Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dyżur był wyjątkowo spokojny w szpitalu. Hermiona skończyła obchód pacjentów i zasiadła w swoim gabinecie nad uzupełnianiem informacji o zdrowiu chorych czarodziejów dla Uzdrowiciela, który za niecałą godzinę miał ją zmienić.

Dochodziła godzina 16, ciepły, letni wiatr wpadał przez szeroko otwarte okno. Pachniał słodko świeżo skoszoną trawą i słońcem.

Sierpień w Londynie rzadko bywał aż tak słoneczny, ale cieszyła się, że w tym roku pogoda była łaskawa. Zupełnie jak gdyby Matka Natura postanowiła jeszcze bardziej ją uszczęśliwić.

Przygryzła koniuszek pióra i przeczytała swój raport raz jeszcze dla pewności, że nie popełniła żadnego błędu. Każda pomyłka mogła zaszkodzić zdrowiu jej pacjentów, nie mogła sobie na to pozwolić.

Usłyszała nagle ciche pukanie do drzwi.

— Proszę!

Do środka weszła pani Woods. Na jej twarzy widniał znaczący uśmiech i Hermiona już wiedziała, że przyszedł Draco.

— Panno Granger, przyszedł pani adorator.

Na twarzy Hermiony pojawił się blady rumieniec.

Odkąd Draco zaczął ją odwiedzać w szpitalu jej współpracownicy nie dawali jej spokoju. Szczególnie starsze pielęgniarki i Uzdrowicielki. Uważały, że Hermiona złapała dobrą partię i powinna jak najszybciej zaciągnąć go do ołtarza.

Nazwisko Malfoy było poważane, szczególnie, że po wojnie Draco został oczyszczony z wszelkich zarzutów. Nie raczyły także co i rusz dodawać, że był majętny i piekielnie przystojny.

Naprawdę czasem musiała ugryźć się w język, żeby czegoś nie palnąć. Mimo wszystko te czarownice były w podeszłym wieku, mogłyby być jej prababciami, więc ze względu na to słuchała wszystkiego w milczeniu.

— Ah, i przyniósł pani kwiaty! — dodała z zachwytem Uzdrowicielka Andrews, gdy weszła do gabinetu za panią Woods.

— Dziękuję, już do niego idę.

— Nie ma takiej potrzeby, znalazłem drogę. — Odezwał się Draco z nutą rozbawienia w głosie. Wszedł powoli do gabinetu, w dłoni rzeczywiście trzymał bukiet róż. Hermiona poderwała się z krzesła i poczuła, jak jej serce zaczyna szaleńczo bić.

Chociaż byli razem już tyle miesięcy reakcje jej ciała nadal były takie same.

Na jego widok zwyczajnie miękły jej kolana i puls gwałtownie przyspieszał.

Obie kobiety zachichotały jak podlotki i wyszły z pomieszczenia.

Hermiona powoli wyszła zza biurka i podeszła do niego, a gdy znalazła się w zasięgu jego ramienia objął ją w pasie wolną dłonią i przyciągnął bliżej siebie.

Pocałował ją, powoli i czule.

— Witaj.

— Cześć. — Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała w jego stalowo szare tęczówki.

Odwzajemnił miękko uśmiech i ponownie ich usta się spotkały.

Odkąd Scorpius wiedział o ich związku Draco stał się znacznie spokojniejszy. Zaczął nawet starać się pozbywać tej kamiennej twarzy i powagi w towarzystwie innych ludzi, ale jeszcze musiało upłynąć wiele, wiele lat zanim będzie się czuł swobodnie.

— Mam coś dla ciebie.

— Piękne kwiaty, dziękuję.

— To tylko część mojej niespodzianki.

Podał Hermionie bukiet róż. Czarownica powoli zbliżyła do twarzy czerwone, słodko pachnące kwiaty i westchnęła, wdychając ich zapach. Spojrzała z ciekawością na Draco, który uśmiechnął się nieznacznie. Cały czas na nią patrzył z dziwnym błyskiem w oku.

I wtedy po prostu już wiedziała.

Widziała tę prawdę w jego spojrzeniu i uśmiechu. Jak gdyby właśnie miał zamiar podarować jej Księżyc i złożyć go u jej stóp.

Dokonał niemożliwego. Draco dotrzymał swojej przysięgi. Wysłani przez niego ludzie odnaleźli jej rodziców.

Poczuła nadpływające do oczu gorące łzy, mieszanina szczęścia, niedowierzania i szoku.

Nigdy nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek ich zobaczy.

— Znalazłeś ich...

Objął dłońmi jej twarz i zaczął powoli całować jej czoło, nos i usta.

— Tak. Są w domu i czekają na ciebie. Przywróciłem im wspomnienia.

Dokonał kolejnej praktycznie niemożliwej rzeczy.

Zaczęła cicho szlochać. Przytuliła się do niego mocno i moczyła mu szaty swoimi łzami, a on tulił ją i trzymał w silnych ramionach.

— Rozumieją, dlaczego to zrobiłaś. Kochają cię, skarbie — szeptał w jej włosy, a ona wtedy zaczęła płakać jeszcze intensywniej.

— Kocham cię, Draco. Dziękuję — wyszeptała w jego tors.

Była mu wdzięczna za to, że przyszedł do szpitala i poinformował ją o tym wcześniej.

Gdyby po prostu stanęli przed nią emocje by ją przerosły. Nie chciała się przed nimi rozklejać. Nie lubiła płakać przy ludziach, nawet przy rodzicach. Tylko przy Malfoy'u sobie na to pozwalała.

Doskonale wiedział o tym wszystkim.

Tak bardzo go za to wszystko kochała.

Wtuliła się w niego jeszcze mocniej i powoli się uspokajała.

Wyciągnął z kieszeni bawełniana, jasnozieloną chusteczkę i podał jej. Wytarła oczy i wydmuchała nos. Zaklęciem ją wyczyściła.

— Gdzie byli? — zapytała cicho, zachrypniętym od płaczu głosem.

— Moi ludzie znaleźli ich w małej miejscowości pod Newcastle, w Nowej Południowej Walii. Przybyli dzisiaj rano.

Kiwnęła głową i wzięła głębszy oddech.

Już czuła się lepiej, fala tsunami złożona z emocji przepłynęła przez nią i wiedziała, że już teraz przy rodzicach nie wzbierze ponownie.

— Muszę zaczekać do końca dyżuru...

— Nie musisz, poprosiłem Kierana, żeby cię zastąpił. Już jest. Możemy iść teraz, o ile czujesz się na siłach.

Uniosła się na palcach i drżącymi ustami go pocałowała. Jak zwykle pomyślał o wszystkim.

— Zabierz mnie do nich, już dość czekania — wyszeptała.

Draco kiwnął powoli głową i spełnił jej prośbę.

                                                                  ***

Mimo wszystko kilka łez spłynęło po twarzy Hermiony, gdy witała się ze swoimi rodzicami.

Państwo Granger nie mogli się nacieszyć widokiem swojej córki.

Spędzili całe popołudnie i wieczór na rozmowie w salonie przy herbacie. Poznali również Scorpiusa, którego uznali za niezwykle bystrego chłopca.

Państwo Granger postanowili zamieszkać w swoim starym domu, który stał pusty, odkąd się wyprowadzili wiele lat temu. Hermiona rzuciła zaklęcie, przez co nikt nie chciał kupić tego domu. Na wszelki wypadek.

Rozmawiali aż do późnych godzin wieczornych, w końcu jednak zaczynało ogarniać wszystkich zmęczenie i nadszedł czas rozstania.

Kolejnego dnia była sobota, Hermiona zaprosiła rodziców na wspólny obiad tutaj, w Malfoy Manor. Zgodzili się bez chwili wahania. Nie pytała o to wcześniej Draco, ale była pewna, że nie miał nic przeciwko.

Jej rodzice w końcu udali się do siebie, a samo pożegnanie trwało dobre dwadzieścia minut. Ciężko jej było pozwolić im odejść, ale wiedziała, że już następnego dnia ponownie ich zobaczy.

                                                                         ***

Draco był staroświecki w wielu kwestiach, szanował również tradycję.

Już od dłuższego czasu chciał się oświadczyć Hermionie.

Kochał ją od wielu lat i w końcu mogli być razem. Jego syn ją uwielbiał i akceptował ich związek.

Jednak od kiedy rodzice Hermiony powrócili do jej życia postanowił najpierw poprosić ich o zgodę, zgodnie z tradycją. Wiedział, że Mugole też jeszcze czasem tego przestrzegają, więc nie uważał, aby bardzo byli zaskoczeni.

Zaczekał trzy tygodnie, aż zaaklimatyzują się ponownie w Londynie, na spokojnie zajmą się powrotem do pracy oraz urządzaniem domu.

W końcu na początku września w niedzielę wieczór teleportował się przed dom państwa Granger i cicho zapukał do drzwi. Akurat Hermiona miała dyżur do dwudziestej drugiej więc zrobić to niezauważenie i bez wyjaśnień dokąd idzie.

Drzwi otworzyła pani Granger. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

— Draco, miło cię widzieć. Coś się stało?

Jej rodzice nie mieli zielonego pojęcia o szczegółach jego działań w czasie wojny. Ani że jego posiadłość była kiedyś główną siedzibą samego Voldemorta.

Hermiona wyznała im tylko, że w świecie czarodziejów była wojna, w której oni oboje brali udział. Prawda była znacznie mroczniejsza i wiedział, że gdyby poznali ją w całości z miejsca by go znienawidzili. Tak samo gdyby dowiedzieli się, że kiedyś złamał serce Hermionie z powodu swojego egoizmu i zachłanności.

— Dobry wieczór, pani Granger — przywitał się. — Czy zastałem również pani męża? Chciałbym z państwem porozmawiać.

— Oczywiście, wejdź.

Kobieta otworzyła szeroko drzwi i wpuściła Draco do środka. Zaprowadziła go do salonu, gdzie na kanapie siedział jej mąż i z okularami na nosie czytał książkę.

— Mamy gościa, Henry — powiedziała pani Granger, a mężczyzna oderwał się od książki.

Odruchowo rozejrzał się za swoją córką.

— Jestem sam, chciałem z państwem porozmawiać.

Jakimś cudem Henry Granger od razu zorientował się, co się święciło, najwyraźniej po nim Hermiona odziedziczyła ogromną spostrzegawczość i talent do kojarzenia faktów.

— Dobry wieczór, Draco. Proszę bardzo, usiądź. — Wskazał dłonią na fotel.

— Czy chciałbyś czegoś do picia? — zapytała pani domu.

— Nie, dziękuję. Nie zajmę państwu wiele czasu — zapewnił i usiadł na fotelu.

Obserwował jak Jean Granger zajęła miejsce obok swojego męża i spojrzała pytająco na Draco.

Kobieta miała identyczny kolor tęczówek jak jej córka, piękny czekoladowy odcień brązu. Widniała w niej również ten sam głód wiedzy i ciekawość, którą tak często widywał.

Malfoy nie miał zamiaru owijać w bawełnę.

— Chciałbym poprosić o rękę państwa córki — powiedział w końcu po chwili ciszy. — Kocham Hermionę i pragnę spędzić z nią resztę swojego życia.

Pani Granger uniosła dłoń do ust i spojrzała na niego ze łzami w oczach. Jej mąż uśmiechnął się szeroko.

— Rozmawialiśmy dzisiaj na ten temat, że chcielibyśmy doczekać waszego ślubu... Hermiona tak wiele o tobie mówił. Widać, że zupełnie straciła głowę. — Pani Granger zaśmiała się cicho, zaraz jednak spoważniała. — Wiemy, że od śmierci matki Scorpiusa nie minął nawet rok i z tego powodu podejrzewaliśmy, że jeszcze sporo wody w rzece upłynie zanim ten temat się pojawi.

— Nie stajemy się młodsi i również wiemy, że czarodzieje żyją jednak dłużej niż my, zwykli ludzie.

— Mój syn kocha Hermionę, akceptuje nasz związek. Ponad to tak naprawdę kocham Hermionę od niemal siedmiu lat, moje małżeństwo zostało zaaranżowane i nie miałem wiele do powiedzenia w tej kwestii — wyznał Draco i uznał, że nie będzie zdradzał szczegółów dotyczących samego małżeństwa czy śmierci Astorii. Państwo Granger wiedzieli, że był wdowcem i to wystarczy. — Chcę się jej oświadczyć i spędzić z nią resztę życia.

— Masz nasza zgodę. — Pani Granger wyciągnęła chusteczkę i wytarła zaczerwienione oczy.

— I błogosławieństwo. — Pan Granger wstał i wyciągnął rękę w stronę Draco.

Młody czarodziej natychmiast wstał z fotela i uściskał mocno jego dłoń.

— Dziękuję.

Poczuł ulgę.

Oświadczyłby się jej nawet bez ich zgody, gdyby mu odmówili, ale jednak dobrze było wiedzieć, że został zaakceptowany.

Gdyby jego rodzina teraz go zobaczyła... Natychmiast dostali by wylewu lub zawału. I zapewne przed zejściem z tego świata nie omieszkaliby rzucić na niego jakieś paskudne klątwy.

Jednak szczerze mówiąc obchodziło go to jak zeszłoroczny śnieg.

To Scorpius, Hermiona i jej rodzice byli teraz jego rodziną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro