Ostatnie Słowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od śmierci Johna minął miesiąc. Dean nie potrafił się pogodzić z tym faktem. Słowo ojciec to za mało. Umarł jego bohater, wzór, idol. Winchester był załamany. Czuł, że teraz wszystko się skomplikuje. Nie miał pewności co do tego, czy Sam zostanie z nim. Jego brat zgodził się z nim polować jedynie dlatego, iż tata zaginął. Poniekąd śmierć Jess również się do tego przyczyniła. Lecz teraz nie ma ani jej, ani ojca. Dean bał się, że Sam go opuści, chcąc poukładać sobie życie jeszcze raz, od nowa.

W uszach cały czas brzmiały mu ostatnie słowa ojca: ''Ocal go i pilnuj. Za wszelką cenę. A jeśli Ci się nie uda... Zabij.''

Nie rozumiał zupełnie tego, co rodziciel miał na myśli. Dobrze wiedział, że musi się opiekować bratem. To jego obowiązek od najmłodszych lat. Od kiedy wyniósł go na rękach z płonącego domu. Zrobiłby wszystko, aby nie stała mu się krzywda. Lecz zabić? To nie do pomyślenia. Jak Dean mógłby zrobić coś podobnego swojemu małemu Sammy'emu? Wolałby sam zginąć, niż popełnić taki czyn. Zaprzedałby nawet duszę tylko po to, aby odebrać brata z rąk śmierci. Czuł się za niego odpowiedzialny.

Sam nigdy nie sprawiał problemów. Wręcz przeciwnie - chciał pomagać. Nawet przy polowaniach. Dean pamiętał jak dzwonił z budki telefonicznej do dziesięcioletniego braciszka, aby spytać się, czy wszystko u niego w porządku. Ten zaś, pytał czy może mógłby im pomóc. Odpowiedź brzmiała: ''Nie. Jesteś jeszcze za młody. Ale jak trochę podrośniesz, osobiście zabiorę cię na jakieś polowanko.'' Sammy kończył rozmowę szybkim ''cześć'', ze smutkiem i rozczarowaniem w głosie. Dean na to wspomnienie uśmiechnął się słabo.

Gdy brat miał już czternaście lat i polował, zawsze był ''mózgiem". Jego spostrzegawczość pozwalała na szukanie przeróżnych informacji. Dean przypomniał sobie jedno polowanie, gdy Sam, właściwie, uratował życie jemu i ojcu.

To było pierwsze polowanie na Dżina, w którym przyszło John'owi uczestniczyć. Nie mógł uwierzyć na co poluje. Nie miał żadnych notatek, które pomogłyby mu w tym. Pytał Bobby'ego, szukał w jego bibliotece, lecz nie znalazł ani jednej wzmianki o tym, jak to cholerstwo zabić. Posłał swoich chłopców do biblioteki miejskiej, aby poszukali jakiejś wiadomości na ten temat, zaś on sam szukał miejsca, gdzie ów stwór mógł się znajdować.

-Myślisz, że ojciec pozwoli mi polować razem z wami na tego Dżina?- spytał Sam, odrywając się na chwilę od czytania. Dean mruknął.

-Nie jestem pewien.- odpowiedział, z nosem w wielkiej książce.

-Tata nie wie z czym tak naprawdę ma do czynienia.- Sam westchnął. -Może mi kazać zostać z Bobby'm, ponieważ: ,,Jesteś za młody, nie będę cię narażać na takie niebezpieczeństwo.''- rzekł głosem naśladującym ojca. Dean zaśmiał się krótko i spojrzał na brata.

-W zasadzie, miałby rację.- potarł kark. Siedzieli nad książkami dwie godziny i nie znaleźli żadnych pożytecznych informacji.

-Nie jestem już małym dzieckiem, Dean. Do tej pory daję sobie radę. Z Dżinem też sobie poradzę.- powiedział stanowczo. Spojrzał na książkę, przerzucił stronę i znów zaczął czytać.

-Sammy, nie możesz się denerwować dlatego, że tata się o ciebie martwi. Z resztą ja też u...

-Dean!- Sam prawie podskoczył na krześle. -Chyba coś znalazłem.- Dean pochylił się nad książką, którą trzymał brat i słuchał uważnie, gdy Sam zaczął czytać. - ''Dżiny mają w zwyczaju mieszkać w starych ruinach i żywić się ludzką krwią. Wychwytują pragnienia człowieka i tworzą ich iluzję, w tym czasie wysysając życie z ofiary, najczęściej w przeciągu kilku dni. Można je zabić srebrnym nożem zatopionym w byczej krwi''! Mamy to!- młodszy z nich uśmiechnął się szeroko.

-Dobra robota.- rzekł Dean z podziwem. Potargał włosy brata.- Zmywajmy się stąd.

Gdy byli już w domu Bobby'ego, młodszy z braci powiedział wszystko ojcu. Ten zaś pokiwał głową z uśmiechem.

-Zabijemy to cholerstwo. Dean szykuj potrzebne rzeczy. Razem z Bobby'm znalazłem jego kryjówkę.- wstał i poszedł po byczą krew do lodówki przyjaciela. -Dalej nie wiem jak ty to robisz, że masz w domu dosłownie wszystko!- zabrał jeden słój i czekał na starszego syna. Gdy ten przyszedł rzekł:

- Bobby, miej oko na Sama. Powinniśmy wrócić niedługo.- wstał, zakładając kurtkę.

-Ale- zaczął najmłodszy, czym przykuł uwagę ojca. -Nie mogę jechać z wami?

-Pierwszy raz mam do czynienia z tym czymś. Zostajesz.- rzekł John głosem nieznoszącym sprzeciwu.- Dobrze wiesz, że nie mogę...

-...narażać mnie na niebezpieczeństwo. Wiem.- dokończył smutno Winchester. John odwrócił się w stronę wyjścia. Przepuścił w drzwiach Deana i wyszedł, trzaskając nimi.

Bobby, popijając ulubioną whiskey, obserwował Sama, który krzątał się po domu i czytał różne księgi. Nagle czternastolatek zmarszczył brwi.

-Nie wiem jak tata szukał informacji w tych księgach ale coś przeoczył. Co prawda to krótka, mała wzmianka ale jednak.- przełknął.

-To znaczy?- spytał Bobby zmieszany.

-Tutaj jest napisane, że potrzeba owczej krwi do zabicia Dżina.- głos mu się załamywał.

-Pokaż to.- wuj zerwał się z krzesła, zabrał Samowi księgę i zaczął czytać.- To nie jest pewne Sam ale... Czekaj, przypomniało mi się, że Rufus kiedyś chyba polował na Dżina.- rzekł po czym zadzwonił do starego przyjaciela. Po paru bluźnierstwach, gdyż tamten nie odbierał i po paru minutach rozmowy, gdy w końcu to zrobił, Bobby rozłączył się szybko i pobiegł do lodówki. -Wy się możecie śmiać ale dobrze, że zawsze mam wszystko co potrzebne pod ręką!- wziął słoik z krwią i przyszedł z powrotem do Winchestera.

-Owcza?

-Owcza. Ubieraj się, jazda!

Gdy dotarli na miejsce, Bobby zamoczył srebrny nóż w krwi. W czasie gdy on zabijał potwora, Sam znalazł brata, który razem z ojcem był nieprzytomny. Obudzili się po tym, jak stwór umarł. Potem wszyscy wrócili do domu Bobby'ego.

Dean dobrze pamiętał te polowanie oraz to, jak jego braciszek cieszył się, że wrócili cali. Sam był dobry, nikomu nie zagrażał. Chciał pomagać i robił to sumiennie. Nawet jeśli odciął się od takiego życia to powrócił, aby wspomóc brata odszukać ojca.

Dean długo myślał jeszcze nad ostatnimi słowami rodziciela. Pewnego dnia spojrzał na swojego brata i już wiedział wszystko. Zawsze kochał swojego ojca i nigdy nie negował ani jego słów, ani postanowień. I nawet jeśli miał jakiekolwiek chwile zwątpienia, teraz był pewien jednej rzeczy: Zawsze ocali swojego brata. Za wszelką cenę. I nie pozwoli mu umrzeć. Nigdy.



****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro