11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Peter

Otworzyłem oczy i zauważyłem Tony'ego, który przyglądał mi się uważne. Jak zobaczył, że się obudziłem, uśmiechnął się szeroko, ale od razu spuścił wzrok. Coś go trapiło.

-Coś się stało?-Spytałem zmartwiony chociaż cieszyło mnie to, że już kolejny raz budziłem się obok pana Starka. No może nie dosłownie obok, ale w tym samym pomieszczeniu.

-Nie nic, po prostu...Nieważne.-Odpowiedział smutno. Jeśli nie chce mówić to niech nie mówi. Nie będę naciskał.-Jak się czujesz? Dzisiaj już cię wypiszą. Jesteś pewny, że nie chcesz zostać dłużej?-Zaczął nowy temat.

-Spokojnie. Dam radę, Moja szybka regeneracja działa cuda.-Uśmiechnąłem się. Naprawdę super sprawa mieć taką regenerację. Gdyby nie ona i moja odporność pewnie byłbym już pod ziemią. Martwiło mnie jednak zachowanie Starka. Był zdezorientowany i chyba smutny. Tak wiele emocji widziałem w jego pięknych, ciemnych oczach. Mógłbym przyglądać się im godzinami.

W tym momencie wszedł do sali lekarz z dobrymi wieściami. Mogłem już wyjść ze szpitala. Była to dobra wiadomość, ale to znaczy, że więcej razy nie obudzę się przy Starku. Zrobiło mi się smutno z tego powodu, ale nie zostanę w szpitalu tylko po to, aby zawracać dla Tony'ego głowę.

-Idziemy?-Z rozmyślań wyrwał mnie mężczyzna.

-Idziemy.-Potwierdziłem i już po chwili znalazłem się w swoim pokoju. Położyłem się na łóżku i zawinąłem jak naleśnik w ciepły koc. Nie wiedziałem, że Stark nadal stoi w drzwiach.

-Słodko wyglądasz.-Powiedział. Odwróciłem się szybko w jego stronę zarumieniony. Gdy otwierałem buzię, aby coś powiedzieć, starszy wyszedł już z pokoju.

Słodko wyglądasz-takie słowa z ust narcystycznego Pana Starka...niesamowite.

Pov.Stark

Słodko wyglądasz?! Dlaczego ja to powiedziałem? To był fakt, że wyglądał słodko, ale miałem to zachować dla siebie...Dureń ze mnie. Dobra, mam nadzieję, że zapomni. O boże, nawet się nie upewniłem, że wszystko jest okej, tylko wyszedłem. Jeszcze większy ze mnie debil. Muszę pójść znowu do młodszego.

Po chwili Tony znalazł się w pokoju Petera. Tym razem zapukał.

-Peter? Potrzebujesz czegoś?-zapytałem podchodząc do chłopaka. Spał. Ucieszył mnie ten fakt. Gdy szedłem już do wyjścia usłyszałem jak mówi coś przez sen. (Warto dodać, że chłopak był bez koszulki i w samych dresach).

-Ja potrzebuję...

-Peter? Czego potrzebujesz?-zachichotałem lekko.

-Ciebie.-wmurowało mnie. Nie wiedziałem co zrobić. Ale czym ja się przejmuję? Przecież on może śnić o kimkolwiek. To nie muszę być przecież ja. Postanowiłem jednak obudzić go dla pewności.

-Peter? Obudź się.-powiedziałem szturchając lekko młodszego.

-Hm?-leniwie otworzył oczy.

-Rozmawiałeś przez sen Peter. Co ci się śniło?-chłopak momentalnie wstał do siadu, ale lekko skrzywił się bo jego rana dała o sobie znać.-Wszystko okej?-zobaczyłem jak się męczy i gdy chciałem położyć dłoń na jego ramieniu, moja ręka wylądowała obok jego rany. Chłopak spojrzał na mnie...zadowolony? Przerażony? Nie miałem pojęcia.-Um...przepraszam.-zabrałem rękę i wstałem. Peter siedział ciągle patrząc na mnie. Chciałem zapaść się pod ziemię. Dlaczego zawsze robię z siebie takiego debila?

Pov.Peter

Gdy pan Stark położył rękę przy mojej ranie, zrobiło mi się jakoś tak...ciepło i miło. Chciałbym żeby ta chwila trwała dłużej. Jednak po chwili ciepła ręka pana Starka została zabrana, a mną ogarnął znowu chłód i ból. Jego dotyk był tak kojący... Ile to ma jeszcze trwać? Ile będę czekać na ten jebany rozwój sytuacji? Muszę w końcu coś zrobić. To nie może się tak ciągle dłużyć. Nawet jeśli mnie nie kocha...to warto spróbować, prawda?

-Pójdę już...-usłyszałem ten męski głos. Zawsze gdy go słyszę, robi mi się jakoś tak...gorąco.

Wyszedł. Nic nie zrobiłem. Znowu kurwa nic nie zrobiłem. Zawinowszy się w koc, opadłem zrezygnowany na poduszkę i pogrążyłem we śnie. Sen to taki bardzo miły moment...Można wyobrazić sobie wszystko. Dosłownie wszystko. Była to w pewnym rodzaju odskocznia, ale w pewnych momentach chciałem, aby sen okazał się prawdą.

-Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.

To byłoby piękne. Za piękne.

***

Obudziłem się. Tym razem bez pana Starka u boku. Wstałem powoli i w samych dresach zszedłem do kuchni. Nie nałożyłem koszulki, bo i tak oprócz mnie nie było nikogo w wieży. Tak bynajmniej myślałem.

W kuchni siedział Clint i jadł śniadanie. Stark, zanim poszedł się myć wstąpił do kuchni, aby zjeść jabłko. Stał oparty o blat i rozmawiał z towarzyszem. Chłopak był już blisko pomieszczenia, w której usłyszał żywą rozmowę. Postanowił przystanąć i chwilę posłuchać.

-Między tobą, a Peterem coś jest?-spytał Clint.

-Nie, a dlaczego miałoby być?-odpowiedział ten męski głos, przy którym nogi chłopaka zawsze się uginały.

-No bo na początku się nienawidziliście, potem staliście się przyjaciółmi, a teraz widzę jak on patrzy na ciebie, a jak ty patrzysz na niego. Znaczy to, że on się na ciebie patrzył to było widać od początku i widać do tej pory. Zrób coś i nie rób mu fałszywej nadziei, jeśli nic do niego nie czujesz. Chyba nie chcesz żeby cierpiał, nie?

-Clint, ogarnij się. Nie robię mu żadnej fałszywej nadziei.

-Robisz.

-Nie.

-Tak.

-Boże, Clint, zamknij się. Nic do niego nie czuję i niech tak zostanie jasne?-w tym momencie świat Petera runął. Myślał, że gotowy jest na słowa odrzucenia, myślał, że będzie to łatwiejsze, Nie było. Oczy Petera zaszkliły się. Dzisiaj zrezygnuje ze śniadania. Poszedł w stronę swojego pokoju i zamknął się w nim.
Gdy Stark powiedział ostatnie zdanie, zakuło go coś w klatce. Jakby jego serce zostało zranione. Nie rozumiał dlaczego się tak działo. Albo i wiedział. On coś do niego czuł, ale nie potrafił tego przyznać. Umiał tylko kłamać. Okłamywać nie tylko innych, ale i samego siebie.-Ale nawet jeśli bym czuł, to co to zmienia? To dzieciak, a ja nie jestem gotowy. Nie chcę po raz kolejny kogoś stracić, rozumiesz? Nie chcę tego niszczyć, tej dobrej relacji. Nie chcę, aby potem okazało się to pomyłką. Nie chcę, ja nie wiem co mam robić, Clint. Zawsze mam pełno pomysłów, zawsze coś wymyślę, a teraz mam pustkę. Kompletną pustkę. Jedyne co wypełnia moją głowę, to jego oczy, ciało, wszystko, Clint. Wszystko co do niego należy.-mężczyzna nie lubił okazywać słabości. Tym razem nie umiał opanować wirujących łez w jego oczach, które powoli uwalniały się na zewnątrz. Jednak starł je szybko rękawem i poszedł w stronę wyjścia. Silna dłoń zatrzymała go jednak w połowie drogi.

-Porozmawiaj z nim. Nie mogę patrzeć jak oboje siebie okłamujecie i chowacie wszystko w sekrecie.

-Kiedyś mu powiem.

-Nie kiedyś, tylko zaraz. Najlepiej nie trać czasu i idź powiedz mu to teraz.

-Nie potrafię...

-Dlaczego?

-Po tym wszystkim? Tyle było wpadek. Moje podteksty, moje zachowanie, jego zachowanie, niezręczne chwile, jego...no wiesz do moich zdjęć. Czasami coś powiedziałem, zrobiłem. To strasznie dziwna relacja. Dziwna relacja, ale przeistoczyła się w przyjaźń. Nie chce tego niszczyć. Nie chce go też wykorzystać. Nie chcę mu nic mówić. Nie jestem gotowy. Wole mieć sekrety niż okłamywać go. Chociaż chyba właśnie to robię. Okłamuję go. Nie wiem, Clint. Ja już nic nie wiem. Chciałbym o wszystkim zapomnieć i od nowa zbudować z nim zdrową relację.

-Więc tak zrób. Pójdź do niego i zbuduj z nim zdrową relację od nowa.

***

1116 słów

Hejka! ❤️✨

Dzisiaj taki bardziej poważny (?) rozdział.

Przepraszam, że tak późno, ale miałam wątpliwości co do tego rozdziału, bo ciągle myślę, że to się wszystko jakoś ze sobą nie łączy. Napiszcie co myślicie XD🤷‍♀️🤔😆

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!❤️✨

Trzymajcie się ciepło, PAA!❤️✨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro