V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tak po prostu go zostawisz? Wyjdziesz i olejesz to, że coś się stało?

- Nie 'coś', tylko Anže - Peter przewrócił oczami, zmierzając do drzwi wejściowych. - Mówiłem, że tak będzie. Pilnuj go.

- A czemu ty nie możesz? - warknął młodszy z braci. - Twoja duma aż tak bardzo ucierpi, jeśli spróbujesz z nim porozmawiać?

Zatrzymał się i odwrócił, patrząc ze smutkiem na rozwścieczonego Domena.

- Moja? Nie. Jego, owszem. Zrozum, Cene mi nie ufa. To wszystko, co kiedyś nas łączyło, ta relacja, można powiedzieć, przyjaźń... Tego już nie ma. To trudne, wiem, i może ci się wydawać niesprawiedliwe, ale tak to teraz wygląda. Ja nie mam już nic do powiedzenia.

***

Popołudnie, wyjątkowo chłodne i pochmurne jak na początek kwietnia, spędzał samotnie, we własnym pokoju. Leżał na łóżku i delektując się błogą ciszą panującą w domu, z przymkniętymi oczami rozmyślał o kilku, niezwykle istotnych dla niego kwestiach. O nowym trenerze, o swojej dyspozycji, o tych drobnych błędach, które wciąż musiał wyeliminować ze swojej techniki. O celach na kolejny sezon. O marzeniach.

Te ostatnie wywołały delikatny uśmiech na jego ustach, który zniknął dopiero, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do jego pokoju. Westchnął z niechęcią i szybko wrócił do rzeczywistości, której zdecydowanie daleko było do ideału. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegał go dźwięk powoli, wręcz dyskretnie zamykających się drzwi i uniósł brwi, zaskoczony widokiem młodszej siostry.

- Co się stało, że księżniczka postanowiła wejść do mojego obrzydliwego pokoju? - spytał ironicznie, uśmiechając się drwiąco.

Nika wyjątkowo przemilczała tę zaczepkę i podeszła bliżej, siadając na skraju łóżka Domena. Wzrok trzymała utkwiony w podłodze, a dłonie mocno zaciśnięte na kołdrze. To zachowanie sprawiło, że jej starszy brat momentalnie spoważniał i podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc na nią z wyraźnym zmartwieniem.

- Ej - lekko szturchnął ją ramieniem, przysuwając się bliżej. - No co jest?

- Cene dalej nic nie je - odparła cicho. - Martwię się o niego.

- Przecież zjadł dzisiaj śniadanie.

- Tak, a zaraz jak wyszedłeś na trening, poszedł do łazienki i wymiotował - Nika rzuciła bratu spojrzenie pełne pretensji pomieszanej z rozpaczą. - Od tamtej pory nawet nie wyszedł z pokoju.

- Wiesz, że ma teraz ciężki okres - westchnął. - Przejdzie mu. Pozbiera się, tylko potrzebuje czasu.

- Domen, ale tak jest cały czas, zrozum to - upierała się, podczas gdy jej oczy zaczęły powoli zachodzić łzami. - Ty tego nie widzisz, nie siedzisz w domu tyle, ile ja, poza tym on nie jest głupi, unika cię albo udaje. Rozumiem, że o cokolwiek poszło z Anže, zraniło go, ale to już jest chore. Nie wychodzi z domu, nie je, nie rozmawia z nikim, wygląda jakby zaraz miał się przewrócić i zemdleć i prawdopodobnie niewiele mu brakuje. Nawet mama nie potrafi mu pomóc, a z nim z dnia na dzień jest coraz gorzej... - przerwała, gdy tylko jej głos zaczął się łamać. - Mówiłam Peterowi, ale on nie chce z nim porozmawiać. Tylko ty to zrobiłeś, ale od tamtej pory zachowujesz się, jakby nic się nie wydarzyło, a ja nie wiem już co mam robić.

Ze smutkiem i zarazem poczuciem bezradności obserwował jak jego młodsza siostra zaczyna płakać i bezskutecznie stara się zetrzeć łzy, spływające po jej policzkach. 

- Boję się, że coś mu się stanie... - wyjąkała po chwili. - Wiem, powiedział ci, że potrzebuje czasu i spokoju, że da sobie radę, ale... Albo cię okłamał, albo się przeliczył.

Chłopak westchnął głęboko i objął ją, tuląc do siebie i opierając brodę na jej głowie w nadziei, że w ten sposób uspokoi ją choć trochę.

- Proszę cię, zrób coś - powiedziała, wtulona w niego. - Albo zmuś Petera, żeby się tym zajął, albo porozmawiaj z nim jeszcze raz, albo niech Anže tu przyjedzie... Cokolwiek. Ja naprawdę nie mogę patrzeć na to, co się z nim dzieje.

- Dobrze - odparł cicho. - Zajmę się tym, obiecuję. Tylko nie płacz już.

Choć ciężko było mu to przyznać, łzy starszej z jego młodszych sióstr, były dla niego wyjątkowo bolesnym widokiem. Zwłaszcza wtedy, gdy nie były wywołane jego złośliwością. Tym bardziej miał ochotę zrobić wszystko, by wyeliminować powód jej płaczu, choćby miało to być rzeczą niemożliwą.

A w tym przypadku czuł, że tak właśnie jest. Już raz rozmawiał z Cene, tydzień wcześniej, kilka godzin po tym, jak ten ostatni raz wrócił z Lublany. Liczył na to, że jego brat rzeczywiście za jakiś czas po prostu zapanuje nad emocjami, poukłada ten chaos, który obecnie panował w jego głowie, podejmie kilka racjonalnych decyzji i albo znów spróbuje jakoś dogadać się z Anže, albo zakończy tę relację, oficjalnie i raz na zawsze. A tymczasem przez te siedem dni nie zmieniło się nic, poza tym, że jego stan wyraźnie się pogorszył.

Domen nie do końca wiedział, w jaki sposób mu pomóc. Dotąd wszystkimi problemami zajmował się Peter. Gdy najstarszy z rodzeństwa zmagał się z jakimiś trudnościami, on i Cene pomagali mu wspólnymi siłami. A teraz to Cene potrzebował pomocy, Peter się wycofał, a on nie miał żadnego planu działania. Nie wiedział, jak miałby dotrzeć do starszego brata, jakim tonem z nim rozmawiać, jakich słów i argumentów użyć, by przyniosło to jakikolwiek skutek. By nie podziałało w drugą stronę i nie pogorszyło jego samopoczucia. Bo co do tego, że sytuacja Cene była znacznie poważniejsza, niż standardowe złamane serce, nie miał żadnych wątpliwości. Wiedział, że jeśli popełni błąd, tylko wyrządzi mu większą krzywdę i być może doprowadzi do stanu, w którym, jak mówił Peter, ich brat znajdował się kilka lat temu. Chociaż nie mógł też wykluczyć możliwości, że to już jest ten stan.

Poza tym, jeżeli miał z nim rozmawiać, musiał podjąć decyzję, w którą stronę pójść. Którą opcję dalszych działań doradzić Cene. Ratowanie związku, który wydawał się być nie do odratowania, czy może odpuszczenie? Nie chciał brać na siebie tej odpowiedzialności. Choć wybór był dla niego całkiem oczywisty, bał się konsekwencji swoich działań, w razie, gdyby coś miało pójść nie tak. Wtedy to on byłby winny i prawdopodobnie nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Stał w kuchni i głęboko zamyślony, mieszał łyżeczką świeżo zaparzoną herbatę. Choć znajdujący się w niej cukier, całkowicie się już rozpuścił, nie przestał, chcąc jak najbardziej odwlec w czasie moment rozmowy ze starszym bratem. Przynajmniej dopóki nie będzie miał stuprocentowej pewności, co do wersji, której miałby się trzymać.

Wibracje telefonu znajdującego się w kieszeni jego spodni, skutecznie go rozproszyły. Odłożył łyżeczkę i sięgnął po urządzenie, po czym szybko przeczytał kilka wiadomości na messengerze, które otrzymał od znajomych. Na żadną z nich nie odpisał i miał zamiar zrobić to dopiero po rozmowie, jednak zanim z powrotem schował telefon, w oczy rzuciła mu się wiadomość od Anže, którą otrzymał kilka dni temu. Chociaż czytał ją wcześniej, zrobił to po raz kolejny i znów westchnął z rezygnacją, dokładnie tak, jak za pierwszym razem.

Dbajcie o niego. Pilnujcie, żeby nie zrobił nic głupiego, i żeby nic mu się nie stało. Przepraszam, ale tak będzie dla niego lepiej.

- No, właśnie widzę - mruknął do telefonu, przewracając oczami. - Idioci...

Schował urządzenie do kieszeni spodni, wziął kubek z herbatą i talerz z kilkoma kanapkami, po czym poszedł prosto do pokoju Cene, stresując się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. Sam nie wiedział, czy bardziej bał się tego, że rozmowa nie przebiegnie pomyślnie, nie da rady i zawiedzie własnego brata, na którego mógł przecież zawsze liczyć, czy może widoku, jaki zastanie po wejściu do jego pokoju.

Przez zajęte ręce nie miał nawet jak zapukać, więc po prostu wziął jeszcze jeden głęboki oddech i wszedł do środka. W panującym wokół bałaganie, zdecydowanie przebijającym ten, który on sam miał w swoim pokoju, szybko zauważył sylwetkę starszego brata, leżącego na łóżku i zasłaniającego oczy ręką.

- Mogę? - spytał niepewnie.

W odpowiedzi otrzymał jedynie mruknięcie, które uznał za zgodę. Popchnął plecami drzwi, zamykając je i podszedł bliżej, kładąc kubek i talerz na stoliku tuż przy łóżku Cene.

- Zrobiłem ci kanapki i herbatę.

- Nie jestem głodny - odparł starszy, prawie natychmiast, tak jakby ta odpowiedź była już swoistym odruchem na jakiekolwiek wzmianki o jedzeniu.

- To chociaż się napij - upierał się Domen, siadając na skraju jego łóżka.

Cene po chwili milczenia westchnął głęboko, odsunął rękę od twarzy i podniósł się do pozycji siedzącej, choć zrobił to powoli i wyjątkowo ociężale. Wyraźnie brakowało mu sił. Dopiero wtedy Domen mógł lepiej mu się przyjrzeć, chociaż wcale nie miał na to ochoty. Mocno podkrążone, przekrwione oczy, blada skóra i puste, jakby nieobecne spojrzenie osoby, która przecież była mu tak bliska, to zdecydowanie nie był najprzyjemniejszy widok.

Starszy chwycił drżącą ręką kubek z herbatą i odczekał chwilę, chcąc się upewnić, że w ogóle będzie w stanie go utrzymać. Następnie powoli przyłożył go do ust, biorąc kilka łyków, po których momentalnie się skrzywił.

- Zostawiłeś trochę cukru w okolicy, czy wszystko wsypałeś do tego jednego kubka?

- Ciesz się, że jeszcze nie podłączyłem cię do kroplówki - mruknął Domen, bez cienia ironii w głosie. - Podejrzewam, że pierwszy lepszy lekarz od razu by to zrobił, widząc do czego się doprowadziłeś.

Cene zaśmiał się w odpowiedzi, po czym odłożył kubek z powrotem na stolik i oparł się o ścianę, patrząc pogodnie na młodszego brata.

- Chciałeś o czymś porozmawiać? - spytał, mając cichą nadzieję, że ten przyszedł do niego w jakiejkolwiek innej sprawie, niż temat jego samopoczucia.

- Tak, właśnie o tym - odparł Domen, z wyraźnym wyrzutem w głosie. - Długo jeszcze masz zamiar się głodzić?

- Nie głodzę się - stwierdził, momentalnie poważniejąc. - Jem tyle, ile dam radę.

- I nie wydaje ci się, że to za mało? Widziałeś się w lustrze? Wyglądasz jakbyś już umarł. Jestem w szoku, że masz jeszcze siły, żeby wstać z łóżka.

- Domen, mówiłem ci, że potrzebuję czasu - tłumaczył, znacznie ściszając głos. - Potem... Wszystko wróci do normy. Naprawdę, nie musisz się martwić.

- Tak mówiłeś, ale z każdym dniem jest coraz gorzej - upierał się młodszy, powtarzając słowa swojej siostry. - Chciałbym się nie martwić, naprawdę. Chciałbym uwierzyć ci na słowo. Ale widzę, co się z tobą dzieje i to nie tylko ja. Nika dzisiaj przez ciebie ryczała, przez dziesięć minut nie mogłem jej uspokoić.

W odpowiedzi Cene westchnął głęboko, spuszczając wzrok. Oczywiście, był świadomy tego, że nie jest z nim najlepiej. I jasne, chciałby to zmienić. Chciał czuć się dobrze, wrócić do życia, odzyskać siły i przede wszystkim, przestać być zmartwieniem dla rodziny. Ale nie był w stanie. Już dawno stracił nad tym kontrolę i nie potrafił jej odzyskać.

- To nie takie proste... - stwierdził cicho.

- Dlaczego? - spytał Domen, a widząc, że jego brat nie zamierza odpowiedzieć na to pytanie, postanowił być bardziej bezpośredni, choć nie było to dla niego łatwe. Czuł, że stąpa po bardzo niepewnym gruncie. - Dlaczego nie możesz do niego wrócić?

- Nie rozstaliśmy się - odparł szybko Cene, starając się ukryć drżenie głosu, wywołane samą wzmianką na ten temat. - Nie oficjalnie. Może on tak myśli, nie wiem...

- Więc dlaczego z nim nie porozmawiasz? Nie spróbujesz jeszcze raz zawalczyć, albo oficjalnie tego nie zakończysz, tylko tkwicie obaj w tym... Czymś?

- Nie umiem tego zakończyć - starszy z braci powoli pokręcił głową, wciąż nie podnosząc wzroku. - I nie wiem, czy mam jeszcze o co walczyć.

- Ciekawe, że to mówisz, bo doskonale pamiętam jak powtarzałeś mi, że zawsze trzeba walczyć. Bez względu na wszystko.

- Tak, ale w tym wypadku... - przerwał i westchnął głęboko, po czym zwiesił głowę, przeczesując dłońmi włosy. - Domen, proszę cię, nie mieszaj się w to. Nie wiesz, co się stało.

- A skąd mam wiedzieć, skoro nie chcesz mi powiedzieć? - stwierdził młodszy, pełnym pretensji tonem. Po jego słowach nastąpiła kilusekundowa, przejmująca cisza, którą znów to on musiał przerwać. - Skrzywdził cię?

- Nie fizycznie - odparł szybko Cene, chcąc zapobiec ewentualnym podejrzeniom ze strony brata. - Ale... Obiecał mi coś. Coś bardzo dla mnie ważnego. I złamał tę obietnicę.

Domen spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, dając do zrozumienia, że czeka na dalszy ciąg wypowiedzi i całą historię, by móc lepiej ocenić tę sytuację. Jednak jedyną reakcją Cene było odwrócenie głowy w drugą stronę i dalsze milczenie. Nie chciał nic więcej powiedzieć. Nie chciał się przyznać, choć sam nie wiedział dlaczego. Może podświadomie nie chciał, żeby Anže jeszcze bardziej stracił w oczach Domena. A może po prostu było mu wstyd, że przez swoje zaślepienie uczuciem do Laniška, nie widział tych jego wad, przed którymi niejednokrotnie był ostrzegany.

- Dobra, nie to nie - Domen przewrócił oczami, tłumiąc w sobie irytację i szybko wstał, w tej kwestii dając za wygraną. - Mam się nie mieszać? Nie ma problemu. To nie moja sprawa. Ale musisz coś wiedzieć... - stanął przed starszym bratem, rzucając mu pełne determinacji spojrzenie. - Znam cię całe życie i nigdy wcześniej nie widziałem cię tak szczęśliwego jak z nim. Nigdy, rozumiesz? Za każdym razem, kiedy widziałem was razem, uświadamiałem sobie, że ja gówno wiem o miłości. Że nigdy nikogo tak naprawdę nie kochałem. Cene, cokolwiek on zrobił, jestem pewny, że nie chciał cię skrzywdzić. Powód musiał być inny. Przecież każdy czasem robi coś złego i to wcale nie oznacza, że jest złym człowiekiem. Zwłaszcza, że Anže kocha cię nie mniej, niż ty jego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się o ciebie martwi i troszczy. Ile razy pisał do mnie tylko po to, żeby upewnić się, że wszystko z tobą dobrze. Tak, ma wady, jak każdy. I problemy, z których najwyraźniej tylko ty możesz go wyciągnąć. I radzę ci, weź się za to, bo w przeciwnym razie zniszczysz i siebie i jego.

Nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pokoju brata. Ten jeszcze długo siedział w całkowitym szoku, wpatrując się w drzwi. Nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa, a już na pewno nie z ust Domena. Co gorsze, wprowadziły one jeszcze większy niż dotąd, chaos w jego głowie. Jeszcze więcej sprzecznych, bezlitośnie bijących się ze sobą myśli. Jeszcze więcej wątpliwości i decyzji, które należało podjąć.

~~~

I've lost, I've lost
I've lost control again
Always do the same and I'm to blame
I've lost control again…

~~~

Dzień dobry 😶

Świat stanął w miejscu, więc pora przestać stać razem z nim. Pora dokończyć to, co skończone powinno być już dawno temu, i zabrać się za nowe rzeczy.

Czy to kolejny spontaniczny rozdział, po którym nastąpi kilku miesięczna przerwa? Nie. Mam napisane jeszcze 5 rozdziałów do przodu. 2 lub 3 wciąż do napisania, ale raczej czasu tym razem mi nie braknie 😅

Cóż mogę więcej napisać? Po raz kolejny przepraszam i jednocześnie dziękuję tym, którzy są i cierpliwie czekają.

Jesteście najlepsi ❤

Nie wiem jaki mamy dziś dzień tygodnia, ale to jest ten dzień, kiedy będę dodawać rozdziały. Raz w tygodniu, aż do końca tej historii i obiecuję, że tym razem się z tego wywiążę 😅

A zatem życzę Wam miłego dnia i cóż... idę stać w kolejce do sklepu 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro