Spotkanie czwarte

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Zack, mam prośbę.

Kumpel oderwał się na chwilę od roboty i spojrzał na mnie pytająco. Naprawdę źle czułem się z tym, co miałem zamiar zrobić. Ale niestety nie znalazłem lepszego rozwiązania. Kiedyś chyba będę za to wszystko smażył się w piekle.

– Pożyczysz mi trochę kasy? – spytałem, uśmiechając się przyjaźnie.

Posłał mi takie spojrzenia, jakbym prosił go o współudział w morderstwie.

– A można wiedzieć na jaki cel?

Teraz następowała ta jeszcze gorsza część całego zajścia. Mógłbym skłamać, że to na drogie lekarstwa dla mamy albo jakiś inny niecierpiący zwłoki zakup, ale i tak już wystarczająco miałem na sumieniu, aby jeszcze wysługiwać się chorowitą matką do zatuszowania swojej głupoty. Chyba najwyższy czas zastanowić się nad tym, co robiłem niewłaściwie. I chociaż spróbować jako tako wyjść na prostą.

– Zaprosiłem Julię do „Euphorii" – mruknąłem, nie patrząc Zackowi w oczy.

Zaczął się śmiać, kręcąc głową z politowaniem. To tyle w kwestii dobrych, wspierających kumpli.

– Oj, coś mi się wydaje, że ta panna to za wysokie progi na twoje skromne nogi.

Niestety chyba miał rację. Byliśmy z dwóch kompletnie różnych światów. I nawet mimo to, że nie okazała się typową, bogatą, rozpuszczoną panienką z wyższych sfer, dzielące nas różnice były nazbyt wyraźne. Ona zapewne jeszcze tak nie twierdziła, ale prędzej czy później, kiedy moje kłamstwa wyjdą na jaw, na pewno dojdzie do identycznych wniosków. A miałem dziwne przeczucie, że to jednak będzie prędzej.

A może odwołam tę dzisiejszą kolację i wyjawię całą prawdę? Tak powinienem zrobić, Julia na to zasługiwała. Byłem jednak przekonany, że gdy dowie się, kim naprawdę jestem, nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. A ja bardzo chciałem się z nią zobaczyć i spędzić miły wieczór. Nawet jeśli miałby to być ostatni raz.

– No, Zack. Bądź kumplem – mruknąłem i zrobiłem minę zbitego psa.

– Oj, młody, młody. – Westchnął. – Po co wysilać się dla dziewczyny, która pewnie cię rzuci, jak się okaże, że nagadałeś jej samych bajek? A w ogóle nie zorientowała się jeszcze, że chwalisz się przed nią nie swoim autem? Wiesz, że to trochę tak jakby kradzież?

Miałem ochotę czymś w niego rzucić. Wnerwiał mnie, bo miał rację. No bo jak wytłumaczę Julii zniknięcie bentley'a, kiedy właściciel już go odbierze? Że ktoś mi go ukradł? Podpalił? Spadło na niego drzewo? Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej absurdalna, a ja nie mogłem znaleźć z niej dobrego wyjścia. Bo może takie nie istniało. Cokolwiek zrobię – czy przyznam się do kłamstwa, czy będę dalej w nie brnął i tak zapewne stracę tę fantastyczną dziewczynę.

– Powiem jej – odezwałem się nagle, a Zack spojrzał na mnie niezrozumiale.

– Co powiesz?

– Prawdę. Że jestem mechanikiem, a bentley nie należy do mnie.

Powiedziałem to szczerze. Taki właśnie miałem zamiar. Może ten wieczór nie będzie tak uroczy, jak miał być, ale trudno. Koniec z kłamstwami.

***

Cała odwaga mnie opuściła, kiedy zobaczyłem Julię. Wyglądała doprawdy olśniewająco. Nawet jeszcze piękniej niż wczoraj. Miała na sobie elegancką czarną sukienkę, włosy związane z tyłu, lekki makijaż i drogą biżuterię. Dziękowałem w duchu mojej mamie, która niemalże zmusiła mnie niedawno do kupna garnituru. Miałem nadzieję, że wyglądam przyzwoicie.

Kiedy dotarliśmy do restauracji, na szczęście nie była ona zbytnio zatłoczona. Udało nam się znaleźć stolik we w miarę cichym i odosobnionym miejscu. Nikt nie powinien nam przeszkadzać. Odsunąłem dziewczynie krzesło, na co odpowiedziała mi uśmiechem. Dobre maniery nigdy nie wyjdą z mody. Po chwili podszedł do nas kelner. Zamówiliśmy swoje dania i czerwone wino. Zack w końcu ulitował się nade mną i pożyczył mi trochę pieniędzy, więc przynajmniej w jednej kwestii byłem póki co spokojny.

Naprawdę miałem zamiar się do wszystkiego przyznać, ale Julia miała tak świetny humor, że nie chciałem jej go psuć. Poza tym lepiej chyba byłoby to zrobić w jakimś mniej publicznym miejscu. Naprawdę nie chciałem, aby wszyscy dookoła dowiedzieli się jaką jestem kanalią, kiedy Julia wpadnie we wściekłość i chluśnie mi lampką wina prosto w twarz. Tak przynajmniej wyobrażałem sobie tę scenę.

Zresztą omijaliśmy temat mojej pracy szerokim łukiem. Nie miałem serca przerywać dziewczynie, kiedy opowiadała o spotkaniu z kobietą, która wczoraj kupiła jej obraz. Była zachwycona talentem młodej malarki i zapewniła, że będzie z uwagą śledzić jej poczynania. Wróżyła jej wielką karierę.

– Nadal nie mogę w to uwierzyć – dodała na koniec. – Rodzice są ze mnie tacy dumni.

– Ja też – odparłem z uśmiechem. – Twoje obrazy naprawdę coś znaczą. Chętnie wszedłbym w posiadanie jakiejś z twoich rac.

Gdybym tylko miał na to pieniądze.

– Właściwie to mam coś dla ciebie – powiedziała Julia i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce.

Chwilę później położyła na stole kartkę wielkości A4. pochyliłem się nieco, aby przyjrzeć się jej bliżej. Był to rysunek wykonany ołówkiem. Przedstawiał postawnego mężczyznę opierającego się o maskę luksusowego samochodu. Przedstawiał bentley'a i mnie.

Nagle zaschło mi w gardle.

– Co o nim myślisz? – spytała Julia, kiedy nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony.

Wypuściłem głośno powietrze. Wziąłem rysunek do ręki. Co mogłem powiedzieć?

– Jest naprawdę wspaniały.

Postać ze szkicu miała nieobecny wyraz twarzy. Z głową odwróconą przez ramię, patrzyła lekko w lewą stronę. W tym wzroku było coś niepokojącego, hipnotyzującego. Czy taki byłem w oczach Julii?

– Cieszę się, że ci się podoba – odparła z uśmiechem i przykryła dłonią moją dłoń leżąca na stoliku.

Teraz mogłem powiedzieć jej prawdę. Coś w stylu „Świetnie wyglądam przy tym samochodzie, szkoda tylko, że nie jest mój". Byłem jednak zbyt poruszony tą całą sytuacją. Ona zrobiła coś specjalnie z myślą o mnie, a ja miałbym to wszystko zepsuć? Nie, nie zrobię jej tego.

– Dziękuję. – To jedyne, co byłem w stanie wykrztusić.

Reszta kolacji upłynęła w miłej atmosferze. Rozmowa zeszła na tematy rodzinne. Dowiedziałem się, że Julia ma młodszą siostrę i to teraz w niej ojciec pokładał nadzieję na przejecie firmy. Usłyszałem też kilka zabawnych anegdot z ich życia. Ja niestety nie miałam za bardzo o czym opowiadać. Byłem jedynakiem. Ojca nie widziałem od kilku lat, a mamę odwiedzałem w weekendy, aby pomóc w pracach domowych. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę, ale niestety z tej kwestii los mnie nie rozpieszczał.

Kiedy kelner przyniósł rachunek, tak jak się spodziewałem, okazał się on niebotycznie wysoki. Nie dałem jednak po sobie poznać, że nigdy nie zapłaciłem takiej góry forsy za posiłek. Wyciągnąłem z portfela odpowiednią sumę. Jakoś będę musiał sobie poradzić z dziurą w budżecie.

Gdy opuściliśmy restaurację, nie było jeszcze zupełnie ciemno. Zresztą żadne z nas nie miało jeszcze ochoty kończyć tego wieczoru. Postanowiłem zabrać Julię w pewne, wyjątkowe dla mnie miejsce. Dziewczyna była nieco zaskoczona, kiedy zatrzymaliśmy się przed jedną z opuszczonych kamienic na obrzeżach miasta. Otworzyłem jej drzwi i pomogłem wysiąść. Spojrzała na mnie pytająco, ale ja tylko uśmiechnąłem się tajemniczo. Wziąłem ją za rękę i skierowaliśmy się w stronę budynku. Nie było w nim oczywiście windy, więc pokonaliśmy niezliczoną ilość schodów w ciszy. Podświadomie chyba żadne z nas nie chciało psuć nastroju. Znaleźliśmy się na ostatnim piętrze, gdzie była przymocowana niewielka drabinka prowadząca na dach. Wspiąłem się pierwszy, aby odsunąć klapę, a potem pomogłem Julii. Kiedy dotarliśmy do celu, dziewczyna rozejrzała się zdumiona dookoła. Budynek był na tyle wysoki, że z jego dachu widać było całą panoramę miasta, obecnie rozświetloną przez światła w domach oraz neony sklepów i pubów.

– Przychodzę tu, kiedy chcę pobyć trochę sam, coś przemyśleć – szepnąłem, gdy Julia nadal podziwiała widoki.

To była taka moja bezpieczna przystań. Tutaj mogłem się wyciszyć, choć na chwilę oderwać od problemów. Odkryłem to miejsce dawno temu, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. I do tej pory nikomu go nie pokazałem.

– Tu jest przepięknie – odparła, nie odrywając wzroku od rozpościerającego się przed nami miasta. – Chciałabym to kiedyś namalować.

– Nic nie stoi na przeszkodzie. Ten obraz na pewno będzie tak samo świetny jak pozostałe. Albo jeszcze lepszy – powiedziałem, obejmując ją lekko od tyłu.

Bałem się, że mnie odepchnie. Uzna, że wszystko dzieje się za szybko. Ona jednak wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. W milczeniu wpatrywaliśmy się w skąpany w nocy miejski krajobraz.

Chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie. Było mi tak dobrze, tak idealnie. Wydawało mi się, że śnię. Nie chciałem się budzić, ale to było nieuniknione.

Nagle, nie wiadomo skąd, do naszych uszu dotarły łagodne dźwięku muzyki.

– Zatańczymy? – zaproponowałem.

Julia uwolniła się z moich objęć, obróciła do mnie przodem i uśmiechnęła słodko. Przybliżyliśmy się do siebie, położyłem dłonie na talii, ona swoje na moich ramionach. Zaczęliśmy ruszać się w rytm melodii. Przemieszczaliśmy się niemal po całej długości dachu. Julia śmiała się uroczo, kiedy ją obracałem. Wyglądała naprawdę ślicznie z zaróżowionymi policzkami i dołeczkami w kącikach ust. Mógłbym nie odrywać od niej wzroku.

Kiedy piosenka się skończyła, przysunęliśmy się do siebie znacznie. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Poczułem się jak zahipnotyzowany. Zacząłem powili pochylać się w jej stronę. Ona zastygła w bezruchu. Tylko przymknęła powieki. Musnąłem lekko jej wargi, niepewny, czy ona też tego chce. Oddała jednak pocałunek, więc położyłem dłonie na jej policzkach i pogłębiłem pieszczotę. Poczułem przyjemnie ciepło rozchodzące się po moim ciele. Zdecydowanie było co coś wyjątkowego.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Julia posłała mi najśliczniejszy uśmiech na świecie. Nie mogłem się również nie uśmiechnąć. Znów mocno się do mnie przytuliła, a ja oparłem podbródek na jej głowie. Nie wiem, jak długo tkwiliśmy w tym uścisku, czas przestał się liczyć. Byliśmy tylko my, cieszący się swoją obecnością.

Gdy zrobiło się już naprawdę chłodno, tak, że oboje drżeliśmy z zimna, postanowiliśmy wracać. Poza tym godzina była już dość późna i rodzice Julii mogli się o nią martwić.

Włączyłem radio i ruszyliśmy. Po chwili zauważyłem, że Julia przysnęła z głową opartą o szybę. Widocznie była naprawdę zmęczona. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. We śnie była taka łagodna i niewinna. Jak anioł.

Zdałem sobie sprawę, że nie spełniłem obietnicy danej Zackowi i sobie. Nie powiedziałem jej prawdy. Najnormalniej w świecie stchórzyłem. Ale patrząc na nią teraz, wiedziałem, że dobrze się stało. Gdybym się przyznał, złamałoby jej to serce.

Wyłączyłem silnik, kiedy znaleźliśmy się pod jej domem, a Julia od razu się ocknęła.

– Przepraszam – powiedziała lekko zaspanym głosem. – Nie chciałam zasnąć.

– Nic się nie stało – odparłem z uśmiechem. – Przyjemnie się na ciebie patrzało.

Na jej policzki wkradł się uroczy rumieniec.

– Zobaczymy się jutro? – zagadnąłem, przerywając moment ciszy.

– Jutro nie mogę – powiedziała przepraszającym tonem. – Ale dam ci znać, kiedy będę miała trochę czasu.

Starałem się nie dać po sobie poznać, jak bardzo było mi przykro.

– W takim razie czekam na telefon.

– Naprawdę świetnie się dziś bawiłam. Dziękuję – oznajmiła, po czym pochyliła się w moją stronę i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek. – Do zobaczenia wkrótce.

– Do zobaczenia – odparłem, kiedy wysiadała z bentley'a, jak zwykle machając mi na pożegnanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro