebie.

- Tobie się na jakieś amory zebrało?- zaśmiałam się.

-Może - mruknął wkładając dłoń pod bluzkę.

Delikatnie jeździł mi nią po brzuchu. Pocałował w szyję kilka razy, wywołując przyjemny dreszcz. Zjechał ręką na biodro i zaczął pocałunkami iść w stronę ust. Mruknęłam cicho na co się uśmiechnął. I właśnie w tym momencie zadzwonił mój telefon. Odsunęłam się od Filipa i odebrałam.

- Cześć szefowo tu Edward- usłyszałam znajomy głos.

-Cześć. Co jest, coś się stało?

- No, że tak powiem, mamy mały problem a jak zadzwoniłem do szefa, to kazał dzwonić do ciebie.

- Ugh o co chodzi ?

- Jeden z dostawców nie chce oddać towaru...

-I tego nie potrafisz załatwić ?

- Chciałem zapytać czy możemy go załatwić bo to meksykanin od Marcosa.

- O kurwa ...-usiadłam na łóżku - Ile tego towaru było ?

- 50 kilo trawy.

- Dobra, chuj z towarem. Macie go zostawić. Ja tam do was przyjadę, bo jestem  w Phoenix. Będę gdzieś tak o 10, wyślij mi dokładny adres.

- Dobrze to my będziemy czekać. Do zobaczenia szefowo.

Rozłączyłam się.

- Co jest? - zapytał Filip opierając się na łokciu.

- Diler od Marcosa zajebał nam towar i Edward pytał się czy go załatwić.

- Hymm dobry powód na konflikt z Marcosem - stwierdził.

- No właśnie też o tym pomyślałam. Trzeba to będzie przemyśleć. Jak na razie mamy asa w rękawie.

Wstałam z łóżka i poszłam się przebrać i umalować. Wyszłam z łazienki po 30 minutach. Filip właśnie szukał rzeczy w torbie. Kiedy sie ogarnął, poszliśmy coś zjeść razem z dziewczynami. Stwierdziłam, że czas jechać do Edwarda. Wpakowaliśmy się do samochody i pojechaliśmy pod wskazany adres. O 10 podjechałam pod duży dom. W drzwiach pojawił się Edward. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w jego kierunku.

- Witajcie w Arizonie, gdzie tęsknimy za deszczem- powitał nas mężczyzna.

Podaliśmy sobie ręce na powitanie. Po krótkiej wymianie zdań mężczyzna zaprowadził nas do biura gdzie czekało na nas 20 mężczyzn i kobiet. Zostaliśmy miło powitani. Przystąpiliśmy do konkretów. Kiedy wszyscy zajęli już swoje miejsca zaczęłam mówić.

-Przyjechałam tutaj na polecenie szefa. Nasz oddział zmienia miejsce zamieszkania. Przeprowadzamy się w tę strefę wpływów. Z dwóch prostych powodów, dom szefa został zaatakowany i niestety pojawiła się policja i gang Marcosa. Mamy do załatwienia z nim pewną sprawę, która wymaga osobistego nadzoru szefa. I nie, to nie znaczy, że możecie atakować ludzi meksykanina. W związku z przeprowadzką od teraz stajecie się grupą 1-a, przywództwo nad wami przejmuje szef. Ty Edward będziesz koordynował wykonywanie rozkazów szefa, żeby wszystko przebiegało szybko i sprawnie. Chwilowo wykonujecie moje rozkazy, nikogo innego. Oczywiście do czasu kiedy pojawi się szef. Grupa 1-b zostaje w poprzednim miejscu zamieszkania ale w razie potrzeby przyjedzie tu i będziecie musieli współpracować, czy wam się to podoba czy nie. Słyszałam o sytuacji z dilerem. Na razie to olewamy. Edward- zwróciłam się do mężczyzny- Wyznacz 10 ludzi do ochrony domu, później podam ci adres na który mają przyjechać. A teraz niestety musimy się pożegnać bo mam do załatwienia kilka spraw.

Bez przeciągania, wyszliśmy z domu Edwarda i pojechaliśmy pod adres który podał mężczyzna od sprzedaży.Po godzinie dojechaliśmy na obrzeża miasta, pod wskazane miejsce. Naszym oczom ukazał się dość duży dom, prawie willa, w świetnie zachowanym stanie. Przód  był wysypany ozdobnymi kamieniami. Posadzone było  tam kilka palm i zielone krzaczki. Wszystko świetnie do siebie pasowało.Było wybudowane w typowym stylu dla Arizony.

Dziewczyny kiedy wysiadły z auta zaczęły piszczeć i zachwycać się domem. Filip oparł się o maskę samochodu i przyglądał się budynkowi. Podeszłam do niego i razem z nim oglądałam jak Julia i Megan biegają po posesji, oglądając każdy kawałek dokładnie.

-No powiem ci, zaskoczyłaś mnie- powiedział zadowolony Filip- W takiej willi to ja mogę mieszkać.

Zaśmiałam się.

-Podoba wam się?- krzyknęłam do dziewczyn.

- Ty się jeszcze kurwa pytasz ?! No jasne, że podoba !! Ja chce już do środka!- krzyczała Julia.

Poczekaliśmy na mężczyznę jakieś 15 minut co było dość męczące stojąc w tym słońcu. Było samo południe, słońce prażyło nas jak jajka na patelni.

Czerwone audi podjechało pod dom. Wysiadł z niego mężczyzna po 50. Przywitał się z nami i zaprosił do środka. Wnętrze było jeszcze większe niż myślałam. Budynek od frontu był węższy niż od tyłu, dzięki temu zmieściły się w nim 4 łazienki, 10 sypialni, duży salon i przestronna kuchnia. No i oczywiście dwa garaże. Trochę mnie te garaże martwiły bo tylko dwa ale nie ma co wybrzydzać. Dziewczyny rozbiegły się po domu a ja z Filipem załatwiałam wszystkie formalności. Wyszliśmy na chwile na podwórko zobaczyć basen. Jest cudowny.

- To jak się państwu podoba dom?- zapytał mężczyzna.

- Spełnia nasze oczekiwania - odparłam - cena do negocjacji ?

- Niestety nie, i tak zjechałem z ceny.

- No okej, cena dla nas to nie problem- powiedział Filip.

-Cieszę się że mogę sprzedać dom młodym ludziom. Ale nie będzie dla was za duży?

- Spokojnie nasza rodzina jest dość duża i taki dom jest idealny.

- To świetnie, rodzina najważniejsza - powiedział wyciągając umowę- Te meble mam zostawić czy zamówić ekipę i mają zabrać ?

- Niech zostaną- powiedziałam.

- Dobrze, w takim razie proszę podpisać tutaj i tutaj- wskazał palcem na dokumenty.

Chwyciłam za długopis i podpisałam.  Filip poszedł do samochodu po kopertę z pieniędzmi.

- Dawno nie spotkałem, żeby młodzi tak jak wy, zapłacili za coś gotówką. Zawsze te plastikowe gówna albo czeki.

- No by lubimy czuć i słyszeć pieniądze - zaśmiałam się.

- Dobrze to ufam państwu, że jest odliczona kwota i tutaj są klucze od domu - podał je Filipowi- Życzę państwu szczęścia, radości, długiego życia i dużo dzieci. Pasujecie do siebie.

Zaśmialiśmy się i pożegnaliśmy mężczyznę. Ironią losu jest to, że życzył nam to co albo nie będzie nam dane albo mamy tego za z mało. Filip podniósł mnie do góry i obrócił nas kilka razy dookoła w geście radości. Dziewczyny zbiegły na dół i poszły na taras zobaczyć basen. Ja z Filipem też dołączyliśmy do nich.

- Siostraaaaaa kurwa kocham się - powiedziała Julia, wieszając mi się na szyi.

- Uważaj bo wpadn......- nim zdążyłam dokończyć wpadłam z nią do basenu.

Wszyscy się zaczęliśmy śmiać, Filip dołączył do nas a po nim Megan. Tego było nam trzeba. Chwila beztroski i zapomnienia o całym świecie, tylko tu i teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro