Zleceniodawca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie do pokoju motelowego, od razu wzięłam sobie jakieś ubranie i bieliznę, a w kolejnej chwili ruszyłam do łazienki, w której się zamknęłam. Po chwili już stałam pod prysznicem, a woda spływała mi po ciele. Praktycznie się nie odzywam. Chyba nic się nie zmieniło, od kiedy byłam zamknięta w psychiatryku. Jakby się nad tym zastanowić, to prawdopodobnie personel musiał powiadomić moją rodzinę o tym, co się stało. A na pewno o tym, że uciekłam. Wątpię, iż wspomną o sytuacji z terapii. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, dlatego natychmiastowo zakręciłam wodę.

Wykręciłam z wody swoje włosy, po czym zaczęłam szybko się wycierać, a następnie przebierać w drugą piżamę. Na nogi wciągnęłam luźne spodnie, a jako koszulkę, założyłam bluzkę na szerokich ramiączkach. Podeszłam do drzwi, które natychmiastowo otworzyłam, dzięki czemu zobaczyłam stojącego za nimi Josha. Przełknęłam ślinę, kiedy przez moment mi się on przyglądał.

— Zrobiłem jedzenie, więc się pośpiesz... — Kiwnęłam głową na jego słowa, a on wrócił do salonu.

Zamknęłam znowu drzwi, aby w kolejnej chwili zetrzeć z lustra powstałe od temperatury zaparowanie na jego powierzchni. Natychmiastowo w odbiciu zobaczyłam siebie. Włosy sięgające do połowy tyłka, które są w odcieniu ciemnego blondu. Zielono niebieskie tęczówki, z kilkoma żółtymi odznaczeniami na nich. Prosty nos, duże oczy, pełne, nieco „napompowane" usta, z wyraźnie zaznaczonym serduszkiem. Nieco dziecięca, pyzowata twarz. Rozczesałam swoje włosy, aby w kolejnej chwili wyjść z łazienki ostrożnym krokiem.

— Już? — Usłyszałam za sobą, dlatego natychmiastowo się odwróciłam.

Szatyn stał za mną i ponownie uważnie mi się przyglądał. Przeraża mnie jego martwy wzrok. Lekko kiwnęłam głową, ale w tym samym czasie złapałam za swoją głowę. Znowu je słyszę. W tym momencie poczułam to, jak zakłada mi na uszy słuchawki, w których już leciała muzyka. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on na swojej twarzy nie miał żadnej emocji.

— Idź jeść... — Powiedział, po czym to on wszedł do łazienki.

Ruszyłam do małej kuchni, gdzie od razu wzięłam talerz z jedzeniem, po czym usiadłam na kanapie, gdzie patrzyłam przez okno. Po jakimś czasie odłożyłam naczynie do zlewu i od razu je umyłam. Z powrotem wróciłam na kanapę, aby po raz kolejny wyjrzeć na zewnątrz. Wsłuchałam się w tekst piosenki, jednak po chwili poczułam swoje zmęczenie po całym dniu. Poprawiłam się kanapie, a w kolejnym momencie się położyłam. Nim się obejrzałam, zasnęłam. Kolejnego dnia obudziłam się w łóżku. Dziwiłam się, bo normalnie to bym się obudziła w środku nocy z krzykiem. Poprawiłam swoje włosy, kiedy to się podniosłam do siadu.

— Wyspana? — Zapytał, kiedy wszedł do pomieszczenia, na co kiwnęłam głową. — Dostałem informację, że zleceniodawca będzie tutaj dzisiaj, więc się ubieraj. Będzie tu za jakieś czterdzieści minut... — Po swoich słowach, wyszedł z pomieszczenia.

Czterdzieści minut? Szybko się podniosłam z łóżka, które od razu poprawiłam, o czym ruszyłam do łazienki, wcześniej zabierając oczywiście jakieś ubrania i czystą bieliznę. Trochę się boję tego, kim może się okazać ten cały „zleceniodawca". Nawet nie wiem czemu, ale mimo wszystko szybko zaczęłam się ubierać. Na nogi wciągnęłam rurki, a jako bluzkę, koszulkę na krótki rękaw. Na nią zarzuciłam jeszcze bluzę z nadrukiem. Po chwili, gdy uczesałam ju swoje włosy, wyszłam z pomieszczenia. Od razu na wejściu do salonu, dostałam do rąk talerz z jedzeniem. Spojrzałam na mężczyznę, a on podszedł ponownie do kuchenki, aby w kolejnej chwili zacząć robić jedzenie. Usiadłam przy wyspie kuchennej, aby następnie zabrać się za jedzenie.

Ponownie mój wzrok zszedł na jego naszyjnik, który znajdował się na zewnętrznej stronie jego koszulki. Ciekawe o co chodzi z tym wisiorkiem. Złapałam za sztuciec, aby w kolejnej chwili zabrać się za jedzenie.

— O....o co chodzi z tym naszyjnikiem? — Zapytałam cicho, a on zwrócił na mnie swoje oczy.

— To nieśmiertelnik... — Powiedział, na co kiwnęłam głową. — Taki naszyjnik nosi każdy, kto należał do wojska... — Wytłumaczył jeszcze, a ja opuściłam wzrok, aby następnie wrócić do jedzenia.

Skrzywiłam się, kiedy w głowie usłyszałam czyjś krzyk, który brzmiał, jakby ktoś umierał w męczarniach. Zatkałam uszy, a szatyn natychmiastowo na mnie spojrzał. Odszedł od kuchenki, aby sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. Od razu zrozumiał o co chodzi i odszedł na moment, aby wrócić ze słuchawkami, które założył mi na uszy. Gdy muzyka zagłuszyła ten straszliwy krzyk, spojrzałam na niego, po czym kiwnęłam głową w podziękowaniu. Ponowne zabrałam się za jedzenie. Po zjedzonym posiłku, wzięłam z półki jedną książkę, po czym usiadłam na kanapie, gdzie zaczęłam ją czytać. Czułam na sobie wzrok szatyna, dlatego zakryłam swoją twarz włosami, aby nie czuć się obserwowaną.

Podsunęłam sobie kolana pod brodę, po czym zaczęłam w ten sposób czytać książkę, która zapewne byłaby moją lekturą szkolną, gdybym nie wylądowała w zakładzie psychiatrycznym. Nie, to już przeszłość. Już tam nie wrócisz. Nikt cie nie zmusi do tego, żebyś wróciła do miejsca, gdzie chcieli cię zabić. Opuściłam wzrok, po czym zaczęłam czytać pierwszą stronę, która była pokryta malutką czcionką.

Josh

Przyglądałem się dziewczynie, która usiadła z książką na kanapie. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że jej energia, którą posiada jako banshee, może być zabójcza dla innych istot. Ilekroć spotykałem jakieś stworzenie nadnaturalne, miałem inne poczucie, niż przy niej. Ona może być inna. Po wyglądzie raczej nikt by tak o niej nie pomyślał, ale jest ona bardzo niebezpieczna i trzeba mieć nad nią pieczę, aby nie zrobiła nikomu krzywdy. Jeśli straciłaby kontrolę, mogłaby spowodować dużo złego. W szpitalu, gdy wydobyła z siebie krzyk banshee, wszystkie światła zgasły. Cała elektronika zaczęła wariować w budynku. Niektórym osobom zrobiło się słabo, bo jako zwykli ludzie nie są przygotowani na coś takiego.

Na wysokość częstotliwości, jaką ta dziewczyna potrafi z siebie wydać. Gdyby nauczyła się kontrolować swój krzyk, byłby on dosłownie zabójczy i co do tego nie ma wątpliwości. Byłaby w stanie prawdopodobnie zabić całe miasto, jeśli ktoś by ją tego nauczył. Trzeba jej pilnować tak, jakby była tajemnicą narodową albo bombą atomową, która nie może wybuchnąć. Przez pobyt w szpitalu psychiatrycznym, jej psychika jest łatwa do złamania, co oczywiście jest ułatwieniem dla łowców, którzy chcieli ją schwytać. Chcą zdobyć broń ostatecznego zniszczenia dla istot nadnaturalnych, co oczywiście im się nie uda. Wiele stworzeń tworzy ruch, który ma zamiar ich powstrzymać, przed wyłapywaniem nas.

Oni nie rozumieją, że możemy z nimi żyć w spokoju. Nie jesteśmy przeciwko nim, a wręcz na odwrót. Tak samo jak oni, chcemy jak najlepiej dla naszych najbliższych, jednak oni nie umieją tego zrozumieć. Chcą nas wyrżnąć w pień, jednak im się to nie uda. Jeśli ci nieliczni łowcy rozpoczną wojnę między ludźmi, a istotami nadnaturalnymi, to natychmiastowo znajdą się na straconej pozycji. Nas jest dużo więcej, niż mogłoby im się wydawać. Wampiry, wilkołaki, wiedźmy, banshee i feniksy, to tylko mały zalążek całej naszej społeczności. Jest nasz dużo więcej, a jeśli połączylibyśmy siły, bylibyśmy armią niepokonaną. Z mojego zamyślenia, wybił mnie dzwonek do drzwi. Odbiłem się od blatu, po czym ruszyłem w ich kierunku ze znudzonym wyrazem twarzy, który towarzyszy mi, od kiedy odszedłem z wojska, jako dezerter.

Zostałem nim nie bez powodu, ale naprawdę nienawidzę sobie o tym przypominać. Złapałem za klamkę, kiedy tylko odkręciłem zamki w drzwiach. Kątem oka zauważyłem, że Sky nawet nie odwróciła uwagi od książki. Reagowanie na różne bodźce osłabło przez leki, jakimi była faszerowana, a do tego dochodzą jeszcze te niekontrolowane ruchy, które ma, od kiedy wyciągnąłem ją z tamtego zakładu.

— Tak, to na pewno dobre drzwi... — Usłyszałem głos chłopaka, który stał za drzwiami, a wraz z nim dwójka starszych osób.

— Jak podejrzewam, to ty jesteś zleceniodawcą... — Powiedziałem, a on na mnie spojrzał.

— A ty wykonawcą i dostarczycielem... — Kiwnąłem głową na jego słowa, po czym przepuściłem ich w drzwiach.

— Gdzie... — Zacięła się kobieta, kiedy zauważyła Sky siedzącą na kanapie.

Poprawiła się i pochyliła nad książką, siadając przy tym po turecku. Nie dało się teraz zobaczyć jej twarzy, przez opadające na jej twarz włosy. Zamknąłem drzwi, po czym podszedłem do dziewczyny, która oparła się jeszcze na swojej lewej dłoni. Klepnąłem ją delikatnie w ramię, na co się wzdrygnęła i nieco bardziej przysunęła do zgięcia kanapy. U trójki osób wyraźnie zauważyłem zaniepokojenie takim zachowaniem u dziewczyny. Po dwóch latach wyszła z psychiatryka, gdzie osoba, której w jakimś stopniu ufała, chciała ją zabić. To raczej normalne, że będzie się w jakimś stopniu bała innych. Po ataku ze strony jej terapeuty, został jej dodatkowo na szyi naprawdę spory siniak. Powoli złapała za słuchawki, które niepewnym ruchem zdjęła, po czym na mnie spojrzała.

— Już czas... — Powiedziałem, a ona spojrzała w kierunku trójki ludzi i w jednym momencie zamarła, mając przy tym szeroko otwarte oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro