17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Teraz w głowie Starka widniało jedno słowo: spieprzyłem.

Co miał teraz zrobić? Usiadł na łóżku Petera i czekał sam nie wiedział na co. Po prostu siedział, a po jego policzkach spływały słone łzy. W tym samym czasie Spiderman przemierzał miasto szybując między budynkami na pajęczynie. Przemieszczał się szybciej i szybciej. Uciekał. Nie wiedział dokąd. Nie wiedział co miał zrobić i czy robił dobrze. Na plecach miał plecak z potrzebnymi rzeczami i uciekał jak najdalej od Tony'ego. Choć bardzo go to bolało, wiedział, że musiał. Wiedział, że jeśli nie odejdzie to będzie tylko gorzej. Że będzie bardziej cierpieć. Chociaż...teraz myślał nad tym czy przypadkiem bardziej cierpieć będzie, gdy będzie od niego daleko... Miał w głowie mętlik i nie potrafił się go pozbyć. Po jego policzkach lał się wodospad łez, którego nie potrafił zatrzymać. Przysiadł na jakimś wieżowcu. Nie wiedział gdzie był i miał to gdzieś. Siedział i czekał. Nie wiedział na co. Pierwszy zrobił krok, by pokonać barierę. Jednakże nie dostał tego czego chciał. Myślał, że Tony powie mu co do niego czuje i będzie dobrze. W końcu będzie dobrze i nie będą mieli przed sobą sekretów. Niestety. Nic nie poszło po myśli chłopaka. Nie wiedział co robić. Czuł się zagubiony. Zdjął maskę, położył się na zimnym dachu i obserwował jak wschodzi Słońce. Widok wydawał mu się dziwnie znajomy.

***

Pov.Stark

Przez cały ten czas siedziałem na łóżku Petera i przytulałem do siebie jego poduszkę, płacząc przy tym jak niemowlę. Co ja narobiłem? Gdzie on teraz jest? A co jeśli sobie coś zrobi? Co wtedy będzie? Nie będę mógł sobie tego wybaczyć. Nie mogę na to pozwolić. Przecież...on nie może. Proszę, aby nic sobie nie zrobił.

-JARVIS, gdzie jest Peter?-zapytałem cichym, słabym głosem.

-Pan Parker wyłączył lokalizację w swoim kostiumie.-odpowiedziała sztuczna inteligencja. No tak...czego mogłem się spodziewać? Po chwili usłyszałem jakieś odgłosy. W duchu miałem nadzieję, że to Peter. Nie zwracając uwagi na to, że wyglądam jak chodzące nieszczęście, pobiegłem w stronę dźwięku.

-Peter?!-krzyknąłem lecz w salonie zauważyłem Steve'a, Nat i Clinta, którzy wrócili z misji. Wszyscy spojrzeli na mnie.

-Co ci się stało, Stark?-usłyszałem głos kobiety.-Co to za poduszka? Gdzie Peter?-rozpłakałem się na nowo i upadłem na kolana. W ręce nadal trzymałem jego poduszkę, która nadal pachniała jego perfumami. Potem czułem tylko jak Clint i Steve mnie podnoszą i kładą na kanapie.-Mów co się stało!-zażądała Natasha, ale ja nie miałem siły na odpowiadanie na takie trudne pytanie. Sam do końca nie wiedziałem co się stało. Wiedziałem tylko tyle: był, spieprzyłem, nie ma go.

Mężczyzna po dziesięciu minutach uspokoił się, a w okół niego zebrali się jego przyjaciele.

-Mów.-powiedział twardo Steve.

-J-Ja spieprzyłem. On-On mi powiedział co czuje, a ja nic nie zrobiłem. Pozwoliłem mu odejść. To było takie głupie...-powiedział słabym głosem wstając do siadu i spuszczając głowę.

-Powiedziałeś mu co czujesz?-zapytał Clint.

-N-No nie...Znaczy tak, ale nie tak jak powinienem.-zaczął wymachiwać nerwowo rękami.

-To znaczy?-w pomieszczeniu zrobiła się niezbyt przyjemna cisza. Mężczyzna po chwili opowiedział dla znajomych po kolei co się stało, a oni siedzieli tylko i słuchali. Nie mogli uwierzyć w głupotę Tony'ego. Przecież mógł zakończyć ten cyrk i być szczęśliwy wraz z chłopakiem. Nie wyszło. Musi teraz to naprawić. Tylko jak? Nie ma w wieży Petera i nic nie zapowiada się na to aby przybył w najbliższym czasie. Tony, jesteś geniuszem i musisz coś wymyślić. Nie potrzebujesz lokalizacji, aby go znaleźć. Dobrze wiesz gdzie jest...

Przypomniał sobie. Przypomniał jedyne miejsce, do którego chłopak przychodził, gdy czuł się źle. Jedyne miejsce, gdzie Peter był tam zupełnie sam. No bo kto by siedział na dachu jakiegoś przypadkowego budynku?

Żwawym krokiem wstał z kanapy i popędził do swojego pokoju. Ubrał świeże ubrania i lekko ogarnął tą szopę na głowie. Po chwili był przyszykowany i gotowy na spotkanie z Peterem.

Pov.Peter

Czułem ulgę, spokój. Czułem się dobrze, gdy zadawałem sobie ból. Czy to dobre wyjście? Nie mam pojęcia. Chociaż bardzo od tego uciekałem, powróciłem do robienia nowych blizn. Ponownie poczułem to co kiedyś. Spojrzałem na swoje blizny. Niektóre były większe, a niektóre mniejsze. Same kreski, żadnych napisów.

Dzisiaj zrobiłem pierwszy napis. TONY. To on mi zadawał ból. To przez niego cierpiałem w tym momencie. Ale czy to też nie moja wina? Przecież ja też zawiniłem. Musiałem się ukarać. Może ten ostatni raz?

Kreska

Kolejna

I kolejna

Poniosło go. Zaczął się ciąć coraz bardziej i bardziej. Coraz mocniej. Coraz szybciej. Nagle poczuł silną dłoń na swoim nadgarstku. Czerwonymi od płaczu oczyma spojrzał na postać klękającą przy jego drobnym ciele.

-P-Panie Stark?-zapytał cichym, słabym głosem.

-Jestem, Peter. Jestem, dzieciaku.-powiedział mężczyzna zdejmując marynarkę, by po chwili ta spoczęła na pociętym nadgarstku chłopaka. Zauważył napis: TONY. Zamurowało go, ale dalej próbował zatamować krwawienie.

-N-Nie chcę umierać.

-Csii, spokojnie. Nie umrzesz. Obiecuję. Będzie dobrze.-Przyciągnął chłopaka do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Wziął go na ręce i gdy jego zbroja ponownie spoczęła na jego ciele, poleciał z chłopakiem do wieży.

***

Pov.Peter

-Kocham cię, Peter.-to pierwsze słowa jakie usłyszałem po przebudzeniu się. Poczułem czyjąś rękę, która gładziła mnie po głowie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jego. Miłość mojego życia, która potrafi zranić, ale i uleczyć. Ranił mnie. Tak bardzo mocno i często, a ja nie potrafiłem się na niego złościć. Uleczył mnie. Uleczył mnie wiele razy swoim uśmiechem, słowami, całym sobą. Po prostu był. Może nie zawsze, ale był. Uśmiechnąłem się. Odwzajemnił to. To jest ten moment, w którym trzeba się pocałować? Tak, chyba tak. Niepewnie podniosłem się lekko, a moja twarz zbliżyła się znacznie do tej mężczyzny. Po chwili moje suche usta spoczęły na tych pięknych, miękkich Starka. Tak bardzo czekałem na ten moment. Tak bardzo brakowało mi Tony'ego. Tak bardzo byłem na siebie zły, że to teraz zrobiłem...

Pov.Stark

-Przepraszam.-powiedział Peter i odwrócił wzrok.Nie gniewałem się. Za co bym miał? Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jakbardzo tego pragnąłem. Jego bliskości. Dłonią chwyciłem jego podbródek iskierowałem jego głowę tak, aby na mnie spojrzał. Po tym geście złączyłem naszeusta w pełnym miłości pocałunku. Nie wiem czy robiłem dobrze. Liczyło się tylkoto, aby przełamać barierę tajemnic i sekretów. Kocham go i to się terazliczyło. Zraniłem go i zdawałem sobie z tego sprawę. Bolało mnie to. Takcholernie mnie to bolało. Czemu przez moje zachowanie to on musiał cierpieć?Czemu ja nie mogłem ponieść kary za swoje błędy? Może już poniosłem? Może mojąkarą był widok cierpiącego Petera? 

***************************************************************************************

1047 słów

Hejka!

Przepraszam za nieobecność, ale zapomniałam, że ta książka istnieje XDDD

Bardzo wam dziękuję za 4k wyświetleń. Nigdy bym się nie spodziewała, że ta książka osiągnie takie zasięgi

Znając życie zbliżamy się już do końca powoli, ale oczywiście przed końcem będzie jakiś rozdział 18+

Przepraszam, że ta książka jest taka słaba XD

Trzymajcie się ciepło, PAA! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro