ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Minęły dwa tygodnie od kiedy Alek został postrzelony. Chłopak już dwa dni po zabiegu wyciągnięcia kuli nie mógł usiedzieć na miejscu. Chciał od razu brać czynny udział w akcjach. Skutecznie odradziliśmy Alkowi tego pomysłu i kazaliśmy na siebie uważać.

Po raz pierwszy od dwóch tygodni Aleksy ma wziąć udział w zbiórce harcerskiej. Stwierdził, że nie może już dłużej bezczynnie siedzieć w domu. Chłopak przekonywał nas na wszystkie sposoby, że już się czuję dobrze, że nic mu nie jest. W końcu musieliśmy się zgodzić. Oby to nie była zła decyzja..

Obecnie znajdujemy się na prowizorycznym boisku do piłki nożnej, które znajduje się niedaleko starych drewnianych garaży tzw."oficyn", w których potajemnie przechowywana jest broń. Może dzisiaj sobie postrzelamy. Kto to wie, może się uda.

Chłopcy postanowili rozegrać mecz w oczekiwaniu na zbiórkę, ponieważ przybyliśmy na miejsce zgromadzenia przed czasem. Podzielili się, więc na dwa zespoły. Kapitanem jednej drużyny jest Anoda a drugiej Janek.

Chłopcy grają w piłkę na ziemi, z której gdzieniegdzie kiełkuje trawa .Bramki są zbudowane z ciękich beli drewna, które połączone ze sobą dają efekt podobnych konstrukcji jak na prawdziwym obiekcje sportowym.

Ja i Patrycja jak na razie pełnimy rolę obserwatorów. Siedzimy sobie wygodnie na trawie i oglądamy zawziętą rozgrywkę. Chłopaki dają z siebie wszystko. Można nawet ująć, że za bardzo się starają.

Nie mam pojęcia który z nich wpadł na pomysł aby wszyscy grali bez koszuli. Nie wnikam, ale wiecie no przynajmniej można sobie pooglądać.

- Ale Alek jest umięśniony..- wypaliłam po czym uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam, więc zakryłam usta dłonią i zarumieniłam się.
- A gdzie to się patrzy? - powiedziała Patrycja uśmiechając się cwanie.
- No ten ja..- zająkałam się.
- Czyżby naszej Marcelinie Pan Dawidowski wpadł w oko? - zapytała spoglądając na mnie.

Oto jest pytanie. Czy Dawidowski wpadł mi w oko? Czy ja się w nim zakochałam? Owszem nasza relacja ostatnio stała się inna, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zachowujemy się jak rodzeństwo.

- Szczerze go nie wiem. My zachowujemy się jak rodzeństwo..- odpowiedziałam patrząc na boisko.
- A może on ci się podoba, ale nie chcesz się sama przed sobą do tego przyznać? - powiedziała kasztanowłosa.
- Nie. Raczej nie..

W sumie jest to możliwe, ale ja naprawdę nie wiem co do niego czuję. Aleksy jest mi bliski i to bardzo. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale czy mogę to uczucie nazwać miłością?..

- Przyznaj się ty przyglądasz się Janeczkowi - uśmiechnęłam się chytrze i spojrzałam na dziewczynę.
- Możliwe.- zarumieniła się.
- Tak tak widzę przecież. - uśmiechnęłam się cwanie na co dziewczyna się speszyła.

Obserwuje się Rudzielca ja to wiem.

Drużyna Janka zaczęła grać z kontry. Paweł, który jest bramkarzem wyrzucił piłkę pod nogi Zośki. Pewnie większość z was się dziwi, że Tadeusz gra w piłkę. Jak wiecie nasza Zosia lubi przychodzić wcześniej na miejsce spotkań aby się nie spóźnić. Tym razem jak przybył spotkał naszą grupę. I tu was zaskoczę! Tadeusz zgodził się niemal natychmiast! Też byłam zdziwiona. Przeżyłam szok. Jak wy macie teraz " laga mózgu" to tylko chwilowe.

Zośka podał prostopadłym podaniem do Alka, który przedarł się przez obronę przeciwnika i posłał piłkę prosto do siatki.

Drużyna Janek wpadła w euforię. Dosłownie rzucili się na Alka.

- Niezły strzał Panie Dawidowski. - powiedział Janek zbijając sztamę z Alkiem.
- Niezły? Trzeba było strzelać Rudzielcu.- powiedział Aleksy czochrając Janka po włosach.
- Po pierwsze układałem włosy.- powiedział oburzony Janek poprawiając swoją grzywkę.- A po drugie to bardzo chętnie tylko, że ty nikomu nie podajesz. Ja na przykład miałem dobrą pozycję.- powiedział Janek cwanie się uśmiechając.
- Ty to się lepiej matematyką zajmij. W tym jesteś dobry a w piłkę kolego to trzeba sobie wywalczyć.- odgryzł się Dawidowski.
- Chyba w tej twojej lekkoatletyce bo football to gra zespołowa.- powiedział uśmiechając się cwanie Janek.
- No co ty powiesz w lekkoatletyce nie ma footbal'u.- powiedział uśmiechając się chytrze Dawidowski.
- Noo właśnie widać.- zaśmiał się Rudzielec.

Chłopcy zaczęli do siebie startować jakby mieli się pobić, ale wiecie jak to jest z Alkiem i Jankiem to są przyjacielskie przepychanki. Chwilę się ze sobą podroczą. Prawda jest jedna, prawda jest jasna oni bez siebie żyć nie mogą. Są dla siebie jak bracia.

- Nie kłóćcie się! Grunt, że dajemy łupnia tym kupidołom! - powiedział Paweł rozdzielając dwójkę zwaśnionych przyjaciół.
- Ej ej ej ! Chcesz łupnia od kupidoła?! Co capie?!- powiedział oburzony Anoda.

Na prowizoryczne boisko dotarł Orsza, który spoglądał na harcerzy.

Widząc druha razem z Patrycją podeszłyśmy do chłopaków.

- Harcerze powinni się ładnie wyrażać .- powiedział Orsza.- Musimy iść na zbiórkę.
- Spotykamy się na tych zbiórkach żeby tylko salutować.- powiedział Rudzielec.
- Rudy hamuj się nie jestem twoim kolegą z boiska tylko dowódcą tak?- powiedział druh.- Wiem, że byście chcieli działać w dywersji, ale żeby to zrobić musicie przejść szkolenie.
- Przepraszam. Wymsknęło mi się..- powiedział skruszony Rudzielec.
- To lepiej pilnuj Janie aby ci się nie wymykało.- powiedział Orsza.-W szeregu zbiórka !

Wszyscy ustawiliśmy się tak jak rozkazał druh.

- Tylko wiecie chłopcy może byście się tak ubrali? Jesteście w towarzystwie pań, więc zachowujcie się tak jak należy.- powiedział Orsza.
- Tak jest! - odpowiedzieli jednym chórem harcerze i zaczęli ubierać swoje koszule.
- Tylko szybko szybko minutki lecą. Tik tak tik tak..- popędzał chłopców druh.

Harcerze stanęli w szeregu ubrani w koszule. No tak jakby ubrani bo niektórzy mieli je źle zapięte, ale ten fakt pomińmy.

- W prawo zwrot! - powiedział Orsza.

Wszyscy wykonali polecenie druha i obrócili się w prawą stronę.

- Na miejsce zbiórki biegiem marsz! - rozkazał.

Wszyscy zaczęli truchtać na do starego garażu.

- Nienawidzę biegać.- powiedziałam.
- Marcyś nie jest tak źle. - powiedział Dawidowski.- To tylko trucht. Mogło być gorzej. Mógł nam kazać biec sprintem.- powiedział czochrając moje włosy.
- Aleksy! Nie masz co w życiu robić, że zawsze niszczysz mi fryzurę? - biegłam za Alkiem i w pewnym momencie podskoczyłam i rozwaliłam mu starannie ułożoną fryzurę. Jestem taka niska, że aby do niego dosięgnąć muszę skakać.
- O ty Cwaniaro! - zaśmiał się Dawidowski.

Wbiegliśmy do starego garażu i ustawiliśmy się w rzędzie. Nie minęła chwila a druh komendant przybył na miejsce zgromadzenia.

- Dzisiaj poćwiczymy sobie celność. Postrzelamy do do kukły i do słoików z wodą za garażem.- powiedział Orsza.

W garażu rozległy się szepty.

- Już proszę o ciszę. Teraz zapraszam wszystkich za garaż. Za chwilę przydzielę wszystkim broń.- oznajmił druh.
- Tak jest druhu komendancie! - powiedzieliśmy chórem i udaliśmy się w wyznaczone miejsce.

Miejsce to było można ująć, że tajemne. Nikt tu się zbytnio nie kręcił, więc mogliśmy spokojnie potrenować.

- Panie przodem.- powiedział Orsza.- Która pierwsza?
- Patrycja czyń honory.- powiedziałam uśmiechając się .
- Oczywiście.- kasztanowłosa uśmiechnęła się i podeszła ustawić się naprzeciwko słoików z wodą.

Orsza chciał przydzielić Patrycji pistolet jednak ona go powstrzymała.

- Mam swój.- uśmiechnęła się i wyciągnęła z torebki pistolet Vis'a wz.35.
- Orsza, ale nam nie wolno mieć broni! - powiedział Zośka.
- Powiedzmy, że go znalazłam.- dziewczyna uśmiechnęła się i wycelowała pistoletem w słoiki z wodą.

Proszę państwa Patrycja Sokole Oko w akcji.

Strzał.

Pierwszy słoik rozleciał się na milion kawałków a woda znajdująca się w nim rozchlapała się na boki.

Tak samo stało się też z drugim słoikiem oraz trzecim.

- No no widzieliście Panowie?! Tak się powinno strzelać! - powiedział Orsza.

Kasztanowłosa uśmiechnęła się i podeszła do mnie .

- Teraz twoja kolei. Powodzenia.- szepnęła i oparła się o drzewo.

Tak, więc nastała moja kolei. Zobaczymy czy mi się uda w cokolwiek trafić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro