ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ꜱᴀɴᴀʜ ᴘᴛ." ᴀʟᴇ ᴊᴀᴢᴢ!", ᴋᴛÓʀᴀ ᴘᴏ ᴘʀᴏꜱᴛᴜ ɪᴅᴇᴀʟɴɪᴇ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ! ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ 🥰🥰🥰

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴᴋᴀ 😘😘

ᴘꜱ. ᴘʀᴢᴇᴘʀᴀꜱᴢᴀᴍ ꜰᴀɴÓᴡ ʀᴏᴍᴀɴꜱÓᴡ, ᴋᴛÓʀᴢʏ ᴄᴢʏᴛᴀᴊĄ ᴛᴇɴ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 🤣🤣🤣🤣
_________________________________
ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ

Siedziałam przytulona do Janka. Czułam jak gładzi moje plecy. Każdy jego dotyk, spojrzenie, pocałunek był dla mnie czymś niesamowitym. Z każdą dobą zakochiwałam się w nim na nowo. Uczucie jakim się dażyliśmy było mocne i wiążące.

Oboje wskoczylibyśmy za sobą w ogień.

Kochałam jego rudawe włosy, oczy będące niczym ocean oraz jego piegowatą twarz. Wyglądem przypominał on swoją matkę, natomiast jego siostra była niczym sobowtór ojca. Byli jak noc i dzień. On blondyn o jasnej, porcelanowej cerze, a ona czarnowłosa o cerze ciemniejszej.

Kocham go całego.

I dlatego nie mogłam zrozumieć, dlaczego był taki zazdrosny. Oddałam mu całe swe serce. Kochałam tylko jego.

Nie ma miłości bez zazdrości, bo zazdrość jest składnikiem miłości.

Z jednej strony można się z tym zgodzić. Gdy kogoś się obdarzy tym jedynym, niepowtarzalnym uczuciem jakim jest miłość to nie chce się go stracić. I dlatego właśnie objawia się to uczucie, ale z drugiej strony jeżeli się kogoś kocha i się go o tym zapewnia to zazdrość powinna się w jakiś sposób ulotnić. To w zasadzie też kwestia zaufania. Skomplikowane to wszystko.

Było już dość późno. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Jako iż było już po godzinie policyjnej postanowiliśmy zostać u Zośki na noc. Jutro miała się tutaj odbyć kolejna próba. Czas pędzi nieubłaganie szybko. Dlatego musimy się straszczać. Nauczyć się bezbłędnie układu oraz tekstu musicalu, albowiem niedziela zbliża się wielkimi krokami.

Zośka jako dobry właściciel chciał przydzielić każdemu z nas swój własny kąt do spania, jednak jednogłośnie stwierdziliśmy, że wszyscy będziemy spać w jednym pokoju i zrobimy fortecę z kołder.

- Musimy porozmawiać.- szepnęłam do mojego ukochanego, na co on kiwnął głową.- Ale nie tutaj..
- Rozumiem.. - odszeptał.

Wstałam z kanapy wystawiając w jego stronę dłoń. Chłopak bez wahania ją złapał i podniósł się z tapczanu. Cichutko skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia.

Wychodząc zobaczyłam, że pozostała trójka naszych przyjaciół zabrała się za przygotowanie kolacji. Alek z Marcysią droczyli się razem, a Zośka kręcił głową z rozbawieniem patrząc na to.

Zaprowadziłam go do pokoju Zośki, który akurat był wolny i zamknęłam drzwi. Spojrzałam w jego oczy. Ujrzałam w nich.. strach? Był lekko zestresowany.

- Jasiu Janeczku Jasieńku.. - westchnęłam.- Ty zazdrośniku..
- Bo on..
- Cii.. - podeszłam do niego i przyłożyłam mu palec do ust.- Nieładnie przerywać. Jasiu wiesz, że cię kocham?

Chłopak pokiwał głową.

- A wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim?- zapytałam.- I to ciebie kocham nad życie. Ciebie..nikogo innego..

Wzrok rudawowłosego spotkał się z moimi źrenicami. Z początku niepewne spojrzenie stało się wiążące tak, że nie mogliśmy od siebie oderwać wzroku.

- Pamiętaj kochanie występ z Anodą nic nie znaczy. On dla mnie jest tylko przyjacielem, a ty jesteś moim Jasiem kochanym, który skradł mi serce. Nie masz powodu żeby być zazdrosny. - kliknęłam go w nosek.
- Ale on..

Nie dałam mu dokończyć, ponieważ wbiłam się w jego usta całując go czule. Chłopak bez wahania oddał pocałunek. Czułam jak cicho pomrukuje z zadowolenia. Widziałam, że uwielbia buziaki, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.

Niewinne muśnięcie ustami przerodziło się w coś więcej. Niebieskooki zaczął walczyć o dominację w pocałunku przy tym rozpinając mi koronkową bluzkę, w którą byłam odziana. Nie pozostałam mu dłużna. Moje ręce powędrowały na guziki od jego koszuli, które również zaczęłam rozpinać.

Nie minęła chwilka, a oboje pozbyliśmy się swojej odzieży wierzchniej. Trwaliśmy nadal w pocałunku, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Zaczęłam rozpinać mu pasek od spodni, a on odwdzięczył mi się ściągając moją spódnice. Po chwili oboje pozbyliśmy się ostatecznie swoich ubrań. Byliśmy przed sobą w samej bieliźnie.

Cały czas pogłębiając pocałunek zaczęłam prowadzić go w stronę łóżka. Chłopak pomrukując z zadowolenia szedł tak, jak go kierowałam. Niespodziewanie jednak niebieskooki wziął mnie na ręce. Jego zgrabne dłonie wylądowały na moich udach. Zbliżał się już do łóżka z zamiarem położenia mnie na nim. I tak też uczynił. Moje plecy zetknęły się z miękkim, białym materacem, a on sam ułożył się nade mną. Daliśmy ponieść się chwili. Poczułam motylki w brzuchu. Było niesamowicie.

Dopóki nie usłyszeliśmy lekkiego skrzypienia drzwi. Odskoczyliśmy tedy od siebie jak poparzeni czując, że ktoś nas obserwuje. Szybko wskoczylibyśmy pod kołdrę i zasłoniliśmy się nią.

- Puka się.- powiedział lekko zdenerwowany Janek spoglądając w stronę drzwi.
- Widzę.- wymknęło się Zośce.- Znaczy.. um.. kolacja! Tak kolacja już gotowa!
- Za chwilkę przyjdziemy. - powiedziałam zawstydzona.

Blondyn zmieszany kiwnął głową i jak najszybciej ulotnił się z miejsca zdarzenia. Razem z moim ukochanym spojrzeliśmy po sobie. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem wspominając przy tym minę Zośki.

Śmialiśmy się przed dobry moment, aż wreszcie musieliśmy się uspokoić.

Mój ukochany wstał z łóżka i sięgnął po nasze ubrania.

- Szkoda, że nam przerwano..- mruknął niezadowolony.- A było tak pięknie..
- Jeszcze będziesz mieć okazję kochanie żeby to powtórzyć. - powiedziałam chichotając.
- Mam bardzo wielką nadzieję myszko. - kliknął mnie w nosek.
- A teraz chodź przystojniaku bo kolacja czeka.- pocałowałam go w policzek po czym zaczęłam ubierać się w swoją odzież.

Rudzielec posłusznie pokiwał głową i również zaczął się ubierać. Szybko uporał się z włożeniem spodni oraz koszuli. Pedancik jeden nawet sobie włosy poprawił, a ja miałam problem z zapięciem bluzki.

- Ehem. Panie Janie. - powiedziałam udając poważny głos.- Czy raczyłby pan zapiąć mi bluzkę?
- Ależ naturalnie madame chociaż nie ukrywam, że lepiej było, jak leżała na ziemi. - odparł uśmiechając się przy tym chytrze.
- Oj Jasiu Jasiu,co ja z tobą mam. - zaśmiałam się.
- I tak mnie kochasz. - chytrusek jeden zapiął mi bluzkę.
- Może kocham, a może nie kocham.- uśmiechnęłam się również chytrze.
- Kochasz kochasz. - dał mi czułego buziaka w usta i pogłaskał mnie po policzku.

No no szarmancki Jan Bytnar- tego jeszcze nie było. Powiem wam, że chyba polubie go w takiej wersji. Ba nawet nie chyba! Tylko na pewno!

Gdy podniosłam się z łóżka, aby ubrać spódnice poczułam na sobie jego wzrok. Przenikał mnie nim wnikliwie. Patrzył na każdą część mojego ciała jakby ją badał.

Spojrzałam mu w oczy i wystawiłam dłoń w jego stronę. Niebieskooki nie odrywając ode mnie wzorku złapał ją i podniósł się z łóżka.

- Jak tak pomyśle teraz o tej kolacji to,aż mam ochotę na coś pysznego. - zaśmiał się.
- Oj Jasiu ty głodomorze.- przekręciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi.
- Chociaż w sumie to mam na co innego ochotę.- powiedział uśmiechając się chytrze obejmując mnie przy tym w talii.
- Nie pozwalaj sobie za dużo. - zachichotałam.
- Jestem grzecznym chłopcem i nie pozwalam sobie na za dużo. Wiesz, że nie zrobiłbym nic bez twojej zgody myszko. - uśmiechnął się słodko i zamruczał mi do uszka.

Na ten gest przeszedł mnie lekki dreszcz, a przyjemna fala ciepła przepłynęła przez moje ciało. Odnalazłam szybko usta chłopaka i zostawiłam na nich czuły pocałunek, który on oddał z wielką przyjemnością. Skubaniec on to ma w życiu dobrze. Same buziaki dostaje.

- Kochany jesteś.- kliknęłam go w nosek.- Chodźmy już. Wszyscy na nas czekają.
- Jasne. Panie przodem.- powiedział uśmiechając się szarmancko otwierając przede mną drzwi.

We dwoje udaliśmy się do jadalni. Gdy weszliśmy do pomieszczenia przywitał nas pięknie nakryty stół. Piękny obrus w krate okrywał dębowy mebel. Na stole znajdowały się białe talerze, które jakby wyczekiwały na rozpoczęcie posiłku. Na środku solidnego meblu znajdował się półmisek z kanapkami. Potrawa była przygotowana z okupacyjnych produktów. Kanapki posmarowane margaryną z dodatkiem wierzchnim- marmoladą, która jeszcze została Zośce z jego biznesu.

Trójka naszych przyjaciół zasiadła do stołu. Wraz z moim ukochanym uczyniliśmy to samo. Spojrzałam raz na Marcelinę, to na Alka. Jacyś dziwnie zadowoloni byli, a o Zośce to już nie wspomnę ten to dopiero miał szeroki uśmiech na twarzy.

- Co wam tak wesoło? - zapytałam.
- Nam? A tak sobie śmieszkujemy, prawda? - powiedziała czarnowłosa trącając swojego ukochanego łokciem w bok.
- Jasne. Szarol odwalił taki numer, że aż boki zrywać.- Aleksy porozumiewawczo spojrzał na swoją dziewczynę.
- A co takiego zrobił jeśli możemy wiedzieć?- zapytał Rudzielec dyskretnie kładąc swoją dłoń na moim udzie. Uśmiechnęłam się na ten gest.
- Um.. on.. on wylizał słoik marmolady! - powiedziała czarnowłosa. Od razu wiedziałam, że ściemnia.
- To ci dopiero szkodnik. Tylko, że z tego bylibyście bardziej zdenerwowani niżeli w skowronkach. - powiedziałam zakładając dłonie na klatce piersiowej. - A więc?

Przeszyłam ich dość wnikliwym spojrzeniem. Wiedziałam, że któreś z nich w końcu pęknie i wyjawi całą prawdę.

- Wy dobrze wiecie o co chodzi gołąbeczki. - powiedziała uśmiechając się chytrze ciemnooka.- Może jednak będziecie spać w pokoju gościnnym żebyście mogli pobyć ze sobą. Sami.
- Kusząca propozycja, jednakże mieliśmy zrobić fortecę z kołder. - powiedziałam porywając jedną kanapkę na swój talerz.
- Miłość rośnie wokół nas. - zanuciła czarnowłosa uśmiechając się słodko. Aleksy uśmiechając się od ucha do ucha delikatnie musnął usta swojej ukochanej.

Tylko biedny Zośka nie miał pary. Myślę, że to kwestia czasu. Jakieś uczucie rodziło się pomiędzy nim, a Halą Glińską, jednakże dziewczyna musiała wyjechać z Warszawy na wieś pomagać swojej schorowanej ciotce. Przez moment słali do sobie listy, lecz kontakt po jakimś czasie się urwał. Może to nie była ta jedyna. Uważam, że niedługo znajdzie miłość swojego życia.

Prawdziwa miłość nie jest łatwa, ale trzeba o nią walczyć, bo raz znalezionej nie da się zastąpić.

- Jestem już taki głodny. Nie wytrzymam. Smacznego drodzy państwo! - powiedział Bytnar głaszcząc się po brzuszku i szybko kradnąc jedną kanapkę.
- Nawzajem. - wszyscy odpowiedzieliśmy jednym chórem śmiejąc się z Bytnara.

Kanapki z talerza znikały szybko niczym błyskawica. Nie minęła chwila, a półmisek stał się pusty.

- Janek głodny Janek zły. Janek najedzony to Janek grzeczny. - zaśmiał się mój ukochany.
- Jaka rozkmina.- powiedział przez śmiech Aleksy.
- Jak dzieci.. dosłownie jak dzieci. - zaśmiałam się i wstałam od stołu usiłując pozbierać talerze.
- Czekaj pomogę ci.- powiedziała uśmiechając się ciepło czarnowłosa i tak razem zaczęłyśmy zbierać szklane naczynia.

Nagle usłyszałam stukot obcasów, który był coraz głośniejszy. We framudze od jadalni stanęła niewysoka blondynka ubrana w błękitną sukienkę podkreślającą kolor jej oczu. Była to starsza siostra naszego Tadzia.

- Serwus! Zjedliście wszystko głodomory ? - zapytała chichocząc.
- Gdybyś nie siedziała tyle w książkach Hanka to może by i coś dla ciebie zostało.- powiedział Tadeusz dworując z siostry.
- Przynajmniej będę mądra nie to co ty zakuty łbie. Sama sobie zrobię kolację.- prychnęła i skierowała się w stronę kuchni.

Razem z Marceliną spojrzałyśmy tylko po sobie i dokończyłyśmy wcześniejszą czynność. Trzymając talerze w dłoniach również weszłyśmy do kuchni, gdzie młoda Zawadzka szykowała sobie kolację.

- O kochane jesteście, ale nie trzeba było. - powiedziała uśmiechając się blondynka zabierając od nas naczynia i odkładając je do zlewu. - Zrobić wam herbaty? Akurat udało mi się po znajomości zdobyć dzisiaj na targu od jednego handlarza.
- W zasadzę czemu nie. Poprosimy.- powiedziała czarnowłosa spoglądając na mnie.
- Jak wy z nimi wytrzymujecie? Macie anielską cierpliwość autentycznie. - oznajmiła niebieskooka nalewając świeżej wody do czajnika stawiając go na palniku.
- Czy ja wiem, czy anielską jak się kocha to się znosi. - zachichotała czarnowłosa.
- Rozumiem rozumiem. - powiedziała Hania opierając się o kuchenny blat zakładając ręce na klatce piersiowej. - Czekajcie. Rudy jest z Patrycją, a Marcelina w końcu jest z Alkiem?
- Dokładnie tak jest. W końcu są razem, a tyle z tym zachodu było. Jakby nie mogli jak normalni ludzie sobie powiedzieć, co czują.- powiedziałam chichotając. Marcelina zgromiła mnie wzrokiem.
- To nie moja wina, że my się tak kochaliśmy, ale z osobna. W sensie, że baliśmy sobie to powiedzieć. - prychnęła czarnowłosa.
- No dobrze już dobrze Marcyś nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a Aleksy by nas zatłukł jakby coś ci się stało.- zaśmiała się Hania.

Rozmowę przerwał nam odgłos gotującej się wody, która wydobywała się z czajnika. Młoda Zawadzka zgrabnym ruchem wyłączyła palnik. Ostrożnie wzięła w swoje dłonie czajnik i nalała gorącą wodę do białych filiżanek, aby herbata zaczęła się już parzyć.

- Może nie byłoby, aż tak źle. - zachichotała czarnowłosa.- Aluś jest grzeczny.
- Bardzo grzeczny. Podobno uchodził w klasie za znawcę kobiet i pomagał poderwać panienki swoim kolegom z harcerstwa, a sam czekał na tą jedyną, niepowtarzalną prawdziwą miłość.- powiedziała młoda Zawadzka ustawiając filiżanki na tacy.

Dziewczyna z wielką gracją wzięła ją w swoje dłonie i położyła na małym stoliku, który znajdował się w kuchni. Obok niego stała drewniana ława, której siedzisko obite było wygodnym, miękkim materiałem w różne wzorki.

- Ojejciu tego nie wiedziałam. Aleksy romantyk. - powiedziała uśmiechając się Marcelina i zasiadając na ławie.- I w zasadzie to się z tym zgadzam, bo jak mi powiedział po raz pierwszy " kocham cię " to zabrał mnie na dach, z którego było widać ruiny miejsca, gdzie jego tata wyznał pani Janinie miłość. Czyż to nie romantyczne?

Ciemnooka podparła się na dłoniach i westchnęła. Robiła tak zawsze, gdy się zamyślała lub o czymś marzyła. Potrafiła przy tym nie raz porządnie odpłynąć i zapomnieć o bożym świecie.

- Ej Marcelina nie odpływaj! - zachichotałam i wjechałam jej z bara.
- Ej! Nie odpływam! - pisnęła ciemnooka odpłacając mi się tym samym.
- Dziewczyny proszę was tylko mi się tu nie pobijcie, a przede wszystkim nie zbijcie filiżanek. Ostatnio połowę porcelany poszło bo Tadeusz z tatą czyścili kredens. Tak wyczyścili, że połowę wszystkie poszło w Piereneje. - zaśmiała się Hanka.
- Już będziemy grzeczne. - powiedziała ciemnooka upijając łyk herbaty. - Pychotka.
- Herbatomaniacz. - zaśmiałam się również upijając łyk napoju.
- Kawusiomaniacz. - zaśmiała się i zabrała się za picie herbatki.

W mgnieniu oka wypiłyśmy ciepły napój, którego smaku bardzo mi brakowało, jednak kawusia to jest rarytas.

- Tadeusz powiedział, że dużo siedzisz przy książkach to prawda? - zapytałam.
- Ostatnio zdarza mi się trochę zasiedzieć, ale nie aż tak dużo, jak on mówi. Zośka wyolbrzymia. - machnęła ręką. - Chce jak najlepiej skończyć studia. Jestem też drużynową Błękitnej Czternastki i mam wiele na głowie, ale nauka to piorytet. Chce uzyskać dobre wykształcenie, aby w przyszłości jak najlepiej służyć naszej, wolnej Ojczyźnie.
- Masz wszystko zaplanowane. Wybacz, że zapytam, ale co to takiego ta Błękitna Czternastka? - zapytała Marcelina zakładając nogę na nogę. Nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu, a w prostej pozycji to już w ogóle, dlatego śmieliśmy się z jej sposobu siedzenia.
- To jest żeńska drużyna harcerska. Ostatnio zaczęłyśmy się angażować w akcję Małego Sabotażu. Co prawda kilka dziewczyn się wykruszyło, ale zostały te, które chcą walczyć za naszą Ojczyznę i nie boją się oddać za nią życie. - oznajmiła Hania zbierając naczynia.
- Nie wiedziałam, że jest jakaś żeńska drużyna harcerska. - powiedziałam zaskoczona.
- A i owszem jest. Pamiętajcie jak wam chłopaki będą w tej Pomarańczarni dokuczać to zapraszam do nas. - zaśmiała się blondynka podchodząc do zlewu oraz wkładając do niego filiżanki.
- Dziękujemy, ale jak na razie nie skorzystamy. - powiedziałam uśmiechając się niewinnie. - Mamy akcje do wykonania.
- Słyszałam. Ciężka, ale poradzicie sobie.- powiedziała młoda Zawadzka zaczynając myć naczynia.- Powodzenia.
- Dziękujemy. - uśmiechnęłam się. - My już pójdziemy do chłopaków. Nie wiadomo, co im do głowy strzeliło, a muszą być jutro trzeźwi. Życzymy miłej nocy.
- Rozumiem oni są nieprzewidywalni. - zachichotała niebieskooka.- Nawzajem.

Pożegnałyśmy się z Hanią, która uścisnęła nas i zajęła się sprzątaniem kuchni. Natomiast wraz z Marcysią udałyśmy się do salonu, z którego słychać było odgłosy śmiechu trzech mężczyzn plus ciche szczekanie psa.

Weszłyśmy do pokoju, a naszym oczom ukazał się widok rozmawiających chłopców, którzy dokarmiali zadowolonego z życia Szarika oraz droczyli się z nim. Spojrzałyśmy na zegar. Była prawie północ. Trzeba było już kłaść się spać.

- Panowie widzimy, że miło wam się siedzi, jednakże pasowałoby iść już spać. Chodźmy zrobić fortecę! - powiedziała podekscytowana Marcelina, którą Alek wziął na ręce i obkręcił do okoła.
- Już już śpiąca królewno. Pewnie znowu zaśniesz tak mocno, że nie będę cię mógł z rana dobudzić.- zaśmiał się Aleksy i pocałował ciemnooką w czoło.
- Tak wygodnie mi się śpi, jak się do ciebie przytulam.- odparła niewinnie i wtuliła się mocniej do blondyna.
- Wy tu gruchacie do siebie, a fort się sam nie zrobi. - odparł Jasiu rzucając we mnie poduszką.
- Osz ty! Ta zniewaga krwi wymaga! - pisnęłam i zaczęliśmy się bić poduszkami.

Razem z moim ukochanym zaczęliśmy wielką bitwę na poszuki tak, że po kolei każdy się do niej włączał. Gołąbeczki przestały do siebie gruchać i również chwyciły za broń. Po pomieszczeniu unosiło się pierze, które wypadało z wnętrza poduszek.

- Dobra stop! Hanka mnie zabije za bajzel z piórek.- zarządził Zośka. - Chodźcie zróbmy fort tak, żeby każdy miał miejsce.

Wszyscy jak jeden mąż pokiwaliśmy głowami. Zaczęliśmy robić fort. Zebraliśmy wszystkie poduszki, jakie tylko było możliwe oraz koce i kołdry. Wszystko ułożyliśmy w taki sposób, aby powstała nasza forteca.
Powiem wam, że wyglądała klawo.

- No no solidna robota.- powiedział Janek uśmiechając się.
- Zgadzam się z tobą kochanie. - powiedziałam całując go w policzek.
- To co panie i panowie zapraszam wszystkich na miejsca. - oznajmił Zośka, który walnął się na swoje posłanie.

Każdy z nas zrobił to samo. Położyłam się obok Janka wtulając się w jego tors. Czułam się wtedy tak bezpiecznie. Chłopak gładził mnie uspokajająco po głowie. Było tak cudownie.

- Dobranoc wszystkim.- szepnęłam.
- Dobranoc.- odpowiedzieli i ułożyli się do snu.

Jednakże nie mogłam zasnąć. Miałam lekkie obawy dotyczące zbliżającej się akcji. Nie wiem, czy jestem na to gotowa, aby wystąpić przed tak dużą publicznością.

Spojrzałam na prawo, gdzie uroczo wtulając się do Aleksego Marcelina spała jak małe dziecko. Był to uroczy widok. Ta dwójka kochała siebie nad życie, a tak bardzo bali sobie to wyznać.

Nagle poczułam czyiś wzrok na sobie. Były to znajome mi tęczówki o kolorze niebieskim.

- Czemu nie śpisz myszko?- szepnął głaszcząc mnie po głowie.
- Boje się, że sobie nie poradzę z tą akcją, że nie jestem gotowa na występ przed taką publicznością.- odszeptałam i spojrzałam w jego oczy zatapiając się w nich.
- Kruszynko moja kochana ty rozniesiesz tą scenę! Jesteś stworzona żeby na niej występować i powinnaś to robić. Nie ma się czym martwić. - szepnął i pocałował mnie w czoło.
- Może masz rację. Dziękuję kochanie. - dałam mu czułego buziaka w usta i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Ja mam zawsze rację.- zaśmiał się cicho.

Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. On był niemożliwy. Kochałam go tak cholernie bardzo, że nie dało się tego opisać. Mój kochany wariat zawsze potrafi poprawić mi humor. Jest jak zastrzyk pozytywnej energii.
Myśląc o nim oddałam się w objęcia Morfeusza.

O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki.~ Andrzej Sapkowski, Wiedźmin. Ostatnie życzenie.

🌟

Rano obudził mnie świergot ptasząt. Niedaleko okna salonu Zośki znajdował się wysoki dąb, na którym sikorki uwiły sobie gniazdo. Wdzięcznie śpiewając wypełniały pustkę uczucia radości, które dość rzadko towarzyszyło Warszawiakom w tych wojennych realiach.

Całą noc śnił mi się teatr. Ta piękna, okazała sala wypełniona tłumem ludzi. Czerwona wpadająca lekko w smaragd kurtyna zdobiąca piękną scenę. Błysk lamp. Światła, leflektory. Czyż to nie jest niesamowite?

Leniwie uniosłam zmęczone powieki przecierając dłonią swe oczy. Mój wzrok zderzył się z promieniami słonecznymi. Musiałam się przyzwyczaić do światła. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na mojego ukochanego, który zaczął się przebudzać. Skąd to wiem? Otóż słodko wtedy marszczy nosek i mamrocze coś pod noskiem.

Zobaczyłam, że już prawie się obudził, dlatego złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Chłopak zadowolony zamruczał i zbudził się.

- Dzień dobry pięknej pani. - powiedział ciszej nie chcąc obudzić innych domowników.
- Dzień dobry przystojniakowi. - uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po policzku.- Jak się spało?
- A bardzo dobrze w szczególności dlatego, że jesteś obok mnie.- pocałował mnie w czoło.- A tobie?
- Kochany jesteś.- uśmiechnęłam się.- A również bardzo dobrze. Uwielbiam się do Ciebie przytulać.

Chłopak uśmiechnął się i zaczął dłonią gładzić moje włosy. Uwielbiałam jak to robił. Położyłam tego głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w bicie jego serca, które biło spokojnie i równo. Było niczym dyrygent, który wybijał jeden równy, powtarzalny rytm dla całej orkiestry.

Spojrzałam w stronę, gdzie spała Marcelina oraz Aleksy. Alek zawsze był śpiochem. Lubił długo spać i czasami zdarzało mu się zaspać na różne umówione spotkania, jednakże od kiedy jest z ciemnooką twierdzi, że się wysypia wstając wcześniej. Nie raz budzi się przed czarnowłosą i nie może jej dobudzić. Tak było i tym razem.

Blondyn miał już otwarte oczy i z uśmiechem przyglądał się swej ukochanej o drobnej posturze niczym kruszynce. Był dla niej delikatny i czuły. Opiekował się nią jak najlepiej potrafił. Chciał zrobić wszystko, aby była szczęśliwa, lecz Marcelina zawsze mu powtarzała:" Jestem szczęśliwa, jeżeli ty jesteś obok mnie, bo ty jesteś moim szczęściem".

Następnie mój wzrok powędrował w stronę posłania, gdzie powinien spać Zośka. No właśnie powinien, ale go nie było.

- Alek.- szepnęłam.- Gdzie Zośka?
- Właśnie nie mam pojęcia. Jak się obudziłem to już go nie było. - odszeptał uśmiechając się i głaszcząc swoją ukochaną po policzku.
- Musimy iść go poszukać, a jeśli gdzieś wyszedł i go złapali? - wystraszyłam się.
- Spokojnie Kruszynko.- powiedział Janek całując mnie w czółko.- Zośka nie da się tak łatwo złapać. Chodźmy go poszukać.
- Poczekajcie chwilkę. Pójdziemy z wami tylko dobudzę księżniczkę.- uśmiechnął się Alek.- Kochanie pora wstać.

Marcelina zamamrotała tylko coś pod nosem i przeturlała się tak, że teraz leżała na Alku. Zaśmialiśmy się na ten widok. To było po prostu komiczne.

- Księżniczko, a wiesz, że jak się obudzisz to dam ci buziaka.- powiedział Aleksy usiłując przekonać czarnowłosą, aby się obudziła. Niestety ciemnooka nadal nie otworzyła swoich ciemnych jak noc oczu.
- Szarik! - blondyn zawołał pieska, który niemal od razu zjawił się na wezwanie. Niebieskooki pokazał Szarikowi, aby polizał swoją panią po policzku, co uczynił od razu bez wahania.

Marcelina zawsze gromiła Szarika za to, jak wykonywał tą czynność. Nie lubiła jak to robił. Czasem mu na to pozwalała, lecz nie za często.

Czarnowłosa niemal od razu otworzyła oczy i zgromiła wzorkiem pieska.

- Szaruś tyle razy cię prosiłam, abyś tego nie robił. - powiedziała lekko zachrypniętym głosem, co oznajmiło, że jest zaspana. Biedny piesek zrobił niewinne oczka i zaszczekał dwa razy w stronę Alka. Dziewczyna od razu spojrzała na swego ukochanego.- To ty skubańcu nasłałeś na mnie tego futrzaka?
- Nie mogłem cię dobudzić księżniczko, a wiem, że Szarol zawsze cię tym obudzi. - powiedział Aleksy niewinnie się uśmiechając.
- Rozumiem misiu nic się nie stało, ale czekam na obiecanego buziaczka. - uśmiechnęła się niewinnie.
- Ty mała cwaniaro wszystko słyszałaś! Nie spałaś już prawda? - zapytał.
- Bo.. chciałam się podroczyć. - oznajmiła mówiąc słodkim głosem.
- Zauważyłem, że ostatnio często to robisz. - uśmiechnął się Dawidowski.- Już dam buziaczka jak obiecałem.

Blondyn delikatnie musnął usta swojej ukochanej. Jednakże krótki buziak przerodził się w dłuższy pocałunek. Dwoje zakochanych przekazywali tymże gestem wszystkie uczucia kłębiące się w nich.

- Ehem.- zakaszlał teatralnie Rudzielec.- Wy tu tiru riru, a przypominam, że mieliśmy szukać Zośki. Zakochańce raczyli oderwać się od siebie i spojrzeli na nas niewinnym wzorkiem.
- Jasne chodźmy. - odparła czarnowłosa.

Cała nasza czwórka wyruszyła na poszukiwania Tadeusza. Bardzo wystraszyłam się jego zniknięciem, gdyż był mi bliski jak brat. Gdy pojawiłam się tutaj to właśnie on dał mi schronienie i dach nad głową. To jego zobaczyłam jako pierwsza będąc tutaj. I to on powiedział mi o mojej rodzinie..

Do mojego nosa zaczął dochodzić zapach jakiegoś świeżo przygotowanego dania. Od strony kuchni usłyszeliśmy głos tłuczonego szkła.

- Cholera Tadeusz! To już któryś z rzędu talerz! - krzyknęła młoda Zawadzka.
- Haniu nie tak głośno. Pewnie jeszcze śpią. Obiecuje załatwię ci nową porcelanę. - oznajmił spokojnym tonem Zośka. Był opanowany jak zawsze. W każdej sytuacji potrafił zachować spokój.

Wchodząc do kuchni przerwaliśmy drobną sprzeczkę rodzeństwa. Zawadzcy spojrzeli na nas z serdecznym uśmiechem zapraszając nas do stołu, który znów był schludnie nakryty.

- Dzień dobry wszystkim. - powiedziała Hania pokazując, abyśmy zasiedli do śniadania.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.- To tutaj jest Zośka. Szukaliśmy cię myśleliśmy, że wyszedłeś i coś ci się stało..
- Spokojnie jestem cały i zdrowy. Co prawda wyszedłem z domu z Hanią z rana na targ. Załatwialiśmy świeże jajka i uwaga cappuccino*. Niestety nie udało nam się załatwić cukru.. - oznajmił Tadeusz.
- Dziękuję! Kocham cappuccino! Niesłodzone będzie równie dobrze smakować! - uśmiechnęłam się.

Wszyscy zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Młoda Zawadzka biorąc patelnie w swoją dłoń nałożyła każdemu porcje jajecznicy, a następnie postawiła na dębowym stole koszyk z białym chlebem. Załatwili dla nas same rarytasy.

- Jak dawno nie jadłem jajecznicy. - powiedział Janek robiąc maślane oczka do talerza.
- To jedz skarbie. Niech pójdzie ci na zdrowie. Smacznego wszystkim.
- Nawzajem. - odpowiedzieli chórem.

Zajadaliśmy się jajecznicą jakbyśmy ją widzieli pierwszy raz w życiu na oczy. Jej smak po tak długim czasie był nie do opisania. Była taka pyszna.

- A pan Józef nie przyjdzie na śniadanie?- zapytała Marcelina.
- Tata wyjechał dwa dni temu na wieś. Musiał pomóc ciotce w sprawunkach. Niedawno zmarł jej mąż. Wywieźli go do Auschwitz.. Potrzebowała wsparcia.- oznajmiła Hania.
- Rozumiem. Przykro mi.. - powiedziała czarnowłosa.
- Wojna uświadomia nam, że nie kocha się jutro tylko dziś, bo nikt nie zna końca swoich dni.- powiedziała Hania.
- Świte słowa. Pięknie to ujęłaś.- powiedziała ciemnooka.
- Może zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy. - powiedział Aleksy.- O której dzisiaj rozpocznie się próba?
- Anoda ma tu być za pół godziny. - oznajmił Zośka.
- Zatem musimy się zacząć straszczać.- powiedziałam.

Jak na zawołanie wszyscy wzięliśmy się do roboty. Jak mówi przysłowie: " Do pracy rodacy". Wraz z dziewczynami posprzątałyśmy po śniadaniu. Zmyłyśmy naczynia oraz wysuszyłyśmy. W tym samym czasie chłopcy po kolei zajmowali łazienkę ogarniając swój wygląd. Oczywiście Alek i Janek okradli Tadeusza z ubrań bo jakże by inaczej. Następnie wzięli się za ogarnianie salonu. Nie obyło się przy tym bez zabawy z Szarikiem.

- Chodźcie do mnie dam wam coś do przebrania.- powiedziała blondynka uśmiechając się.
- Dziękujemy bardzo.

Cała nasza trójka weszła do pokoju niebieskookiej. Blondynka otworzyła przed nami szafę z ubraniami.

- Wybierzcie sobie, co tylko wam się spodoba, a ja pójdę zaparzyć herbaty.- powiedziała uśmiechając się i wychodząc z pokoju.

Wraz z Marcysią zaczęłyśmy wybierać swoje stylizacje. Dziewczyna wybrała sobie pudroworóżową sukienkę z bufiastymi rękawami, do tego dobrała kokardę na włosy w tym samym kolorze.

- Co myślisz? - powiedziała przykładając do siebie sukienkę.
- Jest idealna.- oznajmiłam.
- Ojejciu dziękuję.- powiedziała lekko rumieniąc się.

Stojąc przy szafie długo zastanawiałam się w co się ubrać, jednakże Marcelina wzięła sprawy w swoje ręce. W mgnieniu oka odnalazła sukienkę, która była w kolorze musztardowym, a jej rękawy były białe w musztrdowo- niebiesko- czerwoną kratę. Do tego dobrała musztardową kokardę.

- Ta sukienka jest po prostu stworzona dla ciebie! Będziesz wyglądać w niej ślicznie! - uśmiechnęła się.
- Kochana jesteś. Dziękuję. - oznajmiłam przytulając dziewczynę.

Szybko uporałyśmy się z ogarnięciem swojego wyglądu. Znałyśmy się tak długo i dobrze, że nie wstydziłyśmy przebierać w jednym pokoju. Obie rozczesałyśmy włosy i zostawiłyśmy je rozpuszczone po czym poszłyśmy do chłopaków, którzy znajdowali się już w salonie, a wraz z nimi był już Rodowicz.

- Serwus! Gotowe na dzisiejszą próbę? - zapytał uradowany, choć był lekko przygaszony, gdyż pewnie odbył poważną rozmowę z Jankiem.
- Jak najbardziej! Możemy już zaczynać!- oznajmiłam.

Marcelina podeszła do miejsca, w którym wczoraj zostawiła skrzypce. Ostrożnie wyjęła je z futerału i wyciągnęła nuty do gry.

- Jestem gotowa.- oznajmiała.
- Zatem zaczynajmy.- powiedział Zośka.

Subtelne dłonie dziewczyny zaczęły sunąć po strunach instrumentu. Jej ukochany był wpatrzony w nią jak w obrazek. Uwielbiał jak grała.

Anoda szarmancko wystawiając dłoń w moją stronę zaprosił mnie do tańca. Przy okazji zaczęliśmy ćwiczyć również śpiewanie.

Zaczęły się już próby na poważnie.

🌟

Deszcz zimny padał. Wichura świszczała. Typowa pogoda pod psem. Nastało właśnie niedzielne popołudnie. Był to już ten wielki dzień rozpoczęcia akcji. Byliśmy właśnie niedaleko wielkiej, okazałej metropolii jaką był teatr Urania. Pod tenże budynek zaczęły zjeżdżać się czarne, luksusowe samochody.
Z jednego wysiadła właśnie ona- Hannah Greta Schulz, która przyjechała wraz z mężem.. Hubertem Schulzem.

Tak nie przesłyliście się. Był to człowiek stacjonujący obecnie na Alei Szucha. Wśród znajomych uchodził za miłośnika teatru. Kochał muzykę klasyczną. W szczególności uwielbiał brzmienie skrzypiec. Był niezwykle brutalny. Jak go ujrzałam przeszły mnie ciarki.

- Nie denerwuj się skarbie. Wszystko pójdzie dobrze. Rozwal tę scenę!- powiedział mój ukochany składając na mych ustach czuły pocałunek, który niemalże od razu oddałam.
- Postaram się kochanie. - spojrzałam mu w oczy.- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał..
- Patuś zobaczysz wszystko będzie dobrze.. Poradzimy sobie z tą akcją i oboje wyjdziemy stamtąd cali i zdrowi..- oznajmił patrząc w moje oczy.
- Obiecaj..- powiedziałam łamiącym się głosem, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Obiecuje..- powiedział ścierając moje łzy kciukiem dłoni.- Ale ty obiecaj mi to samo..
- Obiecuje..

Przytuliłam się do niego mocno, tak jakby to miałby być ostatni raz. Tak bardzo nie chciałam, aby mu się coś stało. Nie zniosłabym widoku jego cierpienia. Moje serce by krwawiło.. Byłoby przepełnione goryczą i rozpaczą.

- Musimy już zaczynać. - oznajmił podchodząc do nas Zośka.
- Rozumiem.- skinęłam głową.

Życie składa się z powitań i pożegnań. Ileż to szczęścia daje powitanie. Jakże wtedy serce przepełnione jest radością. Natomiast pożegnanie jest niczym niewidzialny miecz przenikający nas od środka. Serce przepełnione jest boleścią i smutkiem. Pożegnania są zdecydowanie najgorsze..

Pocałowaliśmy się po raz ostatni na pożegnanie. Kocha się dziś, nie jutro. Musieliśmy się rozejść w swoje strony.

Marcelina z Alkiem nie mogli się że sobą rozstać. Przyszło im to bardzo ciężko. Blondyn musiał uspokoić biedną dziewczynę. Strasznie się stresowała od samego rana. Musiała zagrać na skrzypcach przed całą salą ludzi. Pożegnali się muskając czule swoje usta. Uczyniwszy to rozdzielili się.

Razem z Anodą oraz Marcysią udaliśmy się w stronę kulis, gdzie miała nas wpuścić nasza wtyka. Nasi chłopcy z harcerstwa byli już gotowi na " załatwienie " Hannah. Aktorce nie miała stać się żadna krzywda mieli mą zamknąć w kantorku znajdującym się nieopodal jej garderoby.

Naszą wtyką okazał się być konferansjer. Był ubrany w elegancki czarny frak, a jego szyje zdobiła czarna muszka.

- Właście szybciej! - powiedział głośnym szeptem wskazując, abyśmy weszli do środka teatru tylnim wyjściem.

Uczyniliśmy tak jak kazał. Następnie zaprowadził nas w stronę garderoby aktorki. Wyciągając złoty klucz ze swej marynarki otworzył duże, dębowe drzwi. Mieliśmy się tutaj zaczaić na Hannah.

Garderoba była wielka. Znajdowała się w niej toaletka pełna drogich kosmetyków. Dwa fotele, a pomiędzy nimi stojący drobny stolik z najróżniejszymi winami. Ktoś tu chyba lubi sobie popić. I oczywiście wieszaki z kostiumami scenicznymi.

- Tylko bądźcie cicho. Zaraz powinna tutaj przybyć. - oznajmił konferansjer. Widać, że bardzo się bał, aby nikt nie przyuważył, że nas tutaj sprowadził.

Chłopcy schowali się za drzwiami, aby od razu ogłuszyć aktorkę kolbą od pistoletu, natomiast ja oraz Marcysia schowałyśmy się w szafie obserwując wszystko przez uchylone drzwi.

Usłyszeliśmy coraz głośniejsze kroki oraz chichoty. Był to znak, że aktorka już się zbliża. Otworzyła drzwi.

Dostała w głowę.

Runęła na ziemię.

- Teraz tylko ją przenieście szybko do kantorka jest obok. Tylko jej pilnujcie żeby wam nie uciekła.- powiedział cicho Anoda.
- Już się robi!- oznajmili chłopcy owijając Hannah w dywan leżący na ziemii. Tak owiniętą przenieśli ją do kantorka.

Wyszłyśmy tedy z szafy wzdychając z ulgą. Jedna rzecz już się udała. Do garderoby przybył znowu konferansjer. Cały był zestresowany.

- Za chwilę przyjdzie do was zaufana makijażystka zrobi was na bóstwo. - oznajmił.- Panienkę ze skrzypcami zapraszam że mną. Zaprowadzę panienkę do orkiestry.
- Dobrze.- oznajmiła ciemnooka.- Powodzenia wam życzę! Połamania nóg!
- Nawzajem kochana!

Uściskaliśmy się na pożegnanie. To już drugie dzisiaj.. Mam nadzieję, że już ostatnie..

Czarnowłosa ubrana w elegancką czarną sukienkę wyszła z garderoby kierując się wraz z konferasjerem w stronę orkiestry.

Tedy to do garderoby weszła makijażystka, która zaczęła mnie malować. Przypudrowała również Anodę żeby się nie świecił. Wybrała nam stroje sceniczne.

Anoda dostał piękny czarny frak z białą, elegancką koszulą oraz czarną muszką i butami do stepowania. Natomiast ja dostałam sukienkę, której góra była zdobiona w srebrno- czarną szachownicę. Dół jej był lekko postrzępiony w czarnym kolorze. Otrzymałam również buty na niewysokim obcasie również do stepowania. Moje kasztanowe pukle upięła w pięknego niskiego koka wkładając mi na głowę opaskę z czarnym piórkiem. Ostatnim dodatkiem jaki otrzymałam były śnieżnobiałe rękawiczki.

🌟

Byliśmy już gotowi do występu. Staliśmy już gotowi do wyjścia na scenę. Zza czerwonej wpadającej w szmaragd kurtyny widziałam pełną sale ludzi. Niemieccy oficerowie wraz z małżonkami wystojonymi jak szczur na otwarcie kanału. Ujrzałam również naszą trójce kelnerów, którzy stali przy wejściu z tacami z winem oraz innymi trunkami.

Mini orkiestra znajdowała się pod sceną. Były tam najróżniejsze instrumenty wśród nich znalazły się skrzypce Marceliny.

- Stresujesz się?- zapytał szeptem Anoda podchodząc do mnie bliżej.
- Nie ukrywam, że trochę tak. Tam jest pełna sala ludzi. - odszeptałam spoglądając na niego.
- Spokojnie zobaczysz, że wszystko będzie w porządku. Świetnie tańczysz, cudownie śpiewasz nie ma się czym martwić. - oznajmił przytulając mnie.

Poczułam się wtedy dość dziwne, ponieważ wzrok Anody jakim na mnie patrzył był inny. Rodowicz był kawalarzem, lubił odwalać różne rzeczy. Nie widziałam go nigdy w takim wydaniu jak teraz. Podejrzane.

- Dziękuję. Ty również jesteś niesamowity. - odpowiedziałam uśmiechając się. Oddałam przez moment uścisk, ale czułam się niezręcznie, więc lekko się odsunęłam.

Na scenę wyszedł konferansjer. Ubrany w elegancki frak poprawił swoją marynarkę i począł zapowiadać żartobliwie występ.

- Porszę państwa, a teraz wystąpają. Um.. wystepują! Wystąpią! Jaki ten Polska język jest trudna, ale one tak stąpają, że zaraz przed państwem wystąpają! - powiedział konferasjerem kalecząc nasz cudowny język narodowy dla uciechy Niemców. Robił to specjalnie, albowiem Szwaby uwielbiały się z nas naśmiewać.. Jakoż iż większość z nich często miała styczność z Polakami to niektóre słowa potrafili cedzić oraz zrozumieć.- Za chwilę przed państwem wystąpają nogi! Jedyne nogi, co nie mają końca. Nogi nogi nogi i tak, aż do podłogi.

Konferasjer umiał zabawić publiczność cedząc słowa po polsku oraz robiąc przy tym śmieszne miny i gesty.

- Te nogi Bodo zmysły męskie! Przed państwem Hannah Greta Schulz oraz Kristof Wellinger!

Na widowni rozległy się gromkie brawa. Ustawiłam się do wyjścia na scenę. Tedy to Anoda ustawił się za mną szepcząc mi do ucha:

- Ruszaj do tańca..
- Jak na germańca..- odszeptałam.

Konferasjer zszedł ze sceny kłaniając się teatralnie. Dyrygent zaczął kierować całą orkiestrą, aby grała równo. Całą salę wypełnił odgłos pięknej muzyki. Jak grały ją wszystkie instrumenty brzmiało to niesamowicie.

Czas było zacząć występ.

Wyszliśmy więc z Anodą na scenę tanecznym krokiem. Oświetlił nas blask leflektorów. Uśmiechnęłam się lekko, a na mojej dłoni poczułam dreszcz.

Wraz z Anodą zaczęliśmy stepować w rytm muzyki. Rodowicz tanecznym krokiem przeszedł przede mną rozkładając dłonie w stronę publiczności, a następnie złapał mnie za dłoń i odwinął mnie tak, że to ja byłam z przodu i zrobiłam to samo.

Złapałam pod ramię chłopaka. Byliśmy na środku sceny. Kołysaliśmy się lekko w rytm muzyki stepując przy tym.

- Von allen Jungs die ich gekannt habe, und ich habe einige gekannt. Bis ich dich zum ersten Mal traf, war einsam. Sie sind in Sicht und mein Herz wurde leicht,
Die Welt war neu für mich.- zaśpiewał Anoda.
- Du schwillst, ich gebe dir zu
Verdienen Sie Ausdrücke, die zu Ihnen passen. Racked mein Gehirn in der Hoffnung erklären. Was machst du mit mir?- zaśpiewałam swoją zwrotkę.
- Bei mir bist du schoen. Bitte lassen Sie mich erklären. Bei mir bist du schoen
Bedeutet, dass du großartig bist. Bei mir bist du schoen. Bedeutet, du bist der Schönste im Land.

Anoda jako pierwszy zaśpiewał refren, który rozkręcił nasz występ. Zaczęliśmy stepować po całej scenie. Raz prawa noga była z przodu, a raz lewa. Powtórzyłam tedy refren drugi raz po nim. Następnie Rodowicz złapał mnie za dłoń obkręcając mnie do okoła przez co zrobiłam piruet. On również z wielką gracją wykonał ten ruch taneczny.

- Zulu Mann fühlt sich blau, hört sein Herz
schlug ein kleines Tattoo.Du liebst mich und ich liebe dich, wenn du liebst, ist es natürlich. - zaśpiewał Anoda swoją zwrotkę.
- Nun bin ich so diga diga doo von Natur
Wenn du nicht sagst du diga diga dooo zu deinem Kumpel du wirst diesen Papa verlieren. Lass die lustigen Leute lächeln, wie kann es eine Jungfrauinsel geben.- zaśpiewam swoją zwrotkę.

Tedy to nastąpiła dłuższa przygrywka, która następowała przed ostatnim refrenem. To był czas, w którym z Anodą rozdzielaliśmy się robiąc piruet. Lewa strona była moja, a prawa jego. Następnie schodziliśmy się na środku sceny twarzami do siebie dając ręce na bok w rytm muzyki. Oboje następnie znajdowaliśmy się na środku sceny stepując w rytm melodii. Byłam przed Anodą wystawiając ręce w bok. Rodowicz będąc z tyłu wykonywał to samo, co z daleka dawało efekt " podwójnych rąk".

Kolejnym krokiem był piruet, który rozdzielał nas znów. Tedy to oboje mieliśmy swoje popisowe pięć sekund.
Anoda pokazywał dłońmi na mnie, a wtedy ja stepowałam w rytm melodii. Później była zmiana i było na odwrót.

- Bei mir bist du schoen. Bitte lassen Sie mich erklären. Bei mir bist du schoen. Bedeutet, dass du großartig bist. Bei mir bist du schoen. Bedeutet, du bist der Schönste im Land. - zaśpiewaliśmy wspólnie refren. Anoda łapiąc mnie w talii obkręcił mnie po raz ostatni odchylając przy tym do tyłu, tak że patrzyliśmy sobie przez moment w oczy.

Zakończyliśmy tym samym występ. Ostatnie dźwięki instrumentów wydobyły się w sali. Rozległy się gromkie brawa. Wszyscy wstali skandując imię Hannah oraz Kristof. Chyba im się spodobało.

Ustawiliśmy tędy się na środku sceny kłaniając się teatralnie. Następnie tanecznym krokiem machając do publiczności zeszliśmy ze sceny wprost na kulisy.

Teraz czekało mnie kolejne zadanie. Udawać żonę najokrutniejszego Niemca w całej Warszawie..

🌟

Prosto po występie ubrana w elegancką czerwoną sukienkę z futerkiem z norki na szyi wraz z Anodą przeszłam do sali, gdzie znajdował się poczęstunek dla wszystkich obecnych w teatrze. Ujrzałam stoły pozastawiane znakomitymi potrawami na sam ich zapach brzuszek zaczynał burczeć.

Pełna sala Niemców, których obsługiwali Janek, Alek oraz Zośka ubrani w eleganckie garnitury. Widziałam jak mój ukochany puszcza zazdrosne spojrzenie w stronę Rodowicza. Później nasze tęczówki na moment się zetknęły. Widać w nich było tęsknotę. Chłopcy musieli przysłuchiwać się co mówią Szwaby. To samo zadanie miała Marcelina, która jako członek orkiestry mogła podjadać sobie ze stołu. Oczywiście za co się zabrała? Za kremówki.

Podeszłam cichaczem do niej od tyłu.

- A nie za dobrze ci Marcyś? - szepnęłam, aby nikt nie dowiedział się, że mówię po polsku.- Mieliśmy mieć oczy do okoła głowy.
- Ale ja się przysłuchuje wcinając przy tym kremówkę. Wiesz jaka dobra? Spróbuj sobie.- szepnęła.

Nagle usłyszałam niski, męski głos. Sala roiła się wręcz od Niemców, dlatego byłam pewna, że któryś mnie zawoła, a był to właśnie mój " mąż", a raczej mąż Hannah, za którą się podszywałam.

- Meine liebe Hannah erlaube mir einen Moment. ( Moja kochana Hannah pozwól na moment.)
- Ja, ich komme. ( Tak, już idę.) - powiedziałam i z lekkim strachem podeszłam do wysokiego, umięśnionego mężczyzny.
- Das ist SS-Rottenführer Enwald Lange. Meine Arbeitskollege. ( To jest SS-Rottenführer Enwald Lange. Mój kolega z pracy.) - powiedział uśmiechając się.
- Es freut mich sehr.( Bardzo mi miło.) - powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
- Frau ist tolle! ( Pani jest niesamowita!) - oznajmił Lange całując mnie w dłoń szarmancko się uśmiechając. - Bei mir bist du schoen. ( Dla mnie jesteś taka piękna.) -zanucił fragment utworu.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy nagle na salę wparowała prawdziwa Hannah. Była cała roztrzepana. Włosy miała rozczochrane w każdy kierunek świata, a jej makijaż był rozmazany.

- Hannah?..- powiedział jej mąż spoglądając raz na mnie raz na nią.
- Das ist Strohmann! Ich bin echt Hannah! ( To jest figurantka! Ja jestem prawdziwą Hannah!)

Wszyscy zgłupieli. Niemcy zaczęli się przyglądać raz mi, a raz jej. Byłyśmy do siebie podobne, jednak coś na różniło, a mianowicie Hannah miała znamię na ramieniu. Po tym to właśnie Schulz rozpoznał w niej Hannah.

- Nehmen sie! ( Brać ją!) - rozkazał ochronie.

Marcelina szybko wyciągnęła pistolet z futerału na skrzypce i wzięła jednego z nich na zakładnika przykładając mu broń do skroni.

- Eine falsche Bewegung und ich werde ihm den Kopf abblasen! ( Jeden zły ruch, a rozwalę mu głowę!) - krzyknęła czarnowłosa, jednak Niemiec był od niej silniejszy, a ona była niczym kruszynka. Taka malutka. Obezwładnił ją w szybkim tempie.

Kolejni złapali mnie. Mimo, że się wyrywałyśmy nie potrafiłyśmy stamtąd uciec. Widziałam jak Zośka pogania Alka oraz Janka, którzy będący w szoku nie mogli się ruszyć. Anoda dołączył do chłopców i odciągnął ich w stronę wyjścia z teatru. Nasze tęczówki znów się zetknęły. Jego były pełne żalu i rozpaczy. Można było z nich również wyczytać słowo " kocham cię".

Niech słowo kocham jeszcze raz z ust twych usłyszę, Niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę.~ Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
_________________________________
*Prawdopodobnie pierwsza kawa będąca pierwowzorem dzisiejszego cappuccino została zaparzona w 1683 r. w Wiedniu.
_________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!! 😅🥰

ɴᴀ ᴘᴏᴄᴢĄᴛᴋᴜ ᴄʜᴄɪᴀŁᴀᴍ ᴡᴀꜱ ᴘʀᴢᴇᴘʀᴏꜱɪĆ, Żᴇ ᴛʀᴏꜱᴢᴋĘ ᴅŁᴜɢᴏ ɴɪᴇ ʙʏŁᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ, ᴀʟᴇ ᴍᴜꜱɪᴀŁᴀᴍ ᴄʜᴡɪʟᴋĘ ᴘᴏᴄᴢᴇᴋᴀĆ ɴᴀ ɴɪᴇᴍɪᴇᴄᴋɪᴇ ᴛŁᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ ᴍᴜꜱɪᴄᴀʟᴜ. ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊĘ, Żᴇ ᴡʏɴᴀɢʀᴏᴅᴢɪŁᴀᴍ ᴡᴀᴍ ᴛᴏ ᴅŁᴜŻꜱᴢʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴇᴍ. ᴊᴇꜱᴛ ᴏɴ ᴅᴏ ᴛᴇᴊ ᴘᴏʀʏ ɴᴀᴊᴅŁᴜŻꜱᴢʏ ᴊᴀᴋɪ ɴᴀᴘɪꜱᴀŁᴀᴍ. ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊĘ, Żᴇ ᴡᴀᴍ ꜱɪĘ ᴘᴏᴅᴏʙᴀ 😁😁😁😁

ᴋᴛᴏ ꜱɪĘ ꜱᴘᴏᴅᴢɪᴇᴡᴀŁ ᴛᴀᴋɪᴇɢᴏ ᴏʙʀᴏᴛᴜ ꜱᴘʀᴀᴡ ɪ ᴘʀᴢᴇᴡɪᴅᴢɪᴀŁ, ᴅʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ ʜᴀɴNᴀʜ ᴍᴀ ɴᴀ ɴᴀᴢᴡɪꜱᴋᴏ ꜱᴄʜᴜʟᴢ? 😏😏😏😏

ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ꜱᴀɴᴀʜ ɴɪᴇ ᴘᴏᴊᴀᴡɪŁᴀ ᴛᴜ ꜱɪĘ ʙᴇᴢ ᴘᴏᴡᴏᴅᴜ. ᴘᴏ ᴘɪᴇʀᴡꜱᴢᴇ ᴡ ᴛᴇʟᴇᴅʏꜱᴋᴜ ᴜᴋᴀᴢᴀɴᴀ ᴊᴇꜱᴛ ᴇꜱᴛʀᴀᴅᴀ. ᴄᴜᴅᴏ ᴘᴏ ᴘʀᴏꜱᴛᴜ!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️ ᴀ ᴘᴏ ᴅʀᴜɢɪᴇ ᴡ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀʟᴇ ᴢɴᴀᴊᴅᴜᴊĄ ꜱɪĘ ɴᴀᴡɪĄᴢᴀɴɪᴀ ᴅᴏ ᴛᴇᴋꜱᴛᴜ ᴛᴇᴊŻᴇ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋɪ 😏😏😏😏 ᴋᴛᴏŚ ᴍᴏŻᴇ ᴄᴏŚ ᴡʏʜᴀᴄᴢʏŁ? ᴘᴏᴅᴘᴏᴡɪᴇᴍ ᴡᴀᴍ ᴊᴇᴅᴇɴ ᴡᴇʀꜱ, ᴋᴛÓʀʏ ᴊᴇꜱᴛ ᴊᴇᴅɴʏᴍ ᴢ ᴡɪᴇʟᴜ ɴᴀᴡɪĄᴢᴀŃ:

𝕋𝕠 𝕔𝕒𝕡𝕡𝕦𝕔𝕔𝕚𝕟𝕠 𝕟𝕚𝕖𝕤ł𝕠𝕕𝕫𝕠𝕟𝕖, 𝕓ę𝕕ę 𝕗𝕚𝕥

ᴏɢÓŁᴇᴍ ᴛᴏ ᴊᴀᴋ ᴛᴀᴍ ᴜ ᴡᴀꜱ ᴢᴅᴀʟɴᴇ? ᴊᴀ ᴡ ᴘʀᴢᴇʀᴡᴀᴄʜ ᴡʏɢʟĄᴅᴀᴍ ᴊᴀᴋ ᴛᴇɴ ꜱᴢᴀʀᴏʟ:

ᴄʜʏʙᴀ ꜱᴢᴀʀᴏʟ ᴢᴏꜱᴛᴀɴɪᴇ ɢᴡɪᴀᴢᴅĄ ɪ ᴘᴏᴅ ᴋᴀŻᴅĄ ɴᴏᴛᴀᴛᴋĄ ᴡʏʟĄᴅᴜᴊᴇ ᴊᴇɢᴏ Śᴍɪᴇꜱᴢɴᴇ ᴢᴅᴊĘᴄɪᴇ 🤣🤣🤣🤣🤣🤣

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ/ ɴᴏᴄʏ

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪɪ 🤗🤗🤗🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro