Lucyfer +18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W rozdziale znajdują się treści +18

Siedziałam w knajpce, popijając zimną Colę. W małym telewizorze nadawano wiadomości. "Straszny huragan w Stanie Teksas". Uśmiechnęłam się. Wiedziałam przez kogo to się działo. Zjadłam ostatnią frytkę, otarłam usta i spojrzałam na zegarek. Spóźniał się, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Czekałam na niego dobrą godzinę. W radio zaczęła lecieć piosenka "Highway to Hell" AC/DC. Cholera, wszystko mi o nim przypominało, a jego wciąż nie było. Nagle usłyszałam otwierane drzwi. Odwróciłam głowę, a tam stał on. Jego naczynie było cudowne i on, skubany, o tym wiedział. Gdy zauważył, że mu się przyglądam uśmiechnął się zalotnie. Przysiadł się do mnie.
-Czemu musiałam, do cholery, tyle na ciebie czekać, co?- spytałam w miarę łagodnie.
-Kochanie, miałem sprawy do załatwienia.
-Właśnie widziałam na żywo, w wiadomościach.- podpił mój napój. -Kup sobie.
-I jak Ci się podobało?- zignorował moją uwagę. Przysunęłam się do niego bliżej.
-Uważasz, że ta Apokalipsa jest dobrym pomysłem? Znaczy, wiesz, mój gatunek nie jest na to przygotowany. Nie jestem co do tego wszystkiego pewna.- szepnęłam.
-Kira, nie martw się. Będziesz żyć ze mną. W Piekle.
-Ale...
-Oh, przestań. Już o tym dyskutowaliśmy.- przesunął nosem po mojej szyi. -Czym się martwisz?- pocałował mnie w policzek.
-Ekhem!- usłyszeliśmy chrząknięcie. Popatrzyłam na kelnera, a Lucyfer niechętnie odsunął się ode mnie, by uczynić to samo. -Chciałbym państwu przypomnieć, że to jest miejsce publiczne. Proszę się trochę opanować.
Lucyfer podniósł dłoń do góry. Już chciał pstryknąć palcami, lecz go powstrzymałam.
-Oczywiście, przepraszamy.- uśmiechnęłam się, lecz wątpię aby ten uśmiech wyglądał na miły. Musiał poskutkować, ponieważ facet odszedł. Spojrzałam na mojego towarzysza, a on na mnie. Gniewnie.
-Czemu to zrobiłaś?
-Chcesz zrobić jeszcze większy zamęt? Człowiek rozpadający się na kawałki to raczej niecodzienny widok.- skarciłam go. Spojrzał na kelnera.
-Masz rację. Ah te nędzne kreatury.- zasyczał. Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-Słucham?!
Dopiero teraz dotarło do niego to co powiedział. Wstałam, wyjęłam z kieszeni parę banknotów i rzuciłam na stolik. Wyszłam z knajpy pewnym krokiem. Lucyfer oczywiście podążył za mną.
-Kira, wiesz o co mi chodziło.
-Być może. Co nie oznacza, że brzmiało to chamsko.- rzekłam zatrzymując się. -Skoro tak bardzo nienawidzisz ludzi, to po jaką cholerę się ze mną zadajesz?
-Gabe się na mnie wypiął, a Samantha jest już zajęty.- przekręciłam oczami, a on się zaśmiał. -Oboje wiemy, że masz w sobie coś złego, co przyciąga cię do mnie. I dlatego jesteś wyjątkowa. A ja zadaję się wyłącznie z tymi wyjątkowymi.- wytłumaczył.
-Liczyłam na coś w stylu: "Bo cię kocham, jesteś tą jedyną i tak dalej." Ale to też kupuję.
Lucyfer uśmiechnął się szelmowsko. Złapał mnie za biodra, przysunął do siebie. Pstryknął palcami i w jednej sekundzie znaleźliśmy się w sypialni. Nadzy. Pocałował mnie namiętnie, następnie popchnął na łóżko. Pocałunkami znaczył ścieżkę od szyi do piersi. Jedną ręką drażnił moją kobiecość. Jęknęłam. Szarpnęłam go za włosy i przyciągnęłam do pocałunku.
-Lucy, zrób to.- szepnęłam.
-Poproś.- uśmiechnął się. Zaczął ssać mój sutek.
-P-proszę!
Wbił się we mnie po tych słowach. Nie pięścił się, od razu zaczął się szybko ruszać. Krzyczałam jego imię.
-Tak, kochanie! Krzycz, niech wszyscy wiedzą, jak dobrze cię pieprzę!
Poruszał się we mnie jeszcze parę razy i doszliśmy razem. Zdyszany opadł na moje ciało.
-To jest zdecydowanie lepsze niż Apokalipsa.- uśmiechnął się szeroko.


****
Miałam napisać coś "ostrzejszego". Pisałam to pierwszy raz, dlatego wyszło jak wyszło. Moim zdaniem mogło być gorzej, więc nie smucę się tak bardzo xD

Jeśli macie ochotę, dalej możecie składać zamówienia.

Do następnego, My Hunters! 💓

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro