Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

LARS

Stałem tam jeszcze przez chwilę, patrząc, jak taksówka odjeżdża, po czym wróciłem do klubu. Rozglądałem się za tym dupkiem, ale nigdzie go nie widziałem. Tak, wiedziałem, kim był. To Lennox Wilson, były chłopak Callie. Byli ze sobą dwa lata i rozstali się kilka tygodni temu. O Callie Tumbler też sporo wiedziałem. Że miała dwadzieścia cztery lata, niedawno skończyła pracę w butiku, który zresztą chciałem kupić, ale trochę się spóźniłem. Właściwie chyba lepiej, by wróciła w rodzinne strony. Wiedziałem też, że uwielbia malarstwo, rysunek, choć nie skończyła studiów. O jej interesującym rodzeństwie też wiedziałem. Nie, nasze spotkanie nie było do końca przypadkowe, bo akurat załatwiałem interesy z klientem w Charleston i to on zaproponował spotkanie wieczorem w jego klubie. Nie miałem pewności, że i ona tu będzie, a gdyby nie przyszła, spotkalibyśmy się jutro, oczywiście, hm, przypadkiem.

– Szefie, dziewczyna bezpiecznie dotarła do domu – zakomunikował Lucian, jeden z moich ochroniarzy.

– Dzięki – rzuciłem, po czym wychyliłem szklankę z whiskey.

– Dziewczyna? – zapytał Moore, właściciel klubu i mój nowy klient.

– A taka jedna. – Nie chciałem mu zbyt wiele mówić. – Przegoniłem dupka, który nie dawał jej spokoju.

– Tutaj?

– Tak, na zewnątrz.

– Kurwa! – Zacisnął usta. – Jeszcze tego mi brakowało, awantury pod klubem.

– Spokojnie, to jej były facet.

– Wiesz, jak jest w klubach. Chciałem stworzyć bezpieczne miejsce – opowiadał z przejęciem – bardziej ekskluzywne, dla elity, a nie dla gówniarzy, którzy chcieliby wpaść na tanie piwo. Tu tego nie znajdą. To porządny klub.

– Wiem – przytaknąłem, rozglądając się dookoła.

– Słuchaj, może pokazałbym ci jutro kilka ciekawych inwestycji? – zaproponował.

– Jutro lecę do Seattle – wypaliłem.

– Interesy?

– Powiedzmy, że jest tam gość, który zapomniał oddać mi kasy – odparłem.

– Odważny czy głupi?

– Głupi, bo ja nie daję drugiej szansy – odpowiedziałem i upiłem kolejny łyk, a Moore spojrzał na mnie niepewnie.

Być może jeszcze wtedy tego nie wiedział, ale on też drugiej szansy nie dostanie. Miał dokładnie czterdzieści pięć dni na zwrot pieniędzy, bo w przeciwnym razie z nim skończę i już nie będzie musiał przejmować się klubem. Ten, kto pożyczał ode mnie pieniądze, wiedział, że terminy są święte. Jednemu dupkowi za bardzo zaufałem i nieźle mnie wykiwał, ale miałem względem niego inne plany. Najpierw jednak Seattle...

Rano już siedziałem w samolocie do Seattle, ale niestety myślami byłem przy Callie. Pomyliłem się co do niej. Błędnie ją oceniłem, sądząc, że szybko wpadnie w moją pułapkę, ale i tak wpadnie, w końcu miała być tylko narzędziem w moich rękach. Musiałem przyznać, że wyglądała dziś kurewsko seksownie, a zdjęcia, które miałem, w ogóle tego nie oddawały. Zwykle ubrana na luzie, sportowo, wygodnie, a w klubie uwodziła tych kutasów, prezentując się niczym femme fatale, aż sam nabrałem ochoty, by ją przelecieć. Zaimponowała mi swoim charakterkiem. Będzie dla mnie pewnego rodzaju wyzwaniem, ale i ją okiełznam, by osiągnąć swój cel.

Callie Tumbler jesteś następna.

Samolot wylądował po czwartej. Spotkanie z Youngiem było umówione dopiero na siódmą, więc miałem jeszcze trochę czasu. Seattle było taką moją odskocznią, to tu zostawałem zazwyczaj na dłużej. Często podróżowałem, zwłaszcza do miast, gdzie były filie mojej firmy, czyli do Phoenix, Dallas, Saint Louis, Atlanty i Waszyngtonu. Właściwie nie miałem stałego miejsca, ale go nie potrzebowałem. Zbudowałem imperium, które przynosiło mi takie dochody, że wcale nie musiałbym ściągać długów, ale skoro pożyczali, byli świadomi, że trzeba oddać. Dorobiłem się głównie na elektronice, a od kilku lat zajmowałem się również nieruchomościami. Jeśli mam być szczery, muszę przyznać, że nie wszystkie moje interesy były legalne. Cóż, takie życie, a ja nie miałem zamiaru o tym myśleć czy też kogoś żałować.

Dotarłem do apartamentu, nalałem sobie szklaneczkę whiskey i otworzyłem laptop. Musiałem sprawdzić kilka spraw, nim spotkam się z klientem. Chodziły plotki, że ten cały Young był oszustem i dorabiał się na lewych inwestycjach. Patrząc na to z drugiej strony, gdyby wierzyć plotkom, to ja byłem mordercą, który dodatkowo handlował ludzkimi organami, dlatego sam chciałem go sprawdzić.

Po prysznicu zjadłem kolację i wyszykowałem się na spotkanie, które było w centrum, w restauracji Royal. Wszedłem do środka, a kelner od razu wskazał mi stolik, gdzie czekała na mnie... jakaś kobieta. A gdzie Young?

– To na pewno mój stolik? Kim jest ta kobieta? – warknąłem.

– Pani Elson potwierdziła, że jest tu z panem umówiona – powiedział chłopak.

– Dobrze... Miej na nią oko – zwróciłem się do Luciana.

– Jasne, szefie.

Podchodząc do stolika, sądziłem, że jednak Young jeszcze się pojawi, jednak kobieta szybko rozwiała moje wątpliwości.

– Wybacz mojemu partnerowi. Na następne spotkanie na pewno przyjdzie osobiście, choć nie miałabym nic przeciwko, gdybym to ja znów się z tobą spotkała – rzuciła kokieteryjnie.

Zaczynałem rozumieć, dlaczego Young przysłał tu Sophię Elson. Piękna, kusząca, seksowna, pewna siebie i swojej atrakcyjności. Albo miała mnie przekonać do propozycji tego dupka, albo mnie oszukać.

– Więc co masz mi do zaproponowania? – zapytałem, a ona wbiła we mnie pełne pożądania spojrzenie.

Bezwstydnie rozbierała mnie wzrokiem, niemalże błagając, abym ją przeleciał. Mogła gorzko tego pożałować, ale skoro właśnie tego chciała...

– Czterdzieści procent w udziałach i dwadzieścia procent mniej wkładu własnego – odpowiedziała.

Oparłem się wygodnie, położyłem dłoń na stole i zacząłem stukać palcami o blat. Sophia z każdą sekundą mojego milczenia traciła tę pewność siebie. Young był po prostu tchórzem. Przysłał ją, by mi wcisnęła gówno. Dość tej farsy!

Podniosłem się z krzesła, zapiąłem marynarkę i wbiłem wzrok w kobietę, która kompletnie nie rozumiała mojego zachowania.

– Możesz powiedzieć swojemu partnerowi, żeby się pierdolił – wysyczałem.

– Zaczekaj! Zależy nam na tej inwestycji. To nasze być albo nie być i tylko ty możesz nam pomóc – wyznała i musiałem przyznać, że brzmiała wiarygodnie.

Odszukałem wzrokiem Luciana i dałem mu znać, że wychodzimy. Young musiał być w chujowej sytuacji, że upadł tak nisko, a ja zamierzałem z tego skorzystać. Na drugi raz się zastanowi, czy przysłać kolejną kobietę, czy zachować się jak facet i stawić się na spotkanie.

– Idziemy – powiedziałem, po czym złapałem ją za ramię, wyprowadzając z restauracji.

– A... ale dokąd? – zapytała, oglądając się za siebie.

– Dokończymy rozmowę w moim apartamencie – rzuciłem, na co wyraźnie się spięła.

Czyżby już całkiem odebrało jej odwagę?

Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę dzielnicy Redmond. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem i choć mnie ta cisza nie męczyła, dostrzegłem, że Sophia czuje się niezręcznie. A jeszcze nie wiedziała, co ją dziś czeka.

Gdy wysiedliśmy z samochodu, trzymając dłoń na jej talii, poprowadziłem ją do środka. Wsiedliśmy do windy, a gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, Sophia odwróciła się do mnie.

– Co tak naprawdę zamierzasz? – zapytała.

Gdybyś tylko wiedziała...

– Dokończyć interesy.

– A mo... – przerwałem jej gestem dłoni.

Kobieta była zdezorientowana, ale nie zamierzałem jej się z niczego tłumaczyć.

Po chwili dojechaliśmy na ostatnie piętro i podążyliśmy do mojego apartamentu. Weszliśmy do środka, a ona niepewnie rozejrzała się dookoła.

– Coś nie tak? – zapytałem i podszedłem do barku, by nalać nam alkoholu.

– Nie wiem, co tu robię – pokręciła głową – nie znam cię, a...

– A mimo to zgodziłaś się na spotkanie ze mną, zamiast wysłać Younga – dokończyłem za nią.

– Współpracujemy. – Wzruszyła lekko ramionami.

– Rozgość się – powiedziałem i wręczyłem jej kieliszek z trunkiem. – Zaraz wracam.

– Dokąd idziesz? – zapytała, ściągając brwi.

– Zaraz wracam! – warknąłem, po czym wyszedłem z apartamentu.

W pokoju obok spotkałem się z Lucianem. Young mnie zaskoczył, ale i ja będę miał dla niego niespodziankę.

– Co masz? – zapytałem i od razu usiadłem przy biurku, spoglądając w monitor laptopa.

Sophia nie miała pojęcia, że właśnie ją obserwowałem. Tak, miałem zamontowane kamery w apartamencie. Jakiś czas temu w nocy było włamanie do budynku. Akurat mnie nie było, a ktoś właśnie na to liczył. Byłem w drodze do Phoenix i gdy tylko dowiedziałem się o zajściu, wróciłem tak szybko, jak się dało. Mój apartament został przeszukany – ktoś ewidentnie czegoś szukał. Domyślałem się, że chodziło o plany nowej inwestycji, jednak miałem je ze sobą. Dlatego od tamtego czasu budynek był pilniej strzeżony i pojawiło się więcej kamer. Sam zleciłem zamontowanie ich na moim piętrze i w apartamencie. Tylko ja miałem dostęp do tych nagrań.

Patrzyłem w ekran monitora i sam nie wierzyłem, że Sophia była tak głupia albo tak bardzo lubiła ryzykować. Kobieta podłożyła mi pluskwę w salonie.

– Young to bankrut – odpowiedział Lucian. – Stracił wszystko. Konta praktycznie puste, w gotówce też pewnie ma niewiele. Posiadłość w Miami wystawiona na sprzedaż. Chyba mu tylko nerka została do sprzedania.

– Wiedziałem! – zacisnąłem usta.

– Mam coś lepszego.

– Mów.

– Sophia Elson jest tak naprawdę przyrodnią siostrą Younga.

Zacząłem się śmiać. On był głupszy niż przypuszczałem.

– Upewnij się, że wszystko będzie się nagrywać – powiedziałem, wstając z miejsca. – Nie możemy odpuścić takiego przedstawienia.

Wróciłem do kobiety. Odwróciła się w moją stronę i wpatrywała się we mnie, jakby chciała odczytać moje myśli. Dopiłem whiskey i nalałem sobie kolejną szklankę. Już byłem wkurwiony, a lepiej było mnie nie drażnić. Zdjąłem marynarkę i poluzowałem krawat. Sophia zrobiła krok w tył, opierając dłoń na blacie stołu, pod którym przyczepiła podsłuch. Chciała go usunąć? Poważnie?

– Rozbierz się – powiedziałem spokojnie, ale stanowczo.

– Co? – Spojrzała na mnie, krzywiąc się nieco.

– Zdejmij wszystkie ubrania – nakazałem.

– Zrozumiałam, ale... dlaczego?

– Bo mam ochotę na ciebie popatrzeć – rzuciłem.

– Popatrzeć? – Przełknęła ślinę. – Myślałam, że chodzi ci o interesy.

– Jesteś ich częścią.

Wychyliłem resztę trunku, odstawiłem szklankę i znacznie zmniejszyłem dystans między nami. W półmroku jej oczy błyszczały jak diamenty i niemalże czułem jej strach. Miała rację, że się bała, bo nie zamierzałem być wobec niej delikatny.

– Jeżeli się rozbiorę, zgodzisz się na nasze warunki?

– Nie.

– Szczery jesteś – burknęła pod nosem.

– Powinnaś to docenić.

Uniosła dumnie głowę i na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Ciekawe, czy dalej będzie patrzyła na mnie z taką dumą, gdy będzie ssała mi kutasa?

– Rozbierz się – powtórzyłem, bo zaczęła marnować mój czas.

– Musisz mi pomóc – powiedziała i odwróciła się tyłem do mnie, bym odpiął zamek sukienki.

Chwilę później znów stała do mnie przodem. Zsunęła sukienkę z ramion, a ta opadła na ziemię. Nie miała na sobie stanika, a jej majtki były cienkie i koronkowe. Widziałem, że jej klatka piersiowa zaczęła szybciej się poruszać, a ciało pokryła gęsia skórka.

– Do końca – dodałem.

Zacisnęła usta, spuściła wzrok i zdjęła majtki. Podniosła głowę i oparła dłonie na biodrach. Poprawiłem fiuta w spodniach, bo widok jej dużych cycków i gładkiej cipki zdecydowanie mnie pobudził. Była przygotowana na to spotkanie. Jej celem było mnie uwieść tak, bym zgodził się na te beznadziejne warunki.

– To wszystko? – W jej głosie wyczułem zniecierpliwienie.

– To zależy, czy chcesz wyjść stąd z niczym, czy jednak coś zyskać – odparłem, celowo nie precyzując, co to za zyski.

– Coś zyskać, czyli co?

– To, czego chcesz. – Choć wkurwiała mnie już ta gra, musiałem uważnie dobierać słowa. Podsłuch, kamera... Będę miał pewnego rodzaju zabezpieczenie. – Przecież przyszłaś na spotkanie w konkretnym celu.

Udawanie niezainteresowanej w ogóle jej nie wychodziło. Była chętna, kurewsko chętna, a tego nie była w stanie ukryć. Ciekawe, czy pochwali się braciszkowi, że ją wypierdoliłem?

– Zgadzam się – odpowiedziała po chwili.

– Więc się nim zajmij – dodałem, po czym rozpiąłem rozporek.

Gdy uwolniłem fiuta ze spodni, przygryzła wargę, a jej oczy zalśniły jeszcze bardziej. Kucnęła przede mną, chwyciła go dłonią i powoli wsunęła go sobie do buzi. Odchyliłem na moment głowę do tyłu, gdy poczułem ciepło jej warg. Zaczęła mi mocno obciągać, cały czas patrząc w oczy. Była w tym cholernie dobra, prawie tak dobra jak te dziwki, którym płaciłem za seks. Ona niewiele się od nich różniła, w pewnym sensie też oczekiwała za to kasy.

Po chwili przerwałem, kazałem jej poczekać, a sam podszedłem do komody, by wyjąć gumki. Założyłem kondoma, odwróciłem ją tyłem do siebie i popchnąłem na stół. Rozszerzyłem jej nogi i wbiłem się w jej cipkę, aż głośno krzyknęła. Próbowała się podnieść, ale docisnąłem ją do blatu. Wysunąłem się z niej nieco i nachyliłem do jej ucha.

– Podobno chciałaś bym cię pieprzył. Zmieniłaś zdanie?

– Nie – jęknęła.

– Chcesz mnie znowu poczuć?

– Boże, tak! – wydyszała.

– To ładnie poproś – droczyłem się z nią.

– Błagam, zrób to – stęknęła. – Chcę poczuć cię mocno i głęboko w sobie. Proszę!

Dziwka. Pomyślałem i uśmiechnąłem się cynicznie pod nosem.

– Skoro tego chcesz... – odparłem, po czym znowu mocno w nią uderzyłem.

Jęki Sophii mieszały się z jej krzykami i wypełniały całe pomieszczenie. Złapałem ją za gardło i zacząłem ostro posuwać. Pchałem w nią jak szalony, a ona jeszcze ochoczo wypinała tyłek w moją stronę. Jej ciasna cipka zaczęła zaciskać się na mnie, pot perlił się na jej plecach, a nogi drżały jak galareta. Czułem, że i ja kończę, dlatego złapałem ją za pośladki, wbijając palce w jej skórę i uderzyłem w nią ostro. Sophia krzyknęła, dochodząc. Po kolejnym pchnięciu zastygłem w bezruchu, a mój fiut zaczął pulsować w jej cipce. Wysunąłem się z niej, a ona jeszcze przez chwilę leżała na stole, ciężko dysząc.

Gdy doprowadziliśmy się do porządku, postanowiłem zakończyć tę farsę.

– Możesz już go zabrać – powiedziałem, a Sophia zmarszczyła lekko brwi.

– Zabrać co? – Potrząsnęła głową.

– Podsłuch – odparłem, nie spuszczając z niej wzroku.

– Jaki podsłuch? – Była wyraźnie zdenerwowana.

– Ten, który zamontowałaś pod stołem – wskazałem.

– Ty chyba... – urwała zmieszana.

– Chcesz dodatkowo nagranie z kamery?

– Co? Jakiej kamery? – Zaczęła się gorączkowo rozglądać.

– A może chcesz powtórki? – zadrwiłem.

– Ty skurwielu! – rzuciła wściekle i zamachnęła się, by mnie uderzyć.

Ścisnąłem mocno jej dłoń i przyszpiliłem ją do ściany. Jeśli do tej pory myślała, że to ja gram według jej zasad, to właśnie zaczęło do niej docierać, że było na odwrót.

– Rozsądniej z tą odwagą, bo na mnie to nie robi wrażenia – warknąłem, napierając na nią ciałem.

– To boli – jęknęła. – Puść mnie.

Próbowała się wyszarpać, ale z każdym szarpnięciem, zadawałem jej coraz większy ból. Trzymała się, choć w jej oczach zaczynały zbierać się łzy. Ten strach, który ją paraliżował, był naprawdę podniecający.

– Będzie boleć jeszcze bardziej, jeśli będziesz się tak szarpać – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Posłuchaj teraz uważnie – syknąłem. – Przekażesz swojemu braciszkowi, że ma zniknąć – powiedziałem, a ona znieruchomiała. Nie spodziewała się, że znałem prawdę. – Nie chcę o nim więcej słyszeć, bo za taki numer powinienem rozjebać mu pierdolony łeb. A tobie nie radzę kombinować, inaczej znajdę cię i trafisz do burdelu, a tam tacy skurwiele jak ja będą cię pieprzyć kilka razy dziennie. Zrozumiałaś?

Chyba się naprawdę mocno przeraziła, bo głośno przełknęła ślinę i przytaknęła. Ja nie żartowałem. Jeśli kiedykolwiek staną mi na drodze, ona albo Young, spełnię swoje groźby.

– Cieszę się, że się zrozumieliśmy, a teraz wypad. – Zmarszczyłem gniewnie brwi i ją puściłem, a ona migiem opuściła mój apartament, zostawiając pod blatem stołu podsłuch.

Musiałem przyznać, że mnie zaskoczyła. Nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie, ale liczyłem, że po tym już nie będę musiał oglądać parszywej gęby Younga.

Planowałem zostać jeszcze w Seattle przez jakiś czas, a później... A później miałem się zjawić w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.

🍇❤️🍇❤️

Myślicie, że Lars trochę nam tu namiesza? Gwarantuję Wam, że namiesza i to mocno 😈🔥

Następny rozdział 26.06

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro