Co się stało z Cassie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  No dobraa, to od czego by tu zacząć? Znajduję się teraz w zamku największych (jak na razie) moich wrogów i co ja oczywiście robię?

 - Osborn, nadal nie mogę przyzwyczaić się do twojej fryzury! Jest taka... inna? – Spróbowałem powstrzymać uśmiech, który wciąż chciał pojawić się na mojej twarzy.

 Tak, jedynie to przyszło mi do głowy. No bo nie uważacie, że on ma głupią tę fryzurę? Brązowe paski wzdłuż głowy, a i tak większość włosów została ogolona. Fuj.

 - A ty nadal o tym samym? – Warknął Norman, próbując zmierzwić sobie włosy, których nie miał.

 Trzeba jakoś ich zająć, aby uratować Petera. Ale jak? Spojrzałem w stronę Pajęczaka. Udało mu się już ocknąć, ale nadal wyglądał jak jakiś zombie. Nie wyglądał na wygłodzonego lub – co gorsza – pobitego, ale najwidoczniej musiał być czymś wykończony. Mam nadzieję, że zrozumie mój plan, dzięki któremu wyjdziemy, bo jeśli nie to po nas.

 - Zawsze mi się wydawało, że Namor to ten dobry... - Zmarszczyłem brwi, a mieszkaniec Atlantydy szybko połknął haczyk. – Jak to w końcu jest, rybko?

 - Dawno temu nie chciałem, aby ktokolwiek dowiedział się o naszej cywilizacji, więc zabijałem ludzi, potem dzięki Kapitanowi Ameryce udało mi się podpisać umowę, że nikt nigdy nie dowie się o Atlantydzie. Oczywiście Steve musiał wygadać to wszystko swojemu ukochanemu Tony'emu.
W sumie Namor tak gadał i gadał, a w tym samym czasie, gdy Osborn powoli zasypiał przez nudną przemowę Atlantyńczyka Spider-Man wywinął się z objęć Normana i stanął jak najbliżej mnie. Osborn spojrzał na nas jak na nic nie umiących nowicjuszy, a po chwili warknął gardłowo:

 - I jak niby zamierzacie stąd teraz uciec, hmm?

 - Jesteście strasznie przewidywalni, dlatego wymyśliłem to – Zacząłem wymachiwać dookoła rękoma.

 Z nikąd obok mnie pojawił się Stephen, który lewitował sobie i szeptał jakieś czarodziejskie zaklęcia. W tym samym momencie, wyważając drzwi do środka wpadła Spider-Woman, Echo, Luke Cage, Iron Fist oraz Logan. Czyli w sumie to prawie cała gromadka. Wszyscy zaczęli się bić, a ja gdy nikt już na mnie i Petera nie zwracał uwagi wymknęliśmy się razem z pokoju.

 Niby nic w ogóle nie robiłem, a zadyszki dostałem. O dziwo Spidey trzymał się jak zwykle doskonale i nawet potruchtał sobie co po chwilę, aby jego krążenie w końcu powróciło do normy.

 - Nieźle, Scott – Parsknął Parker, a ja tylko wywróciłem oczyma. – Ty to umiesz każdego z opresji wyratować, nie?

 Nie odpowiedziałem, bo wiem, że Peter zacząłby się ze mną przekomarzać, jak on to ma w zwyczaju. Zaczęliśmy biec w stronę wyjścia z tego koszmarnego zamku. Już chciałem się zapytać Spider-Mana o Cassie, ale w ostatniej chwili się wstrzymałem. Dlaczego? Bałem się informacji, która mogłaby paść z ust Petera. „Niestety twoja córka nie żyje.", „Była torturowana, niestety ona... nie żyje.", „Kosmici ją porwali i teraz, aby ci ją nie zjedli musi ona udawać, że jest kurczakiem.". No dobra, ten ostatni przykład jest mało prawdopodobny.

 - Peter, co... co się stało z Cassie? – Wyszeptałem tak, że ledwo było mnie słychać.

 Spidey wziął głęboki wdech i już chciał odpowiedzieć, ale przerwał mu pewien kobiecy głos dochodzący zza murku obok.

 - Nie słyszałeś? Ona przecież nie żyje – Wysyczała, śmiejąc się Lady Loki, bo niedawno odkryłem, że tak każe się ona nazywać. – A czy ja kiedykolwiek kogoś okłamałam?

 Kobieta zrobiła minę niewiniątka, a ja aż zapłonąłem ze wściekłości. Nie myśląc zbytnio rzuciłem się w jej stronę, gotowy kopnąć ją jak najmocniej w krtań, ale nim to zrobiłem Loki zniknął i pojawił się za moimi plecami, chichocząc radośnie.

 - Czemu myślisz, że Kłamca nie mówi prawdy? A może po prostu jej się boisz?

 Poczułem dziwny skurcz w żołądku. Lady Loki trafiła w sedno. Schowałem twarz w dłoniach, a z opresji uratował mnie Peter.

 - A może po prostu nie dosłyszał jak ktoś mu o tym mówił? – Wzruszył ramionami zawstydzony Spidey. – Ja tak czasami mam. I w tedy udaję, że wszystko rozumiem, ale tak naprawdę to kompletnie nic nie kumam.

 Loki zmierzył go wzrokiem, a po chwili podszedł do mnie i wymierzył we mnie berłem.

 - Dobra, koniec żartów! Zaraz i tak zginiecie! – Warknął rozwścieczony.

 Właśnie gdy Lady Loki to powiedziała, Spider-Man stojący za jej plecami, wyszarpnął jej z rąk laskę i zaczął nią wymachiwać na prawo i lewo. W tedy ja zmniejszyłem się tak, abym rozmiarem przypominał mrówkę i wszedłem na jej bark, uderzając ją lekko ręką w gardło. Kobieta położyła się jak długa, nie spodziewając się ataku z mojej strony.

 - Ale ją załatwiłeś, Scott! Patrz, jestem Gandalfem! Hokus pokus, czary mary Loki ma w domu rabarbary! – Wykrzyknął podekscytowany Peter. – Albo nie, to jest lepsze! Hokus pokus, czary mary Ant-Man mieści się w każde szpary!

 Słysząc to poczułem się niezręcznie, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec.

 - Scott, oczywiście nie o te szpary mi chodziło! – Parker także oblał się purpurą.

 Niezręczną chwilę przerwał nam Iron Fist i Luke, którzy wyczerpani wbiegli do komnaty w której właśnie się znajdowaliśmy. Za nimi biegli pozostali, którzy najwidoczniej na pewną chwilę powstrzymali Cabal przed rozwaleniem nas. Na szczęście.

 - Chodźcie! Nim doomboty się tu pojawią – Wysapał zmęczony Strange, a ja pokiwałem głową zamyślony.

 Doomboty, czyli sługusy Dooma, którzy są strasznie do niego podobni i niszczą wszystko na ich drodze? Super. A zauważyliście, że Doom wszędzie dodaje swoje nazwisko? Bo ja tak...
Gdy już każdy z nas w końcu wyszedł z tego poplątanego zamko-labiryntu, a mówię wam, trochę to trwało i uciekliśmy do lasu, zatrzymaliśmy się, aby wszystko na spokojnie tu obgadać.

 - Dobra. Wpierw pytanie do Petera. Masz ze sobą strój? – Zapytałem na początek.

 Spidey pokiwał mi przed nosem swoim czerwono-niebieskim kostiumem, szczerząc się od ucha do ucha.

 - Gdy wy guzdraliście się, szukając wyjścia ja znalazłem mój ukochany kostium! Tylko trochę śmierdzi... Prawie dorównuje to smrodowi Logana – Zmarszczył nos chłopak.

 - Brakowało mi ciebie i tych twoich docinek, wiesz? – Wyburczał Logan.

 Wszyscy z New Avengers uśmiechnęli się pod nosem, gdy usłyszeli głos Wolverine'a i Petera. Nawet moje kąciki ust uniosły się lekko do góry.

 - Okay, to teraz, jaki mamy plan? Idziemy po Kapitana, tak?

 Wszyscy niepewnie po sobie spojrzeli. Zastanawiali się nad czymś. Ale nad czym?

 - Wiesz co... - Wybełkotał Luke, który został wytypowany na osobę, która mi to powie w twarz. – Uważamy, że wpierw powinniśmy zrobić pogrzeb... no wiesz, a potem pójść uratować Rogersa...

 Nie wiedziałem co powiedzieć. Znowu. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu, ale ja szybko je wytarłem. Nie mogę teraz pokazywać jaki jestem słaby. Gdy wszyscy zdali sobie sprawę o co chodzi, Parker uderzył się w głowie, jakby zapomniał o czymś naprawdę ważnym.

 - Sorry, Scott, że ci wcześniej nie powiedziałem, ale musisz wiedzieć! Gdy byliśmy w więzieniu doktorka udało nam się uciec. Mnie niestety powstrzymali, ale Cassie nadal jest najprawdopodobniej tutaj gdzieś w lesie, żyjąc – Wyszeptał Petey.

 Czyli jest jeszcze nadzieja? Mogę ją uratować?

_____________

 Macie taki jeszcze nawet nie sprawdzony, świeżo pisany rozdział :D Mam nadzieję, że się podoba ;)


Ps. Jeżeli chcielibyście, abym napisała o jakimś parringu/osobie z Marvela lub DC to zapraszam na moją nową książkę "Asiekowe one shoty" :3 Tam możecie pisać dowoli, jaki parring chcecie zobaczyć w następnym one shocie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro