Psychiatryk

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak co tydzień, do celi weszła moja lekarka, która przyniosła mi leki, aby podać mi je przed terapią. Wbiła igłę w moją skórę, a ja nawet się nie wzdrygnęłam. Następnie zdjęła mi z głowy bandaż, którym była przewiązana. Gdy to zrobiła, oczyściła okolice moich oczu z krwi, którą płaczę, po czym założyła czysty opatrunek, który miał zakrywać moje oczy. 

— Udawanie katatonii nic ci nie da... I tak będziesz miała dzisiaj terapię... Wstawaj, idziemy... — Posłusznie się podniosłam, a następnie ruszyłam za kobietą. 

Inny salowy zamknął pomieszczenie, w którym żyję już drugi rok. Gdy miałam czternaście lat, zaczęło się to, przez co siedzę w tym chorym miejscu. Zaczęłam słyszeć głosy. Krzyki, jęki i zdania, które brzmiały jak pożegnania. Pół roku później, zaczęły się krwawe łzy, a ja sama zaczęłam przeraźliwie krzyczeć po nocach. Nie wiem co się że mną dzieję, ale jest to nadwyraz przerażające. Zatrzymałam się, kiedy poczułam, jak pielęgniarka złapała mnie za ramię. 

Na całym korytarzu dało się usłyszeć szepty jakichś innych chorych osób, albo inne podejrzane zachowania. Kilkukrotnie widziałam przez szparę między bandażem, jak jakieś osoby same się dusiły, uderzały głową o ścianę lub wydrapywały sobie skórę. Ja od kiedy tu jestem, siedzę zawsze w kącie i zatykam swoje uszy, aby nie słyszeć tych głosów. To ani trochę nie pomaga. One są we mnie. W mojej głowie, a ja nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, niż na tych właśnie głosach. 

To dlatego moi rodzice mnie tutaj wysłali. Dzień wcześniej w mojej głowie szumiało ich tyle, że nie wytrzymałam i krzyknęłam w czasie zajęć szkolnych. Byłam w pierwszej klasie Middle School, a mój starszy brat w ostatniej. On mnie wtedy uspokoił, a następnie zabrał do domu, bo nauczyciele nie wiedzieli co robić. Rodzice postanowili mnie zabrać do lekarza, a on dał im skierowanie do psychiatry. On wtedy stwierdził, że mam upośledzenie psychiczne, i że trzeba mnie natychmiastowo zamknąć w zakładzie psychiatrycznym, bo to się może tylko i wyłącznie pogarszać. 

Rodzice się wtedy przestraszyli, a następnego dnia byłam już tutaj. Około dwieście dziewięćdziesiąt sześć kilometrów od rodzinnego domu w Atlancie. Rzadko kiedy spotykam się z rodzicami. Nie lubią tutaj przyjeżdżać, bo boją się mnie zobaczyć w takim stanie. O moim starszym bracie nawet nie wspomnę. Jackson w tym roku skończył dziewiętnaście lat, a ja nawet nie byłam na jego osiemnastce. Nie wiem jak bardzo się zmienił. 

Czy nadal jest tym starszym, kochanym braciszkiem, który co wieczór oglądał ze mną kreskówki. Kupował słodycze i rano budził do szkoły, bo zawsze zapominałam nastawić budzika. Który zawsze robił mi gorącą czekoladę, kiedy byłam smutna albo się czegoś bałam. 

— Jak będziesz grzeczna, to dostaniesz dodatkowe proszki nasenne... — Powiedział mi do ucha salowy, a ja zwróciłam głowę w jego stronę. 

— Naprawdę? — Zapytałam z nadzieją, bo tylko po lekach jestem w stanie normalnie zasnąć, przy okazji nie mając obaw, że obudzę się z krzykiem. 

— Tak... — Odpowiedział, a ja lekko kiwnęłam głową. 

Razem z pielęgniarką delikatnie mnie popchnęli do środka pomieszczenia, a tam jak zwykle powitał mnie zapach, jak w gabinecie dentystycznym. Usłyszałam skrzypnięcie fotela, a w kolejnej chwili kroki, które się do mnie zbliżały. 

— Witaj, Sky. Jak się dzisiaj czujesz? Dobrze? — Zapytał dorosły mężczyzna, który jest moim terapeutą. 

— Jest ok... Dzisiaj jest w miarę cicho... — Powiedziałam cicho, a on poprowadził mnie na krzesło. 

— To dobrze, tak więc robimy tak jak zawsze. Co ostatnio do ciebie mówiły? — Zapytał, a ja usłyszałam, jak nacisnął skówkę długopisu. 

Zaczęłam opowiadać wszystko, co w ostatnich dniach powiedziały mi tamte głosy. W ciągu tego wszystkiego, lekarz zapisywał to wszystko na kartce. 

— Dobrze, a byłabyś w stanie odpowiedzieć na takie pytanie. Co wtedy czujesz, kiedy słyszysz osoby, które się z kimś żegnają? — Zapytał, a ja opuściłam lekko głowę. 

Co czuję, gdy to wszystko słyszę? Nie wiem. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakoś dogłębnie. Wzruszyłam ramionami. 

— Zastanów się. Jesteś mądrą dziewczynką, więc dasz radę odpowiedzieć... — Usłyszałam wibracje telefonu, a następnie skrzypnięcie krzesła. 

W kolejnej chwili dało się usłyszeć to, jak lekarz zaczął się przechadzać po pomieszczeniu. Słyszałam kilkukrotnie, jak coś nieco hałasowało. Opuściłam wzrok, aby w kolejnej chwili ponownie się zastanowić nad tym wszystkim. 

— ... Czasami czuję ich ból... — Zaczęłam, a w czasie tego średnio skupiałam się na tym, co dzieję się dookoła mnie. — ... Ich smutek...—Dodałam, a w kolejnym momencie z moich ust wyszły kolejne słowa. —... To, jak ich dusze ulatują z ciała... — Odpowiedziałam, a w kolejnym momencie poczułam, jak lekarz położył na moim ramieniu dłoń. 

Wzdrygnęłam się zaskoczona na jego ruch. Ręka, która spoczywała na moim ramieniu, była lodowata, niczym kostki lodu. W tym momencie wszystkie moje niekontrolowane ruchy, które nabyłam w czasie ostatnich dwóch lat tutaj, ustały, co mnie lekko zaniepokoiło. Miałam dziwne wrażenie, że za moment może się coś stać. 

— Panie doktorze? — Odezwałam się cicho, kiedy poczułam coś, co oplątało moją szyję wokół. 

— Ostatnio poznałem pewne ciekawe legendy. Opowiedziałbym ci je, ale powoli kończy nam się czas. Te głosy, które słyszysz, to nic innego, jak ludzie. Nie masz żadnych urojeń. Słyszysz to, jak ludzie odchodzą. Jak umierają i to co mówią te głosy, to nic innego, jak ich ostatnie słowa. Sky, jesteś zbyt niebezpieczna, wiesz? — Powiedział mi to wszystko do ucha. — Ludzie, którzy mi to wszystko powiedzieli, poprosili, abym się upewnił, czy jesteś tym, czym myślą, iż jesteś. Dlatego muszę to zrobić. Mam nadzieję, że to zrozumiesz... — W tym momencie poczułam, jak coś przesuwa się po mojej skórze. 

Odruchowo złapałam za sznurek, który mój terapeuta starał się zacisnąć na moim gardle. Zaczęłam wierzgać nogami, kiedy coraz bardziej lekarz mnie podduszał. 

— Nie opieraj się temu, Sky! Jeśli nie jesteś tym stworzeniem z legend, nie pójdziesz do piekła! Spotka cię łaska Boska! — Na jego słowa złapałam sznurek również drugą ręką. 

Szurałam butami po podłodze, starając się jakoś zwrócić uwagę kogoś za drzwiami. Po chwili kopnęłam w drewniane biurko, ale to nadal nic nie pomogło. Coraz mniej miałam siły, aby rozciągać sznurek, który zaciskał się w jakimś stopniu na mojej szyi. 

— Sky, bądź grzeczna! — Powiedział, a ja nie wytrzymałam. 

Dokładnie w tym samym momencie, z mojego gardła wydarł się przeraźliwie piskliwy krzyk. Gdy tylko to zrobiłam, poczułam, jak sznurek się lekko poluzował. Usłyszałam jak całe szkło, które w małych ilościach znajdowało się w pomieszczeniu, zaczęło pękać. Już po chwili poczułam na sobie kawałki szkła, które były częściami klosza przy wiszącej pod sufitem lampie. W tym samym momencie usłyszałam, jak coś uderzyło w drzwi, a następnie huk, jakby ktoś kogoś powalił ma ziemię. 

Sznur na mojej szyii całkowicie się poluzował, ale byłam teraz w zbyt wielkim szoku, aby móc z nim cokolwiek zrobić. Obie moje dłonie opadły luźno, a w kolejnej chwili poczułam, jak ktoś położył mi na ramionach dłonie. Tym razem nie były lodowate. Wręcz przeciwnie. Prawie parzyły. Lekko mną potrząsnęły, a ja mruknęam coś pod nosem. 

— Dobrze, żyjesz. Chodź, wyciągam cię z tego wariatkowa... — Pociągnął mnie za rękę, przez co już po chwili biegłam za tą osobą przez korytarz. 

Nie wiem co się dzieję. Czułam jak lekko poluzowały się bandaże. Kompletnie nie rozumiem tego, co się stało. Mój terapeuta chciał mnie zabić. Dlaczego? Przecież z każdą wizytą mówił, że nie zrobi mi nic złego. Potem dawał mi kolejną dawkę jakiegoś leku. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem, nie rozumiem...

Złapałam się za głowę, kiedy to zdanie odbijało się w niej echem. Byłam ciągnięta korytarzem za rękę. Cały czas mijaliśmy jakieś drzwi, aż w pewnym momencie zatrzymaliśmy się przy wyjściu ewakuacyjnym. 

— Cholera, zamknięte... — Usłyszałam głos tej osoby, dzięki czemu mogłam wywnioskować, że jest to dorosły mężczyzna. 

— Położna, która prowadziła mnie zawsze na terapię, powinna mieć klucze. — Odezwałam się. — Dlaczego mnie stąd zabierasz? Mam tu być zamknięta, aż w końcu lekarze odkryją co mi jest... — Powiedziałam, kiedy pociągnął mnie dalej. 

— Nic ci nie jest... Nie jesteś szaloną, chorą czy jakaś psychiczną wariatką... Po prostu nie jesteś zwykłym człowiekiem... A zabieram cię stąd, bo łowcy próbują cię dorwać, plus mam na to zlecenie... — Nie rozumiałam o co mu chodzi, dlatego zamilkłam. 

— TAM SĄ! — Usłyszeliśmy gdzieś z boku, a ja poczułam, jak mężczyzna przerzuca mnie przez swoje ramię. 

— Mogę sama biec... — Powiedziałam, ale kompletnie mnie zignorował. 

Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a w kolejnej zimne powietrze, które przebiegło mi po plecach. Jesteśmy na zewnątrz? Zakryłam głowę, kiedy usłyszałam strzały. Co się dzieję? 

— Nie wychodź stąd i się nie ruszaj... — Powiedział mężczyzna, a następnie posadził mnie na zimnym podłożu. 

Czułam, jak moje gołe stopy otacza śnieg. Złapałam się za ramiona, gdy tylko zaczęłam dygotać z zimna. W pewnym momencie poczułam ciepło. Nim się spostrzegłam, cały biały puch, który znajdował się dookoła mnie, roztopił się. 

— Już wszystko dobrze... — Odezwał się znowu ten mężczyzna, co wcześniej. 

— Kim jesteś? —Zapytałam, a on dotknął bandaży, które miałam zawiązane na oczach. 

— Mam na imię Josh Ignis... I tak samo jak ty, nie jestem zwyczajny... — Wziął moją dłoń, dzięki czemu poczułam to, że to od niego pochodziło to ciepło. 

— Więc czym... Czym jesteś? — Zadałam kolejne pytanie, lekko się przy tym jąkając. 

— Istotą nadnaturalną... Jednak różnie się od ciebie... Ja daję życie i je odbieram... Ty... Zwiastujesz czyjąś śmierć... — Powiedział, a następnie zdjął z moich oczu opaskę z bandaży. — Jestem feniksem... A ty zwiastunką śmierci... Jesteś banshee... — Powiedział patrząc mi prosto w oczy. 

Jego ciało płonęło, a do tego kompletnie nie przypominał człowieka. Odetchnął, a jego wygląd wrócił do normy. Podniósł się, jednocześnie ciągnąc za moją rękę. 

— Mogę ci pomóc, ale musisz iść ze mną... — Kiwnęłam głową, a on pociągnął mnie za sobą, w kierunku opancerzonego samochodu. 

No cóż, dzisiaj już jest jasne, co się działo przed tą sceną z prologu XD
Mam nadzieję, że was zainteresowałam i zostaniecie na dłużej. ❤
Pozdrawiam! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro