Tam, gdzie mieszkają cienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział przy biurku, czytając korespondencję, której pokaźny sos uzbierał się przez tydzień. Przez okno wychodzące na ogród, wpadało łagodne światło późnego sobotniego popołudnia. Od czasu do czasu odrywał wzrok od listów i zerkał na kobietę siedzącą w fotelu przy kominku, skupioną na czytanej książce. U jej stóp leżał srebrzysty duży pies. Uśmiechnął się do siebie, chłonąc widok, jaki miał przed oczyma.

W myślach przeniósł się do Hartfield. Wyobraźnia podsunęła mu piękny obraz. Oboje siedzieli po kolacji w bibliotece. Czytali sobie wzajemnie książki, gali w wista lub toczyli długie konwersacje o wszystkim.

Albert leżący pod nogami cicho pomrukiwał i skomlał, jakby o czymś śnił. Czy zwierzęta mają sny? Zastanowił się. Z pewnością wynikłaby z tego ciekawa konwersacja, gdyby podzielił się tą myślą z Eleonorą.

Wyobraził sobie Eleonorę trzymającą w ramionach ich dziecko. Nieważne było dla niego czy, to dziewczynka czy chłopiec. Ważne było, że to ich dziecko.

Przyziemne i nudne. — Usłyszał w głowie głos Adama.

Ale Christopher marzył o takim życiu. Z Albertem chodziłby na polowania, a z Ell na długie spacery lub konne przejażdżki.

Siedzącą w fotelu kobietę, oblewało złote światło powoli zachodzącego słońca. Jest piękna, pomyślał. Ale nie to było dla niego najważniejsze. To, co go zachwycało, to blask bijący z jej wnętrza. Kochał Eleonorę, ale czy ona kochała jego? Zgodziła się być jego żoną, ale czy...

— Od dłuższego czasu przygląda mi się pan, panie pułkowniku. Dlaczego? — Popatrzyła mu w oczy.

— Bo pięknie wyglądasz.

W jego cudownie kurzącym głosie, niskim i głębokim, pobrzmiewała męskość i spokojna pewność siebie.
Eleonora poczuła dreszcz przebiegający po karku.
W swojej starej i najskromniejszej sukni wcale nie czuła się piękna.

— Dziękuję. — Zakłopotana założyła kosmyk włosów za ucho.

Christopher podniósł się od stołu. Nagle lekko się zachwiał. Chwycił się oparcia fotela, szybko odzyskując równowagę.

Zauważyła to.

— Christopher, co się dzieje?! — zaniepokoiła się.

— Od rana pobolewa nie głowa. — Krzywiąc się, podniósł rękę i przesunął palcami po ukrytej we włosach bliźnie.

— Musi to zobaczyć lekarz.

— Nic mi nie jest — podszedł do kominka.

— Niepokoją mnie te bóle głowy.

— Lekarze w Indiach powiedzieli, że będzie mi się to zdarzać. Szczególnie wtedy, gdy będę gwałtownie podnosił się z miejsca.

— Mimo wszystko nie powinieneś tego ignorować.

— Ell... — łagodnie zamruczał.

— Jak zostanę twoją żoną, nie uda ci się mnie tak łatwo zbyć. — Starała się nadać swojemu głosowi apodyktyczne brzmienie.

— Nie mogę się tego doczekać — uśmiechnął się, patrząc na nią czule. — Mam dla ciebie dwie wiadomości.

— Jakie? — spojrzała na niego z zaciekawieniem.

— Pamietasz Archibalda O'Briena?

— Oczywiście! To twój przyjaciel z wojska.

— Zostanie pastorem w Hartfield.

— To dobra wiadomość. Będziesz miał jednego z przyjaciół blisko siebie.

Jedynego, jaki mi pozostał, pomyślał ze smutkiem.

— Mam tylko nadzieję, że jego kazania nie będą nudne.

— Tego nie mogę ci obiecać — uśmiechnął się do niej, odpędzając melancholię.

— A druga wiadomość?

— Przyszło zaproszenie od Madame Desire na seans.

— Co! — zerwała się z fotela.

Książka ześlizgnęła się z jej kolan i uderzyła o podłogę, budząc drzemiącego Albert. Pies poderwał się, nie wiedząc, co się stało.

— Kiedy?

W jej oczach zobaczył ekscytację i zachwyt zasłyszaną wiadomością.

— W poniedziałek.

— Błagam, zabierz mnie ze sobą! — Niemal uklękła przed nim.

— Ell! Co robisz?! — zdumiony złapał ją za ramiona, nie pozwalając na to.

— Proszę cię! Zrobię wszystko, co zechcesz!

— Wszystko? — Lekko przechylił głowę, mrużąc złote oczy.

— Wszystko! — gorąco go zapewniła.

— No dobrze. — Ciepły pomruk wyszedł z jego gardła. Wsunął ramię pod jej kolana i wziął na ręce.

Eleonora, objęła go za szyję i mocno przylgnęła do niego.

Albert kręcił się wokół nich, cicho skomląc i radośnie, merdając ogonem.

— Co pan wyprawa! Panie pułkowniku!

— Zbieram cię do sypialni, a tam zrobisz wszystko, o co tylko poproszę.

— Zgoda — roześmiała się radośnie. — Ale przecież mogę przecież pójść na własnych nogach.

— Owszem, wolę jednak nie ryzykować.

— Ryzykować? Czym?

— Że po drodze zmienisz zdanie.

— Wiedząc, jakie czekają mnie tam przyjemności? Nigdy! — położyła mu dłoń na policzku i pocałowała.

Była zauroczona, bo wszystko, co się wydarzyło przez te ostatnie tygodnie, wydawało się tak bardzo nierealne, niemal bajkowe. Nie wiedziała, czy to ciepły, złoty blask zachodzącego słońca, czy gorąco bijące od Christophera sprawiło, że zaczęła płonąć.

Przeszył go dreszcz. Wydał z siebie niski jęk, po czym uradowany oddał pocałunek.

— Na pewno?

— Ma pan moje słowo...

— Jesteście ohydni! Oboje!

Lady Brachester weszła cicho do biblioteki. Zajęci sobą, nie mieli szans jej usłyszeć.

Eleonora natychmiast wyślizgnęła się z ramion Christophera.

— Ostrzegałam cię! Mówiłam, że teraz ciebie będzie chciała omotać!

Christopher zasłonił sobą Eleonorę.

— Tobie nic do tego, pani.

— Byście się wstydzili. Nie minęło nawet pół roku od śmierci Adama...

— Niemal rok, jeśli chcesz się pani spierać o szczegóły — poprawił ją Christopher.

— Nieważne! To jest obrzydliwe bezczeszczenie pamięci zmarłego brata i... narzeczonego — dodała, patrząc z nienawiścią na Eleonorę.

Chcąc mieć ostatnie słowo, obróciła się na pięcie i wyszła z biblioteki.

Eleonora spojrzała ze smutkiem na Christophera.

— Wybacz.

— Nie mam czego ci wybaczać.

— Zachowanie lady Brachester, musi ci bardzo ciążyć. — Na powrót objął ją ramionami.

— Jest irytująca-— przerwała i oparła się ufnie o jego pierś. — Ale też trochę jej współczuję.

— Współczujesz? — zdumiał się.

— Myślę, że jest bardzo zagubiona po stracie syna i nie może dojść do siebie.

— Jesteś bardzo wyrozumiała — pocałował ją we włosy.

— Współczuję jej, jak kobieta drugiej kobiecie.

— Dasz radę wytrzymać w tym domu, jeszcze jakiś czas? — zapytał cicho.

— Jeśli będziesz przy mnie.

Pałac, który zajmowała Madame Desire, znajdował się na obrzeżach, północnej części Londynu, otoczony powkręcanymi drzewami i zaniedbanymi krzewami. Już sam ogród, sprawiał wrażenie mrocznego i nawiedzonego.

Powóz zatrzymał się pod pałacem. Ubrany na czarno lokaj z twarzą przesłoniętą białą anonimowa maską, otworzył drzwiczki powozu.

Chłodny wiatr zgarnął kilka suchych liści pod nogi Eleonory. Owinęła się płaszczem.

— Zimno ci? — zapytał z troską w głosie towarzyszący jej mężczyzna.

— Nie — zaprzeczyła. — To z emocji.

— Miejsce idealne na seanse spirytystyczne — mruknął.

— Perfekcyjny. — Przebiegła wzrokiem po fasadzie, pokrytej czerwoną niczym płomienie, winoroślą.

Eleonora ujęła pod ramię Christophera. Ubrany w szary elegancki i niczym niewyróżniający się strój, wyglądał, jak większość gości, którzy przybyli do tego miejsca. Ona założyła swoją skromną granatową suknię, z zakrytymi ramionami. Przed wejściem, zatrzymała się na chwilę i przesłoniła twarz, woalką spływającą spod niewielkiego kapelusika, dodając jej uroczej dyskrecji.

Szerokie schody zaprowadziły ich do wnętrza rezydencji. Zatrzymali się, a Christopher przygotował zaproszenie, jakie wystosowała dla nich hrabina Cavendish i przekazał je kolejnemu lokajowi stojącemu przy wejściu. W świetle lamp gazowych, ich cienie wydawały się nienaturalnie długie i drżące.

Było tu sporo ludzi. Ściśnięci w grupki rozprawiali na temat dzisiejszego wydarzenia z ogromną ekscytacją. W atmosferze czuć było posmak jakiegoś radosnego wyczekiwania. Wśród gości musieli być stali bywalcy, bo po chwili rozmowy, doskonale wiedzieli, gdzie i w którym kierunku mają iść.

Obok Eleonory pojawił się lokaj z tacą pełną kieliszków szampana. Chętnie przyjęła poczęstunek.

— Chcemy zobaczyć się z Madame Desire. — Christopher zwrócił się do mężczyzny.

Eleonora poczuła na podniebieniu przyjemne szczypanie napoju. Kiedy ostatni raz piła szampana?

— Nie wiem, czy to będzie możliwe — usłyszała odpowiedź lokaja.

— Proszę się tego dowiedzieć. — W miękkim tonie Christophera, pojawiła się rozkazująca nuta.

— Kogo mam zaanonsować?

— Pułkownik Christopher Brachester i Eleonora Eaglewood — odparł i delikatnie, ale stanowczo wyjął Eleonorze kieliszek z dłoni, odstawiając go na niewielkim stoliku.

— Nie pij tego — powiedział cicho, widząc jej zaskoczone spojrzenie.

— Czemu?

— Podejrzewam, że w szampanie może być jakiś środek odurzający.

Miała zamiar zaprotestować, kiedy przypomniała sobie rozmowę matki z przyjaciółką. Ta bardzo chwaliła sobie dodawanie do herbaty, kilku kropli nektaru kwiatów bielunia. Miało to wywoływać przyjemne efekty halucynogenne. Ponoć też łagodziły migreny, złe nastroje i histerię.

— Mogę się mylić, ale lepiej nie ryzykować — dodał cicho.

— Ale ja już odrobinę go wypiłam — spojrzała na niego, lekko spanikowana.

— To znaczy?

— Malutki łyczek.

— Miejmy nadzieję, że nic ci nie będzie — pogładził dłoń leżącą na jego przedramieniu.

Czekając na lokaja, Eleonora przyglądała się gościom. Wśród nich dostrzegła, kilka znanych arystokratek i hrabinę Canterbury, która uprzejme skinęła im dłonią na powitanie.

— Czy to nie książę Ernest? — delikatnie pociągnęła Christophera za rękaw i dyskretnym ruchem głowy, młodego przysadzistego mężczyznę z bujnym wąsem.

Towarzyszyła mu kobieta w bogato zdobionej sukni, o pełnych wargach, które zostawiły czerwony ślad szminki na kieliszku wypełnionym zielonym absyntem.

— Brat księcia Alberta tutaj? — zdumiał się Christopher.

— Może to tylko ktoś bardzo podobny do niego. — Eleonora, odprowadziła wzrokiem, tę ciekawą parę. — Zresztą, co w tym złego? Każdy potrzebuje raz na jakiś czas, poczuć dreszczyk emocji.

Christopher zerknął z góry na Eleonorę, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.

— Ty też? — zapytał cicho.

— Czasami — uśmiechnęła się do niego.

Lokaj pojawił się kilka minut później.

— Proszę za mną.

Poprowadził ich szerokim gustownie urządzonym korytarzem, w stronę schodów. Eleonora miała wrażenie, jakby znalazła się kameralnym teatrze. Świece ustawiono w odpowiednio dobranych miejscach, tak by już na wejściu do salonu tworzyły atmosferę tajemnicy.

Zasłony i kotary broniły dostępu do salonów, zasłaniając przed okiem nieproszonego gościa ich wnętrze.
Eleonora wyglądała kogoś znajomego, gdy lokaj przeprowadzał ich przez pierwszy z salonów.

Zauważyła, tu pierwszego wspólnika jej ojca. Kiedy ten na nią spojrzał, natychmiast obróciła wzrok. Gdy weszli do kolejnego salonu, poczuli unoszący się w powietrzu zapach perfum, cygar i... opium.

Lokaj, odsunął delikatna jedwabną zasłonę i znaleźli się przy masywnych drzwiach. Gdy przez nie przeszli, nagle znaleźli się w krótkim korytarzyku. Eleonora przyjęła się do Christophera, kiedy otoczyła ich atramentowa czerń.

Usłyszeli szczęk jakiegoś mechanizmu, a przed nimi otworzyły się drzwi.

Weszli do kolejnego salonu. Eleonora zamrugała zaszokowana oczyma, a na jej policzkach pojawił się pełny zawstydzenia rumieniec. W przyćmionym świetle gazowych lamp i w nagrzanym powietrzu, zobaczyli postacie kobiet i mężczyzn odzianych jedynie w białe maski.

Na środku pokoju stało złote krzesło przypominające tron. Kobieta, która je zajmowała ubrana była w tunikę z delikatnie połyskującej, przeźroczystej tkaniny. Miała mocny, wzorowany na egipskim makijaż i wysoko upięte, czarne włosy.

— Czy z tą kobietą jest wszystko w porządku? — zapytała lokaja, widząc jej wywrócone oczy. Białka miały, jak się to Eleonorze wydawało nienaturalnie fosforyzujący kolor.

— To medium, opanował duch Kleopatry.

Eleonora czytała o tej władczyni, której zmysłowa natura przeszła do legendy.

Podszedł do niej nagi, dobrze zbudowany mężczyzna i wsunął dłoń pod tunikę, przesuwając nią po zgrabnym udzie do góry. Drugą dłonią okrył jej pierś i pieścił ją, przez cienki materiał.

— Ale ten mężczyzna... — urwała, skonsternowana

— Ten mężczyzna zapłacił za to, by spędzić dzisiejszy wieczór z królową.

Spojrzała na Christophera. Ten tylko zacisnął mocniej usta, nie chcąc komentować tego, co zobaczył i usłyszał. Dla niego, to raczej wyglądało, jak stręczycielstwo, niż mistyczne przeżycie.

Słyszała i czytała, że seanse spirytystyczne miewają czasem charakter erotyczny i taki seans stanowił okazję, by wyrwać się ze sztywnych konwenansów, choć na jeden wieczór. Bo w jakim innym miejscu mężczyzna miał szansę poczuć na udzie dotyk nogi sąsiadki, gdy wokół rozbrzmiewały głosy bezcielesnych zjaw, pojawiały się tajemnicze cienie, ale nie spodziewała się czegoś takiego. Eleonora szybko odwróciła wzrok od nagich sylwetek, łapczywie całujących się i pieszczących w nieprzyzwoity sposób.

Przechodziła obok brokatowej sofy, na której spoczywał półnagi mężczyzna. Jej wzrok na kilka chwil, spoczął na dziwnie znajomej postaci. Zmarszczyła brwi.

Na jego brzuchu spała jakaś kobieta, z rozmazanym makijażem, a on nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Tuż obok jego ręki, stała karafka z laudanum opróżniona niemal do samego dna.

Jej wzrok prześlizgnął się po zmierzwionych jasnych włosach, zaniedbanych i porośniętych kilkudniowym zarostem policzkach i niebieskich nieruchomych oczach. Mężczyzna wglądał niechlujnie i odpychająco.

Trevor?! Co on tu robi? Ostatni raz widziała go, dwa lata temu. Zaskoczona, niemal się zatrzymała, by zapytać go o to. Nie spodziewała się go zastać w Londynie, a już na pewno nie w takim miejscu, jak to!

Odurzony narkotykiem mężczyzna obrzucił głowę powiódł wzrokiem za mijającą go kobietą. W jego oczach błysnęło otrzeźwienie.

Madame Desire była piękną, zmysłową kobietą. Długa ciemnoniebieska suknia kłębiła się łagodnie wokół jej zgranej figury. Na ciasno zasznurowanym gorsecie tkwiła żałobna brosza, w której Eleonora zauważyła malutki kosmyk jasnych włosów przewiązany czerwoną cieniutką wstążką.

Christopher szybko zlustrował pokój, do którego ich wprowadzono. Zapewne tu odbywało się większość seansów. Gospodyni siedziała przy sporych rozmiarów stole, dookoła którego stały krzesła. Zapewne już poczyniono przygotowania do mającego odbyć się tu seansu.

Od razu zauważył, że grube sukno pokrywające stół uniemożliwia sięgnięcie pod spód, by poszukać ukrytych sprężyn, zapadek i innych urządzeń. Panujący półmrok utrudniał uważne przyjrzenie się ścianom, sufitowi i podłodze.

W kącie pokoju regał wypełniony był książkami oprawionymi w skórę. Obok palącej się przyćmionym blaskiem lampy, leżała blada ręka, obcięta w łokciu z bardzo ładną, kształtną dłonią.

— Proszę się nie martwić. Nie jest prawdziwa. — Madame Desire, trafnie odczytała myśli Christophera. — Jest z wosku.

— Bardzo realistyczne wykonanie. — Eleonora podeszła bliżej.

Patrzyła zaciekawiona na staranne rzeźbienie paznokci i linii papilarnych. Mimo zapewnień gospodyni nie odważyła się jej dotknąć.

Christopher był sceptykiem. Drażnił go szum i poruszenie, jakie wywołała wiadomość o seansie spirytystycznym. Miał wrażenie, że całą Anglię ogarnęła fascynacja tymi nad wyraz podejrzanymi pokazami.

Starał się jednak nie mówić o swoim sceptycyzmie na głos, bo nie chciał sprawić przykrości Eleonorze. Był pewien, że w stole, przy którym siedziała Madame Desire, są ukryte mechanizmy. One nadadzą seansowi wątpliwej wiarygodności, pomyślał.

Za leniwie poruszającymi się kotarami, zapewne umieszczono, dzwonki albo inne instrumenty naśladujące głosy. Zwierciadła do symulacji manifestacji duchów oraz dziwna uprząż, która miała umożliwić lewitację. Zauważył coś jeszcze. Niewielki katalog pod tytułem Sekrety medium. Jak się domyślał, musiał zawierać oferty wielu użytecznych przedmiotów potrzebnych do przeprowadzana seansów. Madam Desire zauważyła, jego spojrzenie. Wprawnym ruchem zgarnęła broszurę do szuflady sprytnie ukrytej w stole.

— Czy to tablica pomagająca wywoływać duchy? — Eleonora wskazała na planszę z alfabetem i cyframi.

— Tak. To prezent od sióstr Fox.

— Czy będą uczestniczyć w seansie?

— Tak — odparła grzecznie. — Czy teraz ja mogę zadać pytanie? — Podniosła się od stołu i przeszła przez pokój dostojnym krokiem. Sięgnęła po pudełko zapałek leżące na niewielkim stoliku i zapaliła po kolei świece na kandelabrze. Było ich siedem.

Christopher nie znał się na damskiej modzie, ale przyglądając się sukni Madame Desire uznał, że jest zbyt obfita. Wydało mu się to dość podejrzane. Można było w jej fałdach, ukryć rozmaite przyrządy do wywoływania różnorakich efektów podczas seansów. Jednakże owe spostrzeżenia, po raz kolejny, postanowił zachować dla siebie.

— Oczywiście.

— Co jest tak ważne, że postanowili mi państwo, przerwać przygotowanie do seansu?

— Jestem...

— Wiem, kim pan jest — wtrąciła dość niegrzecznie. — Adam wspominał o panu i o pani też. Brat i narzeczona. — Dodała widząc ich spojrzenia. — Chcecie wiedzieć, co mu się przytrafiło?

— Został zamordowany. — To stwierdzenie zabrzmiało, bardzo twardo w jego ustach.

— Adam... — jakby w zamyśleniu wypowiedziała jego imię. — Niezwykły mężczyzna. Otwarty, a jednocześnie tajemniczy, bardzo starannie ukrywający swoje drugie oblicze.

— Co ma pani na myśli? — zapytał, marszcząc brwi.

Eleonora skupiła całą uwagę na kobiecie stojącej po drugiej stronie stołu. Co miała na myśli? Czy Adam uczestniczył w tych orgiach? Czy może się tylko temu przyglądał z niezdrowym upodobaniem? Poczuła w sercu bolesne ukłucie zazdrości i złość. Ale czy to ma teraz jakieś znaczenie? On nie żyje, pomyślała.

— Właśnie to. Jeśli chce pan dowiedzieć się więcej, proszę zostać na seansie.

Christopher zawahał się. W pierwszym odruchu chciał uprzejmie odmówić i zabrać, stąd Eleonorę, ale wyczuł, że będzie się opierać.

Z pewnością będzie chciała tu zostać i dowiedzieć się czegoś więcej o Adamie. Może pokładała nadzieję, że on sam pojawi się na seansie i zdradzi imię swojego zabójcy. Ale przecież Eleonora była inteligentną kobietą i z pewnością rozumiała, że Madame Desire, może zastosować jakiś wyjątkowo podły chwyt, który sprawi, że uwierzy w to, co się wokół niej dzieje.

Z drugiej strony, żal po przedwcześnie zmarłym bracie, nawet u tak rozsądnego mężczyzny, za jakiego się uważał, mógł sprawić, że może stać się łatwą ofiarą oszustwa.

Jaki diabeł go podkusił, żeby tu przyjść, zapytał sam siebie. Tajemnica, śmierci brata i narzeczonego Eleonory, odpowiedział mu wewnętrzny głos.

— Naprawdę, pani w to wierzy?

— Czy wierzę w świat duchów?

— Oto właśnie pytam.

— Ja nie wywołuje duchów. To one mnie wybierają. Przekazują mi miłość, żal, tęsknotę i nienawiść. Zaraz się pan sam o tym przekona. Proszę, zająć miejsca. Czas rozpocząć seans.

Kiedy wymówiła ostatnie słowa, do saloniku weszło kilkoro osób. Trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Eleonora wpatrywała wśród nich Trevora, ale ten nie pojawił się na seansie. To przyniosło jej ulgę. Nie miała ochoty spotkać go twarzą w twarz.

Wszystkie siedem krzeseł zostało zajęte.

— Proszę, niech teraz wszyscy położą ręce na stole, tak jak ja. — Madame Desire położyła swoje idealnie wypielęgnowane dłonie, płasko na pokrytym suknem blacie. — Proszę ich nie zdejmować, aż do zakończenia seansu.

— Dlaczego? — zapytał, starszy jegomość z idealnie przyciętym wąsikiem.

— To zabezpieczy nas przed oszustwem.

Niekoniecznie, pomyślał Christopher.
Zerknął za Eleonorę. Odsłoniła twarz, którą do tej pory miała przesłoniętą woalką. Jej oczy za okularami błyszczały od emocji, a na policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Najwyraźniej przekonał ją argument, że trzymanie rąk na z widoku jest gwarancją uczciwości.

Madame Desire przymknęła oczy, a do pokoju weszły dwie młode kobiety w ciemnych sukniach. Stanęły po obu stronach medium. Były blade i wydawały się kruche. Wyglądały jak eteryczne istoty, które mogą przyciągać do siebie zjawiska nie z tego świata.

Niemal natychmiast zaczęły się stukania, niewyraźne trzaski dochodzące z różnych stron pokoju, z jego kątów. Rozległ się głośny łomot, jakby ktoś piętro wyżej przewrócił ciężką szafę.

— Na Boga! Co to?! — zapytała jedna z uczestniczek seansu.

— Proszę się nie bać — odezwała się kobieta stojąca po prawej stronie Madame Desire. — To mój duch opiekuńczy, który daje mi znak, że jest obecny. Jest nią Martha Carrier. Była jedną z kobiet, oskarżoną o czary. Została spalona na stosie w Salem. Posiada ona wielką, tajemną wiedzę dostępną tylko dla wybranych. Za moim pośrednictwem będzie komunikowała się z Madame Desire.

Ciałem Madame Desire zaczęły wstrząsać gwałtowne drgawki i skurcze. Christopher przyglądał się temu z dużą dozą sceptycyzmu, a Eleonora z fascynacją. Medium trzęsło się i podrygiwało. Szarpała się w tył i przód. Obie siostry przytrzymywały ją, by nie zrobiła sobie krzywdy.

Christopher uważnie obserwował dłonie Madame Desire, ale ta trzymała je cały czas na stole, który nagle zadygotał i uniósł się chwiejnie na kilka cali w górę.

— To niemożliwe — wyszeptała Eleonora, spoglądając zdumionym wzrokiem, to na medium, to na Christophera.

— On wisi w powietrzu! — W głosie sąsiadki Eleonory pobrzmiewała nutka strachu.

— Wszystkie ręce, muszą zostać na stole! — warknęła druga z sióstr.

Christopher szybko policzył ręce. Jedyne, które nie dotykały stołu, to ręce sióstr. Te jednak były bardzo dobrze widoczne.

Stół opadł na podłogę. Ręce medium nie przesunęły się nawet o pół cala.

— Tam coś jest!

Wszyscy, spojrzeli we wskazanym kierunku. W kącie można było, dojrzeć srebrzysty, ledwo zarysowany kształt postaci, który zaraz zniknął.

— To mnie dotknęło! — wyszeptała z przestrachem jedna z kobiet. — Ten duch! On mnie dotknął!

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, powtórzyły się kolejne stuknięcia i trzaski. Po tym rozległ się ledwo słyszalny dźwięk dzwonków.

— Martha powiedziała, że to jeden z duchów krążących nad nami zapragnął się skontaktować.

Eleonora odruchowo podniosła głowę, jakby spodziewała się ujrzeć nad sobą kłębowisko srebrzystych cieni. Oczywiście niczego takiego nie zobaczyła.

Madame Desire mocno zacisnęła powieki, a jej twarz wykrzywiła się w groteskowym grymasie.

— Ta wiadomość jest dla ciebie. — Medium wskazało palcem, mężczyznę z wypielęgnowanym wąsikiem.

— Nie rozumiem — mężczyzna wydawał się być wytracony z równowagi.

— To wiadomość... od... — Madame Desire mówiła powoli i krótkimi zdaniami.

Eleonora odrobinę pozazdrościła mężczyźnie, że to on pierwszy został wyróżniony w tak metafizyczny sposób. Czy Adam zechce się do niej odezwać? Czy w ogóle jest to możliwe? Czy ona w to uwierzy?

— To twój przyjaciel. On umarł w zeszłym roku...

Mężczyzna przytaknął.

— On... on chce przekazać ważną informację o twoich finansach.

Jakby nadawała telegram z zaświatów, pomyślała Eleonora.

Christopher zmarszczył brwi, ale bez słowa przysłuchiwał się temu podejrzanemu monologowi.

— Co chcesz mi powiedzieć? — Mężczyzna rzucił w przestrzeń, rozglądając się dookoła.

Znów rozległy się stuknięcia i dzwonki.

— W najbliżej przyszłości spotkasz dżentelmena, który... — przełknęła ślinę, jakby zaschło jej w gardle. — On przedstawi ci intratną propozycję. Jeśli ją przyjmiesz...

— To?

Nastąpiła seria szybkich stuknięć, które nagle się urwały.

— Co mam zrobić?

— Proszę o ciszę! — skarciła go jedna z sióstr. — Medium musi się skupić.

Znów odezwały się dzwonki, a oczy Madame Desire uciekły w głąb czaszki.

— Tak...

— Tak? To znaczy, że mam przyjąć tę propozycję?

— Cisza!

W rogu pokoju rozległo się skrzypniecie, podobne do odgłosu nienaoliwionych drzwi, które Christopherowi wydało się bardzo podejrzane. W tym momencie stół po raz kolejny lekko uniósł się w powietrze, zadrżał i uderzył z trzaskiem dębowych nóg o podłogę.

— Jest tu jeszcze jeden duch, który usiłuje się z nami skontaktować.

— A odpowiedz na moje pytanie? — jęknął żałośnie mężczyzna.

— Duch został rozgniewany pańską niecierpliwością. Stracił pan swoją szansę.

— Kim jest ten duch?

— To... to mężczyzna. Tak, jestem tego pewna. — Madame Desire sprawiała wrażenie, jakby koncentrowała się z całych sił.

Usłyszeli kolejne ciche stukania.

— Już wiem. To Adam Brachester.

Eleonora zesztywniała na krześle, a Christophera ogarnął gniew. Jak ta oszustka śmie dręczyć ich oboje rzekomymi wiadomościami od zmarłego narzeczonego i brata? Miał ochotę natychmiast z tym skończyć.

— Nie, proszę — wyszeptała Eleonora. Najwyraźniej wyczuła zamiary Christophera. — Posłuchajmy co ma nam do powiedzenia Adam. Umarł tak nagle. — Położyła rękę na jego dłoni.

Christopher zawahał się. Do diabła, pomyślał. Powinien był ją stąd zabrać, zanim rozpoczęła się ta cała farsa.

Madame Desire spojrzała ponad stołem na Eleonorę, gdy ponownie rozległo się delikatne dzwonienie.

— Adam prosi, by przekazać, że kocha was oboje i czeka po drugiej stronie. Któregoś dnia znów będziecie razem, by cieszyć się szczęściem, które tak gwałtownie wam odebrano.

— Rozumiem — odezwała się Eleonora dziwnie zdławionym głosem.

Madame Desire zadygotała, gwałtownie zesztywniała i nagle opadła twarzą na swoje dłonie. Jęknęła i wstrząsną nią silny dreszcz.
Wydawało się, że ze wszystkich sił próbuje utrzymać się na krześle.

Zanim ktokolwiek zdołał się poruszyć, siedem świec w kandelabrze zapłonęło gwałtownym blaskiem i zgasły.

— To koniec na dziś! — odezwała się jedna z sióstr. — Medium jest wyczerpane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro