Dzień 30 - Życie od nowa?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Do dziś sądziłem, że najbardziej irytująca w Jacku była jego lekkomyślność, ale po dzisiejszym dniu zmieniłem zdanie. Rudzielec zasnął gdy tylko przyprowadziliśmy go do szpitala. Mówię my, ponieważ bez pomocy dwóch strażników prędko bym tu z nim nie dotarł. Postanowiłem zostać i zaczekać aż Varona się obudzi, żeby odprowadzić ją do przechowalni. Niestety Ernest dał jej chyba końską dawkę tych środków usypiających, bo dziewczyna ani myślała, żeby się obudzić. Gdyby był tu Dzierżawca, pewnie powiedziałby coś w stylu "Może spróbuj obudzić swoją śpiącą królewnę pocałunkiem!"

*Chraaap*

No właśnie. Wracając do tej irytującej marchewy, chrapiącej na sąsiednim łóżku... Poważnie zastanawiam się nad użyciem poduszki by go uciszyć! Nie żebym chciał podnieść na kogokolwiek rękę, ale jemu to i tak wszystko jedno.

Obróciłem się na drugi bok, starając się ignorować Jacka. Wsłuchałem się w miarowy oddech dziewczyny. Przywodził on na myśl ciepły, wiosenny wiatr leniwie poruszający wysoką traw-

*Chraaap*

Oż ty rudy ...!

- Jak chcesz, mogę go na chwilę wyciszyć.

Znajomy głos niemal dosłownie wbił mi kolec w serce. Jednak doskonale wiedziałem, że rozglądanie sie za jego właścicielem było bezcelowe. Nie było go tu.

- Tak jak zrobiłeś z Mozartem?

- Dźwięki były jego największym skarbem, więc wystarczyło mu je na trochę zabrać, żeby nauczyć go pokory.

- Trochę to okrutne.

Na środku sali zaczął materializować się wysoki, chudy mężczyzna w białej marynarce i cylindrze, z czarną muszką wokół szyi. Kiedy zrobił krok w stronę łóżka na którym obecnie siedziałem jego długie, czarne, rozpuszczone włosy poruszyły się jakby w zwolnionym tempie.

- Może i okrutne, ale wyszło mu to na dobre.

- Heh, jak ja mam się do ciebie w ogóle zwracać? Wolisz O5-2, Czy Panie V? Bo po imieniu wolałbym nie.

- Rozumiem, że masz do mnie o to żal, ale nie mogłem tego zrobić inaczej.

- Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Po co? Po co to wszystko?

- Zadowoliła by cię odpowiedź: "Dla zabawy"? Przypadkiem trafiłem tamtej nocy na wypadek w którym zmarli twoi rodzice, ty cudem przeżyłeś. Pomyślałem, że w fundacji mogłoby ci się spodobać, więc zająłem się tobą.

- Czyli całe moje życie było tylko przedstawieniem?

- Każde życie nim jest. Ale czy to źle? Cóż, masz dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę która cię kocha...- Na chwilę przerwał spoglądając swoimi lodowo-błękitnymi oczami na srebrny pierścień na serdecznym palcu prawej ręki.  Niewielka srebrny obrączka z diamentem mieniącym się na przemian, na biało i różowo.- Jeżeli to życie ci się nie podoba, mogę je zmienić. To dla mnie kwestia pstryknięcia palcami. Jedna chwila, i obudzisz się znowu jako dzieciak, w swoim domu, wraz ze swoimi rodzicami. Nigdy nie spotkasz żadnego SCP, będziesz wieść spokojne życie, pracować w miejskim szpitalu...

Mężczyzna, którego zaledwie kilka lat wcześniej nazywałem dziadkiem podniósł dłoń, gotów jednym prostym ruchem rozpocząć moje życie od nowa...

^-^Normal Ending^-^
Back to Normality*

Zatrzymałem jego rękę nim zdążył pstryknąć.

- Dziękuję, ale nie trzeba. Niczego od ciebie nie chce.

- Czyżby? Myślałem, że nie lubiłeś strasznych rzeczy. A tutaj jesteś niemal otoczony przez twoje dziecięce koszmary.

- Tak, nie lubię się bać, i tak, tutaj nie ucieknę od strachu. Ale mam tutaj kogoś, dla kogo warto zostać. Sam to powiedziałeś, mam tu przyjaciół.

- Czyli jednak nie popełniłem błędu! Hahaha!

- Jedno nie oznacza drugiego.

- Haha, no dobrze. To ja się będę już zbierać. W razie czego, zawsze tu gdzieś jestem.

- Czekaj! Dlaczego wtedy umarłeś? To też była część twojego planu?

Czarnowłosy przez chwilę siedział cicho, jak gdyby walczył ze sobą, czy mi odpowiedzieć.

- Nie, to był... wypadek. Strzeż się obiektu, który niedługo nadejdzie. Trzymaj się z daleka od ludzi plujących  czarną krwią. Oni nie są już ludźmi. To tylko jego marionetki! Już jednego z nich poznałeś. Wtedy pomógł ci jeden z moich podwładnych. Następnym razem musisz radzić sobie sam.

Po tych tajemniczych słowach zniknął.

Czy on miał na myśli tego doktora, który wszczął Wyłom Przechowawczy? Czyli Wolfgang był tylko marionetką? Więc ta jego obsesja była powodowana tamtym SCP... mogę się założyć o rękę, że to przed nim ostrzegał mnie Człowiek ze snów.

Odwróciłem się do Jacka, który bezdźwięcznie chrapał. Nie, on pewnie nadal jest pod wpływem... Bóg jeden wie czego tak właściwie. Zamiast do rudzielca podszedłem do łóżka Varony i poprawiłem koc, pod którym dziewczyna była całkowicie zakopana. Najwyraźniej śniło się jej coś miłego, bo jej usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu. Dla takiego widoku warto mieszkać pośród koszmarów.

***************************

Ten rozdział jest co prawda o połowę krótszy od poprzedniego, ale Hej, rozdział na drugi dzień. Odkąd skończyłem "Witaj Gwiazdeczko" nie zdarzało mi się to często!

*Ten fragment to taki żart, ale jak ktoś chce można to uznać za alternatywne zakończenie.

Jak zawsze zapraszam do komentowania i wymyślania teorii.

A osoba która zgadnie co stanie sie 37 dnia wygra dedykacje! Nie, nie koniec książki!

#KonkursBoNicNieMaZaDarmo

Doktor Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro