ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴊᴀɴᴇᴋ

Jesteśmy już niedaleko upragnionego celu. Niedługo będziemy na miejscu zbiórki. Mam nadzieję, że moja Kruszynka już tam jest. Nie wybaczę sobie jeśli ją złapali.. Aleksy obficie krwawi z rany postrzałowej. Musimy jak najszybciej wezwać lekarza, aby wyciągnął kulę z jego ramienia, ponieważ może wdać się zakażenie a tego byśmy nie chcieli..

Przedzieramy się właśnie przez naszą zaporę z pokrzyw. Nie wiem czemu dziewczyny się na nie skarżą. Ja tam bym z nich zupę ugotował. Jak chłopakom kiedyś podsunąłem taką potrawę to ludzie, co się działo. Wszyscy chcieli dokładkę. Zachowywali się jak gromadka wiecznie głodnych dzieci. Byli nieświadomi co jedzą, a później jak im powiedziałem z czego ta zupa jest to nie dowierzali. Mam pomysł! Ugotuje tą zupę Pati i Marcelinie zobaczymy, czy się zorientują, że potrawa im podana jest po prostu zupą z ich ukochanych pokrzyw.

Doszliśmy właśnie na miejsce zbiórki. Wszystkie oczy zgromadzonych tam osób skierowały się na mnie i Alka. Wszyscy ilustrowali nas wzrokiem jakbyśmy nie wiadomo co zrobili.

Panowała cisza. 

Głucha cisza.

Zośka od razu przybiegł do nas i rozkazał jak najszybciej udać się do jego mieszkania, ponieważ znajdowało się ono najbliżej.

Nigdzie się stąd nie ruszam bez mojej Kruszynki..

Mój wzrok wędrował po wszystkich zgromadzonych z nadzieją, że uda mi się dostrzec jej piękne niebieskie niczym ocean oczy.

W końcu dostrzegłem upragnione jasne tęczówki. Przedarła się przez tłum gapiów i podbiegła do mnie przytulając się delikatnie. Usłyszałem jej cichy szloch. Nie lubię gdy jest smutna. Na jej twarzy powinien gościć uśmiech. I to koniecznie bananowy..

- Nie płacz Kruszynko..- spojrzałem w jej błękitne oczy mokre od łez.
- Jak mam nie płakać, kiedy oni cię pobli..- oznajmiła kasztanowłosa.
- Cichutko..- pocałowałem ją w czoło i głaskałem uspokajająco po plecach.
- Musimy cię opatrzeć..- powiedziała poważnym głosem ociarając łzy z policzków.
- Spokojnie damy radę..- uśmiechnąłem się lekko i przytulałem ją.- Jak to się mówi czterech liter nie urywa da się jakoś żyć. - zaśmiałem się lekko.
- Ty nawet w takim momencie żartujesz..
- Nie ma co tracić czasu na smutki..- oznajmiłem.

Starałem się w jakiś sposób rozweselić kasztanowłosą żeby chociaż na chwilę na jej twarzy zagościł uśmiech..

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Zobaczyłam poruszenie wśród harcerzy
Szybko zerwałam się od razu na równe nogi. Od razu przecisnęłam się jakoś przez tłum i moje serce stanęło. Alek był cały blady a z jego rany sączyła się szkarłatna ciecz.. Janek był pobity..

- C..co się stało?..- tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
- Trochę długa historia..- powiedział Dawidowski posyłając mi lekki uśmiech.
- Musimy wezwać lekarza..- wydusiłam z siebie kolejne zdanie.

Poczułam jak po moich policzkach zaczynały spływać łzy.

- Marcyś wszystko będzie dobrze..- Alek patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Dużo ludzi mi tak powtarzało...Ale te słowa nie okazywały się nieprawdą...Zawsze się coś zrąbało...- powiedziałam przez łzy.
- Cii.. spokojnie tym razem będzie inaczej..- powiedział po czym delikatnie objął mnie zdrową ręką i pocałował w czoło.
- A jak nie?- delikatnie się do niego przytuliłam.- Jak znowu wszystko się zrąbie..
- Spokojnie Marcyś..Co mnie nie zabije to mnie wzmocni..- powiedział Dawidowski delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
- To akurat może cię zabić..

Dawidowski nic już nie powiedział tylko głaskał mnie po plecach i próbował mnie uspokoić. Czułam w sobie nadmiar emocji. Była to mieszanka różnych uczuć, które we mnie buzowały. Taka mieszanka wybuchowa można tak to ująć.

- Chodźmy już !- pogonił nas Zośka.

🌟

Dotarliśmy do mieszkania Tadeusza. Wszyscy w ciszy i skupieniu czekaliśmy na lekarza, który miał niebawem przybyć, aby wyciągnąć kule z ramienia Alka.

Chłopak obecnie został przymuszony do leżenia na kanapie w salonie. Natomiast Janek siedzi zadowolony na fotelu. Patrycja opatruje rany Rudzielca a on wyolbrzymia swoje dolegliwości, aby tylko dostać buziaka.

Podziwiam ich, że mimo tego, że odczuwają ból to są w dobrym humorze. Nawet bardzo dobrym! Ludzie jakimi oni sucharami strzelają! Normalnie jak z karabinu maszynowego. Jeszcze na dodatek się kłócą cały czas kto jest lepszy w danej dyscyplinie. Już się zakładają o to, kto bardziej uprzykrzy Niemcom życie jak tylko wyzdrowieją.

- Ja zerwę flagi z budynku Zachęty! - powiedział Rudzielec.
- A ja zerwę z gmachu PKO! - powiedział Alek.
- Jeszcze zobaczysz Aleksy, że zostanę zwyciężcą, a wtedy będziesz musiał wykonać wybrane przeze mnie zadanie.- Janek uśmiechnął się chytrze.
- Niech ci będzie Jasiu, ale jak ja wygram to również wykonujesz wybrane przeze mnie zadanie.- powiedział Dawidowski uśmiechając się cwanie.
- Ej! Nie mów do mnie Jasiu! - Janek prychnął oburzony.- Glizda przebrzydła!
- A ty nie nazywaj mnie Glizdą i to przebrzydłą! Ta zniewaga krwi wymaga! Jakbym mógł to już byś był spacyfikowany! - powiedział Aleksy.
- Wy kiedyś przestaniecie?- powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Hm.. Ciekawe pytanie. Odpowiedź brzmi: Kiedyś napewno..- zaśmiał się Janek.
- Tym razem zgodzę się z Jasiem.- zaśmiał się Aleksy.
- Ty bo zaraz się przejdę do ciebie!- zaśmiał się Janek.
- Jak z dziećmi..- powiedzieli w tym samym momencie Patrycja i Tadeusz.
- Jaka synchronizacja - zaśmiałam się.
- Tak jakoś wyszło - zaśmiała się Patrycja opatrując rany Janka.

Nagle do salonu wszedł doktor. Był on starszym już człowiekiem na co wskazywały jego posiwiałe włosy. Na nosie miał stylowe okulary. W ręce trzymał teczkę, w której znajdowały się przyrządy do zabiegu. Wiecie ja tam na medycynie za bardzo się nie znam.

- Dzień dobry..- powiedział mężczyzna w okularach.
- Dzień dobry.- odpowiedzieliśmy chórem.

Doktor postawił swoją teczkę na stole po czym otworzył ją i wyciągnął z niej potrzebne przyrządy.

- Proszę o miskę z wodą bandaże oraz ręcznik.- oznajmił mężczyzna.

Tadeusz pośpiesznie wykonał polecenie doktora i przyniósł wszystkie potrzebne rzeczy.

Mężczyzna spojrzał na nas wymownym spojrzeniem co oznaczało to jedno. Musimy opuścić pomieszczenie. Wymieniłam spojrzenia z wszystkimi obecnymi w pokoju. Zośka kiwnął głową abyśmy wyszli. Janek, Patrycja i Tadeusz wyszli a ja zostałam wpatrując się w lekarza. Z transu wyrwał mnie głos Tadeusza, który zawołał mnie abym wyszła z salonu. Jednak ja cały czas wpatrywałam się w lekarza. Buzowały we mnie emocje.

Podeszłam do doktora i patrzyłam mu prosto w oczy.

- Jeżeli Alkowi coś się stanie.. Znajdę Pana i dojadę.. Choćbym Pan się zaszył w jakiejś norze.. I tak Pana znajdę, a wtedy będziemy inaczej rozmawiać..- rzuciłam mu ostre spojrzenie.

Nie mam pojęcia co się ze mną stało. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. To był impuls..

Spojrzałam na Alka oraz pocałowałam go w policzek. Szepnęłam mu cicho na uszko "Jestem z tobą" po czym wyszłam z pomieszczenia.

Wszyscy siedzieliśmy w pokoju Tadeusza. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Byłam jak wulkan, który mógł w każdej chwili wybuchnąć.

Usłyszeliśmy krzyk bólu Alka.

Wszyscy momentalnie wzdrygnęli. Każdy z nas się martwił o chłopaka.

Kolejny krzyk.

Wszyscy jesteśmy coraz bardziej wstrząśnięci. Proszę żeby to się już skończyło. Żeby wszystko było dobrze.

Cisza.

Głucha, przerażająca cisza.

Słyszeliśmy jak otwierają się drzwi od salonu.
Wszyscy od razu zerwaliśmy się na korytarz.

Lekarz przeszywał nas wzrokiem na wskroś.

- Możecie wejść. Wszystko poszło zgodnie z planem. Kula została wyciągnięta. Pan Dawidowski powinien oszczędzać kończynę, w którą został trafiony oraz musi mieć zmieniany codziennie opatrunek.- oznajmił doktor wchodząc  z powrotem do salonu, aby spakować swoje rzeczy.

Jak najszybciej wbiegłam do salonu a za mną reszta moich towarzyszy. Zobaczyłam Alka, który siedział na kanapie cały blady, ale uśmiechnięty. Lekarz spakował swoje rzeczy i poszedł porozmawiać z Tadeuszem. Uśmiechnęłam się do niego. Rozejrzałam się wokoło.. Widok, który zobaczyłam trochę mnie przeraził.

Wcześniej biały ręcznik pokryty był szkarłatną cieczą. Na tkaninie leżał nabój, który wcześniej tkwił w ramieniu Alka.

Niezbyt lubię widok krwi.

Woda w misce zabarwiona była na kolor czerwony.

Poczułam jak robi mi się słabo. Kręciło mi się w głowie. Nogi stały się jak z waty.

Ostatnie co pamiętam to ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro