3| Przyjaciele

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wybaczcie za tak długą przerwę, postaram się, żeby kolejny rozdział był szybciej, ale nic nie obiecuję ze względu na otwarcie zamówień i licencjat, który muszę w końcu zacząć xD

Shu Sakamaki

Stawiałam kolejne kroki po betonowej ścieżce. Ostatnio byłam ciągle w biegu i przyda mi się odpoczynek. Dawno też nie widziałam się z Shu. Wtedy, gdy kazał mi ze sobą usiąść i mogłam przy nim zasnąć, było przecudowne. Było to dość dziwne a jednocześnie tego dokładnie potrzebowałam. Dlatego też mam zamiar dzisiaj zrobić sobie wolne, ale w inny sposób.

Nie chcąc niszczyć przyrody usiadłam sobie na wolnej ławeczce w cieniu drzewa. Może wybitną artystką nie jestem, ale rysowanie mnie odstresowuje, poza spaniem oczywiście. Wyjęłam z torby szkicownik i ołówek. Założyłam nogę na nogę kładąc torbę tuż obok nich na ziemi. Spojrzałam w górę na czyste niebo. Przez parę sekund było widać ciemne sylwetki ptaków. Uśmiechnęłam się do siebie i zabrałam się za rysowanie tego, co widzę przed sobą. Kilka ścieżek łączących się ze sobą, ławeczki, drzewa, skwer. Ten widok jest dziwnie zwyczajny, ale jednak ma w sobie coś uspokajającego. Od razu zabrałam się za wstępny szkic.

- [T/i]...? - usłyszałam nad sobą. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Shu. No o wilku mowa. Myślałam o nim, to też przyszedł.

- Hej. Dawno cię nie widziałam. Jeżeli masz ochotę to śmiało, siadaj - odparłam z uśmiechem wskazując na wolne miejsce tuż obok. W ciszy je zajął. Zarumieniłam się lekko, ale starałam się to szybko opanować, żeby nie widział tego. Bardziej spodziewałam się, że usiądzie gdzieś pod drzewem i zaśnie nie zwracając na nikogo uwagi. Chciałam skupić się ponownie na rysowaniu, ale czułam, że każde pociągnięcie rysikiem jest bacznie obserwowane przez granatowe tęczówki. Kiedy zrobiłam zarys całości i wszystkich elementów, podstawiłam mu szkicownik przed oczy.

- Jak oceniasz? Widzę, że ciągle się temu przyglądasz - powiedziałam. Blondyn przyjrzał się temu i pokiwał głową z aprobatą.

- Jest dobrze - stwierdził. Uśmiechnęłam się wracając do dalszego rysowania z nowym zapałem. Może to nie są jakieś wielkie słowa, ale jak dla mnie są bardzo motywujące.

Po paru minutach cisza, która nas otaczała zaczęła mi dziwnie ciążyć. Chłopak zamknął oczy i już dawno był w swoim świecie. Bardzo wątpię, żeby usłyszał cokolwiek ode mnie, więc zaczęłam sobie nucić. Czasem pomaga mi to w skupieniu.

- Co to za piosenka? - zapytał po chwili zainteresowany. Uniosłam wzrok znad kartki i spotkałam się z jego spojrzeniem. Musiałam chwilę pomyśleć, żeby przetworzyć jego pytanie.

- Piosenka? Um... Nie wiem, usłyszałam ją w szkolnym radiowęźle. Chyba jedna od Kou, bo dosyć często go puszczają - odpowiedziałam i zanuciłam jeszcze raz. - Albo nie. To nie jego piosenka. Niestety nie wiem, co to za utwór. Wybacz.

- Nic nie szkodzi. Jest ładna, gdy ty ją nucisz - skomplementował i wrócił do poprzedniej pozycji, czyli oparł się do tyłu i włożył słuchawki z powrotem. Zarumieniłam się lekko na jego słowa. Widać, że Sakamaki. Oni potrafią tak łatwo sobie zaskarbić czyjeś uczucia. Ścisnęłam mocniej trzymany ołówek. Wróciłam do odwzorowywania krajobrazu na kartkę.

Nie wiem, jak długo zajęło mi dokończenie rysunku, ale udało mi się zanim się ściemniło. Zadowolona z siebie położyłam szkicownik na ławce i sięgnęłam po torbę, żeby wyjąć mokre chusteczki. Przydają się do czyszczenia dłoni zwłaszcza po graficie z ołówka. Blondyn w tym samym czasie złapał za mój zeszyt. Jednocześnie chciałam go powstrzymać, ale byłam też ciekawa, co sądzi o rysunkach. Wyrzuciłam zużytą chusteczkę do pobliskiego kosza.

- I co sądzisz panie znawco? - zapytałam śmiejąc się lekko stając przed nim z założonymi rękami z tyłu. Pokiwał głową z aprobatą w odpowiedzi. Przewróciłam oczami. Oczywiście, że mi nie odpowie. Pochowałam swoje rzeczy do torby i czekałam na oddanie szkicownika.

- W zasadzie. Co ty robiłeś w parku, że postanowiłeś dosiąść się do mnie? - zadałam pytanie siadając z powrotem na miejsce i położyłam torbę na kolanach.

- Wybrałem się po prostu na spacer - odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Uniosłam brew do góry. No jasne... A ja latam.

- No tak, tak. I zupełnym przypadkowym przypadkiem znalazłeś się w tym konkretnym parku o tej godzinie, kiedy ja tu byłam? - spytałam zakładając ręce na piersi. Shu tylko wzruszył ramionami. Pokręciłam głową i odchyliłam się do tyłu. Parsknęłam śmiechem, po czym westchnęłam przymykając oczy. Tak chwilę siedzieliśmy w ciszy.

- Chyba mnie lubisz, co? - zapytałam półgłosem. Obróciłam głową tak, aby spojrzeć na blondyna. Zorientowałam się, że miał już słuchawki w uszach. Prychnęłam cicho i chciałam go lekko klepnąć, ale złapał delikatnie moją dłoń.

- Jesteś osobą, która mogła ze mną spać. To jest równoznaczne z przyjaźnią - odparł odwracając się w moją stronę.

- Głupek - mruknęłam rumieniąc się i chowając twarz w wolnej dłoni.


Reiji Sakamaki

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do mocno zatłoczonej galerii handlowej. Widziałam różne grupki chodzące od sklepu do sklepu. Niby normalny widok w weekend, gdzie każdy wybiera się na zakupy, których nie mógł zrobić w tygodniu. Ja na szczęście nie wybieram się do sklepu z ubraniami, gdzie będzie najwięcej osób.

- [T/i]? - usłyszałam za sobą, kiedy stanęłam przy dużym znaku informacyjnym. Ciężko było nie rozpoznać tego chłodnego głosu. Odwróciłam się do Reiji'ego, który znajdował się centralnie za mną. Wbijał we mnie swój okropny, zimny wzrok, który, wbrew pozorom, mógłby wypalić dziury na wylot.

- Zgadza się, tak mam na imię. Coś pomóc? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem. Założyłam ręce z tyłu. Łatwo było odczytać z jego twarzy, że jest ciekawy, czemu idę do apteki. Pomyślałby kto, że ktoś taki mógłby odczuwać jakąś empatię w stosunku do drugiej osoby. No chyba, że myśli, że biorę jakieś leki, które mają w skutkach ubocznych bezsenność i z racji posiadania dużej ilości czasu, po prostu się uczę... Zbyt przekombinowane.

- Nie... Po prostu nie spodziewałem się ciebie tutaj. Mówiłaś, że nie lubisz chodzić do galerii - powiedział. A racja, kiedyś mogłam wspominać na kółku chemicznym, że nie lubuję się w miejscach ze zbyt dużą ilością osób.

- No nie przepadam za tym jakoś specjalnie, ale powiedzmy, że to siła wyższa od kółka pozalekcyjnego, gdzie ktoś inny może się wybrać po potrzebne rzeczy. Niestety teraz musiałam się stawić osobiście - odpowiedziałam i weszłam do środka. Wzięłam sobie koszyk, jak na zakupy. No raczej nie poślę kogoś do apteki, jeśli nikt nie został ranny a apteczka jest regularnie sprawdzana i uzupełniana. O dziwo, okularnik ruszył za mną.

- Masz zamiar mnie śledzić? - zapytałam biorąc kilka opakowań opatrunków jałowych. Wrzuciłam wszystko do koszyka. Ruszyłam po dwa opakowania żelu na stłuczenia.

- Nie bardzo, ale przyznam, że jest mi to spotkanie na rękę. Chciałem z tobą porozmawiać, ale raczej takich rzeczy nie omawia się w aptece. Wezmę przy okazji kilka rzeczy, które są mi potrzebne do domu - odparł. Skinęłam głową. Mógł powiedzieć tylko "tak" lub "nie". Wystarczyłoby mi to w zupełności. Zdecydowałam, że po prostu w ciszy dokończę szybko swoje zakupy i może uda mi się uciec szybko do domu. Niby nie chcę zbytnio tam wracać, ale tam przynajmniej nie będzie wścibskiego okularnika. Ale przecież ja mu się nie zgubię... Skoro chce gadać, to pewne, że będzie mnie szukać, gdy straci mnie z oczu. Westchnęłam ciężko i wrzuciłam kolejne rzeczy do koszyka. Cały czas czułam za sobą jego obecność. Podeszłam do kasy, żeby zapłacić. Farmaceutka nic nie skomentowała. Zapytała tylko, czy chce jakąś reklamówkę na to wszystko. Pokręciłam przecząco głową. Zgarnęłam całość do swojej torby i zapłaciłam.

- [T/i]... - zaczął Reiji, ale przerwałam mu.

- Poczekam przed apteką - rzuciłam idąc do wyjścia. Stanęłam obok drzwi tak, żeby nie przeszkadzać. Prędzej czy później mnie dopadnie. Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę czując jak moje serce przyspiesza. Miałam ochotę się rozpłakać. Czemu teraz ten przeklęty atak paniki? Zjechałam plecami aż do podłogi i usiadłam. Mimo silnych duszności, brzęczącego w uszach bólu głowy, starałam się powoli oddychać. Liczyłam pod nosem, ale oczywiście nie szło po mojej myśli. Kiedy ma pomagać, to nie pomaga. Pewnie wszyscy się na mnie teraz gapią, ale no co ja mam zrobić? Nie kontroluję tego. Mają mnie za dziwaczkę? Chorą psychicznie? Pewnie moje zakupy ich nie przekonują do jakiejkolwiek normalności.

- ... Hej, hej! [T/i], wszystko jest dobrze... - jakiś głos przebił się przez moje myśli. Miałam chwilowe zawieszenie. To było prawdziwe, czy wytwór wyobraźni?

- Oddychaj wolniej, bo zaraz cały tlen z siebie wydmuchasz - usłyszałam drugi raz. Starałam się przejąć kontrolę nad sobą i udało mi się zwolnić. Podniosłam głowę, żeby przed sobą zobaczyć okularnika. Tak jak myślałam, że wcześniej było widać po nim emocje, tak teraz widzę je aż za bardzo. Autentycznie się wystraszył. Chyba.

- Świetnie ci idzie, powoli i na spokojnie - powiedział lekko się uśmiechając. No teraz to ja nie jestem pewna, co widzę, skoro Reiji Sakamaki ma na ustach coś innego niż pogardę. Przetarłam oczy, ale to nie zniknęło z mojego pola widzenia.

- Dasz radę wstać? Wyjdziemy z galerii i odpoczniesz w limuzynie - odparł. Poruszyłam nogami, żeby sprawdzić ich stan. Były lekko zdrętwiałe, ale chyba dam radę na nich ustać.

- Spróbuję - odpowiedziałam i postarałam się o zmianę pozycji, która mogła mi pomóc się podnieść. Reiji złapał mnie pod rękę. Z jego pomocą było o wiele łatwiej się podnieść. Razem wyszliśmy z budynku.

- Dzięki, że chciałeś mi pomóc - mruknęłam, kiedy do moich płuc dotarło świeże powietrze.

- Od tego są przyjaciele - rzucił.


Laito Sakamaki

Zapisałam kolejną ważną datę z książki. Przyda mi się to do prezentacji, którą muszę zrobić w najbliższym czasie. Czułam wzrok na swoich plecach, co oznaczało, że to był koniec pracy na dzisiaj. Zaraz po tym zimne dłonie wylądowały na moich ramionach delikatnie je pocierając.

- Moja droga, piątkowe popołudnie w szkolnej bibliotece? Nie mogę na to pozwolić! - zawołał rudowłosy. Szybko się odwróciłam, żeby zasłonić mu usta.

- Cicho bądź. Widać, że nie bywasz tutaj zbyt często. Siadaj i nie krzycz - odparłam ciągnąc go za rękaw, żeby zajął miejsce obok mnie.

- O nie, nie. Idziemy stąd - zarządził. Szybko złapał mój nadgarstek. Przewróciłam oczami, kiedy pomógł mi wstać z krzesła. Sprawnie zebrał moje rzeczy do torby a książki ułożył w mały stosik. Skrzyżowałam ręce na piersi, żeby pokazać swoje niezadowolenie, ale ten nic sobie z tego nie zrobił. Szczęśliwy stanął naprzeciw mnie. Nawet nie chciał mi dać mojej torby, tylko przewiesił ją sobie na ramieniu obok swojej.

- Możemy iść - oznajmił z szerokim uśmiechem. Uniosłam tylko brew. Jego zaś nie zniechęciło to, że nie miałam najmniejszego zamiaru ruszyć się z własnej woli.

- Wiedz, że jak sama nie ruszysz to cię wyniosę z tej biblioteki - powiedział. - Odliczam od pięciu do zera. Pięć... Cztery... Trzy... Dwa... Jeden... Zero...

- Nie pójdę sama. Chciałam dokończyć prezentację... - odparłam, ale przerwał mi. Wziął mnie na ręce i bez słowa ruszył do wyjścia. Dobrze, że rzeczywiście praktycznie nikogo nie było na korytarzu.

- Pójdziesz sama czy mam cię też wynieść na zewnątrz? - zapytał. Nie odpowiedziałam mu, więc nie przerwał marszu i tak znaleźliśmy się przed szkołą. Wzięłam głęboki wdech spoglądając na niego. Trzeba przyznać, że z tej perspektywy jest przystojny, ale to go do niczego nie upoważnia.

- Czy z łaski swojej, powiesz mi, gdzie mnie zabierasz? - spytałam zanim wyszliśmy za bramę. On tylko uśmiechnął się pod nosem.

- Do najlepszego klubu w mieście. Trzeba się trochę rozluźnić - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- I myślisz, że w mundurku nie będziemy dziwnie wyglądać? - mruknęłam niezbyt zadowolona z tego pomysłu. Nie widzi mi się siedzieć w klubie zwłaszcza, kiedy jestem z nim. On przyciąga zdecydowanie za dużo uwagi.

- Nie, bo dzisiaj jest przebierana impreza. Mundurki nie będą się wyróżniać - odparł i pociągnął za bramę, żeby wyjść. Sprawnie wyślizgnęłam się z jego ramion.

- Nie, nie, nie. Laito, ja nigdzie nie idę. Proszę cię, możemy posiedzieć gdzieś, ale nie idźmy do klubu - poprosiłam. Raczej nie mam zbytnio wyjścia, żeby nie spędzić z nim tego popołudnia, więc wolę jednak spokojniejsze miejsce. I tak wystarczy mi, że masa osób zwraca na mnie uwagę przez szkolną drużynę oraz na meczach. Chłopak wybuchł śmiechem wprawiając mnie w lekki szok.

- Spokojnie [T/i]. Jesteś moją przyjaciółką. Nie zrobiłbym ci tego. Chciałem zobaczyć twoją minę - powiedział, gdy już się uspokoił. Otarł łezkę, która mu poleciała.

- Ty robisz wszystko, żebym cię znienawidziła i jednocześnie zeszła na zawał - rzuciłam wsiadając do limuzyny. Jeżeli zawiezie mnie pod ten klub to obiecuję, że go uduszę zanim zdąży wysiąść.

- Ależ ty przecież mnie kochasz - stwierdził dosiadając się. Kierowca ruszył a ja spojrzałam na kapelusznika.

- Uwierz, że jesteś daleko u mnie do bycia kochanym - odpowiedziałam mu. Ten teatralnie złapał się za serce.

- No wiesz? To zabolało! - oburzył się a ja wzruszyłam ramionami.

- Taka prawda. Jesteśmy przyjaciółmi, ale takimi... początkującymi? Lubię cię i lubię spędzać z tobą czas, jeśli mnie nie wyciągasz znad ważnych rzeczy... - zaczęłam, ale zwyczajowo musiał mi przerwać.

- Rozrywka jest ważnym elementem życia - zaznaczył dobitnie. Westchnęłam. Ta dyskusja trwała aż nie dojechaliśmy do rezydencji. Pierwszy raz zobaczyłam służącego w tym domu. Mimo, że wyglądał bardziej jak cień i po oddaniu paru przygotowanych rzeczy dla Laito, ulotnił się w takim tempie, że przez chwilę nie byłam pewna, czy na pewno go widziałam. Dodatkowo przyciemniana szyba nie pomogła temu wrażeniu.

- Chodź, jako sportowa reprezentantka szkoły, przyda ci się trochę relaksu - powiedział przytrzymując mi drzwi, żebym mogła wysiąść. To też zrobiłam. Wtedy zobaczyłam, co chłopak trzyma.

- Koc i koszyk? Co ty, piknik chcesz zrobić? - spytałam

- Ano. Czemu nie? Poleżymy z tyłu w ogrodzie, gdzie nie ma kwiatów Subaru. No nie powiesz, że to nie jest lepsze niż siedzenie w bibliotece - odpowiedział szczerze zadowolony z siebie.

- Na pewno lepsze niż klub i głośna impreza - stwierdziłam i ruszyłam przed siebie w stronę rezydencji. Zdążyłam już być tu kilka razy mimochodem, więc droga nie była mi obca. Rudowłosy szybko dorównał mi kroku z szerokim uśmiechem. Widać, że był aż nazbyt zadowolony z siebie.


Ayato Sakamaki

Wyciągnęłam jeszcze ciepłe bułeczki cynamonowe i spakowałam je do papierowej torby z logiem kawiarenki. Postawiłam to na ladzie obok kawy na wynos. Nabiłam wszystko na kasę. Uprzejmie podałam kwotę do zapłaty i czekałam aż chłopak stojący po drugiej stronie lady zapłaci. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale się boi lub nie wie, jak to ubrać w słowa. Miałam przeczucie, że raczej nie dotyczyłoby to spraw mojej pracy. Dźwięk dzwoneczka oderwał moją uwagę od klienta. Spojrzałam na wejście, gdzie pierwsze, co zauważyłam to czerwona czupryna.

- Ore-sama przyszedł po ciebie! - zawołał Ayato patrząc prosto na mnie. Dumnym krokiem wszedł do środka. Zaśmiałam się cicho i przewróciłam oczami Za nim weszli jego bliźniacy. Nauczyłam się ich rozróżniać. Oprócz Shu. On nie bywa tu zbyt często.

- Cieszę się, ale nie musisz krzyczeć - odpowiedziałam wydając resztę. Klient bez słowa ulotnił się sprzed lady a jego miejsce zajęła cała święta trójca.

- Jeżeli chcę to będę. Ore-sama może wszystko. A teraz raz, raz! Zbierać się szybciutko! - powiedział opierając się o ladę. Westchnęłam.

- Daj mi parę minut. Moja zmienniczka zaraz przyjdzie a [I/p] jest na zapleczu. Nie mogę zostawić stanowiska bez opieki - oznajmiłam. - Jak chcecie to możecie sobie usiąść. Mogę wam zrobić kawy lub przynieść ciastko.

- Usiądziemy, ale nie musisz nic przynosić Bitch-chan˜ - odparł Laito zanim kociooki zdążył coś skomentować. Razem usiedli przy jednym stoliku i zaczęli półgłosem dyskutować, żeby nie przeszkadzać innym. Na szczęście szybko pojawiła się dziewczyna, która miała popołudniową zmianę. Zeszłam na zaplecze i przekazałam przyjaciółce, że trojaczki już czekają. Ucieszona pognała do nich a ja rozwiązałam fartuch. Zdjęłam go i schowałam do szafki. Na szczęście nie muszę brać go do prania, bo dzisiaj nic się nie wydarzyło. Rozpuściłam włosy i w małym lusterku nieznacznie je poprawiłam. Wzięłam swoją torebkę zamykając szafkę. Wyszłam z zaplecza na salę. Skierowałam swoje kroki do stolika, gdzie w czwórkę urzędowali knując jakieś spiski.

- Nie bylibyście dobrymi szpiegami - stwierdziłam stając tuż obok Ayato. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Nie wiesz, na co stać Ore-sama! - zawołał a reszta nagle zamilkła. Rzuciłam im podejrzliwe spojrzenie.

- Nie wiem też czy chcę się w ogóle dowiadywać - mruknęłam i ruszyłam do wyjścia. Przytrzymałam drzwi, żeby mogli swobodnie wyjść. Mimowolnie podzieliliśmy się na dwie małe grupki. [I/p] wraz z Laito i Kanato szli z przodu rozmawiając o szkole a ja zostałam w tyle z Ayato. U nas trwała lekko niezręczna cisza.

- Kim był ten chłopaczek, którego obsługiwałaś przed naszym przyjściem? - zapytał cicho, gdy reszta trochę przyspieszyła robiąc dość duży dystans między nami.

- Nie wiem Ayato. Często przychodzi, jest stałym klientem bym powiedziała. Nie znam jego imienia - odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Czyżby był zazdrosny? Nie bardzo ma powody, poza tym kontakt z ludźmi to moja praca.

- Jakiś dziwny się wydaje, nie sądzisz? Nie chcę, żeby coś ci zrobił - odparł tak, jakby nie chciał się przyznawać, że kogoś darzy troską. To urocze, że taki egocentryk potrafi się o kogoś zatroszczyć. Na swój sposób.

- Nie sądzę, żeby miał taki zamiar, ale dziękuję, że się martwisz - powiedziałam łapiąc go pod ramię. Chciałam dodać mu otuchy, ale chyba nie wyszło. Mimo to, nie pozwolił mi opuścić ręki.

- Przyznaję, że miałem plan, żeby cię śledzić czy docierasz do domu bezpieczna, ale Laito uświadomił mi, jak mogłoby to wyglądać i jeszcze ja bym wyszedł na prześladowcę. Podsunął mi, żebym po prostu zapytał, czy mogę cię odprowadzać po wieczorej zmianie. Co ty na to? - zapytał speszony. Byłam szczerze zdziwiona, że aż tak się martwi.

- To naprawdę bardzo miłe z twojej strony. I fakt, czuję się lepiej, że zapytałeś. Jeżeli aż tak bardzo ci na tym zależy to czemu nie? Nie jest to najbardziej bezpieczna okolica, więc nie pogardzę towarzystwem - odpowiedziałam z uśmiechem. Czerwonowłosy chciał coś dodać, ale głośna muzyka mu przerwała. Dotarliśmy do wesołego miasteczka, które było naszym punktem docelowym. Już dawno straciłam [I/p] i chłopaków z oczu.

- Teraz to będzie zabawa - skomentował Ayato zacierając ręce, gdy stanęliśmy pod dziką kolejką górską. Jeśli myśli, że będę krzyczeć to się grubo myli.

- Proponuje przyjacielski zakład. Kto nie krzyknie przy pierwszym zjeździe - powiedziałam wyciągając do niego rękę, żeby się założyć. Szybko ją złapał.

- Zgoda. Wygrany ma jedną zachciankę, którą druga osoba musi bezwzględnie spełnić - odparł a ja skinęłam głową na zgodę. Oboje stanęliśmy do małej kolejki, żeby wsiąść na maszynę tortur i, abym wygrała sobie dowolną rzecz lub czynność od chłopaka.


Kanato Sakamaki

Popchnęłam zimną metalową bramę wchodząc na teraz rezydencji. Westchnęłam, gdy z daleka słyszałam krzyki. Wcale się nie dziwię, że ludzie nazywają tą rezydencję nawiedzoną, skoro prawdziwi mieszkańcy potrafią wydawać z siebie takie dźwięki. Przeszłam przez ogród pełen białych róż. Z chęcią przygarnęłabym chociaż jedną, bo są przepiękne. Chciałam zapukać do drzwi, ale nic z tego. Kiedy udało mi się wejść po schodkach, drzwi gwałtownie się otworzyły. Ayato z czymś beżowym we włosach. Nie zdążyłam zareagować i czerwonowłosy wpadł prosto na mnie. Pisnęłam, kiedy upadliśmy na twarde podłoże. Tyle jego szczęścia, że zdążył złapać tył mojej głowy, żebym nie uderzyła nią o beton. Niemniej cała reszta dość mocno uderzyła o twarde podłoże.

- Wybacz [T/i] - rzucił wstając ze mnie. Jęknęłam z bólu starając się podnieść.

- Nie dość, że zniszczyłeś mi masę na ciastka to teraz jeszcze wywracasz moją uczennicę! - krzyknął Kanato wypadając z rezydencji. Obaj zaczęli się kłócić a ja tylko potarłam ręką najbardziej bolący łokieć. Po chwili byłam w stanie stwierdzić, że najbardziej ucierpiała moja kość ogonowa i prawy łokieć. Patrzyłam, jak coraz bardziej zażarcie się kłócą. Na zewnątrz doszedł do nas Laito. Spojrzał na swoich braci a następnie na mnie. Bez słowa podszedł, żeby pomóc mi wstać. W zasadzie to on podniósł moje ciało a kiedy ustałam na nogach, zwrócił się do braci.

- Jesteście dziecinni i niewychowani. Kanato, pozwalasz tak patrzeć zranionej kobiecie na wasze kłótnie? Gdzie w tym dobre maniery? A ty Ayato... brak mi słów po prostu - westchnął a tamtą dwójka niemal natychmiast zamilkła. Fioletowowłosy ścisnął mocniej maskotkę, którą trzymał. Widziałam, że lekko zarumienił się ze wstydu. Natomiast czerwonowłosy chłopak założył tylko ręce na piersi i odwrócił głowę od brata, z którym się kłócił.

- Tak myślałem. Kanato, idź opatrz [T/i] a ja i Ayato posprzątamy cały bałagan zanim Reiji wróci do domu. Nie mam najmniejszej ochoty na jego ględzenie a przez was oberwie się i mnie! - odparł. Złapał kociookiego za rękaw. Mimo jego protestów, zaciągnął go do rezydencji.

- Przepraszam [T/i]. Chodź do środka - powiedział wyciągając rękę w moją stronę. Złapałam ją z lekkim uśmiechem. Raczej tyłka mi nie posmaruje maścią, ale na łokieć przyda się bardzo. Razem weszliśmy do holu. Nawet tutaj było słychać narzekania Ayato.

- Nie przejmuj się. On zawsze marudzi przy sprzątaniu. Szkoda tylko, że musiał zmarnować moją masę na ciastka... - odparł wchodząc po schodach. Szłam za nim.

- Może... Ja ci pomogę zrobić nową? Razem je od razu upieczemy, żeby nikt niczego nie popsuł i spróbujemy zrobić próbę - zaproponowałam rozglądając się wokół. Nieważne, ile razy bym nie była w rezydencji, cały czas robi wrażenie. Za każdym razem odkrywam też więcej szczegółów.

- Nie jestem pewien, czy dasz radę. Ne˜ Teddy? - mruknął stając pod odpowiednimi drzwiami. Otworzył je i weszliśmy do laboratorium. Przypuszczam, że należy do Reiji'ego, bo raczej żaden z braci nie zajmuje się takimi rzeczami.

- Teddy cię popilnuje, a ja pójdę po apteczkę. Usiądź w fotelu - odparł kładąc misia na jednym podłokietniku. Ruszył pomiędzy regały a ja z niechęcią spojrzałam na miejsce. Zajęłam je, ale siedzenie nie jest zbyt komfortowe w tym stanie. Dodatkowo Teddy też nie wygląda jak najprzyjaźniejsza maskotka.

- Jestem. Najpierw opatrzę ci policzek a potem łokieć - powiedział Kanato przysuwając sobie dodatkowo krzesełko.

- Nawet nie wiedziałam, że coś mi się stało na twarzy - przyznałam.

- Lekkie draśnięcie, ale warto też przetrzeć - rzucił przykładając mi nasączoną gazę. Zacisnęłam lekko usta i widziałam, że chłopak chciał coś zrobić, bo uniósł drugą rękę, ale ostatecznie zrezygnował opuszczając ją. Po chwili kazał mi pokazać łokieć, więc podciągnęłam rękaw bluzy. Kanato stwierdził, że przez najbliższe dni raczej nie będę w stanie grać i odwołał na najbliższe dni nasze próby. Nie powiem, zasmuciło mnie to.

- Gotowa do pieczenia ciastek! - zawołał zawiązując mi bandaż, żebym mogła opuścić sobie rękaw. Skinęłam głową na zgodę.

- Dzięki za opatrzenie. Myślisz, że skończyli już sprzątać na dole? - spytałam wstając powoli z miejsca. Chłopak pochował rzeczy z powrotem.

- Nie słyszę, żeby się kłócili, więc albo się pozabijali albo skończyli - odpowiedział z powagą. Poszedł odłożyć apteczkę i wrócił cały uśmiechnięty.

- A teraz idziemy robić ciasteczka, które będą pyszne, bo zrobi je moja przyjaciółka! - zawołał łapiąc misia w swoje ręce. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Czasem jest straszny, ale każdy ma swoje dziwactwa.

- A ty mi pomożesz i będą jeszcze lepsze - powiedziałam. Fioletowowłosy pokiwał głową na potwierdzenie. Złapał moją rękę i razem wyszliśmy z laboratorium. Zeszliśmy na dół, ale było cicho. Kuchnia była wyczyszczona na błysk. Czyli na szczęście wszyscy żyją.


Subaru Sakamaki

Szczęśliwa wyczekiwałam, aż dotrzemy na miejsce. Byłam podekscytowana dwoma rzeczami. Pierwsza, że jedziemy na targi kwiatowe i mamy pełną dowolność w zakupie kwiatów do szkolnego ogrodu. Druga jest taka, że udało mi się namówić Subaru na wspólne wyjście. Dodatkowo to była moja pierwsza jazda limuzyną. Wiedziałam, że Sakamaki jeżdżą takim pojazdem, ale na żywo w środku to jest zupełnie inne doświadczenie.

- Tak niewiele ci trzeba, żebyś się cieszyła - odparł białowłosy widząc moje podekscytowanie. Zaśmiałam się zwracając swoją uwagę na niego.

- No nie codziennie jadę na targi kwiatowe i to z takim specjalistą! - powiedziałam niemal skacząc na miejscu.

- Bardziej chodziło mi o jazdę limuzyną. Widać, że to też cię bardzo ekscytuje - odpowiedział. Skinęłam głową na potwierdzenie.

- Wiesz, ja nie mam niesamowicie dużo pieniędzy, żeby sobie codziennie tak jeździć, jak wy. To mój pierwszy raz, jakbyś nie wiedział - zaśmiałam się.

- Wiem, dłuższą chwilę się znamy [T/i] - zauważył. Chciałam mu się odgryźć, ale zatrzymaliśmy się. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam wielki napis, który oznajmiał, że jesteśmy na miejscu. Szczęśliwa wyszłam pierwsza. Od razu poczułam kwiatowy zapach. Gdybym nie widziała, to mogłabym tylko po nim rozpoznać, gdzie jestem.

- To chodźmy skoro już mnie tu zaciągnęłaś - powiedział wymijając mnie. Ruszył przed siebie a ja dogoniłam go i wyrównałam kroku. Miał ręce schowane do kieszeni. Postanowiłam to wykorzystać. Złapałam go pod ramię, żeby go nie zgubić. Spojrzał tylko na mnie, ale nic nie skomentował. Uśmiechnęłam się do niego. Obserwowałam wszystkie stanowiska, które mijaliśmy w drodze na halę, gdzie byli wystawcy z rzadkimi okazami.

- Subaru! Chodźmy na kwiatową herbatę! - zawołałam widząc rozstawioną kawiarenkę. Jedna pani przygotowywała jeszcze stoliki na zewnątrz, ale było już otwarte. Pociągnęłam go za sobą. Poszedł bez żadnego słowa zaprzeczenia. Pogoda jest tak piękna, że szkoda nie skorzystać.

- Dzień dobry! - odparłam do kelnerki z uśmiechem.

- Witamy! Proszę sobie usiąść, zaraz przyniosę menu - powiedziała również z uśmiechem. Skinęłam głową i wzięłam Subaru do wolnego stolika. Zajęliśmy miejsca naprzeciw siebie a ja szeroko uśmiechnęłam się do chłopaka. Rzeczywiście minęło może z pół minuty a kobieta przyszła do nas z menu. Oznajmiła, że wróci za parę minut po zamówienie i odeszła. Otworzyłam kartę, żeby coś wybrać.

- Mają tutaj serniczek i tiramisu?! Jak tu się zdecydować! - rzuciłam udając dramat, żeby rozbawić wiecznie ponurego ogrodnika siedzącego ze mną.

- Weź sernik. Tiramisu jest z kawą, więc nie bardzo będzie pasować do herbaty - odpowiedział nie wychylając wzroku znad swojego menu. Zacisnęłam usta, aby się nie roześmiać. Uwielbiam, że niektóre rzeczy bierze tak na poważnie.

- Pewnie masz rację. A ty już zdecydowałeś? - zapytałam z zaciekawieniem.

- Chyba wezmę samą różaną herbatę. Jakoś nie mam ochoty na nic słodkiego - odparł zamykając kartę.

- Nawet jednej rureczki z kremem? - spytałam patrząc na inne możliwości. Potwierdził skinieniem głowy a ja zrobiłam smutną minkę. Kelnerka przyszła po nasze zamówienia. Zdecydowałam się herbatę z bławatkiem i sernik a Subaru wziął tylko różaną. Dziewczyna zapisała wszystko a następnie weszła do małego budyneczku.

- Może przejrzymy, jakie są stanowiska dokładnie i zdecydujemy, na które musimy iść, żeby nie chodzić bezsensownie? - zaproponowałam wyjmując małą mapkę, którą wzięłam ze sobą. Przezorny zawsze ubezpieczony. Chłopak wyraźnie się zamyślił i nawet nie słyszał, co do niego mówiłam. Pomachałam mu ręką przed twarzą.

- Ziemia do Subaru, odbiór! Gdzie tak odleciałeś? - powiedziałam chcąc go przywołać do teraźniejszości. Przeniósł swoje czerwone tęczówki w moją stronę.

- Hm? - mruknął. Przewróciłam oczami.

- Nad czym się tak zamyśliłeś? - powtórzyłam pytanie patrząc na niego wnikliwie. Chciałabym czasem umieć czytać w myślach. Byłoby łatwiej go rozgryźć.

- Nieważne, kiedyś ci powiem - rzucił poprawiając się na krześle. Już chciałam coś skomentować, ale nie było mi dane, bo wróciła kobieta z zamówieniem.

- Proszę bardzo. Herbaty i prezent od szefa kuchni. Nie musicie państwo za niego płacić - oznajmiła stawiając bardzo mały serniczek, który był upieczony, jakby specjalnie na dwie porcje. Na górze był napis "love" zrobiony karmelem a w niego wbite na wykałaczce serduszka. Obok położyła dwie długie łyżeczki i szczęśliwa odeszła, zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować.

- Dziękujemy... - wydusiłam z siebie będąc w szoku. Zarumieniłam się lekko i widziałam, że białowłosy również. Zakrył twarz ręką.

- Chyba wyglądamy na uroczą parę skoro dostaliśmy taki prezent - stwierdziłam, żeby przerwać niezręczną ciszę. Chłopak spojrzał na ciasto.

- Najwidoczniej. Wybacz [T/i], ale ja uważam cię za przyjaciółkę - powiedział czerwieniąc się jeszcze bardziej.

- Spokojnie, dla mnie też jesteś dobrym przyjacielem. Ale sernik możemy zjeść razem skoro już przyszła podwójna porcja - odparłam biorąc z uśmiechem łyżeczkę do ręki. Nie może się zmarnować.


Ruki Mukami

Raz, dwa, trzy, cztery... Jednocześnie z Shu zaczęliśmy grać utwór, który został nam dostarczony dosłownie parę minut temu. Po chwili dołączyła dziewczyna na pianinie i Kanato, który śpiewał. Starałam się trzymać uwagę na zapisie nut, ponieważ na sali był jeszcze Ruki. Został poproszony przez nauczycielkę o opinię. Przez to stresowałam się odrobinę grą, ale muzyka ma to do siebie, że wystarczy popłynąć z jej nurtem by czuć tylko przyjemność.

- ...Chwilka, coś mi nie pasuje w tym fragmencie - oznajmiła nauczycielka pod koniec utworu. Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na siebie.

- [T/i], czy możesz zagrać dwie ostatnie linijki? - poprosił Ruki podchodząc pod scenę. Zajrzał w kopię, która tam leżała. Skinęłam głową i zagrałam to, co polecił. Dźwięk był czysty, ale melodia w tym fragmencie jakoś nie pasowała do całości.

- Rzeczywiście nie pasuje - stwierdziłam cicho pod nosem. Spojrzałam w bok, gdzie Shu odłożył skrzypce i wziął kartki do rąk. Również opuściłam instrument.

- Mogę spróbować coś wymyślić, jeśli pani chce - zaproponowałam po chwili. Kobieta tylko uśmiechnęła się miło i pokręciła przecząco głową.

- Bardzo dziękuje, ale po prostu zaniosę to osobie, która napisała piosenkę. Poproszę o zmianę tego miejsca. W takim razie próba muzyczna na dzisiaj zakończona, bo wszystkie inne utwory są kompletne - odparła. Pokiwaliśmy zgodnie głowami. Ja i Shu zaczęliśmy pakować skrzypce. Wzięłam futerał podchodząc do brzegu sceny. Położyłam go a Ruki podał mi dłoń. Z uśmiechem przyjęłam pomoc i zeskoczyłam. Sięgnęłam po instrument.

- Niech zgadnę, znowu korki z chemii? - zapytałam patrząc na niego. Ta piosenka miała być śpiewana przez Kou, ale oczywiście idol się nie pojawił na próbie. Ostatnio ciągle mówi o swoim nowym zainteresowaniu. I nie jest to chemia.

- Można tak powiedzieć. Niewiele ma to związku z korepetycjami, ale siedzi w sali chemicznej - odpowiedział. Starałam się ukryć rozbawienie.

- Przynajmniej ma kogoś, kto go broni przez obsesyjnymi fankami. Idziemy? - spytałam uśmiechając się lekko. Tak, jak Kou zbliżył się z dziewczyną, która miała mu pomóc z chemii, tak samo ja i Ruki zaczęliśmy więcej rozmawiać. Podczas okienek siedzę w pokoju samorządu z nim. Może nie zawsze pomagam, ale przynajmniej nie musi siedzieć sam.

- Daj mi chwilkę. Muszę tylko jedną rzecz załatwić i możemy iść - odparł. Skinęłam głową na zgodę a on ruszył w stronę nauczycielki. Patrzyłam na niego, ale co chwilę musiałam się przywoływać, żeby nie robić "maślanych oczek". Raz zrobił wrażenie i ciężko je odeprzeć. A widzę, że on traktuje mnie jak przyjaciółkę. Nie przeszkadza mi to. Lubię jego towarzystwo i mogę się z nim tylko przyjaźnić.

- [T/i], wszystko w porządku? Mocno odpłynęłaś myślami - powiedział brunet wracając do mnie.

- Nie, nie. Po prostu zastanawiam się nad tą piosenką. Ja wiem, że akurat ty pewnie wiesz, kto jest autorem, ale się zastanawiam, czy ta osoba miałaby coś przeciwko moim wskazówkom - oznajmiłam na szybko.

- Zaskoczę cię, bo ja też nie wiem. To tylko nauczycielka wie. Pytałem jej, czemu, ale podobno ta osoba nie zajmuje się muzyką na co dzień i nie chciała, żeby ktoś wiedział o tym - wyjaśnił. Wzruszyłam ramionami.

- No cóż. Nie każdy lubi atencję - stwierdziłam. Chłopak przytaknął skinieniem głowy i razem wyszliśmy z sali gimnastyczniej.

- Apropos mojego brata. Muszę zajrzeć tam do nich, żeby mu powiedzieć, że wraca sam do domu. My zabierzemy limuzynę - powiedział puszczając mi oczko. Pokiwałam ochoczo głową z szerokim uśmiechem. Zaszliśmy do sali chemicznej. Ruki zapukał do drzwi i od razu wszedł do środka. Zajrzałam za nim. Zastał nas niecodzienny widok blondyna w fartuchu, okularkach. Jeszcze mieszającego dziwnego koloru substancję. Obok niego w podobnym zabezpieczeniu stała dziewczyna, która nadzorowała jego pracę. Oboje zdziwili się, że ktoś zjawił się o tej godzinie w sali chemicznej. W sumie nic dziwnego, bo dawno by mnie tu nie było, gdyby nie próba.

- Coś się stało Ruki? - zapytał Kou, który szybko się zorientował w sytuacji.

- Przyszedłem ci powiedzieć, że już idziemy z [T/i] i zabieramy limuzynę. Jak coś to próba jeszcze trwa, więc się nie zdziw, jakby ktoś oprócz nas cię szukał - odpowiedział. Chłopak pokiwał energicznie głową na potwierdzenie.

- Miłej zabawy z twoją przyjaciółką panie przewodniczący - odparł wyganiając nas ruchem ręki. - My tutaj jeszcze trochę posiedzimy.

- Dobrze, dobrze. Tylko do domu wróć przed wieczorem. Za niedługo tu zamieszkasz - mruknął Ruki wychodząc z sali. Zamknął drzwi za sobą.

- W takim razie zapraszam panią na obiecaną herbatę - dodał a ja posłałam mu mały uśmiech.

- Bardzo ciekawi mnie ta nowa herbaciarnia. Może to będzie miejsce, w które częściej będziemy razem chodzić - odpowiedziałam, kiedy ruszyliśmy w stronę wyjścia.


Kou Mukami

Wzięłam kluczyk do ręki i zamknęłam za sobą pomieszczenie. Mały uśmiech błąkał się po mojej twarzy za sprawą pewnego idola. Ostatnio zbliżyliśmy się trochę. Jest chyba jedyną osobą, która potrafi wywołać u mnie tak dużo śmiania się w krótkim czasie.

- ...i on wtedy zaczął piszczeć jak mała dziewczynka! To nawet nie był szczur a myszka taka malutka, o taka - powiedział i pokazał palcami odległość około pięciu centymetrów. Zaśmiałam się cicho. Poprawiłam swoją torbę na ramieniu i ruszyliśmy przez szkolny korytarz.

- Na pewno była przesłodka i musiał to być przezabawny widok - odparłam starając się być miła. To nie pierwszy raz, kiedy się staram przy nim. Stwierdziłam, że skoro tak walczy, żeby się ze mną bliżej poznać to może chociaż nie będę rzucać w niego kwasem.

- Osobiście wylądowałem na podłodze nie umiejąc złapać tchu. Tak po prostu złapał mnie atak śmiechu - wyjaśnił. Pokiwałam głową na znak zrozumienia. Wyszliśmy z budynku szkoły. Kilka osób jeszcze siedziało przy bramie czekając na kogoś. Między innymi byli chłopcy z piłką, która niefortunnie we mnie uderzyła przy wygłupach, kiedy zeszliśmy po schodkach. Na szczęście spadła mi tylko torba z ramienia. Wstrzymałam się przed krzykiem i w ciszy odrzuciłam piłkę. Uklękłam, żeby zebrać kartki, które wyleciały mi z torby a Kou od razu zabrał się do pomocy.

- [T/i]! Nie mówiłaś, że interesujesz się muzyką! - odparł zadowolony widząc zapis nutowy utworu. Prychnęłam wręcz wyrywając mu kartkę z ręki.

- To akurat nie twój interes. Chwilowy powrót do przeszłości na bardzo specjalne życzenie i nic poza tym - rzuciłam. Zebrałam wszystko a następnie w miarę poukładałam. Sięgnęłam jeszcze po długopis. To wystarczyło, żeby blondyn zdążył podkraść kartki i wstać na równe nogi, żebym nie zdążyła zareagować.

- Hej! Oddawaj to lalusiu! - krzyknęłam podnosząc się tak szybko, jak mogłam. Niestety tu nastąpił koniec mojej dominacji, ponieważ chłopak jest wyższy niż ja i jak wyciągnął rękę do góry, tak nie mogłam tego odebrać a on spokojnie sobie przeglądał.

- To naprawdę jest niezłe! Czyżbyś napisała to dla mnie~? - spytał z małym uśmieszkiem pod nosem. Walnęłam go w tors.

- Nie debilu, to do szkolnej wersji miłosnego przedstawienia, wiesz? Miałam zająć się odświeżeniem muzyki, bo ta była napisana już dawno temu. Miłosna tematyka to i piosenki powinny tam też takie być - rzuciłam. - A teraz oddawaj to! Popatrzysz sobie, jak będziesz śpiewać.

- No tak - pstryknął palcami jakby dostał oświecenia. Prychnęłam pod nosem. - Miałem dostać od anonimowej osoby tekst z melodią. Nie sądziłem, że to ty będziesz to pisać.

- Ciekawe czemu, co? Dlatego chciałam zostać anonimowa. Miało to iść przez nauczycielkę. Bez zbędnych pytań - mruknęłam. Blondyn oddał mi kartki, które schowałam do podniesionej torby.

- Powiedz czemu? Przecież to jest genialny utwór. Wszyscy powinni wiedzieć, kto go napisał - odparł. Przewróciłam oczami i ruszyłam bez słowa przed siebie. Naprawdę nie mam ochoty na rozmowę o tym, zwłaszcza z nim.

- Hej! Gdzie mi uciekasz? Mieliśmy iść do kawiarni - powiedział i podbiegł do mnie, żeby mi dorównać kroku. Złapał mnie za rękę.

- Odechciało mi się iść gdziekolwiek, bo pewnie twoja ciekawość nie da mi spokoju i będziesz zadawać pytania na które nie uzyskasz odpowiedzi. Oszczędźmy sobie tego wyjścia - odpowiedziałam. Wolną dłonią popchnęłam bramę, żeby wyjść. Spojrzałam na chłopaka.

- Nie myślisz chyba, że zostawię tak moją przyjaciółkę. Ciekawość będzie mnie męczyć, ale to nie oznacza, że nie potrafię utrzymać języka za zębami. Chciałbym się dowiedzieć, czemu to ukrywasz i jak w ogóle się nauczyłaś tego, ale jeżeli naprawdę nie będziesz chciała to nie powiesz. Nie jestem w stanie wyciągnąć z ciebie nic, jeżeli nie będziesz tego chciała - powiedział. Objął mnie ramieniem, żebym nie uciekła. Pokręciłam przecząco głową.

- Wiem, że nie, ale nie chcę niepotrzebnie tracić czasu. Ty będziesz zadawać pytania, ja będę ich unikać. Oboje będziemy się na siebie denerwować i ostatecznie stracimy jakieś dwie lub trzy godziny. A kawa nawet nie będzie dobra - stwierdziłam.

- Jesteś zbyt wielką pesymistką [T/i]! Po pierwsze, będąc z tobą nie marnuje czasu. Jesteś jedną z niewielu osób i chyba jedyną spoza rodziny, która normalnie potrafi ze mną rozmawiać. A przecież idziemy do twojej ulubionej kawiarni. Jak kawa mogłaby ci nie smakować? - spytał z głupkowatym uśmieszkiem. - Chodźmy, bo jak będziemy tak stać to noc nas zastanie. Nie dość, że będzie za późno na kawę to jeszcze wszystko praktycznie będzie zamknięte.

- Ty nie potrafisz odpuścić, co? Czemu ja tak łatwo gubię swoje zdanie?

- Dla mojej przyjaciółki wszystko. No chodź - odparł ciągnąc mnie ze sobą. Mimowolnie zaśmiałam się. On jednak jest nieprzewidywalny. To wręcz niemożliwe, że tak dobrze się przy nim czuję.


Yuma Mukami

Szłam przez szkołę z nosem w papierach. Są zajęcia, a ja biegam jak potłuczona oczywiście, bo tu ktoś musi podpisać, a to trzeba tam zanieść... Czemu ja myślałam, że stanowisko sekretarza samorządu jest proste? Nie wiem. Na pewno nie należy do siedzących. Stanęłam pod jedną salą i grzecznie zapukałam do drzwi. Weszłam do środka. Wyjaśniłam szybko po co przychodzę. Nauczycielka wzięła ode mnie papiery a ja grzecznie poczekałam aż je podpisze. Klasa zajęła się sobą i oczywiście już podniosły się szepty. Rozejrzałam się pobieżnie czekając i zobaczyłam, że wpadłam na zajęcia do klasy Yumy. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Ma szczęście, bo normalnie to bym go zignorowała.

- Dziękuję bardzo i przepraszam, że przeszkodziłam - powiedziałam odbierając dokumenty od nauczycielki. Szybko ulotniłam się z sali i zaczęłam wspinaczkę na piętro z pokojem samorządu. Niestety nie dane mi było tak łatwo dotrzeć. Na schodach usiedli stali wagarowicze. Może i bym im odpuściła gdyby nie torowali całego przejścia. Stanęłam naprzeciw nim i założyłam ręce na piersi. Odchrząknęłam, żeby zwrócić ich uwagę. Łaskawie podnieśli wzrok na mnie.

- Po pierwsze, powinniście być na lekcjach. Po drugiej, zagradzacie drogę. Nie chcę nawet wiedzieć, co jest w tych butelkach. Albo idziecie na lekcje albo zaprowadzę was do dyrektora - oznajmiłam twardo. Wszyscy wstali, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz. Teraz naliczyłam ich pięciu.

- Myślisz, że naprawdę jestem tak głupi, że nie widzę? A do dyrektora to możesz sobie sama iść - rzucił jeden. Pokręciłam głową przecząco.

- Może i nie jesteś ślepy, ale głupi na pewno. Rozumiesz, co znaczy polecenie "idziecie do dyrektora"? Czy może mam rozbić na mniejsze kawałeczki i jaśniej wytłumaczyć? - spytałam przestępując z nogi na nogę, żeby pokazać moją niecierpliwość do nich. Machnęłam ręką, żeby się ruszyli, ale jeden z nich niemal się na mnie rzucił. Zasłoniłam twarz rękami i zostałam przygnieciona do ściany.

- Może ty jesteś taka sztywna, bo nie miałaś faceta dawno, co? Gdybyś tak nie krzyczała to może i bym ci pozwolił się zaprosić, ale tak trafisz do kogoś innego, żeb... - zaczął, ale walnęłam go z pięści. Włożyłam w to całą siłę. Zatoczył się do tyłu a na jego policzku zaczął pięknie wykwitać ślad mojej ręki.

- Jesteś obrzydliwy, jeśli serio tak myślisz o kobietach - powiedziałam teatralnie otrzepując ubranie z niewidzialnego kurzu.

- Nie no, teraz to ja cię zabije - rzucił ruszając w moją stronę, ale coś zasłoniło mi widok. Albo raczej ktoś. Spojrzałam lekko w górę i od razu rozpoznałam po włosach.

- Możesz sobie pomarzyć. Jak zaraz nie zejdziecie mi z oczu to nie będziecie mieli tak lekko, jak z nią - powiedział Yuma chowając mnie za sobą. Chciałam zaprotestować, że dam sobie z nimi radę, ale postanowiłam siedzieć cicho. Może to i lepiej, że on się nimi zajmie.

- A ty co, zgrywasz przed nią wielce bohatera, bo co? Liczysz, że ci wskoczy do łóżka? Może i w końcu wyciągnąlbyś jej tego kija z...

- Dość! Obrażanie drugiej osoby podlega karze nie tylko szkolnej. Tyle razy byłem już świadkiem waszych wybryków, nagabywania różnych dziewczyn, że spokojnie mógłbym to zgłosić. Lądowaliście u dyrektora, który już tyle razy i niczego was to nie nauczyło. Jednak teraz przeginacie obrażając członka samorządu i poniesiecie konsekwencje za wszystko - odparł Ruki stając na szczycie schodów. Zszedł niżej, do nas.

- Poza tym, co to za nierówna walka. Dwóch na pięciu. Gdybym nie był przewodniczącym to osobiście bym wam przywalił za takie gadanie - dodał stając obok swojego brata. Stali ramię w ramię, żeby mnie chronić, co naprawdę było niesamowite. I pierwszy raz słyszałam, żeby Ruki był tak bojowo nastawiony.

- Niezłą sobie obstawę załatwiłaś, ale nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho. Poza szkołą nie będą w stanie cię bronić - rzucił któryś z tyłu.

- Do dyrektora panowie, natychmiast. Inaczej uznajmy, że wylądujecie tam w gorszym stanie niż byście mogli się spodziewać - powiedział szarowłosy. Prychnęli na niego, ale posłusznie zaczęli schodzić po schodach.

- Idźcie do pokoju samorządu - odparł Ruki do swojego brata. Ten tylko skinął głową na zgodę. Przewodniczący poszedł za chłopakami a Yuma odwrócił się do mnie. Bez słowa złapał mnie za rękę i ruszył do góry.

- Dziękuję - powiedziałam półgłosem. - Skąd w ogóle wiedziałeś?

- Widziałem, jak się tam rozkładają. Kiedy weszłaś do nas do sali, byłem pewien, że prędzej czy później się na nich natkniesz. A z twoim temperamentem, trudno nie było wyczuć kłopotów. Wyszedłem za tobą. Ładnie temu jednemu przyłożyłaś - wyjaśnił i pochwalił. Stanęliśmy pod pokojem a ja go otworzyłam swoim kluczem.

- Poza tym, tylko ja cię mogę denerwować. Na tym polega przyjaźń, nie? - zarechotał, kiedy ja opadłam na swoje krzesło. Posłałam mu mordercze spojrzenie.

- Nie wyrzucę cię tylko dlatego, że mi pomogłeś - odparłam a ten zaśmiał się jeszcze głośniej.


Azusa Mukami

Ubrałam buty i zarzuciłam na siebie marynarkę. Poprawiłam jeszcze spódniczkę przed lustrem. Dzień powrotu do szkoły nigdy nie był przyjemny a teraz tym bardziej nie jest. Azusa mówił, że cała szkoła teraz żyje całą sprawą. No tak, wielce zdziwieni. Każdy widział, ale nagle szok, że coś zostało zrobione w tej sprawie. Sięgnęłam po klucze i wyszłam z domu. Przekręciłam dwa zamki według instrukcji rodziców. Oni też dostali jakiejś paranoi.

- Hej [T/i]... - powiedział Azusa, kiedy odwróciłam się tyłem do drzwi. Uśmiechał się lekko. Naprawdę cieszę się, że przyszedł, bo tylko napomknęłam mu, że będę szła sama.

- Nie sądziłam, że serio przyjdziesz - odparłam podchodząc do niego. Przytuliłam go krótko na powitanie. Razem ruszyliśmy w stronę szkoły. Na szczęście lub nie, nie było to daleko. Jakieś dziesięć minut piechotą.

- Wiesz... przyda mi się... co jakiś czas... spacer... A z kim... lepiej iść... niż z przyjaciółką... prawda? - zapytał. Pokiwałam głową na potwierdzenie. Niby nie ma lepszego towarzystwa niż przyjaciele, ale on naprawdę fatalnie wybiera.

- Znalazłaby się jakaś osoba lepsza do towarzystwa, ale skoro masz do wyboru tylko mnie a ja nie pogardzę twoim towarzystwem - odpowiedziałam. Złapałam listek z pobliskiego krzaka i zaczęłam ugniatać go w palcach. Chłopak spojrzał na mnie.

- Czemu uważasz... że znalazłbym... kogoś lepszego niż... ty? - spytał zdziwiony. Wzruszyłam ramionami wydymając usta.

- Nie bez powodu się na mnie uwzięli. Wiem, że czujesz jakiś wewnętrzny obowiązek, żeby mnie chronić, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto zajmie ważniejsze miejsce ode mnie. Skąd wiesz, że się za chwilę nie znajdziesz jakiejś dziewczyny, która ci się spodoba? - rzuciłam. Wtedy to logiczne, że straci zainteresowanie mną i zajmie się kimś innym. Przynajmniej już nie będę nękana, bo nawet jeśli zostaną jakimś cudem wypuszczeni to nie mogą się do mnie zbliżyć. Zakaz sądowy.

- Ja chyba... zabiorę cię... z powrotem do... szpitala, bo chyba... nie do końca jest... dobrze z twoją... główką... Już prędzej... Kou bym posądzał... o takie szybkie... znajdowanie sobie... dziewczyn... - powiedział zarzucając mi swoje ramię wokół szyi. Przyciągnął mnie bliżej siebie przytulając mocniej. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Jestem wdzięczna, że tak się angażuje.

- Rzadko kiedy... rozmawiam z kimkolwiek... spoza rodziny... a ty mnie... posądzasz, że... tak szybko znajdę... kogoś na twoje miejsce... [T/i] myślałem, że... lepiej mnie znasz... - dodał zawiedziony. Westchnęłam i pozwoliłam sobie, aby również go objąć.

- Przepraszam. Może po prostu tworzę zbyt czarne scenariusze - mruknęłam. Poczułam delikatne głaskanie po ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko i mimowolnie. Ja myślę, że jeśli kiedykolwiek on będzie mieć dziewczynę, to ona będzie największą szczęściarą. Mam wrażenie, że Azusa jest jednym z bardziej czułych chłopaków.

- Nie przejmuj się... Może o tym... też powinnaś... porozmawiać z psychologiem...? - zaproponował. Wzruszyłam ramionami. Może i powinnam, ale czy to zrobię to dwie różne sprawy. Stanęliśmy przed bramą szkoły.

- No i jesteśmy. Możemy wrócić? - spytałam patrząc na niego. Pokręcił przecząco głową śmiejąc się cicho.

- Damy radę... [T/i]. Wdrożysz się... od nowa i... przyzwyczaisz. A ja... nie pozwolę... nikomu, żeby cię... skrzywdził... - odpowiedział otwierając wejście. Łagodnie uśmiechnął się zachęcając mnie do wejścia. Czułam na sobie wzrok każdej osoby stojącej na placu przed budynkiem. Pociągnęłam za rękawy marynarki jeszcze bardziej, żeby zakryć bandaże i plastry, które jeszcze musiałam nosić.

- Nie musisz się... tego wstydzić... Ja cały czas... mam opatrunki... - zauważył odsłaniając jeden ze swoich nadgarstków. - W końcu... przestaną zwracać... uwagę...

- Wiem, ale ty nosisz je z innego powodu niż ja - powiedziałam. Mimo to, uśmiechnęłam się lekko. Miłe, że z własnej woli chce mi pomóc. Weszłam na teren szkoły a Azusa tuż za mną. Starałam się nie patrzeć na innych. Oni wręcz przeciwnie. Cały czas czułam ich wzrok na sobie. Ta droga przez plac dłużyła mi się, ale udało mi się wejść do budynku.

- Bardzo ładnie... Dałaś radę a teraz... będzie tylko... z górki... - pochwalił chłopak obejmując mnie ramieniem. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Razem przeszliśmy do sali i zajęliśmy miejsce na samym końcu. Specjalnie usiadłam bardziej od ściany. Jeszcze kilka minut zostało do rozpoczęcia zajęć. Rozpakowałam się i wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy.

- Wiesz, jednak dalej nie lubię matematyki - zagadałam patrząc na nieszczęsny podręcznik, który jasno pokazywał, jaka teraz będzie lekcja. Chłopak zaśmiał się cicho.


Carla Tsukinami

Przygryzłam wargę przeglądając się w lustrze. Nie jestem przekonana do bardziej nowoczesnych ubrań, które dostałam. Pociągnęłam trochę spódniczkę, która była do połowy uda. Te tak zwane rajstopy to też nie jest najlepszy wynalazek ludzkości, jaki mógł powstać. Są też gorsze, jak szpilki. Na szczęście te narzędzia tortur zostały mi odpuszczone i miałam zwykłe botki do całej stylizacji.

- Ja nie rozumiem, czemu to musi być takie krótkie a u góry jestem zakryta aż po szyję - powiedziałam do białowłosego, który siedział na moim łóżku. To on przyniósł mi nowe ciuchy i kazał założyć taki zestaw.

- Nikt tego nie rozumie, ale bardzo ładnie wyglądasz. Rozpuść tylko włosy ze swojego koka i będzie idealnie - odparł przyglądając mi się. Wydęłam usta nie będąc przekonana do tych ubrań. Nie mówię, że są złe, ale nie trafiają w mój gust.

- Dzięki za komplement, ale nie jest to mój gust. Wolę jakby dłuższe spódniczki. Doprecyzuję, takie, które są za kolana przynajmniej - odpowiedziałam zaznaczając mu ważny detal. Wzruszył ramionami wstając z miejsca. Stanął obok mnie.

- Będziesz mieć jeszcze płaszcz. Przeżyjesz te kilka godzin na wystawie i potem się przebierzesz. Ale jako przyjaciel z dawnych lat, naprawdę uważam, że jest ci do twarzy w takiej stylizacji - powiedział patrząc się w oczy mojemu odbiciu w lustrze. Zacisnęłam usta w wąską linię i przełożyłam nogę przed drugą. Nie wiem, czy będę w stanie się przyzwyczaić, ale fakt, nie wyglądam źle. Przede wszystkim, wyglądam jak normalna nastolatka. Ściągnęłam gumki i sięgnęłam po szczotkę, żeby rozczesać włosy. Ładnie się pokręciły.

- Chyba dopiero zrozumiałam, o co ci chodziło w jednej z pierwszych naszych rozmów. To aż dziwne. Moi niegdyś bliscy nie żyją a mi wystarczy zmienić ubranie, żeby się dostosować do ówczesnego świata. Albo przynajmniej sprawiać wrażenie - westchnęłam patrząc na nasz obraz. - Tyle dobrze, że chociaż mogę pozorować twoją partnerkę na tej nieszczęsnej wystawie i będzie to realistycznie wyglądać.

- Jestem ci naprawdę wdzięczny, że się zgodziłaś. Naprawdę nie rozumiem, czemu kobieta w naszym domu to taka sensacja - stwierdził niepewnie obejmując mnie w pasie. Zaśmiałam się cicho.

- Wiesz, mogę się domyślić czemu. Bardziej zastanawiające jest, czemu ten dziwny człowiek wziął mnie za twoją dziewczynę. Niezłą sobie opinię wyrobiliście - powiedziałam kładąc ręce po bokach i odwróciłam się do niego przodem.

- Nie mam nic na obronę. Nie jesteśmy zbyt towarzyscy - odparł. Było to zgodne z prawdą. Od zawsze niezbyt lubili nawiązywać nowe znajomości. Widocznie to im zostało a nawet gorzej, bo zamknęli się po prostu w rezydencji i od czasu do czasu pokazują się na spotkaniach, że żyją.

- No cóż. Lepiej się zbierajmy, bo nie wypada, żeby się spóźnić. To nie leży po stronie dobrych manier - zauważyłam patrząc na zegarek stojący na jednej z szafek. Białowłosy skinął głową na potwierdzenie.

- Tak jest szefowo. Zapraszam do limuzyny - powiedział. Razem wyszliśmy z mojego pokoju i zeszliśmy po schodach.

- No, no [T/i]. Nie wyglądasz na kilkaset lat. Dałbym ci góra pięć dyszek w wampirzym świecie. W ludzkim z dwadzieścia - rzucił Shin pogwizdując na mnie. Leżał na kanapie, ale kiedy stanęliśmy z Carlą na dole, podniósł się do siadu.

- Uznam to za komplement głupku. Mam nadzieję, że nie rozniesiesz domu i siebie - odpowiedziałam mu, kiedy starszy z braci poszedł po płaszcze. Jednooki tylko jęknął przewracając głową.

- Tak mamo! Nie martw się, bo dzisiaj mam zamiar sobie poleżeć na tej kanapie i dać odpocząć mięśniom - oznajmił kładąc się z powrotem. Tym razem to ja przewróciłam, ale oczami. Białowłosy wrócił i pomógł mi się ubrać. Wzięłam go pod ramię.

- Zapraszam - odparł wskazując na drzwi. Uśmiechnęłam się lekko i razem wyszliśmy z rezydencji. Wsiedliśmy do limuzyny, żeby jechać na tą wystawę.

- Podziwiam, że jesteś taki spokojny zostawiając tego... nie mam określenia na tego osobnika, samego w rezydencji. Przecież on jest w stanie nawet to rozwalić - powiedziałam, kiedy samochód ruszył. Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Jeśli puści nasz dom z dymem to będzie sam mieszkać w lesie - stwierdził. Westchnęłam opierając się do tyłu. Nie zmienili się z charakteru. Wyjrzałam przez okno na mijane budynki.

- Nadal nie mogę uwierzyć... - mruknęłam pod nosem obserwując wszystko. Nigdy nie pomyślałabym, że będę jechać na wystawę w galerii sztuki udając partnerkę Carli. Od mojego przybycia mam wrażenie, że traktuje mnie bardziej po przyjacielsku niż jako służbę. Nie, żebym narzekała.

- Spokojnie. Myślę, że ta wystawa może ci się spodobać. Zawsze lubiłaś krajobrazy - powiedział. Przeniosłam na niego swój wzrok.

- A, to nie to miałam na myśli, ale dobrze wiedzieć. Przynajmniej nie będę się nudzić, kiedy będziesz rozmawiać z innymi - stwierdziłam z lekkim uśmiechem.


Shin Tsukinami

Brałam głębokie, miarowe oddechy. Jest to ważne przy dużym wysiłku fizycznym a droga do Tsukinami'ch wcale nie jest najłatwiejsza. Zwłaszcza na rowerze. Jednak dzień spędzony z Shin'em wynagrodzi wszystko. Zaprosił mnie dzisiaj, bo jego brat wyjechał i nie będzie nam zrzędził nad uchem. Możemy robić, co tylko chcemy.

Z daleka zobaczyłam już chłopaka, który stał trzymając mi otwartą bramę. Uśmiechnęłam się wjeżdżając na teren rezydencji. Wyhamowałam, żeby nie wpaść w żywopłot i inne roślinki. Oparłam się jedną nogą na ziemi.

- Może powinienem kiedyś ci sprezentować motor skoro lubisz tak pędzić? - zapytał podchodząc do mnie po zamknięciu bramy. Zaśmiałam się ściągając kask. Po ostatnim wypadku kupiłam nowy mocniejszy i lepsze ochraniacze.

- Albo lepszy rower, bo motorem nie wjadę do lasu - odpowiedziałam. Zeszłam z roweru i przytuliłam chłopaka na powitanie. Odwzajemnił gest szczęśliwy.

- Wymyśliłem coś ciekawego na dzisiaj. Zostawiasz rower i idziemy na pieszą wycieczkę - oznajmił odsuwając się trochę. - Przygotowałem koszyk z jedzeniem oraz koc! Będzie fajnie!

- Ale wymyślił... Ja chciałam poleżeć na twojej wygodnej kanapie... - powiedziałam robiąc smutną minkę. Jednooki się zaśmiał.

- Jeszcze się wyleżysz na niej. No chodź, schowamy twój rower do środka, żeby był bezpieczny i idziemy - odparł. Skinęłam głową ostatecznie na zgodę. Razem przeprowadziliśmy mój rower przed ogród aż do rezydencji. Tam Shin postawił go przy wejściu a wziął wcześniej przygotowany koszyk do ręki. Ja ściągnęłam wszystkie ochraniacze i zostawiłam je przewieszone przez kierownicę. Wzięłam ze sobą tylko mały plecak, który mam na najważniejsze rzeczy.

- Możemy iść - zgłosiłam stając na baczność niczym żołnierz. Razem wyszliśmy z powrotem na zewnątrz i ruszyliśmy na wyprawę. Droga nie była długa. Szliśmy około dwadzieścia minut cały czas rozmawiając. W tym czasie dowiedziałam się, że Shin miał ostatnio dość dużo stresujących spotkań, spraw do załatwienia zamiast Carli i chciał się zrelaksować w dobrym towarzystwie. Zrobiło mi się miło, że tak mnie widzi.

- Ale ładnie tu jest. Dobra, mogę ci wybaczyć za tą kanapę - odparłam widząc naprawdę cudny krajobraz jeziora. Małe promienie słońca odbijały się od tafli.

- Dzięki o łaskawa kobieto - rzucił śmiejąc się. Rozłożył koc pod drzewem a ja położyłam obok plecak. Zdjęłam również buty i poszłam do jeziora. Chciałam sprawdzić temperaturę wody. Weszłam do niej po kostki. Nie była lodowata, ale wybitnie ciepła też nie.

- Sama się podłożyłaś! - zawołał chłopak i zanim zdążyłam się zorientować, zostałam podniesiona do góry. Pobiegł przed siebie prosto w jezioro zanurzając nas. Pisnęłam, kiedy zostałam cała mokra i prawie pod powierzchnią. Trzeba zaznaczyć, że jednooki jest trochę wyższy ode mnie i mógł spokojnie sobie mnie zanurzyć.

- Ty jesteś nienormalny! To miał być relaksujący wypad nad jeziorko a nie topienie mnie! - powiedziałam przytulając się do niego mocniej, żeby czasem nie puścił.

- Nie moja wina, że tak się dałaś zrobić. Było nie wchodzić do wody - odparł z niewinnym uśmieszkiem. Zaczął się śmiać, ale szybko wyszedł z wody. Położył mnie na kocu i sam otrzepał się niczym pies. Zajął miejsce obok mnie przyciągając koszyk.

- Częstuj się. Przygotowałem głównie dla ciebie. Ja mam zapas orzeszków - oznajmił wyciągając jedną paczkę.

- Od kiedy ty tak dbasz o mnie? Trochę słyszałam o was i jakoś nie pokazujecie się jako przyjaźni mieszkańcy - powiedziałam biorąc sobie pudełeczko z owocami. Otwarłam je, żeby zjeść.

- No wiesz, jesteś trochę w innej sytuacji niż reszta. Byłaś u nas w domu i nawet Carla cię zszywał. Więc sobie dopowiedz resztę - odpowiedział otwierając sobie orzeszki. Pokiwałam głową na znak zrozumienia. Zagadał mnie o jakąś głupotę i tak minęły nam ze dwie godziny. Suszyliśmy się rozmawiając oraz jedząc sobie. Potem Shin wyciągnął karty do grania. Zaproponował rundkę, ale oczywiście na jednej się nie skończyło. Graliśmy niemal do zachodu słońca.

Potem zebraliśmy się i chłopak wziął mój plecak. Protestowałam przez chwilę, ale był nieugięty, żeby zanieść moje rzeczy. Droga powrotna była bardzo szybka.

- Czyżbyś była zmęczona? - zapytał, kiedy zakryłam twarz ziewając. Uśmiechnęłam się lekko.

- Trochę. Lubię sport, ale dawno nie spędziłam tyle czasu na świeżym powietrzu. Drzemka by się przydała - odpowiedziałam i przeciągnęłam się.

- To chodź, prześpisz się na twojej ulubionej kanapie a potem cię przebudzę - zaproponował. Skinęłam głową na zgodę. Razem weszliśmy na teren rezydencji.


Kino Sakamaki

Zapukałam do drzwi naprzeciwko mojego pokoju. Turniej został przez nas rozniesiony w drobny mak. Okazało się, że tak naprawdę oboje wygraliśmy, bo podzielili rywalizację między kobiety i mężczyzn. Co nie oznacza, że my się poddaliśmy. Przyjacielsko rywalizujemy i nawet prowadzimy ranking. Jak na razie, jest remis.

- Już idę! - usłyszałam z wnętrza pokoju. Pewnie kończy rundę i nie jest w stanie tego zatrzymać. Przewróciłam oczami. Miałam zamiar dzisiaj go trochę odciągnąć od ekranu.

- Kino, otwieraj - rzuciłam, gdy stałam tam dłuższą chwilę. W końcu jaśnie pan otworzył z konsolą w jednej ręce.

- Czemu nie wchodzisz [T/i]? - zapytał i wrócił wzrokiem z powrotem do gry. Ruszył w głąb pokoju klikając kolejne guziki. Zamknęłam za sobą drzwi. Ten zdążył uplasować się z powrotem na fotelu. Stanęłam przed nim z rękami na bokach.

- Kino Sakamaki, masz pięć minut, żeby się ogarnąć do wyjścia na miasto. Zabieram cię na film i nie przyjmuję odmowy. Nie można całymi dniami przesiadywać w pokoju hotelowym - oznajmiłam. Ten tylko spojrzał na mnie przez chwilę.

- Daj mi dziesięć na dokończenie gierki - mruknął.

- Dobrze wiemy, że i tak będziesz grać w nocy jak wrócimy, więc może to poczekać. A ja i film w kinie nie zaczekamy - odparłam. Chłopak poddał się odkładając konsolę. Wstał z fotela.

- Masz szczęście, że jesteś dobrym graczem i z tobą rywalizacja ma jakikolwiek sens. Inaczej by cię tu nie było - powiedział poważnie i ruszył do łazienki. Wyśmiałam go. No tak, już się boję wielkiego Kino. Gracza, który pewnie jednego dnia w życiu nie przećwiczył, żeby mieć jakąkolwiek większą siłę. Na szczęście nie musiałam czekać długo na niego. Jak chce to potrafi.

- No i widzisz? Takie straszne, żeby się przebrać w czyste ciuchy? - zapytałam biorąc go pod ramię. Wyciągnęłam go z pokoju. Zamknął go na klucz i razem zeszliśmy na parter, po czym wyszliśmy z hotelu. Na szczęście nie było daleko do centrum. Przeszliśmy się kawałek. Niestety w ciszy, bo ten się obraził, że łaskawie wyciągnęłam go na zewnątrz. Jego sprawa. Ja mam dobry humor i on mi go nie zepsuje.

Weszliśmy do budynku kina. Zajęłam się kupieniem przekąsek a ten stał i ładnie wyglądał. Dosłownie, bo nawet kilka dziewczyn stanęło, żeby z nim porozmawiać. Miałam ochotę przewrócić oczami na ten widok.

- Współczuję pani. Nie będzie mieć pani łatwo umawiając się z takim facetem - powiedział sprzedawca patrząc w to samo miejsce, co ja.

- He...? To tylko mój przyjaciel. Siłą musiałam go wyciągnąć z hotelu, więc jakby zaczęły się z nim spotykać, albo próbować, mogłyby go nie wyciągnąć z domu - rzuciłam. Chłopak wzruszył ramionami.

- Zapraszam do sali czwartej. Seans zaczyna się za chwilę - odparł. Podziękowałam cicho i machnęłam do Kino, żeby poszedł za mną. Ruszyłam w stronę wejścia do sali. Szarowłosy dołączył do mnie w miarę szybko. Chyba zrozumiał, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy swoje miejsca.

- Fajnie się bawiłeś z fankami? - zapytałam podając mu jego popcorn.

- Takie z nich fanki, jak ze mnie gwiazda popu - odpowiedział i wrzucił sobie do ust jedno ziarenko. Parsknęłam.

- To co mi zaśpiewasz? Może jakiś love-song? - spytałam żartując. Ułożyłam się wygodnie w fotelu.

- No tak, tak. Poczekaj, tylko po gitarę skoczę - powiedział. Udało mi się go trochę od-obrazić. Światła pogasły i zaczęły się reklamy nowych filmów, które będą wychodzić.

Po jakichś piętnastu minutach od rozpoczęcia się filmu, zaczęłam sprawdzać, na jakie ja dziwactwo kupiłam bilety. Tytuł brzmiał fajnie i myślałam, że to będzie komedia do pośmiania się. Dźgnęłam Kino w ramię.

- Pst... Już wiem, czemu facet, który mnie obsługiwał, zasugerował, że się z tobą spotykam. To romans a nie komedia, jak myślałam... - szepnęłam mu a ten o mało nie wybuchł śmiechem. Zmarszczyłam brwi i wydęłam usta.

- Gdybym cię nie znał, to bym powiedział, że zrobiłaś to celowo - odpowiedział również szeptem.

- Uduszę cię kiedyś. Dzięki - rzuciłam zakładając ręce na piersi.

- Może pizza zamiast tego nieszczęsnego romansidła? - zaproponował. Skinęłam głową na zgodę. Nienawidzę romantycznych filmów. Wstaliśmy z miejsc i wyszliśmy z sali.

- Poprawiłaś mi humor, nie powiem - odparł obejmując mnie ramieniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro