Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miesiąc później

Szli obok siebie w milczeniu, już nie pamiętał kiedy ostatnio spędzał czas z siostrą. Był jej wdzięczny za to, że wyciągnęła go do kina, prawda jest iż praktycznie nic nie zapamiętał z filmu, ale doceniał starania blondynki.

Odkąd zakończył znajomość z Harrym nie umiał sobie znaleźć miejsca, wszystko było dla niego szare i nijakie, a każde zajęcie wydawało się bezsensowne. Szatyn wiedział, że w momencie gdy ich przyjaźń się skończy będzie cierpiał, lecz nie spodziewał się, że aż tak bardzo. Nie raz przyłapywał się na szukaniu wzrokiem bruneta w szkole, na tym że kilka razy brakowało a zadzwoniłby do niego, nawet gdy wyszedł z Aresem na spacer zorientował się, że poszedł prosto do domu Stylesów. Na każdym kroku odczuwał brak chłopaka i nie umiał sobie z tym poradzić, jednak najgorsze były spojrzenia rodziny i przyjaciół, którzy wiedzieli jak wiele dla niego znaczył, nadal znaczy zielonooki.

Louis zdawał sobie sprawę, iż wszystko co się stało jest jego winą i to było dobijające. Gdyby mógł zwalić winę na kogoś innego, może poczułby się odrobinę lepiej, jednak nie miał takiej możliwości. Najgorsza jest świadomość, że stracił Harry'ego przez swój strach, tak bardzo chciał z nim być, a gdy był tak blisko aby marzenia stały się rzeczywistością, powiedział po prostu 'nie'.

Gdyby mógł cofnąć się w czasie postąpiłby inaczej, przełamałby swój strach i teraz by nie cierpiał. Zastanawiał się czy brunet byłby w stanie go zrozumieć, chciałby mu to jakoś wytłumaczyć, bo zasługiwał na to, ale jak miał to zrobić. Nie potrafiłby spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że zranił ich z powodu swojego strachu przed byciem zranionym. Tomlinson po chwili doszedł do wniosku, iż gdyby taka okazja się pojawiła pewnie by z niej nie skorzystał, ostatnim czego chciał było ponowne mieszanie w życiu Harry'ego.

- Przestań już Louis!

- O co ci chodzi?

- No nie wiem - zadrwiła z niego - może o to jak zachowujesz się od jakiegoś miesiąca, z tego co wiem sam z niego zrezygnowałeś, więc czemu taki jesteś.

- Skąd wiesz co się stało? - spytał zatrzymując się, chciał wiedzieć jakim cudem Ruby wiedziała o całej sprawie. Podejrzewał, iż Harry musiał jej coś powiedzieć, bo od kogo innego mogłaby się czegokolwiek dowiedzieć. Nie za bardzo podobała mu się wizja bruneta i siostry rozmawiających o tym przykrym zdarzeniu, był zły na Stylesa, że wciągnął we wszystko blondynkę.

- A jak myślisz od kogo mogłam się dowiedzieć, oczywiście że od Harry'ego - rzuciła stając przed nim - od waszego spotkania zacząłeś zachowywać się jak zombie, myślałam że coś ci zrobił, więc się z nim spotkałam.

Siostra trochę go zaskoczyła, nie spodziewał się tego po niej, a może powinien, w końcu byli rodzeństwem i wspierali się w praktycznie każdej sytuacji. Świadomość, że spotkała się z brunetem tylko by dowiedzieć się czy coś mu zrobił była dość miła. Gdyby znalazł się na jej miejscu z pewnością postąpiłby tak samo, chciałby znaleźć drania, który zranił jego małą siostrzyczkę. Mógł sam powiedzieć jej co się stało, jednak było mu zbyt głupio przez to co zrobił i nie wyobrażało sobie aby mówić o tym na głos.

- Jak on się trzyma?

- Lepiej od ciebie albo bardzo dobrze udaje - odpowiedziała - rozumiem, że możesz nie chcieć o tym rozmawiać, ale nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy, skoro chciałeś z nim być i nie zaprzeczaj to było widać, czemu odmówiłeś, a teraz zachowujesz się jakbyś był najbardziej poszkodowany.

- Jak dobrze zauważyłaś nie chce o tym mówić - rzucił oschle, wiedział że to nie była wina Ruby, ale nic nie mógł poradzić na to, iż go zdenerwowała. Nie potrzebował ciągłego przypominania o tym jak głupio się zachował, jaki wielki błąd popełnił. Zdawał sobie sprawę, że wszystko było jego winą i powinien się z tym pogodzić, lecz nie umiał.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że chciał być z tobą w związku, nie żeby z tobą było coś nie tak - mówiła dalej nie przejmując się tym co powiedział Louis - Harry, którego znałam nie bawił się w związki, szukał tylko zabawy, kogoś kto urozmaiciłby jego czas, a tu taka niespodzianka.

Tomlinson nie był pewien co powinien odpowiedzieć, zaskoczyły go słowa siostry. To co mówiła o brunecie, jego obraz który przedstawiła nie był tym co znał, jego Harry był miły, kochany, troszczył się o niego. Miał wrażenie, że mówili o dwóch różnych osobach, pytaniem było które z nich miało rację. Louis w końcu doszedł do wniosku, iż chłopak mógł po prostu się zmienić, on sam gdy przypomniał sobie siebie przed kilku lat widział jak bardzo wszystko się zmieniło.

Nie chciał wypytywać siostry o Harry'ego, wolał wierzyć w swoje przekonania niż uprzedzić się do kogoś kto nadal był dla niego ważny. W ostatnim czasie zbyt dużo czasu spędzał z chłopakiem by teraz zmienić o nim zdanie. Wiedział swoje i nikt ani nic nie sprawi, że zmieni zdanie na jego temat. Może się wydawać, iż był zaślepiony i idealizował Stylesa, lecz to nie było prawdą, dostrzegał jego wady i je akceptował.

- Chodźmy - powiedziała, a następnie złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć do przodu. Szatyn nie rozumiał zachowania siostry, w jednym momencie w miarę normalnie rozmawiają, a za chwilę robi się dziwna jakby coś jej groziło. Louis był w tak wielkim zaskoczeniu, iż pozwolił jej aby go prowadziła, lecz gdy otrząsnął się z szoku zatrzymał się co musiała uczynić również blondynka. Spojrzał na nią, nic nie mówił, bo sądził, że sama wyjaśni o co chodzi, jednak nic takiego się nie zdarzyło, Ruby po prostu stała i patrzyła na coś za jego plecami. Chciał się odwrócić i zobaczyć co albo kto wytrącił ją z równowagi, zaczął się odwracać gdy w końcu odezwała się do niego - nie rób tego, po prostu wracajmy do domu.

- O co ci chodzi, kto tam jest, że nie mogę nawet spojrzeć w tamtym kierunku.

- Nie rób tego Louis.

Chłopak nie słuchał, mimo jej błagań odkręcił się i wzrokiem zaczął szukać tego co tak bardzo ją zdenerwowało. W pierwszym momencie nie dostrzegał nikogo ani niczego znajomego, tylko nieznajomych zajętych swoimi sprawami. Gdy jego wzrok padł na drugą stronę ulicy zrozumiał o co chodziło Ruby, czemu chciała go stąd jak najszybciej zabrać. Po drugiej stronie jak stał Harry razem ze swoim bratem Theo i czarnowłosą dziewczyną. Louis wpatrywał się w bruneta, z tej odległości nie widział go zbyt dobrze, ale i tak to było dla niego jakimś pocieszeniem. Jeśli się nad tym zastanowić, w tym momencie był najbliżej niego od ich ostatniego spotkania, chciałby do niego podejść i porozmawiać, ale nie mógł tego uczynić i dobrze o tym wiedział. Wydawało mu się, że coś było z nim nie tak, jakby był czymś zdenerwowany, mogło wydawać się dziwne, że umiał to wychwycić, ale zbyt dużo czasu z nim spędził i zdążył się nauczyć jego pewnych zachowań.

Siostra coś do niego mówiła, jednak nie słuchał jej, w tym momencie ważny był tylko Harry. Jeśli sam nie mógł do niego podejść, chciał aby brunet spojrzał w jego kierunku, aby zobaczył, że jest tak blisko niego. Nieświadomie zrobił krok do przodu, nie chciał tego, ale coś tak bardzo ciągnęło go do Stylesa. Poruszał się jak w transie, nic do niego nie docierało, niczego nie widział liczył się tylko Harry.

- Co ty robisz?

Siostra podbiegła do niego, a szatyn jakby obudził się ze snu. Próbował zrozumieć swoje zachowanie, ale nie umiał tego wyjaśnić. To tak jakby dotarcie do bruneta było jego jedynym celem i za wszelką cenę musiał go zrealizować.

Zaczął bać się samego siebie, czasem gdy znajdował się blisko chłopaka przestawał racjonalnie myśleć i nie potrafił tego w żaden sposób wytłumaczyć. Takich sytuacji było mało, lecz nadal to było dość przerażające, Louis nie twierdził, że coś nie tak było z Harrym, raczej obawiał się, iż coś z nim jest nie w porządku. Gdy tak o tym pomyślał zaczął wierzyć, że taka jest prawda i może dobrze się stało, że odsunął od siebie zielonookiego.

- Nie wiem - wyszeptał.

- Chodźmy - odparła i ponownie złapała go za rękę, tym razem szatyn pozwolił by siostra go prowadziła. Obawiał się, iż znowu coś złego zacznie się z nim dziać i wtedy nikt go nie zatrzyma. Obejrzał się po raz ostatni przez ramię, ale tym razem go nie dostrzegł, tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Ruby zaprowadziła go do samochodu, gdy się zatrzymali gwałtownie odkręciła się w stronę niebieskookiego - oddaj kluczki, poprowadzę

- Zapomnij, nic mi nie jest - rzucił.

- To powiedz co stało się kilka minut temu.

- Nic, po prostu chciałem go zobaczyć - wyjaśnił, chociaż wszystko co mówił było w większej części kłamstwem. Nie wiedział co tam się stało, więc jak miał jej to wyjaśnić, nie wychodząc przy tym na człowieka z jakimiś zaburzeniami psychicznymi. Był tym tak bardzo zmęczony, już nawet nie wiedział co powinien robić, miał wrażenie, że gdzieś stracił sens wszystkiego. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak się czuł, trochę obawiał się co z tego może wyniknąć, jeśli ten stan będzie utrzymywał się dłużej - naprawdę nic mi nie jest - dodał ciszej.

Blondynka dała za wygraną i wsiadła do auta, Louis zdawał sobie sprawę, iż jej nie przekonał i dała mu spokój jedynie na chwilę. Westchnął cicho i usiadł na miejscu kierowcy, czuł na sobie spojrzenie siostry, lecz nie patrzył na nią. Mogło się wydawać, że zachowuje się jak tchórz, ale tak było lepiej dla każdego, a poza tym w końcu mu przejdzie, potrzebował tylko trochę więcej czasu. Miał już ruszać gdy ponownie zauważył Harry'ego i jego towarzystwo, stali przy samochodzie bruneta i kłócili się, a przynajmniej tak to wyglądało.

- Możemy już jechać - nieoczekiwanie odezwała się Ruby, szatyn przeniósł na nią spojrzenie i odpowiedział.

- Za chwilę.

- Jasne - rzuciła oschle - nie udawaj Lou, pewnie teraz będziemy go śledzić.

- Nie miałem tego w planach, ale skoro chcesz, to kim jestem aby sprzeciwiać się ukochanej siostrzyczce - odparł uśmiechając się nieśmiało.

- Odpuść, proszę cię - ponownie na niego patrzyła - to wszystko źle się skończy - dodała.

- Przesadzasz.

Powrócił do obserwowania chłopaka, siostra nie odzywała się do niego, za co był jej wdzięczny. Może i zachowywał się trochę głupio, ale po prostu był ciekaw o co tutaj chodziło, skoro nie mógł do niego podejść chciał obserwować go z daleka. Minęły jakieś 2 minuty gdy Theo odłączył się od nich i gdzieś poszedł, Harry z dziewczyną rozmawiali jeszcze przez chwilę, a następnie wsiedli do samochodu.

Ruszyli, szatyn przepuścił dwa auta i dopiero ruszył za Stylesem, starał się robić wszystko aby tylko brunet nie zorientował się, że go śledzi. Tomlinson próbował zorientować się dokąd mogą jechać, jednak nic nie przychodziło mu do głowy, wydawało mu się, iż jeżdżą bez jakiegoś większego celu.

Pech chciał, że teraz dzielił ich tylko jeden samochód i prawdopodobieństwo zostania przyłapanym na gorącym uczynku gwałtownie wzrosło. Louis zaczął myśleć nad tym aby dać spokój i wracać do domu, miał już przy najbliższej okazji zawrócić gdy nieoczekiwanie się zatrzymali, a on zrobił to samo. Ruby prychnęła i powiedziała coś pod nosem, lecz nie obchodziło go to zbytnio, rozumiał zachowanie siostry, ale nie zamierzał się do tego przed nią przyznawać.

Harry i czarnowłosa wysiedli i zmierzali w kierunku dużego budynku, Louis uświadomił sobie, że idą do szpitala. Od razu w jego głowie zaczęły pojawiać się myśli i scenariusze, iż coś złego stało się chłopakowi i musiał udać się w to miejsce. W pierwszym odruchu chciał wysiąść i po prostu do niego podejść aby o to zapytać, ale zrezygnował z tego. Musiał użyć całej swojej silnej woli aby pozostać na swoim miejscu i nie mieszać się jeszcze bardziej.

- Mówiłaś, że nic mu nie jest - zwrócił się do siostry.

- I raczej nic mu nie jest - rzuciła.

- Więc czemu poszedł do szpitala?

- Skąd mam wiedzieć, może kogoś odwiedza - odpowiedziała - nie zaczynaj Lou, znam cię i wiem, że wymyślasz już jakąś przerażającą historię.

Miała rację, ale szatyn nie miał zamiaru mówić o tym głośno. Miał już kilka przeróżnych historii i każda następna była gorsza od poprzedniej. To nie była jego wina, że martwił się o niego i chciał wiedzieć co się dzieje. Wiedział, iż było wiele różnych możliwości i nie powinien zakładać najgorszego, ale taki już był i nie mógł niczego z tym zrobić.

Postanowił, że poczeka aż Harry wyjdzie i dopiero postanowi co dalej zrobić z tym czego się dowiedział. Wytłumaczenie Ruby mogło być prawdziwe, ale trudno było mu w nie uwierzyć, bo to byłoby zbyt proste.

Siedzieli w ciszy przez jakieś 20 minut, miał już dość czekania, lecz nie miał innego wyjścia, przecież nie mógł wejść do środka i szukać chłopaka. Zaczynało mu się coraz bardziej nudzić, cały czas czuł na sobie spojrzenia blondynki, zdawało sobie sprawę z tego, że jest niezadowolona z takiego obrotu sprawy, ale nic na ten temat nie mówiła. Mijały kolejne minuty i w końcu Styles wyszedł, a za nim dziewczyna, Louis mógł się jej dokładnie przyjrzeć i miał wrażenie, że gdzieś ją już widział, ale nie potrafił sobie przypomnieć gdzie dokładnie. Było w niej coś znajomego, ale także miał jakieś złe przeczucia co do niej.

- Wiesz kim ona jest?

- Madeline, znajoma Harry'ego - odparła, szatyn miał wrażenie, iż coś przed nim ukrywała.

To w jaki sposób powiedziała 'znajoma' dało mu wiele do myślenia, wydawało mu się, że było to coś więcej niż zwykła znajomość. Szatyn zaczął podejrzewać nawet ich o związek, lecz po chwili odrzucił ten pomysł. W sposobie jaki rozmawiali, patrząc na zachowanie Harry'ego w jego głowie pojawiła się myśl, że on jej rozkazuje jakby był jej szefem lub coś podobnego. Miał zamiar jeszcze o coś spytać gdy brunet spojrzał prosto na niego, Louis szybko się schylił ciągnąc za sobą Ruby, lecz był przekonany, że to nic nie dało, a Styles ich widział i zdawał sobie sprawę z tego co robili.

- Mówiłam, że to się nie uda - wyszeptała blondynka.

Tomlinson nie odezwał się ani słowem, po kilku sekundach podniósł się nieznacznie aby zobaczyć czy nadal tam stali. Odetchnął z ulgą gdy zauważył, że zniknęli, ale jednocześnie w jego głowie pojawiły się pytania, na które chciał poznać odpowiedzi. Odczekał jeszcze chwilę i dopiero wtedy postanowił wracać do domu, jednak nie wiedział, że tym razem to on był obserwowany.

***

Louis wybiegł z domu, nie mógł uwierzyć, że ponownie złamał swoją obietnicę. Za każdym razem obiecywał sobie, iż więcej tego nie zrobi, ale ponownie nie wytrzymał. Nie umiał tego wyjaśnić, lecz znowu musiał poczuć ten ból, który sprawia, że przez krótką chwilę zapomina o wszystkim. Szatyn porównywał cięcie się do jakiekolwiek uzależnienia, możesz przestać na jakiś czas, ale prędzej czy później i tak się do tego wraca. W głowie pojawiają się myśli aby zrobić to po raz kolejny i znowu wpada się w błędne koło. Tomlinson dobrze wiedział, że to nie jest rozwiązanie problemów, w końcu już nie raz przez to wszystko przechodził. Nie wiedział czemu tak naprawdę to robił, może dlatego aby przez chwilę nie czuć nic oprócz bólu fizycznego, a może chodziło o umyślne robienie sobie krzywdy, nie wiedział tego. Jedynie zdawał sobie sprawę z tego, że ma z tym problem i nie potrafi o tym rozmawiać.

Tomlinson podświadomie wiedział gdzie i z kim chciałby być w tym momencie, ale nie mógł do niego pójść. Gdyby nie zniszczył relacji z Harrym wszystko byłoby w porządku, mógłby z nim pomówić niekoniecznie o tym co się stało, ale o czymś innym. Wybiegając z domu nawet nie pomyślał o tym by wziąć ze sobą kurtkę albo bluzę, przez co teraz marzł. Spuścił głowę aby na nikogo nie patrzeć, ale także aby nikt nie zauważył śladów łez na jego policzkach, szatyn nie chciał aby ktokolwiek go zaczepił, bo nie chciał udawać radosnego.

Zranione miejsce nadal trochę go szczypało i bolało, mimowolnie spojrzał na rękaw bluzki i przeklął sam siebie gdy zobaczył plamy krwi. Wybiegając z pokoju nawet nie pomyślał aby nakleić plaster albo zabandażować zranione miejsce.

- Louis!

Znajomy głos dobiegał zza jego pleców, nie musiał się odwracać aby wiedzieć kto za nim stoi i jak bardzo chciał się z nim zobaczyć, teraz wolał go nie spotykać. Szatyn nie wiedział co zrobić nie mógł z nim rozmawiać, nie w tym momencie gdy tak łatwo mógł zobaczyć co sobie zrobił. Po szybkim przeanalizowaniu swojej sytuacji postanowił ponownie przed nim uciec, niewiele myśląc zerwał się do ucieczki.

Miał nadzieję, że tym co zrobił pokaże Harry'emu aby dał mu spokój. Po kilku minutach trochę zwolnił, odwrócił się na chwilę i zamarł, jak gdyby nic Styles cały czas za nim podążał. Wznowił swój bieg, lecz niefortunnie zaczepił o coś nogą i runął na ziemię.

- Kurwa - zaklął cicho.

- Louis! - Harry do niego podbiegł - nic ci nie jest? - zapytał pomagając szatynowi się podnieść.

- Wszystko w porządku - odparł puszczając jak najszybciej dłoń bruneta, chciał go wyminąć i pójść w sobie znanym kierunku, lecz chłopak mu na to nie pozwolił.

- Twoja ręka - złapał ponownie rękę niebieskookiego i podciągnął rękaw jego bluzki, gdy zobaczył wszystkie świeże ślady westchnął cicho, Tomlinson po raz kolejny przeklął w duchu siebie i spostrzegawczość zielonookiego. Chciał od niego uciec aby nie dopuścić to takiej sytuacji i nie udało mu się, a teraz będzie musiał się tłumaczyć z tego co robi.

- Zostaw - wyrwał mu swoją rękę i szybko opuścił rękaw.

- To przeze mnie? - spytał.

- Nie - rzucił - zapomnij o tym.

Wyminął go i zaczął iść przed siebie, nie spodziewał się, iż tak łatwo Harry pozwoli mu odejść. Jakaś jego część sądziła, że chłopak mimo wszystko się nim zajmie, jednak się pomylił, w końcu brunet nie miał już żadnych zobowiązań wobec niego. Skręcił w pierwszą ulicę, która pojawiła się na jego drodze, w tym momencie zależało mu tylko na tym aby znaleźć się jak najdalej od domu.

Przeszedł kilka kroków gdy obok niego pojawił się Styles, który zarzucił mu na ramiona swoją kurtkę.

- Co ty robisz? - zapytał cicho przyglądając mu się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- Cały drżysz nie chcę abyś zachorował - wyjaśnił.

- Nic mi nie będzie - odpowiedział, a następnie próbował mu oddać kurtkę. Jego plany, jednak okazały się bezskuteczne, w końcu poddał się i ją na siebie założył, od razu zrobiło mu się trochę cieplej - dziękuję.

- Chodź ze mną - poprosił - musimy chyba sobie coś wyjaśnić - dodał ciszej.

- W porządku - zgodził się, nie miał siły aby się z nim kłócić, zwłaszcza gdy wiedział, że nie wygra, a może po prostu chciał spędzić z nim trochę czasu. Przez ten miesiąc tak bardzo mu go brakowało i nie umiał sobie poradzić z poczuciem pustki, a teraz ponownie miał małą nadzieję, iż może będą w stanie wyjaśnić niektóre sprawy aby ich relacje było ponownie dobre.

Dotarli do domu Harry'ego dość szybko, po drodze panowała między nimi dość niezręczna cisza. Louis zaczął mocno zastanawiać się czy aby na pewno robi dobrze idąc z brunetem, bo jeśli relacje między nimi mają tak wyglądać, wolałby teraz odejść. Był ciekaw czy ktoś z rodziny będzie w domu, prawdę mówiąc wolał aby nikogo nie było, nie chciał odpowiadać na jakieś niezręczne pytania odnośnie tego co się działo między nim, a zielonookim. Nie mogąc dłużej wytrzymać tej ciszy spytał o to i bardzo ucieszył się z jego odpowiedzi, tym razem los się do niego uśmiechnął, zielonooki miał być sam w domu.

Jeśli chciał być ze sobą szczery był jeszcze jeden powód dla którego z nim szedł. Potrzebował go. Mógłby pójść do kogoś innego, ale uświadomił sobie, że to by nie pomogło, bo to musiał być Harry. Chłopak był jedną z nielicznych osób, którym ufał i chciał aby powiedział mu, iż wszystko będzie dobrze, nawet jeśli byłoby to kłamstwo. Czasem dobrze jest usłyszeć takie słowa, mimo że się w to nie wierzy.

Styles przepuścił go w drzwiach swojego pokoju, szatyn nieśmiało wszedł i zatrzymał się na środku. Harry podszedł do niego, złapał za rękę i pociągnął za sobą na łóżko. Nie mając innych możliwości usiadł na brzegu i zaczął przyglądać się swoim dłoniom, nie miał odwagi by spojrzeć na zielonookiego i rozpocząć rozmowę.

- Poczekaj tutaj, zaraz wrócę - powiedział i podszedł dość szybkim krokiem do drzwi, a następnie przez nie wyszedł.

Nie zdążył nawet pomyśleć nad tym co właściwie robi gdy brunet wrócił z powrotem niosąc ze sobą kilka rzeczy. Louis dokładnie zobaczył co Harry ze sobą przyniósł dopiero wtedy gdy usiadł obok niego, położył między nimi bandaże, a w ręku trzymał mokrą szmatkę.

- Daj mi rękę.

Ściągnął kurtkę chłopaka, podciągnął rękaw bluzki i pozwolił by Styles się nim zajął. Brunet pracował w ciszy, co jakiś czas mówił coś cicho sam do siebie, jednak zbytnio się tym nie przejmował i go nie słuchał. Harry był tak delikatny w tym co robił, że mógłby zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że są gdzieś indziej, a relację między nimi są zupełnie inne, jednak pieczenie zranionych miejsc mu trochę w tym przeszkadzało i boleśnie przypominało gdzie się znajduje i co robi brunet.

- Powiesz mi co się stało - odezwał się cicho, Tomlinson wiedział, że ten moment nadejdzie i zaczną się pytania. Mógł nic nie mówić albo nie mówić o wszystkim, stał przed wyborem i musiał samodzielnie podjąć decyzję.

- Problemy w domu - westchnął przypominając sobie całe zdarzenie.

Weszli z siostrą do domu, od razu usłyszeli głos mamy i jeszcze czyjś, Louis skądś go znał, lecz nie mógł sobie przypomnieć. Spojrzał na siostrę, która także wyglądała na lekko zdezorientowaną. Poszedł w stronę dźwięków, a Ruby podążała za nim, wszedł do salonu i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Był przekonany, że znajduje się w jakimś równoległym świecie i wszystko co się dzieje jest jedną, wielką pomyłką.

Blondynka stanęła koło niego, a potem podbiegła do osoby stojącej na środku pokoju. Szatyn nie potrafił uwierzyć w to jak naiwna była jego siostra.

Nie mógł patrzeć jak przytulała się do tego mężczyzny, tak jakby nic się nie stało, jakby nigdy nie odszedł. Przeniósł swoje spojrzenie na mamę, jej także nie rozumiał, czemu wpuściła i rozmawiała z nim normalnie.

- Louis!

Wszyscy spojrzeli w jego stronę, a on czuł tylko ogarniającą go wściekłość. Nie miał pojęcia jakim cudem jeszcze się kontrolował, lecz wiedział, że to długo nie potrwa.

- Nie przywitasz się ze mną synu - mężczyzna odezwał się i to był moment, w którym szatyn przestał nad sobą panować. Czuł, iż zaczął się lekko trząść, obawiał się tego co może zrobić, bo dobrze wiedział, że gdy tracił kontrolę wszystko przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.

- Nie mów tak do mnie, nie jesteś moim ojcem - wysyczał nie ruszając się z miejsca.

- Lou - rodzicielka zaczęła delikatnie.

- Nie rozumiem czemu go wpuściłaś i zachowujesz się jakby nic się nie stało! - zaczął krzyczeć, kierując całą swoją złość na mamę - tak jakby nigdy nas nie zostawił, skoro jesteście takie głupie i chcecie o tym zapomnieć, proszę bardzo, ale mnie w to nie mieszajcie!

Krzyczał coraz głośniej, a gdy skończył pobiegł do swojego pokoju i zamknął się w nim. Zdjął kurtkę i rzucił nią na łóżko, a następnie zaczął rozrzucać się przypadkowymi przedmiotami, które miał pod ręką. Zdawał sobie sprawę, że tym co robi nie rozwiąże problemu, ale musiał się na czymś wyżyć. Nie mógł normalnie myśleć, cały czas skupiał się tylko na tym co się stało na dole. Był tak bardzo wściekły, nie mógł wyobrazić sobie jak on mógł sądzić, że od tak po tych wszystkich latach rzuci mu się w ramiona i wybaczy to co zrobił. Louis wiedział, że nigdy nie będzie w stanie tego zrobić, został zbyt mocno zraniony aby zapomnieć.

Gdy przypomniał sobie wszystkie chwile, w których potrzebował swojego ojca, ale go nie było zaczął mimowolnie płakać. Nie chciał tego, bo łzy pokazywały jak bardzo był słaby, że mimo wszystko w jakimś stopniu mu zależało. W tym przypadku rzucanie przedmiotami przestało mieć sens, podszedł do szuflady przy łóżku i wyjął rzecz, którą schował jakiś czas temu z nadzieją, że jej już nie użyje.

Osunął się na podłogę, podciągnął rękaw swojej bluzki i ze łzami w oczach przeciął swoją skórę żyletką.

- Chcesz o tym porozmawiać? - głos Harry'ego przywrócił go do rzeczywistości, poczuł na swoich policzkach łzy i otarł je szybko, miał nadzieję, że chłopak ich nie widział.

Tak naprawdę chciał z nim pomówić, ale nie umiał. Nie chodziło o to, że mu nie ufał, bo w jakiś pokręcony sposób ufał i to bardzo, ale szatyn wolał go nie obciążać problemami, które miał sam ze sobą i swoją rodziną.

- Na razie nie - wyszeptał, a w jego oczach ponownie pojawiły się łzy. Louis był zły na siebie, że aż tak bardzo przejmował się całą sytuacją. Przez cały czas udawał, iż nic go to nie obeszło i poradził sobie z odejściem ojca, ale to były tylko kłamstwa, a to wszystko w dalszym ciągu strasznie go bolało. Po chwili Harry niespodziewanie go przytulił, było to troszkę niezręczne, lecz w dalszym stopniu tak bardzo znajome. Tomlinson dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za brunetem i jak miesiąc bez chłopaka na niego wpłynął - dziękuję - wyszeptał w szyję zielonookiego.

- Od tego tutaj jestem, zawsze ci pomogę Lou.

Nie wiedział co odpowiedzieć, mimo tego wszystkiego co mu zrobił on nadal był wobec niego taki opiekuńczy i pokazywał jak bardzo mu zależy. Louis wiedział, że Harry zasługiwał na lepszego przyjaciela, a zamiast tego dostał kogoś takiego jak on. Nigdy nie chciał być dla niego ciężarem, jednak tak bardzo potrzebował jego obecności. Z nikim tak łatwo mu się nie rozmawiało, przy brunecie mógł być sobą i nie chciał tego tracić, lecz wiedział, że na to już za późno.

- Przepraszam za tamto spotkanie - zaczął cicho, musiał w końcu z nim o tym pomówić, bo nie mógł dłużej udawać, iż nic się między nimi nie zmieniło. Pragnął powiedzieć mu, że także coś do niego czuje, lecz nie był pewien czy to teraz miałoby sens, bo Styles mógł go już nie chcieć.

- Zapomnij o tym.

- Ale?

- Nie Louis, nie będziemy o tym rozmawiać - rzucił wstając z łóżka.

Szatyn mógł zrozumieć jego reakcję, ale mimo wszystko i tak go to zabolało. Bardzo go zranił, a teraz musiał jakoś z tym żyć, nie zdziwiłby się gdyby poprosiłby go aby wyszedł, a on dobrze wiedział, iż by to zrobił. Widok osoby cierpiącej, na której nam zależy jest bolesny, ale świadomość, iż cierpi z naszej winy jest jeszcze gorsza.

- Co chcesz robić? - zapytał po chwili tak jakby nic się nie stało.

- Nie chce ci przeszkadzać - odparł - najlepiej będzie jeśli sobie pójdę.

- Nie przeszkadzasz mi - podszedł do niego - i nie puszczę cię w takim stanie, więc wybieraj chcesz gdzieś pójść czy zostać tutaj.

- Wolałbym zostać - wyszeptał, mógłby się z nim kłócić albo zrobić to co wychodzi mu najlepiej i uciec. Wystarczyło jednak spojrzenie na bruneta aby zostać, nie chciał po raz kolejny go zawieść, bo i tak zrobił to zbyt wiele razy. Jeśli dostałby szansę, udowodniłby iż potrafi być wspaniałym przyjacielem, zrobiłby wszystko by Harry nigdy nie żałował, że go spotkał. Mógł mieć jak najszczersze chęci, lecz nic z tego nie wyniknie skoro Styles prawdopodobnie nie da mu kolejnej szansy.

- W takim razie zostajemy - powiedział radośnie - nie wiem co się stało, ale poradzimy sobie z tym.

Po raz kolejny miał ochotę płakać, tym razem jednak z powodu Harry'ego. Wszystko zaczęło go przytłaczać, a słowa bruneta sprawiały, iż czuł się jeszcze gorzej, bo nie zasługiwał na niego. Styles od początku tyle dla niego robił, pomagał nie wiedząc o co chodzi, a on za każdym razem sprawiał mu ból. Louis chciałby aby chłopak wiedział jak bardzo ważny jest dla niego, jak bardzo mu na nim zależy, lecz nie umiał tego okazać, nie tak jak zielonooki na to zasługiwał.

Poradzimy sobie, to były tylko dwa słowa, a Harry sprawił, że zaczął w nie wierzyć, wiedział że z nim dałby sobie radę ze wszystkim. Każdego dnia coraz bardziej uświadamiał sobie jak bardzo na niego nie zasługuje, lecz mimo tego chciał za wszelką cenę znów mieć go przy sobie, tylko nie wiedział jak to tego doprowadzić. Nie mógłby prosić go aby wrócili do przyjaźni, wiedząc co do niego czuł i nie mógł także wyznać swoich uczuć. Zbyt mocno obawiał się, że po prostu w tym momencie nie uwierzy w jego słowa i powie mu, że wypowiedział je tylko aby zatrzymać go przy sobie. Kto by pomyślał, że jedna nieprzemyślana decyzja podjęta pod wpływem strachu i chwili doprowadzi do czegoś takiego.

- Chcesz obejrzeć jakiś film? - zapytał.

- Pewnie - zgodził się, szatyn miał nadzieję, że gdy na czymś się skupi może przestanie myśleć o problemach i o swoim powrocie do domu. Wolał poczekać jeszcze jakiś czas i dopiero wtedy wrócić, wiedział że czekała go tam tylko awantura i wolał odkładać to tak bardzo jak tylko się da.

- Jakieś propozycje czy sam mam coś wybrać - rozsiadł się wygodnie na łóżku z laptopem na kolanach.

- Zaskocz mnie - niebieskooki odpowiedział, a następnie usiadł obok bruneta.

- W porządku, więc Władca Pierścieni czy Gwiezdne Wojny?

- Lubisz takie filmy? - zapytał zaskoczony.

- Czy to aż takie dziwne - Harry spojrzał na niego, Louis miał wrażenie, że jego zielone oczy wypalają mu dziurę w głowie. Obawiał się tego co może zobaczyć gdy w końcu na niego spojrzy. Po raz kolejny popełnił błąd i w jakimś sensie go zranił, za każdym razem gdy to robił czuł do siebie coraz większą nienawiść. Tomlinson zaczął zastanawiać czy co jest z nim nie tak, potrafi jedynie ranić wszystkich ludzi, na których mu zależy.

- Nie, oczywiście że nie - odezwał się nieśmiało spuszczając swój wzrok na swoje dłonie.

- Pozory mylą.

- Wiem coś o tym - Louis mruknął cicho pod nosem, lecz nie był pewien czy brunet go usłyszał.

- Zdecydowałeś już co oglądamy?

- Niech będzie Władca Pierścieni.

Harry już nic więcej nie powiedział, umieścił laptopa między ich nogami i włączył film. Niebieskooki z całych sił próbował się skupić na tym co oglądał, jednak było to o wiele trudniejsze niż przypuszczał. To jak blisko niego siedział Harry było dość rozpraszające, kilka razy przyłapał się na tym, że zerkał ukradkiem na chłopaka. Zielonooki był tak pochłonięty oglądanie, iż chyba tego nie zauważał, a przynajmniej Louis tak sobie wmawiał. Nie chcąc nadal kusić losu niechętnie wrócił do oglądania, po jakiejś godzinie poczuł na sobie spojrzenie Harry'ego, na jego ustach mimowolnie wkradł się nieśmiały uśmiech. Mógłby wykorzystać okazję i powiedzieć mu aby przestał go obserwować z ukrycia, lecz tego nie zrobił, prawdę mówiąc cieszył się z tego, że chłopak na niego patrzył.

Skończyli oglądać pierwszą część i od razu włączyli następną, z czego Louis był więcej niż zadowolony. Nie chodziło nawet o samo oglądanie, a o świadomość, że może spędzać czas z brunetem, zbyt mocno mu tego brakowało aby teraz z tego zrezygnować, a poza tym jeszcze nie był gotowy aby wracać do domu.

Gdy skończyli oglądać ostatnią część, oczywiście Harry namówił go na to, a on zgodził się bez większych protestów, wiedział że już nie może tego przedłużać. Spojrzał w stronę okna, wiedział że jest już cholernie późno i powinien wracać, ale trochę się tego obawiał. Westchnął cicho, zamknął swoje oczy, próbował wpaść szybko na jakieś rozwiązanie, lecz tym razem takiego nie było. Bawił się dobrze przez kilka godzin, a teraz musiał wracać do swojej szarej rzeczywistości. Louis otworzył oczy i niezgrabnie podniósł się z łóżka, zaczął szukać słów, które mógłby powiedzieć chłopakowi, jednak on odezwał się pierwszy.

- Co robisz? - Harry odezwał się cicho, szatyn nie wiedział co odpowiedzieć, zdawał sobie sprawę, że chłopak obserwował go cały czas i musiał zauważyć jego niechęć odnośnie powrotu do domu, jednak nie chciał tutaj zostawać. Sytuacja między nimi może i została jakoś rozwiązana, lecz czuł się nieswojo gdy brunet był tak blisko niego. Wiedział, że to co sobie powiedzieli, a właściwie nie powiedzieli, nie było rozwiązaniem na trwałe, a Styles był na tyle miły, że wziął go do siebie, bo widział w jakim beznadziejnym był stanie. Żałował, że nie mogą wrócić do samego początku przyjaźni, bo to niemożliwe gdy czuli do siebie do co czuli, zwłaszcza teraz gdy zielonooki praktycznie stwierdził, iż nie chce ponownie rozmawiać o uczuciach

- Idę do domu - odpowiedział w końcu, jednak nie patrzył na chłopaka.

- Możesz zostać - odparł podchodząc do Louisa.

- Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś, chociaż nie musiałeś.

- Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś dla mnie ważny i zrobiłbym dla ciebie wszystko - wyszeptał - widzę, że nie chcesz iść, więc zostań.

Tomlinson przeniósł wzrok na Harry'ego, zobaczył że brunet naprawdę wierzył w to co mówi i mimo wszystko naprawdę chce aby został. Szatyn nie chciał wciągać go w swoje rodzinne problemy, ale na to już za późno, uświadomił sobie, że w ogóle nie powinien tutaj przychodzić, a teraz powinien jak najszybciej wyjść, tylko jak to zrobić kiedy wszystko czego chciał to zostać z Harrym.

Poczuł na policzku swoje łzy, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, iż zaczął płakać. Cały dzisiejszy dzień tak bardzo go złamał, że nie miał już siły aby udawać silnego. Po chwili Styles podszedł do niego jeszcze bliżej i nic nie mówić przytulił go, szatyn poczuł się tak dobrze w jego ramionach, tak jakby zielonooki miał go obronić przed wszystkimi, przed nim samym. Louis bał się tego co może zrobić gdy zostanie sam, zwłaszcza teraz gdy ponownie zaczął robić sobie krzywdę. Nie chciał tego, nie chciał widzieć nowych śladów na swojej skórze, nie chciał znów odczuwać tego strasznego poczucia winy, które mówiło mu jak bardzo wszystkich zawiódł, nie chciał także czuć tej złości na samego siebie, za to że był aż tak słaby i nadal to sobie robił. Za każdym razem przechodził przez to wszystko i zawsze obiecywał sobie, że to już koniec, lecz jak widać nadal tkwił w tym błędnym kole i nie widział dla siebie ratunku.

- Lou już w porządku, wiem że ci ciężko, ale poradzimy sobie z tym - szeptał cały czas do ucha niebieskookiemu, szatyn uczepił się go jeszcze bardziej, nie chciał aby Harry go puścił. Louis miał wrażenie, że gdy to zrobi jego świat jeszcze bardziej się zawali, brunet był jedyną osobą, która sprawiała, że jeszcze się jakoś się trzymał.

Tomlinson był wdzięczny chłopakowi za jego słowa, to że cały czas powtarzał, iż go nie zostawi i pomoże mu ze wszystkim, było dla niego bardzo cenne, bo chcą nie chcąc zaczął mu wierzyć. Próbował przestać płakać, lecz to było jak na razie zbyt trudne, tak jakby musiał wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które przez cały czas ukrywał.

Pozwolił Harry'emu aby poprowadził go do łóżka, nie miał już siły protestować i skoro chłopak chciał aby został, postanowił to zrobić. Nie wyobrażał sobie dzisiejszego powrotu do domu, może i był tchórzem, lecz nie chciał zostać sam. Po kilku minutach udało mu się uspokoić, otarł swoją twarz i w milczeniu przyglądał się swoim kolanom. Nie wiedział jak zacząć rozmowę z brunetem, miał wrażenie, iż dzisiejszym dniem przekroczył granicę w relacji ze Stylesem. Bał się, że ich znajomości nie da się już naprawić, że Harry w końcu zobaczył w nim osobę, którą on widzi cały czas i nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego.

- Dziękuję - powiedział cicho, zdawał sobie sprawę, że to było o wiele za mało, jednak w tym momencie nie mógł zrobić nic więcej.

- Odpocznij - odparł podnosząc się ze swojego miejsca.

Louis obserwował go przez chwilę, wydawało mu się, że walczył sam ze sobą odnośnie tego co powinien zrobić. Nie chciał aby go zostawiał, ale nie chciał także prosić aby został, bo dla niego to także musi być ciężka sytuacja. W końcu Harry podszedł do niego, nachylił się i pocałował szatyna w czubek głowy, a następnie jak najszybciej opuścił pokój. Tomlinson patrzył za wychodzącym chłopakiem, gdy drzwi zamknęły się za nim pozwolił sobie aby ostatnia łza popłynęła po jego policzku.

***

Louis otworzył ostrożnie swoje oczy, pierwszym co ujrzał było gwieździste niebo, nie wiedział jak się tu znalazł, jednak niezbyt go to obchodziło. Leżał przez chwilę wpatrując się w gwiazdy, co go trochę uspokoiło, starał przypomnieć sobie cokolwiek co pomogłoby mu w zrozumieniu sytuacji, ale w jego umyśle nie było żadnych odpowiedzi. Po kilku minutach postanowił w końcu wstać i rozejrzeć się po okolicy, z tego co wywnioskował znajdował się na jakiejś polanie i był całkowicie sam. Fakt, że znajdował się w takim miejscu, a ubrany został w czarny garnitur był dość dezorientujący.

Nie wiedział dokąd się udać ani w jakim celu znalazł się w tym miejscu. Cały czas stał w jednym miejscu i przyglądał się otoczeniu, na początku nie dostrzegał zbyt wiele, lecz gdy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności mógł zauważyć więcej szczegółów. W pierwszym momencie sądził iż znalazł się na jakiejś polance, jednak teraz wiedział, że się pomylił. Zewsząd otaczały go drzewa, a przed nim znajdowały się dwie prawie identyczne ścieżki. Louis zgadł, iż musi któraś podążyć, pytanie brzmiało która z nich jest bezpieczna.

Pierwsza droga wydawała się być czarna otchłanią, którą na dodatek przysłaniała gęsta, opadająca mgła, natomiast druga ścieżka była zbyt jasna, zbyt czysta, tak jakby nikt nie miał prawa nią przejść aby nie zaburzyć równowagi i nie zabrudzić jej swoimi problemami, kłamstwami, wszystkimi złymi myślami.

Szatyn stał przed nimi od kilkunastu minut, próbował przeanalizować swoje położenie i ewentualne wybory, nie chciał popełnić zbyt dużego błędu, lecz trudno było wszystko zaplanować skoro nie miał pojęcia co jest najlepszym rozwiązaniem.

Miał już dokonać wyboru, gdy stała się rzecz zaskakująco dziwna i niepojęta, z obu ścieżek zaczęła płynąć obezwładniająca i piękna melodia. Z ciemnej drogi smutna, melancholijna pieść, a z jasnej wesoła i żywa, Louis nie rozumiał języka, w którym ktoś wykonywał pieśni, jednak potrafił dostrzec w nich piękno.

Zamknął swoje oczy, skoro nie umiał podjąć decyzji postanowił zdać się na swoje przeczucia i zobaczyć dokąd go zaprowadzą. Już po paru sekundach zrobił kilka kroków naprzód, gdy poczuł, że decyzja została podjęta otworzył niebieskie oczy i nie był zbytnio zaskoczony swoim wyborem. Tak jak się tego domyślał stał na początku mrocznej drogi, nie umiał tego wyjaśnić, ale ta smutna pieść przyciągała go do siebie od momentu gdy tylko ją usłyszał.

Louis miał potrzebę by pomóc jakoś osobie, która śpiewała, chciał zabrać od niej cały smutek i cierpienie. Zrobił nieśmiało krok do przodu, zdawał sobie sprawę, że jeśli zrobi jeszcze jeden krok nie będzie już odwrotu, lecz nie wahał się dłużej. Wszedł w mgłę, powoli i ostrożnie stawiał kolejne kroki, nie chciał się przewrócić, bo miał wrażenie, iż nic dobrego by z tego nie wynikło. Nie widział niczego, od początku szedł na oślep, jego drogę wyznaczał jedynie śpiew tajemniczej osoby. Z każdą mijaną sekundą pieśń coraz bardziej go do siebie przyzywała, był coraz bardziej zniecierpliwiony przez co mało brakowało, a przewróciłby się kilka razy.

Zaczął zastanawiać się kogo albo co spotka na końcu drogi, uświadomił sobie, że nawet nie ma czym się bronić gdyby przyszła taka potrzeba, był zupełnie bezbronny i nic nie mógł z tym faktem uczynić.

Szedł tak kilkanaście albo kilka minut, dość trudno było mu określić jak płynął tutaj czas. Po chwili zauważył, iż mgła robiła się coraz rzadsza i powoli dochodził do końca swojej drogi. Pozostały odcinek pokonał jak najszybciej, gdy dotarł na sam koniec muzyka ucichła.

Tomlinson rozglądał się w poszukiwaniu osoby, która wykonywała tą piękną, lecz smutną pieść, jednak nikogo takiego nie zauważył. Zrobił krok do przodu, ale nic niezwykłego się nie wydarzyło.

Szatyn znajdował się w jakiejś dziwnej krainie, wyczuwał tutaj sporo smutku, jednak nie umiał wyjaśnić skąd to wie. Wydawało mu się, iż wszystko tutaj było pogrążone w rozpaczy i cierpieniu, jakby żadne pozytywne emocje nie mogły tu istnieć.

Muzyka ponownie rozbrzmiała, a Louis chcąc nie chcąc zaczął podążać za nią jak zaczarowany. Nie obchodziło go, że to może być pułapka chciał jedynie odnaleźć osobę, która tak bardzo cierpiała.

Dotarł do skraju lasu, co niezbyt mu się podobało, bo ten las wydawał się o wiele mroczniejszy niż ten, do którego trafił na samym początku. Głos osoby śpiewającej rozbrzmiał jeszcze bardziej co popchnęło szatyna by zrobić krok do przodu. Szedł coraz szybciej, kilka razy się przewrócił, lecz nie zniechęciło go to dalszej wędrówki. Nie umiał tego wyjaśnić, ale czuł, iż jest coraz bliżej swojego celu i tylko chwila dzieli go aby dostać jakieś wyjaśnienia. W końcu znalazł się w środku lasu i ponownie nie potrafił powiedzieć skąd to wie, po prostu wiedział. Koło drzewa stała postać, skrywała się w cieniu, więc nie mógł stwierdzić czy to ktoś kogo znał. Zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się raptownie.

- To ty - wyszeptał.

- Dość długo musiałem na ciebie czekać - odkręcił się powoli, na jego ustach pojawił się smutny uśmiech. Louis chciał zabrać od niego cały ból i smutek, jednak nie mógł tego zrobić, ponieważ on był osobą, która to wszystko spowodowała. Mógł się domyślić, że tutaj chodzi o niego, przecież cały czas chodziło o Harry'ego, więc czemu teraz miałoby być inaczej.

- Gdzie jesteśmy? - spytał podchodząc bliżej.

- W pewnym szczególnym miejscu - odparł.

Szatyn podejrzewał, że nie ma co liczyć na lepszą odpowiedź postanowił odpuścić, skoro brunet mu nie powiedział najwyraźniej nie mógł tego zrobić. Był ciekaw gdzie się znajduje, ale potrafił się powstrzymać, zastanawiał się o co jeszcze może spytać by dostać odpowiedź. Zdawał sobie sprawę z tego, iż to jest jakieś dziwne miejsce, może nawet zaczarowane. Chciał dowiedzieć się jak Harry tutaj się znalazł, jednak wydawało mu się, że tego akurat się nie dowie. Miał tyle różnych pytań i nie umiał ich teraz zadać, Styles cierpliwie czekał aż w końcu się odezwie, a on po prostu stał i na niego patrzył.

- To ty śpiewałeś?

- A jak myślisz? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie.

- Sądzę, że to ty - odparł nieśmiało, chłopak posłał mu smutny uśmiech, ale nic nie powiedział, więc niebieskooki uważał, że udzielił dobrej odpowiedzi. Było mu źle z tego powodu, bo jeśli to naprawdę Harry śpiewał było z nim źle i cierpiał, a on nic nie mógł z tym zrobić - jak tutaj trafiłem? - zadał kolejne pytanie.

- Musiałeś tego bardzo chcieć i niezbyt mi się to podoba - westchnął cicho robiąc krok do przodu - to nie jest miejsce dla ciebie Lou - dodał trochę ciszej.

Tomlinson nie wiedział jak rozumieć jego słowa, jak mógł chcieć tutaj być, skoro nawet nie wiedział gdzie był. Pragnął aby chłopak przestał mówić jakimiś zagadkami i podał mu jakieś jasne wyjaśnienie. Próbował znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie jego słów, ale takiego nie znalazł, postanowił później bardziej nad tym pomyśleć, o ile będzie pamiętał.

- W takim razie co ty tutaj robisz?

- To nie jest odpowiedni czas ani miejsce na wyjaśnienia, później przyjdzie na to czas, a może i nie.

I ponownie zagadki, Louis miał dość, gdyby mógł zostawiłby bruneta i sobie poszedł, lecz nie mógł tego zrobić, bo zielonooki był jedyną osobą, która mogłaby go stąd wyprowadzić. Gdy pokonywał całą drogę ani razu nikogo nie spotkał i trochę go to martwiło, bo jeśli coś pójdzie nie tak zostanie tu całkiem sam.

- Już to kiedyś mówiłeś - rzucił.

- Wiem i dziwię się, że to pamiętasz - odparł robiąc kolejny krok.

- Czemu miałbym nie pamiętać?

- Nieważne.

- Znowu to robisz - mruknął, Styles zaśmiał się cicho, jednak nie odpowiedział na zarzut szatyna.

Chłopak zaczął rozglądać się dookoła, sądził iż to jakoś pomoże mu w zgadnięciu gdzie tak naprawdę się znajduje. Dookoła wszędzie rosły drzewa, jak to w lesie, chociaż wydawało mu się, że w oddali widzi jezioro, lecz to mogły być tylko przewidzenia. Jego wzrok powrócił ponownie do Harry'ego, ale tym razem lepiej mu się przyjrzał, brunet także miał na sobie garnitur, ale w białym kolorze. Włosy bruneta były rozpuszczone i tak ładnie mu się układały, iż Louisowi cały jego wygląd skojarzył się z księciem z bajki. Zastanawiał się czemu akurat musieli być tak ubrani skoro znajdowali się w lesie

- O czym myślisz? - Harry spytał cicho.

- Zastanawiałem się czemu jesteśmy tak ubrani - odpowiedział szczerze, nie było sensu tego przed nim ukrywać.

- Nie podoba ci się ten stój - uśmiechnął się nieznacznie - moim zdaniem wyglądasz wspaniale - przybliżył się ponownie do niebieskookiego, chłopak zauważył, że to co robił Styles było jakąś grą. Gdy zapytał albo odpowiedział dobrze przybliżał się do niego, a jeśli coś mu się nie podobało zostawał na swoim miejscu.

- Jest w porządku, lecz to trochę dziwne w końcu jesteśmy w takim miejscu.

- Powiedzmy że to jedna z nielicznych zasad, której muszą przestrzegać goście - rzucił i zaczął rozglądać się dookoła. Tomlinson nie spuszczał z niego wzroku, wydawało mu się, że czegoś się obawiał, lecz zaraz znowu przybrał odpowiedni wyraz twarzy. Szatyn nie umiał tego wyjaśnić, ale nie bał się, wierzył że w razie czego Harry będzie tym, który go uratuje, w końcu już nie raz to zrobił - nie mamy zbyt wiele czasu, musisz wracać Lou - dodał.

- Nie rozumiem, coś się dzieje?

- To nic takiego, ale musisz wracać - podszedł do niego tak blisko, pomiędzy nimi praktycznie nie było wolnej przestrzeni, lecz nie przeszkadzało mu to zbytnio - weź to - ponownie przemówił wciskając mu w rękę jakiś łańcuszek, szatyn nawet nie dostrzegł skąd go wziął, wiedział jedynie, że zielonooki wcześniej go nie trzymał.

- Co to jest? - wyszeptał spoglądając w oczy chłopakowi.

- Coś co cię ochroni, noś go cały czas Lou - wyjaśnił szeptem - obiecaj, że się z tym nie rozstaniesz, nieważne co by się działo.

- O - obiecuję.

Tak szybko jak się do niego przybliżył, tak szybko się oddalił i ponownie dzielił ich duży dystans, zbyt duży na gust niebieskookiego. Spojrzał na prezent, który otrzymał, był to medalion, który wyglądał na dość stary i kosztowny. Tomlinson chciał go zwrócić, jednak wystarczyło spojrzenie na Harry'ego aby zrezygnować ze swojego planu. Zamiast tego schował go do kieszeni spodni, chciał spytać przed czym miał go chronić, ale nie był pewien czy chce wiedzieć. Już od dłuższego czasu zdawał sobie sprawę, iż coś mu grozi, jednak sądził, że to już minęło, ale jak widać mylił się i nadal jest zagrożony.

- Idź już.

- Jak mam to zrobić?

- Przecież wiesz jak - odparł smutno - musisz się obudzić.

- Czyli to sen?

- Może tak, a może nie.

Louis pokręcił głową, chciał dodać coś o jego tajemniczych zagadkach, ale dał sobie spokój. Skoro nie mówił mu nic otwarcie, najwidoczniej miał jakiś powód i wolał się w to nie zagłębiać i tak miał sporo rzeczy do przemyślenia. Tomlinson cofnął się trochę i spojrzał w stronę, z której przyszedł, niby Harry mówił, że musi się tylko obudzić, jednak coś mówiło mu, iż powinien wrócić w miejsce gdzie zaczęła się jego wędrówka. Postawił kolejne kroki coraz pewniej, skoro brunet go nie zatrzymywał najwidoczniej robił wszystko dobrze. Nie chciał jeszcze opuszczać tego miejsca, ale coś w postawie i zachowaniu zielonookiego dawało mu znak, że i tak zbyt długo tutaj był, prawdę mówiąc czas mógł płynąć tu inaczej.

Odkręcił się po raz ostatni aby spojrzeć na bruneta, ale nikogo nie zobaczył. Nie wiedział jakim cudem chłopak tak szybko zniknął, ale skoro to zrobił, on także powinien wynosić się stąd jak najszybciej. Odwrócił się i mało brakowało, a upadłby na ziemię, w ostatnim momencie złapał go Styles. Oparł się o Harry'ego próbując złapać oddech, zdawało mu się, że za jego niedoszłym upadkiem stała jakaś postać, którą zauważył kątem oka, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

- Nic ci nie jest? - spytał łagodnie brunet.

- Jest w porządku - odpowiedział, chociaż nie do końca taka była prawda.

- Naprawdę musisz iść.

Nic nie powiedział, ale zamiast tego zrobił kilka chwiejnych kroków do przodu. Gdy upewnił się, że na jego drodze nikogo ani niczego nie ma zaczął iść odrobinę szybciej. Tym razem już się nie rozglądał tylko patrzył się przed siebie, musiał walczyć ze sobą aby nie zerknąć na chłopaka. Wszystko w jego ciele mówiło mu aby do niego wracał, jednak uparcie szedł przed siebie, bo wiedział, iż to jest to co musi zrobić.

Doszedł do ścieżki, którą wcześniej wybrał, tym razem nie wyglądała na taką przerażającą jak na samym początku.

Louis westchnął cicho, już miał na nią wejść gdy ktoś złapał go za ramię i delikatnie odwrócił w swoją stronę. Zobaczył Harry'ego, chciał już zapytać czemu go zatrzymuje skoro kazał mu iść, ale nie zdążył tego zrobić, ponieważ brunet przychylił się do niego i go pocałował.

Tomlinson był tak zaskoczony, że stał tylko jak pień drzewa, otrząsnął się dopiero gdy zielonooki zaczął się od niego odsuwać. Szatyn nie chcąc mu na to pozwolić przyciągnął go do siebie, przy okazji wplatając palce w jego włosy. Louis miał wrażenie, że czas naprawdę stanął w miejscu, że w tym momencie nic ani nikt nie istniał, tylko oni i to jak perfekcyjnie do siebie pasowali. Całując Harry'ego poczuł, że wszystko w końcu wskoczyło na swoje miejsce, a on znajduje się tam gdzie powinien. Uświadomił sobie, iż świat mógłby się teraz skończyć i nawet by tego nie zauważył. Ręce bruneta wędrowały po plecach Louisa, szatyn miał wrażenie, że zaraz spłonie, lecz niezbyt się tym przejmował, chciał jedynie aby Harry był jeszcze bliżej. Pociągnął lekko za jego włosy, zielonooki westchnął w jego usta, a zaraz po tym raptownie się od niego odsunął, Tomlinson chciał zaprotestować, lecz nie mógł znaleźć słów.

Przyglądał się Harry'emu oddychając ciężko, zauważył że chłopak uśmiechał się szeroko z tego do jakiego stanu go doprowadził. Po brunecie nie było zbytnio niczego widać, jedynie rozczochrane włosy i trochę zarumienione policzki. Louis zazdrościł mu, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego jak on wyglądał, wiedział że był w o wiele gorszym stanie. Czuł, że musi się czegoś przytrzymać, bo istniej duże prawdopodobieństwo, iż się przewróci. W jego głowie szalało istne tornado, na które składały się miliony przeróżnych myśli i emocji.

Zielonooki podszedł do niego i ponownie złączył ich usta, tym razem był to delikatny pocałunek. Gdy odsunął się od niego wyszeptał kilka słów.

- Czas się obudzić Lou.

Szatyn otworzył gwałtownie oczy, a następnie usiadł, w pierwszym momencie nie wiedział gdzie się znajdował, lecz zaraz sobie przypomniał, był w pokoju Harry'ego, spał w jego łóżku. Westchnął cicho, miał nadzieję, iż jego sen tak naprawdę nim nie był, jednak się pomylił i dość mocno rozczarował. Poczuł delikatny ruch koło niego, spojrzał w bok i mało brakowało, a spadłby z łóżka. Obok niego jak gdyby nic spał brunet, Louis nie pamiętał momentu, w którym chłopak kładł się na łóżku, prawdę mówiąc, sądził że będzie spał gdzieś indziej.

Tomlinson nie wiedział co powinien uczynić, gdyby uciekł postąpiłby nieuczciwie wobec Stylesa, który pomógł mu, chociaż nie musiał. Nie wiedział także jak miałby wrócić do spania, wiedząc że on był tak blisko, zwłaszcza teraz po tym śnie. W dalszym ciągu czuł usta zielonookiego na swoich, a przynajmniej tak mu się zdawało. Walczył ze sobą przez kilka minut i w końcu postanowił zostać, położył się ostrożnie by nie obudzić przypadkiem Harry'ego. Ułożył się wygodnie na boku, już prawie usypiał gdy coś zaczęło mu przeszkadzać, a dokładniej coś w kieszeni jego spodni od piżamy. Sięgnął ręką do kieszeni, poczuł zimny łańcuszek, jego serce zaczęło coraz szybciej bić, wyciągnął cały przedmiot i przybliżył go do swojej twarzy.

Louis nie mógł uwierzyć własnym oczom, przedmiot w jego kieszeni okazał się starym medalionem. Medalionem, który dostał od Harry'ego w swoim śnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro