ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Od samego rana ptaszęta pod moim oknem ślicznie ćwierkały. Gdy tylko otworzyłam okno całe moje mieszkanie od razu wypełniły cudowne śpiewy tych latających stworzeń. Zapowiada się piękny dzień. Cieplutko bez wiatru, na niebie nie ma żadnych chmur. Cud, miód i orzeszki. No właśnie nie do końca, albowiem dzisiaj jest zbiórka harcerska. Znowu spotkamy się z Orszą.

Mam nadzieję, że dzisiaj druh komendant raczy sobie odpuścić opierdzielanie innych i zajmiemy się ważniejszymi sprawami. Nie mówię, że dyscyplina nie jest ważną sprawą owszem jest, ale jak to się mówi : Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Od ostatniego wyjścia nad Wisłę minął tydzień. Próbowałam nauczyć czegoś Szarika, ale on po prostu nie chce słuchać! Ja do niego :"Siad" a ten leży. Ja do niego :" leżeć " to on się turla. Nosz ja nie wierze w tego psa! Wszystko robi na bakier! Moja cierpliwość do niego się kończy, ale bardzo go kocham. Bardzo się z nim zżyłam. Jest moim psim przyjacielem.

Dzisiaj ten nicpoń idzie razem z nami na zbiórkę. Mam nadzieję, że będzie grzeczny. Jeden przypał i możemy się nie pokazywać na oczy Orszy.

Siedzę sobie właśnie przy toaletce i układam włosy w luźnego koka. Jestem ubrana w żółtą sukienkę, która pokryta jest drobnymi stokrotkami.

Dzwonek do drzwi.

- Już idę!- krzyknęłam wpinając ostatnie spinki we włosy.

Kolejny dzwonek.

- Mówiłam, że już idę! Pali się czy co?! - krzyknęłam i powoli zaczęłam iść w kierunku drzwi.

Po drodze wzięłam ze sobą pistolet.- ten, za który dostałam karę. Mam to, że tak powiem na użytek własny, a właściwie po prostu go przeszmalcowałam żeby Orsza mi go nie zabrał. W końcu przezorny ubezpieczony nieprawdaż?

Zbliżałam się coraz bliżej.

I bliżej.

Szarik usiadł w framudze od drzwi do mojego pokoju i obserwował moje poczynania.

Kolejne gwałtowne pukanie.

W końcu po chwili zastanowienia otworzyłam drzwi. Szarik zaczął głośno warczeć i jak burza pobiegł w stronę wyjścia.

- Szarik spokojnie to tylko ja..- powiedział znajomy mi głos.

Wyłoniłam się zza drzwi, a moim oczom okazał się nikt inny jak Szanowny Pan Dawidowski. Nie powiem nie powiem Szarik mimo, że jest krnąbrny to jednak pojętny uczeń. No nawet, bo teraz gryzł Alka w nogawkę od spodni.

- Człowieku chcesz żebym umarła?! - krzyknęłam.- Szarik zostaw..

Szczeniak skruszony z powrotem wleciał do mieszkania i usiadł obok mnie ilustrując wzrokiem Alka.

- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć..- niebieskooki uśmiechnął się niewinnie.
- Nic się nie stało. Tylko proszę cię żebyś następnym razem pukał trochę mniej agresywniej..- pokazałam chłopakowi żeby wszedł do środka, na co niebieskooki skinął głową i wszedł do mieszkania.- Myślałam, że to Gestapo..

Chłopak podszedł bliżej po czym mnie przytulił i zobaczył pistolet w mojej dłoni.

- Marcyś spokojnie..- chłopak delikatnie zabrał pistolet z mojej dłoni i odłożył go na komodę znajdująca się w przedpokoju.
- To przez ten sen...- powiedziałam i wtuliłam się mocniej do niebieskookiego.
- Cii.. To był tylko koszmar.. To nie zdarzyło się naprawdę..- chłopak mocno mnie przytulał i głaskał po plecach.
- Masz rację to był tylko sen...- westchnęłam sobie wtulając się do niebieskookiego.- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty to bym się nie uspokoiła tamtej nocy..
- Zawsze będę przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebowała..- powiedział i pocałował mnie w czoło.

Po moim ciele przeszła fala ciepła. Poczułam jak na moją twarz wkrada się soczysty rumieniec. Co ten chłopak ze mną robi?

- A ja będę zawsze kiedy ty mnie będziesz potrzebował. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.

Zapatrzyliśmy się w swoje oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i poprawiłam niesforny kosmyk włosów, który opadł mi na czoło.

- Powinniśmy już iść. Musimy jeszcze pójść po Pati i Janka.- uśmiechnęłam się.

Chłopak został wyrwany z zamyślenia i lekko się zarumienił. Jeju, ale on jest słodki, gdy jest zakłopotany. Stop! Marcelina wracaj na ziemię!

- Przepraszam zamyśliłem się...- uśmiechnął się niewinnie.- Mogłabyś powtórzyć co mówiłaś ?
- Powiedziałam, że musimy już iść po Pati i Janka.- uśmiechnęłam się.
- Ależ oczywiście.- uśmiechnął się .- Panie przodem.

Przed wyjściem zapięłam Szarikowi obroże oraz smycz. Łapka szczeniaka była już w lepszym stanie. Ten mały szkodnik mógł już samodzielnie biegać i skakać, jednak postanowiłam wziąć go na ręce i położyć na ziemi dopiero gdy wyjdziemy przed kamienice. Razem z Szarikiem na rękach wyszłam przed mieszkanie. Gdy Alek wyszedł z mojego lokum zamknęłam drzwi na klucz.

- Aluś mam prośbę. Schowałbyś mi klucze do mieszkania?   Jestem ciamajdą mogę je zgubić. - wystawiłam klucze w jego stronę.
- Oczywiście - niebieskooki wziął ode mnie klucze i schował w kieszeni swoich spodni.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek po czym zaczęłam zbiegać po schodach.
- Cwaniara! - krzyknął Dawidowski i również zaczął zbiegać po schodach.

Wybiegłam przed kamienice i czekałam na Alka. Chłopak również wybiegł przed blok mieszkalny.

- Sportowiec nie w formie? - uśmiechnęłam się cwanie.
- Dałem ci fory.- Dawidowski poczochrał mnie po włosach.
- Tak tak. - prychnęłam, na co blondyn uśmiechnął się niewinnie.

Położyłam szczeniaka na ziemi. Następnie całą trójką zaczęliśmy iść w stronę mieszkania Janka, albowiem napewno spotkamy tam również Patrycję.

🌟

Dotarliśmy właśnie do miejsca docelowego- kamienicy Bytnarów. Weszliśmy na po schodach i znaleźliśmy przed drzwiami od mieszkania Janka.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.

Nikt nie otwiera.

Zadzwoniłam po raz kolejny.

Nagle drzwi otworzył Janek z nierównie zapiętą koszulą i śladem czerwonej szminki na policzku.

- Dzień dobry Janeczku.- zaśmiałam się.
- No właśnie. Dzień dobry Janeczku. Pamiętasz, że dzisiaj zbiórka prawda?- powiedział Dawidowski podśmiewując się z Rudzielca.

Janek zarumienił się lekko i analizował wszystkie informacje.

- Kochanie, kto przyszedł?! - zawołała kasztanowłosa.
- Marcelina i Alek! - krzyknął zdezorientowany Janek.- Dzisiaj jest zbiór.. zbiórka?
- Dokładnie tak.- uśmiechnęłam się.
- Że teraz zaraz ?- powiedziała zdziwiona Patrycja, która przyszła do futryny drzwi.
- Tak jest.- powiedział Dawidowski uśmiechając się.
- Janek czemu mu nie powiedziałeś?! - powiedziała oburzona kasztanowłosa.
- Ja zapomniałem..- powiedział skruszony Rudzielec.
- Dajcie nam chwilkę.- powiedziała kasztanowłosa i razem z Jankiem zniknęli w czeluściach mieszkania.

Zachichotałam i pogłaskałam Szarika po główce, na co szczeniak polizał mnie po policzku.

- Szarik! Mówiłam ci coś..- westchnęłam i przetarłam swój policzek.
- Ktoś tu chyba się nie słucha.- powiedział Dawidowski uśmiechając się i pogłaskał szczeniaka po główce.
- A żebyś wiedział! Ten piesek wszystko robi na bakier!
- Zobaczysz, że kiedyś się wszystkiego nauczy. Jeszcze jest młody, woli rozrabiać. - Dawidowski uśmiechnął się.
- Może masz rację.- uśmiechnęłam się.
- Chyba w czymś im przeszkodziliśmy.- powiedział Dawidowski uśmiechając się chytrze.
- Po raz kolejny masz rację.- zaśmiałam się i uśmiechnęłam się chytrze.

Po chwili z mieszkania wyłoniły się nasze gołąbeczki. Janeczek tym razem w poprawnie ubranej koszuli i bez śladu na policzku. Natomiast Patrycja ubrana była w piękną pudrowi różową sukienkę, którą zdobiły piękne, drobne białe kwiaty.

- Szanowni państwo gotowi? - zapytałam.
- Ależ oczywiście.- powiedziała Patrycja uśmiechając się.
- Chodźmy bo Orsza nas prześwięci.- powiedziałam.

Moi towarzysze skinęli głowami i zaczęliśmy schodzić po schodach. Następnie wyszliśmy z kamienicy i udaliśmy się w stronę starych, drewnianych garaży, gdzie kiedyś już odbyła się zbiórka.

🌟

Przybyliśmy na miejsce zbiórki. Większość harcerzyków już była na miejscu .Był również on - postrach wszystkich tutaj zgromadzonych, król opierdzielu i dyscypliny. Król złoty, druh komendant. Każdy z was wie kogo mam na myśli.

Podeszliśmy bliżej wszystkich zgromadzonych i przywitaliśmy się. Szarik grzecznie usiadł koło mnie i ilustrował wzrokiem wszystkich zgromadzonych.

- Spóźnienie.- powiedział Orsza.
- Przepraszamy..- powiedziałyśmy chórem.
- Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.- druh komendant spojrzał na nas karcącym wzrokiem.
- Ależ oczywiście..- powiedziałam.
- No dobrze. Przejdźmy do celu tego spotkania. Otóż drogie panie biorą czynny udział w akcjach i pomagają nam jak mogą. Mimo, że są czasem wykazują się nieposłuszeństwem to jednak są bardzo wartościowymi kandydatkami na oficjalne przyjęcie do Szarych Szeregów. Jutro z samego rana złożycie przysięgę. Musicie wybrać sobie pseudonimy. Jakieś pytania?- powiedział Orsza.
- Nie,  żadnych. - uśmiechnęłam się.
- No dobrze.- powiedział druh komendant.- Następnie chciałbym powiedzieć, że szykuje się nowa akcja. Wszyscy znacie Paprockiego. Restaurator ogłasza regularnie co sobotę w "Nowym Kurierze Warszawskim" , że jest pośrednikiem w prenumeracie "Der Strurmer" i innych pismach niemieckich. Trzeba go wykończyć".  Myślę, że idealnie do tej akcji nada się Rudy i Alek. Panowie macie szansę wykazać się swoją pomysłowością.
- Tak jest.- powiedzieli równocześnie.
-To już wszystko na dziś. Możecie się rozejść. Czuwaj. - powiedział druh komendant i zniknął w odmętach ciemnego garażu.

Nie mogę w to uwierzyć! Już jutro z samego rana będziemy oficjalnie członkami Szarych Szeregów!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro