Rozdział 22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciepło! Jasnozielona trawa pokryta białymi płatkami młodych kwiatów, delikatnie muskała moje stopy swoim jedwabistym, kojącym dotykiem. Wiatr rozwiewał niesforne kosmyki naszych kruczoczarnych włosów, powodując przy tym nieustanne poprawianie ich. Żyć, nie umierać.

Delektowanie się jagodowymi lodami oblanymi bitą śmietaną z dodatkiem kawałków owoców, idealnie ochładzało nasze ciała od mocnych promieni słonecznych.

-Ubrudziłaś się - Andrew zaśmiał się, patrząc w otchłań moich oczu.

-Tak? Gdzie? - zaczęłam wskazywać wszelakie punkty mojej twarzy.

-Tutaj - zbliżył się do mnie , składając pocałunek w miejscu, w którym rzekomo się ubrudziłam.

-Dziękuję - uśmiechnęłam się, po czym położyłam głowę na klatce piersiowej chłopaka.

Kiedy myślałam, że sen dobiegł już swojego końca, niechętnie przeciągnęłam się, aby pobudka była w pewien sposób przyjemniejsza.

-Ej, chłopaki! Chyba się budzi! - usłyszałam głos łudząco podobny do kwiku Jinxx'a.

-Patrz jak się uśmiecha! Pewnie miała jakieś brudne sny z naszym młodym - powiedział z podejrzeniem Ashley.

-Może jest w ciąży i już wyobraża sobie jakie cudowne będzie wspólne zajmowanie się Brajankiem í Dżesiką - odparł ze spokojem CC? Zaraz, zaraz, o co tutaj chodzi? Otworzyłam oczy, rozglądając się dookoła.

-Wtf? Co wy tu robicie? - usiadłam na brzegu łóżka, spoglądając na chłopaków.

-Kochanie, który to już miesiąc? Gratulujemy wam wszyscy! - Jinxx zaczął dotykać mnie po brzuchu.

-Co? Kto jest w ciąży? - Andy nerwowo podniósł się ze swojej pozycji. Mnie się wydaje, czy chwilę temu on jeszcze spał?

-Popieprzyło was? Nie jestem w żadnej, chorej ciąży! - zabrałam z podłogi "trepka", uderzając nim z całej siły w głowę Jinxx'a

-Ejj, to bolało! - wykrzyczał, łapiąc się za głowę.

-Zaraz jeszcze raz ci przypieprzę tym laczkiem! Ale mocniej! - chłopak zaczął uciekać, natomiast ja, gonić go. Kiedy wylądowaliśmy na niższym piętrze, chłopak NIECHCĄCY strącił ręką figurkę Batmana, stojąca na półce - Biersack cię zabije.

-Vicky, pomogę ci! - ze schodów zbiegł rozradowany Andy z odkurzaczem u boku - Jinxx, gnoju, radzę ci spierdalać, bo jak przestanę nad sobą, kurwa, panować, to cię zajebię - odparł z nadzwyczajnym spokojem, jednak wiedziałam, że w środku dusi chęć mordu na intruzie.

-Emm, Andy... Andy, ja przepraszam! Ja.. ja kupię ci nową! Andy! - zaczął się bronić.

-Ostrzegałem - czarnowłosy podszedł do gitarzysty, zaczynając okładać go rurą od odkurzacza po głowie. To było komiczne.

-Ała, Andy, przestań! Proszę! - po tych słowach, chłopak zaprzestał wprowadzać w życie swoje techniki wychowawcze, odsuwając się od Jinxx'a - Dziękuję.

-Masz nauczkę. Lepiej uważaj ze swoim pochopnym uśmiercaniem MOICH PRZEDMIOTÓW - zaakcentował ostatnie dwa słowa, dodając na końcu perfidny uśmiech, po czym łapiąc mnie za rękę i zabierając odkurzacz, udał się na wyższe piętro.

-No co za szczyl! - wykrzyczał niebieskooki, wchodząc do pokoju - Jak on tak mógł?!

-Co się stało? - zapytał Jake.

-Ten idiota rozwalił mi Batmana! - wskazał na Jinxx'a, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

-Już, spokojnie, Andy - przytulił go do siebie - Csii, wszystko będzie okey.

-Ale jak on tak mógł? - w jego głosie słyszalne było załamanie.

-Kurwa normalnie! - do akcji wkroczył rozwścieczony Ferguson - Inaczej nigdy byś z nim nie skończył! - po tych słowach, Andy odsunął się od Jake'a, podchodząc do Jinxx'a i dając mu "z liścia" w twarz.

-To był, kurwa, mój Batman, którego ty, kurwa, nie miałeś prawa, kurwa, dotykać, kurwa - chyba się wyżył.

-Dobra, już, okey! Uspokój się! - znowu gestykulował rękami.

-To mnie, kurwa, nie prowokuj - usiadł na łóżku - Jedziemy czy nie?

-Tak, jedziemy.

***

Kiedy dotarliśmy już na miejsce, Jake i Jinxx zabrali się za rozkładanie namiotów, Ashley wyciągał z samochodu leżaki, CC zbierał patyki na ognisko, natomiast ja z Andy'm szykowaliśmy rzeczy do pieczenia i rozkładaliśmy koce.

-Andy, rozłożysz za mnie te leżaki? Zapomniałem po kogoś pojechać - Purdy zwrócił się do niebieskookiego, patrząc na niego błagalnie.

-Czyżbyś wreszcie miał dziewczynę? - Andy uśmiechnął się do bruneta.

-Można tak powiedzieć. Młody, proszę, niedługo wrócę! - podszedł do niego.

-No dobrze, zgadzam się - odparł, patrząc w stronę Ashley'a.

-Jeziuu, dziekuję! - rzucił się na czarnowłosego, podnosząc nogi i oplatając je wokół ud chłopaka - Kocham cię, Kocham cię, Kocham cię! - wykrzyczał, całując go w policzek.

-Tak, tak, ja też cię kocham, ale wiesz... Panienka czeka - odstawił bruneta na podłoże.

-Ej, Ash, pojedziesz też po Innę? - Jake zwrócił się do Purdy'ego.

-Tak, Jasne. Okey, to niedługo wracam.

-Dzięki! - wykrzyczał, po czym basista wsiadł do samochodu i odjechał.

-Zakochany... - Andrew zaczął się śmiać.

-Boś ty nie zakochany - wtrącił się Jinxx.

-No jestem - uśmiechnął się, składając pocałunek na moich ustach, który odwzajemniłam. 

-Ej, dobra, spokojnie! Takie przyjemności zostawcie sobie na wieczór! - sprzeciwił się CC.

-Dobra, już dobra, romantyku - powiedziałam, "odrywając się" od Biersack'a - Masz te patyki?

-Mam, mam - wskazał na stos kawałków drzew - Teraz wystarczy tylko ułożyć.

-Dasz sobie radę, nie? - zapytałam, patrząc na niego z uśmiechem.

-Tak, jasne - spojrzał w moją stronę, posyłając uśmiech.

-To dobrze - odwróciłam się, ustawiając dwa małe stoliki i kładąc na nich talerzyki, sztućce, nożyki oraz kubeczki. Po chwili dołożyłam również napoje i pożywienie.

Po około godzinie wszystko było już przygotowane. Namioty rozłożone, tak samo leżaki i koce. Ognisko złożone, wystarczy tylko zapalić i piec nad nim.

-Która godzina? - zapytał Jake, siadając na czerwonym leżaku.

-13:59 - odparł Jinxx, spoglądając na wyświetlacz telefonu.

-Ashley powinien już być - wywnioskowałam.

-Fakt - odpowiedział CC, po czym usłyszeliśmy warkot silnika, co było dowodem na to, że Ash jest w pobliżu.

-O wilku mowa - zaśmiał się Andrew.

-A wilk tuż, tuż - Ashley wychylił się przez szybę samochodu - Jesteśmy - zgasił silnik.

-Coś długo - wypomniał mu Jake.

-Cicho - odparł Ashley, otwierając tylne drzwi samochodu i "wypuszczając" dziewczyny.

-Heej! - odparły jednogłośnie.

-Vicky, to jest Inna, dziewczyna Jake'a - wskazał na blondynkę - A to Lucy, moja wybranka.

-Vicky - uśmiechnęłam się przyjaźnie, wysuwając w ich stronę dłoń.

-Inna - blondynka zwyczajnie się do mnie przytuliła. Już ją lubię.

-Lucy - również przycisnęła mnie do siebie.

-Okey, dziewczyny się już znają, więc trzeba zacząć coś robić - odparł entuzjastycznie CC.

-Wiecie.. Ja i Vicky nie jedliśmy śniadania, a jest już czternasta - wtrącił się Andy.

-W takim razie zjemy coś. Na co macie ochotę? - zapytał Jinxx.

-Może teraz szaszłyki? - Jake wskazał na pojemnik z pożywieniem.

-Dobry pomysł - uśmiechnęłam się - CC, rozpalaj ognisko.

-Już się robi! - podszedł do stosu patyków, zaczynając je podpalać - Gotowe.

-Ej, a nie lepiej byłoby zrobić na grillu? - zasugerował Jake.

-W sumie, chyba masz rację. CC, gaś - odparłam, patrząc w stronę perkusisty. 

-Kurde zdecydujcie się! - wykrzyczał, po czym wylał wodę na stos.

-To rozpalamy grilla - zadecydował Jinxx, wstając z leżaka.

Po zjedzeniu szaszłyków, postanowiliśmy zagrać w podchody. Podzieliliśmy się na dwie grupy, przy czym ja byłam z Andy'm, Ashley'em i Lucy w jednej, a w drugiej Jake, Inna, Jinxx oraz CC. Ustaliliśmy również, że to my najpierw się chowamy, a druga grupa nas poszukuje. Pozostała tylko sprawa z zaznaczaniem strzałek, ale po chwili wpadliśmy na genialny pomysł zaznaczania ich patykami. Jesteśmy mądrzy.

Kiedy wszystkie zasady były ustalone, zaczęliśmy zaznaczać strzałkami drogę do bliżej nieokreślonego miejsca naszego ukrycia. Szczerze mówiąc, sami nie wiedzieliśmy, gdzie tak dokładnie idziemy.

-Ej, mam pomysł! - wykrzyczał z entuzjazmem Ashley.

-No jaki? - zatrzymaliśmy się na chwilę.

-Znajdziemy jakieś szerokie drzewo, nie? I ja się za nie schowam i wychylę głowę żeby mnie trochę widzieli. Andy będzie stał za równoległym drzewem tylko tak trochę oddalonym żeby nas nie zauważyli. No i jak mnie zobaczą, to nie wiem, pomyślą, że jestem dzikiem, zaczną się patrzeć i Andy wtedy naskoczy na nich z tyłu. Będzie mega - wytłumaczył.

-Jeszcze fajniej by było, jakby oni zaczęli uciekać i wtedy z drugiej strony ktoś by stał i ich zatrzymał - wymyśliła Lucy.

-To ja mogę stać - odparłam, uśmiechając się.

-Lepiej może, jak będziecie stać razem. Vicky i Lucy. Wtedy będzie bezpieczniej - wywnioskował Andy.

-No okey, mnie pasuje - zrzuciłam ze swojej ręki komara.

-Mnie też - odparła Lucy.

-To chodźcie, szukamy - powiedział Ash, ruszając przed siebie

Po kilku minutach trasy znaleźliśmy idealne drzewo, za którym mógł się skryć basista. Andy udał się w przeciwną stronę, szukając schronienia na przygotowany przez nas atak. Kiedy chłopaki byli ustawieni, ja i Lucy cofnęłyśmy się kilka metrów w tył, aby druga grupa podczas ucieczki miała "barykadę". Również skryłyśmy się za drzewem, po czym napisałyśmy do Andy'ego, że może już dzwonić do Jake'a, aby zaczęli nas szukać.

***

-Boże, gdzie oni tak daleko poleźli? - usłyszałyśmy zbliżające się głosy. Prędko napisałam do niebieskookiego, że nasi prześladowcy są w pobliżu, po czym schowałam telefon i jeszcze bardziej skryłam się za drzewem.

Kiedy byli już poza niebezpiecznym miejscem, w którym mogli nas zauważyć, lekko się wychyliłyśmy, chcąc obserwować całą akcję. Niestety, ścieżka była kręta, przez co widziałyśmy ich tylko chwilę. W sumie to nawet dobrze, podczas ucieczki nie będą nas tak szybko widzieć.

-AAAAAA! - usłyszałyśmy odgłosy zapewne wydane przez chłopaków. Prędko wybiegłyśmy na ścieżkę, nasłuchując zbliżające się kroki - AAAAAA! - aż takie jesteśmy straszne? - Vicky, Lucy, uciekajcie! Tam jest dzik! - CC lekko się ze mną zderzył.

-Nie żaden dzik, tylko my - za nimi pojawił się zarówno Ash jak i Andy - Czy ja serio jestem aż tak owłosiony żeby ci dzika przypominać? - odparł Ashley.

-Niee.. Nie - rzucił niepewnie Jinxx - Ale cholera, to było straszne!

-Pff, dopiero zaczynamy - zaśmiałam się - Teraz my mamy was szukać, tak?

-Ja już się w to nie bawię! - odparł zadąsany Jinxx.

-Eh, no dobra. To co robimy? - zapytała Lucy.

-Jest 15:47 - powiedział Jake, zerkając na zegarek - Możemy zwyczajnie posiedzieć. 

-Albo poopalać - zaproponowała Inna.

-Dobry plan. Ale najpierw musimy wrócić - dodał Ash.

-No więc wracamy! - wykrzyczał entuzjastycznie CC.

-Dzieci, stać! - zatrzymała nas Lucy - Może zagramy w siatkówkę? Siatka jest w samochodzie, piłka też. Wystarczy rozłożyć.

-Lepsze to niż obijanie się. Idziemy!

***

Do gry w siatkówkę podzieliliśmy się na te same grupy, co w podchodach. Graliśmy cztery razy zamieniając się stroną boisk. Było mega fajnie! Oczywiście wygraliśmy my, czyli Andy, Lucy, Ash i ja. Aktualnie była godzina 19:30, a my siedzieliśmy na leżakach, patrząc na powoli zachodzące słońce.

-Ej, Vicky - szepnął Jinxx.

-Co? - patrzyłam nadal w stronę światła.

-Masz pająka! - powiedział, po czym rzucił we mnie jakimś przedmiotem, który prędko strąciłam. Jak się okazało, był to różowy, futrzasty, zabawkowy, skaczący pająk.

-Pff, idiota - odrzuciłam w niego zabawką.

-Jemy coś? - zaproponował Ashley.

-Pianki? - zapytał Andy - Tylko one nam zostały.

-Możemy jeść. Ja przygotuję - odparł CC, wstając z koca i ruszając w stronę stolików.

Po około pięciu minutach każdy miał swój patyk z sześcioma piankami. Jake rozpalił ognisko, po czym wszyscy zaczęliśmy podgrzewać słodkość.

-Jak zjemy to idziemy na te łódki? - zapytał Jinxx, przerywając ciszę.

-Jakie łódki? - nie wiedziałam o co chodzi.

-Jinxx, kretynie! - wydarł się Andy.

-Rozumiem, że to miała być jakaś niespodzianka. Dobra, nic nie słyszałam - zaśmiałam się.

-No i dobrze. Jedzmy - odparł Andy, uśmiechając się.

Kiedy na patykach nie widniała choćby jedna pianka, Andy złapał mnie za rękę, po czym wszyscy zgranie ruszyliśmy w stronę lewą. Zapewne było tam jakieś molo, przy którym mogły się znajdować planowane łódki. Rzeczywiście, miałam rację. Po około siedmiu minutach spaceru naszym oczom objawił się widok długich, drewnianych desek potocznie zwanych jako molo, u którego boków zamocowane były łódki... w kształcie łabędzi.

-Ciekawie się zapowiada, nie powiem - zaśmiałam się.

-Tak dokładnie to są rowery wodne, ale w sumie nie różni się zbytnio od łódki - wytłumaczył Andy.

-Zadziwia mnie ich kształt - narysowałam jedną z nich palcem w powietrzu.

-Czego chcesz, łabędzie są fajne! - zaczął się bronić.

-Póki się nie wkurzą i nie zaczną dziobać cię w twój chudy tyłek - spojrzałam w jego stronę.

-Nie jest aż taki chudy... Dobra, wsiadamy - zadecydował, po czym weszliśmy na molo, kolejno zajmując pojazdy. Jeden mieścił maksymalnie dwie osoby, przez co musieliśmy wziąć ich aż cztery.

***

-Zostaliśmy sami - zauważył Andy, obejmując mnie.

-Jak widać. Patrz ile gwiazd - spojrzałam w niebo.

-Widzę. Patrz, tam jest spadająca - wskazał palcem przemieszczający się, biały punkt - Szybko pomyśl życzenie.

-Chcę cię mieć zawsze przy sobie - odwróciłam głowę w jego stronę, składając pocałunek na jego ustach, który odwzajemnił.

-Kocham cię - powiedział, nie przerywając swojego zadania. Po chwili nawet sięgnął do guzików mojej koszuli. 

-Andy...

-Coo? - "oderwał" się.

-Chcesz "to" robić tutaj? - spojrzałam mu w oczy.

-Wiesz, gorzej jakbym stracił nad tobą kontrolę.. Wtedy wpadłabyś do jeziora, po czym nie wybaczyłabyś mi tego do końca życia - zaśmiał się - Więc może przenieśmy się do namiotu.

-Niekoniecznie... - siadłam na nim, podciągając jego koszulkę do góry i rzucając ją w głąb rowerku - Jedziemy dalej? - przejechałam palcem po jego klatce piersiowej.

-Oczywiście - pocałował mnie, po czym kontynuował rozpinanie guzików mojej koszuli. Kiedy zadanie było już wykonane, zdjął ją ze mnie i postąpił tak samo, jak ja z jego koszulką. Następnie wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, opuszczając łódkę.

-Ej, a ubrania?! - zaśmiałam się.

-A, tak - odstawił mnie za podłoże, zabierając naszą odzież i rzucając nią we mnie - Teraz możemy iść - wziął mnie na ręce i ruszył w stronę namiotu.





Tyle starczy. Dalszą część musicie sobie wyobrazić.

Witam w 22 rozdziale! Zostało nam tylko osiem do końca! Ehh...
Do tego skończył mi się zapas i musiałam na szybkiego napisać ten rozdział. Ehh razy dwa...
I no przepraszam. Za wszystko przepraszam.

Jeszcze jak pisałam rano, to komputer się rozładował, no więc musiałam go podłączyć do kontaktu i uruchomić ponownie. Włączam, wszystko ładnie, pięknie, wattpad się uruchamia i nagle wszystko w języku angielskim... To klikam tłumacz i potem wchodzę w opowieść... I wszystko do zmiany. Wszystkie słowa pozmieniane. Ehh razy trzy...
Koniec użalania się nad sobą ☺
Życzę wszystkim udanej majówki i do napisania w czwartek, cześć! ❤

~6LittleDevil6

*ROZDZIAŁ SPRAWDZANY*

*ZAWIERA 2153 SŁOWA*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro