1/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Rozdział 2: Nie zamawiałam tapety z moich zdjęć przed śmiertnych....


Gdy tylko zamknęły się za mą osobą drzwi do mojej nowej kwatery odetchnęłam z ulgą, wreszcie mogę odpocząć od zapachu innych ludzi. Od tłumu. Mogą mnie uznać za dziwadło, które dusi się w większym towarzystwie i usilnie szuka ucieczki, ale mnie to mało obchodzi. Całe nasze życie to bzdura, a ubieranie się w marne piórka oraz większe grupy jest żałosne. Czułam wolność nie tylko z powodu samotności za którą się stęskniłam, czułam wolność wiedząc, że TO nadchodzi. Moje osobiste spaczenie cielesne, umysłowe... kto wie jak to nazwać. Nie zdążyłam swym bystrym okiem zarejestrować nawet wyposażenia pomieszczenia, ani umysłem wcześniejszej tyranidy Sophii o tym jak nieodpowiedzialna decyzja zaważy na moim życiu.

Według niej i tak miałam przejebane, ale i tak wybrałam najgorzej... No lepiej niż wiewióra, ale zawsze gorzej.

Ale teraz to nie było ważne, czułam jak nogi się pode mną uginały. Dosłownie zmieniając się we dwie tyczki z waty, świadomość powoli odlatywała. Nie zdążyłam nawet dotrzeć do łóżka, o ile takowe znajdowało się blisko. Zasnęłam, tak jak stałam.

Tak działa Narkolepsja.

Niekontrolowane napady stanu fazy Rem, uśpienia całego organizmu w stan podobny do omdlenia. W stan *Katapleksji całego ciała, powiązanej z tak zwanym opuszczeniem ciała przez duszę, retrokognicją. Tak to nawet ma naukowe nazwy, to właśnie owa czynność jest badana w Monroe Instytute, doświadczenia poza cielesne. Ośrodek w którym do tej pory się znajdowałam jako jeden z obiektów, pardon osób doświadczających owych przyjemności. Zabawne... Pewnie stary Allan Monroe przewraca się w grobie na myśl o tym, że narodziła się istota zdolna doświadczać innych czynności poza organizmem naturalnie. Mniejsza. Co będę się interesować tymi frajerami, którzy chcą dostać hajs za dodatkowe studia oraz eksperymenty rodem z filmu „Linia życia". Ja mam to kurwa w pakiecie do swego dziwactwa, chociaż jakby na to nie patrzeć to właśnie powód dla którego zostałam przyjęta do Fundacji.

Nie czułam nawet jak uderzyłam ciałem o podłogę, praktycznie nic nie czułam. Byłam jak martwa kłoda runąca prosto w dół. Ale mało mnie to obchodziło, wręcz miałam nadzieję, że przez sen się walnę i umrę. Fajnie by było, tak w pakiecie do dziwactwa śmierć przez sen. Uwielbiam ten moment gdy dusza wywleka się z ciała, nie przypomina to śmierci w żaden sposób. To tak jakbym zrzucała z siebie cały trud życia, była wolna. Nie będąc równocześnie obojętną istotą w eterze, nie jestem duchem w voidzie, obojętną duszą.

Jestem poltergeistem.

Mój wygląd również nabiera barw zupełnie innych niż zwykle, wzrok się wyostrza widząc rzeczy nie zdolne dla ludzkiego oka. Widzę rany na duszach innych, jeśli ktoś ma złamane serce widzę czerwone oznaczenia w jego piersi, jeśli naumyślnie się ranił widzę pulsujące rany. Widzę też demony podążające za złymi ludźmi, widzę świat jakiego nie sposób opisać w pojedynczym opisie. To trzeba spisywać gdy ma się to przed oczami. Nawet moja postura ulega gwałtownej zmianie. Wszystko czego się pozbyłam przy doczesnym życiu powraca, całe moje ciało jest nagie, owinięte niezdarnie bandażem gdzie nie gdzie ukazując nagie ciało. Lewituję, ta zdolność jest wspaniała. Również moje włosy zyskują objętość i lotność na wietrze, moje niegdysiejsze długie włosy. Nim je ścięłam. Jednak... W porównaniu do innych moja krew jest ciemniejsza, przechodzi wręcz w czerni z czerwieni. Moje rany są bardziej widoczne niż u innych.

W tym stanie widziałam wiele aur, duszy czy innych pierdół. Jednak... Nie są tacy jak ja. Nie potrafią osiągnąć tego stanu, są jedynie cieniami niezdolnymi nawet złapać się pojedynczej rzeczy. Nie jak ja. Minus? Dla owego środowiska jestem... Niema. Może to zasługa tego co kryję na szyi? Kiedy mieszkałam jeszcze w Instytucie udało mi się ukryć fakt o byciu Poltergeistem poza ciałem, miałam kogoś kto dzielił się ze mną pomocną dłonią i pomagał mi to ukryć.

Szybko odchodzą...

Właśnie w tym momencie to się działo, lewitowałam nad swym bezwładnym ciałem które upadło dość wygodnie na podłogę przed drzwiami omiatając spojrzeniem pokój. Uśmiechnęłam się do siebie. Kocham śmierć, ale moim największym pragnieniem jest pozostać w tym stanie do końca świata, jako przeklęty, niezależny od nikogo byt.

„The show must go on... Fundacjo nie wiesz w co się wkopałaś."

Przeszło mi przez myśl gdy wertowałam wzrokiem pokój.



***


*Katapleksja- Paraliż przysenny, stan przy zasypianiu lub omdlewaniu objawiający się porażeniem mięśni przy jednoczesnym zachowaniem świadomości.

W gwoli wyjaśnienia. Owy Instytut naprawdę istnieje, a wymienione powyżej przypadłości naprawdę istnieją i są przebadane pod kierunkiem Parapsychologii oraz innych różnych kierunków. Dlatego bohaterki nie można zaliczyć jako obiekt SCP, tym bardziej, że Fundacja stara się szukać naukowców z defektami oraz nad przeciętnymi zdolnościami w celu zwiększenia wydajności pracy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#scp