Dzień 14 - Zmiana przekonań

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy wykonałem się znalazłem w szafie moje rzeczy z hotelu. Przebrałem się i wyszedłem. Aż do przejścia na strefę administracyjną towarzyszyły mi tylko wszędobylskie kamery. Chwilę po tym jak przeszedłem przez posterunek trafiłem w częściej odwiedzany obszar. Cały czas czułem na sobie wzrok zarówno naukowców, jak i MTF. W końcu doszedłem na stołówkę. Było za wcześnie na kolację, więc niewiele osób tam wtedy przebywało, jednak wszyscy zamilkli, gdy się pojawiłem. Przez chwilę wahałem się, czy nie odejść.

- Victor!

W najdalszym koncie stołówki siedziała Riley. Wokół niej leżały stosy papierów. Postanowiłem podejść. Ona przynajmniej nie świdrowała mnie swoim wzrokiem. Wziołem kubek herbaty i dosiadłem się do dziewczyny.

- Cześć Riley. Dzięki, że się odezwałaś.

- Niezły numer odwaliłeś. Myślałam, że tylko Bright i Gerald są do tego zdolni. Naukowiec SCP no no no.

- Gerald?

- SCP-666-J doktor Gerald i jego "Rajdowe umiejętności". Jeszcze żaden jego pasażer nie przeżył. Ma zakaz zbliżania się do wszystkiego, co można uznać za pojazd. Od łyżworolek, przez samochody po odrzutowce. Nadal próbujemy stworzyć pojazd dość wytrzymały, żeby zamknąć w nim 682, na tyle długo, żeby Gerald zdążył go poprowadzić.

- Co to za papiery?

- A, to nic takiego. Zaległe raporty. Co dzisiaj robisz?

- Mam do załatwienia kilka spraw. Dzierżawca, Doktor i Łazarz. A i jeszcze 3106.

Do pomieszczenia wchodziło coraz więcej osób.

- Będę się już zbierać.

Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Szybko zrozumiała powód mojego zdenerwowania.

- Do zobaczenia.- Pochyliła się nad stołem i cicho szepnęła.- Idź głównym korytarzem do bramy B, potem w lewo, obok 860. Nie wpadniesz wtedy na wracających z ciężkiego nadzoru.

- Dzięki.

Szybko opuściłem stołówkę i idąc za jej radą dotarłem okrężną drogą do przejścia. Po drodze wpadłem tylko na kilka osób. Będąc już w tak zwanej "czarnej strefie" pomyślałem do kogo pójść najpierw. Nie czekając długo skierowalem się do Doktora. Zjechałem windą do jego korytarza. W składziku na przeciwko jak zwykle siedziało dwóch strażników. Jeden z nich pozdrowił mnie lekkim skinienie głowy. Był to nie kto inny jak Smith.

- Witam doktorze Verse.

- Witaj Smith.

Przeszedłem do przechowalni. Doktor siedział przy swoim biurku, odwrócony plecami. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

- Mam nadzieję że nie przeszkadzam.

- Witaj Victorze. Oczywiście że nie. Cieszę się że cię wypuścili. Jak życie?

- Jestem SCP żyjącym pośród ludzi. Nie wiem jak Jack to znosi.- Podałem rękę Doktorowi.- Uznajmy to za test moich umiejętności.

Doktor uścisnął moją rękę. Znów poczułem to dziwne mrowienie. Nawet przyjemne.

- A jak twoje samopoczucie?

- Wręcz świetnie. Przyznaję, że ciężko było się powstrzymać od badań, ale dużo myślałem. A ty?

- Też. W celi przez tydzień nie miałem nic do roboty. Na przykład ciekawiło mnie czy sypiasz.

- Moje ciało nie potrzebuje snu, ale czasem sypiam. To pomaga... zebrać myśli.

- Sypiasz na krześle?

- Tak. Nie potrzebuje niczego więcej.

- Może udałoby się załatwić ci jakieś łóżko, lub to, co w tej okolicy jest nazywane łóżkiem.

- To naprawdę niepotrzebne.

- Cicho bądź. Zamiast tego powiedz o czym tak myślisz.

- ...
Dzierżawca miał rację. Byłem uparty. Ale czas z tym skończyć. SCP czy nie jesteś dowodem na to że pomór można leczyć w inny sposób. Zamierzam zmienić kierunek moich badań. Moje lekarstwo jest najefektywniejsze, ale nie idealne. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć w drodze ku rozwiązaniu!

- Chętnie, ale co znaczy, że miał rację. Pamiętam, że mówił mi coś takiego, ale... Nie powtorzylem ci tego...

- Wykorzystał cię jako kotwicę i stworzył więź ze mną. Wcześniej próbował tego na obiekcie, który po ataku otworzył przechowalnie.

- A to mały... Jeszcze tego pożałuje! Wykiwał mnie.

- Hahaha! Zawsze taki był. Mimo wszystko jemu się tutaj najbardziej nie podoba. Ale ciebie lubi. Tak jak większość. Może to również twoja zdolność?

- Hahaha... tak, na pewno. Ale działa tylko na SCP...

- Czego ludzie nie znają...

- Tak, tak, pamiętam. Ale Riley i Jack nadal traktują mnie tak samo jak kiedyś. Powinienem chyba iść do tego chytrego lisa. Do zobaczenia Doktorze.

- Do zobaczenia Victorze.

Powoli opuściłem przechowalnie. Teraz Dzierżawca a potem Łazarz. 3106 zostawię na koniec.

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Jak się ktoś o tym dowie mam przemrugane. Nie muszę chyba mówić o kogo chodzi. Miałem się uczyć, a zamiast tego piszę rozdział.

Ważne informacje.

Wraz ze mną, w jednym ośrodku piszą MidGames scp-3093 i Ten_Tamten. Wiem, że mało kto oprócz nich mnie czyta, ale jak ktoś na to trafi zapraszam do nich.

W mediach macie mój rysunek sprzed kilku dni. Doktor Plagi.

Wzorowane.

Ok. Koniec przeciągania, dociągnąłem do 700 słów.

Dr. Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro