Sen o krysztale

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     — Babciu?! — zawołała, biegnąc w dół po schodach. Przeszła przez hol, trafiając do małego salonu z aneksem kuchennym. Utrzymany cały w ciemnym drewnie, z kolorowymi dodatkami takimi jak obrazy, poduszki, ozdobne pojemniki, czy miękkie dywany, sprawiał, że czuła się bezpiecznie, komfortowo. W tej jednak sytuacja, kiedy obudziła się w kompletnie pustym, a przynajmniej na razie tak się jej wydawało, domu, czuła jedynie dezorientację, która powoli przeradzała się w przerażenie.

     Na zegarze wybiła siódma rano, więc uznała, że to dość wczesna godzina na jakiekolwiek wychodzenie z domu. Pokój babci był pusty, w ogrodzie jedynie napotkała się na małe, śmieszne skrzaty, których w dzieciństwie się bała, a telefon, na który próbowała się dodzwonić, leżał na szafce nocnej w sypialni starszej kobiety. Nie sądziła, że dzisiejszy dzień zacznie się od zawiadomienia policji, że jej tymczasowa opiekunka zniknęła z domu. Kiedy jednak miała już wybrać numer, uznała to za niedorzeczne i szybko wyłączyła komórkę. Miała czternaście lat, była nastolatką, która potrzebowała dużo snu, aby jej organizm uznał, że może rozpocząć kolejny dzień, więc może jej babcia uznała, że zanim wróci, ona jeszcze będzie spała. Próbowała sobie wmówić, że kobieta wybrała się do sklepu po świeży chleb, albo do sąsiadki na poranną herbatkę.

     — Jak myślisz, Hiko, czy twoja mama jest u Pani Flores? — zwróciła się do psa leżącego obok kanapy, jakby miał jej zaraz wyjawić miejsce pobytu swojej właścicielki. Zwierzę jedynie otworzyło szeroko pysk, aby ziewnąć, a później z powrotem zamknęło oczy, aby powrócić do spania. Rudowłosa westchnęła głośno i ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na drzwi, które prowadziły na zewnątrz. Czy powinna odwiedzić wspomnianą wcześniej kobietę i sprawdzić, czy jej babcia nie znajduje się u niej? Być może powinna, chociażby tylko po to, aby uspokoić swoje nerwy, jednak czy nie wyjdzie na wariatkę, jeśli tak zrobi?

     Zapewne już teraz wychodzi na wariatkę, gdyż po tym jak obudziła się w pustym domu, zamiast racjonalnie pomyśleć i poczekać na kobietę, z którą spędzała tegoroczne lato, to przeszukuje cały dom i zachowuje się jakby jej babci nie było od kilku dni. Tłumaczyła sobie to tym, że jest zwyczajnie w świecie osobą troszczącą się o innych, a bliska jej staruszka zawsze zostawia jakieś wiadomości kiedy wychodzi z domu. Dzisiaj tak się jednak nie stało. Dlatego też się martwi.

     Przeszła przez salon i wyszła na zewnątrz, nawet nie kłopocząc się aby zamknąć drzwi. Rozejrzała się wokół, a później jej wzrok spoczął na jedynym domku w okolicy, gdyż mieszkała na skraju wioski. Światła były pogaszone, więc kobieta zapewne spała, co znaczyło również to, że jej babci tam nie było. Zaśmiała się nerwowo sama do siebie i założyła ręce na biodra. "Spokojnie, przecież zaraz wróci" uspokajała siebie i wróciła do środka, tym razem zamykając drzwi.

     Znowu szybkim krokiem ruszyła do pokoju jej babci, ponieważ pomyślała, że może przeoczyła coś i kobieta zostawiła jakiś liścik. Kiedy przeczesała wzrokiem całe pomieszczenie, spojrzała na lustro zamontowane na szafie i poczuła wewnętrzne zażenowanie swoim zachowaniem i miała ochotę rzucić się na łóżko i zacząć krzyczeć, aby pozbyć się wstydu, który ją ogarnął przez swoje głupie myślenie. Oczywiście, że była powieszona na nim karteczka, która zapewne zawierała wszelkie informacje gdzie znajduje się teraz gospodyni. Znowu się zaśmiała, jednak tym razem z wyraźną ulgą. Pokręciła głową, zerwała czerwoną, samoprzylepną karteczkę, na której czarnym długopisem było coś napisane. Zanim jednak to przeczytała, coś zwróciło jej uwagę. Babcia zawsze pisała pochyłym, pięknym i wyraźnym pismem, które zdecydowanie odchodziło od tego, na które teraz patrzyła. Litery były zwyczajne, a słowa napisane nieczytelnie, co dawało wrażenie jakby osoba, która chciała jej coś przekazać, bardzo się spieszyła.

     Nastolatka usiadła na starannie posłanym łóżku i zaczęła czytać słowa. "Oddaj kryształ, a babcia wróci cała i zdrowa." Kryształ? Cała i zdrowa? Od razu w jej głowie pojawił się pomysł, że być może to jest jakaś gra, na którą wpadła kobieta. Wczoraj rudowłosa narzekała na nudę, która ją ogarniała z monotonnych wakacji, więc może babcia chciała zapewnić jej trochę rozrywki i wymyśliła coś, co by jej się spodobało. I może właśnie by tak było, gdyby nie fakt, że te kilka słów nic nie mówiło jej o zasad i co powinna dokładnie zrobić. Jedyne co wiedziała, to to, że ma oddać jakiś kryształ. "Może to jakaś metafora?" pomyślała, próbując wpaść na jakiś pomysł, co innego mógłby oznaczać kryształ i komu miałaby go oddać. Może Pani Flores, która również jest zamieszana w tą zabawę?

     Czuła się zagubiona, kiedy wpatrywała się w te kilka słów. Jednak dalej jej nie pasowało pismo. No bo kto inny mógłby to napisać? Może rzeczywiście sąsiadka również maczała w tym palce i obie wymyślili to wszystko, aby zająć nastolatce trochę czasu. Ruszyła na dół do kuchni, usiadła na krześle przy stole i wpatrywała się w tą karteczkę, jakby zaraz miała jej wyjawić odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania. Może nie była już dzieckiem, ale niepokoił ją fakt, że jest sama w domu, a Hiko jak zwykle tylko śpi i nic go nie interesuje. W końcu jest tylko psem.

     — No dalej, mały, może ty mi coś powiesz na temat tego kryształu? — odezwała się znowu, jednak ten nawet nie drgnął, będąc dalej pogrążony w śnie. — Świetnie, sama sobie poradzę. — zaczęła mamrotać pod nosem.

     — T-to o-ona...t-ta d-dziewczyn-nka. — usłyszała nagle dziwny, wysoki głos. Wstała gwałtownie z krzesła, sprawiając, że się przewróciło, czym obudziła nawet Hiko, który usiadł i spojrzał na nią.

     Niebieskooka spojrzała na psa, podchodząc do niego bliżej. Wskazała na niego placem, marszcząc brwi i śmiejąc się nerwowo.

     — To nie mogłeś być ty, prawda?

     Odezwała się do psa, tak jakby to on przed chwilą przemówił. Spojrzała na niego uważnie, aby po chwili się wyprostować i westchnąć. Może jej się przesłyszało. Może po prostu zaczyna coraz bardziej wariować, albo może nawet to wszystko jej się po prostu śni. To by wszystko tłumaczyło. Pusty dom, jakaś dziwna karteczka i gadający pies. Ona miała wręcz nadzieję, że to sen, bo nie chciała wylądować w wariatkowie, przez to, że słyszy głosy w głowie.

     — O-ona b-będzie m-miała k-kryształ.

     Znowu ten głos. Jąkający się, trochę niewyraźny głos, jednak słyszała go bardzo dobrze. Zaczęła szybko rozglądać się po pomieszczeniu, próbując napotkać czyjś wzrok. Ta osoba była w tym domu i wiedziała o krysztale, o którym było napisane na karteczce. "To nie jest normalne". W jej głowie było wiele sprzecznych myśli, a kiedy nie znalazła wzrokiem nikogo, kto mógłby do niej mówić, znowu spojrzała na psa. Kiedy zobaczyła, że futrzak znowu leży na dywanie i się po prostu w nią wpatruje, przełknęła zalegającą w gardle ślinę, oblizała suche wargi i spojrzała na swoją rękę. Może jak się uszczypnie, to się obudzi? Kiedy jednak ból po wykonaniu tej czynności nie przyniósł żadnych zmian, poczuła nagłe przerażenie.

     — To na pewno ona, Alamethrze. — szybko odwróciła się w kierunku skąd ten głos do niej dochodził, a kiedy zobaczyła dwa malutkie stworki stojące na stole jadalnianym, wrzasnęła nagle i pobiegła za kanapę. Ukryła się za nią, przywierając plecami do jej miękkiego materiału i zaczęła szybko oddychać. Przetarła oczy jakby chciała wymazać z pamięci to co przed chwilą zobaczyła. — Na Wielką Solarie, nie krzycz tak, wariatko!

     Ignorując dalsze ich słowa i mając nadzieję, że się przewidziała i nie zobaczyła na stole czegoś co widziała jedynie w bajkach i filmach, wyjrzała ostrożnie zza kanapy. Kiedy jej wzrok jednak znowu spoczął na dwóch stworkach, które nic sobie nie robiły z jej obecności i spokojnie coś między sobą obgadywały, znowu krzyknęła i ukryła głowę za meblem.

     Wyglądały one jak te skrzaty w ogrodzie babci, jednak miały na sobie dziwne, skórzane ubranka, a ich głowę nie przykrywała żadna czapka. Natomiast wszystko inne się zgadzało. Spiczaste uszy, duży nos i malutki rozmiar. Nie przewidziało jej się to. Oni naprawdę tam stali i ze sobą rozmiawali jakby nigdy nic, a ona tu schodziła na zawał. Policzyła do dziesięciu, próbując się uspokoić. Kiedy jej wzrok spoczął na kapciu, do jej głowy wpadł plan. Szybko go chwyciła, pilnując aby tylko nie wyjść zza kanapy i dalej pozostać w ukryciu. Próbowała uspokoić bicie swojego serca i znowu odwróciła się przodem do nich, wychylając lekko głowę, tak aby mieć na nich dobry widok.

     Jeden z nich ubrany był w dziwny, brązowy strój. W kurteczkę i spodnie, a w ręce trzymał jakąś grubą książkę. Drugi był ubrany tak samo, tylko że kolor jego ubranka był zielony. Skórę mieli jasną, prawie wręcz wpadającą w odcień szarego. Ten pierwszy włosy miał czarne, krótkie, odstające w każde strony, natomiast ten drugi zielone, pasujące do ubrania i starannie ułożone. Na dużym nosie ułożone miał duże okulary, które zabawnie wyglądały w porównaniu z jego małą głową. Postanowiła jednak nie przyglądać im się dłużej, tylko wcielić swój plan w życie. Wyciągnęła rękę zza brązowej kanapy i celując, rzuciła prosto w nich kapciem.

     Nawet się nie upewniła, czy trafiła w nie. Jedynie wrzasnęła głośno i z powrotem ukryła się przed nimi, mając nadzieję, że głos spadającego kapcia oznaczał, że spadły również i one.

     — Ty głupia dziewucho! — krzyknął jeden, dlatego też lekko wychyliła głowę i widząc jak obydwoje leżą na powierzchni stołu, musiała niestety przyznać, że kapeć ich nie trafił, a oni musieli jedynie odskoczyć od niego i upaść.

     — C-co to b-było? — skrzat poprawił swoje okulary czubkiem palca i zaczął się rozglądać wokół.

     — Chce nas zabić. Oddawaj kryształ i zjeżdżaj stąd!

     Zamrugała, nie mogąc przyzwyczaić się do tego, że na stole stoją dwie malutkie istotki. Może to hologramy? Jakieś robociki? Wspomniały o krysztale, więc może to jakaś kolejna część zabawy jej babci. Może to właśnie im ma wręczyć cały ten kryształ.

     — Powiedzcie jaki kryształ, to wam go dam. — mówiła trzęsącym się głosem, dalej będąc ukrytą zza meblem, z jedynie lekko wystawioną głową. Chciała wszystko widzieć, na wypadek gdyby te krasnale próbowały coś zrobić. — Jesteście jakimiś robocikami? Skąd babcia was ma?

     Nastolatka zapewniając siebie w myślach, że są częścią zabawy jej babci i że jej nie skrzywdzą, podniosła się z podłogi i pewnie wyszła na przód. Założyła ręce na klatkę piersiową i przekrzywiła głowę, przyglądając się jak podnoszą się z blatu i otrzepują.

     — Nie udawaj głupiej, dziewczyno. — zaczął ten pewniejszy siebie skrzat, znowu ją niegrzecznie nazywając i wskazując na nią palcem. — Nie jesteśmy żadnymi robotami, tylko skrzatami i dobrze wiesz o jaki kryształ nam chodzi.

     Nastolatka nic nie robiła sobie z ich słów, nagle nabierając pewności siebie. Jakby całe przerażenie odeszło, a na jej miejsce pojawiła się ciekawość. Podeszła bliżej tych stworów. Okularnik widząc, że się zbliża, zaczął mamrotać coś pod nosem i się oddalać, a ten drugi założył ręce na pierś i przybrał gniewną pozę. Wyciągnęła w ich stronę dłoń i po prostu dotknęła go, chcąc się przekonać czy są prawdziwi.

     — Ej! — oburzył się i lekko zachwiał.

     — A niech mnie! — zaśmiała się i chwyciła go za ubranko. Podniosła go do góry, i przybliżyła go, chcą obejrzeć go z bliska. — Jaki śmieszny skrzacik.

     — Odłóż mnie na miejsce, dziewucho! — znowu nazwał ją dziewuchą, co zaczęło ją irytować. Jednak jeszcze nie na tyle aby coś odpowiedzieć. Zresztą była tak zafascynowana nowym odkryciem, że nie wiedziała nawet co miałaby powiedzieć.

     — P-proszę, P-pan-nienko, od-dłuż g-go. — wzrok tym razem przeniosła na tego drugiego, który podszedł bliżej. Jego ruchy były niepewne i nieco koślawe. Posłuchała go jednak i odłożyła jego przyjaciela na miejsce.

     Skrzacik od razu zaczął poprawiać kurtkę i włosy, które tak czy inaczej były roztrzepane. Mamrocząc coś pod nosem podszedł do książki, która leżała na blacie i podniósł ją. Zaczął przewraca strony, a kiedy trafił na tę, którą szukał, spojrzał na rudowłosą.

     — W imię Wielkiej Solari, oskarżam cię o kradzież kryształu. — mówił pewnym tonem, wpatrując się w malutkie literki. Kiedy skończył mówić, spojrzał na nią i wyciągnął w jej stronę dłoń. — Oddaj go, albo Solariańscy żołnierze wymierzą ci odpowiednią karę za przywłaszczenie go sobie.

     Nie miała bladego pojęcia o czym do niej mówił. Wielka Solaria, Solariańscy żołnierze, kradzież. Przecież ona nie jest złodziejką.

     — M-młoda d-damo, j-jakie jest t-twoje i-imię? — zapytał się drugi skrzacik, kiedy nastolatka usiadła na krześle przy stole i pochyliła głowę w ich stronę. Okularnik wyjął z kieszeni pomiętą kartkę, którą zaczął prostować, a z drugiej pióro. Prawdziwe pióro, które wyglądało jakby wyrwał je jakiejś gęsi, czy z innego ptaka. "On zamierzał nim pisać?".

     — Theresa, jednak mówcie mi po prostu Tess. — przedstawiła się, patrząc jak okularnik notuje to na swojej pomiętej kartce.

     — Oddawaj kryształ! — wzrok przeniosła na drugiego, który dalej upierał się przy jakimś krysztale.

     — Jacie, prawdziwe skrzaty. — zaśmiała się, odchylając się lekko na krześle, jednak uważając aby nie upaść — Jak powiem o was babci, to mi nie uwierzy.

     — Twoja babcia została porwana. Oddawaj kryształ, albo nigdy jej nie zobaczysz! — mówił dalej ten ciemnowłosy maluch, a ona nagle zmarszczyła brwi.

     Brzmiało to znajomo. Nagle przypomniały jej się słowa z kartki napisane obcym pismem. Wstała z krzesła i rozejrzała się po ziemi, a gdy odnalazła ją wzrokiem, szybko ją chwyciła i dalej stojąc, zaczęła czytać co na niej pisało. Miała oddać kryształ, a babcia wróci. Kiedy spojrzała na te dwie małe istoty, zaczynała coraz poważniej myśleć, że to wszystko to naprawdę jakaś gra. W końcu wszystko się zgadzało. Wystawiła rękę z kartką w ich stronę tak gwałtownie, że skrzat z okularami aż się zakołysał.

     — Wy to napisaliście?

     Musiała się tego dowiedzieć. Działy się dziwne rzeczy, a ona nie miała pojęcia co robić. Miała też mętlik w głowie. Raz towarzyszyło jej przerażenie, następnie ciekawość i podekscytowanie, a chwilę później dezorientacja. Tłumiła w sobie ochotę zadzwonienia na policję, albo chociażby do rodziców. To byłaby dobra opcja, jednak co miałaby im powiedzieć? Że w salonie u babci są dwa małe skrzaty, które normalnie z nią rozmawiają? Przecież to niedorzeczne.

     — Słucham?! — spojrzał na nią jakby właśnie oskarżyła go o jakieś morderstwo. Znowu zaczął przewracać kartki, aby znaleźć odpowiednią stronę i gdy mu się to udało, jego wzrok zaczął przesuwać się po literkach — Na mocy Wielkiej Solari, rozkazuje ci oddać kryształ, albo Wielka Solaria ześle na ciebie karę za nieposłuszeństwo.

     — Jaka Wielka Solaria? O co wam chodzi? — z jednej strony bawiło ją ich zachowanie i to co mówili, a z drugiej czuła irytację, bo oskarżali ją o coś czego nie zrobiła i grozili jakimiś karami. Usłyszała jednak krzyk zaskoczenia i wciągające powietrze.

     — Jaka Wielka Solaria?! — powtórzył jej słowa oburzającym tonem — słuchaj mnie, ty ignorantko. Oddasz nam ten krysz...

     — Sądzę jednak, że najpierw trzeba tej biednej dziewczynie wszystko dobrze wytłumaczyć. Nie widzicie, że o niczym nie wie?

     Teraz jej zaskoczenie i przerażenie osiągnęła najwyższy szczyt. Gdy myślała, że już nic jej nie zdziwi, groźby oburzonego skrzata przerwał kolejny głos. Głos jej psa. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to co widzi i słyszy. On tak po prostu przemówił do niej. Otworzył pysk i zaczął mówić. Wskazała na niego placem i zaczęła się cofać, aż natrafiła na stół. Uderzyła w niego, sprawiając, że się zatrząsł i przewrócił stojące na nim skrzaty. Zaczęły coś do niej krzyczeć, a zwłaszcza ten jeden gburowaty i niemiły, jednak nie zwróciła na nich uwagi. Wręcz ich głosy rozmyły się gdzieś w jej głowie. Pies do niej przemówił i tym razem naprawdę podbiegła do swojego telefonu i zaczęła wybierać numer rodziców. Może jej nie uwierzą, może uznają ją za wariatkę, ale musi upewnić się, że to wszystko dzieje się naprawdę.

     — Zostaw ten telefon, skarbie — nagle komórka z jej dłoni została wytrącona, a ona zauważyła dziwną, białą poświatę, która otoczyła przedmiot i sprawiła, że unosił się w powietrzu. Przeniosła wzrok na czwarty głos, który pojawił się w jej głowie i krzyknęła. Tym razem było to coś innego. Było małe, miało spiczaste uszy jak tamte skrzaty, ale nie było nim, ponieważ miało skrzydła, a z ręki tego czegoś wychodziły wiązki światła. — Kochanie, nic ci nie grozi, nie musisz krzyczeć. — tym razem był to damski głos. Małe stworzonko, które, jak teraz do niej dotarło, przypominające jakiegoś elfa jak z filmów, stanęło również na stole i magią odłożyła jej telefon na najwyższą półkę na regale.

     — Jak...jak ty to...co to było? — oszołomiona tym co się dzieje, nie mogła się wysłowić. Jej wzrok przeskakiwał z dwóch skrzatów, na gadającego psa, a później na latającego i używającego magii elfa. — Jesteś...jesteś elfem? — musiała się zapytać. Musiała się upewnić, że wzrok jej nie mylił, ponieważ teraz już niczego nie była pewna.

     — Mam skrzydła, a elfy, pragnę przypomnieć, nie latają. Jestem wróżką — mówiła spokojnym głosem, wyjaśniając jej wszystko — i naprawdę po tym jak zobaczyłaś te dwa nieznośne skrzaty, dalej przeraża cię gadający pies i czary?

     Pytała się jej, jakby to ona nie mogła uwierzyć w to co od niej usłyszała. Nie miała prawa być zaskoczona? Zaczęła się zastanawiać, czy może podczas snu nie przeniosła się do jakiejś innej rzeczywistości i obudziła się w innym świecie. Odważyła się jednak podejść do niej bliżej i przyjrzeć się jej. Miała bladą cerę, dużo piegów, które nastolatka również posiadała na swojej twarzy, białe włosy i żółtą sukieneczkę, która mieniła się w blasku słońca. Jej wzrok później przeniósł się na Hiko, który siedział na dywanie i przyglądał się temu wszystkiemu. Zaśmiała się pod nosem, nie wierząc w to co się właśnie dzieje.

     — Spokojnie, Tess, wszystko ci wytłumaczymy, ale musisz się uspokoić — odezwało się białe zwierzę. Podeszło do niej i zaczęło gładzić jej nogi pyskiem. Podniósł głowę wyżej i spojrzał na nią swoimi dużymi, lśniącymi oczami — usiądź. — zachęcił ją, co jednak bez żadnych sprzeciwów uczyniła.

     — Kim jesteście i co robicie w tym domu? I gdzie jest babcia? — miała nadzieję, że głos przestał jej drżeć. Naprawdę chciała się tego wszystkiego dowiedzieć i w końcu poznać prawdę co tu się tak naprawdę wyrabiało.

     Dwa skrzaty usiadły na blacie, a w ich ślady poszła również i wróżka. Hiko też usiadł obok wnuczki jego właścicielki i spojrzał na nią. Wyczuwał, że się boi, jednak był również pod wrażeniem, że zachowuje w miarę spokój i nie biega po domu krzycząc, albo się nie chowa i nie rzuca w nimi przedmiotami, jak to robiła na początku ze skrzatami.

     — To Alameth i Azriel, oraz Rosalinda — spojrzała na małe istoty, które przedstawił mu Hiko.

     — Nie bawcie się w przedstawianie, tylko zabierzcie jej w końcu tej kryształ! — odezwał się zniecierpliwiony Azriel.

     — Uspokój się przyjacielu, musi najpierw wszystko zrozumieć zanim nam samodzielnie go odda — wróżka zabrała głos, który wydawał się taki melodyjny, kiedy w końcu ze spokojem się jej przysłuchała.

     — R-Rosa ma r-rację. D-dajcie jej t-trochę od-detchnąć.

     — To Victoria powinna jej wszystko wytłumaczyć — odezwał się znowu gburowaty skrzat, wspominając imię jej babci — to nie leży w naszych obowiązkach!

     — W naszych obowiązkach należy pilnowanie kryształu i zapewnienie bezpieczeństwa magicznego świata. Jeśli Victoria dała jej ten kryształ, znaczy, że miała jakieś powody. — głos zabrał Hiko. Brzmiał on jak stary, ale bardzo mądry dziadek, który przeżył w życiu tyle, że zawsze można było liczyć na jakąś złotą radę od niego.

     — Oczywiście, że miała! Przeczuwała, że chochliki będą próbowały go ukraść i myślała, że ona go ochroni. Głupie dziewczę, które nawet nie ma pojęcia co tak naprawdę ją otacza.

     Tess miała dość, że prowadzili oni rozmowę tak jakby jej obok nie było i jeszcze obrażali ją. Zadała im pytania, próbując się czegoś dowiedzieć, a oni ją zbyli jakby była nikim ważnym. Jej wzrok latał z jednego stworka na drugiego, aż w końcu oczy zaczęły ją boleć. Gdy potarła je, straciła cierpliwość i chciała się właśnie podnieść z krzesła, aby krzyknąć na nich wszystkich, kiedy zza drzwi i okien zaczęły wydobywać się jakieś dziwne hałasy. Jakby śmiechy dzieci, ale takich przerażających dzieci. Spojrzała na Hiko, który sam miał wymalowane niemałe przerażenie na pysku.

     — Co to? — wręcz wyszeptała, czując strach.

     — Nie ma czasu, musimy się pospieszyć — odezwała się Rosalinda — Słuchaj, moja mała Tesso, istnieje świat magiczny, a my jesteśmy jego strażnikami. Twoja babcia ma klucz do tego świata, którym jest ten kryształ i podobno ci go dała — wróżka zaczęła zalewać ją całkiem nowymi informacjami, które sprawiały, że nastolatce miała zaraz wybuchnąć głową, a przynajmniej tak zaczynała czuć od natłoku tego wszystkiego.

     — Ten hałas...to są chochliki. Diabelskie duszę wysłane przez Emrica, okrutnego czarodzieja, który został wygnany z Solaris, którym rządzi Wielka Solaria. Chce się na niej zemścić i odebrać nam klucz, aby znowu wrócić do świata magicznego i go zniszczyć. — Głos zabrał tym razem Hiko, który mówił dość szybko, ale wyraźnie, co wydawało się niedorzeczne. Zresztą jak wszystko co się w tej chwili działo.

     — Musimy działać szybko. — odparł Azriel, znowu włączając się do rozmowy — oddawaj kryształ!

     — Mam cię dość! — wrzasnęła, podnosząc się z krzesła. Poczuła się nagle wypełniona całkiem nowymi i dziwnymi informacjami, a ten nieznośny skrzat wcale jej w tym nie pomagał. — nie mam żadnego kryształu!

     — A-ależ m-masz. — okularnik wskazał na jej szyję, na której zawieszony został naszyjnik, który podarowała jej niedawno babcia.

     Zdjęła go z szyi i położyła na otwartej ręce. Był to mały, żółty kryształ, który otoczony był sznurkiem. Babcia powiedziała jej, że zrobiła to własnoręcznie. Opowiadała jak zawinęła sznurek wokół kryształu, żeby się dobrze trzymał i że nauczy ją tego, aby sama mogła robić sobie naszyjniki u siebie. Była wtedy podekscytowana, bo w domu miała pełno kryształów i być może były one sztuczne, a niektóre plastikowe, to wyglądały ładnie i była pewna, że skorzysta z rad babci. To chwilowe wspomnienie sprawiło, że znowu pomyślała o kobiecie, której nie było teraz z nią.

     — Gdzie moja babcia? — musiała spytać. Miała nadzieję, że w końcu odpowiedzą na jakieś z jej pytań, bo miała już dość tego, że tak ignorują jej potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej.

     — Została porwana przez chochliki. To one wysłały ci wiadomość. Babcia za kryształ.

     Spojrzała na Hiko, a później znowu na kryształ w ręce. Wyplątała go niezgrabnie ze sznurka, a towarzyszyły jej temu te straszne śmiechy. Doszedł do tego dziwny dźwięk. Jakby stukanie. Nie wiedziała jeszcze o co. Była jednak zbyt przerażona tym co się dzieje, aby to sprawdzić. Jej babcia została porwana przez jakieś stwory. Nie miała pojęcia, czy coś się jej stało, czy jest bezpieczna i czy nie dzieje się jej teraz krzywda. W tych okolicznościach, to wszystko było możliwe.

      — Co zrobicie, jeśli go wam dam?

      — Rosa rzuci czary na niego. Stworzy identyczny, jednak bez możliwości otworzenia Solaris. Musi jednak mieć oryginał aby to zrobić. — mówił Hiko. Tess obawiała się tego wszystkiego. Do jej głowy zaczęły wpływać różne, dziwne i niepewne myśli, których nie mogła się pozbyć.

     — A co jeśli to wy jesteście tymi złymi? Skąd mam mieć pewność, że to wy nie porwaliście mi babci? — mówiła płaczliwym głosem, a w tym czasie głowa Hiko dosięgła jej nóg i położyła się na jej kolanach.

     — No świetnie, tylko tego nam brakowało. Płacz, płacz i marnuj nasz czas. Niech chochliki tu przyjdą. — mówił Azriel, załamany tym, jak dziewczyna jest uparta i nie chce oddać im tego kryształu.

     — Zamknij się, Azriel. — skarciła go Rosalinda, posyłając mu wymowne spojrzenie. Wiedziała, że takimi słowami ani trochę jej nie przekonują.

     — Tess, jestem oddanym przyjacielem twojej babci. Byłem z nią od kiedy ty zaczęłaś tu przyjeżdżać w dzieciństwie. Jestem strażnikiem Solaris, twoja babcia również nim jest. Naszą rolą jest strzeżenie tej krainy i musisz nam w tym pomóc. — mówił Hiko, a z każdym słowem Tess nabierała coraz większej pewności, że mówi prawdę. — Daj Rosalindzie kryształ. Pomóż nam ocalić Solaris przed zagładą, a obiecuję ci, że twoja babcia wróci tu z powrotem i nic jej nie będzie.

     Mówił szybko, a kiedy przyglądała się pozostałym, wiedziała, że czas ich naglił. Ścisnęła w dłoniach kryształ, jednak kiedy do jej uszu dotarło głośniejsze pukanie i przerażające śmiechy, szybko położyła na stole fioletowy przedmiot, który jakby wyczuł obecność wróżki i zaczął emanować blaskiem.

     — Niech Wielka Solaria będzie ci na wieki wdzięczna. — zawołała Rosalinda, podbiegając do kryształu, który po chwili otoczył się jej białą magią.

     Później wszystko działo się szybko. Wróżka przy użyciu wszystkich swoich sił wyczarowała kopie klucza, stukanie i śmiechy stawały się coraz głośniejsze i przerażające, Alameth zapisywał coś dokładnie na swoich pomiętych kartkach, a Azriel wygadał jakby modlił się do swojej Wielkiej Solari, o której wszyscy z wielkim szacunkiem mówili. Natomiast Hiko miał inne zadanie. Coś, czego nikt inny nie mógłby zrobić, ponieważ nikt inny nie miał tyle zaufania Tess, co on.

     — Chodź ze mną, kochana. — zachęcił ją spokojnym głosem.

     Prowadził ją przez salon i hol, a później schodami na górę. Rudowłosa szła posłusznie za nim, jakby mając nadzieję, że czworonożny zaprowadzi ją z dala od tych strasznych dźwięków i tego wszystkiego, przez co zaczynała boleć ją głowa. Szła za nim aż doprowadził ją do jej własnego pokoju w tym domu. Dziewczyna otworzyła drzwi, wpuszczając go do środka, a zaraz za nim weszła i ona sama. Pokój nie był duży, jednak przytulny. Pojedyncze łóżko i jedno, małe okno, dalej zasłonięte zasłonami. Nawet nie wiedziała, która jest godzina. Wiele zdjęć i plakatów zdobiło jej ściany. Usiadła na łóżko, a później jednak zmieniła zdanie i położyła się plecami na wygodnym materacu. Odetchnęła głęboko, zatykając uszy, ponieważ śmiechy chochlików wypełniały teraz cały dom. "Niech to się skończy" błagała w myślach.

     — Dziękujemy za współpracę, Tesso. — Hiko usiadł obok jej łóżka, a nastolatka dopiero teraz odważyła się w końcu zatopić rękę w jego białej, piękniej sierści. Kiedy to zrobiła, poczuła się trochę spokojniejsza. Miała ochotę go całego przytulić, jak to kiedyś często robiła, jednak czuła się dziwnie z faktem, że jej zwierzęcy towarzysz zaczął do niej mówić.

     — Co teraz zrobicie?

     — Oddamy im fałszywy kryształ i zwrócimy ci babcię. — odpowiedział na jej pytanie od razu. — Nie martw się już tym, moja Tesso. — Mówił, a z każdym jego kolejnym słowem dziewczyna czuła się coraz to bardziej senna. — Śpij i śnij. Marz i ciesz się. To wszystko to tylko sen. To wszystko to tylko twoja wyobraźnia. Wstaniesz jutro i będziesz zachwycać się babci i opowiadać jej o wspaniałym śnie. O skrzatach ogrodowych, które nagle ożyły, gadającym psu i baśniowej wróżce.

     Jego słowa działały na nią uspokajającą. Straszne dźwięki stawały się coraz bardziej ciche, aż w końcu zupełnie zniknęły. Oczy same jej się zamykały, jednak znalazła jeszcze trochę siły, aby wejść pod kołdrę i otulić się nią szczelnie, zanim zupełnie oddała się w krainę snów, nie będąc nawet świadomą, że to wszystko co się przed chwilą stało, gdy się obudzi, stanie się jedynie śmiesznym snem, o którym opowie swojej babci, która będzie rano przyrządzać naleśniki z czekoladą, oraz swoim rodzicom. Kompletnie nieświadoma, że ta cała sytuacja naprawdę miała miejsce, będzie tulić się do psa babci i dalej z nim rozmawiać, wierząc, że ją rozumie, co naprawdę było prawdą. Nastolatka na razie nie dowie się prawdy o magicznym świecie Solaris, gburowatych skrzatach, miłej wróżce i chochlikach, które porwały jej babcie i napadły na jej dom, aby zdobyć kryształ, który jednak kiedy się obudzi, pozostanie jako naszyjnik na jej szyi, aż do końca wakacji.

     Ta magiczna przygoda dobiegła dzisiaj końca, jednak kto wie, czy Solaris nie będzie jeszcze kiedyś potrzebowało jej pomocy. Zły czarodziej Emric nie podda się tak łatwo, kiedy odkryje, że zdobyty kryształ jest podróbką, a babcia może nie mieć tyle siły aby samotnie go pokonać. Nic tak naprawdę nie jest wiadome, a przed Tess czeka jeszcze wiele dziwnych, niespotykanych rzeczy. Na razie jednak nie mogła znać prawdy o stworzeniach mieszkających w domu babci i ich magicznym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro