Kłótnia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Przestań mi już truć nad uszami!- powtórzyłaś to już jakiś piąty raz tego dnia.
-Nie przestanę. Mówiłem ci, że masz zostać w Impali. Ciesz się, że skończyło się tylko na złamanej ręce.- szatyn wskazał na twoją lewą kończynę. Przedwczorajsze polowanie było jednym z trudniejszych. Plan był dość prosty ale skuteczny - miałaś czekać na znak Deana, który poszedł ze swoim bratem pierwszy. Ty, oczywiście mająca za nic jego słowa, poszłaś zaraz za nimi, twierdząc, że nie dadzą sobie rady. Plan legł w gruzach, gdy wilkołak cię zaatakował znienacka.

Aktualnie stałaś w kuchni, słuchając kolejnej reprymendy starszego Winchestera. Prychnęłaś z dezaprobatą.
-Jasne.- postanowiłaś go zignorować, sięgając po kubek i wlewając sobie kawy. Dean westchnął. Upiłaś łyk napoju.
-Czemu jesteś taka uparta? Ty naprawdę nie rozumiesz, że mogło ci się coś stać?- spytał zakładając ręce na piersi.
-Co się stało, to się nie odstanie. Polowania to również moja praca.- mocnym i szybkim ruchem odstawiłaś kubek. Kilka kropel wylało się z naczynia.
-Po prostu się martwię. Ty i Sam jesteście dla mnie najważniejsi.- spojrzał ci głęboko w oczy. -Czuję się za was odpowiedzialny.- wyszeptał. Pokiwałaś głową.
-No właśnie, Dean. Uważasz, że jesteś za nas odpowiedzialny.
-Natalie...- zaczął stanowczo.
-Boisz się, że cię zostawimy.- przerwałaś mu zdenerwowana. -Boisz się, że jak odejdziemy nie dasz sobie rady sam. Ty ciągle musisz się kimś opiekować. Nawet nie potrafiłeś się pogodzić z tym, że twój brat poszedł na studia.- wskazałaś na niego palcem. -Twój mały Sammy cię opuścił, ojej.- rzekłaś ironicznie. Zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Widziałaś pulsowanie jego szczęki. -Nie chcesz, aby ktokolwiek cię zostawił. Do tego chcesz na siłę być superbohaterem. Jesteś cholernie samolubny i właśnie w tym tkwi twój problem!- podniosłaś głos. Spojrzał na ciebie wzrokiem pełnym niedowierzania. Uchylił lekko usta. Uraziłaś go. Dopiero wtedy zdałaś sobie sprawę z tego, co powiedziałaś. Zakryłaś usta dłonią. Dean prychnął z pogardą.
-Jasne, oczywiście. Jak zwykle masz rację.- odwrócił się do ciebie bokiem.
-Dean, ja... nie to chciałam powiedzieć. Przepraszam, nie myślę...
-Właśnie, że tak. Wszyscy tak o mnie myślicie.- w jego oczach zakręciły się łzy.
-To nieprawda...- chciałaś szybko wyjaśnić.
-Nie. Wyjdź stąd.- przerwał ci. Przełknęłaś ślinę, licząc, że coś jeszcze doda. Nie zrobił tego. Wyszłaś z pomieszczenia. Po policzku Deana spłynęła łza.

Całą noc nie mogłaś spać. Nie powodował tego ból złamanej kończyny, lecz twoje słowa wypowiedziane w stronę starszego z Winchesterów. Przecież tak naprawdę nie myślałaś w ten sposób. Owszem, wiedziałaś, że Dean jest nadopiekuńczy i nie chce zostać sam. Ale nie uważałaś go za samolubnego człowieka. Powiedziałaś to pod wpływem nerwów, czego bardzo żałowałaś.

Rano spotkałaś Deana w salonie, z kubkiem kawy w ręku, przeglądającego internet na laptopie jego brata. Nawet na ciebie nie spojrzał. W zasadzie, czego się spodziewałaś? Że następnego dnia zapomni o wszystkim co mu powiedziałaś i będzie skakał z radości na twój widok? Niestety.

Do pomieszczenia wszedł Sam.
-Cześć.- rzucił w twoją stronę. Odpowiedziałaś mu. Spojrzał na brata. -Dean, do cholery! Tyle czasu szukam mojego laptopa, myśląc, że go gdzieś zostawiłem.- podszedł do szatyna i odebrał swoją własność. -Mam nadzieję, że nie wchodziłeś na żadne zboczone stronki...-wyszeptał pod nosem, bardziej do siebie niż do brata.
-A bierz go sobie, proszę!- krzyknął Dean.
-Czego się tak burzysz, co? Przecież masz swój własny, łapy precz od mojego.- rzekł Sam.
-Swój zostawiłem u Natalie w pokoju.- wycedził przez zęby. Wstał, ominął cię szerokim łukiem i podążył w stronę kuchni.
-W czym problem?- młodszy Winchester spojrzał na ciebie zdziwiony. Pokręciłaś głową i przetarłaś twarz.
-Pokłóciliśmy się.
-Jakby to było coś nowego.- zażartował Łoś.
-Nie, Sammy.- spojrzałaś na niego. -Powiedziałam coś... czego nigdy nie powinnam.
-To znaczy?
-Powiedziałam, że boi się zostać sam i że jest samolubny.- przerwałaś mu. -Dość dosadnie. Nie zrozum mnie źle, powiedziałam to w nerwach.- westchnęłaś bezradna. Sam zagwizdał.
-Dlatego cały poranek chodzi tak zły. Mogę z nim porozmawiać jeśli chcesz.
-Nie, Sam. To nic nie da. Poza tym, ja spieprzyłam i ja muszę to naprawić.- odwróciłaś się i poszłaś do kuchni. Tym razem Dean czytał gazetę. Usiadłaś naprzeciw niego.
-Dean, przepraszam. Przepraszam za to co powiedziałam.

Cisza.

-Wiem, że cię uraziłam. Ja naprawdę tak nie myślę. Nikt tak o tobie nie myśli.

Cisza.

-Spójrz na mnie.- rzekłaś. Zero reakcji. -No spójrz.- spełnił twoją prośbę niechętnie. Przełknęłaś ślinę. -Nie uważam cię za samolubnego czy próżnego.
-Mówiłaś, że chcę być superbohaterem na siłę.- Odezwał się po raz pierwszy do ciebie. Prychnął. -W sumie, masz rację.- rzekł sucho.
-Nie, Dean. Powiedziałam to, bo byłam zdenerwowana.- przetarłaś twarz dłonią. Nie wiedziałaś co jeszcze dodać. Nie miałaś pojęcia jak go przeprosić, aby ci wybaczył ten stek bzdur, który wypowiedziałaś dzień wcześniej.
-Wiesz, nie jestem zły na ciebie. Jestem ci nawet wdzięczny, za to, że uświadomiłaś mi, jaki jestem naprawdę. Złoszczę się na siebie.- zawiesił wzrok gdzieś na ścianie.
-Dean...
-Przecież to prawda!- warknął. -Niepotrzebnie tylko tułam się po świecie. Najlepiej byłoby, gdyby Castiel nigdy mnie nie wyciągnął z Piekła!- rzekł dobitnie.

W twoich oczach zakręciły się łzy. Nie mogłaś słuchać tego dalej. Twoje słowa niedość, że go uraziły, to jeszcze wzbudziły w nim specyficzne poczucie winy oraz beznadziejności.
-Nie mów tak, proszę...- wyszeptałaś. -Jesteś ważny dla Sama, dla Casa, dla mnie. Bez ciebie nie poradzilibyśmy sobie.- po twoim policzku spłynęła jedna łza. Za nią następna. Pociągnęłaś nosem. Mężczyzna rzucił gazetę i wstał. -Dean!- wyszedł z kuchni. Szybkim ruchem podniosłaś się z krzesła i podążyłaś za nim. -Zaczekaj, dokąd idziesz?
-Nie ważne.- ruszył schodami w górę, do wyjścia. Wołałaś za nim, lecz bezskutecznie. Wyszedł, a ty rozpłakałaś się jeszcze bardziej.

Dzwoniłaś do szatyna wiele razy. Jednak za każdym razem włączała się poczta głosowa. Sam uspokajał cię, że z jego bratem wszystko wporządku i za pewne pojechał do jakiegoś baru. Chciałaś mu wierzyć, lecz po słowach jakie wypowiedział starszy Winchester nie potrafiłaś usiedzieć w spokoju i nie myśleć o tym wszystkim. Prawdopodobny był fakt, że wróci podchmielony ale i tak bardzo się martwiłaś, że może tym razem zrobi coś zupełnie innego.

Dean wrócił bardzo późno. Czekałaś na niego. Gdy wszedł obrzucił cię smutnym wzrokiem. Stanął przy schodach i sapnął głośno. Podeszłaś do niego na bezpieczną odległość, lecz to wystarczyło aby poczuć lekki odór alkoholu. Zdziwiłaś się, ponieważ nie był tak bardzo pijany, jak myślałaś, że będzie. Nawet się ucieszyłaś i odetchnęłaś z ulgą.

-Dean, naprawdę żałuję tego, co powiedziałam.- podrapałaś się po karku. Czułaś się cholernie źle. Chciałaś, aby ci to wybaczył. Patrzył ci w oczy krótką chwilę, lecz dla ciebie było to jak kilka długich, męczących minut. Wkońcu odwróciłaś wzrok speszona.
-Wiem.- wyszeptał. Spojrzałaś na niego zdziwiona. Zaśmiał się. -Pierwszy raz nie mogłem się  porządnie upić. Cały czas nad tym myślałem. -przyznał. Chciałaś coś powiedzieć, lecz on przerwał ci podchodząc bliżej i przytulając cię. Byłaś zdezorientowana. Oparł brodę o czubek twojej głowy. Poczułaś łzy zbierające się w kącikach oczu i rozpłakałaś się.
-Dean, przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam.- załkałaś.
-Cśii.- uciszył twój wywód, głaszcząc cię po plecach. Staliście tak chwilę dopóki się nie uspokoiłaś. Z gipsem było ci niewygodnie, odsunęłaś się od niego. Otarłaś łzy z twarzy. -Już dobrze.- znów chciałaś coś powiedzieć, lecz ci przerwał. -Nie mam do ciebie żalu. Rozumiem to, sam wiele razy powiedziałem coś w złości.- rzekł, a tobie ulżyło, mimo że dalej czułaś się głupio. -Nie martw się, wynagrodzisz mi to dwoma plackami, które zrobisz, gdy wyzdrowiejesz.- zaśmialiście się. Dean pocałował cię w czoło i wolnym krokiem podążyliście w głąb bunkra.



****

1169 słów! Jeju, jak się cieszę! Zajęło mi to dużo czasu ale mam nadzieję, że było warto.

Znów chcę przeprosić za nieobecność. Niestety nie mam teraz tak dużo czasu i nie jestem wstanie dodawać rozdziału częściej niż raz na tydzień. Mam nadzieję, że to się troszkę zmieni i wena też powróci. 💓

Dostałam prośbę aby używać imienia Natalie, więc ją spełniam  (pozdrawiam wszystkie Natalie! ♥♥).

P.S. Kto też tak jak ja kocha cover Jensena - Simple Man? 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro