Spotkanie trzecie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ku mojemu szczęściu niczego nikomu nie musiałem tłumaczyć. Henry'ego nie było dzisiaj w warsztacie, chyba załatwiał jakąś papierkową robotę na mieście. Zack za to wziął wolne – jakieś sprawy rodzinne. Tak więc nie musiałem wymyślać kolejnego powodu, dla którego mogłem znów zabrać bentley'a na przejażdżkę, tylko po prostu go wziąłem. Pozostali pracownicy nie zwracali na mnie większej uwagi, więc nie dostrzegli zniknięcia jednego z samochodów.

Nie byłem pewien, jak się ubrać. Tego rodzaju imprezy wymagały chyba jakiegoś odpowiedniego stroju. Nie miałem jednak pojęcia, co wypadłoby dobrze, a nie chciałem narobić wstydu sobie, a przede wszystkim Julii. Skoro mnie zaprosiła, zapewne oczekiwała, że zachowam się stosownie do sytuacji. Cóż, w końcu w jej oczach uchodziłem za bogatego człowieka sukcesu.

Przeglądając się w lustrze, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, ze nieźle się wkopałem. Wreszcie spotkałem dziewczynę, która naprawdę mi się podoba, a zacząłem naszą znajomość od wydawałoby się niewinnego, a jednak dość znaczącego kłamstwa. Kiedy prawda wyjdzie na jaw, zapewne Julia odprawi mnie z kwitkiem, nie chcąc słuchać żadnych wyjaśnień. I nawet nie miałbym o to pretensji. Sam sobie nagrabiłem.

Zakładając granatową marynarkę, postanowiłem póki co odpędzić od siebie wizję nieuchronnej przyszłości. Właściciel bentley'a zapewne przyjdzie go odebrać za dzień czy dwa, ale po co martwić się tym dzisiaj? Za chwilę znów zobaczę moją nową, piękną znajomą i w tym momencie tylko to miało dla mnie znaczenie. Z przykrymi konsekwencjami będę mierzył się później.

Wjechałem na parking przed galerią, upewniłem się, że bentley stoi we w miarę bezpiecznym miejscu i wszedłem do środka. Było tam dość tłoczno. Wszyscy byli ubrani raczej elegancko, ale na szczęście zbytnio nie odstawałem. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Julii. W końcu ją zauważyłem. Stała kilka metrów dalej z grupką starszych osób i rozmawiała z nimi z uśmiechem. Mogli to być ważni ludzie, więc nie chciałem jej przeszkadzać. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej wystawionym pracom. W końcu po to przychodzi się do takich miejsc – aby podziwiać sztukę.

Nigdy nie byłem wielkim fanem malarstwa, dlatego też kilka pierwszych obrazów niezbyt do mnie przemówiło. Widziałem w nich tylko kolorowe plamy i dziwne, niczego nie przypominające kształty. Jak to się nazywało? Ach, tak – abstrakcja. A więc abstrakcja nie jest w moim guście. Potem natknąłem się na kilka rzeźb, ale też nie dostrzegłem w nich niczego szczególnego. Widocznie nie miałem artystycznej duszy. Albo to ci artyści byli do bani. Nie wiem, które wytłumaczenie było trafniejsze.

Nagle coś przykuło moją uwagę. Kontury były nieco zamazane, ale bez problemu można było dostrzec dwie przytulające się, siedzące tyłem postacie wpatrujące się z zachodzące słońce. Niby zwykła, ckliwa scena, ale było w niej coś fascynującego. Może to ze względu na kolory – przykuwająca uwagę, mocno pomarańczowa, okrągła plama i stonowane, niebiesko-szare tło. A może bijące z płótna uczucie prawdziwej miłości.

– Podoba ci się? – Usłyszałem nagle za sobą znajomy głos.

Uśmiechnęła się do mnie słodko. Miała na sobie prostą, kremową sukienkę i włosy spięte w kok. Wyglądała naprawdę ślicznie. Przez chwilę nie mogłem oderwać od niej wzroku.

– Szczerze mówiąc, to jedyny obraz, który wydawał mi się godny uwagi – odparłem, również się uśmiechając.

– Mogę ci go sprzedać, jeśli chcesz.

Spojrzałem na nią zdziwiony. Dlaczego ona chce zarządzać cudzą pracą? Zerknąłem na niewielki podpis znajdujący się pod dziełem. Głosił on: „Ulotne chwile, Julia Malone". Och, to był jej obraz.

Zaśmiałem się nerwowo.

– Nie wiem, czy byłoby mnie stać – odparłem lekkim tonem.

– Kogoś, kogo stać na luksusowe auto, na pewno stać też na kupno dzieła początkującej, nieznanej artystki – zapewniła, wpatrując się w obraz.

Wiem, że Julia nie chciała popsuć mi nastroju, ale wzmianka o samochodzie przywołała wcześniejsze wątpliwości i odrobinę posmutniałem. Starałem się jednak tego nie okazywać.

Dziewczyna nie drążyła dalej tematu, za to pokazała mi swoje pozostałe prace. Wyróżniały się na tle innych jednym, ale dla mnie kluczowym, szczegółem – przedstawiały coś konkretnego, namacalnego. Jeden z nich reprezentował górski pejzaż z drewnianą chatką, a inny stanowił portret dystyngowanej kobiety w średnim wieku. Dowiedziałem się, że to matka Julii. Jakby się bliżej przyjrzeć, były całkiem podobne. Różniły jej jednak oczy. Te Julii były ciepłe, z iskierką radości, natomiast jej matki biły chłodem.

– Twoje obrazy są naprawdę fantastyczne – powiedziałem, kiedy zatrzymaliśmy się już przy ostatnim. Nie ukrywałem, że ten podobał mi się najbardziej. Nosił tytuł „Dotyk". Na płótnie widniały dwie dłonie. Jedna wyraźnie większa, z mocnymi rysami. Druga mniejsza, delikatniejsza dotykała subtelnie tej pierwszej. Na serdecznym palcu drobniejszej dłoni widniał pierścionek. A wszystko było owiane lekką, ciemną mgłą.

– I nie mówisz mi tego tylko po to, aby zrobić mi przyjemność? – spytała wesołym tonem.

– Oczywiście, że nie! Naprawdę mi się podobają.

Mówiłem szczerze. Na kilkadziesiąt prac, które znajdowały się w galerii, tylko te Julii były według mnie prawdziwą sztuką. Reszta to tylko jakieś bazgroły.

– W takim razie bardzo się cieszę – odparła, uśmiechając się szeroko. – Na pewno nie chcesz żadnego kupić? – dodała z cwaną minką.

Szukałem w głowie jakiejś przeczącej odpowiedzi, która by jej nie uraziła. Przecież tu nie chodziło o dzieła dziewczyny, a o moje pieniądze. A raczej ich brak na taki wydatek. Na szczęście ktoś wybawił mnie z opresji.

– Tutaj jesteś. – Mężczyzna w średnim wieku położył rękę na talii Julii i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła gest. – Myślałem już, że gdzieś uciekłaś.

– Och, tato. Jak mogłabym uciec z własnej wystawy – odparła dziewczyna.

Przyjrzałem się uważnie mężczyźnie. Był dość wysoki i postawny. Miał ostre rysy twarz i włosy przyprószone siwizną. Ubrany w elegancki garnitur. Typowy biznesmen. On również spoglądał na mnie z zainteresowaniem.

– Nie przedstawisz nas sobie, myszko? – zwrócił się do córki.

– Tato, to jest Ryan. Wspominałam ci o nim. Ryan, to mój tata – Julia dokonała szybkiej prezentacji.

– Miło mi poznać – zwrócił się do mnie pan Malone i wyciągnął w moją stronę dłoń, którą niepewnie uścisnąłem. – Julia mówiła, że pracujesz w firmie samochodowej.

Miałem ochotę głośno jęknąć, ale się powstrzymałem. Po prostu pięknie. Znałem dziewczynę trzy dni, powiedziałem coś, co trochę, no dobra znacznie, mija się z prawdą, a ona powtórzyła to wszystko swojemu tatusiowi. On z kolei bardzo usilnie chciał teraz ze mną o tym rozmawiać. Tylko, że ja nie chciałem. Ale nie miałem wyjścia.

– Tak, zgadza się – odparłem, uśmiechając się uprzejmie.

– To chyba całkiem niezła robota - ciągnął dalej temat.

– Nie narzekam. A pan czym się zajmuje?

To pytanie było strzałem w dziesiątkę. Mężczyzna z entuzjazmem zaczął mi opowiadać historię swojej rodzinnej firmy, która istniała już od pokoleń. Szczerze mówiąc, niezbyt go słuchałem. Cały czas spoglądałem na Julię, tylko co jakiś czas potakując, aby dać jej ojcu złudne wrażenie, że rozumiem, co do mnie mówi. Tak naprawdę nie miałem o tym zielonego pojęcia i Julia także nie. Pewnie słyszała tę opowieść setki razy. Wpatrywaliśmy się w siebie z uśmiechami. Dziewczyna posyłała mi zalotne spojrzenia, mówiące, że chętnie pozbyłaby się ojca i została ze mną sam na sam.

Na szczęście kilka minut później podszedł do nas jakiś staruszek i oznajmił, że musi zamienić parę słów z panem Malone w sprawach służbowych. Ojciec Julii przeprosił nas, zapewnił mnie, że następnym razem dokończy swoją opowiastkę i oddalił się wraz ze starszym panem. No i znowu zostaliśmy sami.

– Mam nadzieję, że nie będziesz musiał wysłuchiwać dalszej części tej historii – powiedziała Julia, przysuwając się nieznacznie w moją stronę. – Jest nudna jak flaki z olejem, a tata uwielbia uraczyć nią obcych ludzi.

– Nie była taka zła – odparłem z uśmiechem.

– Bo wcale jej nie słuchałeś.

Mina mi zrzedła, a dziewczyna wybuchła śmiechem. Po chwili poszedłem w jej ślady.

Postanowiliśmy jeszcze raz przejść się po całej galerii. Julia opowiadała mi o swojej pasji. Skąd czerpie inspiracje, jakich najczęściej używa technik, jak dzięki swoim pracom może pokazać innym świat widziany jej oczami. Tych opowieści słuchałem z wielką uwagą i zainteresowaniem. Może dlatego, że sama dziewczyna i jej pogląd na życie zaczynały coraz bardziej mi się podobać. I to wszystko naprawdę mnie w niej pociągało.

Nie byłem do końca pewny, czy ja też się jej podobałem. Ale skoro zaprosiła mnie tu i poświęcała mi swój czas, to chyba o czymś świadczyło. Nagle uderzyła mnie pewna myśl – to nie ja skupiałem na sobie jej uwagę, tylko facet, którego udawałem. Czy traktowałaby mnie tak samo, gdyby wiedziała, że jestem prostym mechanikiem samochodowym, a nie królem rynku motoryzacji? Niestety pewnie nie.

Miłą pogawędkę przerwał nam właściciel galerii. Podszedł do nas, aby oznajmić Julii, że ktoś właśnie kupił jeden z jej obrazów. A konkretnie mówiąc, ten z zachodem słońca. Dziewczyna zaczęła skakać z radości, po czym rzuciła się w moje ramiona. Lekko oszołomiony przytuliłem ją mocno do siebie. Poczułem, jak na całym ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Jak dla mnie moglibyśmy tkwić w tym uścisku całą wieczność. Po dłuższej chwili Julia jednak się ode mnie odsunęła. Nie wydawała się zawstydzona swoim wybuchem entuzjazmu. Uśmiechała się do mnie szeroko.

– Mój pierwszy sprzedany obraz! – mruknęła z niedowierzaniem.

– Moje gratulacje – odparłem, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Cieszyłem się razem z nią. – Chyba należałoby to jakoś uczcić.

Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem.

– A co proponujesz?

– Kolacja. Jutro. W „Euphorii" – powiedziałem, zanim zdążyłem się porządnie zastanowić.

„Euphoria" to jedyna restauracja, jaka przyszła mi na myśl. Niestety była też jedną z najdroższych w okolicy. Cóż, będę musiał coś wykombinować.

– Bardzo chętnie – odparła Julia, dotykając mojego ramienia.

Staliśmy tak chwilę, wpatrując się w siebie, kiedy nagle mój wzrok padał na wiszący na ścianie zegar. Było już naprawdę późno, a musiałem jeszcze odstawić bentley'a do warsztatu.

– Muszę już iść – powiedziałem niechętnie. – Odwieźć cię do domu?

– Nie trzeba – odparła. – Pojadę z tatą.

Naprawdę nie chciałem się z nią rozstawać, ale jutro czekał mnie normalny, ciężki dzień pracy.

– To, do zobaczenia – pożegnałem się, po czym tym razem to ja pocałowałem ją w policzek.

– Pa – szepnęła i jak zwykle pomachała mi, kiedy się od niej oddalałem.

Gdy wsiadłem do bentley'a, westchnąłem głęboko. Naprawdę zaczynało mi na tej dziewczyny zależeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro