Dzień 4 - Rozmowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W gabinecie leżał kolejny list.

"Witam doktorze Verse. Kilka dni przed Pana przybyciem do ośrodka miał miejsce incydent, w wyniku którego zmarło kilku ochroniarzy. Dwie sankcje klasy Keter zdołały uciec i dostać się do pobliskiej akademii szkolącej oddziały specjalne. Udało nam się je przechwycić. Teraz utrzymujemy je w stanie śpiączki farmakologicznej. Mamy zamiar wybudzić ich jutro. Obiekty te są niebezpieczne, ale również wysoce inteligentne. Mamy zamiar wpuścić do ich przechowalni SCP-049. W związku, że ma Pan dobry kontakt z obiektem mamy nadzieję, że z Pana pomocą uda nam się uzyskać informacje od 3012-1 i 3012-2. Do listu dołączamy akta obiektów."

Pięknie. Jutro znowu plan zawalony. A chciałem zająć się tym eksperymentem z 714.

"Spokojnie. Chciałeś coś załatwić, tak?"

"Racja."

Sięgnąłem do szafki i wyjąłem akta Doktora.

"Przecież znasz to na pamięć."

"Chciałem się tylko upewnić co do jednej rzeczy. A poza tym i tak mamy sporo czasu."

Spojrzałem na na zegarek. Była dopiero 14.

"Albo z drugiej strony."

Wziąłem akta i ruszyłem do przechowalni. Ochrona siedziała w niewielkim składziku na przeciwko bramy 049. Gdy mnie zobaczyli stanęli na baczność.

- Witam Panie doktorze. Przyszedł Pan przeprowadzić wywiad?

- Tak, ale nie potrzebuje waszej pomocy, możecie zostać.

- Chce Pan wejść bez ochrony? A co jeśli Pana zaatakuje?

- Nie zrobi tego. Pokładajcie ufność w ludziach. Spocznij!

Ochrona postanowiła się więcej nie odzywać. Wszedłem do pokoju kontrolnego, i tak jak ostatnio zabrałem jedno z krzeseł. I wszedłem do przechowalni. Doktor pisał coś przy biurku. Powoli się do mnie odwrócił, lekko zdziwiony, ale też jakby zadowolony z mojej obecności.

- Witam Doktorze, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

- Nie, czy to już czas na wznowienie rozmowy?

- Jeszcze nie, czekamy na kogoś. A i 035 też tu jest, tak jakby.

- Jak, jeśli mogę spytać?

- Porozumiewa się ze mną telepatycznie.

"Witam Doktorze."

- Przywitał Pana.

- Witaj stary przyjacielu. Nie wiedziałem, że posiadasz taką zdolność.

"Ja do niedawna też, odkryłem to przez czysty przypadek.

Przekazałem słowa Dzierżawcy. (W trakcie trwania tej rozmowy Victor przekazywał każdą kwestię 035, ale nie chciało mi się tego wszystkiego pisać, więc rozumcie to jako przekazane)

- A kto jeszcze przyjdzie?

- Dr. Right.

- Ach, pamiętam ją. Kiedyś próbowała że mną porozmawiać.

"I co?"

- Nie czułem się zobowiązany odpowiedzieć, zachowywała się przyjaźnie, że tak powiem, ale pytała się o to co wszyscy inni. I w dodatku byłem trzymany przez trzech ochroniarzy.

- Mimo wszystko traktowali cię jak potwora.

- Nie przywiązuje wagi do tego jak mnie traktują. Ale przyznaję, że uraziło mnie to, że w trakcie rozmowy byłem skrępowany.

"Jak ci się tu żyje? Słyszałem, że eksperyment wolno się rozwija."

- Niestety nie mam tu warunków, żeby zebrać wystarczającą ilość danych.

- Jak rozumiem masz na myśli za mało ciał?

- Tak, ale skończmy ten temat. Nadal nie uciekłeś Dzierżawco? Nadal się nie poddajesz?

"W końcu mi się uda. Gdybym nie trafił na Victora na pewno już bym był na wolności."

- Nie obwiniają go o swoje niepowodzenie.

"Ale problem jest w tym, że tylko on stanowi problem. Jest odporny na mój wpływ."

- To naprawdę interesujące, stale mnie zaskakujesz Victorze.

"Ty się cieszysz, a ja nadal muszę tu siedzieć."

- I tak by ci się nie udało. Choć ci ludzie są naprawdę dziwni, to jedno trzeba im przyznać. Ich ochrona jest naprawdę szczelna.

Rozmawialiśmy tak przez kilkanaście minut, aż nie otworzyła się brama. Agatha weszła ostrożnie rozglądając się po pomieszczeniu. Otworzyłem drzwi przechowalni. Pani doktor była zaskoczona, faktem, że byłem tam tylko z SCP.

- Zapraszam do środka. Wezmę sobie drugie krzesło.

Agatha stała przed otwartymi drzwiami wewnętrznej przechowalni, patrząc na Doktora. Minąłem ją, i dostawiłem krzesło do stołu.

- Zapraszam dr. Right.

Dziewczyna zadrżała słysząc głos Doktora, jednak spokojne podeszła do swojego miejsca.

- Witam...Emmm.

- W rozmowach z Victorem korzystam z tytułu doktora.

- Miło mi. Nazywam się...

- Agatha Right. Doktor, cechująca się silną empatią względem humanoidów.

- Skąd?...

- Gdy na panią czekaliśmy Victor trochę mi o pani opowiedział.

- Rozumiem. Może mnie Pan pamięta, kiedyś już z panem rozmawiałam, ale nie był Pan wtedy TAK rozmowny.

- Tak pamiętam, ale chyba pani rozumie, że niewygodnie było rozmawiać z metalową obrożą na szyi. Oczywiście nie mam pani tego za złe. Jednak, gdyby nie fakt, że jest pani przyjaciółką Victora, zapewne byśmy nie rozmawiali.

"Uuu. Przyjazna atmosfera, nie ma co."

"Masz trochę racji."

- Może zanim będziemy kontynuować tę rozmowę przejdźmy na "ty", dobrze?

- Dobrze. A więc Doktorze, najwyraźniej polubiłeś Victora, czemu?

- Cóż, po pierwsze, traktuję mnie jak równego sobie, już w trakcie naszego pierwszego spotkania wszedł tutaj, i rozmawiał ze mną w trakcie operacji. Po drugie, to ciekawość. Victor jest pierwszą znaną mi osobą, całkowicie wolną od plagi.

"To niszczy jego teorię, że jedynym sposobem, na wyleczenie was jest pozbawienie świadomości."

"Czyli istnieje inny sposób? Myślisz, że Doktor będzie w stanie go znaleźć?"

"Myślę, że tak, ale sam nie da rady. No i biorąc pod uwagę to jak jest uparty nigdy nie przyzna się do błędu."

"Myślisz, że gdybym go przekonał, i załatwił mu lepsze warunki zdołałby odkryć lek?"

"Myślę, że tak, ale odłóżmy te rozmowę na kiedy indziej."

Moja wymiana zdań z Dzierżawcą trwała zaledwie moment.

- Czyli we mnie ją wyczuwasz?

- Tak. Nie jest ona tak silna, jak u niektórych, ale wyraźnie wyczuwalna.

- A czy...

- Vic, czy dr. Right jest z tobą?

To był głos Jacka, dobiegający z krótkofalówki. Szybko złapałem za nią i odpowiedziałem.

- Tak, jest tutaj.

- Agatha, jesteś potrzebna. Mamy problem z 079, dyrcio liczy, że się z nim dogadasz. Cholera, znowu pewnie zmienią przydział. Jakby co pomożesz mi z randką, Vic?

- Pewnie, ale będziesz mieć u mnie dług.

- Gdzie jesteście?

- Pod przechowalnią komputerka. A wy?

- Doktora.

- Pozdrówcie go.

- Sam możesz to zrobić.

- Witam doktorze Bright.

- Witam Doktorku, dla przyjaciół Jack. Agatha, rusz się!

- Już. Wybaczcie mi. Może kiedyś jeszcze porozmawiamy.

Agatha wybiegła szybko z przechowalni, zostawiając za sobą otwarte drzwi i zaniepokojonych strażników.

- Chyba będziemy już kończyć, jutro mamy badanie z jakimś keterem, który niedawno został złapany, po nieudanej ucieczce.

- My?

- Postanowili wykorzystać fakt, że się z tobą dogaduje, żebyś wypytał dyskretnie go o coś.

- Dobrze, więc do zobaczenia Victorze.

- Do zobaczenia.

Wystawiłem jedno z krzeseł za drzwi, i obróciłem się po drugie. Doktor podał mi je. Gdy przejmowałam je poczułem coś, jakby lekko mnie prąd popieścił. Przez chwilę bałem się, że przypadkiem dotknałem Doktora, i zaraz umrę... jednak nic się nie stało. To chyba tylko skurcz. Zamknąłem przechowalnie, a potem pokój kontrolny. Zostawiłem personel ochrony zdziwionych, rozmawiających, o tym co widzieli. "Doktor Verse najnormalniejszy w świecie rozmawiał z SCP. Jakby byli starymi znajomymi przy piwie."

"Dzierżawco?"

"Tak?"

"Pomożesz mi przygotować pytania na jutro?"

"I tak nie mam lepszej rozrywki. Czekaj chwilę."

Nastąpiła minuta ciszy, w trakcie której przemierzałem korytarze ośrodka.

"Wróciłem"

"Co robiłeś?"

"Taki jeden doktorek często mnie denerwuje, więc rozproszyłem jego uwagę, i uderzył w ścianę."

"Co on takiego zrobił, że aż tak ci się naraził?"

"Niewiele trzeba, żeby mnie obrazić. A teraz zajmijmy się tymi pytaniami, pora żebym wywiązał się z mojej części umowy."

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

1158

Nie, nie chodzi mi tu o SCP-1158, tylko nowy rekord książki. 1158 słów, poza dodatkiem.

Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że bardzo. Następny rozdział dedykuję scp-3093, i jego książce "Nightmare and Ghost".

W ciągu kilku najbliższych dni rozdziały mogą pojawiać się częściej, ale tego nie gwarantuje.

Dr. Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro