2| Drugie spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shu Sakamaki

Cały weekend rozmyślałam nad tym, co się stało ze mną podczas wizyty u Sakamaki'ch. Wbiło mi się to do głowy, ale im więcej czasu mijało od tego spotkania, tym bardziej byłam przekonana, że jestem zbyt podatna na podświadome sugestie. Zbyt dużo wymyślonych legend nasłuchałam się w szkole. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć. No chyba, że serio potrafią sztuczki hipnotyczne i byłam jakąś myszką doświadczalną.

Weszłam na teren szkoły, ale od razu obok mnie zjawił się Subaru.

– Hej [T/i], jak poszło z sadzeniem? Przyjęło się wszystko? – zapytał a ja zaśmiałam się cicho kiwając głową na potwierdzenie.

– Tak, wszystko jest dobrze. Stosowałam się do wskazówek, które mi dałeś. Na razie są w doniczkach a w przyszłym tygodniu, jak będzie dobra pogoda to przesadzę je – odpowiedziałam z uśmiechem. Miałam mały dylemat, czy nie zapytać go o jego brata. W końcu wyglądało to, jakby on wiedział, co robi Shu.

– To świetnie. Jakbyś potrzebowała pomocy z przesadzeniem to masz mój numer – odparł. Skinęłam głową. Raz się żyje, zapytam.

– Subaru... w sumie to mam jedno pytanie – zaczęłam stając przed samym budynkiem szkolnym.

– Śmiało – zachęcił z delikatnym uśmiechem. Potarłam lekko swoje ramię.

– Jak byłam u was ostatnio to nie do końca było wszystko dobrze... – powiedziałam. Chłopak uniósł brew do góry tracąc uśmiech. Widać gołym okiem, że nie przepada za swoimi braćmi.

– Opowiedz, co się stało – zażądał zaciskając pięści.

– Znaczy nic złego. Shu nawet mnie nie dotknął. Chodzi bardziej o to, czy on interesuje się może... hipnozą? – spytałam licząc, że mnie nie wyśmieje. Nic takiego się nie stało. Białowłosy zamyślił się przez chwilę.

– Można to tak nazwać w sumie – stwierdził.

– Tak nazwać? Ale co to w ogóle było? – zapytałam.

– Byłoby mi łatwiej, jakbyś opisała, co dokładnie widziałaś – powiedział. Zacisnęłam usta, ale też starałam się to ubrać jakoś w konkrety.

– Kiedy wszedłeś do domu, żeby przynieść rzeczy, rozejrzałam się trochę po ogrodzie. Niczego nie dotknęłam. Potem podeszłam trochę bliżej wejścia, bo kwiaty wydały mi się czerwone. Wcześniej tego nie zauważyłam i myślałam, że hodujesz tylko białe. Tam też spał Shu. Tyle, że ja nie przyszłam do niego, więc też czemu miałabym zaczynać jakąś rozmowę i go niepokoić? I potem jak on podszedł to cały ogród stał się czerwony a ja czułam się dziwnie – opowiedziałam. Usłyszałam cichy śmiech dwóch dziewczyn, które przechodziły za mną i musiały słyszeć chociaż fragment.

– To nie halucynacje ani hipnoza – odparł blondyn stając za mną. Cała się spięłam, kiedy poczułam jego obecność za swoimi plecami. Widziałam, że Subaru też na rękę nie było to, że przyszedł.

– W takim razie, jak wytłumaczysz swoje nienaturalne sztuczki? – spytał białowłosy cedząc słowa przez zęby. Spojrzałam niepewnie na blondyna i oczywiście to była pułapka, bo od razu dałam się złapać w granatowe tęczówki. Chłopak wzruszył ramionami.

– Nie zamierzam ich tłumaczyć – stwierdził.

– Dobrze znasz zasady a ja nie dam ci... – zaczął Subaru, ale Shu olał go i ruszył do szkoły ciągnąć mnie za sobą. Nawet nie wiem, kiedy chwycił moją dłoń. Ocknęłam się z małego letargu, jak już staliśmy pod drzwiami.

– Gdzie mnie porywasz? Za chwilę mam zajęcia! Ty zresztą też! - powiedziałam starając oswobodzić z jego chwytu. Posłał mi znudzone spojrzenie i bez słowa zaciągnął mnie bibliotekę. Jednak nie wszedł do środka a usiadł pod ścianą zamykając oczy. Patrzyłam na niego czekając, co mam zrobić. Mimo wszystko dalej trzymał moją rękę.

– Zostajesz czy idziesz na zajęcia? – spytał blondyn. Spojrzałam na zegarek.

– Mamy jeszcze parę minut, więc mogę z tobą posiedzieć do dzwonka – odpowiedziałam i usiadłam obok niego. Nie wiem, co on ode mnie chce. Ja nawet nie okazałam mu zainteresowania. Chyba.

– Jesteś chyba jedyną dziewczyną, która nie chciała ze mną rozmawiać ani budzić – oznajmił po chwili siedzenia w ciszy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Wiesz, ja też nie lubię pobudek. Nie chciałam też ci przeszkadzać skoro to nie do ciebie przyszłam. Bo i po co? Ty byś się zdenerwował a ja poszłabym za 15 minut – powiedziałam patrząc na swoje dłonie. Nadal trzymał delikatnie moją rękę, co wydawało mi się dziwne, ale na swój sposób miłe.

– Dlatego nie musisz się bać. Subaru dramatyzuje – odparł.

– Widać, że nie macie między sobą zbyt dobrych relacji, ale on chce dobrze. Poza tym, obiecał mi pomoc przy ogrodnictwie, więc w jakiś sposób weszliśmy na etap przyjaźni – wytłumaczyłam. Chłopak spojrzał na mnie i poczułam, jak moje ciało staje się ciężkie. Jakbym nagle straciła wszystkie siły. Odwróciłam od niego głowę starając się walczyć z tym dziwnym zmęczeniem.

– Wiedziałam, że coś jest nie tak z tobą – mruknęłam. Nawet oczy musiałam zamknąć, bo moje powieki stały się trzy razy cięższe.

– Miłych snów [T/i] – odpowiedział kładąc moją głowę na swoim ramieniu. To ostatnie, co pamiętam zanim zasnęłam. 


Reiji Sakamaki

Zmęczona stanęłam na nogi. Zebrałam dokumenty ze swojego biurka i szybko je posegregowałam. Wtedy też drzwi pokoju samorządu się otworzyły a Ruki wszedł do środka.

– Witam panią wiceprzewodniczącą. Wyspana? – zapytał radośnie podchodząc do regału z bieżącymi dokumentami. Spojrzałam na niego.

– O ile umieranie mniej niż zazwyczaj definiujesz jako wyspanie to tak. Co nie znaczy, że jest dobrze. Minimalnie lepiej niż wczoraj. Możliwe, że to zasługa mocnej kawy – odpowiedziałam. Wzięłam jedną teczkę do ręki i podeszłam do chłopaka.

– Proszę bardzo. To dokumenty o zwolnienie dziewczyny twojego braciszka z zajęć. Wszystko gotowe do podpisu dyrektora – dodałam. Ruki zaśmiał się cicho biorąc papiery do ręki.

– Dzięki. Jesteś najlepsza, że tak szybko to ogarnęłaś. Zaraz pójdę z tym do dyrektora – oznajmił zaglądając do środka teczki.

– Miało u mnie plakietkę "pilne". Więc to musiało być załatwione od razu dla pana przewodniczącego – odparłam z małym uśmiechem. Może i jestem beznadziejna w życiu, ale posiadanie odpowiedzialnego stanowiska wraz z pracą jakoś mi odpowiada. Nadaje... sens wszystkiemu. I mam wrażenie, że Ruki doskonale to wie. Jest idealny.

– Kochana jesteś. Za dziesięć minut masz kółko chemiczne a ja idę z wszystkimi sprawami do dyrektora. Nie zapomnij, że zgodziliśmy się udostępnić pokój potem – powiedział zbierając resztę dokumentów.

– Ciężko zapomnieć. Już wymyślają eksperymenty na festyn a on jest dopiero pod koniec roku szkolnego – odpowiedziałam z uśmiechem. Sięgnęłam po swoją torbę z rzeczami.

– W takim razie wolne na dzisiaj od spraw samorządowych. Do zobaczenia jutro. Chyba, że coś się stanie – dodałam kierując się do wyjścia. Chłopak uśmiechnął się do mnie.

– Zawsze możesz napisać – odparł. Skinęłam wychodząc z pokoju. Teraz tylko zejść na sam dół i przypilnować nerdów, żeby szkoły nie wysadzili. Ruszyłam po schodach. Naprzeciw widziałam Reiji'ego Sakamaki'ego. Jednak ich ojciec zdecydował się na naszą szkołę. Tylko czemu mam wrażenie, że okularnik idzie prosto do mnie? Może to jakieś głupie wrażenie, bo idzie do góry a ja w dół. Chyba obowiązki wiceprzewodniczącej dają o sobie znać, że wszędzie widzę, że coś ode mnie potrzebują.

– [T/i], zaczekaj. Mam sprawę do ciebie – oznajmił stając tuż przede mną. A jednak przeczucie nie myli. Oparłam się ręką o balustradę.

– Słucham w takim razie. Kolejne formułki mam ci wyrecytować? – spytałam.

– Bardzo śmieszne. Nauczycielka mówiła o kółku chemicznym i że ty je prowadzisz – zaczął. Skinęłam głową na potwierdzenie.

– To się zgadza. Są dwa kółka chemiczne. Dla wybitnych i dla tych, co potrzebują pomocy. Właśnie wybieram się na to dla wybitnie uzdolnionych czy zainteresowanych chemią – odpowiedziałam znudzenie. – Masz ochotę dołączyć?

– Dokładnie. Prowadź – zażądał. Przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie. Reiji szedł za mną w równej odległości sześciu kroków. To było dziwne, ale może ma jakąś chorobę psychiczną? W każdym razie zapytam potem Ruki'ego. Dopóki się nie dowiem to nie będę go skreślać.

Weszliśmy do klasy, gdzie było już kilka osób. Rozmawiali o chemii. A o czym by innym?

– Moi drodzy, przedstawiam Reiji'ego, który chciałby dołączyć do naszego kółka – odparłam dosyć głośno, żeby zwrócić ich uwagę. Byli podekscytowani i od razu otoczyli nas zadając pytania. Okularnik odpowiadał na każde. Uśmiechnęłam się lekko wymykając się z tego wianuszka. Podeszłam do biurka nauczycielskiego i zrobiłam listę obecności. Jest to wymagane, gdyby ktoś zrobił sobie krzywdę lub coś innego by się stało. Dzisiaj jest dobry dzień.

– Teraz ja zadam wam pytania. Czemu to [T/i] jest odpowiedzialna za kółko chemiczne? – zapytał. Spojrzałam w ich stronę.

– Jest najmądrzejsza i dostrzega błędy, kiedy nikt inny nie jest w stanie. Dzięki temu żyjemy – odpowiedziała jedna dziewczyna. Brunet przeniósł na mnie swój wzrok.

– A ty co odpowiesz? – spytał. Uniosłam brew. To jakiś sprawdzian?

– To fakt, znam się na chemii, ale nie interesuje mnie robienie eksperymentów, które sprawdzają powszechne fakty. Zgodziłam się prowadzić to kółko na prośbę nauczycielki. Co nie znaczy, że jestem tu z przymusu. Lubię to, co robię w tej szkole i tą swobodę – odpowiedziałam mu. Nie wiem czy to go usatysfakcjonuje, ale musi wystarczyć. On tylko poprawił okulary bez słowa.

– W każdym razie, zabierajmy się za pracę. Pani z chemii chciała przeprowadzić w waszych klasach lekcję z eksperymentem, więc zaproponowała, że możecie je przygotować. I poprowadzić po prostu zajęcia tak, żeby nie zanudzić ludzi – oznajmiłam. Wszyscy podeszli do biurka a ja podałam im kartki z tematem oraz propozycjami od nauczycielki.

– Macie ochotę to przygotować? – spytałam po chwili a każdy skinął głową. Spojrzałam na Reiji'ego.

– Jeżeli masz ochotę to mogę ci pomóc. Wiem, że możesz się stresować przed nowymi osobami i ciężko będzie ci się przestawić, żeby im to wytłumaczyć – zaproponowałam, żeby być miłym. W końcu mam być dla uczniów dostępna i pomocna.

– Nie trzeba. Mam pięciu braci debili. Wiem, jak coś wytłumaczyć komuś, kto nie rozumie podstawowych rzeczy – rzucił poprawiając po raz kolejny okulary. Uniosłam ręce w teatralnym geście poddania się.

– Nie to nie, chciałam dobrze. Nie musisz być taki groźny i niedostępny – powiedziałam przewracając oczami. Jak woli to niech sam sobie radzi. 


Laito Sakamaki

Cały tydzień drużyna koszykarek świętowała sukces. Łącznie ze mną, bo jednak byłam im przydatna. Wewnętrznie cieszę się, że dałam radę im pomóc i jakkolwiek mnie zaakceptowały. Wystarczył jeden mecz oraz to, że po prostu podawałam im piłkę, żeby mogły sobie wrzucać a jednocześnie być gwiazdami meczu. Jedyne, co mnie martwi to, że po meczu nie spotkałam już Laito. Mieliśmy razem wyjść a nie widziałam go przez ostatnie dni w szkole. Czy w mojej głowie pojawiło się milion powodów, czemu tak się stało? Owszem. Też jednak doszłam do wniosku, że widocznie miał jakieś argumenty, które przekonały go do wcześniejszej rozmowy. Zrobił swoje i tyle. W zasadzie to pocieszył mnie przed samym meczem. Nic więcej nie był mi winny.

– Świetna robota [T/i], mówiłem ci, że się nadajesz do drużyny – usłyszałam głos nauczyciela wf'u, który dopiero dzisiaj wrócił na zajęcia. Mężczyzna podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko.

– Dziękuję. Nie wiem, jak długo zostanę w drużynie, ale obiecałam, że pomogę do finału – odpowiedziałam.

– Z tobą na pewno wygrają. Jutro po zajęciach jest trening i liczę, że będziesz – odparł a ja pokiwałam głową na potwierdzenie.

– Nie powiem, że się nie przyda – powiedziałam. Naszą rozmowę przerwał dzwonek na zajęcia. Nauczyciel pożegnał się ze mną i rozeszliśmy się w swoje strony. Chciałam iść na lekcję matematyki, gdyby nie to, że ktoś zakrył mi usta, złapał w pasie przylegając do moich pleców.

– Spokojnie Bitch-chan, to tylko ja˜. Nie chciałem, żebyś krzyknęła na środku praktycznie pustego korytarza – usłyszałam, gdy tylko rozpoznałam zapach, który mnie otoczył. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam uśmiechniętego kapelusznika. Puścił mnie a ja założyłam ręce na piersi.

– Bardzo ciekawe, że tak cię obchodzę nagle – stwierdziłam przewracając oczami. Chłopak zbliżył się z powrotem obejmując mnie. Pogłaskał moje plecy.

– Przepraszam [T/i]. Pewnie zauważyłaś, że przez cały tydzień mnie nie było. Musiałem pilnie wyjechać - starał się wytłumaczyć. Pokręciłam głową z dezaprobatą.

– Od razu po meczu dziwnym trafem? Przyznaj po prostu, że ktoś ci zapłacił, żebym nie zawaliła i tyle - powiedziałam. - Poza tym, idź mi stąd, zajęcia się zaczęły.

– Idziemy, ale razem. Można powiedzieć, że pani z matematyki mnie bardzo lubi i załatwiłem nam wyjście. W ramach przeprosin za tamtą nieudaną randkę, którą obiecałem po meczu – oznajmił. Wzięłam głęboki oddech.

– Laito, nigdzie z tobą nie pójdę, jasne? Jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przed meczem, ale nie chcę czuć od ciebie przymusu wychodzenia ze mną. Nie gniewam się i naprawdę nie musimy wychodzić – odparłam.

– A co ci szkodzi iść ze mną? Masz załatwione zwolnienie, więc jesteś wolna. Czemu nie skorzystać z dobrego towarzystwa? – zapytał. Ręce mi po prostu opadły. On się tak łatwo nie podda. Takie odnoszę wrażenie. Westchnęłam ciężko.

– To wyjście i dasz mi spokój? - odpowiedziałam pytaniem. Momentalnie na twarzy chłopaka pojawił się ogromny uśmiech. Pokiwał głową szczęśliwy.

– Jeżeli będę widzieć, że jesteś niezadowolona to wtedy dam ci spokój - powiedział. Stanął obok mnie i delikatnie popchnął mnie, żebym ruszyła. Razem wyszliśmy ze szkoły. Jego ramię otaczało moją talię. To było dziwnie nowe dla mnie.

– Z łaski swojej, weź rękę. Założę się, że kilka osób na pewno patrzy i potem będą gadać - mruknęłam. Oczywiście dało to zupełnie odwrotny skutek, bo kapelusznik tylko wzmocnił swój chwyt.

– Jakby nie robili tego zawsze, jak widzą mnie z jakąś dziewczyną. Musisz przywyknąć do sławy, którą ci zagwarantuję - odparł z uśmiechem otwierając bramę szkolną. Tam też czekała słynna limuzyna. Chyba nie ma osoby, która nie zna słynnego pojazdu braci Sakamaki'ch i Mukami'ch. Każdy wie, kto przyjeżdża do szkoły. Laito otworzył mi drzwi, żebym mogła wsiąść.

– Zapraszam panią - powiedział z uśmiechem. Podeszłam do samochodu z cieniem wątpliwości co do zamiarów, gdzie chłopak chce mnie zabrać. Spojrzałam na niego unosząc brew.

– Porywasz mnie? - spytałam a w odpowiedzi dostałam szczery śmiech.

– Nie głupolku. Chciałem cię zabrać do kawiarenki, ale na piechotę trochę nam zajmie dojście. No chyba, że masz ochotę na długi, romantyczny spacer - odpowiedział z sugestywnym uśmieszkiem.

– Absolutnie nie mam ochoty na spacer, zwłaszcza długi - mruknęłam wsiadając do środka. Rudowłosy śmiejąc się wszedł za mną. Miłe z jego strony, że usiadł naprzeciw a nie obok. Poczułam się bardziej komfortowo. Dodatkowo jak zaczął rozmowę o luźnych rzeczach, przyłapałam się na tym, że rzeczywiście się wyluzowałam w jego towarzystwie. I naprawdę dojechaliśmy do kawiarenki, gdzie spędziliśmy czas praktycznie do końca zajęć. Udało mu się odkupić to zapomniane wyjście na pizzę.


Ayato Sakamaki

Nuciłam sobie szczęśliwa sprzątając kolejny stolik. Za chwilę koniec zmiany a moja zmienniczka już rządzi na kuchni zmywając naczynia po obiadowej fali gości. Myślałam nad swoim życiem dopóki, nie usłyszałam dzwoneczka nad drzwiami. Z kuchni wyłoniła się [I/d], która przejmuje kawiarnię.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała szczęśliwa.

– Dobry, potrzebuję porozmawiać z [T/i]. Widziałem ją rano, ale spieszyłem się na zajęcia. Może kończyła chwilę temu i jeszcze jest gdzieś na zapleczu? – odparł mężczyzna. Rozpoznałam jego głos i z uśmiechem wyłoniłam się zza rogu. Nasza kawiarenka ma kształt litery "L", więc są miejsca, gdzie można mieć trochę prywatności.

– Spójrz w swoje lewo a zobaczysz tego, kogo chcesz spotkać – powiedziała a chłopak odwrócił się i uśmiechnął. Pomachałam do niego. Ayato Sakamaki we własnej osobie.

– Coś się stało, że chcesz rozmawiać? – zapytałam chowając ścierkę do kieszeni fartucha i wycierając w niego ręce. Czerwonowłosy podszedł do mnie od razu.

– Chciałaś, żebym przyszedł kiedyś na ciastko. Więc jestem i chciałem, żebyś usiadła ze mną. Ja stawiam w ramach podziękowania za pomoc – odpowiedział z głupkowatym uśmiechem, ale czułam, że chodzi o coś więcej. Skinęłam głową na zgodę.

– To usiądź sobie a ja zaraz przyjdę. Przebiorę się i wezmę rzeczy – powiedziałam. – [I/d] cię obsłuży, zamów coś.

– A nie możesz... ty przynieść nam coś? – spytał niepewnie. Położyłam dłoń na jego ramieniu.

– Złożę zamówienie a [I/d] je przyniesie, okej? – poszłam na kompromis a Ayato pokiwał i poszedł do stolika, który był niewidoczny na pierwszy rzut oka. Sama poszłam do lady, gdzie stała dziewczyna i z rozmarzonym wzrokiem patrzyła za chłopakiem.

– Zakochana-przyłapana – rzuciłam zdejmując fartuch ze śmiechem. Ona tylko westchnęła z uśmiechem.

– Jestem z nim w szkole i powiem ci, od kilku miesięcy tak bardzo chciałabym z nim pogadać, ale nigdy nie idzie go znaleźć na przerwach a jak już to jest z Yui, którą zmusza do gotowania albo z braćmi się przekomarza. Trafia mi się teraz idealna okazja, bo jest sam to przyszedł do ciebie – powiedziała. Wzięłam głęboki oddech. Ruszyło mnie to, ale bardziej zdziwiło mnie, że ta reakcja wystąpiła niż jej moc.

– Masz szansę zaprosić go na spotkanie. Zanieś nam dwa kawałki ciasta czekoladowego i mi latte a jemu nie wiem, więc zapytaj. Daje ci wolne jakieś 10 minut, bo idę się przebrać – odparłam do niej i ruszyłam do szatni. Chciałabym jednak, żeby jej odmówił, ale będę się cieszyć z ich szczęścia, jeśli zajdzie taka okoliczność.

Podeszłam do swojej szafki i schowałam fartuch do niej. Przebrałam bluzkę z firmowej na własną. Usiadłam na ławeczce, żeby zmienić też buty na lżejsze. Może powinnam też rozpuścić włosy? Czy to nie będzie przesada? Wstałam z miejsca i odchyliłam drzwiczki szafki, gdzie miałam lusterko. Zdjęłam gumkę przerzucając włosy na jeden bok. Wzięłam swoją torebkę i zarzuciłam ją na ramię. Może nie jestem najpiękniejsza, zwłaszcza po męczącej zmianie, ale najgorzej nie jest ze mną.

– Nie mam szans... – jęknęła [I/d] wchodząc do szatni. Spojrzałam na nią unosząc brwi.

– Co się stało? – spytałam zamykając szafkę na klucz.

– Poszłam do niego, jak powiedziałaś. Zaniosłam wam po ciastku a twoja kawa się robi. I pytam, co on by chciał do picia. Zamówił sobie mrożoną herbatę. No okej. Zaproponowałam mu jeszcze jakieś słodkości, ale nie chciał. Zawzięłam się w sobie i mówię mu, że kojarzę go ze szkoły. Pytam, czy jest miłośnikiem kuchni, bo często go widuję w szkolnej pracowni. Zero reakcji. Po prostu patrzył na mnie. No to pytam, czy chciałby może się spotkać. Tak totalnie bez zobowiązań, po prostu pogadać. I tak, zaznaczyłam to w rozmowie. A on mówi, że takie spotkania nie mają zbytnio sensu jeśli obie strony nie są zainteresowane. Zrozumiałam przekaz, że on nie jest i po prostu stamtąd uciekłam – opowiedziała i oparła się czołem o szafki. Uśmiechnęłam się pocieszająco podchodząc do niej.

– Przynajmniej nie dał ci złudnej nadziei, nie wykorzystał cię do niczego a musisz tylko pokonać zauroczenie. To szybko minie. Jestem słaba w pocieszaniu, ale znajdziesz lepszego. Może Kanato się zgodzi na spotkanie – zażartowałam na koniec, żeby ją rozweselić. Przyniosło efekt, bo dziewczyna się zaśmiała.

– Wtedy ja nie będę zbytnio zainteresowana. Dobrze wiesz, że on mnie przeraża – mruknęła. Razem wyszłyśmy z zaplecza i ja przygotowałam szybko herbatę a [I/d] dokończyła moją kawę. Wzięłam obie rzeczy. Przeszłam do stolika, gdzie cierpliwie czekał Ayato.

– Wybacz ten czas oczekiwania. Słyszałam, że dałeś kosza mojej koleżance z pracy – odparłam stawiając herbatę przed nim. Oderwał się od czytanego tekstu na telefonie i schował go do kieszeni.

– Dzięki. Nie musisz przepraszać a uwierz mi, że ona nie jest pierwszą dziewczyną, której odmówiłem. Nawet nie jest pierwsza dzisiaj – powiedział patrząc na moje ruchy. Usiadłam sobie naprzeciw niego.

– To ma mi zaimponować? Że mam łapać okazję, kiedy zwróciłeś na mnie uwagę? – spytałam znad kawy z małym uśmieszkiem. Czerwonowłosy zaśmiał się cicho.

– Nie. Ma ci pokazać, żebyś się nie przejmowała tym, że jej odmówiłem i jakby cierpiała to ją możesz pocieszyć, że nie jest jedyna. Niestety nie moja wina, że nie każda mnie interesuje. Wydaje mi się to na plus bardziej – odpowiedział i przemieszał herbatę. Kostki lodu dźwięcznie obiły się o szklankę. Wzruszyłam ramionami nachylając się do przodu. On zrobił to samo.

– Szczerze? Nie bardzo mnie obchodzi [I/d]. Nie jestem z nią blisko. Tylko razem pracujemy w godzinach szczytowych, kiedy zazwyczaj ja kończę a ona zaczyna i nasze zmiany się zazębiają – powiedziałam półgłosem. Z triumfalnym uśmieszkiem wyprostowałam się na krześle.

– Czyli rozumiesz, że wolę posiedzieć z tobą i odwdzięczyć się za pomoc niż z nią i czuć się jakoś niezręcznie z fanką ze szkoły? – zapytał a ja pokiwałam głową na potwierdzenie.

– Doskonale to rozumiem. A teraz próbuj ciasta, bo dzisiaj rano je piekłam.


Kanato Sakamaki

Sięgnęłam po swoją torbę i wyciągnęłam z niej butelkę z wodą. Pani z muzyki pozwoliła mi dzisiaj ćwiczyć grę, żeby nie zawieść Kanato. Mimo, że nie miałabym nic przeciwko, jakby sam zagrał i zaśpiewał do tego. Wolałabym nie wystąpić niż tak się stresować, jak teraz. Tak się ucieszyłam, kiedy nauczycielka mnie doceniła i zapytała, czy zagram a teraz najchętniej bym zrezygnowała z tego.

Westchnęłam zakręcając butelkę. Poczułam lekki ból w palcach i przez przypadek ją upuściłam. Jęknęłam sama do siebie, bo moje picie gdzieś się stoczyło pod siedzisko. Schyliłam się, ale nigdzie nie mogłam jej namierzyć. Zmarszczyłam brwi, bo daleko nie mogło się przesunąć.

– Co ty robisz? – usłyszałam przed sobą. Charakterystyczne buty pojawiły się przed moimi oczami. Szybko się podniosłam i spięłam. O mało nie uderzyłam głową. Ale byłby wstyd! Wielkie, fioletowe oczy bez wyrazu wpatrywały się we mnie.

– Em... Butelka wody mi spadła i... ten... – wyjąkałam a chłopak podał mi moją zgubę. Wzięłam ją niepewnie i schowałam z powrotem.

– Dziękuję. Już tak mnie palce bolą od gry, że ledwo trzymam przedmioty – powiedziałam cicho. Chłopak posadził swojego pluszaka na fortepianie. Sam bez słowa zajął miejsce tuż obok mnie. Zacisnęłam usta czekając aż się odezwie, ale nic takiego nie nastąpiło. Chwilę tak siedzieliśmy, Kanato wpatrywał się w klawisze.

– Jak się czuje Teddy? Szwy trzymają? – spytałam półgłosem. Zwróciłam tym jego uwagę na siebie.

– Teddy'emu nic nie jest. Zrobiłaś dobre szwy, ale poprawiłem je w domu, żeby były mocniejsze. Teddy jest ci wdzięczny za pomoc – odpowiedział. Skinęłam głową na potwierdzenie.

– Cieszę się, że mogłam się na coś przydać. Naprawdę przykro mi, że wtedy pokłóciłeś się z bratem – odparłam.

– I tak by przyszedł, żeby dokuczać – rzucił. Położył swoje dłonie na klawiszach. – Nie potrafi się powstrzymać.

– To prawda, że jest twoim bliźniakiem? – zadałam pytanie zanim zdążyłam ugryźć się w język. Kanato pokiwał na potwierdzenie.

– Chciałbym, żeby nie, ale z krwi jesteśmy – powiedział. Nacisnął kilka klawiszy wydobywając dźwięk. Zmarszczył brwi.

– Coś się stało? – spytałam. Chłopak wziął moje dłonie i ułożył je na dokładnie na tych samych klawiszach, co on miał. Sam wstał z miejsca, żeby otworzyć instrument.

– Naciskaj po kolei. Z którymś klawiszem coś jest nie tak – odparł. Zrobiłam to, co chciał. Pomiędzy każdym dźwiękiem robiłam krótką przerwę, żeby mógł sobie sprawdzać.

– Mam. To nie była twoja wina, że źle zagrałaś tylko klawisza – oznajmił schylając się do środka. Coś poprawił i pokazał mi, żebym nacisnęła po raz kolejny. Rzeczywiście teraz dźwięk był lepszy.

– Masz niesamowity słuch Kanato. Teraz słyszę różnicę, ale wcześniej nie wyłapałam tego – pochwaliłam. Fioletowowłosy wyprostował się.

– Linka była poluzowana. Jak ja gram na co dzień na dobrze nastrojonych instrumentach to łatwiej wyłapać fałsz – wytłumaczył. No tak, ja grywam głównie w szkole to przywykłam do tego brzmienia i założyłam, że tak powinno być.

– Rozumiem. Też pewnie grasz o wiele dłużej niż ja. Jeżeli chcesz to mogę nie przyjść na występ i sam zagrasz – odparłam spuszczając głowę.

– Możesz zagrać. Musisz się wykazać w pracy zespołowej. Hm...? – powiedział, ale zwrócił głowę w stronę pluszaka. Spojrzałam na niego. Wyglądał, jakby rozmawiał z nim w myślach? Chyba za dużo filmów się naoglądałam ostatnio.

– Teddy proponuje ćwiczenia u nas w rezydencji. To nie jest zły pomysł – oznajmił. Wziął misia do rąk i stanął obok mnie.

– Nie wiem, czy powinnam... - zaczęłam, ale Kanato chwycił mnie pod ramię i pociągnął tak, żebym wstała. Sięgnęłam po torbę a on po nuty.

– Nie bój się, usprawiedliwię cię u nauczycielki a do domu potem dostaniesz podwózkę. Poćwiczymy do tego nieszczęsnego przedstawienia na dobrej jakości sprzęcie – odparł. Podał mi zapisane kartki a ja je schowałam. Chcąc nie chcąc poszłam za nim do wyjścia. Zbyt wielkiego wyboru nie miałam.

Szłam przez pusty korytarz kilka kroków za Kanato. On rozmawiał ze swoim misiem. Nie powiem, nie napawa mnie to optymizmem, żeby zostać z nim sam na sam w budynku, gdzie nikt nie będzie mógł mi pomóc w razie czego. W szkole jeszcze można liczyć na to, że ktoś usłyszy, jakbym krzyczała. Rozglądałam się wokół i chyba nigdy nie było tu tak cicho, jak teraz.

– Chodź – rzucił otwierając mi drzwi wyjściowe. Uśmiechnęłam się do niego lekko w podzięce. Wyszłam na świeże powietrze. Razem przeszliśmy do bramy a tam czekała już limuzyna. Ta słynna limuzyna, która wozi Sakamaki'ch.

– Kanato, mogę o coś zapytać? – zadałam pytanie a on skinął. – Czemu jeździcie limuzyną?

– Ma więcej miejsca, żeby pomieścić całą naszą szóstkę niż normalny samochód i możemy siedzieć tak, aby nikt nie naruszał przestrzeni osobistej kogoś innego. Unikamy konfliktów poniekąd w ten sposób – odpowiedział otwierając drzwi samochodu. Wsiadłam do środka. Rozejrzałam się i naprawdę jest tu dużo miejsca. Mogę sobie wyobrazić, że tu się mieszczą w wygodny dla nich sposób.

– Jest to zrozumiałe teraz lepiej.

– Cieszę się, że zaspokoiłem twoją ciekawość. A teraz kierunek, rezydencja. Ne˜ Teddy? 


Subaru Sakamaki

Uderzyłam lekko biodrem o bramę wchodząc na teren szkolny. W rękach trzymałam dwie donice z małymi roślinami, które chcę wręczyć Subaru za pomoc. Jeżeli będzie chciał to weźmie do siebie a jak nie to w szkolnym ogrodzie na pewno się przydadzą. W każdym razie ktoś skorzysta.

Z uśmiechem skręciłam za budynek i z daleka zobaczyłam już białowłosego chłopaka. Widziałam, że był bardzo skupiony na studiowaniu jednej książki a obok niej stało kilka roślin w doniczkach. Podeszłam do niego. Chciałam też go wystraszyć, ale od razu przypomniało mi się, że Subaru jest lekki wybuchowy i mógłby przypadkiem coś lub mnie uszkodzić. A na co komu kolejne problemy?

– Nie musisz się skradać [T/i]. Słyszę cię – powiedział a ja zaśmiałam się.

– Nie skradam się. Idę do ciebie po prostu – odparłam z uśmiechem. Chłopak spojrzał na mnie przez ramię i widziałam, że interesowało go, co trzymam w rękach. Podeszłam do niego. Postawiłam donice na wolnym kawałku stołu.

– Ciężkie to, jak... – westchnęłam odginając się trochę do tyłu. – Ale mniejsza z tym. To dla ciebie!

– Dla mnie? Niby z jakiej racji? – spytał

– Tak, dla ciebie. Z racji tego, że miałam naprawdę ciężki tydzień i pozwoliłeś mi go odespać. A miałam ci pomóc wtedy. Więc to są małe prezenty w podziękowaniu. A dzisiaj jestem wyspana i gotowa, żeby wypełnić twoje rozkazy dotyczące ogrodu. Z chęcią odpracuję tamten dzień – oznajmiłam stając prosto niczym żołnierz przed przełożonym, ale szybko się zaśmiałam.

– Miło z twojej strony. Jak chcesz to możesz pomóc, ale tego nie musiałaś przynosić. Co to w ogóle są za rośliny? – odparł ściągając jedną donicę na ziemię. Uśmiechnęłam się zwycięsko.

– Zobaczysz, jak urośnie. To jest prezent długoterminowy. Nie ma dużych wymagań, więc możesz je zostawić nawet w szkolnym ogrodzie, jeśli nie chcesz ich wziąć – powiedziałam głaszcząc doniczkę. Było to poniekąd dziwne, ale lubię myśleć, że rośliny też mają jakieś uczucia i nas słuchają.

– Nie... Ja je wezmę do siebie... – odpowiedział cicho, jakby speszony. Zdjął drugą donicę na ziemię, ale przesunął je tak, żebym nie mogła ich zabrać z powrotem. Zaśmiałam się pod nosem.

– Są dla ciebie, więc zrób z nimi co chcesz. Tylko mówię, że jeśli nie znajdziesz miejsca lub... – zaczęłam, ale mi przerwał.

– Znajdę. Będą u mnie w ogrodzie. Jest duży, więc wszystko się pomieści. Nie musisz się martwić o miejsce dla tych tajemniczych roślin – powiedział pewnie. Skinęłam głową na zgodę z uśmiechem.

– Cieszę się. Mam nadzieję, że jak już wyrosną i zakwitną to ci się spodobają. A na razie zajmijmy się tymi, co są tutaj – stwierdziłam obracając się przodem do stołu, gdzie było pełno ziemi, kilka pustych doniczek oraz kilka pełnych ze słodkimi, małymi roślinami.

– Idź najpierw po rękawiczki – odparł. Sięgnęłam do kieszeni po gumkę. Związałam szybko włosy w kucyk, żeby mi nie przeszkadzały.

– Teraz mogę iść i zabieram się do pracy z tobą! – oznajmiłam i ruszyłam w stronę szopy. Weszłam do środka i sięgnęłam po rękawice ogrodnicze. Założyłam je od razu. Wzięłam też dodatkowe narzędzia, żebym nie musiała podbierać od Subaru. Wróciłam do chłopaka.

– Gotowa do pracy. Co mam robić? – spytałam stając obok niego.

– Skoro mamy jeden fartuch to ja będę ci przynosić rośliny a ty oczyścisz korzenie i wsadzisz do świeżej ziemi. Potem będzie trzeba do niektórych zrobić stelaże oraz dać specjalnych odżywek, ale najpierw je wyciągnijmy – odpowiedział. – Jak widać, przygotowałem już puste doniczki i kilka roślin zdążyłem wyciągnąć. Możesz je dokończyć.

– Tak jest szefie! – odparłam z uśmiechem i sięgnęłam po wąż ogrodowy. Obeszłam stół, żeby stanąć przy tamtych roślinach. Każdą wyjęłam, opłukałam korzenie, ułożyłam trochę świeżej ziemi na dnie, wkładałam i zasypałam, żeby była stabilna. Pracowaliśmy sobie w ciszy. Co jakiś czas zanuciłam coś. Żałuję, że nie miałam przy sobie słuchawek, ale też nie wypada ignorować współpracownika.

– Dziwię się, że nie boisz się brudnej roboty. Za każdym razem, kiedy dostawałem pomocniczkę to tylko by zalała te kwiaty, bo ziemia ją pobrudzi – stwierdził, kiedy przynosił ostatnią roślinę. Spojrzałam na niego zdziwiona.

– Czemu miałabym się bać? To tylko ziemia. Może i się pobrudzisz, ale nie jest to jakieś złe. Czasem masz większą frajdę, gdy jesteś brudny – odpowiedziałam szczęśliwa. Chłopak skinął głową na potwierdzenie.

– Zgadzam się. Po prostu mówię, że jesteś pierwszą dziewczyną, która nie ma z tym problemu. Poniekąd jestem pod wrażeniem – powiedział. Wyszczerzyłam się do niego.

– Oby nie tylko to ci we mnie imponowało. Na razie może być – zaśmiałam się. Razem dokończyliśmy resztę pracy, aby szybciej skończyć i móc iść szybciej do domu.


Ruki Mukami

Niemal wskoczyłam po ostatnich stopniach prowadzących na ostatnie piętro, gdzie znajdował się pokój samorządu uczniowskiego. Byłam szczęśliwa. Udało mi się skończyć linie melodyczne do spektaklu i dzisiaj spotykam się z Kou, żeby mu to pokazać. Nasza współpraca szła nawet dobrze. Razem gładko przebrnęliśmy przez kopalnię pomysłów. Został tylko tekst.

– Jestem! – zawołałam otwierając drzwi na oścież. W środku czekał już blondyn a na mój widok rozpromienił się. Siedział przy jednym z biurek.

– Moja kompozytorka! Masz coś dla mnie? – spytał szczęśliwy. Wyjęłam świeżutki zeszyt z zapisanymi nutami. Rzuciłam mu go, ale zręcznie złapał.

– Widzę, że skończyłaś melodię. Tak zostaje nam tylko tekst – odparł przeglądając kartki. Zaśmiałam się siadając na biurku bokiem. Drugi raz sięgnęłam do torby.

– Mam kilka propozycji. Plusem jest to, że masz od razu dopasowane do linii melodycznej – odpowiedziałam z uśmiechem. Położyłam kilka luźnych, zapisanych arkuszy obok siebie. Chłopak spojrzał na nie zdziwiony.

– Podziwiam. Ja też przygotowałem kilka propozycji. Chcesz spojrzeć na nie? – zapytał podając mi swój zeszyt. Mruknęłam biorąc go do ręki. Otworzyłam i zaczęłam nucić pod nosem, żeby sobie porównać. To samo robił Kou. Nasze głosy się zsynchronizowały. Brzmiało to naprawdę super.

– Chyba twoje teksty bardziej mi pasują. Tylko końcówki są jakieś dziwne. Mogę? – zadał pytanie biorąc ołówek do ręki. Skinęłam głową na zgodę.

– To ty będziesz śpiewać, nie ja. Dostosowuj sobie, jak chcesz – odparłam unosząc ręce. Uśmiechnęłam się czując satysfakcję. Naprawdę cieszę się, że mogę z nim pracować. Gdzieś tak wewnątrz. Oprócz tego tutaj mogliśmy mieć całkowity spokój, bo Ruki zapewnił nas, że oprócz niego nikt nam nie przeszkodzi. Niestety on musi przyjść popracować, ale mi to w zupełności nie przeszkadza. Nawet lepiej, jak jest.

– Jak ci idzie z chemią? Nauczycielka w końcu się na coś zdecydowała? – spytałam przerywając ciszę. Zbyt długo nie mogę wysiedzieć w takim stanie. Blondyn podniósł wzrok mnie.

– Tak. W zasadzie mamy już zrobioną prezentację. Zostało tylko jej przedstawienie na ocenę. A jak tobie się żyje na lekcjach muzyki? – odpowiedział pytaniem.

– Unikam, jak ognia, ale... – zaczęłam, kiedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Ruki stanął z grubą teczką wypełnioną dokumentami.

– Wybaczcie, ale służba nie drużba. Nie zaczeka – odparł z przepraszającym uśmiechem.

– Nic nie szkodzi. I tak tylko on ma jakieś obiekcje do moich genialnych tekstów – powiedziałam opierając się na jednej ręce do tyłu. Oboje się zaśmiali. Brunet położył rzeczy na biurku. Wyjął jedną kartkę i mi ją podał.

– Obiecałem i załatwiłem. Nie tylko gwiazdor może mieć przywileje – oznajmił dumny. Wzięłam ją do ręki. Szybko przeleciałam tekst wzrokiem szczęśliwa.

– Zgodę na co? – zapytał Kou opierając się do tyłu na krześle.

– Twój brat załatwił mi zwolnienie z zajęć muzycznych – odparłam. Sięgnęłam po długopis i podpisałam porozumienie. Zeszłam z biurka a następnie podeszłam do przewodniczącego. Przytuliłam go z wdzięcznością.

– Dziękuję. Ja i moje uszy – odpowiedziałam szczęśliwa. Chłopak pogłaskał mnie po plecach z małym uśmiechem pod nosem.

– Po to jestem. Żeby pomagać – oznajmił. Spojrzałam na niego odsuwając się.

– Oj ja wiem, co się szykuje~. Zostawię was samych. Wykorzystajcie dobrze ten czas. I tak muszę zabrać to do domu. Będzie mi łatwiej to ogarnąć – powiedział blondyn wstając ze swojego miejsca. Popatrzyliśmy na niego oboje a następnie na siebie.

– Dobrze, że ty wiesz, ale my nie wiemy – odparł jego brat a ja pokiwałam głową na potwierdzenie.

– Iskrzy między wami. Widzę to – odpowiedział wskazując na nas. Przewróciłam oczami.

– Ty to chyba za dużo chemii masz i teraz wszędzie ją widzisz. Jestem wdzięczna twojemu starszemu bratu za pomoc w załatwieniu drugiego w historii zwolnienia z zajęć muzyki. I to dla praktycznie zawodowego muzyka – oznajmiłam kładąc ręce na biodrach.

– Zgadzam się z panią kompozytor. Przysługa za przysługę. Zgodziła się pomóc przy przedstawieniu a ja zaproponowałem pomoc przy załatwieniu papierów u dyrektora – dodał brunet.

– W takim razie macie więcej czasu dla siebie. Dzisiejsze zajęcia i tak mamy odwołane a mi lepiej to ogarniać w swoim studiu – rzucił chowając wszystko do swojej torby. Wzruszył ramionami z głupawym uśmieszkiem i ruszył do wyjścia. Spojrzałam na Ruki'ego a ten tylko pokręcił głową z dezaprobatą na zachowanie swojego brata.

– Zrobię herbaty. Masz ochotę? Chyba, że wolisz kawę – zaproponował, kiedy Kou już wyszedł.

– Herbata będzie lepsza. Może ja zrobię a ty zajmij się dokumentami. Jeśli ci to nie przeszkodzi to z chęcią potowarzyszę – powiedziałam idąc do czajnika, żeby go włączyć. Chłopak wyjął dwa kubki i otworzył szafkę z herbatami.

– Myślę, że chwilę możemy odpocząć i po prostu sobie porozmawiać.


Kou Mukami

Ostatnie spotkanie ze sławnym idolem przeszło o wiele lepiej niż się spodziewałam. Nie powiem, ale nawet miło spędziłam ten czas i tak naprawdę w trzy godziny zrobiliśmy cały projekt. Wydawało mi się, że on też nieźle się bawił, ale podejrzewam, że po wygłoszeniu prezentacji, nasze drogi się rozejdą.

– [T/i]! Zaczekaj! – usłyszałam wołanie. Odwróciłam się patrząc na dziewczynę, która biegła w moją stronę. Zrobiłam krok do tyłu zakładając ręce na piersi z niesmakiem. No biust to jej zaraz wypadnie.

– Czego chcesz [I/d]. Nie mam zbytnio ochoty na rozmowę z tobą – rzuciłam. Dziewczyna zatrzymała się przede mną z lekką zadyszką.

– Oszukałaś mnie! – zarzuciła. Brwi poleciały mi do góry ze zdziwienia i niedowierzania.

– Przepraszam bardzo, ja nawet z tobą nie rozmawiam. Jak miałam cię oszukasz? – spytałam. Widziałam, jak zaczyna się czerwienić ze złości a nie ze zmęczenia.

– Ostatnio rozmawiałyśmy. Szukałam Kou a ty oszukałaś mnie, że nie wiesz, gdzie jest! – wytknęła. Przewróciłam oczami. Czemu mnie to spotyka? Czy nie mogę mieć spokojnego życia?

– Bo nie wiedziałam. Powiedziałaś dosłownie, że go szukacie. Więc nie wiedziałam, gdzie był – wyjaśniłam. Ona zaraz zacznie raka albo kraba przypominać kolorem.

– Bardzo ciekawe, skoro widziałam potem, że razem siedzicie w sali! Miałaś mu przekazać, że na niego czekam a sama go zabrałaś! Nie wiem, co go tam trzymało, ale na pewno nie ty – rzuciła niczym obrażona damulka.

– Pewnie, że nie ja tylko projekt, który mieliśmy razem zrobić, żeby Kou mógł zaliczyć semestr. Z dobrego serca mu pomogłam a dostaje ciebie, która mi wytyka, że nie posłałam biedaka w twoje oślizgłe łapska i sama tego nie zrobiłam. Ja mogę pomagać, ale niech nikt nie oczekuje, że zrobię to za niego – odparłam cedząc słowa przez zęby. Może mam inne zainteresowania niż większość dziewczyn, ale nie dam się wykorzystywać.

– Jestem pewna, że jeżeli byś mu powiedziała, że czekam na niego to przełożyłby wasze eksperymenty na później – powiedziała. Wzięłam głęboki oddech.

– Ciekawe, że wiesz, co bym zrobił skoro tego nie zrobiłem – usłyszałam obok siebie. Kou dołączył do naszej rozmowy stając po mojej lewej stronie. Spojrzałam na niego, bo byłam zdziwiona, że chciał mnie bronić. I równie zaskoczona, bo poczułam jego dłoń na dole pleców. Jednak [I/d] tego nie zauważyła. Lepiej dla niej.

– Kouś... A-ale ja czekałam... – zaczęła rozpływając się samym faktem, że może rozmawiać ze swoim idolem.

– Świetnie, że czekałaś. [T/i] przekazała mi, że będziesz czekać, ale to mój wybór. Nie wyszedłem do ciebie, bo sam tak wybrałem. Zrozum, że nie jestem tobą zainteresowany i nie będę. Ani tobą ani żadną z moich fanek. Zależy mi na moich fanach, ale nie w taki sposób, jak sądzisz – wytłumaczył. Widać było, że w dziewczynę bardzo to trafiło. Prychnęłam pod nosem.

– Róbcie, co chcecie. Ja idę na zajęcia – powiedziałam. Chciałam się wywinąć z objęć blondyna, ale ten mi nie pozwolił. Obrócił się razem ze mną, żeby mnie nie puszczać. W tak dziwny sposób ruszyliśmy w stronę budynku szkoły.

– Nie musiałeś mnie bronić przed nią. Stałam na terenie szkoły, cokolwiek by mi zrobiła, miałaby o wiele większy problem niż na mieście. Przynajmniej prawnie – odparłam. Nie, żebym nie umiała się bronić. Na terenie szkoły pozwoliłabym jej na coś więcej, żeby miała większy przypał.

– Nie chciałem, żebyś odebrała to jako obronę. Po prostu nie chcę, abyś musiała tłumaczyć się z moich wyborów. Twoja pomoc to mój wybór. Poprosiłem nauczycielkę, żeby mi ciebie wyznaczyła – przyznał a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, chłopak złapał moją głowę i schylił się ze mną. Nad nami przeleciała szklana butelka, która roztrzaskała się na betonowym fragmencie ścieżki prowadzącej do wejścia.

– Czyś ty zupełnie oszalała?! – krzyknęłam czując złość i odwróciłam się w stronę [I/d]. Stała tam z wypiekami. Kou podniósł się ze mną na nogi.

– Nie przejmuj się nią. Chodźmy do środka. Ruki się nią zajmie – odparł obejmując mnie, jakby bał się, że pójdę sama. Obrócił mnie od dziewczyny i ruszył ze mną do szkoły.

– Naprawdę doceniam pomoc, ale jej nie potrzebuję. Nie jestem małą dziewczynką, która wymaga opieki – powiedziałam odsuwając się od niego. Blondyn złapał moją dłoń.

– Okej, okej. Nie potrzebujesz opieki. Jednak pozwól mi iść z tobą na zajęcia – poprosił. Przewróciłam oczami.

– Zapomniałeś, że i tak jesteśmy w jednej klasie? Gdybyś częściej bywał w szkole to byś wiedział – rzuciłam wyciągając swoją rękę z jego. Nie wiem na kogo jestem teraz bardziej zła, na [I/d] czy na Kou. Wzięłam głęboki wdech.

– Mam nadzieję, że nie zapomniałeś kartek z tekstem na dzisiejszą prezentację – odparłam i weszłam do szkoły. A mogło być tak spokojnie. 


Yuma Mukami

Wyszłam z gabinetu dyrektora trzymając kolejne dokumenty. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam do góry, żeby zostawić papiery. Wiem, że dzisiaj mamy mieć wolne od robienia rzeczy do samorządu, ale muszę tylko odłożyć to, co dostałam i zmykam na zajęcia. Za chwilę też weekend, więc miło będzie odpocząć.

Stanęłam u szczytu schodów zdziwiona. Przed pokojem samorządu stał Yuma Mukami we własnej osobie. Wzięłam głęboki wdech, żeby się nie denerwować. W końcu jestem w samorządzie, prawda?

– Samorząd nie działa do przyszłego tygodnia. Jeśli masz sprawę do Ruki'ego to możesz go tu nie znaleźć – oznajmiłam wyciągając klucze z kieszeni. Otwarłam pomieszczenie, żeby wejść do środka.

– Nie jego szukam. Tak się składa, że czekam na ciebie – powiedział. Uniosłam brew do góry naciskając klamkę.

– Na mnie? Znowu chcesz się kłócić o lektury szkolne, których nie potrafisz przeczytać? Mówiłam ci, że raczej listy nie da się zmienić – odparłam wchodząc do środka. Od razu ruszyłam do półki stojącej za biurkiem przewodniczącego.

– Nie – rzucił. – Chciałem przeprosić. Miałem trochę gorszy dzień, byłem zły o tą lekturę i trochę wyżyłem się na pani w bibliotece. Byłem też zdenerwowany, że taka dziewczyna, jak ty po prostu upokorzyła mnie zabierając do przewodniczącego samorządu a jednocześnie mojego brata.

– Nie wiem, czy mam być zła o to, że twierdzisz, że cię upokorzyłam czy o to, że zrobiła to dziewczyna taka, jak ja – stwierdziłam chowając dokumenty do jednej teczki. Włożyłam ją między inne na półce i odwróciłam się w stronę chłopaka zakładając ręce na piersi. Widać było, że stracił trochę swojej pewności siebie. Westchnęłam cicho.

– Wyrażaj inaczej swoje zdanie a nie będziesz musiał być przeze mnie upomniany ani zaprowadzony przed majestat twojego brata. Nie jestem zła. Uwierz, nie jesteś pierwszy, który został przeze mnie złapany. Grzechy masz odpuszczone, możesz iść – dodałam i uklękłam, żeby wziąć jeszcze notes, gdzie z Ruki'm zapisujemy rzeczy do zrobienia. Musiałam odhaczyć sprawy, które załatwiłam przed chwilą. Położyłam zeszyt na biurku i zapisałam wszystko, co musiałam. Yuma dalej stał i patrzył na mnie.

– Nie słyszałeś? Możesz iść. Nie jestem zła i nie brykaj to nie będę cię "upokarzać" – odparłam prostując się. Rozejrzałam się pobieżnie po moim otoczeniu a następnie po swoim ubraniu. Jest coś, co go tak zahipnotyzowało? Pstryknęłam dwa razy palcami przed jego oczami.

– Halo? Ziemia do Yumy! Jesteś tu jeszcze ze mną w tej czasoprzestrzeni czy odleciałeś całkowicie? – zapytałam. Zobaczyłam, jakąś reakcję, bo przeniósł wzrok na moją twarz.

– Jestem, jestem. Już idę. Po prostu się zamyśliłem, dobra? Zresztą i tak Kou za chwilę przychodzi – odpowiedział odwracając głowę w bok. Myślał, że nie widziałam, ale ten czerwoniutki kolor na policzkach mi nie umknął. Lekko przygryzłam wargę, żeby powstrzymać uśmiech. Czyżby miał jakiś fetysz, że lubi ostre i dominujące kobiety?

– No to zapraszam do wyjścia panie Mukami – powiedziałam wskazując na drzwi wyjściowe. Poprawiłam swoją torbę i sama ruszyłam do wyjścia. Otworzyłam mu drzwi czekając aż wyjdzie. Zrobił to a ja wyszłam za nim.

– Nie zamykaj sali [T/i]! – krzyknął Kou wbiegając na piętro. Zaśmiałam się kiwając głową.

– Nie zamykam. Powodzenia z pracą życzę dzisiaj – odparłam, gdy blondyn stanął przy nas. Przytulił mnie wolną ręką.

– Dzięki MNeko-chan. Damy z siebie wszystko. A wy idziecie razem na zajęcia? – spytał. Odsunęłam się od niego i pokręciłam przecząco głową.

– Nie. Twój brat przyszedł po prostu ze mną porozmawiać o pewnej rzeczy. Musiałam zostawić dokumenty dla Ruki'ego, więc wszedł ze mną do pokoju – odpowiedziałam tak, żeby w razie czego nie "upokorzyć" Yumy.

– A już myślałem, że będę miał o kogo wypytywać mojego brata. No nic, lecę się przygotować a wam radzę się spieszyć na zajęcia – powiedział. Zaśmiałam się cicho.

– Mogę zapewnić nam wymówkę w razie spóźnienia, więc o nic się nie martw. Miłej pracy. I owocnej, bo to jedyny dzień, kiedy samorząd ma wolne w tygodniu – odparłam.

– Muszę porozmawiać z Ruki'm o więcej wolnego dla ciebie i reszty samorządu – rzucił żartując. Dzwonek przerwał nam rozmowę. Spojrzałam na zegarek.

– Służba nie drużba. Czas iść na zajęcia – oznajmiłam i przeniosłam wzrok na Yumę. On skinął tylko. Pożegnałam się z blondynem, krótkim uściskiem. Ruszyłam w stronę schodów a Yuma coś mruknął, chyba do brata, i poszedł za mną. Korytarze prawie całkiem opustoszały. Kilka osób jeszcze biegło lub wchodziło do klas.

– Skąd ty się znasz z Kou? – spytał po chwili ciszy.

– Przychodzi dosyć często. Ucieka przed fankami to ciężko go nie znać. Zapoznał się dobrze z każdym z samorządu – odpowiedziałam i stanęłam pod swoją salą.

– Jak masz jakieś pytania jeszcze to kończę o czternastej. Na razie – powiedziałam i weszłam do klasy witając się. Zajęłam swoje miejsce. Może kiedyś będzie coś z tego.


Azusa Mukami

Ciepła dłoń delikatnie pogłaskała moje ramię. Ciężko było mi obrócić tylko głowę, więc dalej patrzyłam na młodą kobietę, która spisywała sobie moje zeznania. Nie byłam ani zła ani smutna. Czułam się neutralnie. Jak na kogoś, kto ma problemy z kręgosłupem a jego ciało jest w jakiejś połowie pokryte bandażami i usztywnieniami.

– Świetnie sobie poradziłaś [T/i]. Bardzo dziękuję, że o wszystkim opowiedziałaś mi z takimi szczegółami – powiedziała chowając notes i długopis.

– Nie ma problemu. Cieszę się, że pani im dokopie za mnie – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Tylko tyle mogę zrobić, bo nawet mięśnie twarzy mnie bolą.

– Zrobię, co w mojej mocy moja droga. Pójdę już, bo ktoś czeka na zewnątrz, żeby wejść do ciebie. Będę informować ciebie i twoich rodziców o postępach. Odpoczywaj i szybko wracaj do zdrowia – odparła wstając z krzesełka.

– Dziękuję. Robię, co w mojej mocy, ale nie mam magicznych mocy, żeby się szybciej leczyć. A przydałyby się – zaśmiałam się cicho. Policjantka uśmiechnęła się do mnie i położyła na sekundę dosłownie swoją dłoń na mojej głowie. Mówiła już na początku, że przypominam jej młodszą siostrę. Wywnioskowałam, że musiała być do niej przywiązana, bo bardzo angażuje się w tą sprawę.

– Powiedz [T/i], wszystko w porządku? Te pytania nie były zbyt obciążające dla ciebie? – zapytała druga kobieta, trochę starsza od funkcjonariuszki. To moja psycholożka, która musiała być obecna przy zeznaniach. Policjantka wyszła a ja obróciłam się całym ciałem, żeby spojrzeć na lekarkę.

– Jest w porządku. Chyba nawet lepiej się poczułam, bo wiem, że na coś się to przyda a nie tylko wyrzucę to z siebie dla poprawy zdrowia psychicznego – odpowiedziałam. Kobieta skinęła głową.

– To dobrze. Jeśli będziesz potrzebować rozmowy to pisz do mnie. Dzisiaj mam dyżur cały dzień. A na razie, jeżeli dobrze się czujesz to pójdę. Spędź trochę czasu z bliskimi – powiedziała również wstając ze swojego miejsca. Pokiwałam głową lekko.

– Zbyt wielkiego wyboru nie mam, jeśli jestem przykuta do łóżka a oni wchodzą, kiedy mogą – spróbowałam zażartować, ale nie wyszło to tak śmiesznie, jak myślałam. Psycholożka spojrzała na mnie z litością i zrozumieniem.

– Zawsze możesz spróbować im delikatnie powiedzieć, że chcesz odpocząć, jeśli czujesz się zmęczona. Mogę też z nimi porozmawiać – zaproponowała.

– Nie trzeba. Myślę, że zrozumieją, jeśli poczuję się gorzej i będę potrzebować odpoczynku. Ale dziękuję za chęci – odparłam.

– Dobrze, w takim razie do zobaczenia. W razie czego pisz do mnie – powiedziała. Pokiwałam znowu głową tyle, ile mogłam. Kobieta wzięła swoją torebkę i wyszła z pomieszczenia. Chciałam delektować się ciszą, ale nie trwała ona długo. Słyszałam przez drzwi, jak moi rodzice rozmawiają z lekarką. Następnie ciche pukanie przerwało skupienie mojej uwagi. W wejściu stanął Azusa z małym bukiecikiem kwiatów.

– Hej... [T/i]... - przywitał się. Uśmiechnęłam się na jego widok.

– Cześć Azusa. Siedziałeś z moimi rodzicami? Musieli ci zrobić szczegółowy wywiad – odpowiedziałam. Chłopak włożył kwiaty do wazonu z innymi bukietami, który stał na jednej szafce.

– Nie zdążyli... Jak przyszedłem... to policjantka... wyszła z... twojej sali... i się nią... zajęli... Wykorzystałem... to, że... zajęli się teraz... lekarką... – wyjaśnił zajmując wolne krzesełko. Położył swoją dłoń na moich, które leżały luźno na udach.

– Domyślam się, że jak zwykle przesadzają – mruknęłam i odwróciłam się trochę, żeby móc być mniej więcej na prosto chłopaka.

– Jak się... czujesz [T/i]...? – zapytał zmartwiony. Nic dziwnego, skoro to on mi pomógł. Spojrzałam na nasze dłonie i wyciągnęłam jedną, żeby okryć nią rękę chłopaka.

– Jest dobrze. Jestem obolała, ale żyję. Jak widać, upodabniam się do ciebie z ilością bandaży na ciele – stwierdziłam. Azusa uśmiechnął się pod nosem.

– Cieszę się, że... humor ci... dopisuje mimo... twojego stanu... – powiedział.

– Staram się. Płakać nie będę. Za bardzo teraz mnie wszystko boli, żebym płakała – odparłam wzdychając. Chłopak pogłaskał wierzch mojej dłoni uśmiechając się pocieszająco.

– Wiesz, że... zawsze możesz... poprosić... o środki... przeciwbólowe...? – spytał. Skinęłam na potwierdzenie.

– Wiem, ale też nie chcę też przesadzać. Już i tak jestem na środkach, bo dostaje je w kroplówce – odpowiedziałam wskazując na woreczek z przezroczystym płynem, który był dozowany do mojego organizmu.

– Rozumiem... Może chcesz... zagrać w karty...? W końcu... przyszedłem, żeby... ci potowarzyszyć... i zwalczyć... nudę a nie... dobijać, prawda...? – odparł. Uśmiechnęłam się lekko do niego.

– Jestem ci naprawdę wdzięczna, że mnie odwiedzasz. Nie mówiłam tego jeszcze, ale naprawdę się cieszę – powiedziałam. – A karty są w szufladzie.

– Nie ma... problemu... Lubię spędzać... z tobą... czas...


Carla Tsukinami

Wzięłam łyk wody zanim opuściłam kuchnię. Kilka dni pilnie uczyłam się o nowoczesnym świecie, żeby móc samodzielnie się w nim poruszać. Dużo czytałam a Shin wyjaśniał mi różne sytuacje, zachowania i mechaniki. Carla stwierdził, że to jego brat lepiej zna się na ludziach i mi pomoże. Były to intensywne dni, ale też dowiedziałam się, że bracia Tsukinami znają lokalizację mojego rodzinnego grobowca. W wampirzym świecie lata płyną inaczej niż tu.

– Przed czasem, jak zawsze. Nigdy się nie spóźniliśmy przy tobie – powiedział Carla schodzący po schodach. Wyrwał mnie tym z zamyślenia. Spojrzałam do góry z uśmiechem.

– Taka moja cecha – stwierdziłam. Stanęliśmy tuż obok siebie. Miałam wielką ochotę się do niego przytulić, ale to mogłoby być dziwne.

– Doskonale o tym pamiętam. Czekasz na Shin'a? – spytał. Skinęłam głową na potwierdzenie.

– Ma zabrać mnie na cmentarz, gdzie leży moja rodzina. Zapewne ja też. Wiem, że to głupie, ale... chciałabym w końcu powiedzieć mamie, żeby się nie martwiła – odpowiedziałam splatając swoje dłonie. Czułam jakieś ciepło w środku i chcę, żeby ono częściej się pojawiało. Dawno tego nie miałam.

– To nie jest głupie. Cząstka człowieństwa w tobie jeszcze jest. To dobrze patrząc na to, że jednak dawno temu zostałaś zmieniona. Jad nie strawił twojego charakteru – powiedział. Zaśmiałam się cicho.

– Bardzo mądrze powiedziane. Zawsze taki byłeś i to też się nie zmieniło – odparłam kładąc delikatnie dłoń na jego przedramieniu. Wampir spojrzał na to, co zrobiłam i wrócił do mojej twarzy.

– Skoro tak, co powiesz na to, żebym ja ci dzisiaj towarzyszył? – zaproponował. Zdziwiłam się, ale pozytywnie.

– Naprawdę? Z chęcią przyjmę twoje towarzystwo. Przynajmniej zachowasz się przyzwoicie na cmentarzu – odpowiedziałam na wpół żartując. Mężczyzna złapał moją dłoń.

– W takim razie zapraszam na jakże wspaniałą wycieczkę – rzucił i wskazał na wyjście. Razem przeszliśmy do limuzyny. Liczyłam na spacer, ale może to zbyt daleko na pieszą wycieczkę. Wsiadłam do środka a Carla zajął miejsce naprzeciw.

– Daleko jest cmentarz? – zapytałam niepewnie, gdy limuzyna ruszyła.

– Nie, ale wygodniej będzie pojechać niż iść – zapewnił zakładając jedną nogę na drugą. - Shin nie pokazywał ci, gdzie to jest?

– Pokazywał. Jednak nadal mam małe problemy z odległościami zwłaszcza, że tu trzeba wolniej chodzić – odparłam. Białowłosy skinął głową na potwierdzenie.

– Nauczysz się. Chcemy, jak najlepiej cię przygotować do życia z nami. A to uwzględnia też samodzielne wyjścia do miasta. Na razie chłoniesz wiedzę teoretyczną a potem będzie czas na wycieczki z nami a potem jakieś samodzielne drobnostki. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna i nie wypuszczę cię ot tak, żebyś się jeszcze problemów nabawiła – oznajmił a ja uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowań. Wróciło to miłe ciepło. To jest kochane, że tak się troszczy o mnie. Przecież nie ma takiego obowiązku. Zawsze było odwrotnie.

– Już się nie mogę doczekać, żeby samodzielnie wyjść na zakupy a potem coś wam ugotować. Jak kiedyś – powiedziałam rozczulając się. Widziałam w jego oczach, że spodobał mu się pomysł.

– Pójdziesz do sklepu sama, kiedy będziesz czuła się na siłach. Najpierw jednak musisz nauczyć się miasta, żeby się nie zgubić. Tym zajmiemy się za dwa dni – odparł. Pokiwałam głową na zgodę i wyjrzałam przez okno. Obserwowałam mijane budynki, ludzi czy samochody. Wiele się zmieniło. To zupełnie nowe miasto.

– Czujesz się zagubiona lub nieswoja. Całkowicie zrozumiałe – rzucił. Zaśmiałam się cicho.

– Czuję i wiem, że jestem w tym mieście, gdzie się urodziłam, ale zupełnie nie wygląda jak ono. Dezorientacja jest lepszym określeniem na to, co czuję – wyjaśniłam. Carla skinął głową a po chwili limuzyna zaparkowała przed cmentarzem. Wysiedliśmy.

– Chodźmy w takim razie. Chcesz wybrać jakieś kwiaty? – zapytał

– Nie. Nawet nie wiem, jak tam wygląda. Następnym razem je kupię – odpowiedziałam. Razem weszliśmy pomiędzy groby. Carla szedł pewnie przed siebie. Wygląda na to, że często tu bywał. Przeszliśmy praktycznie na drugi koniec, gdzie była ogromna, marmurowa płyta. Stanęłam przed nią.

– Pamiętam... jak były tu tylko cztery imiona – odparłam patrząc na małe drzewo genealogiczne wykute na płycie. Białowłosy stanął obok mnie. Nic nie mówił a mi było to na rękę. Podeszłam do mniejszych płytek z pojedynczymi imionami.

– Nie sądziłam, że będzie mi dane kiedykolwiek zobaczyć własny grób – mruknęłam patrząc na trzy tabliczki obok siebie. Moją, mamy i taty.

– Przynajmniej są już spokojni, że żyjesz i masz się dobrze – odpowiedział kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko. Łzy mimowolnie poleciały po mojej twarzy. Wytarłam je wierzchem ręki.

– Wiem. Dziękuję, że to ty przyszedłeś ze mną a nie Shin – powiedziałam i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Wampir posłał mi lekki uśmiech. Razem usiedliśmy na ławeczce w ciszy. Mimo okoliczności, cieszę się, że ze mną jest.


Shin Tsukinami

Weszłam na teren rezydencji Tsukinami. Dzisiaj byłam umówiona na odbiór mojego roweru, który ostatecznie został u nich. Shin zaproponował mi, że przechowa moją maszynę a sam odwiózł mnie do domu. To była najbardziej epicka podróż w moim życiu, bo jechałam limuzyną! Prawdziwą limuzyną z prawdziwego zdarzenia! Cały czas jestem pod wrażeniem. Jęknęłam cicho, kiedy stanęłam na ścieżce wyłożonej większymi kamieniami. Moja kostka okazała się lekko skręcona. Z pomocą bandaży elastycznych na szczęście mogę chodzić.

– [T/i]! – usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Shin wyskoczył z lasu niczym zając. Był w sportowych ciuchach, więc domyślam się, że poszedł pobiegać. Chłopak dosyć szybko znalazł się przy mnie.

– No to już wiem, czemu potrafisz unieść dziewczynę – powiedziałam z małym uśmiechem. Jednooki się zaśmiał.

– Dokładnie tak. I cieszę się, że zdążyłem na czas. Wejdziesz na chwilę? Skoczę po ręcznik, żeby się nie utopić we własnym pocie – odparł. Skinęłam głową na zgodę.

– Jasne. Nie ma problemu. Wiesz, ja byłam pod wrażeniem limuzyny. Nie wiem, czy nie padnę z zachwytu, ale z chęcią wejdę – odpowiedziałam, czym jeszcze bardziej go rozbawiłam.

– To chodź. Najwyżej będę cię reanimować – zaoferował i razem przeszliśmy do tego ogromnego budynku. Kiedy Shin otworzył przede mną drzwi, czułam się, jakbym była księżniczką. Naprawdę niesamowite, jak duże to jest.

– Widzę, że jesteś pod większym wrażeniem niż jak byłaś tu ostatnio – rzucił. Spojrzałam na niego z dezaprobatą.

– Ostatnim razem cierpiałam i nie zwracałam zbytnio uwagi na otoczenie. Oprócz tego, że zostawiłeś mnie w laboratorium ze swoim bratem. Tam pamiętam każdy detal. Nie był to najdelikatniejszy lekarz, jakiego miałam w swoim życiu – powiedziałam. Samo wspomnienie szycia niektórych ran... Aż mnie wzdryga na to wspomnienie. Dostałam znieczulenie, ale no. Przynajmniej nigdy nie miałam równiejszych szwów. Dosłownie, mierzyłam potem linijką i nawet pół milimetra różnicy między odległościami nie było. Nie mówiąc o linii prostej wkłuć.

– Ale najlepszy, jakiego znam. Temu nie zaprzeczysz – odparł. Skinęłam na zgodę. Przeszliśmy z holu do kuchni.

– Coś na ciepło czy na zimno do picia? – zapytał. – Mamy całą kolekcję herbat i kaw na ciepło. Są też soki w lodówce, jakieś napoje gazowane też się znajdą.

– Może być zwykły sok multiwitamina jeżeli masz – odpowiedziałam. Chłopak wyjął karton z moim ulubionym sokiem. Otworzył go i nalał do szklanki.

– Proszę bardzo. Siadaj sobie w salonie a ja zaraz wrócę – powiedział wręczając mi napój. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

– Dzięki – rzuciłam, kiedy wychodził z pomieszczenia. Sama przeszłam do przestronnego salonu. Postawiłam szklankę na ławie i niemal rzuciłam się na wygodną kanapę. Prawie utonęłam w tych miękkich poduchach. Mogłabym tu zostać na zawsze.

– Jestem. Widzę, że ulubowałaś sobie kanapę. Nie dziwię ci się w sumie – odparł opierając się nade mną. Spojrzałam do góry.

– To jest najprzyjemniejsza kanapa, na której siedziałam – oznajmiłam. Widok z tej perspektywy na niego był zadziwiająco satysfakcjonujący.

– Powiem ci, że też ją uwielbiam – powiedział z uśmiechem. Przypomniałam sobie, że mam przecież coś dla niego. Sięgnęłam po swoją torbę.

– Co do uwielbiania rzeczy... Mam coś dla ciebie – odparłam podnosząc się do siadu i grzebiąc dalej w torebce. W końcu wyciągnęłam paczkę orzeszków.

– Wiem, że to niewiele, ale tylko to twój brat potrafił mi powiedzieć o tym, co lubisz – wyjaśniłam podając mu opakowanie. Chłopakowi aż zaświeciły się oczy na ich widok.

– [T/i]! Jesteś najlepsza! Wczoraj mi się skończyły zapasy i jeszcze nie zdążyłem iść do sklepu – odpowiedział biorąc orzeszki ode mnie. Z szerokim uśmiechem otworzył je.

– Smakują o wiele lepiej, kiedy nie kupiłem ich sam. Za taki super prezent to mogę ci już oddać rower – zaśmiał się a ja razem z nim.

– Nie wiem, czy wstanę z tej kanapy – odpowiedziałam kładąc się z powrotem.

– Chyba będziesz musiała. Za godzinę muszę wyjść z Carlą. Jedziemy na ważne spotkanie, więc muszę się jeszcze ogarnąć – odparł. Pokiwałam głową na zgodę i podniosłam się niczym zombie. Z wielkim bólem wstałam z tej wygodnej kanapy.

– Ale jeszcze cię kiedyś odwiedzę – zastrzegłam.

– Zapraszam. Na co dzień zazwyczaj jestem w domu lub w lesie, więc śmiało – powiedział z uśmiechem. – A teraz chodź. Pochwalisz moją super robotę. Udało mi się go naprawić tak, żebyś mogła z powrotem jeździć na nim. Wiem, że raczej nie dasz rady teraz z tą kostką, ale masz taką możliwość.

– Ja chyba się nie wypłacę orzeszkami. Nie musiałeś naprawiać mi roweru! – odpowiedziałam idąc za nim. Wyszliśmy na tył rezydencji. Chłopak otworzył jakieś dziwne drzwi i wyjął mój rower.

– Wow! Wygląda lepiej niż przed naszym spotkaniem! To niesamowite – odparłam przyglądając się mojej maszynie.

– Odwdzięczysz mi się następnym razem – powiedział szczerząc się szeroko. Skinęłam głową na zgodę łapiąc za kierownicę. Serio się dziwię, że tak dobrze mu to wyszło. Będę musiała pół asortymentu orzeszkowego wykupić ze sklepu w podziękowaniu.


Kino Sakamaki

Wyciągnęłam swoją walizkę, która leżała w szafie. Wolałam się nie rozpakowywać, bo i po co? Muszę tylko jedną rzecz znaleźć potrzebną mi do szczęścia. Oraz na event. Za chwilę powinien przyjść Kino, żeby wyruszyć ze mną. Miałam takie szczęście, że go spotkałam. Mam z kim grać i nie zgubię się w mieście. Podobno on już był tutaj, więc zna okolicę.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z małego zamyślenia. Spojrzałam w stronę drzwi a tam pojawił się Kino.

– Siemanko [T/i]! Gotowa na granie cały dzień? – spytał z szerokim uśmiechem.

– Prawie. Szukam tylko jednej rzeczy. Mojej specjalnej bluzy, która przynosi mi szczęście i zwycięstwo za każdym razem. Nigdy mnie nie zawiodła – odpowiedziałam wracając do grzebania w ciuchach. W końcu zobaczyłam rękaw i wyciągnęłam ją z samego dna. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem, kiedy naciągałam na siebie bluzę.

– A więc to jest twoje tajne źródło mocy, tak? Muszę ci ją ukraść potem na finał turnieju, żeby móc wygrać – odparł. Roześmiałam się.

– Poczekaj, bo ci pozwolę. Jeśli będzie trzeba to będę w niej spać, żebyś nie miał, jak jej zabrać. I jestem gotowa. Możemy iść – powiedziałam z ekscytacją wstając z podłogi. Razem opuściliśmy pokój a następnie hotel rozmawiając o tym, co może nas czekać. Spacer na miejsce zajął nam jakieś dwadzieścia minut. Wszystkie ulice były pełne plakatów i banerów reklamujących różne gry. Ludzie chodzili w różnych przebraniach i z gadżetami ze swoich ulubionych gier.

Stanęliśmy w końcu pośród straganów. Było tu mnóstwo maskotek, różnych gadżetów, mini gier, gdzie można wygrać jakieś pierdoły.

– Wstęp do raju tak wygląda. Potem dalej są wszystkie gry, w które mogę grać – odparłam patrząc na to wszystko. Chłopak się roześmiał.

– Chcesz spróbować wygrać maskotkę na przykład? Zanim zabierzemy się za prawdziwe gry – zaproponował. Wzruszyłam ramionami.

– W sumie możemy. Na pamiątkę czemu by nie? Może ty byś mi wygrał tą dużą pandę? Będzie romantycznie. Jedna z niewielu okazji – powiedziałam.

– Dobra. Ale potem ty wygrasz mi tamtego delfina. Oboje chcemy mieć pamiątkę – odparł. Skinęłam głową na zgodę.

– Okej. Chcę zacząć! – oznajmiłam i podeszłam do stanowiska. Zakupiłam trzy rzuty. Każdy trafiłam niemal perfekcyjnie. Bez problemu zgarnęłam delfina dla Kino. On w tym samym czasie wygrał ogromną pandę. Wymieniliśmy się i poszliśmy w stronę hali. Jutro zaczynają się rozgrywki a dzisiaj są tam przedpremierowe gry, w które można sobie pograć.

Weszliśmy do środka. Były tam wielkie namioty, stoiska z konsolami i komputerami, duże ekrany wyświetlające reklamy czy gameplay z danej gry.

– Tak wygląda raj, przysięgam – skomentowałam patrząc na to wszystko. Chłopak dźgnął mnie dwa razy łokciem pod żebra delikatnie, żeby zwrócić moją uwagę.

– Idziemy przetestować? – zapytał wskazując na jedno stanowisko.

– Nie musisz namawiać – odpowiedziałam kiwając głową ochoczo. Podeszliśmy tam i rozsiedliśmy się wygodnie łapiąc za pady.

Hala całkowicie nas wciągnęła. Testowaliśmy różne gry. Od singleplayer do multiplayer, gdzie rywalizowaliśmy i byliśmy razem w teamie. Nigdy nie miałam tak, że ledwo poznana osoba tworzyła ze mną tak zgraną drużynę. No, bo nie oszukujmy się, to nasze drugie spotkanie i tak świetnie się dogadujemy.

Na graniu spędziliśmy dobre kilka godzin. Ścigaliśmy się samochodami, kiedy poczułam burczenie w brzuchu. Było mocne i nawet Kino je usłyszał.

– Czyżbyś zgłodniała? I musimy przerwać grę? – spytał chłopak a ja zaśmiałam się lekko.

– A ty nie jesteś głodny? Od rana tu siedzimy – odpowiedziałam kończąc rozgrywkę.

– Meh, niespecjalnie. Ja zjadłem śniadanie, w przeciwieństwie do ciebie. Widziałem, że nie zeszłaś do hotelowej restauracji – powiedział. Podrapałam się po karku z niezręcznym śmiechem.

– Są rzeczy ważne i ważniejsze. Byłam bardzo podekscytowana, dobra? Idę na stoiska jedzeniowe. Zjem a potem możemy wrócić grać dalej. Pasuje taki plan? – zaproponowałam wstając z miejsca. Przeciągnęłam się, bo trochę zdrętwiałam.

– Może być. Pójdę z tobą. Też coś przegryzę, żebyśmy nie musieli robić drugiej przerwy tym razem dla mnie – powiedział też wstając z miejsca. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Nasze fotele szybko zostały zajęte, ale wyszliśmy z hali na jedzonko.

– Patrz, są naleśniki! Idziemy po nie – odparłam i pociągnęłam Kino w stronę stanowiska z naleśnikami. Stanęłam przed ogromnym banerem z menu. Ja zamówiłam naleśniki z sosem truskawkowym a brunet wziął z czekoladą. Usiedliśmy sobie przy stoliku.

– Wiesz, naprawdę się cieszę, że mogę tu być z tobą. Bawię się, jak małe dziecko – zaśmiałam się szczęśliwa.

– Też się cieszę. Fajnie się gra z kimś, kto potrafi to robić – odpowiedział.

– Do usług. Ale i tak mam zamiar wygrać turniej, jasne? – powiedział a on pokiwał głową podśmiechując. Nie wierzy we mnie, ale mu pokaże jeszcze, że mnie się nie lekceważy w grach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro