Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

CALLIE

Obudziłam się wcześnie rano, bo usłyszałam, że ktoś przyjechał. Okazało się, że był to Caleb. Narobił hałasu, przywitał się ze mną dosłownie w locie i przez cały czas wisiał na telefonie. Dopiero gdy dotarła Seila, znalazł w końcu dla nas trochę czasu. Czekaliśmy jeszcze tylko na Granta, który też już był w drodze i za godzinę miał wylądować. Żadne z nas nie podejmowało tematu spadku, choć Caleb był wyraźnie zniecierpliwiony.

– Kiedy będzie ten notariusz? – zapytał.

– Umówiłam nas z nim w południe – odpowiedziała Seila.

– W południe?! – warknął, spoglądając na zegarek. Była dopiero ósma. – Nie mogłaś wcześniej?

– Wyobraź sobie, że nie mogłam. – Seila przewróciła oczami.

– Mówiłem, że nie będę miał za dużo czasu. Cały dzień tu stracę.

– Uważaj, bo będziesz musiał zostać przez dwa dni – skwitowała, na co Caleb gniewnie zmarszczył brwi.

– Idę zapalić – rzucił, po czym wstał z sofy i wyszedł na zewnątrz.

– Mam nadzieję, że tobie aż tak się nie spieszy? – Seila spojrzała na mnie.

– Jestem tu od wczoraj, więc chyba mam czas.

– A co z Lennoxem? – zapytała niespodziewanie.

– Jest w Charleston – odpowiedziałam krótko, licząc, że siostra nie będzie drążyć tematu.

– Nie chciał z tobą przyjechać?

– Ma co robić. – Westchnęłam i na chwilę odwróciłam wzrok. – A Leonard? Czemu nie przyjechał?

– Woli pracować niż spędzać czas ze mną – skrzywiła się.

– Macie problemy?

– No raczej nam się nie układa – odpowiedziała, patrząc na mnie z wyraźnym smutkiem. – Za dwa miesiące nasza szósta rocznica ślubu i to będzie cud, gdy do tego czasu nie złożymy papierów rozwodowych.

– Brzmi poważnie.

– Wiesz, myślałam, że po ślubie jest lepiej – zaczęła. – Że to będzie takie dopełnienie, że będziemy kipieć miłością, ale szybko zaczęło się coś wypalać. Chyba za szybko się na to zdecydowaliśmy. – Pokręciła głową. – Znaliśmy się ledwo cztery miesiące.

– Czasami czas wcale nie jest taki kluczowy – powiedziałam.

– Pewnie tak – westchnęła. – Przed ślubem planowaliśmy dzieci, a teraz... – urwała. – Teraz prawie w ogóle ze sobą nie sypiamy, do tego ja biorę zastrzyki antykoncepcyjne, a Leo dodatkowo prezerwatywy. Wyobrażasz sobie? – Zaśmiała się. – To byłby cud, gdybym zaszła w ciążę.

– To co się popsuło? – Spojrzałam na nią.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała zamyślona. – Chyba po prostu stwierdziliśmy, że jak jesteśmy mężem i żoną, to wystarczy. Siostra – wzięła głęboki wdech – nie spieszcie się z Lennoxem.

Ups...

– Właściwie to rozstaliśmy się kilka dni temu – wyznałam, a Seila uniosła brwi.

– Och... Ale co się stało? – Usiadła naprzeciw mnie.

Postanowiłam to z siebie wyrzucić i powiedzieć jej prawdę. Mimo iż nie zwierzałyśmy się sobie, teraz było jakoś inaczej. Ona się otworzyła, więc pomyślałam, że i ja tak zrobię. W końcu byłyśmy siostrami.

– Nie byłam jedyną dziewczyną w życiu Lennoxa.

– Zdradzał cię?

– Niestety miał problem z utrzymaniem fiuta w spodniach – rzuciłam – i kiedy poszłam do jego mieszkania, by zrobić mu niespodziankę, on też zrobił mi niespodziankę.

– Był z inną?

– Tak, przyszedł z nią, gdy ja już byłam w mieszkaniu.

– Callie...

– Nie, spoko – przerwałam jej. Nie powiedziałam tego, by się nade mną litowała. – Zaczyna być już okej, przyzwyczajam się do nowej rzeczywistości. Przecież świat nie kręci się wokół Lennoxa.

– Mam wrażenie, że wszystko się sypie – zamyśliła się.

– A wiesz już, co zrobisz ze swoją częścią spadku? – zapytałam, zmieniając temat.

– Nie mam pojęcia, ale chłopaki pewnie będą chcieli sprzedać ranczo. A ty co chcesz zrobić?

– Szczerze? Nie wiem.

– Wszystko się wkrótce okaże. – Uśmiechnęła się lekko. – Chodź, zajrzymy do pensjonatu. Może pani Anderson potrzebuje naszej pomocy?

W sumie gdybyśmy sprzedali posiadłość Burnhamowi, moglibyśmy być pewni, że odpowiednio poprowadzi winnicę, ale co wtedy z pensjonatem? Z końmi? Co z ludźmi, którzy tu pracowali? Może dalibyśmy radę to pociągnąć? Rodzice sobie poradzili, nie zawiedli swoich pracowników, a teraz oni byli naszymi pracownikami. Byliśmy za nich odpowiedzialni, za ich pracę. Mogłam mieć tylko nadzieję na to, że nasi rodzice dobrze wiedzieli, jak trudno nam będzie się dogadać i rozwiązanie będzie w ich testamencie. Notariusz mówił, że sporządzili go dwa lata temu i byli pewni, że pogodzimy nasze sprawy z ich warunkami, my jednak nie mieliśmy pojęcia, co mieli na myśli.

Grant przyjechał o dziesiątej, a punktualnie w południe dotarł do nas notariusz. Wszyscy byliśmy nieco zdenerwowani i spięci. Mężczyzna otworzył testament i zaczął go odczytywać'. Czułam, jakby mama i tata byli obok, jakby to oni do nas mówili. Zauważyłam, że Grant wyraźnie się zainteresował, gdy mężczyzna przeszedł do odczytywania fragmentu dotyczącego podziału spadku. Jako że byliśmy jedynymi spadkobiercami, cały spadek, czyli dom, pensjonat, stajnia z końmi, winnica, winiarnia, sad, całe ranczo odziedziczyliśmy my. Jednak to, co później przeczytał notariusz, wywołało w nas duże poruszenie. Rodzice zobowiązali nas do zajęcia się posiadłością: prowadzeniem pensjonatu oraz winnicy przez rok. To było istne szaleństwo!

– Czy ja dobrze rozumiem, że mam rzucić wszystko i spędzić tu rok, zajmując się czymś, o czym nie mam pojęcia?! – Caleb podniósł głos. – I dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Przecież pan o wszystkim wiedział!

– Może gdyby tak ci się nie spieszyło po pogrzebie rodziców, otworzylibyśmy testament wcześniej – skwitowała Seila. – Miej pretensje do siebie.

– Ale mieliśmy sprzedać ranczo – podkreślił Caleb.

– A z kim to ustaliłeś? – Seila zgromiła go wzrokiem.

– Oj, z Grantem trochę gadaliśmy o spadku – przyznał. – Burnham oferuje całkiem fajną cenę.

– Oszaleliście?! – warknęła siostra. – Dlaczego w ogóle rozmawiacie z nim za naszymi plecami?

– Posłuchajcie – wtrącił notariusz – bo to jeszcze nie wszystko. Wasi rodzice postawili tu pewien warunek.

– Aż boję się pytać – wyrwało mi się.

– Jaki warunek? – zapytał Grant.

– Wolą waszych rodziców było, by każde z was osobno spędziło po trzy miesiące w posiadłości, oczywiście prowadząc pensjonat, zajmując się winnicą, sadem i stajnią – wyjaśnił.

– Co takiego? – Caleb aż zbladł.

– Każde z was przez trzy miesiące będzie tu pracować – kontynuował. – Pensjonat ma normalnie przyjmować gości, macie zapoznać się z pracą w winnicy, w czym pomoże wam Davin Reece. Musicie dopilnować również koni i kaczek, tu wam pomogą Ryan Ewing oraz Finn Cassidy. Waszym obowiązkiem będzie też zapewnienie pracy wszystkim tym, którzy zostaną na swoich stanowiskach. Odnośnie Celine Anderson – to samotna kobieta po siedemdziesiątce, nie ma rodziny, i wasi rodzice chcieliby, by do ostatnich dni mogła mieszkać w posiadłości – dodał i podniósł na nas wzrok.

– Przeczyta pan jeszcze raz, co dokładnie napisali mama z tatą? – poprosiła Seila, bo chyba tak jak i my nie do końca w to wierzyła.

– Oczywiście – mężczyzna wziął kartkę do ręki i zaczął czytać: „Zdajemy sobie sprawę z tego, jaki spadnie na Was obowiązek, ale wierzymy, że dacie sobie radę. Ty, Grancie, jesteś bardzo pracowity. Calebie, nie boisz się nowych wyzwań. Seilo, ty zaś jesteś kreatywna. A ty, Callie, masz dobre serce i nie zostawisz nikogo w potrzebie. Praca, którą Wam zostawiamy, nie będzie łatwa i będzie wymagała od Was zaangażowania, a także nieco zmiany trybu życia. Pamiętajcie, że nie będziecie w tym sami. Każdy Wam tu pomoże. Pytajcie ich, proście o radę, nie obawiajcie się – macie prawo nie wiedzieć. We wszelkich sprawach związanych z księgowością pomoże Wam wujek Joseph. Mamy nadzieję, że każde z Was po spędzeniu tu trzech miesięcy na nowo poczuje, że tu jest Wasz dom". – Po tych słowach notariusz podniósł na nas wzrok.

– Przecież to jest jakiś absurd. – Caleb potrząsał głową. – My nie mamy pojęcia o prowadzeniu pensjonatu czy uprawie winogron i szybko zbankrutujemy – prychnął.

– Kolejność ustalcie sami. – Notariusz zignorował Caleba. – Chyba że nie będziecie mogli się dogadać, wtedy sąd ją ustali.

– Chwila, chwila, ale jaki sąd? Po co? – oburzył się Grant.

– Jeśli sami nie będziecie w stanie wyznaczyć, kto kiedy ma tu przyjechać na trzy miesiące, zrobi to za was sąd – doprecyzował mężczyzna.

– To bez sensu. – Potrząsnęłam głową. – Chyba potrafimy się dogadać?

– Callie, czy ty rozumiesz, że masz się tu przeprowadzić na trzy miesiące? – Grant popatrzył na mnie, jakbym nie miała pojęcia, o czym mówię.

– Zdaje się, że nie mam innego wyjścia – skwitowałam.

– Właściwie to jest rozwiązanie, ale raczej nie będziecie tego chcieli – powiedział tajemniczo notariusz.

– Jakie? – podchwycił Grant.

– Jeżeli wspólnie stwierdzicie, że nie jesteście w stanie zająć się posiadłością, czyli wykonać warunków testamentu, cały majątek przepadnie – dodał, a my spojrzeliśmy na siebie z zaskoczeniem. – Wasz wuj Joseph zostanie upoważniony do sprzedaży rancza. Pieniądze zostaną przeznaczone na pokrycie odpraw dla pracowników, a reszta zasili instytucje charytatywne.

– Świetnie! – prychnął Grant. – Naprawdę najlepsze wyjście.

– Jeżeli wykonacie zadanie, po roku będziecie mogli zdecydować, co zrobić z posiadłością.

– I wtedy będziemy mogli ją sprzedać? – Caleb znowu się ożywił.

– Jeśli taka będzie wasza wspólna decyzja, to tak.

– Rozumiemy, że taka była wola naszych rodziców – odezwał się Grant – ale jak pan to sobie wyobraża? Przecież nikt z nas tu nie mieszka, każdy ma swoje życie, swoje sprawy. Ja mam firmę, której nie mogę porzucić na trzy miesiące.

– To wywróci nasze życie do góry nogami – dodał Caleb.

– Panowie, ale co ja mogę? – Notariusz spojrzał na nich bezradnie. – Ja tylko odczytałem ostatnią wolę waszych rodziców. Nie miałem wpływu na ich decyzję, jednak uważam, że mieli powód, by właśnie tego od was zażądać. To spory majątek, który gromadzili przez całe swoje życie, a wy tak naprawdę macie mu poświęcić po trzy miesiące.

– Rodzice chyba nie wiedzieli, co robią – powiedział szeptem Grant.

– To podstęp! – burknął Caleb.

– Aha! – Notariusz wyglądał, jakby przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. – Choć nie ma tego w testamencie, rodzice wspomnieli mi, żebyście nic nie kombinowali. Nie ma zmian, wymian, przekupywania, każde z was ma wykonać swoje zadanie – dodał.

Ale numer!

– Znacie treść testamentu, więc czas na mnie – powiedział mężczyzna, zbierając dokumenty do aktówki.

– I co? I to tyle? – Caleb był zdezorientowany. – Co my teraz mamy zrobić?

– Zająć się ranczem. Jeśli zależy wam na tym, by jak najszybciej je sprzedać, nie powinniście tracić czasu – zasugerował. – Czekam na wiadomość od was. Do widzenia! – dodał, po czym wyszedł.

– Jakieś pomysły? – rzucił Grant, spoglądając na nas.

– Tak – bąknął Caleb, wstając z fotela. – Muszę zapalić. Ktoś wie, gdzie jest klucz do winiarni? – zapytał, przeczesując dłonią włosy.

– Zamierzasz się upić? – Seila zgromiła go wzrokiem.

– A co? – Wzruszył ramionami. – W końcu jedna czwarta tego wina jest moja. – Zaśmiał się.

– To ja idę z tobą – podchwycił Grant i wyszedł z bratem.

Czułam, że dojście do porozumienia nie będzie wcale takie łatwe.

🍇❤️🍇❤️

I mamy rodzeństwo w komplecie 😁

Następny rozdział 21.06

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro