Dni 8-14 - SCP-3714

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

∞ Dzień 8 ∞

Powoli podniosłem się z łóżka.

"Dzień dobry Dzierżawco."

Odpowiedziała mi cisza. A tak, nie mam z nim kontaktu. Ponownie rozejrzałem się po celi. Nic się tu nie zmieniło. Niespodziewanie drzwi się otworzyły. Za nimi stało czterech strażników. Jeden z metalową tacą i trzech z wycelowanymi we mnie karabinami. Ten pierwszy postawił tace na podłodze i wyszedł. Drzwi zamknęły się za jego plecami. Podszedłem podnieść tacę. Był na niej metalowy kubek, pełen wody i dwie bułki. Gdy zbliżyłem się do drzwi usłyszałem ciche głosy po drugiej stronie.

- Naprawdę musimy to robić? On powinien być zamknięty w celi dla SCP.

- Nie przesadzaj. To zwykły naukowiec, który myślał że mu wszystko wolno.

- Ja słyszałem, że on potrafi kontrolować SCP. Kiedy CI zaatakowało on uciekł z pomocą 106 do tego strasznego wymiaru.

- Łzowego.

- Właśnie. A my mamy go poprostu karmić? Chyba dyrektora powaliło.

- Lepiej weźmy się do roboty, musimy dać im jeść przed końcem zmiany, bo zostaniemy po godzinach.

Czyli mój plan częściowo działa. Bycie uznanym za SCP, a zakwalifikowany jako personel klasy D...
Różnica jest prosta. W pierwszym przypadku mam szanse przeżyć dłużej niż miesiąc. Zabrałem moje proste śniadanie i wróciłem na łóżko.

*Time Skip*

∞ Dzień 9 ∞

Posiłki podają o 8.00, 13.00 i 19.00. Znaczy mniej więcej. Do posiłku dają kubek wody. I to tyle. Strażnicy zachowywali się już cicho, więc nie udało mi się nic więcej wyłapać. Jedynym dźwiękiem słyszalny z mojej celi były kroki strażnika patrolującego korytarze mniej więcej dwa razy na godzinę.

Krótko po śniadaniu drzwi ponownie się otworzyły. Wszedł przez nie mężczyzna który mnie przedwczoraj przesłuchiwał.

- Witam Panie Verse.

- Witam, co pana tu sprowadza?

- Potrzebuje Pana pełnego zeznania. Proszę.

Podał mi długopis i notatnik. Zacząłem spisywać wszystkie moje spotkania i rozmowy z SCP. Zarówno te które znalazły się w raportach, jak i te które zachowałem w tajemnicy. Brunet cały czas stał w koncie. Skończyłem po około godzinie. Oddałem mu zapiski.

- Dziękuję za współpracę Panie Verse.

- Czy mógłbym o coś prosić?

- Jeżeli leży to w moich kompetencjach.

- Czy mógłbym dostawać gorzką herbatę zamiast wody?

- Tylko tyle?

- Tak, bo raczej na odzyskanie krótkofalówki nie ma szans.

- Spróbuję załatwić Panu tę herbatę.

Mężczyzna szybko opuścił pomieszczenie. Znów zostałem sam.

*Time Skip*

∞ Dzień 10 ∞

Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi. To już pora śniadaniowa. Gdy strażnik wyszedł podszedłem do tacy, a tam czekała na mnie miła niespodzianka. Obok bułki stał kubek parującej herbaty. To dobry znak, są gotowi na ustępstwa, czyli istnieje dla mnie nadzieja.

*Time Skip*

∞ Dzień 12 ∞

Usłyszałem na korytarzu jakieś zamieszanie. Podszedłem do drzwi.

- Przykro mi, nie może Pan przejść.

- No przecież go nie wyniose, chce tylko z nim pogadać.

Jack?

- Mam rozkaz żeby Pana tam nie wpuszczać doktorze Bright.

- Cholera, to chociaż przekażcie my, że powoli zbliżamy się do celu.

Nie dosłyszałem odpowiedzi strażnika. Kroki zaczęły się oddalać.

"Zbliżamy się do celu." Czyli do uznania mnie za SCP.

*Time Skip*

∞ Dzień 13 ∞

Tuż po obiedzie niespodziewanie do celi wszedł ten sam brunet w okularach.

- Poproszę za mną Panie Verse.

Mrocznie to zabrzmiało.

- Dobrze. Jak mogę się do Pana zwracać?

- Doktor Ivanowic. Vladimir Ivanowic.

- Miło mi doktorze, czy mogę wiedzieć gdzie mnie Pan zabiera?

- Na badanie.

To mi się nie podoba.

Ruszyliśmy korytarzami, oczywiście w asyście ochrony. Naszym celem była cela nieco większa od mojej. Na stole leżał staro wygladajacy, ciemny wariograf. Usiadłem na krześle, a Vladimir podpiął do mnie jakieś kable.

- Zacznijmy od pytań kontrolnych. Jak się Pan nazywa? Proszę o pełne imię.

- Victor Rev Verse.

- To ciekawe imię. Ile ma Pan lat i kiedy się Pan urodził?

- Siódmego Lipca 1985, Mam 35 lat.

- Czy miał Pan kiedyś kontakt z CI?

- Nigdy. Pomijając atak oczywiście.

- Czy gdyby SCP uciekły  pomógłby Pan im się wydostać z ośrodka?

- Nie, co prawda uważam, że warunki w jakich są trzymane mogłyby być lepsze, ale ludzie by ich skrzywdzili na zewnątrz. Mimo wszystko tu im lepiej.

Wypytywał mnie o różne sprawy przez kilkadziesiąt minut, a potem odprowadził do celi.

*Time Skip*

∞ Dzień 14 ∞

Było już trochę po obiedzie. Czekałem na strażnika, który odbierze tackę. Drzwi otworzyły się, i stanął w nich Jack.

- Tu się chowasz Vic, a ja cię wszędzie szukam.

- A gdzie niby miałbym być?

- Skończ się lenić, masz tygodniowe zaległości z Doktorem, a jakby tego było mało przydzielili ci drugi obiekt. Szkoda, bo myślałem że mi pomożesz.

- Zwolnij Jack. O czym ty mówisz?

Spojrzał na mnie jak na wariata i wyciągnął spod kitla teczkę. Podał mi ją. Zacząłem czytać.

- Identyfikator podmiotu: SCP-3714

Klasa podmiotu: Euclid

Specjalne czynności przechowawcze:

Obiekt ma prawo swobodnie poruszać się po ośrodku. Nie ma prawa go opuszczać. Obiekt ma dostęp do wszystkich danych do poziomu 4. Przechowalnia obiektu ma wymiary 7m/7m. Wejścia bronią drzwi stalowe, mechanicznie otwierane, grubości 5cm. Ściany grubości standardowych 30cm wykonane z żelbetonu. Do przechowalni dołączona jest łazienka. W przechowalni znajduje się:

Krzesło, biurko, łóżko, lampa biurowa, komputer, drukarka, blok papieru (Format A4), szafki na dokumenty.

Obiekt ma prawo zażądać zmiany wystroju, jak i dodatkowych elementów dekoracyjnych i użytkowych.

Opis:
...

- Jack! To jest przecież moje zdjęcie!

- Brawo Sherlocku. Czytaj dalej.

Opis:

SCP-3714 To mierzący 1.90m wzrostu mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach. Wcześniej znany jako Victor Rev Verse, doktor biologii. Zatrudniony w fundacji 1 czerwca 2020r. Jego umiejętności nie zostały jeszcze w pełni zbadane, ale wykazuje on zdolność do negacji anormalnych właściwości niektórych obiektów (SCP-035, SCP-049...).

- Serio, czyli nie grozi mi spotkanie pierwszego stopnia z "mrugaczem".

- Nie, z nim nie ale z kilkoma innymi tak. Czeka cię kilka testów, najważniejsze, że przeszedłeś "wykrywacz".

- Czemu?

- To SCP. Osoby do niego podpięte nie mogą kłamać.

- Ale ja myślałem, że to będzie trwać dłużej. Tydzień i jeden test naprawdę wystarczą dyrekcji?

- A co się dziwisz, jeszcze parę dni i mielibyśmy tu drugie Contaiment breach.

- Wyjaśnisz?

- Dzierżawca rozsadza głowy każdemu kto wejdzie w jego zasięg. Łazarz ucieka raz za razem. Doktor odmawia eksperymentów, nawet jak podrzucimy mu ciało pod nos. Poprostu spojrzał na nie i wrócił do swoich notatek. Ale najlepsza jest 3106.

- Ta dziewczyna na którą wpadłem, a potem za mną chodziła?

- Wyobraź sobie, że jak cię wsadzili to pojawiła się przed oddziałem MTF'u. Powiedziała że jeżeli nic ci nie zrobimy to nie będzie próbowała uciekać.

- I...?

- I tydzień już tak siedzi. Próbowaliśmy ją zbadać, ale ilekroć ktoś do niej podchodził kuliła się w kącie.

- Wcześniej mówiłeś coś, że mam nowy obiekt, czy to...?

- Tak, zajmujesz się "Córką Łazarza". A ja zajmuję się tobą.

- Co?!

- Ktoś musi cię pilnować, O5 nie ma pewności, czy można ci ufać. Ale kij z tym, chodź.

Sięgnął ręką na korytarz i chwycił czarną torbę. Wyjął z niej kitel i identyfikator.

Zarzuciłem na siebie kitel i ruszyłem za Jack'iem. Dotarliśmy do strefy ciężkiego nadzoru. SCP-3714. Chyba muszę się przyzwyczaić. W środku ściany pokryte były białą farbą. Kilka metalowych szafek, drewniane meble. Nawet przytulnie.

- Dobra, weź się wykąp, bo wali od ciebie jak od pacjentów Doktora. Potem masz spotkanie z naszymi "zbuntowanymi" gośćmi.

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Dam dam dammmm!

Vic został SCP!

Teraz pora zająć się pozostałymi.

W najbliższym czasie może być mało rozdziałów, ponieważ za miesiąc piszę egzamin na technika.

Dr. Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro