Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis siedział w swoim pokoju próbując znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, jego szlaban wciąż trwał, więc miał dość mały wybór. Był ciekaw kiedy odzyska swoją wolność, lecz na razie o to nie pytał. Wiedział, że mama nie jest w stanie trzymać go w domu przez wieczność. Miał małą nadzieję, iż przed końcem roku pozwoli mu wyjść z domu, bo jeśli nie chcąc nie chcąc będzie musiał złamać jej zakaz i się wymknąć. Nie zamierzał spędzać tak ostatniego dnia w roku, zwłaszcza że bez sprzeciwów odbywał swoją karę. Przyłapał się na tym, że kręcił się po pokoju i bawił się medalionem, który znajdował się w jego dłoni. Jak na razie nie wpadł na żaden pomysł odnośnie przedmiotu, lecz nigdzie się bez niego nie ruszał. Nie do końca wierzył, że mógłby go w jakikolwiek ochronić, jednak mając go przy sobie czuł się spokojniej.

Od kilku dni zabierał się za ułożenie informacji, które zdobył, ale za każdym razem dawał sobie z tym spokój. Wiedział, iż musi w końcu zająć się całą sprawą tak jak należy, ale coś nie pozwalało mu się za to zabrać. Szatyn nie umiał tego do końca wytłumaczyć, bo naprawdę chciał znać prawdę, lecz jednocześnie się tego obawiał. Bał się, że to czego się dowie zniszczy go doszczętnie i nigdy nie spojrzy na świat tak samo. Jakaś jego część podejrzewała, iż Harry w jakimś stopniu ma z tym coś wspólnego i niezbyt mu się to podobało.

Westchnął cicho, zawsze gdy wspominał Stylesa ogarniały go przeróżne uczucia, nie miał siły aby dalej z nimi walczyć, musiał w końcu przyznać, że jest w nim zakochany. Jego uczucie do chłopaka nie było aż tak dużym problemem, tym razem miał kłopot z brunetem, który nie miał zamiaru mówić o tym co czuje i jemu także nie dawał na to szansy. Skłamałby gdyby powiedział, że to go nie boli, ale taka była jego kara za wcześniejsze odrzucenie zielonookiego. Był tylko człowiekiem, który wszystko pokomplikował i teraz musiał ponieść konsekwencje swoich czynów, mógłby walczyć z tym co do niego czuje i próbować zapomnieć, jednak pytanie brzmiało czy tego chciał. Nie musiał się nawet zastanawiać, bo odpowiedź była tylko jedna, nie chciał pozbywać się tych uczuć, mało tego pragnął jeszcze więcej i gdyby tylko Harry pozwolił mu naprawić błędy pokazałaby jak bardzo mu zależy.

Z jednej strony było mu na rękę, iż brunet nie spędzał z nim aż tak wiele czasu jak dawniej, bo nie umiałby przez cały czas ukrywać tego, że jest w nim zakochany, lecz z drugiej strony bolało go to jak bardzo się od siebie oddalili. Wspominanie tego co było między nimi, ta nić porozumienia i rodzące się uczucie, sprawiały że miał ochotę się rozpłakać. Louis dopiero teraz zauważył jak bardzo w ostatnim czasie zrobił się emocjonalny, tak jakby wszystkie emocje, które starał się zawsze ukrywać i kontrolować, w końcu mu się sprzeciwiły i pokazały, iż nie miał już nad nimi władzy. Odkąd zaczął udawać domyślał się, że taki moment nadejdzie, jednak nie spodziewał się go aż tak szybko, chcąc być ze sobą szczerym musiał przyznać, iż nie był gotów aby się z tym zmierzyć.

Jego rozmyślania brutalnie przerwało pukanie do drzwi, szatyn będąc przekonanym, iż to mama tylko sprawdza czy nadal jest w domu nie ruszył się ze swojego miejsca. Mógł siedzieć w domu i nie mówić o tym za co został ukarany, ale momentami miał po dziurki w nosie tej niesprawiedliwości, kontrolowania tego czy aby na pewno gdzieś się nie wymknął. Gdyby tylko chciał z pewnością udałoby mu się wyjść niezauważonym, lecz nie skorzystał z tej opcji z kilku powodów. Zdawał sobie sprawę, że jeśli zostałby złapany mógłby pożegnać się z wolnością do zakończenia szkoły i tylko ten scenariusz powstrzymywał go przed zrobieniem jakiegoś głupstwa. Pukanie powtórzyło się kilka razy, chcąc nie chcąc podszedł do drzwi i gwałtownie je otworzył.

- Siedzę tutaj cały czas, nie musisz sprawdzać co kilkanaście minut - zaczął mówić, ale przerwał gdy zobaczył osobę stojącą przed jego pokojem. Nie spodziewał się tej wizyty, ale bardzo się z niej cieszył, bo mało brakowało, a oszalałby w tych czterech ścianach. Rodzicielka niby nic nie wspominała o tym, że nie można mu wychodzić z pokoju, lecz wolał siedzieć w samotności, przynajmniej nie towarzyszyły mu tu zmartwione i zagniewane spojrzenia.

- Wchodź - odsunął się aby zrobić miejsce przyjacielowi - dzięki Bogu, że przyszedłeś, ratujesz mnie przed wpadnięciem w obłęd.

- Nie przesadzaj - James zaśmiał się cicho wchodząc do pokoju.

Louis udał się za przyjacielem w głąb swojego pokoju, w pierwszym momencie bardzo ucieszył go widok chłopaka, jednakże było to trochę dziwne, bo w końcu się nie umawiali. Zaczął podejrzliwie przyglądać się brunetowi, lecz niczego dziwnego nie dostrzegł, przeszło mu przez myśl, iż naprawdę przesadza z tymi wszystkimi podejrzeniami. Usiadł na łóżku czekając na ruch ze strony Jamesa, który stał na środku i patrzył wszędzie tylko nie na niego. Patrząc na zachowanie Cooplera miał 100% pewności, iż coś się stało, a chłopak nie umiał albo nie chciał z nim o tym rozmawiać.

- Powiesz o co chodzi czy będziesz tak stał - Louis odezwał się po dłuższej chwili.

- To trochę skomplikowane - wyrzucił z siebie, a następnie podszedł do krzesła i na nim usiadł.

- Słucham.

- Tylko się nie denerwuj, ale chodzi o Harry'ego - zaczął.

- Co z Harrym? - zapytał, a w jego umyśle zaczęły tworzyć się przeróżne historie i scenariusze tego co stało się ze Stylesem. Był przekonany, że zielonookiemu stało się coś złego, a James przyszedł aby mu o tym powiedzieć. Denerwował się coraz bardziej, z zniecierpliwieniem czekał na to co za chwilę usłyszy. Próbował w jakiś sposób przyszykować się na jakiekolwiek nowe informacje o chłopaku, lecz to było trudne, a milczący przyjaciel mu w tym nie pomagał - Coś mu się stało?

- Nie, nie - odparł szybko, szatyn trochę się rozluźnił, skoro nic mu się nie stało, nie ma co się denerwować na zapas - martwię się o ciebie Louis i o to jak bardzo zaangażowałeś się w tę znajomość.

- Nie uważasz, że to moja sprawa - niebieskooki odpowiedział nie dowierzając w to co usłyszał. Mógł jakoś przeboleć niechęć mamy do Stylesa, ale Jamesa nie potrafił i nie chciał zrozumieć. Cały czas był przekonany, że przyjaciel lubi zielonookiego, a tu taka niespodzianka. Nie rozumiał tego całego czepiania się bruneta, nie zasłużył sobie na to wszystko, a z każdym dniem było coraz gorzej. Tomlinson zaczął zastanawiać się czemu akurat teraz każdemu zaczął przeszkadzać Harry, a może to działo się od dawna tylko po prostu tego nie dostrzegał.

- Jesteśmy przyjaciółmi, więc w jakimś stopniu to także moja sprawa, nie chce ci sprawiać przykrości, ale po prostu wysłuchaj tego co ci powiem i zastanów się nad tym.

- W porządku - rzucił, jeśli tak bardzo mu na tym zależało mógł posłuchać, jednak to nie zmieni w żaden sposób jego zdania.

- On jest jakiś dziwny Lou, na początku nie zwracałem na to zbytniej uwagi, ale z czasem zacząłem wszystko dostrzegać. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, ale coś z nim jest nie tak, momentami zachowuje się jakby wiedział coś więcej niż każdy z nas i ta sytuacja go nieźle bawi. Nie zapominajmy, że wziął się nie wiadomo skąd i od razu się z tobą zaprzyjaźnił, co jest dość dziwne patrząc na to jaki jesteś. Nie chce się w jakikolwiek sposób obrażać, lecz musisz przyznać, że dość ciężko do ciebie dotrzeć. Muszę przyznać, że były chwile, w których można było się go cholernie przestraszyć i mam nadzieję, iż nie byłeś świadkiem takiej sytuacji. Na dodatek ta historia z Hailey, podobno przed ich zniknięciem kilka osób ze szkoły ich razem widziało, a teraz udają, że nic takiego nie miało miejsca.

Szatyn słuchał uważnie całego wywodu przyjaciela, lecz po raz kolejny dostał obraz Harry'ego, który nie zgadzał się z tym kogo znał, a przynajmniej wydawało mu się, że znał. Chwilami nie był już pewien odnośnie tego w co powinien wierzyć, zawsze wierzył swoim poglądom i wyrabiał sobie własne zdania na różne tematy/osoby. Niebieskooki miał dosyć słuchania takich bredni o brunecie, mógł zrozumieć, że przyjaciel się o niego martwił i dlatego odbywają tę rozmowę, jednak trochę bolało go jak każdy postrzega Stylesa. Najbardziej zaskakującą informacją, którą usłyszał była ostatnia wiadomość, w jego umyśle pojawiły się jakieś przebłyski, lecz tak szybko jak się pojawiły zniknęły. Nie wiedzieć czemu, jednakże był przekonany, iż Harry był zamieszany w zniknięcie Hailey. Przeraziła go jego pewność siebie odnośnie tego, próbował sobie jakoś to wytłumaczyć, ale nie potrafił, on po prostu wiedział.

- Zostawię cię samego, przemyśl sobie moje słowa - dodał, a następnie szybko opuścił pokój.

Louis nawet na niego nie spojrzał był zbyt pochłonięty nowym kawałkiem układanki, powinien bać się Stylesa, lecz nie umiał. Gdyby tylko mógł z nim o tym porozmawiać i rozwiać wszelkie wątpliwości mógłby w końcu przestać o tym myśleć i miałby spokój przynajmniej jeśli chodzi o tę kwestię. Nie był ślepy i widział, że z chłopakiem było coś nie tak, lecz nie zwracał na to zbytniej uwagi, przecież on także był inny niż wszyscy. Jedna rzecz, którą powiedział James nie potrafiła go opuścić, a mianowicie szybkie nawiązanie znajomości między nimi, wcześniej nad tym nie myślał, a teraz zaczął zastanawiać się nad tym czemu ze wszystkich możliwych osób Harry wybrał akurat jego. Gdyby się postarał przekonałby każdego do siebie, więc czemu trafiło na niego, chłopaka który starał się utrzymać wszystkich na dystans.

***

Niecała godzina dzieliła go od wyjścia z pracy i powrotu do swojego więzienia, szatyn nie wiedział czy się z tego cieszyć czy smucić. Zaczynał się weekend, a on nie mógł ruszyć się z domu, prawdę powiedziawszy nie miał niczego zaplanowanego, jednakże wolałby mieć możliwość wyjścia z domu. Trochę się dziwił, iż mógł sam jeździć do szkoły i pracy, lecz wolał nie zaczynać tego tematu z mamą, jeszcze tego mu brakowało aby wszędzie go woziła.

Tomlinson spojrzał w kierunku drzwi, wydawało mu się, że ktoś wszedł do środka, jednak nikogo nie zauważył. Zniechęcony powrócił do swojego zajęcia, czyli rozmyślanie o różnych sprawach i udawanie, iż pracuje. W ostatnim czasie zrobił się zbyt przewrażliwiony, ale winę za to ponosiły te wszystkie dziwne zdarzenia i nieznane niebezpieczeństwo, które ciągle nad nim wisiało. Chłopak mimowolnie zacisnął dłoń na medalionie, w dalszym ciągu nie wierzył w 'moc' przedmiotu, jednak wszędzie go ze sobą nosił. Czasami przychodziły momenty, w których zastanawiał się jak cała ta historia się skończy i nie potrafił sobie tego wyobrazić, cały czas miał przeczucie, że coś złego mu się przytrafi, a wtedy nikt mu nie pomoże.

Usłyszał jakieś odgłosy dochodzące z głębi sklepu, nie wiedział co powinien zrobić, iść sprawdzić co lub kto wydaje taki dźwięk czy po prostu udawać, że niczego nie słyszał. Po chwili namysłu Louis postanowił na razie to zignorować, jego spojrzenie prześlizgnęło się po pomieszczeniu, jednak tak jak wcześniej nikogo nie zobaczył. Zatrzymał wzrok na zegarze, zostało tylko pół godziny do przyjścia Grega i mógł mieć tylko nadzieję, iż przez ten czas nic się nie wydarzy.

Minuty mijały i nic podejrzanego się nie działo, szatyn odetchnął z ulgą, lecz zrobił to zbyt szybko. Dźwięk przybrał na sile, to już nie było ciche szuranie, ale coraz głośniejsze odgłosy, które z każdą sekundą przybierały na sile. Louis już nie ukrywał swojego strachu, przyłapał się na tym, że cały dygotał i nie potrafił przestać. W dłoni trzymał kurczowo medalion, aż poczuł ból, ale pomimo tego go nie puszczał. Wcześniej nie był zbytnio przekonany o sile przedmiotu, lecz w obliczu nieznanego zagrożenia zaczął wierzyć, iż może jakoś mu pomoże. Niebieskooki dopiero teraz naprawdę zobaczył, że znajduje się w niebezpieczeństwie i nie ma nikogo do kogo mógłby się zwrócić.

Po chwili wszystko ucichło, zrobiło się wręcz nienaturalnie cicho, szatyn w dalszym ciągu znajdował się w takiej samej pozycji, był zbyt przestraszony by ruszyć się z miejsca. Mijały długie minuty, podczas których Louis zastanawiał się jak powinien teraz zareagować, najchętniej uciekłby ze sklepu, ale to nie zależało od niego.

Gdy w końcu postanowił ruszyć się z miejsca, usłyszał czyjeś kroki, cofnął się nieznacznie tak jakby miało mu to jakoś pomóc. Czekał aż osoba, która była winna całemu zdarzeniu pokaże swoje oblicze. Tomlinson odetchnął z ulgą, na początku był wystraszony, lecz teraz był nawet wdzięczny, iż wszystko skończy się tu i teraz, przynajmniej nikomu z jego bliskich nic się nie stanie. Kroki były coraz bliżej niego, szatyn wyczuwał, że koniec jest bliski, w myślach zaczął przypominać sobie swoje najlepsze chwile. Gdy skończył i miał zamiar wyjść na przeciw tajemniczej postaci dwie rzeczy zdarzyły w tej samej chwili, ktoś zaszedł go od tyłu, a odgłosy momentalnie ucichły.

- Co ty robisz Lou?

Chłopak podskoczył, a następnie odwrócił się w stronę swojego szefa. Nie zdawał sobie sprawy, że Greg był już w sklepie, prawdę mówiąc nie słyszał aby mężczyzna wchodził do środka. Popatrzył na niego, próbował znaleźć jakieś rozsądne wyjaśnienie swojego zachowania, wiedział iż musiał wyglądać bardzo dziwnie, wyszedł zza kasy, rozglądał się dookoła z przerażoną miną, a na dodatek nadal kurczowo trzymał medalion. Otworzył już usta by powiedzieć coś na swoją obronę gdy drzwi zamknęły się w wielkim hukiem. Louis odkręcił się w ich stronę, miał nadzieję że zobaczy osobę, która pośpiesznie opuściła sklep, lecz się pomylił.

- Louis!

- Ćwiczyłem do przedstawienia - odwrócił się w stronę szefa, a następnie zaśmiał się sztucznie.

- Gdybyś miał zamiar kiedyś to powtórzyć uprzedź mnie wcześniej, dobrze?

- W porządku - odparł.

- Możesz iść do domu - rzucił uśmiechając się.

- Dzięki - niebieskooki zaczął zbierać swoje rzeczy aby jak najszybciej opuścić miejsce pracy. Był wdzięczny mężczyźnie, że po raz kolejny pozwalał mu wyjść wcześniej, tym razem nie był pewien czy wytrzymałby do końca. Jego nerwy były w strzępkach, obawiał się o swoje zdrowie psychiczne, jeśli takie sytuacje będą powtarzać się regularnie. Pożegnał się z Gregiem i opuścił pomieszczenie, nie rozglądał się dookoła tylko od razu podszedł do swojego samochodu i jak najszybciej odjechał.

Dotarł do domu zaskakująco szybko, próbował się uspokoić, lecz coraz gorzej mu to wychodziło. Louis obawiał się, iż rodzicielka od razu zauważy, że coś jest z nim nie w porządku. Powinien wymyślić jakąś wymówkę, jednak w jego głowie cały czas pojawiały się sceny ze sklepu. Nie rozumiał tego co tam się stało, a podejrzewał, że ta wiedza mogłaby mu się przydać. Tomlinson czasami miał wrażenie, iż tak naprawdę nic się nie dzieje, tylko on zaczyna wariować. Znalazł się już w tylu dziwacznych sytuacjach i nikt niczego nigdy nie zauważał, z wyjątkiem jednej osoby, lecz to było zbyt skomplikowane. Nie był głupi i dostrzegał, że Harry przeważnie zawsze pojawiał się tam gdzie coś go prześladowało. Przeszło mu nawet przez myśl, iż może to Styles jest tym tajemniczym i nieuchwytnym zagrożeniem, które na niego czyhało, jednakże dość trudno było mu w to uwierzyć i porzucił szybko swoje podejrzenia. Gdyby brunet chciałby mu coś zrobić z pewnością zabrałby się za to wcześniej, bo przecież miał wiele okazji.

Wszedł do środka dopiero wtedy gdy poczuł się na siłach aby poudawać przez kilkanaście minut. Zdążył tylko zdjąć kurtkę i buty, a od razu przy nim pojawił się Ares, szatyn pobawił się przez chwilę z pupilem i nie chcąc uciekać przed nieuniknionym poszedł do salonu. Pies ciągle stał przy nim, co chociaż trochę podnosiło go na duchu. W pokoju zastał tylko Ruby i naprawdę był z tego zadowolony, przyjrzał się siostrze, wyglądała na zdenerwowaną, niebieskooki miał już wycofać się bez słowa gdy dziewczyna go zawołała.

- Usiądź - zaczęła, Louis spełnił jej prośbę i usiadł obok niej. Zaczął zastanawiać się co takiego się stało albo co zrobił, że blondynka mówiła do niego tak poważnym tonem

- Stało się coś?

- Chodzi o Hailey, znaleziono jej ciało.

Szatyn siedział jak sparaliżowany, przetwarzał w swojej głowie słowa siostry i nie mógł w to uwierzyć, prawdą jest iż zakładał taką ewentualność, lecz nie spodziewał się usłyszeć takich wiadomości. Od razu przed oczami stanął mu obraz Victorii, nie miał pojęcia co przyjaciółka musiała teraz przeżywać, najchętniej poszedłby do niej, lecz co mógł powiedzieć, że mu przykro i to nie powinno się zdarzyć. Dziewczyna nie potrzebowała tych słów od niego, bo one w niczym jej nie pomogą i nie sprawią, że będzie mniej cierpiała.

- Wiesz co jej się przydarzyło? - spytał cicho.

- Nie wiem zbyt dużo, jedynie tyle, że to było dość brutalne morderstwo - odpowiedziała po chwili. Szatyn pożałował, iż zadał to pytanie, wolał tego nie wiedzieć i żyć w błędnym przekonaniu, mimo wszystkiego co między nimi zaszło nie życzył jej takiego końca. Najpierw David, a teraz Hailey, oboje mieli całe życie przed sobą, a teraz już ich nie ma pomiędzy ludźmi, to wszystko było cholernie niesprawiedliwe, ale przecież takie właśnie było życie. Nigdy nie wiesz kiedy nadciągnie twój koniec, więc powinno się wykorzystywać każdą możliwą chwilę aby robić to co się kocha, z tymi którzy są dla nas ważni.

- A tak w ogóle skąd o tym wiesz?

- Od znajomej, która przyjaźniła się z Hailey - odparła, jednak nie patrzyła mu przy tym w oczy. Tomlinson nie wiedział, że siostra w jakimś stopniu miała coś wspólnego z dziewczyną, lecz nie chciał jej o to pytać. Wydawało mu się, iż za wypowiedzią blondynki stało coś jeszcze, ale nie miał chęci aby teraz tym się zajmować. Dyskretnie przyglądał się Ruby, jednak nie wyglądała na osobę, która potrzebowałaby pocieszenia, właściwie zachowywała się prawie tak samo jak zwykle.

Pożegnał się z siostrą, a następnie udał się do swojego pokoju, rzucił się na łóżko i zaczął myśleć o całym dzisiejszym dniu. Miał jakieś przeczucie, że w tej całej układance coś ważnego mu umyka i przez to nie potrafi ułożyć wszystkiego w całość. Był tym tak bardzo zmęczony, iż pragnął tylko aby w końcu nastąpił koniec tej całej chorej sytuacji. Nie miał już sił tak żyć, w ciągłym strachu, podejrzewając o najgorsze każdego w swoim otoczeniu, oglądając się zawsze przez ramię czy przypadkiem ktoś nie chce go zranić.

Od jakiegoś czasu zastanawiał się gdzie popełnił błąd, bo musiał jakiś zrobić skoro jego życie zmieniło się w taki bałagan, którego nie potrafił uporządkować. Chciał poznać odpowiedz na dręczące go pytanie, lecz nie miał pojęcia do kogo powinien się z tym zwrócić, bo każdy mógł go zdradzić, a poza tym nie był pewien kto ile wiedział. Jedyną osobą, która przyszła mu do głowy był Harry, jednakże brunet nigdy nie odpowiadał zbyt jasno, mało tego sprawiał, iż miał zwykle jeszcze większy chaos w głowie. Styles odgrywał w tym jakąś rolę i dobrym pytaniem było czy chciał mu pomóc czy może wręcz przeciwnie.

Louis obudził się zlany potem, oddychał ciężko rozglądając się po pokoju, gdy zorientował się, że nic mu nie grozi zaczął się uspokajać. Trwało do dość długo, jednak biorąc pod uwagę to co sobie przypomniał nie mogło być inaczej. Nie był pewien czy przyśnił mu się koszmar czy może powróciły wspomnienia, które wyparł ze świadomości. Sięgnął do stolika po szklankę z wodą, jednym łykiem wypił większą część zawartości naczynia, przymknął oczy aby przez chwilę się zastanowić, zdawał sobie sprawę, iż raczej nic nie mógł z tym zrobić. Szatyn cały czas widział, że Harry zachowuje się dziwnie, jednakże nie podejrzewał go o morderstwo, jego sen czy co to tam było, nie mógł być prawdziwy.

Tomlinson myślał nad tym przez dłuższy moment, mógł zrozumieć pewne fragmenty tego zdarzenia, właściwie pokrywały się z tym co naprawdę się wydarzyło, a przynajmniej wcześniej uważał, że się wydarzyło. Prawdą było, iż spotkali się w parku, ale od tamtego momentu zaczęły się schody, podobno ktoś go wtedy napadł, a brunet był tego świadkiem, lecz w jego nowo odkrytym wspomnieniu, zielonooki najpierw zabił Hailey, a potem coś mu zrobił. Dostrzegał w tym wszystkim pewne nieścisłości, ale zgadzało się jedno, Harry tam był i coś zrobił. Louis w przypływie złości zerwał medalion z szyi i rzucił go w kąt pokoju, nie chciał mieć nic wspólnego ze Stylesem dopóki nie wyjaśni całej sytuacji. W pierwszym momencie poczuł się trochę dziwnie, jakby popełnił właśnie jakiś błąd, jednak to uczucie zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

***

Tydzień później ​

Pożegnał się ze swoimi przyjaciółmi i jak najszybciej opuścił dom Jamesa. Nie chciał dłużej bezsensownie siedzieć i udawać, że dobrze się bawi, rozumiał czemu przyjaciel ich zaprosił, po tej całej historii z Hailey potrzebowali takiego spotkania, jednak to było zbyt wiele jak dla niego. Było mu przykro z powodu tego co spotkało dziewczynę, lecz cały czas go coś związanego z tym dręczyło i nie umiał tego wyjaśnić. Po raz kolejny miał wrażenie, iż Harry miał coś z tym wspólnego, jednakże nadal nie miał żadnych dowodów, a ze swoim snem i przeczuciem nie mógł dużo zdziałać.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu było z nim aż tak źle, przeważnie w otoczeniu przyjaciół potrafił wyluzować i zapomnieć o problemach, a dzisiejszego dnia coś nie dawało mu spokoju. Mógłby w dalszym ciągu się oszukiwać, jednak znał prawdopodobną przyczynę swojego stanu, zdawał sobie sprawę o co, a właściwie o kogu mu chodziło. O Harry'ego. Od momentu gdy znaleziono ciało Hailey nie odzywał się do niego, a brunet tak jakby zorientował się w tym od razu i jeszcze bardziej go unikał.

Louis sądził, że chłopak będzie próbował dowiedzieć się skąd ta nagła zmiana, lecz nic takiego nie nastąpiło, zamiast tego zaczął udawać, iż ich przyjaźń, ich uczucia nigdy nie istniały. Coraz częściej myślał, że ich znajomość była jakimś żartem ze strony zielonookiego albo po prostu miał go już dość i skorzystał z okazji aby zerwać rodzącą się między nimi więź między. Już wcześniej miał wrażenie, że Harry chciał się od niego odsunąć, ale był na to zbyt miły, więc jakoś znosił jego towarzystwo. Gdy tylko o tym pomyślał przed oczami stanął mu obraz twarzy Stylesa za każdym razem gdy mijał go bez słowa w szkole i zapominał o tym do jakich wcześniej doszedł wniosków.

Szatyn miał wrażenie, że brunet jeszcze bardziej odciął się od wszystkich, jeszcze bardziej zamknął się w swojej skorupie i to z jego winy. Po raz kolejny przypomniał sobie jego smutny wyraz twarzy, którym go obdarzył w czwartek i zrobiło mu się cholernie przykro, bo jakby na to nie patrzeć był jedną z nielicznych osób, które z nim rozmawiały, a teraz zostawił go bez słowa. Od samego początku nie rozumiał czemu nikt nie dawał mu szansy, czemu każdy omijał go szerokim łukiem, a teraz robił to co wszyscy.

Tomlinsona momentami nachodziły wątpliwości odnośnie decyzji, którą podjął, lecz nie potrafił i nie mógł zmienić swojego postanowienia. Był zbyt przerażony tym co podejrzewał w związku z tym co stało się z Hailey by zachowywać się normalnie w stosunku do Harry'ego. Najbardziej przerażające były przebłyski wspomnień, które cały czas pojawiały się w jego umyśle. Próbował się na tym skupić za każdym razem gdy coś mu się przypominało, lecz nic tym nie zdziałał. Bał się tego co widział, bo jeśli tak się stało, brunet naprawdę był zamieszany w tajemniczą śmierć rudej.

Tak bardzo pochłonęło go myślenie o Harrym, że nie zdawał sobie sprawy z tego dokąd idzie. Zatrzymał się na chwilę i rozejrzał dookoła, niechcący wybrał o wiele dłuższą drogę, mógłby zadzwonić po mamę albo taksówkę, jednak wolał zostawić sobie zarobione pieniądze niż wydawać je niepotrzebnie. Louis wznowił swój marsz, mimo iż miał dość siedzenia w domu chciał jak najszybciej się w nim znaleźć. W dalszym ciągu był lekko zdziwiony tym, że rodzicielka pozwoliła mu na wizytę u Jamesa, ale raczej zgodziła się ze względu na sytuację. Miał nadzieję, iż pokazał jej, że nie musi dłużej się o niego martwić i w końcu uwolni go od szlabanu.

Mijał kolejne ulice, z każdym kolejnym krokiem miał coraz dziwniejsze przeczucia, zatrzymał się dopiero przy wejściu do parku. Szatyn zaczął zastanawiać się, którędy pójść, mógłby iść na skróty przez ciemny park, jednak obejrzał zbyt wiele filmów aby wiedzieć, że to dość beznadziejny pomysł. Kusiło go strasznie, lecz cofnął się i wznowił swoją wędrówkę oświetloną drogą, nim minęła minuta zerwał się gwałtowny wiatr, który tylko utwierdził go w decyzji, którą podjął, mimowolnie zadrżał, opatulił się ciaśniej kurtką, ale niestety nic to nie dało.

Po kilku minutach usłyszał kroki, odwrócił się powoli udając, że sprawdza czy przypadkiem czegoś nie upuścił, lecz nikogo nie zauważył. To tylko twoja wyobraźnia Louis powiedział sam do siebie. Niebieskooki stał jeszcze przez kilka sekund i ponownie zaczął iść przed siebie, przeszedł tylko mały kawałek, gdy zaczął mieć wrażenie, iż ktoś go obserwował. Od czasu do czasu odwracał się za siebie, jednak nikogo ani niczego nie widział.

Po chwili wszystkie latarnie zgasły, wiatr przybrał na sile i zaczął sypać śnieg, szatyn zatrzymał się gwałtownie, poczuł zimny oddech na karku, obejrzał się za siebie, ale nic nie widział. Zewsząd otaczała go ciemność, Tomlinson skłamałby gdyby powiedział, że się nie przestraszył. Miał wrażenie, iż trafił do jakiegoś kiepskiego horroru, a zaraz zacznie go coś gonić, gdy tylko o tym pomyślał zaczął iść coraz szybciej przed siebie, w myślach przeklinając własną oszczędność.

- Louis.

Chłopak prawie wylądował na chodniku, ktoś go wolał, ale nikogo przecież nie było na ulicy. Po raz kolejny rozejrzał się wokół siebie, lecz i tym razem zobaczył jedno, wielkie nic.

- Jest tu ktoś - zawołał robiąc kilka ostrożnych kroków do przodu, czekał na odpowiedź, lecz ona nie nastąpiła. Otaczała go głucha cisza, którą przerywał tylko i wyłącznie jego głos.

- Bardzo śmieszne - krzyknął - myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a wy robicie mi taki numer. Był coraz bardziej przekonany, że to któreś z jego przyjaciół, bo kto inny mógłby się bawić w coś takiego.

- Mylisz się - usłyszał cichy szept przy swoim uchu.

Szatyn automatycznie odkręcił się w stronę z której dochodził głos, ale w pobliżu nikogo nie widział. Wydawało mu się to rzeczą niemożliwą aby schowali się tak szybko, bo po pierwsze nie mieli gdzie, a po drugie nie słyszał by ktoś biegł. Miał już zamiar zadzwonić po mamę aby po niego przyjechała gdy zdarzyła się kolejna dziwna rzecz, a mianowicie w przeciągu niecałej minuty temperatura gwałtownie spadła. Louis poczuł niewyobrażalny chłód, zaczął cały dygotać i nie był pewien czy chodziło o to, iż było mu cholernie zimno czy o to, że się bał. Nie czekając na kolejne zdarzenia zaczął biec przed siebie, miał nadzieję że ucieknie z tego koszmaru i znajdzie się w ciepłym domu.

- I tak nie uciekniesz.

Głos ponownie się odezwał przez co niebieskooki był przekonany, że zaraz padnie trupem na ośnieżony chodnik. Przyśpieszył mając nadzieję, że uda mu się uciec, jeszcze nigdy nie biegł tak szybko, nawet wtedy gdy gonił go pies sąsiadki. Nie patrzył pod nogi, co okazało się sporym błędem, ponieważ zahaczył o coś nogą i runął na ziemię. Szatyn nie miał siły aby wstać, oddychał ciężko i łapczywie, jakby każdy kolejny oddech miał być ostatnim. Kątem oka zauważył jakąś postać, która nad nim stała, widział tylko fragment buta, mógłby się odkręcić i zobaczyć kto go ścigał, lecz nie miał odwagi. Na chwilę przeniósł wzrok na swoje dłonie, miał nadzieję że znajdzie coś czym będzie mógł się bronić, ale niczego nie znalazł. Ponownie spojrzał na buty napastnika, jego zdziwienie było ogromne już nikogo nie zobaczył, tak jakby tajemnicza postać rozpłynęła się w powietrzu.

- Nie uciekniesz od przeznaczenia Louis!

Głos dobiegał zewsząd, z każdego zakamarka ulicy, z każdego domu, Tomlinson złapał się za głowę i całkowicie położył się na chodniku, nie zważał na to, że leży w śniegu i jeśli wyjdzie z tego cało prawdopodobnie się pochoruje, chciał jedynie aby ten dźwięk ucichł, bo nie mógł już tego znieść. Jego życzenie spełniło się dość szybko, bo już po chwili wszystko wróciło do normalności, latarnie ponownie zaświeciły, a temperatura się wyrównała. Szatyn usiadł niepewnie, nadal nie miał siły aby wstać, rozejrzał się dookoła, lecz nie dostrzegł niczego niezwykłego.

Nie wiedział jak powinien wytłumaczyć sobie to zdarzenie, gdyby był pijany mógłby sobie wmówić, iż coś mu się przewidziało i przesłyszało, ale niczego nie pił, więc ta opcja odpadała. Nie wiedział kim była ta osoba, a co najważniejsze o co jej chodziło i o jakim przeznaczeniu mówiła. W życiu tak się nie bał, a nie był osobą, która panikowałaby z byle powodu, nie potrafił dopuścić do siebie informacji, iż to co mu się przytrafiło nie było jakimś żartem.

Posiedział przez chwilę bez ruchu i dopiero wtedy postanowił w jakiś sposób się podnieść. Zachwiał się lekko kilka razy, jednak udało mu się odzyskać równowagę, otrzepał się ze śniegu i dość wolnym krokiem zaczął iść przed siebie. Nie chciał aby ktokolwiek zauważył, że coś z nim jest nie w porządku, więc próbował wyrzucić całe zdarzenie z głowy, ale niezbyt mu to wychodziło, bo w końcu ciężko zapomnieć o czymś takim.

- Louis!

Usłyszał za plecami znajomy głos, odwrócił się powoli próbując przybrać neutralny wyraz twarzy. Miał zbyt wiele problemów, na dodatek ta dzisiejsza dziwaczna sprawa, to jeszcze teraz to, tak jakby cały wszechświat uparł się na niego.

- Cześć - rzucił, chciał coś jeszcze dodać, lecz poczuł, iż robi mu się słabo. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, a chwilę po tym stracił przytomność, jedyną rzeczą którą zapamiętał były ramiona, które uchroniły go przed upadkiem, a później była już tylko ciemność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro