Dzień 26 - 055

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Biel... białe ściany, białe prześcieradła, białe światła...

„Nie patrz się tak na nie, bo do reszty oślepniesz.”

„Nie jest że mną aż tak źle. Mam rozumieć, że gniew ci już przeszedł?”

Dzierżawca odpowiedział dopiero po chwili.

„Przeszedł... po prostu... ciężko mi to przyznać, ale cię polubiłem. Brakowałoby mi tych naszych rozmów.”

Przymknąłem oczy z uśmiechem, wspominając obrazy które miałem szanse zobaczyć jeszcze poprzedniego dnia. Niesamowite krajobrazy nakładały się na siebie nadając zwykłym wzgórzom baśniowego wyrazu. Jednym z wyraźniejszych obrazów była osobliwa para. Niski, siwy mężczyzna, o szalonym spojrzeniu, oraz wysoka kobieta w żałobnych szatach.

„Kto to?”

„Nie wiem. To jedno z moich najstarszych wspomnień. Nie pamiętam nawet skąd je mam.”

Przez kilka minut podziwiałem rajski obraz domu leżącego na wysepce, na szczycie klifu, między dwoma wodospadami. Na balkonach kwitły różnokolorowe kwiaty, a przez wstawione w okna witraże prześwietlało zachodzące słoń-

- Ugh!!!

Coś z impetem uderzyło mnie w brzuch, pozbawiając mnie tchu w piersiach. Otworzyłem oczy by zobaczyć leżącą na mnie Varone i zamykający się portal na suficie.

„Teraz możesz mówić że na ciebie poleciała Hahaha!”

„Powtarzasz się. To samo powiedziałeś po naszym pierwszym spotkaniu z nią.”

- P-p-przepraszam! J-ja nie wiem jak to się stało. Pomyliłam płaszczyzny i... i...

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, szybko zaskoczyła na podłogę obok łóżka, próbując się wytłumaczyć.

- Spokojnie, nic się nie stało. Nie powinnaś być na obiedzie?

Varona schyliła głowę, zakrywając twarz kurtyną czarnych włosów.

- Ja... chciałam sprawdzić czy wszystko z panem w porządku...

- Tak, wszystko dobrze, ale prosiłem żebyś mówiła mi po imieniu.

- D-dobrze Victorze.

Dziewczyna podniosła wzrok i delikatnie wytarła zbierające się w kącikach piwnych oczu łzy.

- Witam doktorze Verse.

Do Sali wszedł niski, chudy mężczyzna o jasnych, niemal białych włosach. Zdziwił się widząc obok mnie Varone, ale nic na jej temat nie powiedział, jedynie lekko kiwając głową w jej kierunku, w geście pozdrowienia.

- Nazywam się Ernest Berg. Przepraszam, że dopiero teraz się z panem spotkałem, ale O5dalo nam pełen wykaz badań które mieliśmy na panu przeprowadzić.

- I jak?

- Nic panu nie dolega. Jest pan okazem zdrowia. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to niewielki problem ze wzrokiem, ale tutaj to norma. A i jeszcze oparzenie wywołane przez... to żrące cholerstwo 035. Powinniśmy to wreszcie jakoś nazwać. Zatrzymamy Pana do jutra, chyba że Rada zadecyduje inaczej. Właśnie biorę się za raport dla nich. Do widzenia. Niech go pani nie męczy.

Naukowiec opuścił pomieszczenie, machając nam z lekkim uśmiechem.

- Przynieść Pa- to znaczy, przynieść ci coś że stołówki?

Odwróciłem się w jej stronę. Mimo, że zaledwie chwilę wcześniej prawie płakała, na jej twarzy gościł już uśmiech.

„Kobieta zmienną jest.”

„Masz szczęście że żadna kobieta cię nie słyszy.”

- Nic nie potrzebuje, dobrze tu karmią.

„Nie jadam, ale wiem że to ściema. Już to w stołówce wygląda lepiej.”

- Więc może tu z tobą zostanę?

- Lepiej idź do wszystkich. Powiedz im że nic mi nie jest, żeby się nie martwili.

Na chwilę uśmiech zszedł jej z twarzy, by po chwili wrócić...

- Dobrze, to może odpoczniesz. Przyjdę po obiedzie.

Nim zdążyłem się odezwać dziewczyna zniknęła w portalu.

„Miłych snów Vic. Widzimy się potem.”

„Ale... ehh na razie.”

********************************

- Victorze, czy może woli pan doktorze Verse?

W drzwiach sali stanął nastolatek w czarnej bluzie. To dziwne, nie widziałem nikogo, kto w taki sposób łamałby kod ubraniowy. Chłopak miał lekko zadarty nos na podłużnej twarzy i głęboko osadzone czarne oczy.
Podniosłem się z łóżka i zmierzyłem wzrokiem intruza.

- Kim pan jest?

- Mówią mi Evif Tefive. Lub inaczej 055.

- Jesteś SCP?

Zmierzyłem go wzrokiem. Nie wyglądał jakoś szczególnie... ale nie należy oceniać książki po okładce.

- Tak, i Odpowiem na twoje następne pytanie. Słyszałem że jesteś odporny na zdolności obiektów. To prawda?

- Tak, ale nadal nie rozumiem o co ci chodzi.

- Chce tylko sprawdzić czy to prawda. Pomagam fundacji od lat. Potrafię usuwać ludzkie wspomnienia. Niestety moja zdolność ma swoją cenę. Każde wspomnienie związane ze mną jest usuwane. Nikt o mnie nie pamięta, poza kilkoma O5.

W pomieszczeniu rozległo się ciche pikanie.

- O wilku mowa. Jeszcze się zobaczymy. W razie czego mogę służyć ci za kuriera, gdyby chciał pan porozmawiać z panem V. A teraz żegnam.

- Czekaj!

Mężczyzna opuścił pomieszczenie, wyraźnie nie zwracając uwagi na mój okrzyk...

***************************

Niniejszym rozpoczynamy maraton! No, jeżeli maratonem można nazwać dwa rozdziały dziś i jeden jutro... Cieszycie się?

Czemu ja znowu o to pytam?

A właśnie, pewnie macie już dość powtarzającego się w kółko wesołych świąt!

Dlatego ja życzę wam tylko byśmy za rok spotkali się w równie licznym, lub nawet liczniejszym gronie.

Chciałbym również podziękować kilku osobą które mnie wspierały.

Imired, która zgodziła się pomóc mi z moimi błędami.

VioletTheMadHatter, która z jakiegoś powodu postanowiła wykorzystać moją postać, w co nadal nie wierze.

Victor Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro