4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy w następnym tygodniu Liama ​​nie było w pracy, Louis nie spieszył się, udając się w czasie lunchu do księgarni Jenny. Nie chciał zakładać, że został zaproszony na lunch tylko z Zaynem i prawdopodobnie z Harrym, który pojawił się w czasie ich przerwy już dwa razy w tym tygodniu.

Dla Louisa było jasne, że litość Liama ​​do niego była siłą napędową włączenia go do tej grupy i nie chciał tworzyć niezręcznej atmosfery, przychodząc na spotkanie bez niego. To nie ich wina, że ​​Liam miał kompleks bohatera.

Kiedy rozległ się znajomy dźwięk dzwonka do drzwi, Jenna podniosła wzrok i w pierwszej kolejności uśmiechała się szeroko na jego widok, zanim troska zastąpiła jej uśmiech. Louis nienawidził tego, że ludzie tak na niego teraz patrzą. Ale w tym momencie nic mu już nie pomagało.

Jenna podbiegła do niego.

- Louis! Wyglądasz, jakbyś miał się przewrócić. Chodź, usiądź.

Jenna ujęła go za ramię, na szczęście zakryte płaszczem, o co zadbał sam Louis, aby ich skóra nie stykała się bezpośrednio i nie sprawiała mu bólu, i zaprowadziła go do jego ulubionego krzesła.

- Dziękuję – wymamrotał omega, choć jednocześnie żałował, że kobieta potraktowała go tak, jakby miał dziewięćdziesiąt lat.

- Dawno cię nie widziałam – wypomniała mu Jenna, patrząc na niego z góry - Jak się masz?

Śmiech Louisa zamienił się w świszczący oddech.

- Nie najlepiej, choć teraz wykorzystuję przerwę na lunch żeby rzeczywiście zjeść lunch. To już chyba coś.

Omega przed nim zmarszczyła brwi.

- Czy to znaczy, że dzisiaj nic nie jadłeś, skoro zamiast tego przyszedłeś do mnie?

Louis skrzywił się.

- Dobrze, w takim razie zamierzam polecieć teraz szybko do sąsiedniej kawiarni za rogiem po herbatę i kanapkę dla ciebie. Po prostu siedź tam dalej i jeśli ktoś przyjdzie, pilnuj kasy.

- Jenna…

- Nie kłóć się ze mną, Louis. Jesteś wystarczająco bystry, żeby wiedzieć, że dogadujemy się, bo oboje jesteśmy upartymi, niezależnymi i silnymi omegami.

Louis uśmiechnął się na to.

- Czy to prawda?

Jenna odwzajemniła jego uśmiech.

- Prawdopodobnie dlatego oboje nie mamy partnera, ale nie przeszkadza mi to. Teraz po prostu zrelaksuj się. Będę z powrotem za minutę.

Kawiarnia obok była tą, do której zwykle chodził z Liamem i Zaynem, więc zastanawiał się, czy Jenna niechcący zobaczy tam Zayna i Harry'ego. Miał nadzieję, że Harry będzie tam dzisiaj, żeby Zayn nie musiał siedzieć sam. Być może Louis powinien był sprawdzić, czy Zayn jest sam, zanim ukrył się w księgarni.

Jenna wróciła wkrótce i przysunęła sobie krzesło, żeby usiąść obok niego, gdy jedli swoje kanapki. Przyglądała mu się jak jastrząb, sprawiając, że poczuł się zmuszony dokończyć kanapkę.

- Czy w ogóle zamierzałaś zrobić sobie przerwę na lunch? A może wyglądam na tak wątłego, że zmuszasz się do jedzenia właśnie teraz, żebym ja też jadł?

Jenna wzruszyła ramionami, wstała i zebrała papierki po jednorazowych opakowaniach kanapek.

– Właściwie to po trochu jednego i drugiego. Przyniosę nam kolejną filiżankę herbaty.

Drzwi się otworzyły, dzwonek oznajmił przybycie nowego klienta. Jenna zerwała się na równe nogi, aby go przywitać. Ale to był Harry, który właśnie wchodził do środka, wyglądając na całkiem zmartwionego, gdy zdawał się czegoś gwałtownie szukać, dopóki jego wzrok nie wylądował prosto na Louisie.

– Cześć – przywitała go Jenna pogodnie - Szukasz czegoś szczególnego?

- Tak. Jego - Harry wskazał palcem na Louisa i omega poczuł, że jego zdradzieckie serce zabiło nieco szybciej na tak bezpośrednią wiadomość od swojej bratniej duszy.

Brwi Jenny uniosły się w linię włosów i Louis poczuł, jak jego twarz rumieni się z gorąca. Przynajmniej dzięki temu wyglądał mniej blado.

- Dlaczego dzisiaj nie przyszedłeś? – zażądał odpowiedzi Harry.

Louis skrzywił się trochę, słysząc, jak głośny był głos Harry'ego na tak małej przestrzeni. Wydawało się, że alfa to zrozumiał i znacznie zniżył głos, ale za to podszedł nieco bliżej.

- Dlaczego nie przyszedłeś? - powtórzył Harry.

– Ehm, nie byłem pewien, czy powinienem. To znaczy, w każdym razie nie bez Liama. Dziś rano nie było go w pracy.

- Zayn powiedział mi, że prawdopodobnie tak sobie pomyślałeś - prychnął Harry – To on też mi powiedział, że najpewniej będziesz tu z właścicielem tego miejsca.

Harry odwrócił się i zobaczył, że Jenna bezwstydnie ich podsłuchuje. Kiedy usta Harry'ego zacisnęły się w dezaprobującą cienką linię, zaskoczona Jenna spojrzała szybko na Louisa, zanim uciekła z ich pola widzenia. Prawdopodobnie schowała się między półkami, żeby dalej ich podsłuchiwać.

- Jadłeś?

Louis przewrócił oczami.

Świetnie, teraz Harry też będzie na niego uważał. I nie do końca doceniał sposób, w jaki nad nim górował, jak jakiś sęp alfa. Nie, żeby Louis mógł z tym wiele zrobić. Gdyby spróbował teraz wstać, prawdopodobnie natychmiast by się przewrócił.

- Tak. Zjadłem kanapkę. Z Jenną.

- Z Jenną?

- Tak, to właścicielka księgarni, którą właśnie poznałeś.

- Och.

Głowa Harry'ego odwróciła się, gdy w pobliżu upadła książka i usłyszał, jak Jenna przeklina cicho pod nosem. Na ich pewno podsłuchiwała.

- Po prostu odkładam książki na półkę! - zawołała, zanim usłyszeli jej kroki, świadczące o tym, że odchodziła i w końcu zostali sami.

Louis zachichotał lekko, ale twarz Harry'ego nie zdradzała żadnego humoru. Omega westchnął, gdy Harry zaczął przechadzać się po małej przestrzeni przed jego fotelem.

- Coś jest z tobą nie tak.

Louis napiął się.

- Wyglądasz… - Harry przerwał na moment, wpatrując się w twarz omegi siedzącej przed nim, jakby na niej miały pojawić się odpowiedzi na wszystkie jego pytania - Nie tak jak ty.

- Cóż, to było lepsze od tego, jak inni to ujmują.

Harry zmarszczył brwi, ale nie powiedział nic więcej. Zatem Louis kontynuował.

- Wszyscy inni po prostu mówią mi, że wyglądam beznadziejnie.

- Jesteś chory?

Louis jęknął i wcisnął się głębiej w fotel.

- Tak.

- Zayn mówił mi, że jesteś chory, ale nie powiedział nic więcej na ten temat.

Czy Harry myślał, że Louis po prostu wypowie teraz wszystkie swoje prywatne informacje o stanie zdrowia? Jakby alfa miał być w to wtajemniczony? Być może był jego bratnią duszą, ale nawet o tym nie wiedział.

- Dlaczego twój stan się nie poprawia? Zayn twierdzi, że przez cały czas, kiedy spotykaliście się podczas lunchu, nie wyglądało na to, żebyś czuł się lepiej. Nawet po wizycie u lekarza.

– Nie wiem, Harry. Chyba sam już się tego domyślasz.

Harry wciągnął gwałtownie powietrze i zatoczył się do tyłu, uderzając plecami w regał z książkami obok niego.

- Ty nie wyzdrowiejesz.

Louis westchnął i spojrzał prosto w oczy swojej bratniej duszy.

- Nie wyzdrowieję.

***

Następnego dnia Liam wrócił do pracy, wyjaśniając Louisowi w drodze do ich zwykłego poniedziałkowego miejsca na lunch, że ​​miał spotkanie biznesowe po drugiej stronie miasta.

– Mogłeś się z nimi spotkać, wiesz?

Louis wzruszył ramionami.

- Poszedłem do Jenny. I tak nie widziałem jej od jakiegoś czasu. Było fajnie.

Kiedy Liam nie powiedział nic o Harrym, Louis założył, że Harry nie wspomniał o swoim wtargnięciu do J's, żeby go znaleźć, ani o żadnym z pytań, na które zażądał odpowiedzi od omegi. Nie oznaczało to jednak, że Harry nie poruszałby tego dzisiaj, gdyby tam był.

Louis już czuł się zdenerwowany, kiedy dotarli do stołu i zastali tam Harry'ego i Zayna. Zanim omega zdążył w ogóle usiąść na krześle, Zayn stanął przed nim zirytowany.

– Dlaczego nie powiedziałeś nam, że umierasz?!

Głowa Liama ​obróciła się z zawrotną prędkością z Zayna na Louisa.

- Czekaj, co?!

- Harry właśnie mi powiedział – powiedział Zayn - Wczoraj znalazł Louisa, po tym jak nie pojawił się w kawiarni na nasz lunch, a Louis powiedział mu, że umiera.

Usta Liama otworzyły się w szoku.

- Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, Louis?

Louis zamknął oczy, jakby mógł zablokować tę rozmowę, życząc sobie, by wszyscy odeszli. Harry syknął do Zayna coś, czego omega nie do końca mógł zrozumieć, ale kiedy otworzył oczy, spodziewał się zobaczyć jak zwykle wyzywający wyraz Harry'ego. Zamiast tego dostrzegł na jego przystojnej twarzy ślad przeprosin.

- Myślałem, że oni wiedzą – Harry się skrzywił – Myślałem, że tylko mi nikt nie powiedział.

- Jak gdyby Liam mógł zachować jakikolwiek sekret! - prychnął Zayn - Ale tak, Harry przed chwilą oskarżył mnie, że nie powiedziałem mu, że Louis umiera i to dlatego nie odpowiedział na żaden z moich SMS-ów w ten weekend. Ponieważ był wkurzony, że nic mu nie powiedziałem.

Liam zignorował ich i odwrócił się do Louisa.

- Ale mówiłeś mi przecież, że to nie rak.

- Możesz umrzeć na coś innego niż rak, Liam - głos Harry'ego zniżył się, jakby próbował teraz ukryć tę rozmowę przed resztą kawiarni.

Twarz Zayna rozjaśniła się w wyrazie rozpoznania.

- To odrzucenie więzi dusz, prawda?

- Oczywiście, że tak! – warknął Harry i zaczął wyliczać objawy Louisa - Ciągle jest mu zimno, prawie nigdy nic nie je, ma ciągłe bóle głowy, drżą mu mięśnie, powoli traci mobilność i jest nadwrażliwy na światło.

Jeśli to możliwe, Liam wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego.

- Jesteś wrażliwy na światło, Louis?

- Skąd on to wszystko o tobie wie? - dodał skonsternowany Zayn.

– Mam oczy, prawda? - prychnął Harry – Jak żadne z was nie wpadło na to wcześniej?

- Oczywiście, że o tym nie pomyśleliśmy! - żachnął się Liam - Kto, na Boga, randomowo myśli, że ich kolega może zostać odrzucony przez swoją bratnią duszę? Większość ludzi nigdy nawet nie znajduje swojej!

- Do cholery, Liam! – syknął Harry - Teraz każdy tutaj będzie o tym wiedział. A to niby ja jestem niewrażliwy.

Louis opadł na krzesło z westchnieniem. Nie zawracał sobie głowy rozglądaniem się po kawiarni, żeby sprawdzić, czy ktoś zauważył intensywną rozmowę toczącą się przy ich stole.

Mężczyźni jednak zatrzymali się, kiedy zdali sobie sprawę, że Louis jeszcze nic nie powiedział.

- Więc? - Liam podniósł ręce do góry - Czy Harry ma rację? Czy jest to odrzucenie więzi dusz?

- Tak - Louis pomasował skronie, już czując początki nadchodzącego bólu głowy.

Cała ta rozmowa wydała mu się bardzo dziwna. Dlaczego tak się tym zmartwili? Tylko dlatego, że myśleli, że trzymał to przed nimi w tajemnicy?

- No cóż, w takim razie… - Liam uderzył pięścią w stół – Po prostu znajdę tego palanta, który cię odrzucił i zmuszę go, żeby to cofnął.

Żebra Louisa zabolały lekko, gdy parsknął śmiechem. To było dziwne uczucie. Ostatnio nie było mu zbyt do śmiechu.

Zayn siedział naprzeciwko niego z kamienną twarzą, a Harry zmarszczył brwi. Było jasne, że oboje wiedzieli, że to nie jest takie proste.

- Nie zamierzam go prosić, aby cofnął odmowę. Lepiej, żeby nie wiedział.

- Czekaj, twoja bratnia dusza nawet nie wie, że cię odrzucił? - usta Liama ​​uformowały się w idealne "O", jakby nie mógł się zdecydować, czy czuć szok, czy oburzenie. 

- Oczywiście, że o tym nie wie – zadrwił Zayn - Jeśli jest bratnią duszą Louisa, to w żadnym wypadku nie może być jakimś potworem.

Usta Harry'ego uformowały się w twardą linię.

- Może bratnia dusza Louisa jest bigotem.

- Albo to Louis zawinił, bo mu nie powiedział – odpalił Zayn.

Liam patrzył na to z niedowierzaniem.

- Czy ty naprawdę bronisz teraz gównianej bratniej duszy Louisa?

- Uspokójmy się – powiedział Harry.

- Nie wiem, jak ktokolwiek z nas mógłby być teraz spokojny! – odpowiedział Liam, krzyżując ramiona na piersi - Louis umiera. Umiera! I wciąż nie powiedział, dlaczego nam nie powiedział!

- Ja... - Louis uśmiechnął się niezręcznie - Chyba po prostu nie sądziłem, że kogokolwiek to tak bardzo przejmie. Szczerze mówiąc, jestem trochę zaskoczony, jak źle to wszyscy przyjmujecie.

Zayn prychnął.

- Jesteś idiotą.

– Czy powiedziałeś chociaż komuś innemu? - zapytał Liam.

- Rozmawiałam o tym z lekarzem kilka tygodni temu. To Niall Horan, jest z naszej dawnej dzielnicy. Miły facet.

- Pan Aoki by się tym przejął – stwierdził uparcie Liam – Na pewno chciałby wiedzieć. Tutaj nie chodzi tylko o twojego lekarza.

Zayn westchnął i przetarł twarz dłonią.

– Jennę by to obchodziło.

- Pan Aoki się nade mną lituje. To coś innego niż troska o kogoś. Pomyślałem, że wy też mi współczujecie, więc nie ma to aż takiego znaczenia, czy wam powiem, czy nie. Doktor Horan jest dobrym lekarzem, więc w zasadzie musi się tym przejmować. I w końcu kiedyś powiedziałbym Jennie.

Zayn posłał mu gniewne spojrzenie.

- Och, oczywiście. Z litości codziennie zapraszaliśmy Cię na lunch. Jesteśmy tacy szlachetni!

Harry, który do tej pory milczał, teraz przygwoździł Louisa wzrokiem.

- Czy mogę zobaczyć?

Minęło kilka chwil ciszy, zanim Louis skinął głową. Zsunął kurtkę z ramienia i podwinął rękaw koszuli, ukazując długą i czerwoną brzydką bliznę oznaczającą jego skórę jako coś, co nie było już tylko jego własną.

Harry wzdrygnął się.

- Wygląda boleśnie.

- Czy to bolało? – zapytał Zayn, a jego głos był teraz miękki.

Louis przełknął emocje, które utknęły mu w gardle.

- Tak, ale nie tylko w sposób, jaki masz na myśli. Fizycznie nie bolało zbyt długo. To bardziej przypominało... śmierć. Śmierć marzenia, które kiedyś miałem i o którym teraz już wiem, że nigdy się nie spełni. Smutek z tego powodu wpływa na wszystko, czym jestem i wszystko, co robię.

Wyraz troski na twarzy Harry'ego również niósł za sobą pytanie.

- Dlaczego nie brzmisz na wściekłego?

- Bo nie jestem - Louis uśmiechnął się, a więź między nimi szarpnęła go za serce - Nie jestem na niego zły. I tak zasługiwał na coś lepszego. A ja chcę dla niego tylko tego, co najlepsze. W końcu jest moją bratnią duszą.

- To cholerny dupek, tym właśnie jest – natychmiast zaprotestował Liam - Znalazł swoją bratnią duszę i ostatecznie go odrzucił. Absolutny kutas.

- Nie każdy szuka swojej bratniej duszy – zauważył Zayn.

Twarz Liama ​​złagodniała.

- Tak, to prawda.

Spojrzenie, jakie wymienili między sobą sprawiło, że Louis był jeszcze bardziej zaciekawiony ich związkiem. A w jego sercu narodziła się sympatia do niedopasowanej pary, która nie potrzebowała szukać bratnich dusz, żeby znaleźć miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro