Dzień 31 - Ostatnie chwile

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Szybki prysznic i zmiana ubrań pomogły uwolnić się od odoru zgnilizny, ale moje myśli nadal zajmowały wątpliwości. Czy na pewno dobrze zrobiłem?

Ignorując ponure myśli wszedłem do stołówki. Było już sporo po obiedzie, ale nie byłem głodny. Miałem po prostu nadzieję, że spotkam tutaj Jacka i resztę. Nie zawiodłem się, ale coś było nie tak. Bright leżał z głową na stole, wlepiając puste spojrzenie w ścianę. Usiadłem obok Varony, mierząc rudowłosego wzrokiem.

- Jack... coś się stało?

- Nawet mnie nie denerwuj. Nie dość, że nic ciekawego się dzisiaj nie działo, to jeszcze wpadłem na te mende.

Riley posłała mu karcące spojrzenie.

- Ile razy mamy ci jeszcze przypominać, że powinieneś się porządnie zwracać do współpracowników? Na kogo wpadłeś? Na Cleffa? Kondrakiego?

- ... Darknessa.

Twarz Riley w ciągu sekundy stała się purpurowa ze złości. Poderwała się z miejsca, uderzając przy tym pięścią w stół.

- ŻE CO?!

Kilka osób które nadal siedziały w stołówce obejrzało się na dziewczynę, zaciekawieni co było źródłem jej wzburzenia. Blondynka spiorunowała ich wzrokiem, więc zmieszani wrócili do wcześniej przerwanych czynności.

- Że co?- Wycedziła przez zęby.- Ta wstrętna glizda wreszcie wyszła spod kamienia? Bright! Pomożesz mi zatrzeć ślady po "wypadku" tej kanalii?

Jack na chwilę się ożywił, lecz zaraz po tym znowu opadł na stół, a jego twarz ponownie straciła wyraz.

- To by się mijało z celem.

Do pomieszczenia wszedł ochroniarz, rozejrzał sie w około i podszedł pewnie do Riley.

"Hahaha, gość nie wie w co się miesza."

- Pani Riley Scoot? Mam pani przekazać wiadomość.

Dziewczyna posłała w jego strone mordercze spojrzenie, zazwyczaj spokojnych, zielonych oczu.

- Słucham! O co chodzi?

Mężczyzna już mniej pewnie przystąpił z nogi na nogę.

- Jeden z naukowców pilnujących SCP-500 stracił przytomność. Upadając dźgnął się długopisem. Zażył w panice jedną dawkę SCP... i się nim zadławił.

- Pfft serii? Zadławił się lekiem na wszystko? Błagam, powiedzcie, że to nagraliście!

Jack stanął między Riley i chyba nie do końca świadomym zagrożenia strażnikiem.

- Tak, mamy dokumentację wideo.

- Taaak! Riley, idziesz ze mną. Poprawimy ci humor. Na razie Vic.

Już po chwili Bright znikał za drzwiami, ciągnąć za sobą wściekłą Riley.

- Agatha, wiesz o co chodziło? Oni znają Darknessa?

- Pewnie. Nie jest może tak znany jak Bright, ale ci którzy go poznali do końca życia go zapamiętają. Jego akta zawierają tylko imię, nazwisko i listę przeniesień.

- A wykształcenie? To jakimi obiektami się zajmuje?

- Nic. Ale najdziwniejsze są puste plamy. Ostatni raz pojawił się dwa lata temu, w ośrodku w którym pracowałyśmy, ja i Scoot. Nie wiem co wtedy zrobił, ale Riley chciała go rozgnieść. Od tamtego czasu zniknął. Nie dziwię jej się, że się wkurzyła.

Postać tajemniczego profesora coraz bardziej mnie intrygowała.

- To Kim on tak właściwie jest?

- Są trzy teorię. Pierwsza, jest O5. To tłumaczyłoby jego zniknięcia. Druga, że pracuje on dla rady, jako kret. No i trzecia. On jest SCP, lub ma wyłączny dostęp do jakiegoś.

Zarówno ja, jak i Varona, która do teraz starała nie zwracać na siebie uwagi, pochyliliśmy się lekko w stronę Agathy.

- Dlaczego SCP?

- Podobno trzykrotnie już go zabito. A w jednym z tych trzech zdarzeń sprawcą był Jack. Tak więc albo on potrafi się regenerować jak Abel, albo ma coś podobnego do 963.

- Z tego co pamiętam Nieśmiertelnik został stworzony przez zwykłego człowieka, więc to chyba możliwe. Ale Czekaj. Dlaczego "podobno"?

- Bo wszyscy, którzy jednego dnia zarzekali się, że widzieli to na własne oczy, następnego byli pewni że to zwykła bajka, albo że komuś się to śniło. Osobiście uważam że...- Dramatyczną pauzę popsuł odgłos dochodzący z torby kobiety.

- Muszę iść. Pogadamy przy kolacji, Pa!

W mgnieniu oka zebrała ze stołu wszystkie swoje rzeczy i pobiegła do wyjścia.

Zostałem przy stole sam z Varoną...

"Tak po prawdzie to zostaliście sami w stołówce. Riley wszystkich odstraszyła."

"Mógłbyś się na chwilę wyłączyć?"

"Pewnie, już mnie nie ma! Ale nie zapominaj o monitoringu! Ach, te dzieci tak szybko dorastają..."

"... Jak cię stłuke to mnie żadna rada nie skarze!"

Odetchnąłem głęboko, opierając się plecami o ścianę. Dasz sobie radę. Rozmawiałeś dzisiaj z Keterem, poradzisz sobie z dziewczyną.

"W sumie ona też jest keterem."

"Miałeś zniknąć!"

"Ok, Przepraszam."

Doczekałem chwilę, żeby upewnić się że zostawił nas samych.

- Varona... chciałem porozmawiać o... o tym co się stało wczoraj.

Dziewczyna nachyliła się trochę, ukrywając twarz pod kurtyną czarnych włosów.

- Ja... nie wiem jak to powiedzieć. Nigdy nie miałem wobec kogoś żadnych głębszych uczuć, poza Dziadkiem, a i wobec niego była to bardziej wdzięczność, za to że mnie wychował, niż przywiązanie... Chce powiedzieć że... nie wiem co tak właściwie do ciebie czuję, ale wiem, że znaczysz dla mnie więcej niż większość ludzi. Więcej niż ja sam. Zdaje sobie sprawę, że nie to chciałabyś usłyszeć ale... ja...

Varona położyła lekko dłoń na mojej. Uniosła głowę, odsłaniając twarz i swoje piękne, piwne oczy, w których teraz zbierały się łzy.

- T-to mi wystarczy... Na razie.- Powiedziała z uśmiechem.

- Ja...

- Kuuuurwaaaaaa!- Ja i Varona odskoczyliśmy od siebie niczym rażeni piorunem

Do pomieszczenia wbiegł Bright. Chociaż bardziej pasowałoby wpadł. Próbując wyhamować na środku wyrżnał orła, i niesiony siłą rozpędu przejechał na plecach całą stołówkę, jakimś cudem wykonując przy tym obrót o 180° wokół osi pionowej. Swój wspaniały ślizg zakończył donośnym uderzeniem głową w automat. Niczym niezrażony wstał i podszedł do nas.

- Vic, nie uwierzysz, czego się dowiedziałem! Mój... czy ja wam w czymś przerwałem?- Rudowłosy przenosił wzrok między mną i dziewczyną.

- To mało powiedziane Bright, zjebałeś scenę w której on miał jej wyznać miłość!

Spojrzałem do góry, w poszukiwaniu źródła głosu. Nad nami, przechylony przez barierkę stał doktor Ernest, przeczesując dłonią swoje białe włosy.

- Będą jeszcze mieli okazję. A ty czemu podsłuchujesz Berg?

"Przecież sam robiłeś niedawno to samo..."

- Ja nie podsłuchuje. Pierwszy raz od pół roku mogłem wyjść z gabinetu, i jak na złość się zgubiłem. Byłem pewien że tędy idzie się do archiwum.

- Gdybyś nie miał takiego bałaganu w papierach, wychodziłbyś z niego częściej.

- Bright, ty nie masz lepiej. Ilu asystentów wykończyłeś już psychicznie? I powiedz wreszcie co to za nowina, bo inaczej nie dasz nam spokoju!

- Ty możesz sobie iść. Ale nie ważne. Vic pamiętasz tego Ruska  z administracji? Tego który cię przesłuchiwał?- Kiwnąłem potwierdzająco głową.- Właśnie oglądałem tego kretyna od SCP-500, kiedy dostałem od niego wiadomość. Swoją drogą przypomnij mi potem to dam ci to nagranie na DVD.

- Jack, nie interesuje mnie wypadek tego naukowca, o czym chciałeś nam powiedzieć.

- Informacja potwierdzona. Ósmego lipca równo w południe odlatuje pierwszy helikopter z naukowcami. Jak wszyscy już odlecą, wpakują SCP-ki do kontenerów i tak samo sru. A na koniec MTF i ochrona. O osiemnastej do budynku wchodzi nowy personel.

- Czyli że...

- Za tydzień już nas tu nie będzie.

Ponura wizja rozłąki z innymi znów uderzyła we mnie, tym razem ze zdwojoną siłą. Wcześniej całe te przenosiny wydawały się być jedynie złym snem, koszmarem o którym zapomina się w trakcie codziennych obowiązków. Ale teraz kiedy data była mi już znana, pojawił się strach. A co jeżeli już nigdy się nie spotkamy...?

- Czekaj, moment Bright, czy to oznacza to co myślę?

- Zgadza się Berg. Godzina dwudziesta, siódmy lipca, strefa lekkiego nadzoru. Jesteś zaproszony, potem powiadomie cię gdzie dokładnie.

Spojrzałem na mężczyzn, próbując zrozumieć o czym oni mówili. Dokąd zaproszony? Jack, jak gdyby czytając mi w myślach teatralnie wskoczył na stół, jednocześnie przybierając poważny wyraz twarzy i oficjalny ton.

- Juz za kilka dni odbędzie się jedyne w swoim rodzaju, tajne zebranie wtajemniczonych! Jesteś oczywiście zaproszony Vic. Podobnie zresztą ty Varono. Muszę jeszcze znaleźć Agathę, Riley już wie, Alexa zakładam że zaprosisz sam... W sumie, zaproś kogo chcesz! Ale żadnych lokowatych konfidentów!

Aluzja do fryzury Darknessa była dość wyraźna, wolałem się jednak nie upewniać. Czy poza Alexem jest ktoś kogo powinienem zaprosić? Może Mozart?

- Wpadłem na świetny pomysł!- Jack zeskoczył że stołu, i nachylił się lekko w stronę Varony. Szepnął jej na ucho kilka słów, ledwo wstrzymując śmiech.

- O co chodzi?

- Nie~spo~dzian~ka! Porwę twoją dziewczynę na parę godzin. Spokojnie, odstawie ją w stanie nienaruszonym.- Z szerokim uśmiechem na ustach wybiegł z stołówki, ciągnąć za sobą Varone, jak wcześniej Riley.

"Jesteś zazdrosny?"

"Nie, a co?"

"To po co sięgasz po broń?"

Wyjąłem dłoń zza kitla, dalej wpatrując się w otwarte drzwi.

"Może jednak mogę być... lekko zazdrosny."

- Do widzenia doktorze Berg.- Rzuciłem w stronę naukowca, zajętego sprawdzaniem drogi na swoim podręcznym komputerze.

- Co? A, tak, do zobaczenia.

Miałem zamiar pójść prosto do siebie, ale po drodze Skręciłem jeszcze do toalety. Szybko opłukałem twarz zimną wodą.

"A co jeżeli ją już nigdy ich nie spotkam?"

"Jacka spotkasz na pewno, chyba że dadzą ci jakiegoś odpowiedzialnego opiekuna. Podobnie sprawa ma się z Doktorem. Varony ci nie zabiorą, nie są szaleni. A Mozart należy do twojego oddziału."

"A ty?"

"Oficjalnie nie mogę ci pomagać, bo mając czwarty poziom dostępu powinieneś wiedzieć więcej niż ja. Ale nie martw sie, jakby nie patrzeć masz znajomości w radzie."

Przez chwilę myślałem nad skorzystaniem z jego propozycji. Pan V mógłby to załatwić. Potrzasnąłem głową wyrzucając z niej ten pomysł. Nie chcę być mu nic winny.

"Co to za problem dla ciebie, trochę potrenujesz i będziesz w stanie dosięgnąć mnie swoją telepatią."

"Nawet bez znajomości zaszedłbyś daleko z takim lizustwem. Co robimy teraz?"

"Wpadnę do Mozarta, po drodze spróbuję złapać Alexa na łączu, a potem... akta."

"Więc nie obrazisz się, jeżeli cię zostawię? Przy okazji, znowu to robisz."

Rozejrzałem się wokoło. Na szczęście nie było w pomieszczeniu nikogo, kto mógłby stać się świadkiem mojego chwilowego "zawieszenia".

***

Alex gdy tylko usłyszał o spotkaniu planowanym przez Bright'a zgłosił chęć uczestniczenia. On również przekonywał mnie, że nie ma się co martwić na zapas, i na pewno po przenosinach spotkamy się przy kolacji, w równie licznym gronie. Przechowalnia Mozarta znajdowała się w jednym z bardziej oddalonych zakątków ośrodka. Zapukałem lekko w stalowe drzwi, po czym otworzyłem je kartą. Wnętrze różniło się nieco od jego poprzedniego lokum. W rogu pokoju, bo miejsce w którym się znalazłem przypominało prędzej elegancko urządzony pokój, niż zimną cele przechowawczą, stało dobrze mi znane pianino. Ściany wyglądały jak w profesjonalnym sklepie muzycznym, obwieszone różnego rodzaju instrumentami. Pośrodku znalazła się dużą czarna kanapa, ława i dwa skórzane fotele. W jednym z nich zatapiał się właśnie właściciel, z dużymi słuchawkami na uszach. Widząc mnie zdjął je i wyłączył słuchamy wcześniej utwór.

- Cześć Victorze, co cię sprowadza w moje skromne progi?

- Witaj Moz- Ehem Michaelu.- Były muzyk z uśmiechem wyprostował się w fotelu, poprawiając skórzaną kurtkę, jak dotąd nieodłączny element jego wyglądu.- Czy ja wiem, czy takie skromne, twój pokój wygląda o jakieś pięćset tysięcy lepiej od mojego. Jak sobie to załatwiłeś?

- Po co się pytasz, skoro znasz odpowiedź? To nasz wspólny znajomy w bieli się tym zajął, w ramach zapłaty za dobrze wykonaną pracę. Ale najlepsze jest tam.- Wskazał dłonią na jedną z ścian. Jak na zawołanie zaczęła się ona rozsuwać, ukazując duże pomieszczenie o ścianach wyłożonych piramidkami.- Mam tu taki sprzęt, że mógłbym spokojnie nagrywać płyty dla największych gwiazd muzyki! Mało tego, zostałem zapewniony, że to miejsce zostanie odwzorowane w nowym ośrodku.- Wyjął z kieszeni pogniecioną kopertę. Nie musiałem się przyglądać, żeby stwierdzić, że znajduje się na niej czarne "V".

- Czyli już wiesz. Jack z okazji przenosin chce zrobić małe przyjęcie. Sam niewiele o nim wiem, ale czy miałbyś ochotę dołączyć?

- Pytasz się wilka czy wyje do księżyca? Pewnie że tak! Kiedy i gdzie?

- Za sześć dni, powiadomie cię gdzie, jak tylko się dowiem.

- No i Bosko! Mogę przyjść z gitarą? Albo skrzypcami?

Za szerokim uśmiechem na twarzy w niczym nie przypominał człowieka zagadki z jakim tu przeleciałem wczoraj. Widząc te przemianę uświadomiłem sobie coś jeszcze. Ja sam też się bardzo zmieniłem. Co prawda nigdy nie byłem ponurakiem, ale kiedyś o wiele rzadziej się uśmiechałem. Pierwszą osobą tutaj która przywołała uśmiech na moją twarz była Riley, potem poznałem też Agathę, Alexa ... nie, jego spotkałem nawet przed doktor Scoot. To on powitał mnie pierwszego dnia mojej pracy... Wszystkie te myśli zajęły mi jedynie krótki moment. Otrząsnąłwszy się z zamyślenia przypomniałem sobie pytanie Mozarta.

- Wątpię żeby ktoś miał coś przeciwko.

- Napiszę wam kawałek do karaoke!

- Właśnie zacząłem żałować, że cię zaprosiłem.

- Hahaha, daj spokój każdy lubi karaoke. Słyszałem o Brightcie dosyć, żeby wiedzieć, że się zgodzi!

Hahaha, oj, ty nie wiesz na co się piszesz, a ja nie mam zamiaru cię uświadamiać.

- Gdybyś czegoś potrzebował będę siedzieć u siebie, trafisz?

- Najwyżej trochę pobłądze, albo zapytam kogoś. Na razie Vic.

- Do zobaczenia Michaelu.

Błagam, niech ten dzień minie bez dalszych rewelacji...

***************************

Naprędce mówię, książka nie skończy się po przenosinach.

I nie, sam fakt zorganizowania przez Jacka imprezy nie jest tym co ma stać się 37 dnia.

Jak zwykle zapraszam do komentowania.

A teraz jeszcze to co obiecałem wam ostatnio.

Oto lista osób, z artu w mediach pod ostatnim rozdziałem.

Od góry patrząc:

- Dr Simon Glass
- Dr Kain "Pathos" Crow
- Dr Jack Bright
- Dr Agatha Right
- Dr Charles Gears
- Dr Alto Clef
- Dr ####### Kondraki
- SCP-105 "Iris"
- Agent Dmitri Arkdeyevich Strelnikov
- Dr ##### "Iceberg" ###
- Dr Everett Mann
- Agent A.A (SCP-784-ARC)
- Agentka Beatrice
- SCP-336 "Lilith"
- SCP-073 "Kain"
- SCP-076 "Abel"

To jak, ilu udało wam się poznać?

Pora zakończyć raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro