Rozdział 21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Wstajemy! - ze snu wyrwało mnie wołanie blondynki. Kiedy niechętnie otworzyłam oczy, ujrzałam jej sylwetkę, stojącą naprzeciw mnie z tacką śniadaniową - Postanowiłam ci zrobić śniadanie - usiadła na brzegu łóżka.

-Tak, dzięki, miło z twojej strony - rzuciłam beznamiętnie, przecierając twarz dłońmi.

-Dalej myślisz o tym z Andy'm? - wręcz przeszyła mnie wzrokiem.

-Angie, ja.. Ja jestem na niego mega zła.. Mówiłam mu kiedyś, że nie umiem pływać.. Nienawidzę go!.. Ale wiesz co jest najgorsze? Że ja po prostu nie umiem.. Nie potrafię się na niego gniewać.. Nie potrafię bez niego żyć - samotna łza spłynęła po moim policzku.

-Ej, nie płacz! Wszystko będzie okey, zobaczysz! - lekko mnie do siebie przytuliła - Spokojnie, byłam przygotowana również i na taką sytuację. Masz, poczęstuj się - uśmiechnęła się, podając mi opakowanie chusteczek.

-Dzięki - zaśmiałam się, zabierając jeden kawałek papieru i wycierając o niego oczy - Pomyśleć, że tak się nie lubiłyśmy.

-Noo i to jak! Ale dobrze, że wszystko jest okey - uśmiechnęła się - Dobrze, jedz już, bo zaraz wystygnie - wskazała na talerz z jajecznicą. Tak, dopiero teraz spostrzegłam, że Angie przygotowała jajecznicę.

Po spożyciu dania, przyszedł czas na sprzątanie. Ustaliłyśmy z blondynką, że to ona zmyje naczynia, a ja w tym czasie się przebiorę. Tak, wczoraj zepsuła nam się zmywarka.. JAKIEŚ CHOLERNE FATUM!

-Vicky, zejdziesz na dół i otworzysz drzwi, bo ktoś puka? - usłyszałam z dolnego piętra, po czym szybciej zaczęłam naciągać czarne spodnie na nogi.

-Jasne, już idę! - odpowiedziałam, wychodząc z pokoju i zapinając guzik w rurkach.

-Dzięki - powiedziała, po czym podeszłam do drzwi, otwierając je.

-Cześć, Vicky - w progu ujrzałam tatę Andy'ego.. No super - Możemy porozmawiać?

-Tutaj?

-Chodź, przejdziemy się - uśmiechnął się.

-No okey. Angie, niedługo jestem - odparłam, wychodząc z mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi. Razem ruszyliśmy w lewą stronę - przeciwną do tej, po której mieszka rodzina Biersack'ów.

-Andy nie powiedział, że coś między wami się wydarzyło, ale ja to normalnie czuję! Vicky, skarbie, przecież.. Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni! - zaczął żywo gestykulować rękami.

-Przepraszam...

-Ale za co, kochanie? - usłyszałam za swoimi plecami charakterystyczny, zachrypnięty głos. Niepewnie odwróciłam się na pięcie, a ujrzawszy Andy'ego, prędko do niego podbiegłam, wpadając w jego ramiona. Te ramiona, których mi tak bardzo brakowało.

-Za wszystko - zaczęłam płakać, na co czarnowłosy zaczął gładzić moje włosy.

-To ja powinienem cię przepraszać. Jestem skończonym idiotą - wtulił się we mnie.

-Ale ja tego idiotę kocham - odepchnęłam się od niego, aby móc go pocałować.

-No nie gadaj! Wiesz, że ten idiota też cię kocha? Jakiś zbieg okoliczności, czy co? - zaczął się śmiać.

-Przeznaczenie! - wtrącił się Chris.

-Możliwe - uśmiechnęłam się.

-Nie mogę się doczekać aż będziesz nosiła jego nazwisko, Vicky - przepraszam bardzo, czy on chce już przypadkiem stać się moim teściem?!

-I ja też - Andy spojrzał mi głęboko w oczy.

-No nie mów, że zamierzasz mi się teraz oświadczyć - zaśmiałam się.

-W sumie.. Czekaj - zaczął grzebać po kieszeniach - Wiesz co, byłoby mega romantycznie, ale tak sie składa, że nie byłem na to przygotowany - na jego twarzy zagościł "uśmiech zakłopotania".

-Wariat - uśmiechnęłam się, kolejny raz składając pocałunek na jego ustach.

-Niewyżyty dupek, Batman, Idiota, Wariat.. Co mi jeszcze wymyślisz? - zaśmiał się.

-Najlepszy facet na ziemi - kolejny raz musnęłam jego usta.

-Uuu, podlizujesz mi się?

-Prędzej ty powinieneś to robić - zaśmiałam się - Jeszcze nie powiedziałam ostatecznie, że ci wybaczam.

-Boziu, to powiedz! Bo ja zaraz normalnie nie wytrzymam! - zaczął wykrzykiwać, nieustannie uśmiechając się.

-WYBACZAM CI! - podniosłam ton głosu, aby moja wypowiedź była bardziej zrozumiała.

-Kochaam cię! - podniósł mnie w górę. Oplotłam nogi wokół jego bioder, po czym pozostawiłam na jego ustach pocałunek.

-Dobra, dzieciaki, zmywajmy się z tej ulicy, bo zaraz coś nas zmiecie - wtrącił się tata czarnowłosego, wchodząc na chodnik. Andy, nie odstawiając mnie na podłoże, poszedł w jego ślady.

-Misiu - szepnęłam.

-Tak?

-Emm.. No wiesz.. Nie jestem małym dzieckiem.. Mam nóżki.. UMIEM DO CHOLERY CHODZIĆ! - zaczęłam się śmiać. Z resztą jak pozostali.

-Dobrze, dobrze, już, spokojnie! - odstawił mnie na ziemię - Nie bulwersuj się tak, bo jeszcze..

-Nie kończ, błagam cię, nie kończ - "wcięłam mu się".

-Dobrze, nie kończę - spuścił głowę. Boziu, Biersack, ja zaraz nie wytrzymam!

-Jest dziwnie potulny. Vicky, zaczynam się niepokoić! Z naszym Biersack'iem dzieje się coś niedobrego! - Chris złapał się za głowę. Czy oni chcą żebym ja tutaj zdechła ze śmiechu?!

-Tak, wiem to doskonale. Ale zaskoczę was. NIE OD DZISIAJ!

-Ło Matko! To nam się powyprawiało... Andy! Do kąta! Już! Raz, dwa, trzy! Proszę przemyśleć swoje zachowanie! Jak zmądrzejesz, wróć - wtrącił się jego tata. Czy jak zlecę z krawężnika, to się zabiję?

-Ale tatoo! - bronił się, robiąc maślane oczka.

-Żaden tato, tylko marsz! Już cię tu nie ma!

-Dobra stop! Dłużej nie wytrzymam! Zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu! - wtrąciłam się, na co męska część naszej grupy zareagowała staniem na baczność i wpatrywaniem się we mnie jak w jakąś nadnaturalną istotę. No co, ja tylko powiedziałam to co myślałam. Dokładnie tak samo jak mój przyszły teść.

-Oczywiście - oboje zasalutowali. Nie no, z nimi serio dzieje się coś niedobrego.

-Okey, ogarnąć się, co robimy? - wszelkie próby mogą naprowadzić mnie na właściwy trop.

-Miałem dzisiaj do galerii jechać po prezent dla Amy. Wczoraj nie zmyłem naczyń i noo.. I no wiesz - odparł Chris.

-I no wiem - zaśmiałam się - No więc na co czekamy? Dupy w pas i jedziemy!

-C'mon everybody! - odparł Andy, po czym wszyscy zgranie udaliśmy się do jego samochodu. Starszy Biersack zajął tylne kanapy, dając mi przy tym do zrozumienia, abym zajęła miejsce pasażera obok kierowcy. Cóż za zaszczyt.

***

Kiedy wreszcie znajdowaliśmy się w galeri, tata niebieskookiego cały czas zalewał nas coraz to nowszą falą pytań. Jak nie to, czy lepiej kupić coś do domu, czy biżuterię, to potem, czy lepiej wybrać naszyjnik, a może jednak bransoletkę.

-Bransoletkę - odparliśmy jednogłośnie z Andy'm. Chyba rzeczywiście zacznę myśleć, że to jakieś przeznaczenie.

Po naszych słowach, Chris jednak zdecydował się na biżuterię, która w dniu dzisiejszym będzie zdobiła dłoń Amy. Oczywiście następnie było "złota czy srebrna?". Ale spokojnie, i z tym sobie poradziliśmy. Kolejny raz odparliśmy w stereo, aby wybrał złotą. Każda kobieta, z resztą nie tylko kobieta woli złoto od srebra. Chyba jest to oczywiste.

-Z seruszkiem czy znakiem nieskończoności? - zapytał, odwracając się w naszą stronę.

-Bożee! - znowu stereo. Ale pytanie... CZYJA TO WINA?!

-No coo? Ja chcę tylko dobrze wybrać!

-Z serduszkiem - powiedziałam, łapiąc się za głowę.

-Vicky, chodź tu, noo! - wykrzyczał, po czym niechętnie podeszłam do lady - Który model?

-Ten - wskazałam na cienką bransoletkę zdobioną malutkimi cyrkoniami.

-Okey, dzięki - uśmiechnął się.

-Nie ma za co - rzuciłam beznamiętnie, idąc w stronę Andy'ego - Jednak zmieniam zdanie, twój tata jest czasem irytujący.

-No widzisz. To wyobraź sobie, że spędziłem z nim dwadzieścia lat swojego życia - zaśmiał się.

-Współczuję ci - uśmiechnęłam się, odchodząc od chłopaka i zmierzając w kierunku gabloty z pierścionkami.

Szczególnie moją uwagę przykuł złoty ozdobnik palca z dużą ilością małych diamencików oraz jednym - większym. 

-Już niedługo, skarbie - poczułam na swojej tali duże ręce, które z pewnością należały do Andy'ego. Odwróciłam lekko głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.

-Już niedługo powiadasz - lekko musnęłam jego usta - Ile trwa u ciebie niedługo?

-Niedługo - uśmiechnął się - Ale wiem jedno. Już cię nikomu nie oddam.

-A co zrobisz jak mój pobyt w więzieniu się skończy i będę musiała opuścić swoją celę? - zaśmiałam się.

-Wtedy twój współlokator, czyli ja, ucieknie za tobą przez okno, jak w tych kultowych filmach akcji - czułam, że nie może powstrzymać się od śmiechu.

-Kto ma wyrok? - do rozmowy włączył się tata czarnowłosego.

-Niee, nikt - odparliśmy równocześnie, patrząc z przerażeniem na mężczyznę.

-I tak się dowiem! Idziemy! - ruszył w kierunku wyjścia z jubilera.

-Widzisz? Nawet nie dał ci popatrzeć na pierścionki - zaśmiał się Andrew.

-No widzę, widzę - złapałam chłopaka za rękę.

***

Po odwiedzeniu tradycyjnie McDonald's, bo oczywiście wszyscy byli głodni po tak wyczerpujących zakupach, postanowiliśmy wrócić do domu. W czasie drogi, do Andy'ego zadzwonił Jake czy mogą przyjść z resztą BVB do mieszkania Biersack'a, na co niebieskooki się zgodził, ponadto dodając, że będę również i ja. Taki zaszczyt, siedzieć razem z zespołem, na którego widok nastolatki schodzą prawie na zawał. W sumie.. Pewnie też bym tak miała, jeżeli Black Veil Brides postanowiłoby dać koncert w moim mieście. Ale cóż, okazji nie było więc i zawału nie przeszłam. Trzeba się pogodzić.

A, zapomniałabym. Andy postanowił kupić mi jakiś krem do ust, bo stwierdził, że są spierzchnięte. Taki dobry chłopak.

-Wysiadka, już jesteśmy - odparł Andy, parkując na posesji.

-Ekhem - chrząknęłam, spoglądając w stronę chłopaka.

-Nie za dobrze ci? - zapytał, po czym wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi.

-Nie, nie za dobrze - uśmiechnęłam, zmierzając w kierunku mieszkania rodziny Biersack'ów.

Jak to już każdy przywykł mówić, mój przyszły teść wpuścił mnie pierwszą do mieszkania, a ja, czekając na Andy'ego, postanowiłam zdjąć buty. Kiedy chłopak zjawił się już w progu, również pozbył się swojego obuwia, po czym razem udaliśmy się do jego pokoju, aby móc wszystko "ogarnąć" przed przyjazdem chłopaków.

-Hej! - na łóżku czarnowłosego ujrzałam nieznanego mi dotychczas bruneta.

-Andy, czy ty... - spojrzałam na chłopaka.

-Nie, nie, nie, nie, nie! To nie tak jak myślisz! To jest Joe, mój kuzyn! On, on, on... Cholera co ty tu robisz?! - był dziwnie roztrzepany.

-Przyjechałem i siedzę - uśmiechnął się - Joe jestem - podał mi rękę.

-Vicky... - odparłam niepewnie, ściskając ją.

-Em, Joe.. Przychodzą dzisiaj chłopaki.. - zaczął niepewnie Andy.

-To super! Będzie weselej! - na twarzy bruneta zagościł uśmiech.

-No tak.. - spojrzał na mnie. Po ruchu jego ust, rozszyfrowałam, że chciał powiedzieć "pomóż".

-Dobra, skoro już tu jesteś, to pomożesz nam sprzątać - skierowałam się do kuzyna chłopaka.

-Okey - uśmiechnął się, podnosząc się ze swojego miejsca.

-To ja przyniosę odkurzacz.. - wtrącił się Andy, wychodząc z pokoju. Opadłam ze zrezygnowaniem na łóżko.

-Ładna jesteś - na brzegu posłania zasiadł Joe. Chyba będę posiadać nowego stalkera.

-Em, dzięki? - spojrzałam w jego stronę.

-Nie ma za co - okey, ten człowiek jest dziwny.

-Już jestem! - do pokoju wkroczył Andy.

-Okey, to co? Sprzątamy! - wykrzyczał entuzjastycznie Joe.

-Sprzątamy - odparliśmy jednogłośnie.

***

Po około trzech godzinach latania ze szmatką i rurą od odkurzacza, pokój Biersack'a był gotowy do pokazania całemu światu. Pozostało nam tylko przynieść jakieś przekąski oraz coś do picia. Wtedy będziemy już gotowi na sto procent.

*perspektywa Chris'a*

Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, prędko podniosłem się z kanapy, sądząc, że po drugiej stronie znajdują się chłopaki z Black Veil Brides, z którymi Andy i Vicky się dzisiaj umówili. Przekręciłem zamek w drzwiach, zauważając kolejno Ashley'a, Jake'a, CC'iego i Jinxx'a.

-Cześć, chodźcie - zaprosiłem ich gestem ręki do wnętrza mieszkania.

-Dzień dobry, dziękujemy - odparł Ashley, ciągnąc za sobą całą gromadkę - Jest Andy?

-Tak, jest u góry. Dał Vicky jakiś krem do ust i teraz próbują to odkręcić - uśmiechnąłem się.

-Ale, że co? Że Vicky dał krem do ust!? - dlaczego on jest taki przerażony?

-No dokładnie tak! 

-Ale dlaczego? - ciągnął dalej.

-No po prostu, stwierdził, że ma spierzchnięte usta to jej dał. Logiczne - rozłożyłem szeroko ręce.

-Bożee, myślałem, że jej krem do ust wciskał. Dobra, nie było tematu. Matko, ja sobie wyobraziłem jak Andrew Dennis Biersack gwałci usta Vicky jakimś kremem z Biedronki - powiedział, po czym z całą ekipą udali się na wyższe piętro. Ślad po nich zaginął, nieprędko wrócą.

*perspektywa Vicky*

Kiedy spokojnie sobie leżysz i nagle do pokoju wbija ci stado rozwydrzonych dzieci, które ledwo co wyszły z krainy plastikowych piłeczek i dmuchanych trampolin. Bezcenne uczucie. Oczywiście potem jak zawsze była kłótnia o to, w co można zagrać w siedem osób... Ostatecznie padło na grę w 7 sekund, co wszystkim chyba najbardziej odpowiadało. Ustaliliśmy, że przegrany na końcu oberwie z plastikowego pistoleciku, który Andy całkowicie przypadkowo wygrzebał z półki pod telewizorem.

-To ja zaczynam - odparł Jinxx, dołączając do naszego kółka. Siedzieliśmy na podłodze.

-Niee, mam lepszy pomysł, czekajcie - Andy podniósł się z podłoża, po czym wyszedł z pokoju. Co on kombinuje? - Jestem! - wykrzyczał, kolejny raz siadając na małym dywaniku-tym razem z butelką - Będziemy kręcić.

-Okey - odparł Jinxx, po czym wprawił w ruch szklane "opakowanie" - Mówiłem, że na mnie wypadnie?!

-Dobra to ja ci daje - zaśmiał się Jake - Hmm... Wypij w siedem sekund szklankę coli.

-Okey - wstał, podchodząc do szafki i wlewając sobie pełną szklankę napoju gazowanego. Kiedy jej powierzchnia prawie chciała opuścić ścianki naczynia, rozkazał nam abyśmy zaczęli liczyć, a on zaczął pić. Kurde, udało mu się.

-Brawoo! - wykrzyczeliśmy jednogłośnie, klaskając w dłonie.

-A dzięki, dzięki - dołączył do nas - To teraz ja kręcę - poruszył butelką - Oo, Andy!

-Niee, proszę, tylko nie to - przewrócił się do tyłu.

-Powiedz wyeliminować od tyłu - uśmiechnął się - Raz...

-Dwa...

-A

-Trzy...

-W

-Cztery...

-Możesz cholera wolniej liczyć? - podniósł ton głosu.

-Pięć...

-Jaaa! O

-Sześć...

-N

-Siedem!

-Ja pierdziele dłuższego nie było?! - aż wstał.

-Spokojnie, Andy! Nie zabijaj mnie! - zaczął poruszać rękami w geście obronnym.

-Ughh, no dobra. Ale i tak cię kiedyś zabiję! - usiadł.

-Kiedyś.. - zaśmiał się.

-Mówiłeś coś?!

-Nie, nie, nic.. Grajmy. Andy, kręć - spojrzał w jego stronę, po czym chłopak zakręcił butelką. Padło na Joe'go.

-Wymień pięć rzeczy na literę A - odparł niebieskooki.

-Agrafka, arbuz, Aneta, Amarantus, Ashley - odpowiedział z pośpiechem.

-Amarantus? Ashley? Aneta? To miały być rzeczy - Biersack próbował się sprzeciwić.

-Amarantus to kwiatek, a Ashley i Aneta to imiona. Andy, no proszę, przecież to też się liczy! - powiedział błagalnie brunet.

-Dobra zaliczmy mu - uśmiechnął się Jake.

-No okey - odparł rezygnacyjnie Andrew.

***

Po około dwóch godzinach zabawy, podsumowaliśmy punkty. Najmniej miał Andy, co oznaczało, że to właśnie on pójdzie pod odstrzał swojego plastikowego pistoleciku. Ustawiliśmy naprzeciw biurka Biersack'a jeszcze jedno krzesło, na którym zasiąść miał chłopak, a po równoległej stronie jego kuzyn. Zadecydowaliśmy, że to on będzie celował. Swój swojego nie zabije.

-Andy, twoja twarz i tak wygląda jak morda Pinokia po inwazji termitów! Jeden strzał nic nie zmienił, nie martw się - "pocieszył" go Jeremy.

-Żebym ja ci termitów w twarzy nie znalazł - odpowiedział z całkowitym spokojem.

-Dobra, chłopaki, zmywamy się. Późno już. Z resztą coś czuję, że młody ma ochotę nas zabić - wtrącił się Ashley.

-Dobry pomysł. A, mamy jeszcze sprawę - przejął Jake.

-No słucham - powiedział zadąsany Biersack.

-Macie ochotę jutro wybrać się nad jezioro? Wiecie, pod namioty - wytłumaczył Pitts.

-W sumie, dobry pomysł. Z chęcią pojedziemy - uśmiechnęłam się.

-Okey, to jeszcze się zdzwonimy odnośnie tego, ale wstępnie będziemy tu koło 12. To cześć! - powiedzieli, po czym opuścili pomieszczenie.

-Tak, cześć - odparł Andy.

-Ej, Joe też z nimi poszedł - powiedziałam na głos swoje spostrzeżenia.

-Jak widać, nie przejmuj się nim - rzucił beznamiętnie.

-No okey. Ja też się chyba będę już zbierać..

-Nie! Nie ma mowy! Śpisz dzisiaj u mnie! - podskoczył ze swojego miejsca.

-Ale dlacz...

-Skoro mają jutro rano przyjechać odnośnie tego wyjazdu to po co mają latać po dwóch domach? Nocujesz u mnie i koniec, kropka - wytłumaczył.

-I trzy wykrzykniki? - zapytałam.

-I trzy wykrzykniki - zaśmiał się.

-Okey to pozwól, że chociaż pójdę do siebie wziąć szybki prysznic i zabrać piżamę.

-No dobrze, ale wracaj szybko! - opadł na poduszki.

-Oczywiście - złożyłam na jego ustach lekki pocałunek, po czym opuściłam zarówno pokój jak i mieszkanie Biersack'ów. Prędko przebiegłam na teren swojej posesji, wpadając do mieszkania.

-A panienka gdzie się cały dzień szlajała? - w salonie zatrzymała mnie Angie.

-Brzmisz jak mój tata, dosłownie. Byłam u Andy'ego, zaraz też do niego idę. Przyszłam tylko po piżamę.

-Okey, tylko wiesz, jak coś to powiedz, że jeszcze nie chcesz mieć dzieci - uśmiechnęła się.

-Pff, skąd to wiesz? Z resztą, o czym ty myślisz?!

-Dobra, nieważne - zaśmiała się - Dobrej zabawy.

-No dzięki - wbiegłam schodami na górę, wpadając do swojego pokoju i poszukując piżamy. Cholera, była tu! Rano tu była! Kiedy chciałam zajrzeć pod łóżko, mój telefon postanowił powiadomić mnie, że pewna osoba potrzebuje ze mną nagłego kontaktu. Chcąc, czy też nie chcąc, musiałam to odczytać.

*SMS*

MISIU ANDY: Vicky!

MISIU ANDY: Ratuj!

JA: Co się stało?

MISIU ANDY: Weź ode mnie tego bydlaka!

JA: Pierdziulnij go laczkiem.

MISIU ANDY: Boję się! Pomóż mi! On gdzieś spadł!

JA: To łokiem go pierdulnij.

JA: A jak spadł to popraw walcem.

JA: Rach, ciach, jebut.

JA: Jebutniesz łokiem, poprawisz walcem i jeszcze dodasz laczka to gnojek kufa szans nie ma, mówię ci :)

MISIU ANDY: Ja pierdziu, jebutłem :)

JA: Ale to pająka miałeś pierdulnąć, nie siebie!

MISIU ANDY: Okey, jakoś sobie z nim poradzę przez te pięć sekund zanim przyjdziesz :)

JA: Ughh, no dobra, już idę -.-

Prędko odnalazłam piżamę, która jak się okazało, leżała na podwieszanym do sufitu fotelu, po czym wybiegłam z pokoju, kierując się w stronę mieszkania Biersack'a. Nawet się nie wykąpałam.. Trudno, jutro rano to zrobię. Bez pukania wleciałam do sąsiedniego domu, idąc od razu na piętro, na którym znajdował się pokój chłopaka.

Kiedy byłam już na odpowiednim poziomie, weszłam do pokoju niebieskookiego, zauważając niecodzienny widok... Andy siedział na podłodze, ruszając czarnym i różowym miśkiem oraz podśpiewując sobie piosenkę o lalkach Barbie...

-Jestem... - odparłam ze zmieszaniem w głosie.

-Kochanie, po Andy'm można się wszystkiego spodziewać - powiedział Chris, stając za mną.

-Nawet bawienia się lalkami i śpiewania, że życie w plastiku jest fascynujące? - spojrzałam w jego stronę.

-Nawet bawienia się lalkami i śpiewania, że życie w plastiku jest fascynujące - uśmiechnął się

-Dobra, gdzie jest ten pająk? - postanowiłam zmienić temat.

-Tutaj - czarnowłosy wskazał na przeźroczyste pudełko odwrócone do góry dnem. Rzeczywiście, w środku znajdował się poszukiwany intruz.

-Ty go chcesz udusić?

-Najprawdopodobniej - spojrzał na mnie, odkładając na bok zabawki - Nie no tak serio to zaraz przyniosę coś, czym można go zabić. Poczekaj tu.

-Okeey - przyznam, to było dziwne.






Ta daam! Nie wiem czy najdłuższy, ale mega fajnie mi się go pisało :) Jak widzicie, pogodzili się! Mamy sukces. 
Następnego dnia jadą pod namioty, jak myślicie, wydarzy się coś? 

Dobra, nie będę wam robić spojlerów :) Poczytacie w sobotę.

Teraz mega ważne info xD

Skończył mi się zapas rozdziałów -.- Ale spokojnie, zbliża się długi weekend (w sumie jest już jutro), więc nadrobię to. Tak na prawdę mam rozplanowany już każdy rozdział, więc wystarczy tylko dobrać odpowiednie słowa. Nie będę wam tutaj zanudzać. Powiem tylko tyle, że dam sobie radę. Spokojnie :)

W szkole miałam genialny plan na tę notkę, a teraz kompletna pustka, ehh. Trudno! To ja dopowiem jeszcze tylko, że jutro mam sprawdzian z fizyki i trzymajcie za mnie kciuki, bo kto jak kto, ale ja fizyki nienawidzę. Wolę chemię, co dzisiaj się sprawdziło :) Odpowiedź przy tablicy z całego działu i się udało! Wcale się nie chwalę.

Okey, to co? Do napisania w sobotę. Cześć!

~6LittleDevil6

*ROZDZIAŁ SPRAWDZANY*

*ZAWIERA 3206 SŁÓW*

PS. Dzisiaj znowu mnie pani z historii pytała -.- Kupony na jedynkę ratują życie :)

PS2. Andyśka TheNataShow nasz krem do ust i pająk xD Bezcenne :)

PS3. BlackkRebel dzięki za przycięcie filmiku <3

Ile razy ja to będę jeszcze edytować?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro