Rozdzial II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Przez całą drogę chłopak układał sobie w głowie jak zamierza przekazać tę złą informację rodzicom Blair. Kiedy dojechali na miejsce spokojnie opuścił samochód. Zaczął odczuwać stres. Wraz ze swoimi rodzicami podszedł do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem.
Cisza.
     Nic się nie działo. Żadne światło nie rozświetliło wnętrza pokoju. Dzwonek ponownie wydał swoje brzmienie. Po chwili usłyszeli szybki tupot. Lampa zapaliła się w przedpokoju. Edwardowi serce podeszło do gardła. Drzwi powoli się otworzyły. Z mieszkania wyłoniła się kobieta w szlafroku.

— Christopher? Państwo Hunter? Co się stało? — kobieta zdziwiona przetarła oczy. — I gdzie jest Blair?
— Yyy... No bo... — wszystko zaczęło mu się mieszać. Nie był w stanie ułożyć poprawie zdań.
— Tak? — spytała chłodno matka dziewczyny.
— Blair zaginęła, nie wiemy gdzie jest i... — wylał z siebie kilka słów, które zostały przerwane.
— To jakiś żart?— parsknęła. — Dziwie się, że wciągnęliście w to rodziców.
— On nie żartuje, Sally — wtrąciła poważnie matka
— Ale jak to? Przecież... - zaczęła.
— Możemy wejść? Lepiej porozmawiać na spokojnie — powiedział ojciec.
— No dobrze - stwierdziła niechętnie matka Blair.

     Wszyscy weszli do środka. Dom Sally nie należał do ubogich. Każdą część mieszkania starannie dopracowano do tego stopnia, że nawet buty były równiutko - wręcz pod linijkę - ułożone. Rodzice Blair skupiali się na szczegółach, co czasami mogło przytłaczać. Rodzina Hunters zdjęła z siebie ciepłe kurtki i obuwie, po czym podążyli do salonu. Christopher ostrożnie usiadł na kanapie. Nie był w stanie patrzeć Sally w twarz. Obwiniał się za całą tę sytuację.

— Wytłumaczcie mi o co chodzi...—powiedziała zatroskana.

     Christopher wziął głęboki oddech po czym zaczął powoli opowiadać co się stało. Chciał mieć pewność, że matka Blair mu uwierzy, jednak nie był do tego zbytnio przekonany.

— Po śniegu ciągnęła się...
— Oszczędź mi tego, proszę — zmartwiła się. — Kto mógł porwać moją córeczkę?

     Zasłoniła twarz. Chłopak popatrzył ukradkiem na rodziców. Matka wstała i usiadła koło Sally, obejmując ją ramieniem.

— A może to tylko zaginięcie? — zapytał ojciec Edwarda.
— Wątpię. Ta krew, otwarte okno i ślady na asfalcie — podrapała się po głowie. – To nie jest zaginięcie.

     Zapadła głucha cisza. Nie wiadomo ile trwała. Każdy z obecnych był pogrążony w swoich myślach. Cykanie zegara, pohukiwanie sowy i dźwięk palącej się jarzeniówki, wręcz przeszkadzały.

— Wiem, że to też jest dla ciebie straszne — przerwała ciszę, zaczynając mówić do chłopca. — I wiedz, że nie winie cię za to. Jesteś za dobrym młodzieńcem, żeby coś takiego zrobić — wyłkała przez łzy.

     W pewnym stopniu trochę mu ulżyło. To już coś. Niestety gorzej będzie z ojcem dziewczyny...

— Musimy to zgłosić— wtrącił tata Christophera.
— Możemy zająć się tym rano? Nie jestem w stanie teraz myśleć... — stwierdziła, przecierając oczy.
– A co z pani mężem... — urwał Chris.

     Ów mężczyzna nie lubił chłopaka. Uważał, że jest chuliganem i chce tylko zrobić krzywdę Blair. Wiele razy próbował zrujnować ich związek. Raz mu się to udało.

— Porozmawiam z nim jak wstanie. W nocy jest zbyt nadpobudliwy, żeby myśleć rozsądnie. A tobie Chris radziłabym się przygotować... Sam znasz Will'a. Niezbyt za tobą przepada. Postaram się, żeby nie podał cię jako głównego podejżanego — spuściła głowę w dół. 

Widać, że bardzo się przejmowała. W sumie nie było co się dziwić. Wszyscy się martwili.

— W takim razie jutro wszystkim się zajmiemy – ojciec wstał z sofy pokazując swojej rodzinie, żeby zaczęła kierować się do wyjścia.

     Matka jeszcze raz przytuliła Sally, powiedziała jej na ucho po czym podeszła do taty. Chłopak spojrzał na kobietę. Było mu jej tak żal. Ona wychowywała Blair, a on znał ja tylko od trzech lat...


*

     Tymczasem Christopher wracał samotnie do domu. Po wyjściu od Sally postanowił się przejść. Było około trzeciej i w innych okolicznościach rodzice by mu nie pozwolili, ale w tym wypadku się zgodzili.

     Kiedy przemyślał całą tą sprawę nie mógł uwierzyć, dlaczego nie zrobił najprostszej rzeczy. Czemu nie zaczął jej szukać?

— Do cholery co się ze mną dzieje!? — zezłościł się kopiąc kamień, który leżał przed nim.

     Nie było to zbyt mądre, ponieważ po chwili wywrócił się przez lód znajdujący się na chodniku. Westchnął. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Do rana jeszcze trochę zostało, a nie jeżdżą teraz żadne autobusy. Jeżeli chciał się dostać do domu, to musiał iść na nogach. Podniósł się ostrożnie i ruszył w stronę swojego domostwa.

     Było mroźno, jednak oblodzone chodniki, śnieg prószący z chmur, domy i drzewa przykryte białym puchem rozgrzewały od środka.

  — Pięknie — wyszeptał.

     Poruszał się wolnym tempem. Para wydobywająca się z jego nosa i ust, po chwili znikała łącząc się z powietrzem. Na chwilę udało mu się zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Nie trwało to jednak zbyt długo. Z każdą myślą o Blair jego żołądek zaciskał się jeszcze bardziej. Najbardziej męczyła go myśl o tym, że nie powiedział jej prawdy. Od początku ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Nie był tym, za kogo się podawał.

     Chłopak w oddali zobaczył swój dom. Stał tam, jakby nic się nie wydarzyło. Christopher - o ile takie było jego prawdziwe imię - czasami marzył aby stać się rzeczą, czymś bezrozumnym. Nie musiałby się niczym przejmować. Nawet nie miałby świadomości.

     Chłopak otworzył furtkę, z której spadł śnieg. Zamknął ją za sobą. Cichutko zaskrzypiała. Przez panującą wokół ciszę, dźwięk wydawał się bardzo głośny. 

    Chris szybko przemknął przez drzwi frontowe, zdjął z siebie przemoczone ubranie i wskoczył pod kołdrę. Musiał sobie to wszystko poukładać, a jedyna myśl, która huczała mu w głowie, to aby w końcu położyć się spać. Jego oddech był ociężały, a serce biło powoli. Po niespełna dziesięciu minutach usnął.

Następnego ranka obudził się dość wcześnie. Zegar wskazywał kilka minut po szóstej. Siódmy dzień tygodnia. Jutro powinien udać się do szkoły. Tylko jak miał się zachowywać normalnie? Wydarzeń ostatniej nocy nie dało się zamaskować zwykłym uśmiechem.

Wstał smętnie z łóżka. Przetarł zaspane oczy, udając się do łazienki. Lawendowe ściany powinny wprawiać w pozytywny nastrój, jednak nie dzisiaj. Chłopak przemył twarz zimną wodą. Oparł się na umywalkę i popatrzył na siebie. Twarz była blada niczym ściana, a skóra pod oczami - lekko purpurowa. Wczoraj golony zarost zaczął już odrastać. Wyglądał fatalnie. Cicho westchnął zabierając się za mycie zębów. Już z tego pomieszczenia dało się wyczuć zapach smażonych jajek z bekonem. Christopher uwielbiał to połączenie. Wypłukał jamę ustną, po czym zszedł na dół idąc za wonią jajecznicy.

Schody cichutko skrzypiały pod jego ciężarem. Były zrobione z dębowego drewna, które błyszczało przez ostatnie sprzątanie mamy. W kuchni rodzicielka stała przy blacie, przekładając jajecznicę na osobne talerzyki. Jej mina nie zdradzała żadnych uczuć. Odwróciła się do swojego syna, położyła przed nim talerz i usiadła na przeciwko.

— O której wróciłeś? — zapytała, wyraźnie kłócąc się ze sobą w myślach.

— Po piątej — odpowiedział nadzwyczaj spokojnie, nalewając sobie herbaty do kubka.

Nie chciał więcej rozmawiać. Teraz potrzebny był mu spokój i jajecznica. Pomimo, że trochę wrócił mu apetyt, to nadal czuł wyraźny ciężar na żołądku.

— Tata Blair do nas dzwonił... — urwała.

Kęs, który właśnie wziął do ust, stanął mu w gardle. Odchrząkając, wziął duży łyk herbaty.

— Pewnie się domyślasz, że nie był zbyt spokojny — przerwała, szukając dobrego określenia. — Huh... mówiąc w skrócie uważał, że wiedział że tak będzie, a co gorsza o wszystko posądza ciebie.

— Naprawdę uważa, że mógłbym przetrzymywać gdzieś swoją dziewczynę? A co najgorsze zabić? — zirytował się spinając mięśnie.

— Najwyraźniej tak — wtrąciła matka. — A nawet jeżeli jego oskarżenia są bezpodstawne...

— A są - podkreślił Chris.

— To sam wiesz. Z ich pieniędzmi są w stanie zatrudnić naprawdę dobrych prawników — wywrócił oczami. — Sally zadzwoniła do mnie jakieś pół godziny od rozmowy z nim. Podobno chciał tą sprawę zgłosić na policję.

— Niech zgłosi! — chłopak podwyższył głos, przerywając matce. — Przecież musi gdzieś być.

— Chris on chce zgłosić ciebie jako głównego podejrzanego— oznajmiła dramatycznie. — Jeżeli to zrobi, to dopilnuje tego, abyś się tak szybko z tego nie wywinął.


















Cześć! Oto następny rozdział, mam nadzieje że wam się spodobał! Zapraszam do komentowania ;))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro