Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły dwa miesiące, Louis miał coraz więcej na głowie, oprócz codziennych obowiązków i pracy w sklepie, doszły mu jeszcze próby do przedstawienia. Zdziwienie szatyna gdy ogłoszono kto jaką rolę dostał było ogromne, miał być duchem, a okazało się, że zagra główną rolę. Pani Anders stwierdziła, że nada się idealnie, bo ma ogromny talent i będzie w stanie to udźwignąć, nie mając innego wyboru zgodził się i zaczął na nowo uczyć się swojej roli. Miał duże szczęście, że dość szybko opanował swoje kwestie i teraz miał czas aby nad tym popracować by nie zrobić z siebie pośmiewiska w grudniu.

Relacja z Jamsem wróciła praktycznie do tego co było wcześniej, Louis nie mógł być bardziej szczęśliwy. Cieszył się, że znowu ma przyjaciela po swojej stronie, dopiero teraz zorientował się jak bardzo mu go brakowało. Może i na początku było trochę dziwnie, ale udało im się pokonać niezręczność i ponownie mogą rozmawiać prawie o wszystkim. Tomlinson w dalszym ciągu musiał kilka rzeczy ukrywać przed przyjacielem, ale starał się aby on w żaden sposób nie odczuł, że coś jest nie tak.

Gdy z jednym przyjacielem wrócił wszystko do normy, szatyn nie miał pojęcia co stało się z Harry, który coraz częściej był nieobecny i Victorią, która zachowywała się jak duch. Zachowanie brunetki mógł zrozumieć, przecież martwiła się o koleżankę, która nie dawała znaku życia, jednak nieobecności Stylesa nie umiał wytłumaczyć.

Od kilku dni go nie było, bał się, że coś złego mu się stało, napisał do niego jakiś czas temu, ale w dalszym ciągu nie odpisał. Louis zastanawiał się czy przypadkiem nie przekroczył jakiejś granicy, jednak wydawało mu się to trochę głupie, martwił się o niego i chciał wiedzieć czy coś się stało, nie chciał przecież jakichś szczegółów, wystarczyłoby gdyby chłopak napisał, że z nim jest w porządku.

Coraz bardziej denerwowało go jego zachowanie, Harry względem niego zachowywał się gorzej niż jego mama, a sam nie raczył dać jakiegoś znaku życia. Przyszło mu do głowy aby przejść się do jego domu i po prostu zapytać o niego, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że to byłoby zbyt wiele patrząc na poziom ich znajomości. Nie chciał wychodzić na zdesperowanego chłopaka, który gdy nie dostaje odpowiedzi zaczyna wariować i podejmuje głupie decyzje. Postanowił poczekać jeszcze jakiś czas i dopiero wtedy miał zamiar zacząć podejmować decyzję odnośnie tego co zrobić.

- Cześć Lou.

Odwrócił się i zobaczył Jasmine, szatyn uśmiechnął się na jej widok. Cieszył się, że spotyka się z jego przyjacielem, przez mógł trochę lepiej ją poznać. Louis miał wrażenie, że od wypadku w szkole ich relacje się zmieniły, tak jakby te wydarzenia sprawiły, że się w końcu zaprzyjaźnili.

- Cześć - odparł radośnie.

- Mogę tutaj usiąść? - spytała.

Tomlinson nie do końca wiedział czemu go o to pyta, przecież mogła usiąść i bez pytania. Pewnie większość osób siedzi zwykle na tym samym miejscu w stołówce, ale reszta nie przestrzega tego, sam często zmienia stolik i siada tam gdzie mu się podoba, ważne aby był sam albo z przyjaciółmi.

- Pewnie.

Brunetka usiadła obok niego, w pierwszym momencie zapadła między nimi cisza, której żadne z nich nie przerywało. Louis nie wiedział jak się zachować, był beznadziejny w takich sytuacjach i starał się ich unikać jak tylko mógł. Zaczął rozglądać się dyskretnie w poszukiwaniu Jamesa, który jak zwykle uratowałby sytuację, ale nigdzie go nie było widać. Westchnął w duchu i chcąc nie chcąc postanowił zacząć jakoś rozmowę.

- Więc między tobą a Jamesem w porządku? - zapytał, ostatnio pokłócili się o jakąś głupotę, jeśli miał być szczery nie obchodziły go szczegóły, chciał tylko aby znowu między nimi było dobrze. Jednak musiał trochę poudawać, że coś go to interesuje, a przynajmniej, że jest ich związkiem w jakimś stopniu zaciekawiony. Gdyby się nad tym zastanowić to nawet nie powinno być jakimś dużym zaskoczeniem, że zostali parą, ona popularna dziewczyna, a on kapitan szkolnej drużyny. Dość banalna historia, ale mimo wszystko pewnie coś w niej jest i najlepiej aby ich historia trwała jak najdłużej. Louis pomyślał, że musi później porozmawiać z przyjacielem i od razu zapowiedzieć, że chce zostać chrzestnym ich pierwszego dziecka.

- Tak, już jest dobrze - uśmiechnęła się nieśmiało.

- Cieszę się - odpowiedział - James jest wspaniałą osobą - dodał.

- Wiem, nie martw się nie skrzywdzę go.

- Wiem, że tego nie zrobisz - odparł spoglądając na dziewczynę. Ich rozmowa zaczęła iść w dość dziwnym kierunku, szatyn nie miał ochoty na dalsze kontynuowanie tego tematu. Wiedział, że sam jest sobie winny, bo zaczął o tym mówić, ale nie spodziewał się, że od razu przejdą do czegoś takiego.

Obchodziło go szczęście przyjaciela i nie chciał aby jego serce zostało złamane, jednak nie potrzebował aż takich deklaracji. W dalszym ciągu wolał nie mieszać się w życia innych osób, wystarczyło mu, że w jego był cholerny bałagan, z którym musiał sobie jakoś poradzić. Wolał trzymać się prawie od wszystkich kłopotów, które nie dotyczyły jego osoby, wiadomo że czasem nie mógł sobie na to pozwolić i musiał pomóc swoim przyjaciołom. Gdy Louis przypomniał sobie różne sytuacje gdzie musiał dać komuś jakąś radę uświadomił sobie, że raczej nikomu nimi nie pomógł.

Szatyn czekał na cud, który uratuje ich od tej dość niezręcznej rozmowy, miał przeczucie, że dziewczyna też czuje się dziwnie, a w żaden sposób nie potrafił tego zmienić. Po kilku minutach ciszy w końcu zostali od niej uwolnieni przez pojawienie się Jamesa. Tomlinson odetchnął z ulgą, teraz już nie groziła im sytuacja sprzed chwili.

Louis obserwował przywitanie chłopaka z Jasmine, był zadowolony, że zachowywali się naturalnie, bo nie miał ochoty na przebywanie w otoczeniu jednej z tych okropnych par, które obściskują się przy wszystkich i przy każdej możliwej okazji.

- Cześć Lou.

- Hej.

Para zaczęła od razu o czymś rozmawiać, od czasu do czasu pytali o coś Louisa, któremu nawet odpowiadała taka kolej rzeczy. Tomlinson nie miał dzisiaj nastroju na żadne rozmowy, wolał być pozostawiony sam sobie, mógł przynajmniej pomyśleć w spokoju o różnych sprawach, czyli jego myśli ponownie powędrowały do Harry'ego.

Był trochę przerażony tym jak często w ostatnim czasie rozmyślał o chłopaku. Obawiał się, że na samym końcu to on będzie tym, który będzie cierpiał i pragnął sobie tego oszczędzić, ale jednocześnie dalej chciał bruneta w swoim życiu.

Po chwili usłyszał sygnał przychodzącej wiadomości przez co wrócił do rzeczywistości. Wyjął swoją komórkę, gdy zobaczył od kogo dostał smsa jego serce zaczęło bić trochę szybciej. Tyle czasu czekał by brunet dał mu jakiś znak życia i w końcu się odezwał, Louis miał tylko nadzieję, że to nie była żadna wiadomość typu ,,daj mi w końcu spokój''.

Weź się w garść, to tylko sms - pomyślał, nie mogąc dłużej wytrzymać w niepewności zaczął czytać. Wiadomość była dość krótka, ale to nie było ważne, szatyn skupił się tylko na tym, że chłopak chciał się z nim zobaczyć. Poczekał kilka minut, a następnie odpisał mu swoją odpowiedź, zdawał sobie sprawę, że teraz będzie miał problemy aby się skupić, bo jego myśli będą uciekać do Harry'ego i ich sobotniego spotkania. Musiał tylko wytrzymać jeszcze jeden dzień, a to nie może być trudne.

***

Tomlinson mylił się i to bardzo, miał wrażenie że czas specjalnie stanął w miejscu, zwłaszcza teraz gdy zaraz miał zobaczyć bruneta. Brakowało mu go cholernie, mimo że nie widzieli się tylko kilka dni, nadal nie wiedział co się działo z chłopakiem, ale miał wrażenie, że jeszcze dzisiaj się dowie. Siedział niespokojnie na łóżku i odliczał minuty do spotkania z brunetem, miał przyjść do niego za jakąś godzinę, ale pomimo tego Louis był gotowy od dłuższego czasu.

Stał koło okna przy okazji rozglądając się dookoła, to było nawet zajmujące zajęcia w oczekiwaniu na wiadomość od Harry'ego. Z tego co pisał mu wcześniej chłopak, miał być w domu dopiero po południu, jednak nie podał konkretnej godziny.

Szatyn pozostawił temat powrotu Stylesa, zamiast tego zajął się czymś innym, czymś co nie dawało mu spokoju od kilku dni, a mianowicie jego uczucia. Za każdym razem gdy znajdował się w pobliżu chłopaka miał dziwne odczucia, nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego, jednak nie był głupi i podejrzewał co one mogą znaczyć. Pragnął się mylić, bo nie wyobrażał sobie by miał stracić przyjaźń bruneta. Coraz ciężej przychodziło mu ignorowanie swoich myśli gdy Harry kręcił się koło niego, spędzał z nim czas. Coraz częściej zastanawiał się jak to by było po prostu go pocałować, z pewnością cudownie, a przynajmniej tak myślał.

Louis był przerażony w jakim kierunku zawędrowały jego myśli, nie mógł pozwolić sobie na takie rozmyślania, bo tylko sam siebie tym krzywdził, a poza tym może przez to stracić jego przyjaźń. Wiedział, że musi zawrócić z tej drogi, póki jeszcze nie zaangażował się w coś, co jest niemożliwe. Tomlinson nie miał za bardzo pojęcia jak to zrobić, najlepszym wyjściem byłoby odcięcie się od Stylesa, ale na to nie mógł sobie pozwolić. Musiał szybko wymyślić coś innego, coś co nie sprawi mu bólu, zawsze mógłby przenieść swoje zainteresowanie jego osobą na kogoś innego, jednak w pobliżu nie było nikogo kim byłby w jakimś stopniu zaintrygowany.

Podskoczył nieznacznie gdy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości, szatyn podszedł do biurka gdzie leżał telefon i patrzył się przez kilka sekund na niego. Gdy w końcu zdobył się na odwagę wyciągnął powoli rękę w stronę przedmiotu, podświadomie obawiał się, że Harry zrezygnował z ich spotkania i tego właśnie dotyczył sms. Tak jak podejrzewał wiadomość była od Stylesa, zajęło mu chwilę aby zrozumieć co chłopak do niego napisał. Louis poczuł ogromną ulgę, tak jakby pozbył się czegoś co mu ciążyło, brunet nie odwołał spotkania, tylko trochę zmienił plan, co właściwie było szatynowi na rękę.

Mieli się spotkać w parku, tam gdzie szatyn lubił wychodzić z Aresem, pomyślał że mógłby go wziąć ze sobą, Harry nie powinien mieć z tym problemu. Nie tracąc czasu ubrał swoją zieloną bluzę i podszedł do lustra aby jakimś cudem ułożyć włosy. Louisowi podobał się jego strój, co go dość mocno zaskoczyło, w mniejszym stopniu podobały mu się jego włosy, ale nic więcej nie mógł z nimi zrobić.

Nie tracąc więcej czasu zabrał komórkę i wyszedł z pokoju, zszedł na dół aby poszukać swojego małego pupila.

Zabrał jeszcze komórkę z łóżka i zszedł na dół aby poszukać swojego małego pieska. Znalazł go leżącego na podłodze w salonie, Ares popatrzył na niego swoimi oczami i zaczął radośnie szczekać, tak jakby wiedział co go czeka.

- Chodź mały, idziemy na spacer - powiedział biorąc psa na ręce.

Droga do parku minęła zaskakująco szybko, Louis cieszył się, że Ares z nim współpracował i nie zatrzymywał się co kawałek aby postać przez kilka minut. Chłopak rozejrzał się dookoła, ale nie widział nigdzie przyjaciela, prawdę mówiąc nikogo nie widział. Zdziwiło go to i zaskoczyło, zwykle w parku było sporo ludzi, a dzisiaj oprócz niego nie było nikogo. Nie poświęcając temu swojego czasu, wypuścił psa i przyglądał się swojemu pupilowi, który biegał dookoła.

Minuty mijały, a bruneta w dalszym ciągu nie było, Tomlinson zaczął myśleć, że chłopak już raczej nie przyjdzie, postanowił że zaczeka jeszcze trochę i będzie się zbierał. Zrobiło mu się smutno, nie spodziewał się iż Harry potraktuje go w taki sposób, jeśli nie chciał się spotykać mógł mu po prostu o tym napisać, przecież by się nie pogniewał.

Jego jakaś część nadal trochę wierzyła, że chłopak się pojawi albo spotkało go coś po drodze co go zatrzymało. Zdawał sobie sprawę, że powinien uwierzyć w to co się stało niż wymyślać wymówki na nieobecność bruneta.

- Cześć - usłyszał za swoimi plecami aż podskoczył ze strachu, Louis odwrócił się powoli. Zobaczył Harry'ego, który uśmiechał się do niego nieśmiało. Szatyn chciał na niego nakrzyczeć, że go tak wystraszył i kazał mu czekać na siebie, jednak wystarczyło by spojrzał na jego zmęczoną twarz i zmienił swoje zamiary. Nie miał pojęcia co robił brunet, wyglądał jakby nie spał kilka nocy, ale nie zapytał o to, nie chciał się wtrącać w jego sprawy, jeśli zechce sam mu powie.

- Cześć Harry - przywitał się.

- Przepraszam, że czekałeś - zaczął nieśmiało.

- Nic się nie stało - rzucił szatyn, starał się aby wyszło mu to normalnie. Nie chciał aby Harry wiedział jak źle było mu z myślą, że chłopak po prostu go wystawił. Louis zdawał sobie sprawę, że zbyt emocjonalnie do tego podszedł, miał się nie angażować, a robił coś zupełnie odwrotnego.

- Gdzie się podziewałeś? - spytał - zniknąłeś tak znienacka, nie zostawiłeś żadnej wiadomości, trochę się martwiłem - dodał ciszej.

- Sprawy rodzinne - odparł zaczynając rozglądać się dość nerwowo po otoczeniu. Tomlinson nie rozumiał jego zachowania, miał wrażenie, że Styles coś ukrywa.

- Rozumiem - powiedział, jednak nie była to prawda - ale już wszystko w porządku?

- Tak - uśmiechnął się, jednak ten uśmiech nie sięgał oczu i nie pokazywał jego dołeczków. Chyba zorientował się, że nie wyszło mu tak jak powinno, bo po chwili przestał się uśmiechać - a u ciebie w porządku?

- Pewnie.

Zapadła między nimi niezręczna cisza, Louis nie robił nic aby ją przerwać. Nie wiedział o czym rozmawiać z chłopakiem, który zachowywał się tak dziwnie. Zastanawiał się gdzie podział się Harry, z którym widział się przed jego nagłym zniknięcie, miał wrażenie, że powrócił jako zupełnie inna osoba. Czuł się jakoś nieswojo przebywając w pobliżu bruneta, podświadomie zaczął się go obawiać, tak jakby te wszystkie ostrzeżenia, które dostał naprawdę dotyczyły Stylesa.

Tomlinson cofnął się automatycznie, Harry przyglądał mu się zdziwiony, jednak nie powiedział ani słowa. Szatyn miał wrażenie jakby był już kiedyś w podobnej sytuacji, ale nie umiał sobie nic takiego przypomnieć. Popatrzył w oczy zielonookiego, jakby w nich mógł znaleźć odpowiedź, ale jej nie znalazł, za to miał wrażenie, że brunet pytał go co on do cholery wyprawia. Chciał spuścić wzrok, jednak nie potrafił tego zrobić, miał wrażenie, że jakaś niewidzialna siła nie pozwala mu odwrócić wzroku od bruneta.

Louis próbował z tym walczyć, ale nic nie przynosiło efektu, zaczął w myślach prosić aby to się w końcu skończyło. Nie miał pojęcia co tu się dzieje i nie chciał się w to zagłębiać, pragnął jedynie wrócić do domu. Niespodziewanie zaczął dzwonić telefon Harry'ego, chłopak zainteresował się nim przez co dziwne połączenie zostało przerwane. Louis nie czekając na żadne wyjaśnienia zaczął się cofać, chciał znaleźć się jak najdalej od bruneta.

- Zaczekaj! - złapał go za ramię, szatyn niepewnie się zatrzymał i spojrzał na przyjaciela - nie uciekaj Lou, muszę tylko gdzieś zadzwonić i wyjaśnić jedną sprawę i zaraz do ciebie wracam - zaczął tłumaczyć, ale Louis nie słuchał go za bardzo, chciał jedynie wrócić i zapomnieć o tym spotkaniu - Lou?

- Dobrze poczekam - odparł.

- Zaraz wracam - rzucił jeszcze i pobiegł w stronę ulicy, Tomlinson obserwował go dopóki nie zniknął mu z oczu. Chłopak nie wiedział co robić, chciał uciec jak najszybciej, ale coś mu nie pozwalało. Jakaś jego część chciała dowiedzieć się o co chodzi Harry'emu, czemu tak dziwnie się zachowuje, ale bał się także odpowiedzi, które mógłby dostać. Nie chciał nawet myśleć co stałoby się gdyby naprawdę to Harry okazał się tym, który chce coś mu zrobić.

Ares podbiegł do niego, Louis schylił się by pogłaskać swojego psa i jeszcze raz przemyśleć sytuację, w której się znalazł. Nie miał raczej wyjścia, musiał zostać i czekać na bruneta, nie ważne jak bardzo nie miał na to ochoty. Gdy przypomniał sobie siebie sprzed kilku godzin, to jak bardzo był podekscytowany, że go w końcu zobaczy, zachciało mu się płakać. Nie oczekiwał niczego dużego, ale wszystko co się stało było zbyt pokręcone. Chciał jedynie spędzić z Harrym normalnie czas, a dostał jedno, wielkie, dziwne spotkanie i na dodatek jeszcze gdzieś zniknął.

Od początku wiedział, że Styles nie był do końca jak wszyscy i to go tak do niego ciągnęło, ale teraz już nie był taki pewien czy dobrze zrobił, że w takim krótkim czasie mu zaufał. Miał mętlik w głowie i może zaczął wyolbrzymiać zachowanie bruneta, ale jedno było pewne, coś było bardzo nie tak i musi się dowiedzieć co.

Rozejrzał się dookoła, ale Harry'ego w dalszym ciągu nie było, postanowił zatem pójść w stronę gdzie chłopak zniknął. Wziął Aresa na ręce i szybkim krokiem zaczął iść przed siebie, miał tylko nadzieję, że zielonooki nie przyłapie go na tym co robi. Wyszedł z parku, ale tutaj też nikogo nie było, zaczął zastanawiać się dokąd teraz się udać gdy usłyszał czyjś krzyk. Nie zastanawiając się dłużej zaczął iść w tym kierunku, czuł że to jest to co musi w tej chwili zrobić.

Zauważył jakąś dziewczynę, wydawało mu się, że uciekała przed czymś albo kimś, miał wrażenie że skądś ją zna, jednak nie był pewien. Chciał ją zawołać, ale odwróciła się gwałtownie i zatrzymała na środku ulicy, Louis stał tak, że nikt go nie widział, nie wiedział czy zadzwonić na policję by zajęła się tą sprawą. Dziewczyna nie wyglądała jakby działa jej się jakaś krzywda, nie miała nawet żadnego zranienia, a przynajmniej niczego takiego nie widział. Postanowił się nie wtrącać i czekać na dalszym rozwój wypadków. Ruda po raz kolejny się odwróciła i Louis w końcu wiedział kim ona jest.

- Hailey - wyszeptał.

Miał już wyjść ze swojej kryjówki gdy pojawiła się kolejna postać, osoba przed którą dziewczyna uciekała. Tomlinson nie dowierzał w to co widział, jak gdyby nigdy nic Harry wyszedł i szybkim krokiem znalazł się przy dziewczynie. Szarpnął ją za ramię i zaczął ciągnąć w miejsce, z którego przyszli. Hailey wyrwała mu się i zaczęła uciekać, Louis nie spuszczał oczu z bruneta, chciał zobaczyć jak na to zareaguje. Szatyn sądził, że chłopak się poddał i pozwolił jej odejść, jednak bardzo się pomylił, Harry pobiegł za rudą i gdy ją złapał popchnął ją na ziemię. Szatyn ze swojego miejsca jeszcze widział całą sytuację, chciał pomóc dziewczynie, ale nie mógł się poruszyć. Widział, że próbowała podnieść się, ale Styles trzymał ją mocno, minęło kilka minut, a może i mniej gdy odsunął się od Hailey. Louis chciał zobaczyć co teraz, czy Harry pozwoli jej odejść, ale nic takiego się nie stało, dziewczyna się nie ruszała.

Szatyn cofnął się przerażony, jeśli wszystko co zobaczył było prawdą, właśnie widział jak Harry morduje Hailey. Przyciągnął mocniej Aresa do swojego ciała i zaczął uciekać, chciał znaleźć się w domu albo iść na policję i zgłosić całe zdarzenie. Nie chciał nawet myśleć o osobie, z którą się przyjaźnił, a przynajmniej myślał, że się przyjaźnił.

Nie wiedział, że zaczął płakać dopóki nie poczuł łez na policzku, nie mógł dokładnie określić czemu płacze, czy przez zdarzenie, którego był świadkiem, czym przez to jak bardzo się pomylił w ocenie Stylesa. Tyle osób go ostrzegało, a on dalej uparcie trzymał się swojego i właśnie dostał za to karę, jak mógł być tak ślepy i nie widzieć, że z Harrym jest coś nie w porządku.

Przeszedł przez ulicę nie oglądając się za siebie, bał się że brunet go zobaczy i skończy tak samo jak Hailey. Zdawał sobie sprawę, że nie uda mu się przez cały czas ukrywać, ale miał nadzieję iż do zakończenia tego wszystkiego już więcej go nie zobaczy. W dalszym ciągu wyrzucał sobie jak mógł niczego nie widzieć, jak mógł spędzać z nim tyle czasu, jak mógł zacząć coś do niego czuć.

Jeszcze tego mu brakowało, że zaczął zakochiwać się w mordercy, który miał dość zimnej krwi by zabić dziewczynę w biały dzień, nie przejmując się tym, że ktoś może go zobaczyć.

Louis zatrzymał się na chwilę aby się uspokoić, gdy tak sobie o tym pomyślał, doszedł do wniosku, że może cała sytuacja nie była tym czym myślał, że była, przecież to niemożliwe. Szatyn nie wiedział już co jest prawdą, a co jakimś chorym wymysłem, popieprzoną grą, którą ktoś z nim prowadzi. Gdyby się zastanowić za wszystkie dziwne zbiegi okoliczności odpowiadał Harry, ale jak mógł to zrobić i czemu uratował mu życie, przecież mógł się nie wtrącać.

Widział co próbował zrobić i niezbyt mu się to podobało, bo nie mógł ponownie usprawiedliwiać Stylesa, nie w tym przypadku. Jeśli nawet nie jest odpowiedzialny za poprzednie zdarzenia, w tym jego winą jest rzeczą pewną. Tomlinson dopiero teraz dostrzegł, że wszystkie dziwne sytuacje zaczęły się kiedy pojawił się Harry.

Zszokowany swoim odkryciem aż zapomniał na chwilę o oddychaniu, po raz kolejny okazało się jak bardzo był ślepy na wszystko. I pomyśleć, że sam dopuścił do siebie chłopaka, że pragnął z nim spędzać coraz więcej swojego czasu, aż nie miał sił aby wymyślić co mogło się z nim stać gdyby dalej na to pozwalał.

Szatyn wznowił swój szybki marsz, ciągnąc za sobą Aresa, miał szczęście, że brunet go nie ścigał. Prawdę mówiąc to było dość dziwne, że w żaden sposób nie zareagował na jego zniknięcie. Rozejrzał się dookoła, ale w dalszym ciągu otaczała go cisza, zdziwiło go trochę, że po drodze nie spotkał żadnej osoby, jednak nie poświęcał temu więcej czasu.

Od domu dzieliło go tylko kilka minut, Louis nie mógł być bardziej szczęśliwy z tego, bał się strasznie, ale teraz gdy był już tak blisko jakaś część obaw go opuściła. Miał nadzieję, że w domu zastanie mamę, chciał jej o wszystkim opowiedzieć, chciał aby mu pomogła, bo tym razem nie poradzi sobie sam.

Zaczął jakoś sensownie układać sobie to co powie od razu po wejściu do domu, gdy ktoś złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. Louis zamarł, był już tak blisko, a teraz wszystko stracone. Przełknął głośno ślinę, próbował wyrwać się z uścisku, jednak nie mógł tego zrobić.

- Mówiłem, żebyś na mnie poczekał.

- Czekałem - odpowiedział cicho, starał się nie patrzeć w oczy chłopaka. Bał się, że jakimś cudem odkryje, że on widział to co się stało. Nie miał pojęcia jak się teraz zachować, wiedział że powinien udawać, ale jak to zrobić gdy jedyne o czym myślisz to ucieczka z krzykiem. Westchnął w duchu, próbował na szybko wymyślić jakiś plan, jednak w jego głowie panował chaos. Louis nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków, chciał jedynie dotrzeć do domu bez przeszkód.

- Dlaczego uciekłeś? - spytał.

- Myślałem, że mnie zostawiłeś - odparł, to była pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy. Nie skłamał aż tak bardzo, bo na początku tak myślał, żałował że widział to wszystko, ponieważ teraz będzie musiał z tym żyć i nie wie jak sobie z tym poradzi. Próbował nie panikować, ale z każdą mijaną sekundą był coraz bardziej przerażony, nie chciał skończyć tak jak Hailey.

- Nigdy bym tego nie zrobił, po prostu pojawiły się drobne komplikacje - wyjaśnił, Louis nie dowierzał w to co usłyszał. Drobne komplikacje, czy on naprawdę traktował morderstwo jak małą przeszkodę, z którą można sobie szybko i łatwo poradzić. Z całych swoich sił próbował zapanować nad mimiką twarzy, obawiał się, że w którymś momencie właśnie to go zdradzi, że na jego twarzy będzie wypisane, że o wszystkim wie, a to będzie jego końcem - możemy się jeszcze przejść? - spytał nieśmiało.

Tomlinson zamarł, w jego głowie pojawiła się tylko jedna myśl ,,on wie''. Zdawał sobie sprawę, że musi odpowiedzieć na jego pytanie i musi to zrobić mądrze aby nie wzbudzić jeszcze większych podejrzeń. Gdyby od razu odmówił, z pewnością byłoby to jasne dla Harry'ego, a jeśli się zgodzi kto wie co może się zdarzyć. Spojrzał na bruneta, wyglądał jakby naprawdę mu zależało, tak jakby był normalnym chłopakiem, który chce tylko spędzić czas z przyjacielem, szkoda że rzeczywistość była inna. Louis miał przed sobą dwie drogi i tylko od niego zależało, którą pójdzie, połknął głośno ślinę i powiedział pierwsze słowo, które przyszło mu do głowy.

- Możemy.

Po wypowiedzeniu tego słowa na ustach Harry'ego pojawił się ogromny uśmiech, a Louis zaczął żałować tego co odpowiedział. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro