Set #3
-Ale to dziecko ci tak od razu zaufało? Ja jakbym zobaczył twoją mordkę to bym się zastanawiał bardziej czy uciekać, a nie czy ci zaufać.- mówi Szalupa, a ja przewracam oczami odbijając do niego piłkę.
-Ha ha ha, faktycznie śmieszne. - mówię sarkastycznie.- Wyglądam na brutala, który szuka zaufania u małych dzieci, to ma sens. Prędzej to bym mój drogi siedział z nimi patrząc jak dorastają dużo szybciej ode mnie.
-I jeszcze by cię poganiały, byłoby "Kuba, dorośnij w końcu!"- mówi dziecięcym głosikiem.- w momencie, gdy na głowie miałbyś założone czapkę z wiatraczkiem, a palcem byś kręcił swoje blond włosy wystające z pod czapki.
-To nie jest głupie.- mówię i zaczynamy się śmiać.
Schodzimy na atak, jednak mimo treningu i krzywego wzroku trenera nie przerywamy swoich przyjacielskich pogawędek.
-A ogólnie to czemu jesteś tak zachwycony tym, że ci zaufała?
-Rozmawiałem z jej opiekunką. Powiedziała, że rzadko kiedy zdarza się, by komuś zaufała choć trochę, a co dopiero w takim stopniu jak mi. To pewnego rodzaju sukces.
-I co? Będziesz tam jeździł? Czy udajesz, że czegoś takiego nie było?
-Zgłupiałeś? Obiecałem jej przecież.
-Mówisz to tak, jakbyś nie żył na tym świecie. Tu się dużo rzeczy obiecuje, ale mało się dotrzymuje. To proste.
-W takim bądź razie jestem w tej innej części świata. Będę ją odwiedzał. Obiecałem coś, i obietnicy dotrzymam.
-Czemu właściwie podszedłeś akurat do niej? Przecież tych dzieci było tam ogrom.
-Nie wiem. Ona po prostu była wyjątkowa. Tyle wystarczyło. Wydawała się zamknięta w sobie, jakoś chyba automatycznie, nie myśląc co powiem ruszyłem w jej kierunku.
-Jak ty poważnie brzmisz, huhu.
-No cóż Kacperku, pora dorosnąć.- mówię do Szalupka, biorąc głęboki oddech, by z całkowitym skupieniem przyjąć na atak piłkę od rozgrywającego.
_***_
-Jak to dziecko się ogólnie nazywa?- pyta mnie Artur, a ja odwracam wzrok z drogi na niego, zdziwiony, że interesuje się tym tematem.- Cholera, patrz na drogę, bo zaraz zabijesz pewnie kogoś. Jak nie nas, to przechodniów.
-Dwie kobiety?
-No chociażby. A teraz odpowiedz mi na py..
-Tosia.
-Ładnie, no nie powiem. A ile ma lat?
-Piszesz książkę?
-Nie, wywiad środowiskowy robię.
-Dziewięć.- mówię.- i pół dokładniej.
-Jak czujesz się, że zostajesz młodym ojcem?
-Raczej starszym bratem jak już.
-Dobra, jeden pies srał.
-Wyrażasz się nieestetycznie.
-A ty tak wyglądasz.
-Uczę się od najlepszych, tfu. Chciałem powiedzieć, że powinieneś się cieszyć, że jesteś tak podobny do mnie.- mówię, a Artur podnosi rękę, trzymając wyprostowany palec, jakby zaraz miał zacząć mi nim grozić.
-Młody człowieku, grzeczniej do starszych.
-Dobra dobra profesorze. Wysiadaj z tego auta.- mówię, i zaczynam się śmiać.
Przyjmujący zdziwiony rozgląda się wokół i uświadamia sobie, że znajdujemy się pod jego posesją.
-Dobra, trzymaj się młody!- mówi wysiadając i biorąc z tylnych siedzeń swoje rzeczy.
-Do zobaczenia!
Ruszam autem i kieruję się do centrum miasta.
Parkuję na (znalezionym cudem) miejscu parkingowym, i kieruję się do jednego z sklepów z artykułami biurowymi. Uśmiecham się na wejściu do kasjerki, a na jej policzkach pojawiają się delikatne rumieńce. Chodzę po sklepie w poszukiwaniu jednej, cholernie potrzebnej mi w tym momencie rzeczy. Mierzę wzrokiem po kolei każdą półkę, jednak czuję się jakbym szukał Olka w wielkim dziale alkoholowym. Nie mogę znaleźć. Przepadło.
-Przepraszam, że tak powiem sprawa życia i śmierci. Znajdę u pani kredę?
-Słucham?- pyta zdziwiona.
-No kredę, taką dla dzieci. Wie pani, chodnik i te sprawy.- precyzuję, a kobieta kieruję się do jednej z półek wyciągając z jej głębi różne pudełka z kredą. Przyglądam się jak daleko sięga by wyciągnąć te pudełka i stałem się pewny, że słowa o Olku w dziale alkoholowym były tu idealnie wpasowane. Nigdy bym nie znalazł tej kredy.
Kobieta pokazuje mi kilka opakowań, jednak ja zdecydowanym ruchem wybieram największe, i najbardziej kolorowe z nich. Tak, zupełnie jak dziecko.
Płacę i z uśmiechem wychodzę ze sklepu. Jadę do swojego mieszkania, by wziąć szybki prysznic i zjeść swój wyczekiwany posiłek.
Kończę jeść i wychodzę kierując się do auta. Wsiadam i jadę w miejsce, które jest już chyba oczywiste.
_***_
-Kuba!- krzyczy Tosia widząc, że wysiadam z auta. Podbiega do mnie a ja przykucam, by być "odrobinę" niżej. Wtula się we mnie z ogromną siłą, a ja uśmiecham się zdziwiony takim entuzjazmem z strony dziewczynki.
-Cześć malutka.- mówię, i odwzajemniam uścisk.- Cóż się stało, że jesteś taka radosna?
-Szczerze? Nie byłam przekonana, czy przyjedziesz. Już dużo osób mi tak mówiło..
-Ja jak coś mówię, to tego dotrzymuję! Zobacz co ci przywiozłem.- mówię, i daję Tosi opakowanie kredy, oraz gruby zeszyt z wielkim zestawem kredek.
-Jeju, dziękuję!- odpowiada, i wtula się we mnie ponownie, tym razem mam wrażenie, że jeszcze mocniej niż poprzednio.
-Halo, nie uduś mnie malutka.- zaczynam się śmiać, a Tosia przyłącza się do mnie po chwili.- Mam nadzieję, że nikt nie będzie zły jeśli porysujemy sobie trochę na chodniku.- rozglądam się wokół zauważając, że wzrok wszystkich dzieci kieruje się w naszą stronę.- Czymś i gdzieś w końcu musimy narysować coś fajnego!
Wstaję na chwilę, i idę się przywitać się z opiekunką małej blondynki.
-Jednak pan przyjechał.- mówi zaskoczonym tonem młoda brunetka.
-Co tu dzisiaj wszyscy zdziwieni tym faktem?- mówię roześmiany.
-Tosia trochę spochmurniała po pana wyjeździe. Pewnie pan rozumie.. Przyjeżdżało tu kiedyś dużo osób i każdy obiecywał, że wróci jednak zawsze wychodziło dosyć inaczej. Bała się, że i tym razem tak będzie.
-Rozumiem.. Nie będę pani przeszkadzał, lecę do Tosi, bo już na mnie czeka.- uśmiecham się i idę w kierunku siedzącej na chodniku po turecku małej dziewczynki.
-Uważaj bo wilka dostaniesz.
-Co?- pyta zdziwiona a ja zaczynam się śmiać.
-Nic malutka, nic.- siadam w takiej samej pozycji, patrząc jak Antosia otwiera pudełko z kredą.
-To jak? Co pierwsze rysujemy? Może jakiegoś fajnego pieska?- mówi, a ja kiwam twierdząco głową.
Zaczynamy zabawę kredą na chodniku nie zwracając uwagi na wzrok wszystkich wokół. Spędzamy czas na rozmowie, rysowaniu, oraz śpiewie Tosi. Gdyby ktoś miał mnie spytać o jej definicję, powiedziałbym zdecydowanie- aniołek z pięknym głosem.
_***_
_________________________
List 39
Kochana A.
Wczoraj spotkał mnie bardzo miły dzień. Gdy siedziałam na schodach przed domem, zobaczyłam nadjeżdżające auto. Zamknęłam oczy z nadzieją, że właśnie nadjeżdża Kuba. I teraz wiem! Cuda się zdarzają! Z białego auta wyszedł on. Ucieszyłam się strasznie, i podbiegłam wtulając się mocno do niego. Nie wiedziałam, że na prawdę mnie odwiedzi. Nie spodziewałam się, że jest na prawdę inny, niż wszyscy dorośli.
Kuba z auta wyciągnął 3 rzeczy. Duże kolorowe opakowanie, kredki i zeszyt. Jak się okazało, w tym dużym opakowaniu była kreda. Fajnie jest mieć kredę! Chodniki od razu zaczęły wydawać mi się jakoś strasznie puste. Postanowiliśmy to zmienić. Rozpakowaliśmy kolorowe opakowanie i zaczęliśmy rysować. Zaczęliśmy od pieska, następnie kotka, i takim sposobem narysowaliśmy bardzo dużo rzeczy, kończąc na tęczy. Może i nie zdążyliśmy pokolorować całego chodnika, ale jego duża część stała się dzięki nam wyjątkowa i niepowtarzalna.
Wieczorem jak zawsze przyszła ona- Karolinka. Tym razem nie mówiła nic. Chodziła z kąta w kąt wpatrując się ślepo w podłogę. Nie chciałam jej przeszkadzać. Siedziałam na swoim łóżku, wpatrując się w jej każdy krok. Jej żółty płaszczyk jak zawsze przykrywał jej drobne, chude ciało, a czarne jak smoła, rozczochrane włosy układały się na jej wątłej budowy ramionach. Nie chciałam iść spać. Wiedziałam, że jeśli zasnę ona, lub ktoś inny przyjdzie w śnie. Tak było zawsze. I.. to było straszne. Jednak zasnęłam.
Odpłynęłam do głębokiego snu, a w pewnym momencie moje oczy jakby automatycznie otworzyły się. Przed sobą zobaczyłam swoich rówieśników wraz z Karolinką. Stali nade mną, a ja nie mogłam zrobić nic.
-Co za ofiara losu!
-To coś się nazywa dzieckiem?!
-Nie dziwię się, że rodzice ją tu oddali! Nikt by nie chciał takiego czegoś jak ona!
-Te jej oczy to jakiś potwór stworzył! Dwukolorowe, jak u jakiegoś kundla, mieszańca!
W mojej małej główce krążyły te słowa i śmiech. A ja? Miałam zablokowane usta, powieki i ciało. Nie mogłam zrobić nic, po za słuchaniem tych nie miłych słów.
-Stop!- usłyszałam, a moje oczy jakby automatycznie zamknęły się w tamtym momencie. Przez strach? Kto wie. Pierwszy raz krzyk uratował mnie od koszmaru.
Wiedziałam, że to wszystko to zły sen. Wiedziałam, że to sprawa Karolinki. Jak zawsze. Tylko i wyłącznie przez nią, w mojej głowie działy się takie rzeczy.
Proszę powiedz mi, czy Karolinka kiedyś odejdzie? Przesyłam Ci uściski.
Starsza o jeden sen,
jednak ciągle ta sama
Tosia.
_________________________
_***_
Witajcie!
Kolejny rozdział, kolejny raz nie wiem co napisać. Tak więc.. buziaki! 😌
A tak poważnie to napiszcie jak podoba wam się rozdział, i miło widziane są te drobne ⭐⭐
Buziaki!
Tunia🤩
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro