Spotkanie piąte (ostatnie?)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez cały dzień nie mogłem porządnie skupić się na pracy. W mojej głowie nadal jak żywe tkwiły wspomnienia wczorajszego wieczoru, które skutecznie mnie dekoncentrowały. Poza tym co chwila zerkałem na telefon, aby upewnić się, że Julia nie dzwoniła. Chyba zacząłem popadać w obsesję. 

 – I jak tam wczorajsza randka? – zapytał Zack, który niespodziewanie znalazł się koło mnie. - Wyśmienicie – odparłem, uśmiechając się pod nosem. 

 - Czyżby wybaczyła ci wszystkie przewinienia? – Kumpel spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

– Cóż... – zacząłem, ale nie było mi dane dokończyć.

– Nie powiedziałeś jej!

Zabrzmiało to jak najcięższe oskarżenie. Ale wiem, że mi się należało. Zack miał zupełną rację. Powinienem wyjaśnić to już dawno temu albo najlepiej w ogóle nie kłamać. Im dłużej to trwało, tym trudniej było się z tego wyplątać.

– Nie byłem w stanie – odparłem cicho.

Trudno było mi się do tego przyznać, ale bałem się. Bałem się reakcji Julii. Naprawdę zaczęło mi na niej zależeć i jeśli mnie odtrąci, co zapewne zrobi, będzie mi ciężko. Była taka wspaniała, wręcz idealna. Według mnie całkiem do siebie pasowaliśmy. Nie chciałem, aby odeszła.

– Słuchaj, Ryan. – Zack położył mi rękę na ramieniu. – Nie chcę cię dołować, ale to wszystko nie wygląda najlepiej. Ona i tak się dowie.

Doskonale o tym wiedziałem. Tylko, że ja chyba wolałem, aby prawda wyszła na jaw przypadkiem. Pewnie Julia znienawidzi mnie za to jeszcze bardziej, ale to już nie będzie miało takiego znaczenia.

Uśmiechnąłem się blado do Zacka. Przeważnie zachowywał się jak mój ojciec, ale czasami dostrzegałem w nim cechy dobrego przyjaciela. I w tej chwili był właśnie tym drugim. Co prawda nie pocieszał mnie na siłę, tylko powiedział, co naprawdę myśli, ale wiedziałem, że robił to w dobrej wierze. Byłem mu wdzięczny, bo w pewien sposób się o mnie troszczył. Był jak straszy brat, którego nigdy nie miałem.

Nagle drzwi wejściowe trzasnęły z hukiem. Do środka wkroczył Henry.

– Młody! – krzyknął w moją stronę. – Właściciel bentley'a przyszedł go odebrać. Przyprowadź auto na parking.

Szef zniknął, a ja stałem w miejscu jak sparaliżowany. Miałem dziwne przeczucie, że dzisiaj coś się stanie. I właśnie się stało.

To już koniec. Koniec jazdy bentley'em, koniec spotkań z Julią, koniec kłamstw i udawania kogoś, kim nie jestem. Koniec najwspanialszej znajomości, jaka mi się w życiu przytrafiła.

– No, stary .– Zack poklepał mnie przyjacielsko po plecach. – Już czas.

Posłałem mu spojrzenie pełne bólu, po czym z miną zbitego psa chwyciłem kluczyki do bentley'a i ruszyłem do garażu. Przeszedłem obojętnie koło innych samochodów i podszedłem do tego właściwego. Wyglądał tak samo wspaniale jak pięć dni temu, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, jednak moje uczucia wobec niego były już zupełnie inne. Delikatnie położyłem dłoń na lśniącej masce. Westchnąłem ciężko, to naprawdę koniec. Kiedy wsiadłem do środka, ostatni raz położyłem ręce na kierownicy. Rozejrzałem się dokoła i powróciły wszystkie wspomnienia czterech poprzednich dni. Słodki uśmiech Julii, jej niewyczerpany entuzjazm. To, jak mknęliśmy pustymi, nocnymi drogami i śpiewaliśmy wraz z radiem nasze ulubione piosenki. Czułem się wtedy taki szczęśliwy.

Z bólem serca odpaliłem silnik i wyjechałem na parking. Byłem zbyt zaabsorbowany swoimi myślami, aby przyjrzeć się, kto tam stał. Mignęły mi tylko szerokie plecy Henry'ego. Wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki i zanim wysiadłem, położyłem dłoń na skórzanym siedzeniu pasażera.

– Żegnaj – szepnąłem zarówno do bentley'a jak i nieobecnej Julii.

Ruszyłem w stronę dwójki osób stojących nieopodal. Szedłem z wzrokiem wbitym w chodnik, bałem się spojrzeć właścicielowi bentley'a w oczy. Mało prawdopodobne, aby wiedział o moich eskapadach. A nawet jeśliby coś zauważył, to powiem, że przecież sam kazał, aby ktoś się nim przejechał. A że nadużyłem tego pozwolenia... O tym nie musi się dowiedzieć. Czułem jednak jakiś irracjonalny lęk.

Henry tłumaczył coś właścicielowi, ale on się nie odzywał. Podniosłem głowę, wyciągając przed siebie kluczyki. Zamarłem.

Wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Ona natomiast miała nieodgadniony wyraz twarzy, jakby obojętny. Nie uśmiechała się jak zwykle. Przygryzła lekko dolną wargę.

Henry nadal coś mówił, zupełnie nie zwracając na nas uwagi. Starałem sobie jakoś to wszystko w głowie poukładać. To było niemożliwe. Chciałem sobie wmówić, że to nie dzieje się naprawdę. Niestety nic na to nie wskazywało. I wtedy dotarł do mnie absurd całej tej sytuacji. Wybuchłem gromkim śmiechem.

Julia starała się zachować powagę, ale po chwili dołączyła do mnie. Śmialiśmy się do rozpuku.

– Co was tak śmieszy? – Henry przerwał swój wykład, patrząc na nas niezrozumiale. – Znacie się?

– Nie wierzę – powiedziałem, kiedy udało mi się nieco uspokoić.

– Wyobraź sobie jaki ja przeżyłam szok, kiedy obcy facet zaproponował mi podwózkę moim własnym samochodem! – odparła nadal uśmiechnięta Julia.

To wszystko jeszcze nie do końca do mnie docierało. W najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że właścicielem samochodu, który bezczelnie sobie przywłaszczyłem, była dziewczyna, której chciałem nim zaimponować. Chyba każdy przyzna, że to bardzo dziwne zrządzenie losu.

Czegoś jednak nie rozumiałem.

– Ale dlaczego... Dlaczego ciągle się ze mną spotykałaś? I czemu udawałaś, że nie masz zielonego pojęcia o samochodach?

Przypomniało mi się, jak wzięła bentley'a za ferrari, a potem twierdziła, że nigdy o takim nie słyszała. Parę razy nawet przekręciła jego nazwę!

– Wydawałeś się naprawdę miły – odparła Julia. – Jako jedyny się zatrzymałeś. Wiedziałem, że jesteś mechanikiem. Widziałem cię w warsztacie tego dnia rano, kiedy oddawałam samochód do naprawy. Szczerze mówiąc, chciałam cię podpuścić, zobaczyć, jak się zachowasz. Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, oblałeś test, mówiąc, że to twoje auto. Miałam ci wygarnąć, kiedy podwiozłeś mnie pod dom, ale wtedy zaprosiłeś mnie do kina. Postanowiłam się trochę zabawić. Mój plan jednak legł w gruzach, bo naprawdę cię polubiłam. Miałam wrażenie, że wszystko, co mówisz, oczywiście pomijając pracę i bentley'a, mówisz szczerze. Chciałam dać ci nauczkę, ale chyba nic z tego nie będzie.

Wpatrywałem się w nią z podziwem. Była naprawdę cudowna. Mimo iż perfidnie ją okłamałem, praktycznie ukradłem jej samochód, ona nie miała do mnie większych pretensji.

– To znaczy, że nie jesteś na mnie wściekła?

– Oczywiście, że jestem! – odparła z udawanym oburzeniem. – Ale nie dlatego, że skłamałeś, tylko, że nie byłeś w stanie tego sprostować. Poza tym muszę niechętnie przyznać, że prowadzisz go lepiej ode mnie – dodała z uśmiechem, wskazując na stojącego za nami bentley'a.

Zaśmialiśmy się oboje. Och, ten dzień był zaskakujący i nieprzewidywalny. Okazało się, że być może najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem, wcale nie wyjdzie mi na złe. Może da ona początek czemuś wyjątkowemu.

– Muszę już jechać. – Julia wyrwała mnie z zamyślenia, wzięła kluczyki, które nadal trzymałem w ręce, i ruszyła w stronę bentley'a. – Jestem już spóźniona na zajęcia.

Poszedłem za nią. Musiałem wyjaśnić jeszcze jedną kwestię.

– Czyli nie chcesz, abym zniknął z twojego życia? – spytałem, kiedy otworzyła drzwi od strony kierowcy. – Nie mówisz mi „żegnaj na zawsze"?

– Nie – odparła z uśmiechem. – Mówię ci „ do zobaczenia wkrótce".

Pocałowała mnie szybko w usta, po czym wsiadła do bentley'a i odjechała z piskiem opon. Widziałem jeszcze, jak macha mi ręką na pożegnanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro