Rozdział 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z jakże cudownej Krainy Morfeusza wyrwał mnie cholerny odgłos mojego kochanego budzika (wyczujcie ten sarkazm). Energicznie strąciłam go ręką na podłogę, lecz drań jest na tyle mocnym przeciwnikiem, że nawet nie zamierzał odpuścić głupich pięciu minut! Niechętnie wyciągnęłam spod głowy poduszkę, po czym opierając się na łokciach, z całej siły rąbnęłam narzędzie tortur. No co za idiota! Czy on odpuści jak całkiem przypadkowo wrzucę go pod walec? Chcąc, nie chcąc musiałam wyłonić się z objęć kołdry i wyłączyć to ustrojstwo. Jednak chyba mam lepszy pomysł... Nie zważając na późniejsze konsekwencje, rzuciłam się z łóżka prosto na miejsce przykrytego przez poduszkę budzika. Trochę bolało, ale wreszcie zamilkł... Na wieki... Wieków... Amen. Tak czy siak, nie ma już możliwości na sen, zbyt dużo adrenaliny.

-Yyy, się tak zapytam, co ty tu do cholery wyczyniasz? - w drzwiach balkonowych stał Andy.

-Prędzej ja powinnam się ciebie spytać, co TY tutaj robisz?

-Idziemy do szkoły, więc postanowiłem cię obudzić i zaproponować żebyśmy pojechali moim samochodem.

-Co do samochodu to z chęcią, a do pobudki to nie musiałeś, mam budzik.

-Chyba raczej szczątki budzika - zaśmiał się.

-Sugerujesz coś? - spojrzałam na niego podejrzliwie.

-Ja? Nigdy. Okey, przebieraj się już, bo w końcu się nie wyrobimy.

-W takim razie pomóż mi wstać - wyciągnęłam w stronę chłopaka dłonie, które prędko chwycił i pociągnął z resztą mojego ciężaru ku górze. Kiedy byliśmy już naprzeciw siebie, Andy złączył nasze usta w lekkim pocałunku, po czym razem podeszliśmy do szafy.

-Co ubierasz? - zapytał, patrząc to na mnie, to na zawartość mebla.

-To - rzuciłam na niego czarne rurki z dziurami, białą podkoszulkę z napisem "Fall Out Boy" oraz czarną ramoneskę. Dobrałam do tego jeszcze łańcuszek do spodni, kilka sznurkowych bransoletek, złote kolczyki krzyżyki, ulubioną celebrytkę z krzyżem oraz czarne vans'y.

-Postarałaś się, nie powiem - odparł, składając ubrania.

-Okey, to ty tutaj czekaj, a ja idę się przebrać. Nigdzie nie uciekaj! - zabrałam od chłopaka ubrania, po czym poszłam do łazienki. Założyłam przygotowany wcześniej zestaw i starannie rozczesałam sięgające do ramion, lekko kręcone włosy. Kiedy byłam już gotowa, opuściłam pomieszczenie oraz po raz kolejny udałam się do swojego pokoju. Na łóżku zauważyłam Andy'ego. W sumie można było się spodziewać, że tak łatwo swojej miłości nie zostawi.

-Ślicznie wyglądasz - odparł, podnosząc się ze swojego miejsca.

-Dzięki - powiedziałam, zabierając z podłogi torbę do szkoły - Chodź na dół, zjemy coś, bo domyślam się, że śpieszyłeś się do mnie tak bardzo, że nie zdążyłeś zjeść śniadania.

-Masz rację. Obudzenie cię jest ważniejsze niż jedzenie śniadania - uśmiechnął się.

-W takim razie chodźmy - złapałam go za rękę, po czym razem udaliśmy się na dół.

Kiedy znajdowaliśmy się już na niższym piętrze, przeszliśmy do kuchni oraz stanęliśmy naprzeciw lodówki.

-Na co masz ochotę? - zapytałam, ilustrując zawartość chłodziarki.

-Płatki z mlekiem? - zaproponował.

-Okey - wyciągnęłam z lodówki mleko oraz z półki płatki śniadaniowe, które zazwyczaj jadam na kolację. Znowu filozof Turner się załącza. Płatki śniadaniowe, które można jeść na kolację. Przecież to jest nielogiczne!

-Vicky? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Andy'ego.

-Tak?

-Czemu tak się modlisz do tych płatków? - zaśmiał się.

-A nie, nie modlę się. Po prostu się zamyśliłam.

-Okey - podałam opakowanie Andy'emu, aby zaniósł je do jadalni, natomiast ja rozlałam do misek równą ilość mleka. Po wykonaniu czynności, schowałam butelkę z powrotem do lodówki i zabierając ze sobą wypełnione miski oraz dwie łyżki, udałam się do jadalni. Odstawiłam na stół naczynia, po czym usiadłam naprzeciw Andy'ego.

-Smacznego - powiedzieliśmy równocześnie.

***

-Która godzina? - zapytałam, zabierając puste miski do kuchni.

-7:45, mamy piętnaście minut - odpowiedział, zerkając na zegarek na swoim nadgarstku.

-Zdążymy?

-Spokojnie - schowałam do torby obwarzanka z sezamem oraz butelkę wody mineralnej.

-Możemy iść - odparłam, stając przed chłopakiem.

-Okey - podniósł się ze swojego miejsca, po czym opuściliśmy mieszkanie. Starannie zamknęłam drzwi, a po wykonaniu zadania, razem z Andy'm ruszyliśmy w kierunku jego samochodu. Wsiedliśmy do środka i po niespełna kilku chwilach ruszyliśmy w kierunku szkoły.

*** 

-Jesteśmy na miejscu - odparł, zostawiając samochód na parkingu.

-To idziemy, no nie?

-Wypadałoby - wysiadł z auta, po czym otworzył mi drzwi, abym również opuściła samochód. 

-Dzięki - stanęłam obok chłopaka.

-Nie ma sprawy, chodź - zamknął samochód, złapał mnie za rękę i razem poszliśmy w kierunku wejścia do szkoły. Kiedy byliśmy już w środku, czułam się zagubiona, pomimo małej ilości uczniów "łażących" po korytarzu. Mocniej ścisnęłam dłoń Andy'ego, dając mu przy tym sygnał "nie zostawiaj mnie tu samej", a on pociągnął mnie za sobą wzdłuż kolejnego korytarza.

-Tu jest pokój dyrektora. On ci wszystko wytłumaczy, a ja już lecę na lekcje. Nie bój się, zaraz się spotkamy - zatrzymał się przy jednym z wielu pokoi.

-Okey - odparłam zdezorientowana.

-Cześć - lekko mnie pocałował, po czym zniknął za ścianą.

Niewinnie zapukałam do drzwi, za którymi - jak to Andy powiedział - znajdował się dyrektor placówki. Po usłyszeniu krótkiego, ale zrozumiałego "proszę", weszłam do wnętrza pomieszczenia. 

-Dzień dobry, można na chwilę? - zapytałam, stojąc w progu drzwi.

-Tak, proszę, siadaj - prędko wykonałam polecenie - W czym mogę pomóc?

-Nazywam się Victoria Turner. Miałam dzisiaj dołączyć do pewnej klasy.

-Ach, tak! Zgadza się. Będziesz w klasie z Andrew'em Biersack'iem.

-Super! - wykrzyczałam radośnie.

-Znacie się?

-Mieszkamy w sąsiedztwie.

-Dobrze, będziesz miała kogoś, kto pomoże ci w pierwszych dniach.

-Dokładnie.

-Dobrze, to co? Chodź, zaprowadzę cię teraz do klasy. Pierwszy masz język angielski.

-Okey, dziękuję - opuściliśmy gabinet i udaliśmy się w tym samym kierunku, co kilka minut temu Andrew. Po chwili znajdowaliśmy się pod salą lekcyjną, z której dochodziły odgłosy nauczycielki. Weszliśmy do środka. W ostatniej ławce zauważyłam zajmującego się zeszytem Andy'ego.

-Witam, młodzieży, przyprowadziłem wam nową koleżankę, Victorię - zaczął dyrektor.

-Kolejna udająca emo! No proszę, idealnie będziesz pasować do naszego Biersaczka, prawda Hayden? - powiedział chłopak, którego imienia JESZCZE nie znałam. Andy uniósł głowę znad zeszytu oraz spojrzał na mnie, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.

-David, uspokój się! - zganiła go nauczycielka. David... zapamiętam.

-Vicky, siadaj już do ławki, a jak będziesz czegoś potrzebować, to wiesz gdzie mnie szukać.

-Wiem, dziękuję - ruszyłam na koniec sali i usiadłam obok Andy'ego.

-Jak się czujesz? - zapytał, patrząc mi w oczy.

-Już wiem, że tutaj nie pasuję.

-Nie przesadzaj, nie jest tak źle.

-Jeszcze się przekonamy.

***

-Co teraz mamy? - zapytałam, idąc za chłopakiem.

-WF - powiedział, siadając pod salą gimnastyczną - Nasza ostatnia lekcja.

-Wreszcie! 

-No hej piękna! - podszedł do mnie David. Mówiłam, że zapamiętam.

-Dotknij jej tylko, a zafunduję ci przejażdżkę ryjem po asfalcie - warknął Andy.

-Spokojnie, Andyś. Przecież ci jej nie zgwałcę.

-Spieprzaj stąd w podskokach - był ewidentnie zdenerwowany.

-No okey, już idę! Nawet się z nową koleżanką poznać nie można! - odszedł.

-Czemu tak na niego naskoczyłeś? - zapytałam.

-Bo to nie jest odpowiedni typ do towarzystwa.

-No okey - rozległ się dzwonek na lekcje, na co w efekcie Andy chwycił mnie za rękę i podprowadził pod damską szatnię.

-Widzimy się na sali gimnastycznej - odszedł, a ja weszłam do pomieszczenia. Na ławce siedziało osiem dziewczyn skupiających na mnie swoją uwagę.

-H-hej - powiedziałam niepewnie.

-Cześć! - odparła jedna z nich - Jestem Skyler, a to Emily, Isabel, Vanessa, Natalie, Violet, Tina i Samantha - wymieniła imiona siedzących od lewej strony dziewczyn - Miło nam cię poznać.

-Ja jestem Vicky - powiedziałam lekko ściszonym głosem. Co jak co, ale nowych znajomości to ja nie umiem nawiązywać.

-Nie denerwuj się tak, wszystko będzie dobrze - kontynuowała Skyler, stając obok mnie - Jak coś, to wal do nas, pomożemy ci.

-Dzięki. Sory, że jestem taka nieobecna. Po prostu to mój pierwszy dzień i jestem lekko zagubiona. 

-Spokojnie, nic się nie dzieje. Ale okey, przebierajmy się już, bo zaraz WF-istka wpadnie i awanturę zrobi.

-Okey - odparłyśmy jednogłośnie, po czym zaczęłyśmy zmieniać swoje ubrania. Po około trzech minutach usłyszałyśmy sygnał, informujący, że czas na przebranie się już minął. Skyler złapała mnie za rękę, a następnie wszystkie wyszłyśmy z szatni, wchodząc kolejno na salę gimnastyczną. Ustawiłyśmy się w szeregu, a gdy nauczycielka zaznaczyła już w dzienniku potrzebne informacje, zmieszałyśmy się z chłopakami. Odnalazłam w tłumie Andy'ego i prędko do niego podbiegłam. 

-Jesteś jedyną osobą, której tutaj bezgranicznie ufam - powiedziałam, przytulając się do czarnowłosego.

-O, jak miło - uśmiechnął się

-Na początek zagramy w berka - zaczęła mówić WF-istka - Berkami niech zostaną... Victoria i Andy - wysunęła w naszą stronę żółtą szarfę, którą chwyciliśmy z obu stron. Szesnastoosobowa pozostałość klasy rozbiegła się po wszelkich stronach sali, natomiast my staliśmy na środku.

-Trzy... dwa... jeden! - wykrzyczał Andrew, po czym ruszyliśmy do biegu. Trzynaście... dwanaście... Zatrzymaliśmy się na chwilę, aby ocenić swoją sytuację. Kiedy chciałam ostatni raz rzucić okiem na ścianę z drabinkami, Andy mocno mnie za sobą pociągnął, na co w efekcie niefortunnie upadłam na rękę.

-Vicky, nic ci nie jest? - zapytał przerażonym głosem, nachylając się nade mną.

-Nadgarstek - powiedziałam, ledwo wytrzymując z bólu. wokół nas zjawiły się wszystkie dziewczyny i nauczycielka. Przyznam, że musiało to wyglądać komicznie. Ja leżąca na podłodze w całkowitym nieładzie, a nade mną Andy, ściskający tę "zdrową" rękę i powstrzymujący się od nader wrażliwych emocji.

-Andy, idź z nią do pielęgniarki - rzuciła beznamiętnie nauczycielka.

-Okey, chodź, Vicky - pomógł mi wstać, a następnie wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i razem wyszliśmy z sali. Nie rozumiem, dlaczego tak zrobił, przecież mam coś z nadgarstkiem, a nie nogami. Jeszcze chodzić potrafię i mogę.

-Jak przy każdym wypadku będę miała taką opiekę, to zacznę się specjalnie wywalać - powiedziałam, chcąc przerwać panującą pomiędzy nami ciszę.

-Nie mów tak, to może być coś poważnego. Spójrz, masz spuchnięty cały nadgarstek...





Co się stało Vicky?! Bidulka nasza :( Ale spokojnie! Wyjdzie z tego :) Gwarantuję wam to. Okey, ale wracając to przepraszam, że tak późno publikuję, ale zabrakło mi rano chęci. Wybaczcie. A teraz życzę wam miłego czwartku :) Co z tego, że już się kończy :P Do soboty miśki, cześć!

~6LittleDevil6

*ROZDZIAŁ SPRAWDZANY*

*ZAWIERA  1645 SŁÓW*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro