Rozdział 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poniedziałek, 29 czerwca, godzina 9:02. Panna Victoria Turner opuściła celę, potocznie zwaną "swoim pokojem", udając się na niższe piętro więzienia. Kończąc przemowę typowego prokuratora, po prostu poszłam na śniadanie. Zwykłe śniadanie o zwykłej porze dnia. Zwykłe kanapki z serem i pomidorem. Zawiało polszczyzną. Może na obiad zrobię schabowe albo bigos, wtedy będzie już totalna Polska! W sumie, co w tym złego? Lubię ser, lubię pomidora, więc czemu by ograniczyć swoje posiłki do samych pancakes czy naleśników, bo w Stanach tak wypada? Twoje życie, twoje zasady, lubisz, to jesz, nie, to nie i koniec. Kropka. Trzy wykrzykniki.

Po opróżnieniu zawartości talerza, odniosłam go do zmywarki, uruchamiając ją, po czym wróciłam na swoje dotychczasowe miejsce, czyli fotel w jadalni. Gdzie jest Femme? Nie widziałam jej od wczorajszego wieczora... Energicznie podniosłam się z krzesła, wspinając się po schodach i wpadając do pokoju blondynki.

-Widziałaś Femme? - zapytałam, stając przy szafie.

-Nie, nie widziałam. Coś się stało?

-Nie widziałam jej od wczoraj. Kurde, zaczynam się bać - spuściłam głowę, aby dziewczyna nie zauważyła moich oczu, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej błyszczące od łez.

-No więc na co czekasz? Idziemy jej szukać. Chodź, pomogę ci - wstała z łóżka, łapiąc mnie za rękę - Najpierw przeczesujemy dom, potem zobaczymy.

-To ja może napiszę do Andy'ego żeby nam pomógł - spojrzałam jej w oczy.

-Dobry pomysł - uśmiechnęła się - To ja już zacznę szukać.

-Okey - puściła moją rękę - Jak napiszę, to przyjdę do ciebie.

-Okey - opuściłyśmy pokój.
Prędko pobiegłam do swojej rezydencji, łapiąc telefon i odblokowując go. Weszłam w aplikację, która miała mi ułatwić skontaktowanie się z Biersack'iem, czyli wiadomości, po czym napisałam do niego krótkiego SMS'a.

JA: Andy, śpisz?

MISIU ANDY: Nie śpię :) Coś się stało?

JA: Femme gdzieś zniknęła. Pomożesz mi jej szukać?

MISIU ANDY: Jasne, już idę do was :)

JA: Dzięki, kocham cię :*

ANDY: Nie ma sprawy, też cię kocham :*

Zablokowałam urządzenie, rzucając je na łóżko, po czym szybkim krokiem wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. W salonie zastałam Angie, męczącą się z odsuwaniem kanapy. Bez zastanowienia podbiegłam do niej i pomogłam w wykonywaniu dotychczasowej czynności.

-Zobaczyłam już wszystko tak powierzchownie, ale jej nie znalazłam, więc pomyślałam, że może schowała się za kanapą albo nie wiem, siedzi pod łóżkiem? - wyjaśniła blondynka.

-Dasz sobie tutaj radę? To ja bym poszła zobaczyć pod tym łóżkiem.

-Jasne, idź. Jak coś to będę wołać.

-Okey - podbiegłam do sypialni rodziców, zniżając się do jej najniższego poziomu i tarzając się po podłodze. Przecież ona musi gdzieś być! Równie dobrze jest kotem, więc może nawet i na szafie siedzieć.. Ale z tym poczekam na Andy'ego, jest wyższy, będzie mu łatwiej.

-Jestem! Mam ze sobą Crow'a, może nam pomoże - usłyszałam głos dochodzący z przedpokoju. Przerwałam wykonywanie swojego zajęcia, wstając z podłogi i ruszając w stronę gościa, którym wiadomo był Andy. Rzuciłam się na chłopaka, zaczynając cicho szlochać - Ej, Vicky! Będzie okey, znajdziemy ją! - zaczął miziać mnie po włosach.

-Jak jej nie będzie, to nie wiem, co zrobię - jeszcze bardziej się w niego wtuliłam.

-No już, ciii - starał się mnie uspokoić - Chodź, im wcześniej zaczniemy szukać, tym szybciej ją znajdziemy.

-Okey, dobry pomysł - odkleiłam się od niego, wracając do wykonywania przerwanego zajęcia.
Kolejny raz położyłam się na podłodze i zaczęłam szukać mojego jedynego, biało-czarnego kotka.

-Bardzo ładnie wyglądasz, leżąc w takiej pozycji - nade mną stał nikt inny jak Andrew. Yyy, wyglądało to dość dziwnie... Miał nade mną ponad sto siedemdziesiąt centymetrów przewagi. Lepiej sobie tego nie wyobrażajcie.

-Dzięki, ty też.. Stojąc.. Nade mną.. Jak wielkolud - odparłam, robiąc krótkie przerwy pomiędzy wypowiedzianymi słowami.

-Ten wielkolud ci się przyda, uwierz mi - podszedł do szafy, stając lekko na palcach i patrząc na jej górną granicę - Tutaj jej nie ma.

-Miałam cię właśnie prosić żebyś tam spojrzał - uśmiechnęłam się.

-No widzisz, czytam ci w myślach - uśmiechnął się - Wstawaj, idziemy dalej- wysunął w moją stronę dłoń, którą szybko chwyciłam oraz przy jej pomocy, podniosłam się ku górze - Puściłem Crow'a po domu, nie złościsz się, nie?

-Jasne, że nie - uśmiechnęłam się przez łzy - Może nam pomoże.

-Misiek, nie płacz - przytulił mnie do siebie - Chodź, idziemy dalej.

-Okey - złapałam chłopaka za rękę, po czym razem opuściliśmy sypialnię rodziców.

-Nie ma jej za kanapą - odparła rezygnacyjnie Angie, rzucając się na świeżo dosuniętą do ściany sofę.

-Może zamiast stać i wpatrywać się w jakże cudowną ścianę, pójdziemy dalej jej szukać? - odparł Andy, żywo ruszając rękoma.

-No okey - odpowiedziałam, nie widząc lepszego rozwiązania.

***

-Ej, dziewczyny, gdzie jest Crow? - zapytał Andy, rozglądając się dookoła.

-Zobacz na podwórku. Może wyszedł na słońce - odparłam, otwierając szafki.

-Okey - ruszył w kierunku drzwi, wychodząc z mieszkania.

W tym czasie, kiedy chłopaka nie było razem z nami we wnętrzu mieszkania, dokończyłam przeglądanie półek, w których mógł znajdować się mój biały kawałek futerka. Oczywiście mam teraz na myśli Femme.

-Nie ma go! - wykrzyczał Andrew, wpadając do domu.

-Cholera - wsparłam się rękoma na blacie kuchennym - Słyszeliście? - zapytałam, po tym, kiedy do moich uszu dobiegły dźwięki miauczenia.

-Piwnica - powiedział, po czym cała nasza trójka udała się w kierunku podziemnego pomieszczenia - Jest już światło, nie?

-Nie wiem, nie byłam tu od tamtego czasu - odpowiedziałam, łapiąc się chłopaka.

-Zobaczymy - skierował rękę ku włącznikowi światła, po czym w środku piwnicy rozbłysła żółtym światłem pojedyncza żarówka - Czyli działa - uśmiechnął się - Idziemy - zeszliśmy schodkami w dół.

-Crow! - wykrzyczałam, podbiegając do kociaka - I Femme!

-Dobry futrzak - Andy podszedł do zwierzaka, głaskając go po głowie - My się tyle męczyliśmy, a ten kurdupel znalazł ją w moment - zaśmiał się.

-Dobrze, że się znalazły - powiedziałam, biorąc Femme na kolana.

-Wiecie co? Mam pomysł - wtrąciła się Angie.

-No mów - odparliśmy równocześnie.

-Może wybierzemy się na spacer? Jest ładna pogoda, weźmiemy kociaki.

-Nie głupie - powiedział - Idziemy?

-Z chęcią - odpowiedziałam, biorąc kotka na ręce i ruszając w stronę wyjścia z piwnicy - Zaczekajcie na mnie, przebiorę się, bo w piżamie iść nie będę - zaśmiałam się, kładąc Femme na podłogę i wspinając się po schodach na wyższe piętro. Wpadłam do swojego pokoju, stając przed szafą i kolejno wyciągając z niej czarne jeansy z dziurą na kolanach, czerwono-czarną koszulę w kratę, vansy oraz czerwony pasek do spodni.

Założyłam przygotowany zestaw ubrań, po czym szybkim krokiem zeszłam schodami na niższe piętro.

-Jestem! - wykrzyczałam, szukając wzrokiem Femme. Siedziała u Andy'ego na rękach.

-Okey, to co? Idziemy! - odparł chłopak, uśmiechając się.

-Idziemy - wyszliśmy z mieszkania, ruszając w stronę parku.

Po około dziesięciu minutach spokojnego spaceru, dotarliśmy na miejsce, którym był Grand Park.

Andy zapiął kociakom szelki i smycze, po czym ruszyliśmy przed siebie, wtapiając się w innych spacerujących, potocznie zwanych tłumem. Oczywiście chwilę później dookoła nas zebrało się kilka osób proszących o autograf, czy też zdjęcie. Czasem z samym Biersack'iem, ale zdecydowana większość postawiła na to z całą naszą piątką. Oczywiście koty w to wliczyłam.

***

-Patrzcie! - Andy wskazał palcem duży, szary budynek - Jump City! - rzucił w naszą stronę porozumiewawcze spojrzenie, po czym ile sił w nogach, pobiegł w kierunku piętrowca.

-Biersack! Andy! Andrew Dennis Biersack! Wracaj tu! - krzyczałyśmy na zmianę z Angie. Niestety nic nie pomagało - Zadzwonię do jego mamy, czekaj - powiedziałam, wyciągając telefon z kieszeni i wybierając numer do rodzicielki czarnowłosego.

*ROZMOWA TELEFONICZNA*

-Tak, słucham?

-Dzień dobry, Victoria z tej strony.

-Oo, cześć, Vicky! Coś się stało?

-Proszę, niech mi pani pomoże. Poszliśmy na spacer do parku i Andy zauważył Jump City.. Poleciał tam i nie chce wrócić.

-Dobrze, w którym dokładnie parku jesteście?

-W Grand Parku.

-Zaraz tam podejdę, zabiorę kociaki, a wy pójdziecie tam do tego Jump City. Może być?

-Normalnie panią kocham!

-Spokojnie, przecież to nic wielkiego. Jak na razie to nie spuszczaj go z oczu. Nie wiadomo, co wywinie.

-Chyba nie chcę wiedzieć, co pani ma teraz na myśli.

-Nic strasznego. Zaraz tam będę.

-Okey, więc czekam, do zobaczenia - rozłączyłam się.

-Oj, jak mi przykro! Porażka cię spotkała! Nie masz swojego chłoptasia! Matko, co to będzie?! - obok nas chyba wiadomo kto stanął. Dla formalności-był to Luke.

-Porażka to tylko kolejny rozdział o tobie - odparłam spokojnym głosem.

-Pogrążasz się, maleńka, pogrążasz - niebezpiecznie się do mnie zbliżył.

-Zaraz żebyś ty kurwa się pogrążać nie zaczął - z całej siły uderzyłam go kolanem w krocze. Taki odważny niby, a teraz leży na chodniku i wije się jak jakaś poczwarka.

-A masz! - Angie zaczęła go bić sprzączką od smyczy. Jeziu, to wyglądało komicznie.

-Dziewczyny, spokojnie! Co tu się dzieje? - obok nas stanęła mama niebieskookiego, który postanowił poskakać sobie na trampolinach.

-Swoimi nadnaturalnymi mocami postanowiłyśmy zdegradować pedofila, który prześladuje nas od kilku lat - wyjaśniłam spokojnym głosem, dodając na końcu swojej wypowiedzi "sympatyczny" uśmiech.

-W takim razie masz jeszcze to - blondynka "zasadziła mu kopa" w brzuch. Normalnie kocham tę kobietę - Przemyślisz potem. Z dziewczynami się nie walczy! Okey, dajcie mi futrzaki, a wy lećcie do Andy'ego - uśmiechnęła się. 

-Proszę - Angie podała jej oba koty, uprzednio zaczepiając Femme smycz, którą chwilę temu nokautowała naszego przeciwnika.

-Miłej zabawy! - powiedziała, odchodząc i machając łapkami zwierzaków "na pożegnanie".

-Dziękujemy! - odpowiedziałyśmy, po czym pobiegłyśmy w kierunku, do którego kilka minut temu przymierzał się pan Biersack.

-No wreszcie! Ileż można na was czekać?! - pod wejściem do budynku zastałyśmy uśmiechniętego Andy'ego.

-No to ja ci może opowiem. Najpierw darłyśmy się za tobą jak ostatnie idiotki, potem dzwoniłyśmy do twojej mamy żeby odebrała koty, a na końcu "walczyłyśmy" z Luke'iem. Ciekawa historia, nieprawdaż? I nadal sądzisz, że to było długo? - przy walczyłyśmy zakreśliłam palcami cudzysłów w powietrzu.

-Czekaj, czekaj, tym Luke'iem? - otworzył szeroko oczy.

-Tak, dokładnie tym - odpowiedziałam, zmieniając swoją pozycję.

-I czemu nic nie mówiłaś? Przecież bym wam pomógł!

-Wiesz, może dlatego, że jak małe dziecko poleciałeś w kierunku jakiejś szarej, wielopiętrowej kanciapy i nie dało cię w żaden sposób zaciągnąć?! - podniosłam ton głosu.

-Trzeba było zadzwonić!

-Czyli co, teraz to moja wina, tak? - zaczęłam gestykulować rękami.

-Okey, spokojnie już, bo się tutaj zaraz pozabijacie! - wtrąciła się Angie.

-Jesteśmy spokojni - odparliśmy równocześnie - Tak jak zawsze - nie noo, znowu stereo.

-Właśnie widzę. Lepiej chodźcie już tam, spędzimy fajnie czas - starała się załagodzić sytuację.

-No okey - weszliśmy do budynku.







Brawo Natalia! Pogrążasz się coraz bardziej! Nie no, tak serio to na końcówce mnie poniosło. I ta smycz, boziuu, nie mogę z tego nadal :) No ale myślę, że fajnie to wyszło :) Jak chcecie więcej takich akcji, nie tylko w wykonaniu dziewczyn i Luke'a to napiszcie mi w komentarzu :) A i pamiętajcie, gwiazdki i komentarze mega motywują! Natalia wyłudzacz wszedł do akcji :) To zabrzmiało jakbym była jakimś sześćdziesięcioletnim Leonem TheNataShow albo Edwardem, potocznie zwanym Edziem BlackEchelonka. Ughh, psuje sobie reputację. Lepiej już skończę.

To miłego dnia wam życzę, cześć!

Ps. Powodzenia dla trzeciej klasy gimnazjum! Trzymam za was kciuki :*

Ps2. Kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje opowiadania są tak beznadziejne, że pewnie żaden trzeciogimnazjalista (?) tego nie przeczyta :( Smuteg.

DOBRA KONIEC!

Dziękuję za uwagę.

~6LittleDevil6

*ROZDZIAŁ SPRAWDZANY*

*ZAWIERA 1847 SŁÓW*





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro