Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis obudził się z koszmarnym bólem głowy, którego w żaden sposób nie umiał wytłumaczyć. Uparcie próbował przypomnieć sobie co takiego działo się wczorajszego wieczoru, pamiętał wizytę u przyjaciela, lecz niestety reszta jego wspomnień składała się na niewyraźne i nieskładne zdarzenia. Miał przeczucie, iż stało się coś ważnego o czym powinien wiedzieć, ale coś blokowało go przed ułożeniem wszystkiego w spójną całość. Przekręcił się na prawy bok, jednak coś było nie tak, łóżko w którym spał było zbyt małe, otworzył gwałtownie oczy i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdował zdecydowanie nie był jego, powoli zaczął wpadać w panikę, nie miał pojęcia gdzie się znajduje ani jak tutaj trafił. Podszedł do drzwi, próbował je otworzyć, lecz były zamknięte na klucz, zaczął w mnie walić dłonią, wiedział iż to nie miało większego sensu, ale musiał przynajmniej spróbować.

Po kilku minutach poddał się i osunął na podłogę, rozejrzał się ponownie po pokoju, tym razem w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi lub drogi ucieczki. Przeczesywał wzrokiem każdy kąt, jednak nic mu z tego nie przyszło, bo oprócz łóżka w pokoju niczego nie było, nawet okna. Louis starał się wymyślić jakiś plan, ale z każdą mijaną minutą pogrążał się w rozpaczy i tracił nadzieję na uwolnienie się z tego miejsca.

Gdy w końcu uświadomił sobie, iż na razie nie uda mu się uciec, próbował po raz kolejny przypomnieć sobie co wydarzyło się po wyjściu od Jamesa i jakim cudem znalazł się w zamkniętym pokoju. Wziął głęboki oddech i zaczął układać sobie w głowie wszystkie zdarzenia, coraz więcej szczegółów zaczynało nabierać większego znaczenia. Gdy ostatni element układanki trafił na swoje miejsce, Tomlinson nie mógł uwierzyć w swoją głupotę, ani w to kto okazał się jego porywaczem.

Jeśli miałby wskazać kto za tym stoi nigdy w życiu nie pomyślałby o nim, nawet gdy wcześniej zastanawiał się kto może być za wszystko odpowiedzialny nie brał go pod uwagę. Szatyn mógł winić tylko siebie, iż nie połączył faktów w odpowiednim czasie, ale w końcu mało co wiedział i wszystko wskazywało na Harry'ego. W tym momencie było mu dość głupio, iż tak szybko posadził o coś bruneta i odciął się od niego, jednakże sprawa z Hailey nadal była dla niego zagadką.

Siedział w tym samym miejscu, wpatrując się w jeden punkt przez dłuższy czas, nie miał już nawet ochoty aby o tym wszystkim myśleć. Wiedział, iż w żaden sposób sobie teraz nie pomoże i pozostało mu jedynie czekanie na dalszy rozwój sytuacji. Po kilku godzinach siedzenia na podłodze przeniósł się na łóżko, gdy tylko to uczynił drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wszedł jego porywacz.

- Obudziłeś się w końcu - mężczyzna przyglądał mu się z zaciekawieniem.

- Czemu mnie tu trzymasz? - spytał, jego głos lekko drżał z czego był niezadowolony. Chciał pokazać, że się nie boi, a jego próba udawania skończyła się zanim ją rozpoczął.

- Jesteś mi potrzebny Louis - odparł.

- Dlaczego teraz, przecież znamy się już jakiś czas, więc czemu akurat teraz - zaczął cicho, nie potrafił powiedzieć o co mu dokładnie chodziło, lecz miał nadzieję, iż zrozumiał. Przerażała go myśl co może mu się przytrafić i do czego był aż tak potrzebny, że został porwany.

- Tutaj nie chodzi o ciebie - rzucił robiąc krok do przodu - zawrzyjmy układ, ty nie próbujesz żadnych sztuczek, po prostu zostaniesz tutaj przez kilka dni, a ja obiecuję że cię wypuszczę gdy nadejdzie odpowiedni czas.

Tomlinson zaczął zastanawiać się nad usłyszaną propozycją, dość trudno było mu uwierzyć, że nic mu nie będzie i musi po prostu zostać w tym pokoju przez jakiś czas. Byłby głupcem gdyby się na to nie zgodził, lecz coś nie dawało mu spokoju, problemem było to, iż nie wiedział o co chodziło. Przymknął oczy aby raz jeszcze rozważyć wszelkie opcje, jednakże tylko boleśnie przypomniał sobie, że praktycznie żadnych nie ma. Wlepił wzrok w mężczyznę i dopiero wtedy podjął ostateczną decyzję.

- Skąd mogę wiedzieć, że mówisz prawdę?

- Nie możesz, mógłbym stać tutaj i przekonywać się godzinami, ale decyzja odnośnie tego czy mi wierzysz czy nie i tak należy do ciebie.

- W porządku, zgadzam się - westchnął cicho.

- Dobra decyzja Louis - rzucił.

- W końcu nie miałem innego wyjścia, prawda Greg?

- Miałeś, po prostu wybrałeś najlepsze rozwiązanie dla siebie - odparł cofając się w stronę drzwi - ktoś przyniesie ci coś do jedzenia i ubrania na zmianę, więc bądź grzeczny - dodał wychodząc i zostawiając szatyna. Louis położył się na łóżku i dopiero zaczął poważnie zastanawiać się nad tym jakie później będą konsekwencje decyzji, którą przed chwilą podjął i najważniejsze czy będzie w stanie się z nimi zmierzyć.

* * *

Dni mijały, a szatyn w dalszym ciągu nie miał pojęcia o co chodzi i jaką rolę odgrywa w tym wszystkim. Tak jak obiecał, nie próbował uciekać ani robić innych rzeczy, a w zamian miał spokój i obietnicę, że wróci do domu. Zastanawiał się czy naprawdę nikt go nie szukał, nie pytał o to, bo wiedział iż nie dostałby żadnej odpowiedzi, a nie chciał niepotrzebnie wkurzać Grega. Louis nie mógł zbytnio narzekać, biorąc pod uwagę fakt w jakiej znalazł się sytuacji, zdawał sobie sprawę, że wszystko zależało teraz tylko od niego. Gdyby próbował uciekać z pewnością zostałby traktowany dużo gorzej, więc mając na uwadze swoje dobro siedział grzecznie i nie zadawał pytań, a musiał przyznać miał ich dość sporo.

Tomlinson kątem oka zauważył otwierające się drzwi, jednak był już do tego przyzwyczajony i nie zwracał na to większej uwagi. Nie miał pojęcia, która jest godzina, lecz wątpił aby to była już pora kiedy przynoszą mu jedzenie, więc zostawała tylko jednak osoba. Nie pomylił się, nim minęła minuta do środka wszedł uśmiechnięty Greg, szatyn westchnął w duchu zastanawiając się czego chce znowu mężczyzna.

- Jak ci mija dzień Louis? - zapytał od razu, niebieskooki zaszczycił go spojrzeniem, a następnie wrócił do wpatrywania się w sufit.

- Szalenie ciekawie - rzucił - miałem tyle przeróżnych możliwości, aż sam nie wiedziałem za co się zabrać, a jak twój dzień?

- Bardzo dobrze, dziękuję że pytasz - odparł podchodząc bliżej do szatyna - ale dość tych uprzejmości, porozmawiajmy poważnie.

Chłopak uparcie wpatrywał się w sufit, chociaż musiał przyznać, że zaciekawiła go zmiana mężczyzny, wcześniej nie chciał z nim rozmawiać, prawdą jest że przychodził do niego i siedzieli w milczeniu przez chwilę, jednak zawsze wychodził bez słowa. Louis czekał na kolejny ruch blondyna, bo on ze swojej strony nie miał zamiaru pokazywać, że chce dowiedzieć się o co chodziło. Mijały kolejne minuty, a oni trwali w dziwnej ciszy, każdy z nich czekał aż drugi wykona następny krok, w końcu Jones zdecydował się ponownie odezwać.

- Jak już mówiłem tutaj nie chodzi o ciebie i cieszę się, że postanowiłeś skorzystać z mojej propozycji - odparł i zaczął chodzić po pokoju jak zwierzę w klatce, niebieskooki przestał udawać i przypatrywał mu się z coraz większym zaciekawieniem. Zastanawiał się dokąd zmierza w swojej przemowie i nie miał pojęcia, bo jak na razie usłyszał tylko to co już wiedział - przykro mi, że zostałeś w to wciągnięty, ale akurat za to możesz winić swojego przyjaciela czy kim on dla ciebie jest albo był, wierz mi nie tylko ciebie wykorzystał, z Harrym mamy wspólną historię, o której wolę nie mówić - zawahał się na chwilę, znowu zapanowała między nimi cisza, w trakcie której Tomlinson próbował przyjąć do wiadomości informacje, które otrzymał. Spodziewał się wiele rzeczy, ale nie tego, dość ciężko było mu uwierzyć, iż Grega i Harry'ego coś łączyło, że chłopak którego znał, a przynajmniej tak myślał, okazał się osobą, która wykorzystywała wszystkich na swojej drodze. Louis nie wiedział już komu powinien ufać i wierzyć, bo każdy przestawiał mu różne wersje wydarzeń, chociaż jak na razie wszyscy od początku ostrzegali go przed Stylesem, a on nie słuchał i prawdopodobnie teraz za to płacił - nie wiedziałeś o tym.

- Nie - mruknął cicho.

- To takie typowe dla niego - zaśmiał się smutno - zawsze brał wszystko od innych i nie dawał nic w zamian, nie raz słyszałem jak to mogłem na niego liczyć, a gdy przyszedł moment gdy naprawdę go potrzebowałem zostawił mnie bez słowa, jednakże nie byłem jedyny, lista osób które wykorzystał dla własnych celów jest dość długa i cały czas się powiększa - westchnął odwracając się w kierunku drzwi - pewnie potrzebujesz czasu aby przemyśleć sobie pewne rzeczy - rzucił niespodziewanie i wyszedł zostawiając Louisa z chaosem w głowie i wieloma wątpliwościami. 

Po wysłuchaniu tego wszystkiego szatyn kompletnie nie wiedział co robić, to co mówił Greg nim wstrząsnęło i nie chciał w to wierzyć, lecz jego rozsądek podpowiadał mu, że powinien w końcu otworzyć oczy i przestać wszędzie szukać usprawiedliwienia dla Stylesa. Niebieskooki był wdzięczny mężczyźnie za oszczędzenie mu szczegółów ich historii, nie chciał wiedzieć co brunet mu zrobił, co zrobił innym ludziom, było mu wstyd, że niczego nie dostrzegał i okazał się kolejnym naiwnym na liście zielonookiego. Louis czuł się z tym wszystkim źle i gdyby tylko mógł wymazałby z pamięci wszelkie wspomnienia o Harrym, uświadomił sobie, że nie czuł się tak podle nawet gdy nakrył Josha na zdradzie. Wiedział, iż mimie sporo czasu zanim pozbiera się po tym ciosie, lecz teraz musiał wziąć się w garść, bo w dalszym ciągu tkwił w pułapce, z której jak na razie nie miał ucieczki.

* * *

Louis wiedział gdzie się znalazł nim tylko otworzył oczy, po raz kolejny odnalazł drogę do dziwnej krainy gdzie ostatnim razem zastał Harry'ego. Nie wiedział jakim cudem ponownie tutaj trafił i nie chciał wiedzieć, zależało mu tylko aby znaleźć bruneta i powiedzieć mu co o nim myśli, a przy okazji powiadomić go o swojej beznadziejnej sytuacji, może okaże przynajmniej trochę współczucia i coś z tym zrobi. Zdawał sobie sprawę, że mimo wszystko chłopak był jego jedyną nadzieją aby wyrwać się od Grega, słuchał tego co mówił mężczyzna i tylko z tego powodu nie próbował ucieczki, poza tym wątpił aby mu się udało, lecz nigdy nic nie wspominał o tym aby nikomu nie mówił gdzie się znajduje. Szatyn domyślał się, iż Jones nie wiedział o jego nocnych 'wędrówkach' i tylko z tego powodu nie poruszał tematu milczenia albo dobrze zdawał sobie z tego sprawę i chciał aby powiedział komuś o tym co się z nim dzieje. Tomlinsona z tego wszystkiego rozbolała głowa, miał dosyć tego, że w dalszym ciągu nie miał pojęcia w co został wplątany. Przez te kilka dni dowiedział się różnych rzeczy, Greg czasami sporo przy nim mówił, oczekując na jakąś reakcję z jego strony, jednakże nic z tego nie było zbytnio pomocne i nadal zbyt wiele nie rozumiał, więc wolał się nie odzywać aby przypadkiem nie pogorszyć swojej już i tak kiepskiej sytuacji.

Niebieskooki nie zwlekając dłużej wkroczył na ciemną ścieżkę, lecz tym razem się jej nie obawiał. Jak najszybciej pokonał drogę, gdy wiedział już co prawdopodobnie będzie go czekać po drugiej stronie czuł tylko rosnące podekscytowanie. Nie miał pojęcia ile zostało mu czasu, a musiał dotrzeć do swojego celu, szatyn zaczął zastanawiać się co uczyni jeśli nie zastanie Stylesa i musiał przyznać sam przed sobą, iż nie miał pojęcia co wtedy zrobi. Jego plan był zasadniczo prosty, znajdzie Harry'ego, powie to co musi powiedzieć, a później gdy już się obudzi będzie czekał na pomoc, wcześniej nie myślał o tym, że coś może pójść nie tak.

Wybiegł ze ścieżki i zaczął biec w sobie znanym kierunku, nie do końca był pewien czy udaje się w prawidłową stronę, ale miał przeczucie, iż wszystko idzie tak jak powinno. Tym razem kraina była pogrążona w całkowitej i trochę przerażającej ciszy, Louis wolałby ponownie usłyszeć smutną pieśń przynajmniej miałby pewność, że brunet gdzieś tu się kręci. Pokonał całą drogę w rekordowym czasie, znajdował się dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio, wszystko wyglądało tak samo, jedyną odczuwalną różnicą był brak Stylesa.

Tomlinson rozejrzał się dookoła, nie mógł uwierzyć w to jak bardzo się pomylił, chłopak był jego jedyną nadzieją i nie miał pojęcia co robić. Przyszło mu do głowy aby zaczął wołać zielonookiego, jednakże obawiał się, iż ktoś inny może odpowiedzieć, a tego wolał uniknąć, w dalszym ciągu pamiętał tajemniczą postać, która uciekła przed Harrym. Stanął na środku aby przemyśleć swój następny ruch, nie miał zbyt wielu możliwości, mógł czekać na cud albo poszukać bruneta i modlić się aby żadne tajemnicze osoby, stwory nie pojawiły się na jego drodze.

Usiadł na ziemi i zaczął popadać w coraz większą rozpacz, jeśli chciał być szczery ze sobą żadna z opcji mu nie pasowała. Louis uświadomił sobie jak głupio postąpił zakładając, że znalezienie bruneta będzie bardzo łatwe. Nie wiedzieć czemu, lecz miał przeczucie, że będzie tutaj i mu pomoże, w końcu zawsze powtarzał, iż może na niego liczyć w każdej sytuacji, co właściwie okazało się kłamstwem powtarzanym przez niego różnym osobom. Zdawał sobie sprawę z tego jak mało czasu mu zostało, a on siedział i się nad sobą użalał, jednak ciężko mu było zebrać się w sobie aby dalej walczyć, łatwiej było poddać się i po prostu czekać na dalszy rozwój sytuacji.

- Louis!

Chłopak odwrócił się, na skraju polany zauważył Harry'ego z dość tajemniczym wyrazem twarzy. Szatyn zaczął podnosić się z ziemi, otrzepał swoje spodnie, dopiero teraz zorientował się, że jest ubrany w ten sam garnitur co ostatnim razem. Tak desperacko próbował odnaleźć chłopaka, a teraz gdy to zrobił nie miał pojęcia jak zacząć z nim rozmowę. Niebieskooki sądził, iż Styles będzie zszokowany jego ponownym powrotem do tego miejsca albo zacznie pytać co się z nim stało, lecz nic takiego nie nastąpiło, a Louis zaczął zastanawiać się czy dobrze zrobił pojawiając się tu.

- Mówiłem abyś tutaj nie przychodził - chłopak przerwał dość brutalnie panującą między nimi ciszę. Tomlinson spodziewał się wszystkiego, ale nie czegoś takiego, był przekonany, że zielonooki mu pomoże, a raczej się na to nie zanosiło. Gdyby nie był w tak kiepskiej sytuacji z pewnością postarałby się jak najszybciej opuścić chłopaka, jednak nie miał wyjścia i musiał jakoś wyjaśnić swoje przybycie.

- Ja nawet nie mam pojęcia jak się tu dostałem, nie mówiąc o tym że nie wiem co to za miejsce - odparł po dłuższej chwili.

- Nieważne - rzucił - o co chodzi?

- Żartujesz, prawda? - wypalił szatyn nie spuszczając wzroku ze Stylesa. Louis nie wiedział w co grał zielonooki i nie chciał wiedzieć, chciał od niego tylko pomocy ewentualnie aby przekazał wiadomość komuś kto naprawdę się o niego martwi. Miał coraz większe wątpliwości, obawiał się, iż w jakiś sposób Greg dowie się o jego wizycie, a osobą która o wszystkim mu doniesie będzie właśnie Harry.

- Nie żartuje, mów czego chcesz albo znikaj, to nie jest bezpieczne miejsce dla ciebie.

- Pieprz się Harry - warknął - sam sobie poradzę - dodał, a następnie odkręcił się plecami do bruneta i zaczął biec przed siebie. Nie chciał w tej chwili myśleć o tym co się stało, bo zdawał sobie sprawę, że nie dałby rady aby stawiać kolejne kroki. Bolała go obojętność chłopaka, był przekonany że on coś do niego czuł, a z pewnością wszystko było oszustwem. Chciał wiedzieć czemu przez całą ich znajomość był dla niego oparciem, osobą której mógł zaufać, a teraz w momencie gdy najbardziej go potrzebował okazał się bezdusznym sukinsynem. Tomlinson nie miał pojęcia dokąd biegł, po kilkunastu minutach gdy upewnił się, iż nikt go nie śledzi zwolnił, a następnie zatrzymał się aby rozejrzeć się dookoła. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ani w którą stronę powinien pójść aby wyrwać się z tej przeklętej krainy. Postanowił nadal iść przed siebie i zobaczyć dokąd to go zaprowadzi, mógł także zostać na miejscu i czekać aż się obudzi, jednakże wolał się przemieszczać niż czekać. Szedł przez dłuższy czas, miał niewiarygodne szczęście i nie spotkał nikogo ani niczego na swojej drodze, marzył tylko o tym aby w końcu wydostać się z tego miejsca. Jego uwagę przykuła droga w oddali, jego serce zabiło szybciej, nie mógł uwierzyć, że prawdopodobnie znalazł wyjście. Podbiegł do ścieżki i miał ochotę się rozpłakać ze szczęścia, nie oglądając się za siebie wkroczył w ciemną otchłań, jednak nie czuł strachu jedynie ulgę.

Obudził się w pustym pokoju, leżał na niewygodnym łóżku i patrzył w sufit, wrócił do swojej klatki. Powrócił myślami do tego co stało się na polance, nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od Harry'ego. Świadomość, że osoba, z którą chciał być potraktowała go w taki sposób odbierała mu całą jego silną wolę aby przetrwać to więzienie. Wiedział, iż mimo wszystko nadal musi walczyć i nie może się poddać, bo nadal ma osoby, które się o niego troszczą, jednakże jak miał to zrobić skoro ta jedna osoba, na której polegał tak bardzo go zawiodła. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, pozwolił jej popłynąć, lecz wraz z nią postanowił zamknąć w zakamarkach swojego umysłu wszystko co związane było z Harrym.

* * *

Obudził go odgłos zamykanych drzwi, jęknął cicho i powoli otworzył oczy, podniósł się dość i szybko i rozejrzał po pomieszczeniu, które w żaden sposób się nie zmieniło, jedynie na podłodze leżał talerz z kanapkami. Szatyn westchnął, a następnie ruszył po swoje śniadanie, zdziwił się gdy oprócz jedzenia zobaczył małą, złożoną kartkę. Usiadł z powrotem na łóżku i zajął się tajemniczą karteczką, od chwili gdy został zamknięty w tym pokoju nie dostał żadnej wiadomości, jedynie Greg przychodził aby z nim rozmawiać, a właściwie siedzieć w ciszy. Louis rozłożył kartkę, ktoś napisał tylko jedno słowo ,,dzisiaj'', chłopak miał nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie znaczącym i w końcu wszystko się skończy, a on będzie mógł wrócić do domu.

Nadal było mu ciężko ze świadomością, iż Harry tak bardzo go zawiódł, miał nie wracać do tego zdarzenia, lecz w momentach gdy nie potrafił się skupić na czymś innym jego umysł podstawiał mu fragmenty z ich spotkania. Wiedział, że po powrocie będzie musiał się z nim spotkać aby ostatecznie wszystko zakończyć i obawiał się tego spotkania. Bał się tego co jeszcze może usłyszeć z jego ust, bał się że wszystko naprawdę było jedynie kłamstwem i grą ze strony bruneta. Próbował psychicznie przygotować się na to, jednak i tak w mniejszym lub większym stopniu będzie bolało go to czego się dowie. Tomlinson zastanawiał się czemu trafiło akurat na niego, wkoło było tyle osób, a właśnie on został wybrany spośród wszystkich i wplątany w coś czego nie rozumiał.

Szatyn ledwie zdążył zjeść gdy drzwi ponownie otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Greg. Louis obserwował mężczyznę ze swojego miejsca, jednakże jego wyraz twarzy znowu przypominał maskę. Niebieskooki w dalszym ciągu nie wiedział czemu jego ,,szef'' myślał, że porywając go coś zdziała, bo pomimo tego jak zachowuje się względem niego, to w dalszym ciągu było porwanie.

- Wychodzimy - odezwał się zerkając na Louisa. Chłopak nie odezwał się ani słowem, wpatrywał się tylko próbując zgadnąć gdzie miał zamiar go wywieźć. Jeśli się nad tym zastanowić wszystko było cholernie dziwne, jakby każdy kogo znał był w to uwikłany, a jedynie on był tym, który o niczym nie miał pojęcia - wstawaj - dodał rzucając w jego kierunku kurtkę, gdy jej się przyjrzał zorientował się, że należała do niego.

Tomlinson założył ciuch i w milczeniu wykonał polecenie, zdawał sobie sprawę, iż żaden sprzeciw z jego strony nic by nie zmienił, więc wolał zachowywać się bez zarzutu, robić to co powinien, a może bezpiecznie wróci do domu. Bez chwili wahania podszedł do Grega, był zmęczony tym wszystkim, lecz na razie musiał się dostosować do sytuacji.

- Muszę zawiązać ci oczy - oznajmił znienacka, szatyn skinął głową na znak, że zgadza się z nim, chociaż mężczyzna i tak nie potrzebował jego pozwolenia. Czasami łapał się na tym, iż było mu wszystko jedno jak cała ta sytuacja się skończy i winił za to Harry'ego, bo on okazał się tym, który go złamał. Od początku znajomości z nim obawiał się tego i jak widać miał rację, ale był zbyt zaślepiony i szczęśliwy aby wtedy o tym pomyśleć.

Blondyn zawiązał mu oczy i wyprowadził z pokoju, szatyn po raz pierwszy od dawna był spokojny, wiedział iż niezależnie od tego co się wydarzy dzisiejszy dzień będzie początkiem końca, a może samym końcem.

Gwałtownym ruchem zdjął przepaskę z jego oczu, Louis zamrugał kilka razy aby przyzwyczaić się do otaczającego go otoczenia. Po kilku minutach dopiero był w stanie rozejrzeć się dookoła, gdy zorientował się gdzie się znajdował miał ochotę się rozpłakać. Greg przyprowadził go na polankę, która śniła mu się przez tyle czasu, szatyn zdawał sobie sprawę z tego co prawdopodobnie będzie go dalej czekało. Od momentu kiedy te sny się zaczęły, miał nadzieję iż nic one nie znaczą, lecz teraz pozbył się tej złudnej nadziei. Nie mógł nikogo winić, tylko siebie i to, że zignorował wszelkie podpowiedzi, które miał cały czas pod nosem. Nie pozostało mu nic innego oprócz modlitwy i wiary, że wydarzenia potoczą się o wiele lepiej niż w tym co widział. Nadal zastanawiające było skąd wzięła się u niego taka umiejętność przepowiadania przyszłości, chociaż może to tylko jednorazowa sprawa, w końcu nic innego nie widział.

Greg stał bez słowa obok niego, niebieskooki chciał spytać na co albo na kogo czekają, lecz włożył całą swoją siłę woli aby się do niego nie odezwać i teraz nie miał zamiaru złamać swojego postanowienia. Myślami wracał do rozmów, które mieli, a właściwie monologów mężczyzny, Tomlinson przez większość czasu nie wiedział o co mu chodziło, za każdym razem gdy sądził, iż zrozumiał jego tok myślenia mówił mu coś co psuło całą jego teorię. Domyślił się jedynie, że mimo wszystko próbuje się zemścić i jak na razie dość dobrze mu to wychodziło, Louis miał gdzieś co planuje względem Harry'ego i w żaden sposób nie miał zamiaru się wtrącać w jego plany.

- Jeszcze trochę i będziesz wolny, oczywiście jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - mężczyzna odezwał się niespodziewanie, odkręcając się w stronę szatyna - jeśli tak się nie stanie, no cóż wtedy trzeba będzie wymyślić coś innego - dodał uśmiechając się złowrogo.

Chłopak przełknął głośno ślinę odwracając wzrok od Grega, od początku powtarzał, iż nie chce robić mu krzywdy, jednakże miał dość spore przeczucie, że prawda była zupełnie inna i teraz dostał potwierdzenie. Nadal zastanawiał się czemu Jones go porwał i czy to naprawdę było aż tak konieczne, skoro chciał się spotkać ze Stylesem mógł zrobić to inaczej, a nie bawił się przez tydzień w porywacza. Louis nie rozumiał także czemu nikt go nie szukał, przecież nigdy nie zdarzyło się aby znikał tak bez śladu, więc dlaczego jego mama nic z tym nie robiła.

- Nareszcie.

Niebieskooki spojrzał dyskretnie w kierunku Grega, mężczyzna nie spuszczał wzroku z jednego punktu. Tomlinson przeniósł swoje spojrzenia na ten sam kierunek, w pierwszej chwili nikogo ani niczego nie dostrzegał, lecz po chwili zauważył zbliżającą się postać. Serce szatyna biło coraz szybciej, trochę obawiał się tego co zaraz się wydarzy, bo jeśli coś pójdzie nie tak, on będzie tym który za wszystko zapłaci, mimo strachu nie spuszczał wzroku i w milczeniu obserwował przybliżającą się osobę. Gdy w końcu mógł dostrzec kim jest tajemnicza postać z jego ust wymsknął się cichy jęk, wiedział że chodziło o niego, lecz tak bardzo chciał się mylić. Minęła chwila, a na polankę w końcu wszedł Harry, mimo całej sytuacji i tego czego się dowiedział, wszystko w nim krzyczało aby podbiegł do chłopaka, jednak wiedział, iż Greg za żadne skarby nie dopuściłby do takiej sytuacji.

Szatyn zaczął przyglądać się brunetowi, jednakże gdy zaczął to robić coś innego przyciągnęło jego uwagę. Tomlinson w oddali dostrzegł jeszcze jedną osobę, która dość szybko przemieszczała się w ich stronę. Spojrzał na Grega, dostrzegł na jego twarzy lekkie zaskoczenie, lecz gdy tylko o tym pomyślał mężczyzna przybrał ponownie swoją maskę obojętności, przeniósł spojrzenie na Stylesa, lecz ten nie wyglądał na zdziwionego. Niebieskooki chciał wiedzieć kim jest kolejna osoba, która mieszała się w tę sytuację, miał wrażenie iż zaraz pojawi się tutaj ktoś kogo w życiu by się nie spodziewał.

Louis mimowolnie cofnął się do tyłu, nie mógł uwierzyć w to co widział, ze wszystkich możliwych osób, nigdy nie pomyślałby o niej. Szatyn próbował jakoś to wytłumaczyć, ale na próżno, musiał przetrwać i wyrwać się od Jonesa, a później mógł zadawać swoje pytania, jednak tym razem przynajmniej wiedział do kogo może się zwrócić. Tomlinson pogrążył się we własnych myślach, jednak w dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z przybliżającej się dziewczyny. Jego przyjaciółka wyszła spośród drzew i podeszła do Harry'ego aby stanąć przy jego boku, a z ust szatyna cicho wymsknęło się jej imię.

- Victoria.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro