2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cztery ściany pokoju, który mi podarowano we władanie nie był może szczytem marzeń samobójcy, jednak na pewno wybiegał poza schemat zwykłego psychiatrycznego pokoiku dla doktorków od siedmiu boleści. Nie widziałam to wielu aktów nowoczesności, co było wyraźnym sygnałem, że owa placówka nie bierze pod uwagę w użytku dziennym sprzętów elektrycznych pokroju telefonu czy internetu. 

Lub boją się tego co mogłabym z tym zrobić...

Styl kolorystyczny w pomieszczeniu nie był zbyt skomplikowany, dominowała tu czerń, pastelowa lawenda oraz biel. Wszystkie przedmioty były dokładnie oczyszczone z rzeczy, którymi mogłabym sobie coś zrobić, oczywiście o ile nie były konieczne do trzymania większych konstrukcji w całości jak śrubki w szafkach. Zabawne, gdybym mogła to sprawdziłabym z jakiego są materiału, bo wyglądają na zbyt stałe jeśli chodzi o glinę. Hmm no tak typowy zestaw robola, masz dwie szafy jedna na ubrania, biurko plus łóżko i żyj sobie. Ciekawe co w szafach, wieszaki też zabezpieczyli? A może foliowe pudełka na moje prywatne rzeczy? Zawsze to mogą być szafy na papierologię, nic więcej. Trzeba pamiętać, że jestem tutaj by zapierdalać dzień i noc nie wiem kurwa nawet przy czym jako przydupas motylarza. W sumie to strasznie naciągane jak na pokój w tak biały i sterylnym miejscu, z drugiej strony spodziewałam się, że coś odjebią by mnie tu zatrzymać.

By naprawić mój samobójczy styl bytu, by zabrać mnie z mojego umysłu, mojego show dla popaprańców. Bo jak inaczej nazwać taki umysł jak mój? Zdolności jak moje? Duch? Poltergeist? Wiedźma?

Freak Show.

Ciekawe czy bieliznę w szafie też mam żelową by nie zaciąć się nitkami do krwi, w sumie dobra myśl. Wcielenie się w kogoś zawsze pomaga go zrozumieć, a ja zawsze próbowałam pojąć czemu umysły plastiku są tak nasrane. Może to jakieś promieniowanie z cycków? Albo właśnie gumowych staników? Nie zdziwiłabym się, fotosynteza tapety i kleju pod nią czy coś. Ale odbiegam od tematu. 

Tak... Zapewne tak wygląda mój pokój, o ile się nie mylę jest strasznie mały a kolory się... Zlewają? Nie wiem do końca, całokształt wygląda inaczej gdy wychodzisz z ciała i stajesz obok. Powietrze jest pełne dziwnych substancji, tak jakby unosiły się bańkami z różnych szczelin, kolory wydają się rozmazane i przyćmione. I... zobaczyłam to przekleństwo, nawet poza ciałem potrafi mnie wkurwić! Lustro... Spojrzałam na siebie w lustrze i zamarłam. Mój wygląd zdecydowanie jest sprzeczny z tym co prezentuję na co dzień, z brzydulą którą wykreowałam. Całe ciało w bandażach, upapranych gdzie nie gdzie krwią, a raczej w miejscach gdzie kiedykolwiek się zraniłam. Tak działa magia, rany zostają na wieki, zwłaszcza te znaczące. Czarne, długie włosy falowały w koło mnie jak wokół wiedźmy z Salem, oczy były nie do określenia, a przynajmniej nie umiałam w nie na tyle długo patrzeć by wykryć ich kolor. 

Nie chciałam bo cała moja uwaga skupiła się na największej z moich ran, lewitując zakryłam rękoma szyję. Spokojnie, nikt ci nie spierdoli zabawy... Mój uśmiech natychmiast się powiększył, a z gardła wydobył się jęk zabierający wyimaginowany śmiech. Dopiero uczę się w dźwięki w eterze,nie umiem jeszcze mówić, ani wydawać odgłosów człowieka. 

Ostatni raz obrzuciłam spojrzeniem leżące bezwładnie ciało kobiety, której całą twarz zakrywały ścięte byle jak czarne kosmyki i przepłynęłam przez ścianę na korytarz. Zacznijmy poznawać to piekło po swojemu.


***

Niemal całą połać placówki spowijały mroczne ramiona nocy, korytarze tliły się niewyraźnym białym światłem z jażeniówek na suficie. Nawet to jednak nie pomagało białym ścianom w odbiciu jasności ich koloru. Mrok nie miał nic wspólnego z ciemnością, była to eteryczna esencja ciągnąca się po korytarzach z dusz i umysłów ludzi, obiektów lub innych istot rozumnych, mniej. Taaa pracoholicy od siedmiu boleści, pomieszczenia obok mojego pokoju tak jak myślałam były innymi pokojami mieszkalnymi, więc postanowiłam zwiedzić inne piętra. Zabawne, w pierwszej chwili miałam ochotę po prostu zanurkować pod siebie, tak by wpłynąć na niższe piętra, jednak... Nie. Coś a raczej ktoś mnie dopiero od tego pomysłu odwiodło.

Pierwszym co mnie zatrzymało w miejscu, był tajemniczy dźwięk jakby coś lub ktoś upadł wraz z toną papierów przerzedzanymi nerwowymi słowami pocieszenia i pośpieszenia do samego siebie. Owy ktoś, zapewne nie z płci pięknej musiał mieć strasznie nerwowe usposobienie i niską samoocenę. Nie doczekałam się nawet by się ukazał zza rogu korytarza, by dowiedzieć się kto będzie mą nową ofiarą. Ponowna wywrotka mi to zdecydowanie ułatwiła, latające kartki były wręcz wszędzie co było irytujące. Zaczęłam je zdmuchiwać, mimo że przenikną przez moje ciało jak przez powietrze. Taki nawyk, dziwnie nagle stać się niematerialną istotą. Mym przyszłym epicentrum śmiechu jak przeczuwałam był nieco niski mężczyzna, o włosach w odcieniu jasnego lekko podbielonego błękitu, czy co to za damsko-nazewny kolor jest. Nie zdziwił mnie nawet nawyk zapięcia kitla pod samą szyję, a raczej... To co się przy niej znajdowało. Góra od golfu niemal całkowicie niwelowała widoczność jego szyi. Charakterystyczną cechą były druciane okulary na nosie owego ktosia. Zabawną ironią do pana Frosta, był długopis z pingwinkiem w kieszeni. 

Hmmm tylko kim jest Elsa i gdzie paraduje, spęd księżniczek bez make-up'u czy jak?

-Szybko, szybko.-Mruknął poganiająco do siebie nieudolnie poprawiając okulary i zbierając papiery, niestety kładąc na jednym rękę poślizgnął się i wywrócił uderzając się w nos. Powstrzymałam bulgoczący dźwięk śmiechu jaki ugrzązł mi w gardle.

Oho podłoga 1:0, czekamy na dalszy wynik meczu.

Niezbyt zachwycony takim obrotem spraw, książę lodu z chłodną pogardą do swej ciapowatości zaczął zbierać wszystko drżącymi rękami w kupę. Wymawiał przy tym różne słowa i frazy niektóre trudne do rozszyfrowania, inne przepełnione naganą do samego siebie o brak pośpiechu. Z wielu słów, antytez oraz oksymoronów jakie wybrnęły z tej mieszanki słownej zdołałam odczytać dosadną treść.

Ma to komuś szybko zanieść, albo wpierdol którego się boi.

Ciekawy był fakt, że powietrze na wspomnienie o owym kimś nagle zgęstniało, jakby ktoś ubił tę skroploną ciecz na gęstszą masę. Wcześniej otaczała go zwyczajna jak dla ludzi aura, jasna przejawiająca się jak spadające płatki śniegu w wielu odbłyskach, teraz lekko ściemniała z przerażenia myślami właściciela. Szkoda, że nie mogę czytać w myślach innych, to poza zakresem moich umiejętności. Jednak z doświadczenia wiem, że to co nam wciskają w książkach o aurach to kit, nie ma jednego koloru na każdą emocję, każdy z nas ma inną tęczę i odcienie tego. Jednak idzie to wyczuć. Są osoby które odczytują echa emocji, taka inna sfera echolokacji, wtedy kolory są faktycznie pokrywające się. Ale to inny rodzaj metafizyki i parapsychiki, parę lat spędziło się na studiowaniu świata wykraczającego poza nasze mniemanie, a nawet i jego abstrakcyjności. 

Owa reakcja, oraz fakt że jego aura była równie Elsowata jak on, zachęcił mnie do podróży za nim i porzucenia myśli gnębienia innych ludzi w placówce. Unosiłam się w powietrzu między nim a ścianą, nogi niemal dotykały mi podłoża gdy lewitowałam, a na pewno tykał go bandaż. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku i uwolniłam pchnięcie, tak się określa inne parapsychologiczne przywary, w moim wypadku telekinezę. Skupiłam się na tym co chcę przesunąć i patrzyłam jak powiew pseudo wiatru podrywa kartki podlatujące w ślad za mą myślą i wzrokiem do właściciela. 

Ciekawe, nie zastanowił się skąd wiatr w Fundacji tylko zadowolony ze swego farta zebrał szpargały i parodią biegu w postaci ślizgania się na kafelkach czy innej nawierzchni, oraz skoków z próbami nie wywalenia się ruszył dalej. Układając rękę wzdłuż ciała ruszyłam za nim, nie musiałam jej wyciągać, ale odrobina dramatyzmu jest fajna, zwłaszcza w horrorach i kryminałach. I znów to samo, bezsensowny lot w chmurach, zamknęłam oczy i skupiłam się na jednym z wielu nietypowych, ale pomagających mi w depresji hobby.

Wyliczaniem Fobii.

Tak to dziwne, kolekcjonuję cytaty i fobie, uwielbiam je przywoływać nazywać czy nawet powtarzać. Tak więc też zaczęłam robić, szukałam fobii które jak na moje oko dotyczą panny Frostiny z papierami.

Agateofobia - strach przed szaleństwem, obłędem.

Aestafobia - strach przed latem.

Agliofobia - strach przed bólem.

Tyle zdążyłam wyliczyć z mojego zasobu fobii, a jeszcze nie przeszłam to tych dziwacznych gdy przeniknęłam przez taflę jakiś drzwi. No tak... znów zgubiłam tok myślenia. Zatrzymałam się nasłuchując rozmowy, oraz ogarniając sytuację. Jako duszy, ciemność nie jest dla mnie przeszkodą jak u człowieka, ale ten półmrok wydawał się jakiś... inny. Mistyczny, potężny, zaklęty i... Demoniczny. Czułam tu obecność innych niematerialnych istot, dusz, ale... słabszych. One nie potrafiły tego co ja, były gdzieś uwięzione, stłamszone i umierające w cierpieniu. Na wieki. Czemu nagle wydało mi się to żałosne? Ta słabość? A tak... Bo ja przynajmniej się nie poddaje i nie jestem tak daremna jak one. Co się spojrzałam to... Dziwne byty kształtujące cień, jedne się przede mną chowały, drugie nie chciały podejść... Szeptały coś w niezrozumiałych językach, lub bardziej zbliżonych do naszego. Demony? Potępieństwa? To tak straszne i tajemnicze, że aż piękne. Zdążyłam tylko dwa dostrzec i nie sposób ich opisać, nim przeniosłam wzrok na inne usłyszałam rozmowę.

-J..Ja już j...jestem mam dokumenty które miałem... przynieść.-Elsa szybko rzuciła stos papierów przed czyiś nos.

Oho nie widzę tego, ale zaraz to nadrobię.

-Spóźniłeś się.-Miałam wrażenie, że powietrze wypełnia dym ktoś wyraźnie palił szluga.

Głos odpowiadającego był niski i wyraźny, przyjemny dla ucha, jednak... Jako że czuję więcej niż ludzie przeszedł mnie dreszcz. Zbyt przemawiający jak na ludzki głos.

-Ja...

-Mało mnie obchodzi twoje niedorajdźtwo, równie dobrze mogę zrobić sobie z twoich włosów popielniczkę... A nawet nie wiesz jaką mam ochotę na rozrywkę, Bet dalej trzyma te swoje ciche dni... Kobiety.-Jak ma za co, to ma za co. Nie znam kobity, ale szanuję postanowienie feministycznego wypięcia dupy na infantylne persony.

-Um....

-Właśnie, więc zmykaj bo mam spotkanie ważniejsze niż rozmowa z tobą, coś bardziej... interesującego.

-Ale ty nie masz żadnego...

-Chcesz bym cię wysłał do Muspellheimu? To won śnieżynko, już mam co robić. No sio sio.-Usłyszałam tylko trzask drzwi oraz spadający z sykiem wypalony odłamek papierosa.-No nareszcie. Wlecze się nie? Ile razy się wyjebał na okularki? Dwa? Trzy? Ile naliczyłaś? Tak widzę cię wyraźnie, wiem też ile sama widzisz, w sumie słyszałem plotki, ale czekałem aż sama mnie znajdziesz. Ale by tak szybko opuszczać ciało i dręczyć ludzi? Jestem pod wrażeniem, już cię lubię. Nie ładnie tak nie patrzeć na rozmówcę duszyczko, spójrz i się przywitaj z łaski swojej.-Słyszałam jak gasił papierosa, przeszedł mnie dreszcz. Jak na polecenie zwróciłam wzrok w jego stronę i zobaczyłam.

Czerwone oczy i zagadkowy uśmiech czarnowłosego demona.


***


Dedykacja dla sam się domyśli kogo XD To tyle dobranoc XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#scp