Nowy dom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przywiozłaś ostatnie pudła z ubraniami na miejsce. Cieszyłaś się bardzo z tej przeprowadzki. Miałaś już dość tamtego paskudnego, małego mieszkania. Wszelkie wspomnienia postanowiłaś zostawić za sobą i zacząć nowe życie. Gdy wszystkie pudła wniosłaś do domu, rozpoczęłaś rozpakowywanie. Oczywiście nie obyłoby się bez pomocy twoich dobrych kumpli. Ed i Harry byli lekkimi świrami, a ich zamiłowania do rzeczy paranormalnych zupełnie nie rozumiałaś. Jednak bardzo dużo ci pomagali, co doceniałaś i lubiłaś ich.

Po południu stwierdziłaś, że nie samą pracą człowiek żyje i spytałaś się chłopaków, czy nie mają ochoty czegoś zjeść. Zapamiętując, co masz kupić, wyszłaś i udałaś się do knajpki, która była niedaleko twojego nowego domu. Weszłaś do środka i usiadłaś przy barze, zamawiając jedzenie. Czekając, usłyszałaś, jak po twojej prawej stronie ktoś powiedział:

-Nie, Dean. Zostaw tę kobietę w spokoju.

Te słowa zaciekawiły cię na tyle, że odwróciłaś głowę w tamtym kierunku. Zobaczyłaś mężczyznę, który uśmiechał się, patrząc na ciebie. Miał krótko obcięte, blond włosy. Gdy wasze spojrzenia się skrzyżowały puścił do ciebie oczko, a ty lekko się zarumieniłaś i odwzajemniłaś uśmiech. Drugi z nich, z ciemniejszymi i trochę przydługimi włosami, siedział zażenowany i odwrócił wzrok, spoglądając w gazetę. Siedziałaś jeszcze parę minut, co jakiś czas spoglądając w stronę intrygującego blondyna. Gdy odebrałaś swoje zamówienie, poszłaś do domu z wielkim uśmiechem na twarzy.

Po paru dniach, które wbrew pozorom minęły szybko w miłym towarzystwie, mogłaś spokojnie odetchnąć w nowym domu. Pewnego popołudnia usłyszałaś jakiś szmer. Zaczęłaś chwilę nasłuchiwać tylko po to, aby stwierdzić, że chyba ci się przesłyszało. Przypomniała ci się rozmowa z przyjaciółmi, podczas której Harry powiedział tobie, żebyś uważała i poszukała czegoś na temat tego miejsca. Pamiętasz jak zaśmiałaś się głośno. ''Dom nie może być nawiedzony. Duchy nie istnieją.'' stwierdziłaś wówczas. Chłopaki, widząc, że nie masz zamiaru uwierzyć, odpuścili.

Uśmiechnęłaś się. ''Duchy nie istnieją''.

Wieczorem, gdy czytałaś książkę w błogiej ciszy, usłyszałaś warkot silnika. Nie spodziewałaś się żadnych gości. Dyskretnie wyjrzałaś przez okno. W nikłym świetle latarni zobaczyłaś, prawdopodobnie, czarny, stary samochód. Nie potrafiłaś dokładnie dostrzec osób w nim siedzących, lecz wiedziałaś, że to nie byli twoi przyjaciele. Jednak nikt nie wysiadał. Uważając, że auto za moment odjedzie, wzruszyłaś ramionami i powróciłaś do poprzedniej czynności.

Po godzinie, zaciekawiona, odłożyłaś lekturę i znów wyjrzałaś przez okno. Samochód dalej tam stał. Nie wiedziałaś, kto tam jest. Niestety, nie byłaś, aż tak odważna, aby wyjść. Co więcej, trochę spanikowałaś. Chwilę myślałaś nad tym, czy postąpić w sposób, jaki miałaś na myśli. Po małej bitwie w głowie, postanowiłaś zadzwonić do jednego z chłopaków. Ed uspokoił cię przez telefon i obiecał, że przyjedzie niedługo. On i Harry mieszkali niedaleko, co było jednym z powodów, dla których postanowiłaś zamieszkać w tamtym miejscu.

Usiadłaś spokojnie na kanapie i czekałaś, co chwilę dyskretnie wyglądając przez okno. Gdy miałaś się podnieść kolejny raz, usłyszałaś jakiś szmer. Zignorowałaś go. Po chwili usłyszałaś kolejny. Odwróciłaś się gwałtownie w stronę dźwięku. Twoje serce zaczęło bić szybciej. ''Nie dość, że przed domem stoi samochód z, Bóg wie, jakimi psychopatami, to jeszcze odwiedził mnie duch?!" - pomyślałaś, lecz szybko skarciłaś się za tę myśl. Usłyszałaś szept, którego nie mogłaś zrozumieć. Stałaś jak sparaliżowana. Kątem oka zauważyłaś ciemną postać. Przerażona zaczęłaś krzyczeć. Postać zaczęła się do ciebie przybliżać, a ty nie mogłaś się ruszyć.

Nagle, drzwi wejściowe się otworzyły z głośnym hukiem i usłyszałaś strzał. Schyliłaś się, zakryłaś uszy i zamknęłaś oczy. Ktoś zaczął cię uspokajać, a ty dopiero wtedy spostrzegłaś, że dalej krzyczałaś. Przestałaś. Ta osoba podniosła cię i ujęła twoją twarz w dłonie, mówiąc abyś na nią spojrzała. Otworzyłaś oczy. Ukazał się im blondyn, którego spotkałaś w knajpie. Patrzył na ciebie, a ty, dalej przerażona, wtuliłaś się w niego, płacząc. Mężczyzna objął cię mocno, wciąż uspokajając.

Gdy opanowałaś emocje, odsunęłaś się od niego.

-D-dziękuję. B-b... co to, do cholery było? Prawie umarłam ze strachu! Boże! O co tu chodzi? Kim wy w ogóle jesteście?!- wystrzeliłaś pytaniami, zdesperowana. Gdy wyższy z mężczyzn otwierał usta, aby odpowiedzieć, do domu weszli twoi przyjaciele.

-Natalie, co tu się...- zaczął Harry. -O nie.

-O nie.- rzekł nieznajomy blondyn.

-Ci idioci.- powiedziała cała czwórka płci męskiej. Ty stałaś zdezorientowana, patrząc na nich szeroko otwartymi oczami. Ciemna postać znów pojawiła się w rogu salonu, na co krzyknęłaś, a ktoś, nie byłaś pewna kto, strzelił w nią. Przerażona usiadłaś na kanapie, chowając twarz w dłoniach i łkając. Prosiłaś o wyjaśnienia. Myślałaś, że zemdlejesz.

Blondyn, o imieniu Dean oraz jego brat -Sam- wyjaśnili ci wszystko. Słuchałaś ich przejęta, nie mając pojęcia co myśleć o zaistniałej sytuacji. Potwory, których dzieci się boją, a nawet o wiele gorsze stworzenia istnieją naprawdę? Dla ciebie brzmiało to jak nieśmieszny żart, lecz po tym, co widziałaś, dwa razy, uwierzyłaś.

-Ta ciemna postać, którą widziałaś, to Bela Richardson.- zaczął Sam, odgarniając ciemne włosy, wchodzące mu w oczy. -Została zamordowana przez przyjaciółkę, w wieku 29 lat.

-Kochana przyjaciółeczka zakradła się do domu, ogłuszyła Belę, poćwiartowała na kawałeczki i zakopała w jej własnym ogródku.- rzekł Dean, ze skrzyżowanymi rękami na piersi. -Podobno ostatnią rzeczą, jaką Bela słyszała, był szmer. Milusio.- dokończył. Szmer. Myślałaś, że zwariujesz. Zrobiło ci się niedobrze.

-O Boże.- powiedziałaś. -Co teraz?

-Razem z bratem zajmiemy się tym.- odrzekł Sam. Gdy miałaś już spytać, co ma na myśli, odezwał się Harry, który do tej pory z Ed'em nie brał udziału w dyskusji.

-Nie. Ja i Ed pójdziemy.

-Hola, hola. Wy nigdzie się nie ruszacie.- powiedział Dean. -Skąd wy się tutaj w ogóle wzięliście, co?

-Jesteśmy przyjaciółmi Natalie. Zadzwoniła do nas, gdy zobaczyła podejrzane auto na jej podjeździe.- odrzekł Ed znacząco. Winchesterowie popatrzyli po sobie i spojrzeli pytająco w twoim kierunku.

-Bałam się. Zobaczyłam obcy samochód. Dopiero się wprowadziłam, nie znam całej okolicy i sąsiadów. Wiadomo co za psychopaci się tu kręcą?- odrzekłaś gestykulując.

-Wiedzieliśmy, co tu się kiedyś wydarzyło i chcieliśmy zainterweniować w odpowiedniej chwili. Ale racja, nie powinniśmy robić tego w taki sposób.- wyjaśnił Sam. Uśmiechnął się do ciebie pokrzepiająco.

-Wiedzieliście o wszystkim? O tym co tu się wydarzyło?- zapytał Dean chłopaków z Ghostfacers. Obaj popatrzyli na siebie.

-No...-odchrząknął Harry.

-I mimo to pozwoliliście jej tutaj zamieszkać, tak? Czy was do reszty porąbało?!- spytał starszy Winchester oskarżycielsko. -To wasza przyjaciółka i... w ogóle wy przyjaźnicie się z kimś normalnym?- zatkało go.

-Chłopaki zawsze pasjonowali się duchami i tym podobnymi. Ale ja w to nie wierzę. To znaczy, nie wierzyłam.- powiedziałaś. Pociągnęłaś nosem. Dean westchnął.

-Musimy iść do ogródka. -rzekł Sam do brata. -Wy dwaj- wskazał na twoich przyjaciół -Macie bronie?- pokiwali głowami. -Świetnie. Opiekujcie się Natalie, niedługo przyjdziemy.- bracia Winchester zabrali swoje rzeczy i wyszli. Nie wiedziałaś co mają zamiar zrobić. I nie chciałaś wiedzieć.

Poprosiłaś przyjaciół, aby zostali w twoim domu na noc, lecz i tak kiepsko spałaś, dalej będąc przerażona. Bracia Winchester pojechali do motelu. Następnego dnia, w południe, przyjechali sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Podziękowałaś im za uratowanie życia, na co obaj się uśmiechnęli. Nie obyło się bez krótkich, złośliwych uwag Deana adresowanych do twoich przyjaciół, co nawet cię śmieszyło.

-Więc? Co zamierzasz teraz zrobić?- spytał ciekawy Sam.

-Chyba nie zostanę tutaj dłużej. Muszę to przemyśleć.- stwierdziłaś.

-Ale wiesz, że już jesteś bezpieczna? Nic ci nie grozi, naprawdę.- zapewnił wyższy z mężczyzn. Pokiwałaś głową z uśmiechem.

-Dziękuję wam jeszcze raz. Gdyby nie wy, to pewnie bym dzisiaj tutaj nie stała.

-Daj spokój.- odrzekł wyluzowany Dean, z dłońmi w kieszeniach. -Wiesz, ratowanie ludzi, polowania. To nasz rodzinny biznes.- powiedział, a Sam zaśmiał się. Uśmiechnęłaś się na jego słowa, myśląc, czy to może rzeczywiście jest ich biznes. Przeszedł cię lekki dreszcz.

-Zbieramy się, stary.- Sam klepnął brata w plecy, po czym uścisnął ci dłoń. Dean wyciągnął rękę z kieszeni i z uśmiechem podał ci ją. Odwzajemniając uśmiech, uścisnęłaś ją, wyczuwając jak Winchester coś zostawia w twojej dłoni. Chłopaki odwrócili się, Dean krzyknął do twoich przyjaciół ''Żegnajcie frajerzy!" i wsiedli do samochodu. Spojrzałaś na kartkę papieru, którą trzymałaś. Uśmiechnęłaś się szeroko, widząc zapisany tam numer telefonu z podpisem. Pokręciłaś głową i spojrzałaś na Deana, siedzącego w aucie i szczerzącego się do ciebie. Puścił ci oczko i odpalił samochód. Pomachałaś im gdy odjeżdżali.

****

Po pierwsze: pomijając fakt, że znowu mnie nie było długo (tak wiem), ten rozdział jest dość długi i mam nadzieję, że zadowalający 😊

Po drugie: to mój pierwszy potwór, jakoś tak padło na ducha (nie żeby to było trudne ale bardzo mi pasowało do pomysłu). Nie jestem pewna czy cały mój plan/pomysł został dobrze dopracowany.

-_Anul_-  nie mam pojęcia czy wszystkie nazwy są dobrze napisane. Ile bierzesz za godzinę, beto? XD

Wiem, dość dużo piszę ''od autorki'', wybaczcie. Mam po prostu nadzieję, że Wam się podoba. Do następnego my hunters 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro