Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muzyka grała w najlepsze. Przed domem Alex polewał ochronie. Uniosłam prawą brew na ten widok i pokręciłam głową na boki. Podeszłam do nich i zabrałam im  kieliszki. Zwyzywałam, że są w pracy i weszłam do domu. Tu dopiero się działo ... Moja siostra tańczyła z Nathanem a Thom z Megan. Mój brat polewał do kieliszków wódkę. Ktoś inny otworzył szampana z hukiem. Z głośników zaczęła lecieć dobrze znana mi i Alexowi muzyka. Złapał mnie za rękę i pociągnął na środek. Wcisnął mi do ręki mikrofon do karaoke a sam wziął drugi, pogłośnił muzykę i zaczął śpiewać. Wszyscy spojrzeli się na nas i zaczęli zachęcać mnie do śpiewu. Zaczęłam równo z początkiem refrenu.

,,Then my papa said, "Baby, you're a star

Heavens got a plan for you don't you cry                                                                                                             One day you will break all these young boys' hearts"                                                                                            My papa said''.....

Wszyscy zaczęli wiwatować. Następną zwrotkę zaśpiewałam sama a do refrenu przyłączyli się wszyscy. W domu zrobił się ogromny hałas. Trzydzieści osób, na cały głos zaczęło śpiewać. Widziałam, że nawet Filip się przyłączył. Kiedy muzyka ucichła oddałam mikrofon Alexowi i poszłam do kuchni. Tam pewnie znajduje się alkohol, więc ciągnę do swoich. I się nie myliłam, cały stół wódki, wina, whiskey i piwa.

- No witam państwa - powiedziałam do butelek, rozkładając ręce na boki w geście przywitania.

- Alkoholik - powiedziała Julia wchodząc do kuchni.

- Kurwa nie pamiętam kiedy piłam ostatni raz - oburzyłam się.

- Wczoraj - odparła bez zastanowienia nalewając sobie whiskey.

- A no tak ... ale to wino ...To tam chuj - zaśmiałam się.

Wybrałam wódkę o smaku czarnej wiśni i nalałam do kieliszka.

- Za ?- zapytałam siostrę.

- Za ciebie - uderzyła delikatnie szklanką o mój kieliszek.

Na raz wypiłam trunek. Poczułam przyjemne ciepło w gardle. Popatrzyłam na Julie. Ewidentnie na coś czekała. Rozłożyłam ręce w geście pytania " O co chodzi?"

- Nie zapijasz ?

- A wyglądam na amatorkę? - odpowiedziałam śmiejąc się- Dawaj do nich.

Chwyciłam butelkę i dwa kieliszki i poszłyśmy na salon. Usiadłam obok Filipa, postawiłam przed nim kieliszek i nalałam mu wódki. Zaśmiał się ale wypił ze mną.

- I to jest prawdziwa kobieta. Jeszcze brakuje żeby zimne piwo przyniosła- powiedział Alex.

- Stary, a chcesz w ryj ? - zapytałam grzecznie.

- Z co ?

 - Za seksistowskie teksty do mnie- byłam śmiertelnie poważna.

- No to takie żarty, przecież wiesz - tłumaczył się.

Zaczęłam się śmiać. Był przez chwile przerażony. Wszyscy przy stole wybuchli śmiechem. Chłopak był trochę zmieszany. Dobrze wie, że jak bym mu chciała przywalić to zrobiłabym to bez ostrzeżenia. Dał się nabrać. Richard polał nam kolejnego. Wstał z kieliszkiem w dłoni i krzyknął:

- Za moją siostrę i Filipa. Za to, że są tu znowu  z nami !

Uśmiechnęłam się do Filipa i wypiłam za nas kieliszek wódki. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w tłum. Zaczęliśmy tańczyć do jakiejś wolnej piosenki.

Chłopak położył moje dłonie na jego barkach a swoje na moich biodrach i przyciągnął bliżej siebie. Zaśmiałam się i wtuliłam w niego. Kołysaliśmy się w rytm muzyki.

- Uwielbiam jak się uśmiechasz - wyszeptał mi do ucha. Chłopak chciał mnie pocałować ale do salonu spadł Alex krzycząc, że dwa podejrzane auta do nas jadą. Chwyciłam za pistolet który dalej miałam za paskiem i pobiegłam z resztą przed dom. Przed drzwiami poczułam jak ktoś mnie ciągnie do tyłu.

- Gdzie się pchasz ?! - krzyknął do mnie brat trzymając za bark.

Wyrwałam się, usłyszałam warkot silników i kilka strzałów. Nachyliłam się bliżej ziemi, chowając za ścianą. Rozejrzałam się dookoła, nigdzie go nie mogłam znaleźć. Nathan podał Richardowi AK-47. Spojrzałam ostrożnie przez okno.

- Kurwa ! - krzyknęłam i wyrwałam broń bratu z rąk.

Wychyliłam się za ściany celując do opon dwóch czarnych wranglerów. Na nic się to nie zdało bo mieli kuloodporne opony.

Ostrzelali nam jedno auto i kilku ludzi. Wybiegłam z domu, kiedy zaczęli odjeżdżać. Podbiegłam do Filipa który wciągnął Julie za mój samochód. Dostała w ramie. Bez namysłu, wsiadłam do auta i odjechałam z piskiem opon. Usłyszałam tylko jak Filip krzyczy do mnie, że mam wracać. Dorwę tych sukinsynów. Jechałam 160 na godzinę. Wyciągnęłam ze schowka drugi pistolet. Na horyzoncie zobaczyłam te same auta. Przyspieszyłam do 180km/h. Kiedy byłam już blisko ich tylnego zderzaka, strzelili do mnie. Zrobili w przedniej szybie ślad po postrzale. 

- No teraz to cie zabije na miejscu- powiedziałam do siebie. Uderzyłam w jego tylne prawe koło.

Jeep zaliczył salto i wylądowała w rowie. Drugie auto odjechało. Zatrzymałam się i wysiadłam celując do wraku. Przez rozbitą szybę wychylił się meksykanin celując do mnie. Oddałam kilka strzałów. Podeszłam bliżej, kierowca wyczołgał się z auta. Chwyciłam go za koszulkę i pociągnęłam na ulice. Oczywiście sprawdziłam auto czy nikogo więcej nie ma. Chwyciłam pistolet za lufę i uderzyłam go nim w twarz. Mężczyzna zalał  się krwią i chwycił za nos. Uderzyłam go jeszcze raz , tym razem z nogi w brzuch. Przykucnęłam przy nim i chwyciłam za koszulkę, przyciągając do siebie.

- Czego chcesz?- zapytałam.

W odpowiedzi splunął krwią na asfalt. Uderzyłam go jeszcze raz w twarz.

- Słuchaj kurwa - przyłożyłam mu pistolet do głowy- Albo mi powiesz czego chcesz albo ja się i tak dowiem. Tylko, że wtedy zginą wszyscy twoi koledzy jakich spotkam.

- Spierdalaj z naszego terenu - wysyczał przez zęby po angielsku z hiszpańskim akcentem.

- Przekaż Marco, że mu się coś pomyliło. Tu jest Ameryka i to mój teren. Jeszcze raz zaatakujecie mnie na mojej ziemi to tam do was przyjadę w odwiedziny. I obiecuje ci.... miło nie będzie ....

Puściłam go a on opadł na ziemie. Odeszłam kilka kroków ale wróciłam się i kopnęłam go z całej siły w krocze.

- A to za moją siostrę.

 Wsiadłam do auta. Zawróciłam, uchyliłam szybę od strony pasażera i przejeżdżając obok wywróconego Jeepa strzeliłam mu w bak paliwa. Benzyna zaczęła wypływać ze zbiornika. Odpaliłam papierosa, zaciągnęłam się kilka razy i odjeżdżając wyrzuciłam resztę w stronę kałuży paliwa. Po chwili usłyszałam wybuch. W lusterku wstecznym widziałam jak mężczyzna czołga się na drugą stronę ulicy uciekając od płomieni.

30 min później.

Widziałam policyjne światła w oddali. Dobrze, że nasi ludzie odjechali uszkodzonymi autami i zabrali kilku rannych. Richard zabrał Julie do szpitala a filip został w domu. Jego mina kiedy wróciłam nie wyglądała na zadowoloną. Nie odzywał się do mnie. Radiowozy podjechały pod nasz dom. Wysiadło z nich 6 policjantów. Jeden z nich wyglądał na szeryfa. Podszedł do mnie.

- Witam. Szeryf John Colt. Dostaliśmy zgłoszenie, że przed pani domem doszło do strzelaniny. Czy to prawda ?- rozejrzał się dookoła.

- Strzelaniny ? Ktoś musiał się pomylić bo my odpaliliśmy tylko fajerwerki z okazji urodzin.

- Myśli pani, że ktoś by pomylił te dźwięki ze sobą ?- uniósł prawą brew.

- Myślę, że mogła zajść pomyłka. To sprowadzone z Chin fajerwerki nowego typu. Mają krótkie wybuchy podobne do wystrzału z broni palnej Szeryfie.

- Yhym - mruknął rozglądając się - No nie widzę śladów po strzelaninie. Dobrze w takim razie dobrej nocy.

Uniósł kapelusz w geście pożegnania i odjechał z resztą.

-Co za debil- mruknęłam pod nosem

Weszłam do domu i oparłam się o ścianę. Odgarnęłam włosy do tyłu i poszłam do salonu.

- Dobra dzisiaj i tak nic już nie zrobimy. Zwijajcie się i czekajcie jutro na rozkazy szefa- rozkazał Filip.

Ludzie zebrali się i wyszli z domu. Został Filip, Alex, Thom i ja. Usiadłam na kanapie, zmęczona. Poruszyłam palcami u prawej dłoni. Trochę mnie bolały po uderzeniu tego faceta. Chłopacy dosiedli się do mnie. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na nich. Byli wkurzeni.

- Dowiedziałaś się czegoś ?- zapytał Filip nie patrząc na mnie.

- Tsa. Marcos ma problem, że tu jesteśmy- odparłam- Kazałam mu przekazać wiadomość, że jeszcze jedna taka akcja a ich odwiedzimy.

- Yhym - mruknął Filip - Dobrze zrobiłaś.

Oparłam łokcie o kolana i palcem wskazałam na chłopaka.

- Jeszcze raz wybiegniesz jak debil na linie strzału to sama cie zabije- powiedziałam wkurzona.

- Ratowałem twoją siostrę ....

- Z nią sobie później pogadam. Oboje zachowaliście się jak idioci. Mieliście po prostu  szczęście, następnym razem możecie go nie mieć ....

- Masz racje ....- powiedział i podniósł na mnie swój wzrok.

Bez słowa wstałam i skierowałam się do pokoju który został mi przydzielony. Łóżko było już pościelone jedynie kilka moich rzeczy było jeszcze w workach i kartonach. Przebrałam się w koszulkę do spania, zmyłam makijaż i położyłam się do łóżka. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do brata.

- No słucham - powiedział kiedy odebrał.

- Wszystko z nią okej ?

- Tak, Scarlett. Lekkie draśnięcie, niedługo wrócimy do domu.

- Okej, Filip rozgonił ludzi, ja załatwiłam sprawę z policją.

- Dobrze. Z tobą wszystko w porządku ?- zapytał.

- Tak, kładę się spać zmęczona jestem.

- Dobry pomysł odpocznij, jutro pogadamy.

- Do jutra. Ucałuj Julie ode mnie i przekaż jej, że ma wpierdol .

- Dobrze, do jutra- rozłączył się.

Odłożyłam telefon i położyłam się wygodnie, szybko zasypiając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro