Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział na łóżku ze swoim notesem, próbował coś narysować aby wyrzucić z siebie emocje z poprzedniego dnia, ale nic mu nie wychodziło. Na podłodze walały się zarysowane kartki, niektóre prawie puste, inne przybierały już jakiś kształt, ale to nie było tym czego oczekiwał. Louis próbował coś stworzyć, ale tak naprawdę sam nie wiedział co chciał pokazać. Nie umiał się na tym skupić, próbował się wyłączyć, ale cały czas o czymś myślał. Odłożył na bok notes poddając się, schował twarz w dłoniach aby zastanowić się co dalej. Szatyn czuł, że wszystko jest nie tak jak powinno i nie miał pojęcia jak wrócić na właściwą drogę. Chciał aby ostatni rok był jego najlepszym, miał przestać zadręczać się tym jak bardzo odstaje od innych, jak bardzo jest od nich gorszy, ale nie potrafi, bo na każdym kroku pokazuje jaki jest beznadziejny.

Opanował do perfekcji sztukę udawania, że nic go nie rusza, a prawda jest zupełnie inna. Nauczył się aby nie pokazywać swoich emocji przy innych, bo bał się, że mogą to później wykorzystać, nienawidził siebie za to jak łatwo można go było zranić, złamać. Louis nawet nie pamiętał ile nocy spędził płacząc w poduszkę, ile nocy siedział i rysował aby wyrzucić z siebie złość, smutek, żal. Jednak to nie było najgorsze, gdy nie umiał sobie już radzić, gdy nienawiść do samego siebie go pokonywała robić coś za co do końca życia będzie się nienawidził.

Mógłby zwalić winę na ludzi, którzy się do tego przyczynili, ale to nie oni kazali robić mu sobie krzywdę, sam sobie to wszystko robił. Tomlinson spojrzał na swoje ręce, nienawidził tych wszystkich blizn, chociaż to było nic w porównaniu jak wyglądały jego nogi. Na początku chciał chyba zwrócić czyjąś uwagę na swój problem, ale z czasem wiedział, że lepiej to ukrywać. Nie wyobrażał sobie stanąć przed mamą i powiedzieć jej co robi, nie chciał jej tak zranić, bo na to nie zasługiwała. Poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy i przestał się nad sobą użalać, obciągnął rękawy bluzki aby nie patrzeć na blizny, schował swój notes i zaczął zbierać pogniecione kartki z podłogi.

Zdążył posprzątać bałagan, który narobił gdy usłyszał dźwięk przychodzącego smsa, podszedł do swojego telefonu aby przeczytać wiadomość. Tak jak myślał Victoria już czekała na niego na dole, wziął plecak i jak najszybciej opuścił dom, atmosfera w domu nadal była dziwna, więc cieszył się, że przynajmniej kilka godzin się z tego wyrwie.

- Cześć - powiedział wsiadając do auta.

- Hej Tommo - odpowiedziała uśmiechając się i ruszając z podjazdu.

- Przepraszam za kłopot.

Szatyn nie chciał sprawiać problemów Victorii, ale nie miał jak dostać się do szkoły, a ona jak zwykle była chętna aby mu pomóc. Cieszył się, że może chociaż z nią porozmawiać, że nie zostawiła go w kłopocie. Obiecał sobie, że jeszcze dzisiaj po pracy sprawdzi co stało się z jego samochodem, miał nadzieję że to nie było coś poważnego, bo nie miał aktualnie pieniędzy, a nie chciał brać ich od mamy.

- To nie kłopot, przecież wiesz - odparła - jak tam sprawa z Jamesem?

Louis westchnął cicho, wiedział że pewnie poruszy ten temat, a nie chciał o tym rozmawiać, bo sam nie wiedział co o tym myśleć. Jednak z drugiej strony chciał pozbyć się z siebie tego ciężaru i przestać trzymać w sobie tą sprawę. Po chwili namysłu stwierdził, że zaryzykuje i z nią o tym porozmawia, a poza tym Victoria zasługiwała aby wiedzieć. Szatyn nie chciał ponownie popełniać tego samego błędu co z Jamesem, nie chciał tracić tym razem przyjaciółki.

- Powiedział, że potrzebuje czasu.

- Nie martw się - spojrzała szybko na szatyna - niedługo się pogodzicie.

- Mam nadzieję - odparł smutno.

Przyjaciółka już nic nie mówiła, więc Louis też się nie odzywał, prawdę mówiąc nie miał ochoty na dalsze rozmowy. Cieszył się, że dziewczyna na niego nie naciskała i wiedziała kiedy sobie odpuścić. Tomlinson próbował zepchnąć Jamesa w kąt jego umysłu aby o nim nie myśleć, bo nic mu to nie pomoże, może tylko czekać na rozwój sytuacji mając nadzieję, że wszystko się ułoży.

Gdy w końcu dał sobie spokój z przyjacielem jego myśli powróciły do chłopaka, na którego wpadł. Zastanawiał się czy jeszcze go spotka, brunet wydawał się być w porządku, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Louis chciał z nim jeszcze porozmawiać aby przekonać się czy ma rację, jednak w jego planie pojawiała się od razu drobna przeszkoda. Nie miał pojęcia jak brunet ma na imię, prawdę mówiąc nic o nim nie wie, oprócz tego że jest nowy, a przecież nie będzie wypytywał o niego ludzi w szkole.

Zastanawiał się jak dowiedzieć się czegoś o nim, przy okazji nie wychodząc na prześladowcę, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Spojrzał na koleżankę i wpadł na genialny pomysł, przecież ona może mu pomóc, Victoria wie chyba wszystko albo mogłaby się czegoś dowiedzieć.

- Vic - zaczął niepewnie, nie wiedział jak ją o to zapytać nie wzbudzając jakichś podejrzeń.

- Powinnam się bać? - zapytała odwracając się na chwilę w jego stronę.

- Nie! - krzyknął szybko.

- No nie wiem, zawsze gdy tak zaczynasz czegoś chcesz.

- To nic takiego - ponownie zaczął, przeklinając w myślach to jak jego przyjaciółka dobrze go znała - chce tylko abyś dowiedziała się czegoś o jednej osobie.

- Zapomnij Tommo, nie wyrzucą mnie ze szkoły, bo ty chcesz się bawić w detektywa.

- Victoria!

- Louis!

- Chce znać tylko imię - powiedział uparcie przyglądając się brunetce.

Widział, że przyjaciółka zastanawia się co zrobić, nie chciał aby miała jakieś problemy, ale chciał też poznać jego imię. Nie prosił aby dowiadywała się jakiś poufnych danych, tylko imię, przecież to nie jest tajna informacja. Gdyby miał do tego dostęp sam by sobie sprawdzić, ale nie ma takiej możliwości. Zawsze zostawała mu jeszcze jedna opcja, a mianowicie poszukać chłopaka w szkole i zapytać o jego imię. Po zastanowieniu stwierdzić, że w życiu nie zrobi czegoś takiego, nie umiałby spojrzeć mu później w oczy. Jeśli Victoria się nie zgodzi, zawsze może się włamać do sekretariatu albo przekupić kogoś by to zrobić. Gdy o tym pomyślał, stwierdził że naprawdę jest idiotą, dobrze wie że nic takiego nie zrobi, chyba że będzie naprawdę zdesperowany wtedy wszystko będzie możliwe.

- Wiesz, że istnieje dużo prostszy i chyba jedyny rozsądny sposób, po prostu do niego podejdź i zapytaj, bo ja nie mam zamiaru narażać swojej przyszłości.

- Co? - zachłysnął się powietrzem - o czym ty mówisz i czemu zakładasz, że chodzi o chłopaka, może o jakąś dziewczynę - spojrzał na przyjaciółkę mrużąc oczy, próbował przypomnieć sobie czy w tej rozmowie wspomniał coś czym mogłaby sugerować się dziewczyna, ale chyba nic takiego nie powiedział.

Koleżanka rzuciła mu długie, sugestywne spojrzenie, Louis miał wrażenie, że mówiło ono ,,nie rób ze mnie głupiej''. Nie wiedział co powiedzieć, więc siedział cicho modląc się o jak najszybsze dostanie się do szkoły. Jego przyjaciele nie wiedzieli, że woli mężczyzn, nie wstydził się tego tylko jakoś nigdy nie było okazji aby o tym porozmawiać. Nie spodziewał się, że mogą cokolwiek podejrzewać, chociaż może był zbyt ślepy i zajęty sobą aby zorientować się, że oni nie są aż tak nieświadomi jak myślał. Wiedział, że niedługo czeka go rozmowa z brunetką i nie mógł powiedzieć, że był tym zachwycony.

W końcu podjechali na parking, ale coś było nie tak, wszędzie stało pełno uczniów. Szatyn zastanawiał się czemu nie wchodzą do środka, przecież zaraz zaczynały się lekcje. Jego obawy pogłębiły się gdy zauważył samochód policyjny, to nie wróżyło niczego dobrego. Podeszli z przyjaciółką do kilku osób, ale każdy mówił coś innego, jedynie każdy powtarzał, że nie możemy wejść do środka.

- Jak myślisz co się stało? - zapytał.

- Nie mam pojęcia - odparła szybko, zbyt szybko jak na jego gust, wydawało mu się, że Victoria się czymś denerwuje, ale próbuje to przed nim ukryć.

Postanowił dać jej spokój, jeśli będzie chciała to sama zacznie rozmowę. Oddalili się trochę od wszystkich, jednak na niewiele to pomogło, bo na parkingu zbierało się coraz więcej osób. Nie mieli pojęcia co robić, nikt z dorosłych niczego nie mówił, z tego co widział kilku nauczycieli stało na samym początku i rozmawiali ze sobą. Po chwili wyszedł dyrektor z policjantem, podeszli do nauczycieli i zaczęli coś im tłumaczyć, zaraz jednak wrócili z powrotem do szkoły. Tomlinson zaczął się denerwować, chociaż nie miał ku temu powodów.

- Dzisiejsze lekcje zostają odwołane, jedźcie do domu - powiedziała jedna nauczycielka, która znalazła się przy nich.

Chłopak zastanawiał się co sprawiło, że zdecydowali się na taki krok, to musiała być dość poważna sprawa. Mieli się rozejść, jednak każdy stał na swoim miejscu i rozmawiał z najbliższą osobą, Louis usłyszał kilka różnych teorii, niektóre były dość prawdopodobne. Dość często powtarzało się, że w szkole doszło do morderstwa, ale w to akurat wątpił.

- Victoria!

Usłyszał czyjś krzyk, zatrzymali się z przyjaciółką, zaraz podeszła do nich Hailey znajoma Victorii. Ruda trzęsła się trochę, próbowała coś powiedzieć, ale nie umiała wydobyć głosu. Louis nie miał pojęcia co jej się stało i jak jej pomóc.

- Dobrze się czujesz? - zapytał niepewnie.

Popatrzyła tylko na niego i się rozpłakała, brunetka przytuliła koleżankę próbując ją uspokoić, Tomlinson cofnął trochę, nie chciał im przeszkadzać, a poza tym nie miał pojęcia co zrobić z płaczącą dziewczyną. Najchętniej wróciłby do domu, ale nie miał jak, mógł stać i czekać na przyjaciółkę albo wracać do domu na pieszo.

- Co się stało? - usłyszał cichy głos Victorii.

- Pani Kane nie żyje - ruda wyszeptała ocierając sobie twarz chusteczką.

Szatyn spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. W pierwszej chwili myślał, że dziewczyna zmyśla, ale wystarczyło na nią spojrzeć aby zorientować się, że nie kłamie. Do Louisa nie docierało jak to się mogło stać, przecież jeszcze wczoraj miał z nią lekcje i wydawało się, że wszystko z nią w porządku. Może jednak te osoby, które mówiły o morderstwie miały rację, tylko kto chciałby skrzywdzić akurat panią Kane.

Zrobiło mu się głupio gdy przypomniał sobie te wszystkie razy gdy narzekał na nauczycielkę. Nigdy nie życzył jej źle, była jedną z niewielu nauczycieli, których w jakimś stopniu lubił. Doceniał, że starała się mu pomóc, nawet jeśli tego nie chciał, a teraz jej już nie było. Patrzył na Hailey i czekał aż powie, że wymyśliła sobie to wszystko jednak nic takiego nie miało miejsca.

***

Minęło kilka dni, w szkole powoli wszystko wracało do normy co ucieszyło szatyna, jednak dalej zastanawiał się nad tym co spotkało jego nauczycielkę angielskiego, okazało się że to jednak nie morderstwo tylko zawał serca. Louis miał przeczucie, że to nie była prawda, że stało się coś innego, jednak z nikim nie podzielił się swoimi odczuciami, poza tym co miał powiedzieć.

Niechętnie pozostawił tę sprawę i wrócił do rzeczywistości, dzisiaj wyjątkowo nudził się w pracy, praktycznie nikt nie przychodził, a jak już ktoś wszedł to i tak nic nie kupował. Tak strasznie zaczęło mu się nudzić, że zaczął robić swoją pracę domową, uporał się prawie ze wszystkim, ale nie miał już na to siły i zaczął czytać książkę. Miał właśnie dowiedzieć się kto jest mordercą gdy usłyszał otwierane drzwi, spojrzał w tamtym kierunku, ale nikogo nie zobaczył. Zaznaczył stronę w książce gdzie skończył i zaczął udawać, że pracuje. Zerknął na zegar wiszący nad drzwiami, zostało mu jeszcze jakieś 15 minut i w końcu koniec na dzisiejszy dzień. Louis nie mógł zbytnio narzekać, praca nie była trudna po prostu siedział za kasą, czasami pomagał ludziom znaleźć jakąś płytę albo książkę.

Wyjął swój telefon aby napisać do Victorii aby nie robiła sobie kłopotu, bo poradzi sobie z dojazdem do domu. Nie chciał być ciężarem dla przyjaciółki, a poza tym może się przejść, chociaż to będzie trwało dość długo, miał już dawno sprawdzić co się stało z jego samochodem jednak cały czas to odwlekał z braku czasu. Zauważył, że dziewczyna przysłała mu smsa jakieś 2 godziny wcześniej, zastanawiał się czego od niego chciała, wiedziała że pracuje i nie będzie mógł pomóc. Otworzył wiadomość, ujrzał tylko kilka słów ,,Ma na imię Harry, ale uważaj na niego podobno jest jakiś dziwny''. Szatyn miał ochotę ucałować brunetkę, nie spodziewał się, że naprawdę postara się mu pomóc, nawet nie miał zamiaru ponownie o tym wspominać. Pominął drugą część jej wiadomości, wolał sam się przekonać jaki jest ten chłopak niż słuchać opinii innych, dobrze wiedział jak takim zachowaniem można zrobić komuś krzywdę.

Tak bardzo się tym przejął i nie zauważył, że w jego stronę ktoś idzie. Podniósł głowę, zobaczył wysokiego chłopaka z rozwianymi włosami, przyjrzał mu się dokładnie i zorientował się kim on jest. To był jego nieznajomy ze szkoły, prawdę mówiąc już nie nieznajomy, tylko Harry.

- Dzień dobry - powiedział uprzejmie uśmiechając się, czasem naprawdę miał dość tego ciągłego udawania miłego dla każdego klienta, ale tym razem był naprawdę szczęśliwy co go trochę zdziwiło.

- Dzień dobry - odparł podając mu swoje zakupy.

- The Beatles, Ed Sheeran i Sherlock Holmes, genialny wybór.

Sam nie wiedział czemu się odezwał, ale chłopak go zaintrygował, rzadko się zdarza aby ktoś w jego wieku sięgał po tę książkę. Louis sądził, że mógłby się z nim bez problemów zaprzyjaźnić, bo naprawdę jeśli ktoś wybiera takie rzeczy spośród tego wszystkiego, jak może być z nim coś nie w porządku. Jeśli okazałoby się, że także uwielbia filmy Marvela Louis byłby gotowy mu się oświadczyć, bo gdzie spotkałby drugiego takiego chłopaka.

- Słucham? - odezwał się, ponownie go nie słuchał i nie ma pojęcia co mówił.

- Znowu nie słuchasz - zaśmiał się cicho, Tomlinson był już pewien, że brunet go pamięta i cieszył się z tego, chociaż starał się aby nie było to aż tak widoczne - powiedziałem, że wiem.

- Wtedy byłem w małym szoku.

- Nie dziwie ci się, też byłem w szoku w końcu niecodziennie ładny chłopak wpada na ciebie na środku korytarza - uśmiechnął się.

Tomlinson nie miał pojęcia co odpowiedzieć, więc stał przyglądają cię chłopakowi. Próbował z jego miny wyczytać czy mówi prawdę cz żartuje sobie z niego, osobiście stawiał na drugą opcję.

- Nie żartuj sobie - odpowiedział w końcu.

- Mówię prawdę.

Louis nie wiedział co o tym myśleć, z nich dwóch to Harry był tym ładnym, a nie on. Zawsze robiło mu się głupio gdy ktoś twierdził, że wyglądał dobrze, miał wrażeni że ludzie się z niego nabijają. Nie potrafił uwierzyć, że mógłby być dla kogoś atrakcyjny, zdążył pogodzić się z myślą że zawsze będzie sam, bo nikt na niego nie spojrzy.

Oderwał w końcu wzrok od bruneta i spojrzał na zegarek, teoretycznie powinien już zamykać, ale przecież nie wyrzuci chłopaka.

- O Boże, przepraszam powinieneś już zamykać to ja może przyjdę innego dnia - zaczął się wycofywać w stronę drzwi.

- Nie, nie poczekaj.

Szatyn podszedł do drzwi i je zamknął, gdy to zrobił zorientował się jak to według Harry'ego musi dziwnie wyglądać. Miał nadzieję, że brunet nie pomyśli, że jest jakiś dziwny, bo naprawdę nie chciał go przestraszyć.

- Nie musiałeś tego robić - odezwał się po chwili - mogłem przyjść innego dnia.

- Już tu jesteś, a poza tym to ja cię zagadałem - wrócił na swoje miejsce - skoro już cię zatrzymałem to kupujesz coś jeszcze czy tylko te rzeczy?

- Tylko to - odparł cicho.

- W porządku - mruknął - to będzie 35$.

Pakując mu zakupy Louis zastanawiał się skąd Harry ma na to pieniądze, on musiałby zastanowić się kilka minut czy warto wydać swoje oszczędności czy zostawić je na coś innego. Jego rodzina nie miała kłopotów z finansami, ale wolał samemu płacić za swoje rzeczy, mógłby mieć wszystko czego chce, ale nie umiałby aż tak wykorzystywać mamy. Brunet zapłacił i już miał odejść, ale chłopak prawdę mówiąc nie chciał się z nim jeszcze żegnać, prawdę mówiąc i tak by nie wyszedł, bo drzwi w dalszym ciągu są zamknięte.

- Harry czekaj! - zawołał

Brunet odwrócił się w jego stronę przyglądając mu się z zaciekawieniem, Louis nie wiedział o co mu chodziło, ale w końcu uświadomił sobie jaki błąd popełnił. Nie powinien znać jego imienia, bo przecież mu się nie przedstawił. W tej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemią, nie miał pojęcia co zrobić aby chłopak nie pomyślał, że jest prześladowcą, który wypytywał innych o niego.

- Nie przypominam sobie abym ci się przedstawiał - zaczął uśmiechając się.

- No tak, ale przez przypadek się dowiedziałem - odparł, przecież nie mógł powiedzieć, że próbował za wszelką cenę poznać jego imię, nie chciał wyjść na aż tak zdesperowanego.

- Ciekawe, miło mi się z tobą rozmawia Louis, ale muszę iść.

- Skąd ty ... - nie dokończył.

- Dowiedziałem się, przypadkiem oczywiście - zaśmiał się cicho - mógłbyś otworzyć.

- Już.

Podszedł do drzwi aby wypuścić chłopaka, nie wierzył że on także w jakiś sposób dowiedział się jak ma na imię. Poczuł się trochę lepiej z tym, że Harry nie wziął go za psychiczną osobę wypytującą o nowo poznane osoby, a przynajmniej myślał, że go za takiego nie uważał. Szatyn nie wiedział jak na niego spojrzeć, przez to czego się przed chwilą dowiedzieli zrobiło się chyba trochę dziwnie. To było trochę zabawne według Louisa, że musieli znaleźć jakiś sposób aby dowiedzieć się czegoś o sobie, a mogli to tak łatwo załatwić, wystarczyłoby jedno pytanie przy ich pierwszym spotkaniu.

- No to cześć - powiedział odwracając się w stronę Harry'ego, spojrzał mu w oczy, ale nie dostrzegł żadnego strachu, więc może będzie chciał się z nim jeszcze kiedyś spotkać.

- Cześć - odparł i szybko opuścił sklep.

Tomlinson stał i patrzył przez szybę na bruneta, prawdę mówiąc nie wiedział czemu to robił, ale nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie rozumiał tej wiadomości Victorii, wydawał się normalny, więc czemu go ostrzegała. Postanowił dłużej o tym nie myśleć, w końcu oderwał się od swojego zajęcia i poszedł zapakować swoje rzeczy. Nie miał pojęcia kiedy narobił takiego bałaganu, powpychał zeszyty byle jak do plecaka, a potem zaczął powoli sprzątać resztę.

- To twój chłopak?

Szatyn odwrócił się gwałtownie, nie miał pojęcia, że ktoś tu został, gdy zobaczył że to tylko Greg, jego szef poczuł ulgę. Mężczyzna wyglądał na rozbawionego tym, że udało mu się go przestraszyć. Louis lubił Grega, podobało mu się, że mógł z nim porozmawiać na różne tematy, ich relacja była bardziej przyjacielska i to mu odpowiadało, bo pewnie nie dałby rady z jakimś surowym szefem. Tomlinson czasem nawalał i wiedział o tym, jednak blondyn cały czas pozwalał mu tutaj zostać za co był mu wdzięczny. Mimo, że zdarzały się dni, w których narzekał na swoją pracę, wiedział że w tej chwili lepszej nie znajdzie.

- On nie jest moim chłopakiem - odpowiedział w końcu, nie miał pojęcia czemu mężczyzna tak pomyślał.

- Z mojego miejsca inaczej to wyglądało, ale jak uważasz - odparł - a tak w ogóle co ty tutaj jeszcze robisz, zawsze starasz się wychodzić jak najszybciej?

- Już wychodzę, tylko wszystko pozamykam.

- Sam to zrobię, możesz już iść - odrzekł podchodząc do szatyna.

- Naprawdę? - spojrzał na szefa nie dowierzając, że chce go puścić i sam zająć się resztą.

- Tak, idź zanim się rozmyślę.

- W takim razie do jutra Greg.

- Pa Louis.

Szatyn złapał swoje rzeczy i jak najszybciej wyszedł ze sklepu, cieszył się że skończył przynajmniej kilka minut wcześniej, bo czekał go dość długi spacer do domu. Przeszedł tylko kilka kroków gdy zaczął padać deszcz, chociaż lepszym określeniem była ulewa. Louis zatrzymał się wyciągając swoją bluzę z plecaka, założył ją na siebie, ale pomimo tego i tak był cały mokry, gdyby był zamknięty w swoim pokoju byłby zachwycony, bo kochał deszcz, ale tylko wtedy gdy siedział w ciepłym domu i oglądał go za szybą. Chłopak przeklął w duchu swój brak rozumu i tego, że nie wziął ze sobą głupiej parasolki.

Tomlinson miał wrażenie, że w ostatnim czasie wszystko stara się mu uprzykrzyć życie i miał tego serdecznie dosyć. Chciałby w końcu przestać się zamartwiać, ale łatwiej było o tym powiedzieć niż rzeczywiście zrobić. Miał wrażenie, że zamartwianie się było już tak bardzo w nim zakorzenione i nie potrafił inaczej funkcjonować, oczywiście często sobie odpuszczał i starał się wyluzować, ale i w takich chwilach powracały jego obawy.

- Louis - usłyszał czyjś głos, odwrócił się i zobaczył Harry'ego, który szedł szybko w jego stronę - podwieźć cię?

- Nie chce ci robić kłopotu - odpowiedział szczerze, szatyn prawie zawsze miał wrażenie, że jest dla innych ciężarem, więc nauczył się radzić sobie samemu przez co nie umiał przyznać się do swoich błędów, do tego że potrzebuje od kogoś pomocy i strasznie go to męczyło. Chciałby być inny, umieć nawiązywać nowe znajomości bez obawy, że poznana osoba ucieknie od niego gdy dowie się czegoś o nim, ale nie potrafił tego zrobić.

- To nie kłopot - odparł spokojnie.

Tomlinson zastanawiał się co zrobić, z jednej strony byłby szybciej w domu i nie musiałby chodzić po deszczu, ale nie chciał być ciężarem dla Harry'ego. Zrobił szybko w myślach listę za i przeciw odrzuceniu jego propozycji i postanowił ją przyjąć.

- Dobrze.

Chłopak poszedł za brunetem w stronę jego samochodu, na szczęście Harry zaparkował tylko kilka kroków dalej. Louis chciał jak najszybciej znaleźć się w domu aby przebrać się z mokrych ubrań i nie pomyślał, że jazda z brunetem może być dość niezręczna. Doszedł do tego wniosku w momencie gdy już się zgodził i głupio było mu powiedzieć teraz, że jednak woli wrócić na pieszo. Wsiedli do auta, panowała między nimi cisza, ta dość niezręczna cisza, szatyn zastanawiał się czy się odezwać czy czekać aż zacznie Harry.

- Możesz prowadzić bez okularów? - spytał nieśmiało przypominając sobie ich pierwsze spotkanie.

- Tak, prawdę mówiąc ich nie potrzebuję, noszę je z przyzwyczajenia - wyjaśnił uśmiechając się szeroko.

- To na pewno nie jest dla ciebie kłopot? - zapytał cicho.

- Uwierz mi nie jest, poza tym to po drodze - odparł.

Louis spojrzał na niego, próbując wyczytać coś z jego twarzy, nie rozumiał skąd mógł wiedzieć czy będzie miał po drodze czy nie, w końcu nie podał mu jeszcze swojego adresu. Coraz bardzie żałował swojej decyzji, zaczął zastanawiać się czy nie poprosić bruneta aby się zatrzymał aby mógł wysiąść i kontynuować spacer.

- Skąd wiesz gdzie mieszkam? - zapytał prosto z mostu, to nie był czas aby bawić się w jakieś podchody.

- Niestety nie mogę ci tego powiedzieć - odpowiedział poważnie nawet na niego spoglądając.

- Zatrzymaj się, chce wysiąść - powiedział stanowczo odpinając swój pas.

- Uspokój się - spojrzał na niego - jak myślisz skąd znałem twoje imię, po prostu ktoś mi powiedział.

- To niczego nie zmienia - zaśmiał się nerwowo, nie miał pojęcia kto mógłby podać Harry'emu takie informacje, ale wydawało mu się, że coś było nie tak i brunet nie do końca powiedział mu prawdę.

- Zatrzymam się na chwilę i ci to wytłumaczę, ale proszę nie uciekaj i zapnij pas.

Nie odezwał się do niego, czekał tylko na jego wyjaśnienia, a jeśli nie będą mu pasować albo znowu będzie miał wrażenie, że coś jest nie tak po prostu wysiądzie nie patrząc na Harry'ego i jego tłumaczenia. Po niecałej minucie brunet w końcu zatrzymał samochód, Louis czekał aż zacznie rozmowę, najlepiej aby zrobił to zaraz, bo żadna siła nie zatrzyma go w aucie.

- Znam twoją siostrę i od niej to wszystko wiem.

- Co? - krzyknął - skąd ty możesz ją znać.

- Ruby Tomlinson, znamy się przez wspólnego znajomego - odpowiedział powoli.

- Ale jak? Nie rozumiem - wypalił patrząc cały czas na Harry'ego, próbował zorientować się czy kłamie, ale miał wrażenie, że tym razem mówi prawdę - mówiłeś, że jesteś tutaj nowy.

- Nowy w szkole, zmieniłem szkołę na ostatni rok z powodów osobistych, nie mówiłem że jestem nowy w mieście - wyjaśnił - nie jestem stąd, pewnie się domyślasz przez mój akcent, ale przeprowadziliśmy się tutaj jakieś 2 lata temu.

Jego akcent był dość wyraźny, szatyn miał wrażenie że chłopak pochodził z Europy jednak wolał się już nie odzywać. Po ich pierwszym spotkaniu zastanawiał się co brunet tutaj robi, myślał że przyjechał na jakąś wymianę uczniowską albo coś podobnego. Zrobiło mu się głupio, że tak go potraktował, ale miał do tego prawo, w końcu niecodziennie obcy chłopak zna takie informacje jak jego adres.

- Aby uzupełnić twoje informacje dodam, że urodziłem się w Anglii, a teraz jeśli chcesz wysiąść droga wolna nie będę cię zatrzymywać.

Szatyn nie wiedział co zrobić, miał wrażenie że chłopak teraz mówi prawdę, bo skąd by wiedział o tym, że ma siostrę i jak ona ma na imię, przecież to nie mógłby być aż tak duży, prawie że nierealny przypadek. Wymamrotał pod nosem, że zostaje i postanowił dalej się nie odzywać, Harry też nie próbował nawiązać z nim rozmowy, więc pewnie nie miał już na co liczyć jeśli chodzi o przyjaźń z brunetem.

- Pewnie myślałeś, że cię śledzę - odezwał się nieoczekiwanie.

- Nie - odparł szybko, może i tak sądził i wiele innych, dużo gorszych rzeczy, ale on nie musiał o tym wiedzieć.

- Ja bym pewnie tak pomyślał - ciągnął dalej.

Tomlinson spojrzał na niego nie wiedząc co myśleć o tym co teraz mówi, sądził że chłopak w tej chwili się po prostu z niego nabijał. Próbował wyczytać coś z jego twarzy, ale Harry był bardzo poważny, jakby to co mówił było jakąś ważna wiadomością, którą musi przekazać i nie może przy tym pokazać żadnych emocji. Po kilku sekundach nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, aż dziwne że normalnie prowadził samochód.

- Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.

- Śmieszne Harry, bardzo śmieszne, ale dobrze powiem ci co myślałem, byłem przekonany że jesteś mordercą i chcesz mnie gdzieś wywieźć, zabić, a następnie zakopać moje ciało.

- Ogranicz seriale kryminalne.

- Nigdy - zaśmiał się cicho.

Nim się zorientował chłopak zatrzymał się pod jego domem, prawdę mówiąc chciał aby ich podróż jeszcze trochę trwała, bo nie licząc tego nieporozumienia na początku czuł się dobrze przebywając z Harrym.

- Dziękuję za podwózkę - odwrócił się w jego stronę.

- Żaden problem - uśmiechnął się nieśmiało.

- Do zobaczenia Harry - odparł biorąc swój plecak i wysiadając z auta.

Deszcz nadal padał, ale to nie miało teraz dla niego znaczenia, bo w końcu czuł, że znajduje się we właściwym miejscu ze swoim życiem. To było dla niego trochę dziwne, bo spędzając czas z brunetem czuł się sobą, miał wrażenie że nie musi udawać kogoś kim nie jest. Tak jakby, chociaż przez chwilę mógł być sobą, bez martwienia się o to co sobie pomyślą inni, brakowało mu tego i chciałby aby takich chwil było więcej. Louis wiedział, że ma ze sobą problemy, ale w końcu poznał kogoś przy kim może być sobą i nie miał zamiaru tak łatwo z niego zrezygnować. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro