Rozdział 25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj mamy... Wtorek! Tak, wtorek na sto procent.

-Kochaniee - do pokoju wszedł Andy z tacką śniadaniową - Przygotowałem nam śniadanie. Musisz się zdrowo odżywiać.

-Ej, postarałeś się! Crossaint, winogron, truskawki, arbuz, kiwi, a do tego jeszcze shake z truskawek. Czy ty nie za bardzo mnie rozpieszczasz? - zaśmiałam się.

-Niee, nie za bardzo. Jedz, bo wystygnie - ułożył się obok mnie na łóżku, po czym rozpoczęliśmy spożywanie posiłku.

Kiedy nasze talerze były już puste, zdecydowałam, że wezmę szybki prysznic. Andy natomiast w tym czasie miał szukać nam zajęcia na cały dzień. Udałam się do łazienki, wchodząc do kabiny prysznicowej i oblewając się chłodnym strumieniem wody. Po zakończeniu czynności, założyłam wcześniej przygotowane ubrania, po czym wróciłam do pokoju.

-Jestem - powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

-Tak, dobrze. Chodź, zobacz to - odwrócił w moją stronę laptop - Nie jest bardzo drogi, dwupiętrowy, położony niedaleko. Zaledwie piętnaście minut drogi stąd. Remont musimy zrobić we własnym zakresie - uśmiechnął się - Podoba ci się?

-108950$ to mało?! - podniosłam lekko ton głosu - Nie wiem jakie masz podejście do gotówki, ale to jest zdecydowanie za dużo!

-Podoba ci się, czy nie? - spojrzał na mnie, natomiast ja spoczęłam obok niego.

-Jest cudowny.. Jest śliczny..

-W takim razie ja dzwonię do tego faceta, a ty mi przynieś coś do picia, okey? I pieniędzmi się nie przejmuj, to jest sprawa drugorzędna.

-Dobrze, przyniosę ci, ale nie obiecuję, że przestanę o tym myśleć.

-Dzięki - kolejny raz zaczął wędrować oczami po ofertach, natomiast ja wyszłam z pokoju, schodząc na dół i trafiając do kuchni. Wyciągnęłam z półki szklankę, nalałam do niej wody oraz dodałam plasterek cytryny. Zabrałam naczynie, wracając do chłopaka - Jestem, masz - podałam mu szklankę.

-Tak, dzięki. Dzwoniłem do niego, ale nie odbierał. Nagrałem się na pocztę i poprosiłem, żeby oddzwonił - upił małą ilość wody, odstawiając naczynie na stolik nocny - Mówię ci, będziemy tam najszczęśliwsi na świecie - otulił mnie swoim ramieniem.

-Ile mieszkasz w Los Angeles?

-Od dziesięciu lat prawie - odparł ze spokojem.

-Ja trochę ponad dwa miesiące. Rozumiesz, ledwo co przyzwyczaiłam się do jednego mieszkania, a już muszę je zmieniać.

-Nie chcesz się wyprowadzać? - spojrzał mi w oczy.

-Nie to, że nie chcę. Chcę i to bardzo, ale no wiesz..

-Rozumiem. Jak chcesz, to możemy poczekać.

-Niee, nie trzeba. Przeprowadźmy się. W końcu kiedyś i tak to zrobimy - uśmiechnęłam się.

-O, akurat ten facet dzwoni, czekaj - Andy sięgnął po telefon, odbierając połączenie i przełączając je na głośnik.

•Rozmowa telefoniczna•

-Dzień dobry, dzwonił pan do mnie.

-Tak, dzień dobry. Chciałem się dowiedzieć o mieszkaniu. Oferta nadal aktualna?

-Jak najbardziej. Jest pan zainteresowany?

-Nie tylko ja. Razem z narzeczoną bardzo chcielibyśmy obejrzeć mieszkanie. Jest taka możliwość?

-Oczywiście, o której państwu pasuje?

-Możemy być nawet zaraz.

-Dobrze, w takim razie może umówmy się na dwunastą? Za godzinę?

-Okey, może być. Do zobaczenia.

-Do widzenia - rozłączyłem się.

*

-Jesteśmy umówieni za godzinę - powiedział, uśmiechając się.

-Wiem, słyszałam - zaśmiałam się - Muszę ci jakoś wynagrodzić to mieszkanie - usiadłam na nim okrakiem.

-Vicky... Nie chcę, nie dzisiaj.

-Dlaczego? - spojrzałam mu w oczy.

-Nie chcę zrobić krzywdy naszemu maluszkowi. Wybacz, ale nie mogę, przepraszam - dotknął mojego brzucha.

-Andy, ale nawet tym mu pomożesz! I mnie w sumie też - uśmiechnęłam się - Podobno to w jakimś stopniu przygotowuje do porodu.

-Uparta jesteś, wiesz? - zaśmiał się, obejmując mnie w tali.

-Wiem, ale zawsze ja wygrywam.

-No tak.. Dobrze, niech ci będzie. Skoro to ma na was dobrze wpłynąć to możemy nawet codziennie tak robić. Albo i kilka razy dziennie - poruszył brwiami, po czym obrócił mnie do pozycji leżącej, znajdując się przy tym nade mną.

***

-Cholera! - powiedział, kiedy leżeliśmy pod kołdrą - Jest 11:47! Spóźnimy się!

-Spokojnie, przecież mówiłeś, że jest niedaleko, zdążymy na pewno - starałam się go uspokoić.

-Okey, musimy się spieszyć - energicznie wstał z łóżka, zakładając czarną, zapinaną koszulę oraz tego samego koloru spodnie jeansowe - Co tak leżysz? Ubieraj się - na jego twarzy zagościł uśmiech.

-Tak, tak, już - zaśmiałam się, po czym poszłam w kroki Biersack'a. Jednak ja założyłam sukienkę... Andy'emu się nie odmawia.

-Idziemy - czarnowłosy złapał mnie za rękę, po czym zgranie ruszyliśmy w stronę samochodu.

***

Dokładnie minutę po wybiciu dwunastej nad ranem, podjechaliśmy pod bramy mieszkania, które mieliśmy oglądać. Niepewnie chwyciłam dłoń Andy'ego, podchodząc do furtki i otwierając ją.
Zgranie weszliśmy na posesję, która swoją drogą uboga nie była. Przystrzyżone tuje, niskie drzewka, posadzone na zmianę czarne i czerwone surfinie.. Raj.

-Państwo w sprawie oglądania, tak? - z mieszkania wyszedł wysoki mężczyzna o brązowych włosach - Widzę, że ogród macie już za sobą - zaśmiał się.

-Tak, dzień dobry. Jak widać, lekko się rozeznaliśmy po powietrznej części domu - odparł Andy.

-Spokojnie, nie zabijam za to. W końcu po to państwo do mnie przyszli. Proszę, zapraszam - otworzył szerzej drzwi, po czym weszliśmy do wnętrza mieszkania.

Nie mogę powiedzieć, że to co zobaczyliśmy było złe, bo wygląd zewnętrzny oglądanego mieszkania zdecydowanie go dowartościowywał, jednak środek, który był praktycznie w stanie surowym, równie dobrze obniżał jego wszelakie walory.

-Ile ma metrów kwadratowych? - zapytał Andrew.

-Coś koło stu pięćdziesięciu. Fakt, środek zniechęcił już wiele osób, ale myślę, że po remoncie będzie tutaj naprawdę cudownie.

-Mnie się bardzo podoba, a tobie? - zwrócił się do mnie.

-Jest piękny i dobrze znasz moje zdanie - spojrzałam na niego.

-Okey, ile pan chce za to mieszkanie?

-108950$, ale mogę zejść do 108000$ - uśmiechnął się.

-Da radę na jutro sporządzić umowę? - na twarzy Andy'ego widniała nieopanowana radość.

-Oczywiście, że tak! - jak widać sprzedawca też był zachwycony.

-W takim razie jesteśmy umówieni - Biersack podał brunetowi dłoń, którą tamten uścisnął, po czym wyszliśmy z posesji, która tak naprawdę niebawem będzie naszą własnością.

-Ty kompletnie oszalałeś! - rzuciłam się mu ja szyję tuż przed wejściem do samochodu.

-Nie, wcale - zaśmiał się, obracając nas wokół własnej osi - Taki prezent ślubny.

-Ślubny? - spojrzałam mu w oczy.

-Ślubny. W końcu kiedyś będzie trzeba go zaplanować, ale o tym pogadamy w domu. Chodź, wracamy - wsiedliśmy do samochodu.

-Nie! Stój! - zatrzymałam go.

-Dlaczego? - był zdziwiony.

-Pojedźmy do parku. Pospacerujemy, spędzimy razem czas. Będzie cudownie - zaproponowałam.

-Okey, możemy jechać.

***

Kiedy zostawiliśmy samochód na parkingu, udaliśmy się do budki z lodami, w której zakupiliśmy sobie po gałce orzeźwiajacych i zimnych lodów. Ja postawiłam na cytrynowe, natomiast Andy wybrał miętowe.

-Pamiętasz jak ostatnio byliśmy tutaj z chłopakami? - zaczął rozmowę.

-Jasne. A ty pamiętasz jak zwiałeś do Jump City, zostawiając mnie i Angie, sam na sam z Luke'iem? - wypomniałam mu.

-Skąd mogłem wiedzieć, że ten kretyn akurat wtedy was znajdzie? - spojrzał na mnie.

-Nie wiem, może użyłbyś swojego rozumu albo przewidział? - poruszyłam ręką w geście obronnym.

-Czyli teraz to moja wina? - zatrzymał się.

-Niee, nie twoja. Chodź - złapałam go za rękę, ruszając w stronę ławki, na której przytuleni do siebie siedzieliśmy kilka minut.

Kilka mijających nas osób - z reguły starszych pań - rzuciło komentarz w naszą stronę. "Ładna para", "troszkę chyba za młodzi"... Do wyboru, do koloru. Jednakże nie zwracaliśmy uwagi na opinię innych. Liczy się tylko to, że w swoim towarzystwie czujemy się jak w niebie.

-A wy dlaczego nie w domu? - ujrzeliśmy sylwetkę Ashley'a.

-A mamy być w domu? - odpowiedzieliśmy pytaniem na pytanie.

-No raczej tak! Przecież.. A dobra, nieważne, zapomnijcie.

-Zacząłeś, to mów - wyjaśnił mu Andy.

-Okey, to chodźcie - ruszyliśmy w kierunku parkingu samochodowego, z którego pojchaliśmy w stronę mieszkania.

Po około dziesięciu minutach drogi, dotarliśmy na miejsce. Opuściliśmy wnętrza aut - Ashley swojego, natomiast ja z Andy'm - Biersack'a, po czym weszliśmy do mieszkania.

-Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego! - wykrzyczeli wszyscy zgromadzeni razem z Ashley'em w przedpokoju.

-Co to ma.. - Andrew zaczął się dookoła rozglądać.

-Niespodzianka! - kolejny raz podnieśli ton głosu - Młody, niedługo się żenisz, Vicky jest w ciąży. Trzeba to uczcić! - wyjaśnił Coma, klepiąc go po ramieniu - Więc zaczynajmy.








Po kolejnym analizowaniu tego opowiadania, stwierdziłam, że pozostanie jeszcze tylko jeden rozdział, który również będzie epilogiem. Tak jak wspomniałam we wcześniejszej notatce, nie warto patrzeć na ilość, ale na jakość.

Okey, mam jeszcze dla was jedną informację. Bynajmniej o jednej teraz pamiętam.

Dzisiaj stworzyłam szkic nowej książki, którą najprawdopodobniej zacznę publikować po wakacjach. Może troszkę później. Więcej informacji na ten temat powiem wam w odpowiednim czasie.

A teraz życzę wam miłego czwartku, cześć!

~6LittleDevil6

*ROZDZIAŁ SPRAWDZANY*

*ZAWIERA 1449 SŁÓW*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro